Lupita Venegas studiowała psychologię i uzyskała tytuł magistra terapii rodzinnej. Urodziła się w La Paz, Baja California Sur, Meksyk w 1963 roku, w katolickim domu. Jej rodzice należeli do Ruchu Rodzin Chrześcijańskich, a później stali się częścią Salezjanów Współpracowników. Od najmłodszych lat uczestniczyła w misjach ewangelizacyjnych i współpracowała w pracy społecznej na rzecz najsłabszych.
W młodości była członkiem zespołu Jornadas de Vida Cristiana, gdzie rozpoczęła pracę jako wykładowca na tematy związane z życiem i wiarą. Jest żoną Ricardo Péreza Mainou. Mają troje dzieci i troje wnucząt. Lupita jest gospodarzem programu "Enamórate" w El Sembrador TV, jest wykładowcą formacji rodzinnej. Jest również autor autorka m.in. książek "Despierta mujer dormida" i "Sin límites". Jest prezesem stowarzyszenia obywatelskiego VALORA i jest uważana za katolicką "influencerkę" w sieciach społecznościowych.
W pierwszym wywiadzie z Lupitą Venegas, nową felietonistką Omnes, opowiada ona o tym, jak ważne jest postawienie Chrystus w centrum.
W jaki sposób formacja, którą otrzymałeś w domu jako dziecko, wpłynęła na twój wybór powołania do małżeństwa?
- Najlepszą formą ewangelizacji jest przykład. Żyłem w katolickim, chrześcijańskim domu z dwojgiem rodziców, którzy kochali Boga i żyli swoją wiarą. Za to dziękuję Bogu i zawsze kochałem Kościół, ponieważ urodziłem się naturalnie w chrześcijańskim środowisku. Moi rodzice mieli trudne życie, czas bez Chrystusa. Ale przezwyciężyli tę przeszłość i zerwali łańcuchy bólu, ponieważ zaprosili Chrystusa do swojego życia. Oboje odnaleźli Pana i kiedy się pobrali, powiedzieli "z Chrystusem w centrum". Moi rodzice należeli do Chrześcijańskiego Ruchu Rodzinnego (CFM). Mój tata nazywał to "łatwą drogą do obiadu" ze względu na inicjały CFM. I rzeczywiście, za każdym razem, gdy się spotykali, obiad był pyszny... ale my, dzieci, mieszkaliśmy razem i dzieliliśmy się z innymi parami, które trzymały się Bożej ręki, a atmosfera była chrześcijańska.
Miałem łaskę życia w chrześcijańskim domu. To było dla mnie naturalne, by modlić się rano, błogosławić jedzenie, służyć innym, towarzyszyć rodzicom w dostarczaniu zakupów i tak dalej. To było naturalne, chrześcijańskie środowisko. Potem, gdy dorastałem, zdałem sobie sprawę, że w niektórych domach się nie modlono, na przykład gdy chodziłem do domów innych przyjaciół. Nie było to dla mnie normalne.
W tym naturalnym środowisku, gdzie mama i tata kochali się i szanowali, zawsze czułam powołanie do małżeństwa. Miałam jednak wątpliwości powołaniowe. W tym czasie zastanawiałam się, czy powinnam poświęcić swoje życie Bogu jako zakonnica. Jako młoda kobieta mieszkałam przez kilka miesięcy w zgromadzeniu zakonnym marystów. Była to międzynarodowa wspólnota i uwielbiałam z nimi żyć. Byłam szczęśliwa. Prowadziliśmy życie modlitwy, apostolatu...
Kiedy kończyłem studia, powiedziałem im o moim pragnieniu poświęcenia się. Powiedzieli mi, że powołanie jest wezwaniem od Boga. Nie chodziło o to, czy mi się to podoba, czy nie. Powiedzieli mi: "Idź i dokończ studia przez kolejny semestr i porozmawiamy o tym, kiedy wrócisz". A ja powiedziałam: "Nie, mamo, kocham to życie zakonne". A ona mi powiedziała: "powołanie jest powołaniem, to nie jest twoja wola". Pamiętam, że wyjechałam i w tym semestrze poznałam mojego męża Ricardo, który teraz jest moim mężem. Zrozumiałam, że Bóg chciał, abym założyła rodzinę.
Jakiej rady udzieliłbyś rodzinom w zakresie formacji wiary ich dzieci?
- Dzisiejszy świat odciąga nas od nadprzyrodzonej wizji i chce, abyśmy żyli tylko dla tego świata. Czasami uważa się, że jako rodzic czynię dobrze, sprawiając, że moje dzieci chodzą do dobrej szkoły lub mają dobrą pracę. Studiowanie i praca nie są złe. To wszystko jest bardzo dobre, ale życie to nie tylko ten materialny świat, życie to przede wszystkim życie wieczne. Tak więc zaleceniem jest formowanie dzieci w wierze poprzez przykład. Żyć wiarą, na przykład chodząc rodzinnie na niedzielną Mszę Świętą.
Zalecam również, aby pozwolili sobie na pomoc ze strony kościoła. Kościół jest matką, która towarzyszy i jest także nauczycielem. Czasami nasza duma powstrzymuje nas przed szukaniem pomocy. Myślimy, że "nikt mnie niczego nie nauczy" lub że "ja już wiem, jak coś zrobić i tyle". Ale w sprawach rodzinnych Kościół jest matką i nauczycielką. Jest mądry od tysiącleci i zna ludzką naturę.
Papież Benedykt XVI przepowiedział, że Kościół będzie żył dzięki małym wspólnotom, które radykalnie przeżywają swoją wiarę. Które naprawdę żyją swoją wiarą jak rodzina. Przynależność do grup kościelnych pomoże nam przekazywać naszą wiarę z większym przekonaniem i stworzyć środowisko, w którym nasze dzieci będą mogły naturalnie rozwijać miłość do Boga. Przynależność do grup kościelnych jest dla mnie "koniecznością" w XXI wieku. W pojedynkę wymrzemy, zgaśniemy. To jest jak kłoda, która wychodzi z ogniska. Szybko gaśnie. Ale jeśli pozostaniemy w ognisku i jest ktoś, kto podsyca ogień Ducha Świętego, to ognisko będzie wiecznie żywe.
Zalecam więc, abyście jako rodzina mogli być częścią grupy kościelnej, to bardzo wam pomoże. W Kościele istnieje wiele ruchów na rzecz rodziny: Ruch Rodzin Chrześcijańskich, Rodzina Wychowująca w Wierze itp. Poszukaj w swojej parafii ruchu, który mógłby ci towarzyszyć, ponieważ bycie rodzicem jest wyzwaniem i sztuką.