Dwie narracje o ewangelizacji Ameryki

Ostatnia podróż papieża Franciszka do Kanady pokazuje, jak jego przesłania często docierają do opinii publicznej z niewielkimi niuansami. W tym przypadku negatywna narracja o ewangelizacji Ameryki znacząco wpływa na to, jak odbierany jest jego przekaz.

9 września 2022 r.-Czas czytania: 2 minuty

Zdjęcie: Papież Franciszek wita się z rdzennym mieszkańcem w Iqaluit. ©CNS photo/Paul Haring

W ostatnich latach narasta nowa narracja o kolonizacji Ameryki i ewangelizacji prowadzonej przez Hiszpanię i inne kraje. Oczywiście nie wszystko zostało zrobione dobrze i historia musi wydobyć na światło dzienne wszystkie fakty. Wydaje się jednak, że w debacie publicznej nie bierze się pod uwagę wielu istotnych niuansów. Kultura woke narzuca narrację opartą na resentymentach i niezbyt sprzyjającą spokojnemu dialogowi w wielu kwestiach. 

Nagłówki w prasie też często nie są pomocne, co widać na przykładzie ostatniej podróży papieża do Kanady. Niewątpliwie głównym przesłaniem było przeproszenie rdzennych mieszkańców za współpracę Kościoła w państwowych szkołach w zakresie reedukacji dzieci. Empatia i pokora okazane przez Franciszka podbiły serca wielu osób z pierwotnych ludów tych regionów, które przyjęły jego przeprosiny z gestami, które rozeszły się po świecie w postaci mnóstwa fotografii. 

Franciszek jest jednak daleki od uznania prawdziwości wszystkich historii, które w ostatnich latach pojawiły się na temat szkół rezydencjalnych, a zwłaszcza pomysłu, że doszło do prawdziwego ludobójstwa. Niuanse są bardzo ważne, ale być może opinia publiczna została pozostawiona z myślą, że papież przyznał więcej niż faktycznie powiedział. 

Uważam, że prawdziwie pokorny i przystępny sposób bycia, jaki pokazał Franciszek, jest obrazem, który najbardziej pozostał mi z tej podróży, ale ważne jest, aby nie stracić wszystkich niuansów jego słów. W przeciwieństwie do tego, co obecnie robią wielkie rządy i korporacje, gdy popełniają błędy, Kościół poświęca się nie tylko zadośćuczynieniu ofiarom. Wielokrotnie też publicznie przeprasza, a jej najwyżsi przedstawiciele - pomyślmy o Franciszku czy Benedykcie XVI - osobiście i często spotykali się z poszkodowanymi. 

Moim zdaniem, jest to właściwy sposób postępowania, ale nie powinien on prowadzić do myślenia, że zepsucie i grzech są tym, co obfituje w Kościele. Gdyby tak było, to już dawno przestałaby istnieć, bo żadna instytucja nie może długo przetrwać, jeśli kryje w sobie przede wszystkim złe rzeczy. Sukces wielkiego dzieła popularyzacji historycznej Elviry Roca "Imperiofobia" i inne tego typu książki uwypuklają pozytywne aspekty wkładu społecznego Kościoła, który jest niewątpliwie duży. Co więcej, to skorumpowane postrzeganie Kościoła jest dalekie od tego, by było normą w codziennym życiu większości katolików, kiedy chodzą do swoich parafii i mają do czynienia ze swoimi księżmi. 

Podsumowując, myślę, że powinniśmy być pokornie dumni z tego, jak Kościół uznaje i naprawia swoje błędy, dostrzegając jednocześnie, że większość tego, co robi, jest bardzo pozytywna. Ponadto dzisiejsze społeczeństwo żyje i domaga się ideałów chrześcijańskich, nie zdając sobie z tego sprawy.

AutorJavier García

Redaktor Omnes. Wcześniej współpracował z różnymi mediami religijnymi i kulturalnymi. Od 18 lat jest nauczycielem filozofii w szkole średniej.

Biuletyn informacyjny La Brújula Zostaw nam swój e-mail i otrzymuj co tydzień najnowsze wiadomości z katolickim punktem widzenia.