Opzione Francesco: dla nowego obrazu przyszłości chrześcijaństwa
Mówienie o "opcji franciszkańskiej", dziesięć lat po tym pontyfikacie, przywodzi na myśl popularną "opcję benedyktyńską". Została ona spopularyzowana sześć lat temu dzięki słynnej książce Roda Drehera o tym tytule (należy zaznaczyć, że "benedyktyńska" nie odnosi się do papieża Benedykta XVI, ale do reguły św. Benedykta).
Armando Matteo, profesor teologii w Rzymie, sekretarz Dykasterii Nauki Wiary, który kilka książek poświęcił studiom nad przekazywaniem wiary młodym ludziom, uważa, że rocznica pontyfikatu może być dobrym momentem na podjęcie tematu "przekazywania wiary młodym". Evangelii Gaudium. Ten pierwszy dokument Franciszka wywołał pewne emocje dla ewangelizacjaale być może było to złudzenie równie intensywne, co ulotne. Dlatego, aby to wyjaśnić, nakreśla teraz to, co jego zdaniem można uznać za itinerarium propozycji misyjnej Papieża.
Wyzwanie nowej wyobraźni
Być może te dziesięć lat posiadania pierwszego papieża hiszpańsko-amerykańskiego, pierwszego papieża jezuity i pierwszego papieża, który był synem Sobór Watykański II może nas trochę zaskoczyć. Ale, jak uważa Matteo, teraz, kiedy ten czas minął, być może jest to "sprzyjająca okazja do konkretnego rozeznania, do czego my, wierzący, jesteśmy powołani w tym momencie historii. Nie możemy po prostu obserwować, zamieszczać i komentować, z większą lub mniejszą życzliwością, tego co papież robi, mówi, celebruje. Nadszedł czas, aby wybrać.
Matteo przyznaje, że ma dług wobec Dreher -który prawie dwadzieścia lat temu porzucił katolicyzm, by stać się prawosławnym - w tym, że ten ostatni wzbudził świadomość konieczności poszukiwania nowej wyobraźni dla przyszłego chrześcijaństwa. To, że zamieszkujemy świat w zupełnie inny sposób niż dwa czy trzy pokolenia temu - możemy myśleć o oczekiwaniach życiowych, komunikacji, medycynie, informacji, odpoczynku, zdolności do przemieszczania się, relacjach afektywnych czy, na głębszym poziomie, rozumieniu relacji wiara-świat czy wartości intymności - to fakty, które zarówno Dreher, jak i Matteo mają na stole. Stamtąd jednak wyłaniają się różne motywacje i dochodzą do różnych wniosków.
Czas na wybór
Pytanie, które Matteo ma na myśli - i które, jego zdaniem, stanowi wyzwanie dla chrześcijańskiej wyobraźni - brzmi: dlaczego Kościół na Zachodzie przeżywa poważny "kryzys narodzin"? Jest to zima demograficzna jeszcze silniejsza niż ta, która dotyka urodzeń naturalnych, i dlaczego Kościół nie wydaje się być zdolny do rodzenia mężczyzn i kobiet, którzy znajdują w Chrystusie horyzont swojego życia?
Pytania te można logicznie rozszerzyć na instytucje, które żyją w Kościele. Ten "czas wyboru" zakłada przede wszystkim, i zawsze według włoskiego profesora, potrójny akt uczciwości. Po pierwsze, zaakceptowanie faktu, że żyjemy w czasach ostatecznej zmiany epoki, która dokonuje się od kilku wieków. Następnie przyjąć ze spokojem, że cywilizacja chrześcijańska dobiegła końca. I wreszcie przyjąć, że istnieje pilna potrzeba zmiany mentalności duszpasterskiej, która może skutecznie połączyć Jezusa z ludźmi, nadać kształt przepowiadaniu, które łączy pragnienia serca współczesnego człowieka z osobą Jezusa Chrystusa.
Chrześcijaństwo jest dla wszystkich
Papież Franciszek - kontynuując intuicje, które łatwo odnaleźć u Benedykta XVI - wyraźnie zauważył zarówno międzypokoleniowe pęknięcie w przekazie wiary, jak i koniec cywilizacji opartej na chrześcijaństwie. Powiedział w punkcie n. 70 z. Evangelii GaudiumNie możemy ignorować faktu, że w ostatnich dziesięcioleciach nastąpiło zerwanie pokoleniowego przekazu wiary chrześcijańskiej wśród katolików. Nie da się zaprzeczyć, że wielu czuje się rozczarowanych i nie identyfikuje się już z tradycją katolicką, że coraz więcej rodziców nie chrzci swoich dzieci i nie uczy ich modlitwy, a także, że mamy do czynienia z pewnym exodusem w kierunku innych wspólnot wyznaniowych". Następnie wymienia możliwe przyczyny tego rozłamu.
Zmiana mentalności
Franciszek powiedział też w swoim świątecznym orędziu do kurii sprzed trzech lat: "Nie jesteśmy już w chrystianizacji. Dziś nie jesteśmy jedynymi, którzy wytwarzają kulturę, ani pierwszymi, ani najbardziej słuchanymi. Dlatego potrzebujemy zmiany mentalności duszpasterskiej, co nie oznacza przejścia na duszpasterstwo relatywistyczne. Nie jesteśmy już w reżimie chrześcijaństwa, ponieważ wiara - zwłaszcza w Europie, ale nawet na znacznej części Zachodu - nie jest już oczywistym założeniem wspólnego życia; w rzeczywistości często jest wręcz negowana, wyśmiewana, marginalizowana".
W tym kontekście Armando Matteo przyznaje, że w Kościele istnieją inne poważne problemy, takie jak nadużycia seksualne i nadużycia władzy, do których można dodać wiele znanych napięć; "ale jego prawdziwy kryzys jest tylko jeden, ten wywołany słowami Franciszka: 'denaturat'. Kiedy Kościół traci swój wymiar płodności, macierzyństwa, traci wszystko i staje się czymś innym, co może być nawet interesujące i użyteczne, ale nie ma nic wspólnego z misją, którą Jezus powierzył swoim uczniom (...). Kościół jest sobą tylko w takiej mierze, w jakiej ożywia go misyjne marzenie o dotarciu do wszystkich".
Głoszenie chrześcijaństwa
Dla Matteo dyskusja o tym, czy chrześcijaństwo jest skazane na bycie mniejszością, czy nie, ma charakter autoreferencyjny i kończy się stratą czasu. Głoszenie - i tu może pojawia się pierwsza różnica z Dreherem - powinno być przeznaczone dla wszystkich; każdy powinien usłyszeć w nim, i w każdej jego części, coś, co łączy się z jego własnym poszukiwaniem dobrego życia.
W rzeczywistości pierwsze problemy pojawiają się, gdy przepowiadanie koncentruje się tylko na tych, którzy już uwierzyli, ponieważ wtedy napięcie misyjne - które jest jego racją bytu - zanika, a co więcej, stopniowo dyskurs odrywa się od swojego prawdziwego celu, którym jest doprowadzenie do najpełniejszego wyrażenia tego, co ludzkie, do ujawnienia prawdy o człowieku. Faktem jest jednak, że coraz więcej młodych ludzi nie wierzy, że chrześcijaństwo wnosi cokolwiek do ich poszukiwań szczęśliwego życia (choć z pewnością nie brakuje nadziei, jak w przypadku Światowych Dni Młodzieży zainicjowanych przez Jana Pawła II). Matteo sporządza na przykład listę słów ze świata katechezy, które nie istnieją już w powszechnym zasobie tych, którzy dorastają w naszych czasach. Ta jedność języka - a więc i wyobraźni - która być może ułatwiała przekaz wiary, już nie istnieje.
Przyjaźń i braterstwo a indywidualizm
Być może najbardziej wątpliwy aspekt pracy Matteo można znaleźć w fundamencie socjologicznym, który rozwija, aby postawić diagnozę i opracować wytyczne do działania. Po przyjrzeniu się wspomnianym wyżej nowym sposobom zamieszkiwania świata, proponuje on przejście od duszpasterstwa skierowanego do ludzkości żyjącej w "dolinie łez" - duszpasterstwa, które w zasadniczy sposób przestałoby być pocieszające - do duszpasterstwa skierowanego do ludzkości o nieokiełznanej radości - które przestałoby być świadkiem radości płynącej ze spotkania z Jezusem. Te kategorie socjologiczne, które być może zbyt precyzyjnie je określają, są dyskusyjne, ale nie czynią one kolejnych dróg mniej wartościowymi.
Krótko mówiąc, Armando Matteo proponuje stworzenie sposobu ewangelizacji, którego centralnym elementem jest przyjaźń i który jest w stanie wytworzyć nowe braterstwo, dające świadectwo radości ze spotkania z Chrystusem. Przyjaźń i braterstwo nie są oczywiście słowami nieobecnymi w dotychczasowych formach ewangelizacji, ale być może w opisanym powyżej nowym kontekście mogą nabrać nowej mocy.
Kościół "w drodze".
To właśnie w tym kontekście wiele obrazów, którymi posługuje się Franciszek, aby nadać kształt temu Kościół "w drodze". (szpital polowy, ranny Kościół na ulicy jest lepszy od chorego w zamknięciu, dom z otwartymi drzwiami zamiast domu celnego, itd.) ). I jest nadzieja, że ta postawa może ustąpić miejsca "marzeniu o nowym braterstwie"; braterstwie, które pokona swojego głównego wroga, którym byłby, według słów Matteo, "indywidualizm, powszechny i smutny, który dominuje w społeczeństwie nieskończonego handlu i który prowadzi do tego, co Luigi Zoja określił jako 'śmierć bliźniego'".
Ale ta otwartość na przyjaźń nie jest tylko postawą zewnętrzną, czy dodatkowym zaangażowaniem w pewnych konkretnych momentach, ale jest zakorzeniona w duchowym nawróceniu. Franciszek mówi w numerze 92 z Evangelii GaudiumSposób odnoszenia się do innych, który naprawdę nas uzdrawia, a nie czyni nas chorymi, to mistyczna, kontemplacyjna wspólnota braterska, która umie spojrzeć na świętą wielkość naszego bliźniego, która umie odkryć Boga w każdej istocie ludzkiej, która umie tolerować niewygody wspólnego życia, trzymając się miłości Boga, która umie otworzyć swoje serce na Bożą miłość, aby szukać szczęścia innych, tak jak szuka go jej dobry Ojciec".
Biedni
To nawrócenie daje uprzywilejowane miejsce bliskości z ubogimi - i z wszelkiego rodzaju peryferiami - także po to, by uczyć się od nich o Bogu, rozumiejąc je nie tylko jako kategorię społeczną, ale jako miejsce autentycznie teologiczne.
Ta bliskość i otwartość może funkcjonować jako antidotum na to, co Franciszek nazywa "duchową światowością", która nie polega, jak mogłoby się wydawać, na rozcieńczaniu przesłania Kościoła w interesie świata, ale raczej na wprowadzaniu "światowej" - czy niechrześcijańskiej - logiki do życia duchowego.
Choroba ta jest obszernie rozwinięta w numerach 93 i 97 Adhortacji Apostolskiej: "Światowość duchowa, która ukrywa się za pozorami religijności, a nawet miłości do Kościoła, oznacza szukanie, zamiast chwały Pana, chwały ludzkiej i osobistego dobrobytu (...). Ci, którzy popadli w tę światowość, patrzą z góry i z daleka, odrzucają proroctwo swoich braci, dyskwalifikują tych, którzy ich kwestionują, stale podkreślają błędy innych i mają obsesję na punkcie pozorów. Wycofała odniesienie serca do zamkniętego horyzontu swojej immanencji i swoich interesów, a w konsekwencji nie uczy się na swoich grzechach ani nie jest autentycznie otwarta na przebaczenie. Jest to ogromne zepsucie pod pozorem dobra. Trzeba tego uniknąć, wprowadzając Kościół w ruch wychodzenia poza siebie, misji skoncentrowanej na Jezusie Chrystusie, poświęcenia się ubogim".
Rezygnacja z komfortu
Pod koniec książki, po przedstawieniu tych wytycznych dla wyobrażenia sobie nowego sposobu ewangelizacji, Matteo nie zaprzecza, że głoszenie otwartości na innych, głoszenie konieczności wyrzeczenia się komfortu i rezygnacji z uspokojenia, któremu poddaje nas pewien model kapitalistyczny i indywidualistyczny, oznacza uczynienie nas niewygodnymi. Chodzi więc o mentalność przeciwstawną, ale ze zrozumieniem, że inercja, którą należy przezwyciężyć, z antropologicznego punktu widzenia, jest inercją "nieskończonego i smutnego indywidualizmu".
Ale Matteo wciąż ma dwa bardzo aktualne pytania: gdzie znajdzie siłę, by to zrobić? I dlaczego ta zmiana mentalności jest tak kosztowna? Na pierwsze pytanie - choć znów nie jest ono nowe, ale wymaga nowego impulsu - odpowiada, że siła może pochodzić jedynie z powrotu do życia kontemplacyjnego.
Odzyskanie ducha kontemplacji
Ponownie, przejdź do Evangelii Gaudiumn. 264: "Pierwszą motywacją do ewangelizacji jest miłość do Jezusa, którą otrzymaliśmy, to doświadczenie bycia zbawionym przez Niego, które porusza nas do kochania Go coraz bardziej. Ale co to za miłość, która nie odczuwa potrzeby mówienia o ukochanym, ukazywania go, czynienia go znanym? Jeśli nie odczuwamy intensywnego pragnienia, by go przekazywać, musimy zatrzymać się na modlitwie, by prosić Go, by znów nas porwał. Musimy codziennie wołać, prosić o Jego łaskę, aby otworzył nasze zimne serca i wstrząsnął naszym letnim i powierzchownym życiem (...) Aby to uczynić, pilnie potrzebujemy odzyskać ducha kontemplacyjnego, który pozwala nam codziennie odkrywać na nowo, że jesteśmy depozytariuszami dobra, które humanizuje, które pomaga nam prowadzić nowe życie. Nie ma nic lepszego do przekazania innym".
Jest to kontemplacja Jezusa, który zawsze pozwalał się spotkać bezpośrednio wszystkim, jako jeden wśród równych, ramię w ramię ze swoimi współczesnymi. Nie widział w nich ciężaru ani kogoś do oskarżenia.
Nowe pokolenia
Na koniec eseju Armando Matteo czyni ostatnie rozważania "na temat realnej możliwości przyjęcia takiej propozycji przez samych wierzących". Dostrzega on przede wszystkim trzy bariery. Po pierwsze, to co nazywa "złym lękiem" - który odróżnia od zdrowego lęku w obliczu niebezpieczeństwa - którym byłby lęk przed nieznanym, który zakorzenia nas w przeszłości i w nas samych; "pierwszy lęk utrzymuje nas przy życiu, drugi prowadzi nas do śmierci". Dlatego zaleca, aby nie poruszać się dla prostego pragnienia zmiany, ale dla szczerego pragnienia rodzenia nowych uczniów Jezusa wśród nowych pokoleń.
Drugą przeszkodą jest niechęć do zmian spowodowanych sekularyzacją i odwróceniem się tak wielu od chrześcijaństwa. Resentyment, który prowadzi jedynie do smutku i pesymizmu, zapominając o postawie Boga, który zawsze szuka dobra. Trzecią barierą jest rozumienie tradycji jako czegoś stałego, co nie ma wiele wspólnego z pragnieniem Kościoła, by nieść swoje orędzie mężczyznom i kobietom w każdym wieku i w każdym miejscu, z przekonaniem, że niesie ono ostateczną odpowiedź na ich tęsknotę za sensem i szczęściem.
Nie być grzebieniem dla owiec
Na zakończenie Armando Matteo przytacza pewne słowa, które papież Franciszek poświęcił swojej diecezji, diecezji rzymskiej, krótko po tym, jak został wybrany na jej pasterza, a które mogłyby być obrazem podsumowującym całą tę propozycję: "W Ewangelii piękny jest fragment mówiący o pasterzu, który wracając do owczarni, uświadamia sobie, że brakuje jednej owcy: zostawia 99 i idzie jej szukać, szukać jednej. Ale, bracia i siostry, my mamy jedną; brakuje nam 99! Musimy wyjść, musimy iść do innych!
W tej kulturze - powiedzmy sobie prawdę - mamy tylko jednego, jesteśmy mniejszością! A czy czujemy zapał, apostolski zapał, aby wyjść i szukać tych drugich 99? To jest wielka odpowiedzialność i musimy prosić Pana o łaskę hojności oraz odwagę i cierpliwość, aby wyjść, wyjść i głosić Ewangelię. Ach, to jest trudne. Łatwiej jest zostać w domu, z tą jedną owcą. Łatwiej jest z tą owcą, czesać ją, pieścić... ale my kapłani, wy też chrześcijanie, wy wszyscy: Pan chce, abyśmy byli pasterzami, nie czesaczami owiec, pasterzami!