Powołania

Eliana i Paolo, założyciele Via PacisPowiedzieliśmy Panu, aby się pokazał, a On nie czekał".

Eliana i Paolo są, wraz z ojcem Domenico, założycielami wspólnoty Via Pacis. Dziś pracują jako wolontariusze w CHARISRzeczywistość pożądana przez papieża Franciszka w służbie Katolickiej Odnowy Charyzmatycznej.

Leticia Sánchez de León-26 wrzesień 26 wrzesień 2023-Czas czytania: 7 minuty
eliana i paolo via pacis

Zdjęcie: Paolo i Eliana w dniu zatwierdzenia Via Pacis jako Międzynarodowego Stowarzyszenia Wiernych ©Dykasteria ds. Świeckich, Rodziny i Życia

Eliana i Paolo pobrali się bardzo młodo: on miał 25 lat, a ona 20. Wierzący, ale niezbyt praktykujący, z wiarą - jak sami to określają - trochę naiwną. naif. Po 5 latach małżeństwa powiedzieli Bogu: "Panie, jeśli istniejesz, pokaż się!" i Bóg pokazał się w potężny sposób.

Zarówno Eliana, jak i Paolo, w ciągu kilku godzin od siebie, mieli silne doświadczenie Boga, z którego narodziła się wspólnota. Via Pacis, wraz z księdzem diecezjalnym, ojcem Domenico Pincellim. 26 czerwca rzeczywistość ta otrzymała ostateczny dekret Dykasterii ds. Świeckich, Rodziny i Życia jako Międzynarodowe Stowarzyszenie Wiernych..

Eliana i Paolo byli szefami tego stowarzyszenia jeszcze cztery lata temu, kiedy poczuli potrzebę pozostawienia kierownictwa stowarzyszenia nowym pokoleniom.

Jak zaczęła się ta przygoda z zakładaniem społeczności? Via Pacis?

-[Paolo]Wszystko zaczęło się 45 lat temu, ale wtedy nie wiedzieliśmy, że to początek wspólnoty. Zaczęliśmy modlić się z księdzem, ojcem Domenico Pincellim (który zmarł w 2003 roku) i stopniowo dołączali do nas inni ludzie; nigdy byśmy nie pomyśleli, że z biegiem lat ta mała rzeczywistość stanie się rzeczywistością prawa papieskiego!

[Eliana]Jesteśmy małżeństwem od 50 lat, byliśmy małżeństwem zanim założyliśmy wspólnotę. Nie byliśmy bardzo praktykującymi ludźmi, mieliśmy nieco naiwną wiarę, trochę powierzchowną. W bardzo ważnym momencie naszego życia powiedzieliśmy: "Boże, jeśli tam jesteś, pokaż się". Odpowiedź Pana nie trwała długo: doświadczyliśmy osobistej Pięćdziesiątnicy.

Jest to doświadczenie, które trudno wyjaśnić, tak jak trudno wyjaśnić moment zakochania. Jest to uderzenie, jest to moc Ducha, która cię atakuje, która sprawia, że zakochujesz się w Bogu i mówisz: "Nasze życie, Panie, jest w Twoich rękach, zrób z nami, co chcesz". I tak zaczynamy kierować nasze życie na służbę naszym braciom i siostrom, Słowu i ewangelizacji.

To było coś, co można było zobaczyć na zewnątrz. W rzeczywistości przyjaciele wokół nas pytali: "Co się z tobą dzieje?", więc byliśmy w stanie im powiedzieć, zaświadczyć, że Jezus żyje i że Go spotkaliśmy. Nie wiedzieliśmy, co się z nami stało. Z czasem zdaliśmy sobie sprawę, że było to spontaniczne wylanie Ducha Świętego z przytłaczającym efektem radości, radości, która wybucha ze skóry, która nie pozwala ci spać, odurza cię i sprawia, że jesteś głodny Boga i Jego Słowa.

[Paolo]W ogóle nie wiedzieliśmy, co się stało. Zrozumieliśmy to później. Mieliśmy nienasycone pragnienie czytania Biblii i stało się z nami coś dziwnego: Biblia, ta sama Biblia, którą wcześniej próbowaliśmy czytać i którą czasami uważaliśmy za niejasną i niezrozumiałą, i którą próbowaliśmy zrozumieć, uczęszczając na kursy teologiczne, teraz stała się oświecona, teraz przemówiła jasno. Odbyła się w nas najdłuższa podróż, podróż od umysłu do serca. Zaczęliśmy kochać Słowo, uczynić je punktem odniesienia dla naszego życia. I kaskadowo zaczęliśmy kochać Kościół, modlitwę, sakramenty, a przede wszystkim odkrywać sakrament pojednania. I to było trochę jak doświadczenie pierwszych chrześcijan, kiedy Pan powoływał i "dodawał do wspólnoty".

[Eliana]Oprócz tego doświadczenia spotkania z Jezusem, była jeszcze jedna fundamentalna relacja w naszym życiu: spotkanie z księdzem: ojcem Domenico Pincelli. Z nim nawiązaliśmy głęboką, czułą i wzajemnie troskliwą relację. Był starszym księdzem i bardzo różnił się od nas, ale z gorącą miłością do Boga i głębokim pragnieniem życia i umierania dla Niego. Zaczęliśmy regularnie spotykać się na modlitwie. Robiliśmy to w naszym domu i był to nasz dom tak długo, jak pozwalały na to liczby. Wtedy Paweł zrozumiał od Pana, że aby nie stracić tego, czym żyliśmy i żyjemy, musimy żyć we wspólnocie: "Albo stworzymy wspólnotę, albo stracimy to, czym żyliśmy". Pierwszym, który przyjął to dziwne i oryginalne wezwanie, był sam ojciec Domenico. Miał wtedy 55 lat, Paolo 33, a ja 28.

[Paolo]Zaczęliśmy mieszkać razem. Myśląc o tym dzisiaj, zdajemy sobie sprawę, że byliśmy szaleni: ksiądz mieszkający z parą znacznie młodszą od niego. Dziś zdajemy sobie sprawę, że nieroztropność jest często siłą napędową tak wielu porzuceń. Tak więc rozpoczęliśmy życie wspólnotowe: dzieliliśmy się naszym życiem, naszym domem, naszym czasem, naszymi darami, naszymi pieniędzmi, naszymi marzeniami. Było to wspólne życie, które nie zawsze było łatwe, jak można sobie wyobrazić, ale owocne, zdolne do ciągłego nawracania się i pragnienia poprawy.

Stopniowo przychodzili do nas ludzie, którzy chcieli żyć naszym stylem życia. To ponownie przypomniało nam ewangelię: "Chcemy iść z wami, ponieważ widzieliśmy, że Bóg jest z wami". To Słowo Boże nas prowadziło. Innym kluczowym zwrotem w ewangelii był Ezechiel 3:1: "Przynieście wszystkie dziesięciny do skarbca świątyni...". To Słowo nas przeszyło; byliśmy świadomi, że miłość do Boga i miłość do ubogich idą w parze, a to Słowo wyraźnie powiedziało nam, co i jak mamy robić. Podjęliśmy więc decyzję o oddawaniu dziesiątej części naszych dochodów ubogim. Ten wybór dał nam i nadal daje nam wiele wolności i rozprzestrzenił się jak pożar w postaci projektów solidarnościowych na całym świecie: szkół, opieki zdrowotnej, kuchni, studni, adopcji... Dziś jesteśmy obecni w 18 krajach.

[Eliana]Jednocześnie odkryliśmy charyzmat wspólnoty: Pan poprosił nas, abyśmy byli ambasadorami pojednania, to znaczy, abyśmy nieustannie dążyli do pojednania naszych relacji z samym sobą, z innymi, z Bogiem i ze stworzeniem. W ten sposób mogliśmy odkryć dwumian pojednanie-przebaczenie: pojednanie jako sposób przebaczenia i przebaczenie jako sposób pojednania. W rzeczywistości pierwsze pojednanie - w naszym życiu we wspólnocie - miało miejsce między dwoma stanami życia, które być może zawsze były przeciwstawiane w Kościele: małżeństwem i kapłaństwem.

Słysząc, co mówisz, jasne jest, że Bóg wezwał cię do zmiany życia. Czy to powołanie?

-[Eliana]Nie rozumiemy powołania jako czegoś mistycznego, ale jako coś bardzo konkretnego. Jest to głębokie pragnienie, które w sobie odnajdujemy. Nie coś wbrew naszej woli, ale coś, czego pragniemy ze wszystkich sił, co kieruje i rozszerza wszystkie nasze zdolności i potencjały.

[Paolo]Z czasem, patrząc wstecz, można zrozumieć, że było to wezwanie od Boga. Jest to przyciąganie do Boga, ale takie, które wymaga naszego udziału woli i wytrwałości. Życie składa się ze wzlotów i upadków, a wytrwałość pozwala nam iść naprzód pomimo niekorzystnych prądów. W ten sposób uczymy się zawsze chwalić Boga, "dobrze myśleć", uświadamiać sobie, jak wdzięczni i szczęśliwi musimy się czuć, przeżywać każde doświadczenie z pewnością, że "wszystkie rzeczy współdziałają dla dobra tych, którzy miłują Boga". To Bóg wzywa i działa, a my odpowiadamy w codziennym życiu, które jest drogą do świętości. To nie jest coś nadzwyczajnego: uświęcamy się w fabryce, w szkole, w rodzinie, w warsztacie, w biurze.

W jaki sposób powołanie do charyzmatu Via Pacis?

-[Eliana]Kiedy założyliśmy wspólnotę, byliśmy bardzo fiskalni i mieliśmy bardzo jasne i równe zasady dla wszystkich: jedna godzina modlitwy dziennie, cotygodniowy post, cotygodniowe pojednanie, spotkania wspólnotowe, służba, dziesięcina, towarzyszenie... To były nasze filary. Następnie, zwłaszcza w ciągu ostatnich 10-15 lat, zdaliśmy sobie sprawę, że czasy są dziś zupełnie inne niż 50 lat temu; zdaliśmy sobie sprawę, że nie może być takiego samego pożywienia dla wszystkich i że reguła życia musi być dostosowana do czasów, miejsc, stanu życia, kultury, pracy, wieku. Ustaliliśmy więc "najniższy wspólny mianownik", który jednoczy wszystkich członków Via Pacis we wszystkich częściach świata i we wszystkich językach: recytacja Jutrzni. Istnieje również duża swoboda w zależności od powołania: różaniec, msza, adoracja, służba ubogim.

We wspólnocie są na przykład osoby starsze lub na emeryturze, które poświęcają swój czas na modlitwę za wspólnotę i jej liczne potrzeby. Ich praca jest bardzo cenna i tworzą oni "twardy rdzeń", który podtrzymuje wspólnotę. Jest to potężny środek wstawiennictwa, podobnie jak post, który Pan doprowadził nas do odkrycia od początku tej przygody. Wiele wspólnot jest zaangażowanych w adorację, słuchanie i trwanie przed Bogiem w ciszy. Dla nas istnieją one jako "naczynia połączone" zarówno w ramach wspólnoty, jak i Kościoła.

[Paolo]Formacja zawsze była ważnym aspektem we wspólnocie, to znaczy, aby być w stanie "dać powód nadziei", która jest w nas. Doprowadziło to do faworyzowania i zachęcania do głębszego studiowania teologii: kursy diecezjalne, licencje, doktoraty. Ale także do uczestniczenia w kursach, aby lepiej służyć: w więzieniach, w słuchaniu, w osobistym towarzyszeniu, w trudnych sytuacjach małżeńskich, w zdobywaniu umiejętności pozyskiwania funduszy, w służbie młodym ludziom, w przygotowaniu do małżeństwa. Jesteśmy przekonani, że dobro trzeba czynić dobrze i że nie można go improwizować. Musimy również wziąć pod uwagę zmieniające się czasy, w których żyjemy, które wymagają ciągłej otwartości na nowości Ducha, a także potrzeby uczenia się nowych języków i nowych paradygmatów.

Ten sposób życia nie jest zbyt modny i jak można go wytłumaczyć światu?

-Paolo]Nie musimy tego wyjaśniać, musimy świadczyć o tym życiem i w życiu. Z dwoma ważnymi aspektami: przede wszystkim poprzez słuchanie ludzi, ponieważ dzisiaj nikt nie ma czasu na słuchanie. Słuchanie, które uznaje, że druga osoba jest dla mnie ważna. Drugim punktem, spójnym z naszym charyzmatem i z poprzednim punktem, jest ciągłe poszukiwanie relacji z ludźmi, a zatem dialog. Papież Franciszek wiele mówi o sztuce dialogu: sztuką jest umieć słuchać i umieć patrzeć na ludzi, widzieć ich, słuchać ich potrzeb, być "przyjacielem", mieć empatię. A w dialogu i w relacji być "dobrym lustrem", to znaczy odbijać piękno i dobroć drugiej osoby, stając się w ten sposób siewcami dobra i nadziei. 

[Eliana]Dzisiaj ludzie potrzebują doświadczać Boga. Nie słuchać przemówień o Bogu. Dlatego wydaje mi się pilne, aby być środkiem i pomostem zachęcającym do osobistego spotkania z Bogiem. Nasz sposób życia i bycia musi skłaniać ludzi do zadawania pytań i fascynacji, aby móc powiedzieć "chodź i zobacz".

Ruchy i nowe wspólnoty nie są lepsze od innych, wszystkie są Bożym darem. I są różne, aby każdy mógł odnaleźć swoją własną rzeczywistość, zgodnie ze swoim charakterem i upodobaniami. Wewnętrzną pieczęcią odnalezienia tego, czego się szukało, jest doświadczenie odnalezienia własnego domu i możliwość zatrzymania się w nim.

AutorLeticia Sánchez de León

Biuletyn informacyjny La Brújula Zostaw nam swój e-mail i otrzymuj co tydzień najnowsze wiadomości z katolickim punktem widzenia.