Według tradycji, około 1157 roku opat Otker z benedyktyńskiego klasztoru św. Lamberta wysłał jednego ze swoich mnichów do miejsca zwanego później Mariazell, będącego wówczas częścią domeny klasztornej, aby zaopiekował się duszami mieszkańców tych terenów.
Za zgodą opata brat Magnus wyruszył w podróż, niosąc ze sobą małą figurkę Dziewicy z Dzieciątkiem wyrzeźbioną z drewna lipowego. W nocy 21 grudnia, gdy był w drodze do celu, na drodze pojawił się duży kamień, który uniemożliwił mu dalszą podróż.
Gdy zwrócił się do Dziewicy po pomoc, skała rozdzieliła się na dwie części i pozostawiła wolną drogę. Kiedy wreszcie dotarł do celu, brat Magnus zabrał się za budowę małej komórki (ZellWydaje się, że nazwa wzięła się od tego małego pomieszczenia, które służyło zarówno jako miejsce modlitwy, jak i noclegu. To właśnie od tego małego pomieszczenia zdaje się czerpać swoją nazwę; Maria przez rzeźbę, którą mnich przyniósł ze sobą, i Zell przez komórkę, w której znajdowała się na początku: Mariazell.
Kościół romański, dobudówka gotycka
Jednak z napisu nad głównym portalem wynika, że pierwszy romański kościół powstał dopiero w 1200 roku, czyli prawie pół wieku po jej przybyciu. W kolejnych latach, dzięki licznym wiernym, których Dziewica obdarzyła swoimi łaskami, sława tego miejsca rozprzestrzeniła się i stało się ono miejscem pielgrzymek par excellence dla mieszkańców terenów austriackich. Nadanie w 1399 r. przez papieża Bonifacego IX odpustu zupełnego przyczyniło się do rozwoju obchodów i procesji, które przetrwały mimo ograniczeń religijnych wprowadzonych przez cesarza Józefa II (1765-1790).
Położenie geograficzne sanktuarium niewątpliwie sprawiło, że w XV wieku Mariazell było odwiedzane nie tylko przez mieszkańców regionu austriackiego, ale także przez Francuzów, Szwajcarów, Niemców, Czechów, Polaków, Węgrów, Chorwatów i Serbów. To główny powód, dla którego na pierwotnym romańskim kościele zbudowano dobudówkę w stylu gotyckim. Wydaje się, że rozpoczęło się to od dobudowania chóru i kontynuowane było budową nowej nawy głównej i dwóch naw bocznych.
Ale nie tylko "zwykli ludzie" udawali się do Mariazell, aby błagać o wstawiennictwo Dziewicy lub dziękować za udzielone łaski. Również rodzina cesarska stała się obrońcami i czcicielami Matki z Mariazell, zwłaszcza po kontrreformacji. Wtedy też konieczna stała się rozbudowa gotyckiego kościoła, którą w dużej mierze sponsorowali Habsburgowie. Przebudowa i powiększenie rozpoczęły się w 1644 roku pod kierunkiem budowniczego Domenico Sciassia. Dopiero czterdzieści lat później ukończono ten kolosalny projekt, którego Sciassia nigdy nie doczeka. Ogromna praca i wyzwania związane z połączeniem elementów gotyckich z nowymi barokowymi wprowadzeniami uczyniły z Mariazell architektoniczny klejnot i największy kościół w Austrii.
Jedną z najtrudniejszych części kościoła jest fasada, w której udało się połączyć duży ostrołukowy portal i oryginalną gotycką wieżę, która według tradycji została zbudowana przez węgierskiego króla Ludwika I, z dwiema barokowymi wieżami zaprojektowanymi przez Sciassia. Fakt, który pozostaje niezauważony, ale który był również sposobem uhonorowania Węgrów, regularnie pielgrzymujących do Mariazell.
Zagrożenia i trudności
To właśnie w tych latach wielkich przemian i ruchu cesarz Leopold I odwiedził sanktuarium i nazwał je Dziewicą z Mariazell generalissima jego cesarskiej armii. Był rok 1676, a w tym czasie terytoria austriackie potrzebowały wszelkiej pomocy ze względu na ciągłe zagrożenie i postępujące posuwanie się wojsk osmańskich w kierunku terytoriów Habsburgów. Wróg ten z biegiem lat stał się stałym zagrożeniem i dopiero w 1683 roku geniuszowi wojskowemu księcia Eugeniusza Sabaudzkiego udało się zatrzymać oblężenie Wiednia, wypędzić ich z terytorium Austrii i położyć kres ich hegemonii w południowo-wschodniej Europie.
Jak wspomniano na początku, sława Mariazell zdołała przetrwać nawet restrykcyjne prawa oświeceniowego cesarza Józefa II, a pobożność ludowa, choć nie była już wspierana przez monarchię, nadal widziała w Dziewicy z Mariazell swoją opiekunkę.
Przez cały XIX wiek sanktuarium nie było rozbudowywane, ale musiało zostać gruntownie odrestaurowane ze względu na zniszczenia spowodowane wielkim pożarem, który miał miejsce w noc wigilii Wszystkich Świętych w 1827 roku. Ze względu na jego znaczenie, były liczne wkłady finansowe, które pomogły w jego szybkiej renowacji w latach 1828-1830. Nie zrealizowano jednak wcześniejszych planów, a tendencja była w kierunku większego uproszczenia konstrukcji. Wyciągając wnioski, po raz pierwszy zainstalowano piorunochrony na dachu kościoła. Chociaż zniszczenia były rozległe, romańska statuetka Dziewicy została uratowana i pozostaje do dziś w swoim pierwotnym miejscu, w Kaplicy Łaski, sercu sanktuarium. Kaplica stała się najstarszą częścią świątyni (1690) i zawiera 48-centymetrową rzeźbę Matki Boskiej z Dzieciątkiem, która dziś jest honorowana jako Magna Mater Austriae i z którym brat Magnus w 1157 roku rozpoczął swoją pracę ewangelizacyjną. XX wieku, w 1907 roku kościół został podniesiony przez papieża do rangi bazyliki mniejszej.
Odwiedzany przez papieży
Kilka lat po wyborze na papieża, św. Jan Paweł II odwiedził Mariazell na 13 września 1983 r. Po latach jego następca, Benedykt XVI, powrócił 8 września 2007 r., aby uczcić 850-lecie sanktuarium i uhonorować to miejsce papieskim odznaczeniem "Złotej Róży", kwiatem wykutym w złocie i wypełnionym aromatycznymi esencjami, takimi jak balsam, kadzidło i woda święcona. Innymi sanktuariami, które dostąpiły tego samego zaszczytu, wówczas za czasów Jana Pawła II, były Loreto, Lourdes i Częstochowa.
W homilia wygłoszona w tym czasie, Benedykt XVMówiłem o sensie pielgrzymki i jej związku z Chrystusem i Jego Kościołem. Ale także tego Dzieciątka Bożego w ramionach swojej Matki, które jednocześnie jest ukrzyżowane na głównym ołtarzu: "Powinniśmy patrzeć na Jezusa tak, jak widzimy go tutaj w sanktuarium w Mariazell. Widzimy go w dwóch obrazach: jako dziecko w ramionach matki i ukrzyżowanego na głównym ołtarzu bazyliki. Te dwa obrazy w bazylice mówią nam: prawda nie dochodzi do głosu dzięki zewnętrznej mocy, ale jest pokorna i daje się człowiekowi tylko dzięki swojej wewnętrznej sile: dzięki temu, że jest prawdziwa. Prawda sprawdza się w miłości".
Czasem jednak przekazywanie tego przesłania i głoszenie go w świecie wrogim Bożej miłości bywa beznadziejne. Nie traćmy ducha, jak to dobrze wyraził Benedykt XVI w tej samej homilii: "Pielgrzymować to znaczy być zorientowanym w pewnym kierunku, iść do celu. Nadaje to podróżom i związanemu z nimi zmęczeniu swoiste piękno".