Siostra Nabila od czasu do czasu wychodzi z domu. Jeśli choć na chwilę ostrzał daje jej wytchnienie, wychyla nos z parafii Świętej Rodziny i z sercem w gardle przemierza zdewastowane, upiorne ulice. Budynki zrównane z ziemią, krew i śmierć.
Gazy już nie ma, albo prawie nie ma.
Tempo życia Nabila Saleh jest szybkie. Zakonnica ze Zgromadzenia Sióstr Różańcowych w Jerozolimie wie, że pozostanie na zewnątrz, udanie się w poszukiwaniu jedzenia lub sprawdzenie, czy szkoła, w której jeszcze kilka tygodni temu uczyła wraz z towarzyszkami, nie jest plądrowana i dewastowana, może również oznaczać, że nigdy nie wróci do jedynego łacińskiego kościoła w mieście, który stał się schronieniem dla 600 chrześcijan. Biedni chrześcijanie, którzy stracili wszystko, nie mają już domu, często nawet dzieci. A dzieci nie mają już nawet rodziców.
"Boją się. Mają przed oczami obrazy greckiej parafii prawosławnej, w którą uderzyły bomby. Tego dnia zginęło osiemnastu chrześcijan, w tym ośmiu nieletnich. Ranni zostali tu przez nas przyjęci", mówi Omnes siostra Nabila.
Dzieci również objęte opieką
W grupie 600 zdesperowanych osób znajduje się również 100 dzieci, z których wiele jest niepełnosprawnych i wymaga specjalnej i stałej opieki. Są to dzieci, którymi opiekują się zakonnice Matki Teresy, które znalazły zakwaterowanie u starszych ludzi, którzy opiekują się nimi przez całą dobę.
"Potrzebujemy tu wszystkiego", wyjaśnia zakonnica, "ponieważ brakuje nam jedzenia, wody, lekarstw. Nie mamy już paliwa: wystarczy nam go jeszcze na tydzień, a potem nie wiemy, co się stanie. Sytuacja jest bardzo trudna, z powodu bombardowań ryzykujemy życiem w każdej minucie.
Nigdzie nie jest bezpiecznie
Relacja Nabila staje się bardziej wyrazista, gdy ujawnia, że szkoła w mieście, którą prowadzi jej kongregacja, przyjęła muzułmańskich uchodźców do swoich klas na początku wojny, ale potem "musieliśmy porzucić wszystko, ponieważ szkoła znajduje się w pobliżu szpitala, za którym znajduje się posterunek wojskowy Hamasu, a ostrzał nasilił się w tym samym obszarze".
Na szczęście, biorąc pod uwagę niemożność dotarcia do szpitala, w Sagrada Família jest czterech lekarzy, którzy opiekują się rannymi. Robią to niestrudzenie i z wielkim trudem.
Nadzieja nie umiera
Łacińska parafia w Gazie może być uważana za prawdziwy obóz dla uchodźców. Prowadzi ją z miłością i oddaniem prawie wyłącznie żeńska grupa, mówi zakonnica: "Trzy siostry ze Zgromadzenia Różańcowego, dwie siostry Słowa Wcielonego i trzy siostry Matki Teresy. Jest też zakonnik, ojciec Iusuf, wikariusz parafii.
Proboszcz parafii, ksiądz Gabriele Romanelli, został uwięziony w Jerozolimie, gdy Strefa została zamknięta, ale nigdy nie przegapił okazji, nawet z daleka, aby zachęcić i pocieszyć swoich wiernych. Ludzie - dodaje siostra Nabila - nie stracili nadziei. Uczestniczą w dwóch codziennych mszach w naszym kościele i z zapałem odmawiają Różaniec Święty.
Bliskość papieża
Osobą, która odbiera telefon, gdy papież Franciszek dzwoni do parafii - teraz prawie codziennie - aby dowiedzieć się o sytuacji, jest zwykle sama Nabila. "Mówimy mu o wszystkim, co się tutaj dzieje. Rozmowa z nim i świadomość, że się za nas modli, dodaje nam odwagi i siły do dalszego działania.
Ludzie, mówi zakonnica, "kiedy wiedzą, że papież zadzwonił, dziękują Bogu. Przeżywają to wszystko z wielką radością.