W 2020 roku obchodzimy - zbiegającą się z początkiem pandemii - 250. rocznicę urodzin trzech niemieckich geniuszy: Beethovena, Hölderlina i Hegla. W tym samym roku udało mi się przeczytać znakomitą biografię Antonia Paua niemieckiego poety romantycznego Novalisa, współczesnego tej trójce. To nie były i nie są jego urodziny, ale wydaje mi się, że jego życie i twórczość mogą być w dzisiejszych czasach niezwykle pouczające. Bo jak napisał kiedyś poeta rozumie naturę lepiej niż naukowiec.
W tej dziwnej sytuacji, w której wciąż się wleczemy, w której otrzymujemy tyle wiadomości o zgonach, przyjęciach do szpitala, bohaterach dnia codziennego, światłach i podłości, samotności i solidarności, nieuniknione wydaje się - jak już niektórzy słusznie zauważyli - uświadomienie sobie, co jest naprawdę wartościowe w naszym życiu, i myślę, że właśnie w tym może nam pomóc wielki niemiecki artysta.
Wszystko o Friedrichu von Hardenbergu, jak nazywał siebie Novalis, zanim wybrał swój słynny pseudonim, jest krótkie w jego płodnym życiu. Zaledwie dwadzieścia osiem lat na ziemi, maleńka geografia - poruszał się tylko po kilku wioskach w Saksonii - kilku przyjaciół, kilka stron. A jednak jego życie było ciągłym poszukiwaniem absolutu.
Powolność ćwiczeń, napisał w jednym z zeszytów, które zawsze trzymał pod ręką. Niemal od dziecka czuł bliskość śmierci i właśnie dlatego musiał pisać powoli. Nie byłoby czasu na korektę. Wszystko jest nasionami, napisał też, w innym miejscu, w innym zeszycie. Ziarno, o którym wiedział, że nigdy nie doczeka się kiełkowania.
Szukał absolutu, który każdy człowiek intuicyjnie wyczuwa wśród otaczającej go efemeryczności. Szukamy wszędzie absolutu -pisał a my zawsze i tylko znajdujemy rzeczy. Jednak fakt, że znalazł tylko rzeczy, nie zniechęcił go. To, co zrobił, to zagłębienie się w nie, a zrobił to dwoma pozornie sprzecznymi drogami: badaniem rzeczy poprzez naukę i poszukiwaniem ich tajemnicy poprzez poezję.
Wydarzenia, które przeżywaliśmy i przeżywamy z intensywnością, przynoszące nam doświadczenie bólu wraz z wyraźną niewystarczalnością kruchego dobrobytu materialnego do osiągnięcia szczęścia, mogą sprzyjać refleksji. W obliczu samotności chorych, którzy zostali zmuszeni do walki o życie z pomocą tylu bohaterskich lekarzy i pielęgniarek, nie pozostaje nic innego, jak spróbować zagłębić się w duchowy wymiar naszego życia.
Novalis był dobrym człowiekiem, człowiekiem o dobroci, która była jednocześnie dziecięca i dojrzała. Jego życie i twórczość są przesiąknięte tym spojrzeniem dobroci - czułym i serdecznym, nie miękkim i łzawym - z jakim patrzył na wszystko. Romantyk jest zwykle przyrównywany do dziecięcej słodyczy, do parnej i mglistej zadumy. A nasz poeta był rygorystyczny i precyzyjny. Dlatego też napisał: Dokładność naukowa jest tym, co jest absolutnie poetyckie.
Życie i dzieło, oba okrojone, wielkiego poety, pozostały jak te greckie torsy, które czas tak pięknie okaleczył. Goethe żył osiemdziesiąt dwa lata w doskonałym zdrowiu i pozostawił po sobie nienaganny dorobek. Novalis żył dwadzieścia osiem lat, z czego znaczną część chorował, i pozostawił po sobie jedynie niepowiązane ze sobą fragmenty, niedokończone powieści i garść wierszy. Wydaje się, jakby jego życie i jego dzieło musiały być takie, bolesne i okaleczone, aby osiągnąć należną im doskonałość.
W tym krótkim życiu pozostawił dwa trwałe dzieła: Chrześcijaństwo czy Europa i Hymny dla nocy. W pierwszym eseju, napisanym w 1799 roku, gdy rozbrzmiewały krzyki rewolucji francuskiej i ogień armatni Napoleona oraz zderzenie religijnej żarliwości z antyreligijnym entuzjazmem, Novalis przyjmuje radykalną jak na tamte czasy postawę.
Młody poeta, jak przystało na dobrego romantyka, z nostalgią, jeśli można to tak nazwać, spogląda na bardziej uduchowiony i harmonijny czas przyszły. Romantyk jest niewygodny w czasach, w których przyszło mu żyć. Czuje się bezpaństwowcem i ma nadzieję, że obecne trudności posłużą jako narodziny lepszej przyszłej epoki: epoki pojednania Europejczyków, epoki nowej jedności Europy opartej na więzach wybitnie duchowych.
Ze swojej strony Hymny na nocsą jednocześnie opowieścią o intymnym doświadczeniu i kosmogonii. Przedwczesna śmierć w wieku 15 lat jego narzeczonej, Sophie von Kühn, paradoksalnie prowadzi go do egzaltacji świata - światów, a raczej tego, co widzialne i niewidzialne -, wielkich rzeczywistości - światła, nocy, nieskończonych przestrzeni, czasu, ziemi, natury, człowieka, śmierci, radości - i Boga.
To uderzające, że człowiek, który w swoim krótkim życiu tak wiele wycierpiał, pisał z entuzjazmem, który ponad dwa wieki później nadal porusza. Ten sam człowiek, który napisał, że każdy człowiek ma swoje lata męczeństwa, powiedział również, że poprzez modlitwę osiąga się wszystko. Modlitwa jest uniwersalnym lekarstwem i że Boga trzeba szukać wśród ludzi. To właśnie w ludzkich wydarzeniach oraz w ludzkich myślach i uczuciach najdobitniej objawia się duch nieba.
Polecam lekturę tej wspaniałej biografii Novalisa, podczas gdy tak wielu ludzi cierpi w milczeniu, niektórzy w samotności swojej choroby, a inni próbując walczyć z fizycznym i psychicznym wirusem życia w permanentnym strachu. Są to ciężkie czasy, jak mawiała święta Teresa z Avila, ale wśród tak wielu trudności, dobroć tak wielu ludzi świeci jasno i może wyjść przemieniona z tej podróży, którą dzielimy. I właśnie dlatego chciałam się z Wami podzielić.