Korzystając z tego, że mój przyjaciel Carlos przejeżdżał przez Pampelunę, dałem się zaprosić na kawę na taras w centrum miasta. Usiedliśmy ze spokojem i niespiesznością głupiego sobotniego popołudnia, w towarzystwie bezchmurnego nieba i tej bryzy stąd, która niesie ze sobą upiorny chłód (mimo to taras był pełen. Rzeczy, które zdarzają się tylko w Pampelunie). Ale mieliśmy dobry płaszcz. Tak więc po nadrobieniu zaległości - on opowiedział mi o swojej pracy, a ja o swoich studiach - wykorzystałem fakt, że byliśmy w zaufaniu, aby odciążyć się od pewnych obaw, które czasem szczypią mój dobry humor:
- Jestem zmęczony modelem miłości, który jest nam wszędzie sprzedawany: ma brokat i wielkość baniek mydlanych. Wielu zakochuje się, chodzi tam i z powrotem, a w końcu nikt nie wychodzi za mąż....
- Przestań, człowieku, uspokój się - przerwał mi Carlos, gdy z delikatnym stuknięciem odstawił swój kubek na talerz. Nie popadajmy w tragizm: zamiast narzekać, musimy się ruszyć. Jak mój bratanek Miguel.
- Ten, który studiuje ekonomię?
- Tak, zrobił to. Ale on skończył studia rok temu... stary, musieliśmy pogadać, eh!
Otóż kilka tygodni temu chłopak miał natchnienie.
- Czy tak jest?
- Po ukończeniu studiów, Miguel dołączył do firmy konsultingowej w Madrycie w wieku 24 lat. Jako że lubi chodzić i witać się z ludźmi, jest facetem, który zaskarbił sobie sympatię kolegów. W jego mieszkaniu pracuje (a może mieszka) około 25 osób. Szefowie są z tyłu, w indywidualnych gabinetach, a pracownicy dzielą salon, w którym ścianki działowe o połowie wysokości dzielą stoły.
- Jako film amerykański.
- Jak to jest. Najwyraźniej atmosfera w pracy nie jest taka szara. Miguel mówi, że nawet udekorowali coś na święta: mała choinka, którą znajdujesz zaraz po wyjściu z windy i czerwone wstążki na oknie z widokiem na miasto.
- To jest coś.
- Pewnego ranka szef zwołał gang do sali konferencyjnej obok swojego biura. Najbardziej rozbudzeni zdołali usiąść wokół stołu, reszta została na stojąco, tworząc drugi i trzeci rząd między krzesłami a ścianami. Miguel przybył kilka minut spóźniony, podszedł do pokoju z plecakiem przewieszonym przez ramię i przycisnął się do futryny, by nasłuchiwać.
Wódz przekazał swoje wystąpienie, "Czy ktoś ma jakieś pytania?" Cri-cri i "dalej, bierzemy się do roboty!". Zanim jednak ktokolwiek zdążył się ruszyć, interweniował Miguel:
- Przepraszam, chciałbym złożyć ostrzeżenie. Wykorzystując fakt, że wszyscy tu jesteśmy...
- Oczywiście - powiedział szef, maskując swoją ciekawość uprzejmym bonusem.
25 par oczu było utkwionych w moim bratanku. A Miguel, powstrzymując swoje podniecenie, pozwolił mu odejść:
- Wychodzę za mąż.
Ludzie spojrzeli na siebie i dyskomfort rozniósł się po sali. Miguel zdenerwował się, "może to nie był ten czas", i wycofał uśmiech, który tak szczerze zaoferował. Po drugiej stronie stołu kobieta po czterdziestce, która była szczególnie niespokojna w tej sytuacji - być może z powodu jej uznania dla mojego siostrzeńca - zadała pytanie, które wielu zdawało się podzielać:
- Ale, Miguel, dlaczego tak młodo?
- Człowieku - powiedziałam, przerywając Carlosowi w postrzępionym nastroju. Kobieta mogła powiedzieć to wyraźniej. Miguel miał zapewne na myśli bardziej okrutne słowa: "Nie jesteś nieostrożnyalbo przynajmniej trochę naiwny w udawaniu bohatera?"
- Nie dramatyzuj - poprawił mnie Carlos. Poza tym w tym momencie, jak wspomniałem na początku, Miguel otrzymał natchnienie: otworzył plecak, żeby wyjąć iPada, poszukał czegoś i pokazał ekran kolegom, jakby trzymał w górze jakieś trofeum. Nagle napięcie zmieniło się w ciepło. Była to fotografia rodzinna: w centrum dwóch bardzo eleganckich dziadków w świątecznych kapeluszach; obok nich siedem uśmiechniętych par małżeńskich; i wypełniające każdą szczelinę ekranu jakieś 35 lub 40 wnuków o różnej posturze i psotach. A gdy trzymał w górze zdjęcie, Miguel tonem pełnym pewności siebie odpowiedział:
- Tak właśnie chciałbym przeżywać święta, gdy dorosnę, jak mój dziadek. A żeby się tam dostać, lepiej zacząć wcześnie, prawda? Dlatego tak młodo wychodzę za mąż.
- Godne uwagi - skomentowałem - A jak zareagowali ludzie?
- Kilku przytaknęło, inni się uśmiechnęli, a kobieta, która zadała pytanie, wstała, położyła rękę na ramieniu mojego siostrzeńca i pogratulowała mu.