"Uwielbiam muzykę, gram na gitarze, harmonijce i mam nadzieję, że nauczę się grać na kszafcie, którą przynieśli mi Trzej Mędrcy.". Lucas Calonje Espinosa, 31 lat, został wyświęcony na diakona w Rzymie wraz z 23 innymi wiernymi Opus Dei 20 listopada. Opowiada mi, że w tym wielkim dniu, z lekkim strachem, przyszło mu do głowy pytanie: "Lucas, w jakie kłopoty się wpakowałeś?".. Pocieszała go myśl, że jego powołanie to decyzja Boga, którą przyjął, bo wie, że jest w dobrych rękach: "On zawsze dostarcza to, co obiecuje"..
Poddać się Bogu
Jako nastolatek postanowił całkowicie oddać się Bożym planom jako numerariusz Opus Dei. Studiował na kierunku ekonomia i zanim otworzyła się możliwość wyjazdu do Rzymu, spędził dwa lata w dwóch miastach: w Barcelonie (dwa lata) i La Corunii (trzy). Tak bardzo mu się podobały, że nawet skomponował dla nich piosenkę.
Przypomina mi to, jak św. Josemaría zdefiniował Opus Dei, które założył 2 października 1928 roku, jako wielka katecheza: "jego członkowie, zwłaszcza numerariusze i agregaci, studiują filozofię i teologię, łącząc je z naszymi studiami i pracą zawodową, gdziekolwiek jesteśmy.".
Wyjazd na studia do Rzymu oznaczał dojrzewanie, krok po kroku, możliwości powołania do kapłaństwa w ramach powołania do Opus Dei. Przyjechał w 2013 roku i pogrążył się w studiach teologicznych. Od 2015 roku do chwili obecnej łączy ją z innymi zadaniami dzięki fundacji CARF, która pomogła mu sfinansować dużą część studiów. W latach 2015-2018 był odpowiedzialny za utrzymanie i opiekę nad Cavabianca, siedzibą rzymskiego Kolegium Świętego Krzyża: zarządzał pracownikami, drobnymi remontami czy częścią księgowości. Była to praca biurowa, ale z pewną dozą przygody: "Pamiętam, jak dosłownie musiałem nurkować, ubrany w marynarkę i krawat, aby odetkać odpływ, który prawie zalał dom.". To, czego najbardziej nauczył się na tym etapie, pochodziło z bliskiego kontaktu z robotnikami: ogrodnikami, murarzami, malarzami, drobnymi przedsiębiorcami. Lucas mówi mi, że to byli prości ludzie ".który wie, jak nadać wagę rzeczom ważnym, zarówno w pracy, jak i poza nią, co czasem jest dla nas trudne.".
Kolejne trzy lata spędził niemal w pełni zaangażowany w szkolenie młodzieży. Lucas jest optymistą: "jest to ekscytująca praca, ponieważ bardzo łatwo jest zasiać dobre ziarno, nawet jeśli potrzeba czasu, aby ziemia wydała owoce.". Wyznaje, że był to niezasłużony dar, że dzieci zechciały powierzyć mu tak wiele ze swoich dusz: "Widziałem jak płaczą, śmieją się, śpiewają czy zakochują się.". Jedni zbliżyli się do Boga, inni odpadli. O tych ostatnich mówi, że powrócą na właściwą drogę, nawet jeśli jeszcze o tym nie wiedzą.
Tak wiele doświadczeń
Zmuszam go do podsumowania tego, czego nauczył się przez ten czas. Na początku jest trochę niechętny: jest tyle doświadczeń! To, co najbardziej go wypełniło, to życie z ludźmi, którzy wiedzą, jak każdego dnia wypełniać zwykłość boską treścią: "...".Widziałem ją wcieloną w normalnych ludzi, ułomnych jak wszyscy, ale bohaterskich.". Jakby tego było mało, pobyt w Rzymie nauczył go bycia rzymskim, katolickim, uniwersalnym: ".Na Papieskim Uniwersytecie Świętego Krzyża spotkałem seminarzystów, księży i osoby konsekrowane, z których każdy jest powołany do przeżywania wiary w Kościele na bardzo różne sposoby.". Stwierdził, że ze zdziwieniem odnotował, że ".mimo różnic w charyzmie czy stylu, wszyscy czuliśmy, że patrzy na nas Chrystus, co szybko wytworzyło wielką harmonię.". Dlatego często myślał, że "brak jedności, który niestety istnieje w Kościele, zniknąłby, gdybyśmy pamiętali, że to Jeden szukał i powołał nas wszystkich.".
Zbliża się 21 maja, dzień w którym Łukasz otrzyma dar posługi kapłańskiej. Prosi Boga, aby uczynił go wiernym: "....Chciałabym kiedyś umrzeć jako staruszka, o ile kiedykolwiek tam dotrę, ale zakochana w Nim i szczęśliwa.". W Rzymie mógł opiekować się starszymi księżmi, którzy ".gdy tracili głowę w jakimś otępieniu, odmawiali modlitwy wytryskowe, czule całowali krucyfiks lub pieścili obraz Matki Boskiej myśląc, że nikt ich nie obserwuje.". Lucas pragnie żyć zawsze z tą młodością duszy, patrząc jasnym wzrokiem na wszystko, co szlachetne i dobre, co daje mu Bóg.