- Tato, możesz mi opowiedzieć jakąś historię? Ale długa, jutro jest dziewiętnasty marca i nie ma szkoły.
Śmiejąc się, ojciec odpowiedział:
- Dobrze znasz te daty, prawda, Juanito... No cóż, zobaczmy, pozwól, że pomyślę o jednej, podczas gdy ty założysz piżamę.
- Tatusiu, nie mów mamusi, ale wolę twoje opowieści, jej są trochę nudne, nie ma w nich zamków, bitew, potworów i czarnego charakteru do schwytania....
Z chytrym śmiechem ojciec odpowiedział:
- Mam już jedną, ale tym razem nie będzie ona o zamkach, bitwach, potworach czy złoczyńcy do złapania. Dziś opowiem wam o wyjątkowej.
- Więc o co chodzi?
- Wiele, wiele lat temu żył w skromnej wiosce chłopiec w wieku około dwunastu lat, bardzo cnotliwy, o wielkim sercu. Codziennie rano pomagał ojcu w warsztacie stolarskim, a popołudniami lubił bawić się z kolegami. Ale ten chłopiec miał bardzo szczególną umiejętność: każdy kawałek drewna lub kłody, który znalazł, rzeźbił i zamieniał w coś użytecznego; na przykład w zabawkę, łyżkę lub inne narzędzie domowe.
Pewnego popołudnia, spacerując po sadzie, natknął się na duży pień drzewa oliwnego, który być może spadł z drzewa drwala. Był zachwycony, bo od dawna szukał takiego rozmiaru, żeby zrobić sobie mały bagażnik do przechowywania narzędzi. Ponieważ był to bardzo ciężki pień, poszedł do domu na pełnej prędkości, aby poszukać taczki.
Kiedy wrócił, znalazł kłodę nietkniętą i odetchnął głęboko z wielką ulgą. Wracając do domu, zatrzymał się na wiejskim targu, aby kupić coś, co zamówił dla niego ojciec, a kiedy czekał na obsługę, usłyszał za sobą młodych rodziców lamentujących, że nie mają dość pieniędzy, aby kupić zabawkową łódź dla swojego młodego syna.
Rozpoznał te głosy, wiedział kim są. Była to bardzo biedna rodzina mieszkająca w pobliżu rzeki, niedaleko jego domu. W drodze do domu wpadł na pewien pomysł. Zamiast używać kłody do zrobienia buta, pomyślał o wyrzeźbieniu łodzi, którą mógłby podarować chłopcu.
Wszedł do swojego domu, przywitał się z rodzicami i zjadł z nimi kolację. Kiedy rodzice poszli spać, udał się po cichu do warsztatu ojca. Tam, obok kłody, pod osłoną jasnej pochodni czekały na niego wszystkie jego narzędzia. Przez całą noc rzeźbił kłodę i zrobił piękną łódź.
Kiedy miał ją gotową, zeszlifował ją i zanim kogut zapiał, wyjął z kieszeni kawałek materiału i zrobił z niego żagiel. Niebo się rozpogodziło i zanim kury zaczęły się dobijać o swoje ziarna kukurydzy, zgasił pochodnię, zabrał łódź i bez śladu wrócił do swojego pokoju.
Kiedy sSłońce zaszło i podczas gdy jego matka przygotowywała śniadanie, on wziął łódkę i wyruszył w pośpiechu. Kiedy dotarł do domu chłopca, wyjrzał przez okno i nie zobaczył żadnego ruchu.
Z ulgą, że dotarł na czas, zostawił łódź przy drzwiach i pobiegł nie dając się zauważyć.
Po południu matka poprosiła go, aby poszedł nad rzekę napełnić dzbanki wodą. Zmęczony tym, że nie spał całą noc, zszedł powoli nad rzekę. Gdy zanurzył dzbanek w rzece, zaskoczył go trzask małej łódki w jego rękach.
Rozpoznał ją - to była ta, którą robił przez całą noc - wziął ją do rąk, spojrzał w górę i zobaczył małego chłopca z wielkim uśmiechem, który biegł w jego stronę, aby ją odzyskać.
Podał mu ją, a chłopak powiedział: "Dziękuję bardzo za zatrzymanie, myślałem, że nigdy jej nie złapię. Do zobaczenia.
Kiedy wracał do domu z dzbanami pełnymi wody i uśmiechem na twarzy, przypomniał sobie słowa, które ojciec powiedział mu kilka miesięcy wcześniej: "Synu, nigdy nie zapominaj, że więcej radości jest w dawaniu niż w otrzymywaniu.
Juanito, ta historia jest skończona.
Juanito ziewnął, jak senny lew, i rękami ocierając oczy, zapytał ojca:
- Tato, jak ten chłopak miał na imię? Zrobił coś dobrego i bez niczyjej wiedzy, że to on?
Ojciec, uśmiechnięty i patrzący na niego z czułością, odpowiedział:
- To dziecko miało na imię Józef.
Licencjat z teologii na Uniwersytecie Nawarry. Dyplom z teologii duchowości na Uniwersytecie Świętego Krzyża w Rzymie.