Pewnego zimnego grudniowego dnia w 1983 roku, moi rodzice, starsze rodzeństwo i ja nerwowo przybyliśmy we wczesnych godzinach porannych do Brązowe drzwi w Watykanie. Spotkał nas poważny i elegancki szwajcarski strażnik, który eskortował nas przez długie korytarze do pokoju, w którym mogliśmy zostawić nasze płaszcze.
Grupa ostrożnych kardynałów również przybyła i powiesiła swoje na wieszaku, nie widząc, że jest tam małe dziecko. Zasypali mnie ubraniami, ale udało mi się wydostać i dołączyć do rodziny. Szliśmy na mszę z papieżem, jego osobistą mszę, wraz z kilkoma innymi osobami.
Ponownie żołnierz rzymskiej gwardii papieskiej zachęcił nas do pójścia za nim. Szliśmy w milczeniu przez kolejne korytarze, aż zatrzymał się, by się ukłonić. Gestem dał nam do zrozumienia, że to jest to. Wyjrzeliśmy i zobaczyliśmy si Jan Paweł II siedząc przed tabernakulum i modląc się.
Staliśmy z przodu po prawej stronie, a mnie przypadła kolej, by usiąść po lewej stronie w pierwszej ławce, najbliżej człowieka, który dźwigał cały ciężar Kościoła. Wikariusz Chrystusa na ziemi modlił się w skupieniu, nie zwracając uwagi na ruch i dźwięki wydawane przez niewielką liczbę osób wchodzących na mszę.
Ale życie przynosi niespodzianki i ani święty Jan Paweł II, ani nikt inny nie spodziewał się tego, co się wydarzy. Ten ośmioletni chłopiec robił to, co do niego należało, był chłopcem i miał w kieszeni kilka kulek. Po pokonaniu wilgotnego rzymskiego zimna, aby dostać się do Watykanu, szoku związanego z płaszczami i kardynałami, respektu związanego z chodzeniem po groźnych korytarzach za formalnym żołnierzem, nowości tego wszystkiego, czego doświadczałem i podekscytowania związanego z przebywaniem tam z papieżem, czy jest lepszy sposób na uspokojenie się i zyskanie poczucia bezpieczeństwa niż znajomy dotyk moich kulek w kieszeni?
Kule jednak jeszcze się nie uspokoiły i z tą swoją manią do dzikiego ruchu wyleciały z mojej kieszeni, podskakiwały i turlały się! Ich radosny, śpiewny łoskot na marmurowej posadzce osobistej kaplicy papieża przerwał ciszę i przerwał rozmowę między Bogiem a Karolem Wojtyłą, a może nie przeszkadzał im, a raczej ją podsycał.
W mojej głowie kulki odbijały się w zwolnionym tempie i był to jedyny dźwięk, który wszyscy słyszeliśmy i który odbijał się echem od sufitu. Co się stanie? Jan Paweł II podniósł głowę, odwrócił się i uśmiechnął. Mógł wysłać gwardię szwajcarską, aby wygoniła to dziecko z jego pałacu, ale uśmiechnął się. Mógł udawać, że zamieszanie podczas porannej modlitwy nie zwróciło jego uwagi, ale uśmiechnął się.
Mógł spojrzeć na mnie z ponurym i surowym wyrazem twarzy i powiedzieć mi "Czy nie widzisz, że rozmawiam z Bogiem o wszystkim, co musimy uporządkować w kościele i na świecie?".ale on się uśmiechnął. Mogłem zbesztać rodziców, ale on się uśmiechnął.
Karol Wojtyła był uważny na rzeczywistość i pozwalał się jej zaskakiwać i dotykać; stawiał stopy na ziemi, a głowę na niebie; nie przywiązywał do siebie wagi; pozwalał każdemu być sobą i liczył się z tobą w planach Bożych; wiedział, że zabawa jest potrzebna każdego dnia życia, aby stawić czoła każdej chwili ze sportowym i zabawnym zmysłem; miał poczucie humoru; chodził z Bogiem i zamieniał zwyczajność w modlitwę; nie marnował czasu na bezsensowną złość; wykorzystywał okazję z tego, co nieprzydatne; tworzył rodzinę i dom, gdziekolwiek był.... i uśmiechał się, dużo się uśmiechał. Traktat o zdrowej psychologii i integracji psychologii i zdrowia psychicznego.
Dzięki jego interwencji i głębokiej spontaniczności, której sam doświadczył i którą proponuje w Miłość i odpowiedzialnośćMogę powiedzieć, że jestem dzieckiem, które sprawiło, że święty się uśmiechnął, a nie dzieckiem, które rozproszyło lub rozgniewało głowę państwa Watykanu.
Po Mszy św. witał się z nami po kolei i dawał nam różaniec. Kiedy przyszła moja kolej, mama powiedziała do niego: "Idę na różaniec!Nazywa się po tobie".. Pocałował mnie i powiedział: "Carolo, Carolo! Nie powiedział tego głośno, ale jako dziecko zrozumiałem, o co chodzi: chciał przez chwilę pograć ze mną w kulki, ale nie mógł zostać. Umówił się z innymi dorosłymi i poprosił mnie, żebym zagrał za niego. Tak więc, do dziś, chodź i graj!