Mon Carmelo Fidel Marcaida pochodzi z rodziny katolickiej i w bardzo młodym wieku wstąpił do seminarium. Studiował teologię w Międzynarodowym Seminarium Bidasoa w Pampelunie. Z wielką prostotą i dobrym humorem opowiada nam o swoim doświadczeniu i obecnej pracy duszpasterskiej, a także o wyzwaniach, jakie stoją przed kapłanem na dzisiejszych Filipinach. Obecnie jest wikariuszem parafialnym w diecezji Masbate.
Jak wyglądało twoje powołanie?
-Pochodzę z bardzo katolickiej rodziny, mam wujka, który jest księdzem. Do Niższego Seminarium Duchownego wstąpiłem w wieku 12 lat, ale nie miałem pojęcia co to jest, poszedłem bo byli tam moi znajomi. Miałem około 15 lat, kiedy zacząłem odkrywać swoje powołanie. Widząc księży podczas Mszy Świętej, pomyślałem: "Chcę pewnego dnia wyjść i odprawiać Mszę Świętą tak jak oni". Tak to się wszystko zaczęło.
Po czterech latach pobytu w Niższym Seminarium Duchownym postanowiłem wstąpić do Wyższego Seminarium Duchownego, aby zostać księdzem. Miałem jednak 17 lat i przyszedł taki moment, że pomyślałem: "Nie, jestem za młody i już oddaję całe swoje życie, żeby być księdzem. Jeszcze w ogóle nie cieszyłem się życiem, jest za wcześnie, jeszcze nie jestem pewien". Poza tym byłem w momencie wielkiej duchowej oschłości. Rozmawiałem z rodzicami i powiedziałem im, że chcę opuścić seminarium. Poszedłem więc na inny uniwersytet, by studiować inną karierę.
Chciałem spróbować dobrze poznać siebie, upewniając się, że Pan mnie powołuje. Grałem w piłkę na uniwersytecie, miałem wielu przyjaciół, wiele imprez, normalne życie uniwersyteckie, które bardzo różni się od życia seminarzysty. Ale po prawie dwóch latach powiedziałem sobie: "Nie, myślę, że Pan wzywa mnie do bycia księdzem". Nie wiedziałem, co się stanie, ale postanowiłem się nad tym zastanowić. Spędziłem pięć miesięcy w rozeznaniu, z modlitwą, kierownictwem duchowym, formacją, Mszą Świętą... Dzięki Bogu, po tych pięciu miesiącach rozmawiałem z biskupem i moim formatorem i postanowiłem wrócić do seminarium.
Jak to się stało, że przyjechałeś do Pampeluny na studia?
Zrobiłem cztery lata filozofii i wtedy rektor zadzwonił do mnie, aby porozmawiać o możliwości studiowania teologii. Rektor zapytał mnie, gdzie chciałbym studiować, a ja powiedziałem, że w Manili, która jest bardzo blisko mojego miasta i bardzo mi odpowiada. Ale on mi powiedział: "Chcemy cię wysłać do Hiszpanii, abyś tam studiował teologię". Byłem w szoku, a potem wybuchłem płaczem przed rektorem. Byłem bardzo przerażony i powiedziałem mu: "Nie mogę, nie mogę. Studiuję, ale nie jestem aż tak inteligentny. Studiuję, ale nie jestem na tyle inteligentna, żeby móc wyjechać z kraju i zrobić kolejny dyplom w innym języku. Nie, nie, nie, nie ma mowy, nie zrobię tego, to niemożliwe, nie dam rady".
Nie mogłem przestać płakać, więc rektor powiedział do mnie: "Chodź, lepiej pójdziesz do kaplicy, pomodlisz się trochę, a za dwa tygodnie znowu porozmawiamy". Poszedłem natychmiast do kaplicy. Nic nie rozumiałem. Powiedziałem sobie: "Jak to możliwe? Chcę zdecydować o swojej przyszłości, mam wszystko zaplanowane i jest dla mnie jasne, że będę studiować w Manili". Ciągle powtarzałam Panu: "Ten wyjazd do Hiszpanii, to nie jest Twoja wola, prawda? Nie mogę tego zrobić i Ty o tym wiesz", mówiłam do Niego w ten sposób.
To były dwa tygodnie bardzo intensywnej modlitwy. Wtedy zacząłem myśleć, że bycie księdzem to czyste posłuszeństwo woli Pana i woli biskupa, który jest narzędziem Ducha Świętego. Pomyślałem, że kiedy zostanę księdzem, zawsze będę musiał być gotowy do wypełnienia woli Pana i że wyjazd do Hiszpanii był Jego wolą w tym czasie. Postanowiłem przyjąć z czystego posłuszeństwa. Przynajmniej spróbować, bo żeby dostać stypendium na studia w Hiszpanii czy Rzymie, trzeba konkurować między diecezjami i między seminarzystami, ma się rozmowy kwalifikacyjne, egzaminy?
Byliśmy ośmioma seminarzystami na stypendium. Wyobraźcie sobie taką sytuację. Byłem z nimi i widziałem, że są bardzo inteligentni i myślałem, że na pewno mi go nie dadzą. Byli jednymi z najlepszych w Filipinya oni wybrali mnie! Pomyślałem: "Na pewno Duch Święty się tu porusza".
Jak wyglądało Twoje doświadczenie w Hiszpanii?
Kiedy przybyłem do seminarium w Hiszpanii, pierwszą rzeczą, jaką zrobiłem, było pójście prosto do kaplicy, padnięcie na kolana i modlitwa: "Panie, jestem tutaj, wiem, że to Twoja wola, wiem, że mnie tu przyprowadziłeś i ufam, że zabierzesz mnie z powrotem na Filipiny bez żadnych nieudanych tematów".
Wtedy był to trudny proces, bardzo ciężko było mi się nauczyć hiszpańskiego i przebywać z ludźmi z różnych krajów i kultur. Ale prawdą jest również to, że Bidasoa przywitał mnie bardzo dobrze, a pierwszą rzeczą, jaką poczułem było: "Jestem w domu". Bidasoa sprawiła, że poczułem się jak członek wielkiej rodziny, z ludźmi, którzy zawsze dbają o wszystko, czego potrzebujesz. Bidasoa bardzo mi pomogła. Zawsze mówię, że przyjęcie święceń kapłańskich było owocem modlitwy: moich rodziców, moich przyjaciół, ludzi, a także mojej własnej modlitwy, pomimo moich niepowodzeń, pomimo tego, że byłem grzesznikiem i nie byłem godny przyjęcia święceń i kapłaństwa.
Na czym polega Twoja obecna praca duszpasterska?
-Jestem w parafii jako wikariusz parafialny, mamy trzech księży (proboszcz i dwóch wikariuszy). Uczę łaciny w Niższym Seminarium Duchownym i hiszpańskiego na uniwersytecie tu w mojej diecezji (choć nie znam go zbyt dobrze, uczę hiszpańskiego).
Mówi to bardzo dobrze!
(śmiech)
Jak ksiądz ceni sobie wsparcie dobroczyńców Fundacji CARF w ułatwianiu studiów kapłanów lub przyszłych kapłanów w Rzymie lub Pampelunie?
-Tutaj na Filipinach studia w seminarium są bardzo drogie. Jest wielu chłopców, którzy chcą zostać księżmi, ale z powodu pieniędzy nie wstępują do seminarium. I to mnie bardzo smuci i martwi. Jestem bardzo wdzięczny, że mam rodziców, którzy byli w stanie wspierać mnie i Fundację. CARFBardzo mi to pomogło, aby móc dobrze odpowiedzieć na wezwanie Pana. Ponadto biorą cię na studia w najlepszym uniwersytecie, najlepszym seminarium, jesteś w ogromnym domu (dla mnie to jak pięciogwiazdkowy hotel, bez porównania z seminariami tutaj na Filipinach) i z najlepszym wykształceniem, aby mnie dobrze uformować, a potem udzielać sakramentów ludziom, którzy ich potrzebują. Za to jestem bardzo wdzięczny. Opłacenie seminarium nie jest łatwe.
Po zakończeniu nauki Fundacja CARF przekazuje im słynny plecak ze świętymi naczyniami.Co zawiera?
-posiada kielich, patenę, kieliszki na wino i wodę, a także wszystko, co potrzebne do namaszczenia chorych, chrztu i spowiedzi. Mając tylko tę torbę, masz wszystko, co jest potrzebne do sprawowania każdego sakramentu.
Używałem go wiele razy, ponieważ tutaj na Filipinach jest wiele barrios. W mojej parafii odprawiamy około pięciu mszy dziennie, jedną w parafii i cztery na zewnątrz, w kaplicach, w barrios, w górach... Nie wyobrażasz sobie, jak wygląda życie księdza tutaj. W Hiszpanii jest zupełnie inaczej, bo wszędzie można dojechać samochodem. Tutaj trzeba jechać konno, łodzią... To jest historia. Trzeba podróżować godzinami, chodzić po ścieżkach czy rzekach, żeby dotrzeć do dzielnicy, w której można odprawić Mszę Świętą. Dlatego jestem bardzo wdzięczny Fundacji CARF do plecaka.
Więc ten plecak jest bardzo ważny dla twojej aktywności.
-Tak, to bardzo ważne. Trzymam go zawsze przy drzwiach, jak lekarz, który musi być gotowy na wszystko. "Ojcze, zobacz, czy możesz odprawić Mszę św. albo udzielić namaszczenia"..., i mam tam wszystko.
Kiedy po raz pierwszy odprawiałem Mszę Świętą z tym plecakiem, przypomniał mi się mój czas w seminarium. Pewnego dnia zapytano mnie: "Dlaczego chcesz być księdzem? Odpowiedziałem, że chcę nieść ludziom Eucharystię, która jest źródłem życia chrześcijańskiego. Tutaj na Filipinach jest wiele miejsc, w których można przyjąć Komunię tylko raz w miesiącu. Widziałem tak wielu ludzi spragnionych sakramentów, zwłaszcza sakramentu Eucharystii, a czasami księża nie przychodzą, aby odprawić dla nich Mszę Świętą. Dlatego jednym z powodów, dla których chciałem zostać księdzem, było niesienie Eucharystii ludziom, a dzięki temu plecakowi spełniam to marzenie. Z pewnością Pan zasiał w moim sercu te wszystkie pragnienia, by chcieć być księdzem, by nieść sakramenty do tych dzielnic.
Czy masz jakieś anegdoty związane z tym plecakiem?
-Nie wiem czy znasz ten film John Wickktóry jest filmem akcji z Keanu Reevesem. Ma on plecak z bronią, pistoletami, nabojami, bombami i też zawsze nosi go ze sobą. Kiedyś wyniosłem ten plecak na osiedlu i otworzyłem go. Położyłem go na stole i jakieś dzieci powiedziały do mnie: "Wyglądasz jak John Wick, który zawsze nosi swój plecak z bronią, a ty, Mon Carmelo, też zawsze nosisz plecak tego księdza". Roześmiałem się głośno. Tak, to jest mój saszetka z bronią. Zostałem wyświęcony, by nieść sakramenty ludziom tam, gdzie nie docierają księża. Z tym plecakiem robię to wszystko. To było bardzo łatwe. Ten plecak, przynajmniej tutaj, kosztuje dużo pieniędzy. Dlatego jestem bardzo wdzięczny za ten prezent. Nazywam go moim plecakiem z bronią, moim plecakiem lekarskim. Ale plecak broni brzmi lepiej. Jest kompletny, ma wszystko.
Szczerze mówiąc, bardzo się tym cieszę. Po 15 latach oczekiwania nadszedł ten moment, by móc odprawiać mszę, być z ludźmi, słuchać, modlić się, udzielać sakramentów....
Dzięki Fundacji CARF jestem dozgonnie wdzięczna. Proszę dobroczyńców o dalszą pomoc, abyśmy mogli kupić teczki, ile osób skorzysta z tej teczki. Ile osób będzie mogło przyjąć Pana za swoją pomoc. Dobrodziejka z Fundacji CARF, kiedy mi ją podarowali, powiedziała: "Nie zapomnij o nas, kiedy będziesz odprawiał Mszę Świętą". Za każdym razem, gdy otwieram ten plecak, pamiętam i modlę się za nich. Zawsze pamiętam.