Aquilino Polaino praktykuje psychiatrię od prawie pięćdziesięciu lat. Od trzech dekad jest również profesorem na Uniwersytecie Complutense w Madrycie i członkiem Królewskich Akademii Medycznych w Walencji, Kadyksie i Granadzie. W swojej długiej karierze spotkał się z ważnymi osobistościami XX wieku, takimi jak psychiatra Viktor Frankl.
Z okazji przejścia na emeryturę opublikował niedawno wraz z Editions Encounter książka "Wszyscy jesteśmy delikatni (nawet psychiatrzy)."Wywiad z ponad 100 pytaniami z dziennikarzem Álvaro Sánchez de León.
Wszyscy jesteśmy delikatni
W tym wywiadzie Aquilino Polaino dzieli się swoimi przemyśleniami na temat aktualnych kwestii, takich jak rozpad rodziny, wolność dla pacjentów chorych psychicznie i samobójstwa.
W książce mówi Pan o tym, jak ważne jest, by nie ideologizować psychiatrii. Czy może Pan rozwinąć tę kwestię?
Uważam, że psychiatria, jak każda nauka, może zostać pochłonięta przez ideologie. Trzeba być ostrożnym, ponieważ psychiatria ma tak wiele wymiarów, że każdy wymiar, który jest nadmiernie podkreślany w stosunku do innych, byłby nieprawidłowo zniuansowany. Na przykład: faktem jest, że status społeczno-ekonomiczny ludzi wpływa na zdrowie psychiczne. Jest to prawdziwy fakt i w pewnym sensie psychiatria traktuje to jako sztandar, aby nieco zmniejszyć nierówności. Gdyby jednak to zradykalizować, moglibyśmy przekazać ideę, że wszystkie zaburzenia psychiczne są konsekwencją nierówności, co jest absolutnie błędne. Dlatego moim zdaniem każdemu wymiarowi należy nadać wagę, na jaką zasługuje. A to nie zawsze jest łatwe. Zanieczyszczenie ideologiczne zaczyna się, ponieważ ludzie sami dokonują błędnych atrybucji. Na przykład mówią: "Dlaczego jesteśmy tak źli psychicznie? Ponieważ mamy za dużo stresu". Stres jest mechanizmem fizjologicznym, bez którego nie bylibyśmy wystarczająco zdrowi. Stres nie jest przyczyną dyskomfortu psychicznego, ale przyczyną jest środowisko, które należy zmienić, lub ty sam, którego należy zmienić.
Czy na przykład osobiste przekonania psychiatry mogą wpływać na terapię?
Może się to zdarzyć, ale moim zdaniem, na szczęście dla nas, w ostatnich latach znacznie się to zmniejszyło. Może od czasu poprawki, która pojawiła się w USA około 1992 roku, od której każdy kandydat na psychiatrę musi przejść bardzo trudne testy, aby poradzić sobie z różnymi pacjentami o różnych przekonaniach religijnych i szanować ich wszystkich. W pewien sposób przeniknęło to do świata psychiatrii. Wydaje mi się, że ten konflikt, który mógłby wystąpić, jest dziś bardzo kontrolowany i praktycznie zneutralizowany.
Czy możesz nam powiedzieć, jak poznałeś Viktora Frankla?
Miałem stypendium na Uniwersytecie Wiedeńskim w latach 71-72 ubiegłego wieku, a w Wiedniu miałem kolegę, również psychiatrę, a także księdza, profesora Torelló. Byłem z nim bardzo zaprzyjaźniony i widywaliśmy się praktycznie co drugi dzień i rozmawialiśmy o wielu rzeczach. Potem powiedział mi, że jest bliskim przyjacielem Frankla i że zamierza odwiedzić go w jego domu, i zapytał, czy chciałbym mu towarzyszyć. Powiedziałem, że z przyjemnością, i pojechaliśmy, i tak go poznałem. A potem, podczas innych podróży do Wiednia, przez całe moje życie, spotykałem profesora Torelló - który teraz już nie żyje - i przy niektórych okazjach spotykaliśmy się również z Franklem, więc kontakt był kontynuowany.
Jakie było twoje wrażenie?
Bardzo dobrze. Wydaje mi się, że był bardzo zbuntowany od bardzo młodego wieku. Jest chyba pierwszym psychoanalitykiem poniżej dwudziestego roku życia, który opublikował w czasopiśmie Freuda artykuł zaprzeczający tezom Freuda. A to nie jest normalne, a tym bardziej w tamtych czasach. Z drugiej strony warto zwrócić uwagę na jego ducha niezależności, ponieważ chociaż był szkolony w środowisku psychoanalitycznym, zawsze był bardzo krytyczny i myślał samodzielnie. Co więcej, dobrze wykorzystywał swoje życiowe szanse. Katastrofa z jego pierwszą żoną, która zginęła w obozie koncentracyjnym, jego pobyt w obozie koncentracyjnym... Ciekawe jest jednak to, jak to, co może być doświadczeniem, które łamie wszelką odporność i siłę, aż do zniszczenia osoby, było dla niego bodźcem do czegoś przeciwnego. I doprowadziło go do poszukiwania czegoś, co wykracza poza niego jako osobę, co jest sensem jego życia i co jest poza jego własnym życiem. Uważam to za bardzo cenny wkład. Być może trzeba powiedzieć, że chciałbym, aby fundamenty wszystkiego, co rozwinął, miały wyraźniejsze implikacje w zachodniej filozofii, wyraźniejsze wsparcie. Ale zrobił już wystarczająco dużo ze wszystkim, co zrobił i wszystkim, co nam zostawił, a dowodem na to jest to, że nadal działa i że w wielu krajach, takich jak kraje Ameryki Łacińskiej, ma większą siłę niż w Europie.
Czy pacjenci cierpiący na choroby psychiczne mają wolność?
Nie sądzę, że wszystkie choroby psychiczne można traktować jako jednorodną i pojedynczą rzeczywistość. Ponieważ, oczywiście, w przypadku schizofrenii podmiot prawdopodobnie nie jest wolny i robi rzeczy, których później będzie żałował przez całe życie, kiedy powie mu się, że je zrobił, ponieważ nie był tego świadomy. Może wystąpić całkowity brak wolności. Lub w ostrym załamaniu psychotycznym. W demencji może się to zdarzyć, ale już w demencji siła fizyczna znacznie się zmniejsza, podobnie jak inicjatywa. Teraz, w większości najczęstszych stanów (depresja, lęk, stres pourazowy, ostra udręka, fobie, obsesje), wolność może być nieco ograniczona lub ograniczona, ale nie zniesiona. W rzeczywistości, w pewien sposób, kiedy prowadzimy psychoterapię, staramy się, aby pacjent odzyskał żywą część odpowiedzialności, którą nadal musi prowadzić w swoim życiu, i aby stamtąd zdobył wolność, której mu brakowało, ponieważ to on musi iść naprzód. Ostatecznie jego życie nie może być prowadzone zgodnie z tym, co mówi mu terapeuta, ale zgodnie z tym, co robi, wybierając opcje jedna po drugiej, i dlatego ważne jest, aby zawsze popychać tę wolność w kierunku, w którym musi iść.
Twierdzi Pan, że wiele depresji może mieć swoje źródło po części w destrukcji rodziny, której doświadcza dziś społeczeństwo. W jakim sensie?
Rodzimy się w bardzo ubogim i jednocześnie bardzo potrzebującym stanie. Na przykład niemowlę nie wie, jak kochać, ani czym jest miłość, a mimo to potrzebuje dużo uczucia. Ale potrzebuje go, ponieważ je otrzymuje, a nie dlatego, że je daje. Potem, z czasem, rośnie i uczy się, i przychodzi czas, kiedy, gdy jego matka zbliża się do niego, on również otwiera ramiona, by ją objąć, ale był to proces uczenia się, ponieważ początkowo nic o tym nie wiedział. Ze względu na tę biedę, z którą się rodzimy, relacja z matką i ojcem jest absolutnie konieczna, ponieważ jeśli dziecko rodzi się w środowisku, które postrzega jako niepewne, istnieją już aspekty psychiczne, które nie działają dla niego i nie będą działać przez wiele lat. Dlatego pierwszą rzeczą, jakiej potrzebuje dziecko, jest bezpieczeństwo, poprzez to, co mówi matka, co robi ojciec, czego jest uczone. Z drugiej strony jest kwestia jedzenia. Dziecko nie wie, jak zrobić sobie butelkę. Albo nawet higiena: jeśli dziecko sika, a jego pielucha nie jest zmieniana, dostanie infekcji i tak dalej. Właśnie dlatego dziecko, gdy jest bardzo małe, ma wrażenie, że ojciec jest wszechmocny, ponieważ to on zapewnia mu wszelkie bezpieczeństwo.
W dzieciństwie rodzina jest radykalna. A bez rodziny bardzo trudno jest normalnie dorastać. Dlatego, jeśli rodzina jest nieustrukturyzowana lub bardzo nienormalna, lub nie istnieje, lub rozpadła się pięćdziesiąt razy, ludzie mają rany psychiczne, które czasami się goją, a czasami nie. Dlatego przez całe życie będą mieli deficyt. Myślę, że rodzice powinni się nad tym zastanowić, zanim wybiorą taką opcję jak rozwód, a nawet ciągłe kontrowersje, kłótnie między mężczyzną a kobietą w małżeństwie, które są bardzo częste i które sprawiają, że dzieci są tak zgorzkniałe. Bo gdzie dzieci uczą się miłości? Cóż, w ludziach, którzy są im najbliżsi i którzy powinni się kochać, to znaczy w miłości ojca do matki i matki do ojca. Jeśli zamiast miłosnej relacji istnieje ciągły konflikt, dziecko nie uczy się, co to znaczy kochać i być kochanym.
Czy coś jest nieodwracalne?
Myślę, że trudno jest być całkowicie nieodwracalnym. Chociaż są przypadki ludzi, którzy mieli konflikt z ojcem i nigdy nie byli w stanie go przezwyciężyć. Boję się o tym mówić, bo myślę, że jeśli rodzice to usłyszą, mogą się bardzo zaniepokoić, myśląc, że kiedy narozrabiają w edukacji swojego dziecka, mogą zorganizować nieodwracalny problem, a wtedy nie zrobią tego dobrze. Trzeba im powiedzieć: "Nie martwcie się o nic, dobrze sobie radzicie, ale musicie się bardziej postarać".
Tak więc, moim zdaniem, istnieje bestialska ignorancja na temat rodziny. I być może jest to jeden z powodów, dla których mamy do czynienia z większą destrukcją rodziny. Ponieważ jeśli nie dbasz o rodzinę i nie wiesz, jak o nią dbać, ponieważ jesteś ignorantem, podejmujesz każdą decyzję bardzo gwałtownie i bez oceny konsekwencji.
Co więcej, dla szczęścia mężczyzn i kobiet ważne jest, aby rodzina dobrze funkcjonowała. Nawet dzisiaj większość młodych ludzi wciąż nie rezygnuje z pomysłu założenia rodziny i jest to jeden z celów, które chcą osiągnąć. Prawdopodobnie dlatego, że pochodzą z rodzin, w których, przy wszystkich ich wadach, równowaga była bardzo pozytywna. I mówią: "To jest to, co chcę powtórzyć, ale chcę to poprawić". Ale do tego trzeba być przeszkolonym, a ludzie nie są przeszkoleni. Nie sądzę, by wystarczyło odbyć weekendowy kurs przed ślubem. Z drugiej strony, nie można też wymagać całego kursu, ponieważ zabrania tego prawo naturalne: małżeństwo jest instytucją naturalną, nie można do niego wprowadzać akademii. Uważam jednak, że trzeba zrobić znacznie więcej.
Jak myślisz, co jest przyczyną obecnego wysokiego wskaźnika samobójstw?
Wiele czynników. Być może COVID również uwarunkował wiele z tego, co teraz widzimy. Oprócz sieci społecznościowych, Internetu, całodziennego sprawdzania, czy mamy zwolenników, czy nie... To organizuje rodzaj konstelacji, z jednej strony wirtualnej, ponieważ nie ma prawdziwego kontaktu, a zatem izolacjonistycznej, az drugiej strony pseudo-transcendentnej, w tym sensie, że popycha jaźń do bycia królem stworzenia. Czy bycie millenialsem to już maksimum, jakim można być? Cóż, myślę, że jest to minimum, a nawet zero, jakim powinno się być. Ważne jest to, co zrobiłeś ze swoim życiem, w jakim stopniu nadajesz mu sens, w jakim stopniu jesteś zadowolony z tego, jak przeżywasz każdą minutę swojego życia. Wydaje mi się, że to właśnie usprawiedliwia ludzką egzystencję i daje szczęście. Z drugiej strony, jeśli więcej ludzi podąża za tobą lub nie podąża, lub jeśli jedni cię chwalą, a drudzy krytykują, to ich problem. Ale co mówi o tobie twoje sumienie?
Ponadto młodzi ludzie są bardzo niepewni siebie, ponieważ nie mają doświadczenia życiowego i nie doceniają swojej wartości. Tak siebie postrzegamy, tak się zachowujemy. A potem, jeśli w kontekście, w którym się znajdują, widzą wszystko negatywnie, ponieważ nie wygląda na to, że mają bardzo prestiżową pracę w przyszłości, a pensje są nędzne, i mają doświadczenie z innymi nieco starszymi kolegami, którzy mówią im okropne rzeczy, wtedy zaczynają tonąć. Co więcej, jeśli nie przeszli szkolenia w pokonywaniu codziennej frustracji, każda mała frustracja jest dla nich ogromną frustracją. A to może oznaczać, że w obliczu bardzo dużej frustracji nie mają siły, by ją tolerować i radzić sobie z nią ponownie, ale raczej się rozpadają. I wtedy zaczynają się wszystkie nihilistyczne i pesymistyczne postawy oraz poszukiwanie absurdalnego wyjścia. Ale jest wiele czynników. Oprócz tego, że cierpienie z powodu kryzysu lękowego jest bardzo trudne i nie do zniesienia, cierpienie z powodu epizodu depresyjnego jest bardziej podobne, ale z większą ciągłością, a zatem nigdy nie ma wyjścia z tunelu. Jeśli dodamy do tego, że zdarzają się bardzo gorzkie rzeczy, dodatkowe czynniki, które roją się wokół ciebie, takie jak twoja dziewczyna, która cię zostawia, lub twój ojciec wychodzący po papierosy i nie wracający, to wszystko staje się bardzo skomplikowane.
Czy dostrzegasz Boga w życiu swoich pacjentów?
Staram się go widzieć i robię to bardzo dobrze, ponieważ wydaje mi się, że zmienia się sposób postępowania z każdym pacjentem, jeśli widzi się w nim samego Jezusa Chrystusa. To jest inny horyzont. Zdarzyło mi się to kiedyś z kobietą cierpiącą na depresję, która pracowała jako prostytutka, miała małą córeczkę i była bardzo przygnębiona, miała bardzo zły czas. Ale oczywiście, ponieważ nie zmieniła środowiska, nie było szans na poprawę, a leki nie były zbyt skuteczne. Pewnego dnia, już nieco zmęczony, mając tę osobę przed sobą, zacząłem zadawać sobie pytanie: "Co ja tu robię z osobą, za którą nie odpowiadam, której z drugiej strony nie naprawiam, a wyciągnięcie jej z tego będzie bardzo trudne? Byłem bliski rzucenia ręcznika. I wtedy ktoś musiał mi powiedzieć, a przynajmniej zobaczyłem to w mojej głowie: "Wyobraź sobie, że ta kobieta jest Jezusem Chrystusem, jak byś ją potraktował? I to zmieniło moje nastawienie. Zacząłem traktować ją inaczej, mniej przejmowałem się tym, że mi nie płaci i zacząłem relatywizować to, co wcześniej wydawało mi się ważniejszymi kategoriami. Od tego momentu było trochę lepiej, choć ostatecznie nie sądzę, by udało mi się skłonić ją do odejścia z pracy.