Tekst - Sara Barrena i Jaime Nubiola
W ostatnią niedzielę poszedłem na mszę do kościoła parafialnego w mojej okolicy. Byliśmy zwykłym tłumem. Morze szarych głów, w ciemnych trenczach i płaszczach. Byłam chyba najmłodsza, nie licząc jednej dzielnej mamy, która weszła nieco spóźniona z dzieckiem na ręku i maluchem trzymającym się za nogę. Ludzie patrzyli na nich jak na okazy zagrożonego gatunku. Kiedy nadszedł czas, dałem pokój starszej parze przede mną i pani za mną, która używa laski. Prawie zawsze zajmujemy te same ławki, ale nigdy nie rozmawialiśmy. W drodze do wyjścia ludzie rozproszyli się; niektórzy zatrzymali się w piekarni, by kupić deser i z wykonanym obowiązkiem udali się do domów. To była po prostu kolejna niedziela.
Kościół "jest" misją
Jak bardzo ma rację, pomyślałem sobie, gdy przeczytałem książkę napisaną przez księdza Jamesa Mallona, zatytułowaną A Divine Renewal. Od parafii utrzymaniowej do parafii misyjnej (BAC, 2016). Mallon, proboszcz w Nowej Szkocji w Kanadzie, opracował różne programy i działania promujące wiarę i rozwój duchowy, takie jak kursy Alpha, pomoc we wspólnym stawianiu czoła wielkim pytaniom. Mallon przekonuje, że parafie muszą pamiętać, kim są i jaka jest ich misja. Ta misja, jak mówi, nie polega na opiece nad tymi, którzy już tam są, aby byli szczęśliwi i zadowoleni, ale na czynieniu uczniów. Jeśli parafie nie mają zginąć, potrzebna jest ewangelizacja, a nie samozachwyt. Nie chodzi o to, by dawać pić tym, którzy nie są spragnieni, ale raczej o to, by pamiętać, że my, chrześcijanie, jesteśmy z definicji posłani, by głosić dobrą nowinę. Kościół jest stworzony do tego, aby iść, aby chodzić. Czas zostawić wygodę za sobą, wyjść z biznesu jak zwykle. Czas przypomnieć sobie, że - jak mówi Mallon - Kościół jest misją.
I ta misja, wbrew pozorom, nie jest tylko zadaniem proboszczów czy księży. To zależy od nas wszystkich. Nie tylko oni są odpowiedzialni za to, że w parafii nie ma nowych ludzi, a ci, którzy tam są, nie wydają się mieć serca świętującego z powodu odnalezienia Boga. Książce Mallona udaje się sprawić, że czujemy coś w środku i wstrząsa naszą duszą.Zadanie tylko dla proboszczów? Nie ma szans. Kościół należy do wszystkich i jest dla wszystkich, a każdy samozwańczy katolik powinien być pod wrażeniem wielkiego światła, jakie prezentuje ta książka. Nie możemy zadowolić się tym, że po prostu dajemy sobie radę, że wykonujemy gimnastykę konserwatorską. Nie wystarczy, że czasem się pomodlimy, że pójdziemy na mszę. W dzisiejszych czasach może się to wydawać dużo, ale to za mało, gdy pamiętamy o misji, którą Chrystus dał nam wszystkim. Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię. Nie powiedział, że należy iść do proboszczów. Nie mamy żadnego usprawiedliwienia.
Jak to możliwe, że nasza wiara jest czasem tak szara, tak niemiła, tak nudna? Jak to możliwe, że tak wielu katolików wciąż zadowala się wiarą i argumentami z czasów, gdy byli dziećmi? Jak to możliwe, że wzrastamy w tak wielu aspektach życia, w wiedzy, w zawodzie, w uczuciach, a jednak nie wzrastamy w rzeczach najważniejszych? Jest to poważny problem kulturowy. Kto nie rośnie, kto nie ma tej plastyczności, jest pod wieloma względami martwy. I bardziej niż w jakiejkolwiek innej dziedzinie jest to prawdziwe w życiu duchowym: nie wystarczy nadążyć. Zawsze trzeba mieć chęć pójść dalej, dać z siebie wszystko. Postępowanie w inny sposób to powolna śmierć.
Przykłady
James Mallon podaje wiele konkretnych przykładów rzeczy, które można zrobić, od zespołów powitalnych w parafiach, poprzez katechezę rodzinną, aż po różne niesakramentalne wydarzenia dla tych najbardziej oddalonych. Niektóre przykłady mają związek z kulturą północnoamerykańską i są obce dla nas w krainach, w których piszę, ale są to tylko przykłady, które zachęcają nas do kreatywnego znalezienia własnych sposobów na pójście naprzód w misji. Nie możemy być biernymi widzami. Musimy nauczyć się, że otrzymaliśmy dobrą nowinę, zrozumieć ją sercem i cieszyć się, aż nie będziemy mogli zrobić nic innego, jak tylko się nią podzielić. A dobrych wiadomości nie przekazuje się z długą miną. Jest to chyba najprostszy sposób, by ruszyć z miejsca: zmienić twarz. "Ewangelizator nie może mieć stale pogrzebowej twarzy".pisze papież Franciszek (Evangelii Gaudium, 10). Jeśli Jezus jest w twoim sercu, daj Mu to poznać w twarz, pisze też Mallon. Nie możemy zostawić naszego serca w drzwiach kościoła. "Doświadczenie Boga" - dodaje (s. 219).czynią nas bardziej kochającymi, radosnymi, spokojnymi, cierpliwymi, życzliwymi i hojnymi.".
Mamy coś do zaoferowania
Nie wystarczy wierzyć czy ufać, trzeba też działać. Trzeba być proaktywnym, a nie tylko reaktywnym. I nie chodzi tu tylko o przekazywanie informacji. Ruszaj się. Nie żyj swoją wiarą "w trybie bankowym". Każdy będzie wiedział, jak może dawać świadectwo, komu może pomóc, z kim może być gościnny, kogo może pocieszyć, objąć, przyjąć bezwarunkowo; każdy będzie wiedział, kogo może dotknąć, jak pokazać twarz Boga i uśmiech, Jego piękno. Każdy będzie umiał przekazać wewnętrzną radość dobrej nowiny i umożliwić innym ludziom doświadczenie Boga.
W swojej książce Mallon przekonuje, że w parafiach każdy może znaleźć formację i towarzystwo. Jest to wezwanie skierowane do proboszczów, ale także do poszczególnych katolików. Mamy coś do zaoferowania. Gdyby tylko świat wiedział, co zostało nam dane! Jeśli jesteś pochłonięty gorliwością opowiadania, nawet jeśli zdajesz sobie sprawę, że jesteś słaby i niemądry - podsumowuje Mallon - to jesteś gotowy i Bóg może cię użyć, by dotrzeć na krańce ziemi.