Kultura

Juan González de la Higuera. Urodzony ponownie

Juan przez dwanaście lat żył jako żebrak i wie, jak to jest być "niewidzialnym" dla społeczeństwa. Jego życie było pełne przeszkód, ale radził sobie jak mógł. Mimo, że otrzymał pomoc, to jednak siła woli była głównym powodem wyjścia z dołka.

Jaime Sánchez Moreno-24 lipca 2017 r.-Czas czytania: 3 minuty

Najstarszy z ośmiorga dzieci, w dzieciństwie musiał opiekować się rodzeństwem, wykonując obowiązki rodziców, gdyż jego matka dużo pracowała, a ojciec często trafiał do szpitala i znęcał się fizycznie i psychicznie nad matką i dziećmi. On, który był porucznikiem policji i miał kontakty w wojsku, próbował znaleźć sposób, aby Juan mógł pracować w wojsku i mieszkać w domu. Juan miał jednak szczęście, że Brygada Spadochronowa szukała ochotnika. Ta oferta była drzwiami do ucieczki z wrogiego środowiska, w którym przyszło mu żyć. Wreszcie został przyjęty i opuścił dom, czego pragnął po trudach, jakie tam zniósł.

Pokazuje mi zdjęcie herbu Brygady Spadochronowej z hasłem "triumfuj lub giń". Na zdjęciu, obok tarczy, widać zeszyt, w którym zapisał jedno ze swoich opowiadań. Bo pisanie i opowiadanie historii, czyli coś, co robił już w wieku 14 lat, zawsze było jego pasją.

Podczas swojej długiej kariery w wojsku podróżował do takich miejsc jak Korsyka, Dżibuti, Kenia, Sahara Zachodnia i Brazylia. Kiedy wrócił do Hiszpanii, zamiast wrócić do Madrytu, postanowił pojechać do Barcelony, bo nie chciał widzieć swojej rodziny, a rodzina nie chciała widzieć jego. W Barcelonie wynajął mieszkanie i włóczył się po okolicy, aż zostało mu niewiele pieniędzy. Następnie wrócił do stolicy, gdzie pracował jako kelner i poznał swoją żonę. Mówi, że była skomplikowana, ale przyznaje też, że był niecierpliwy. Żyli w ciągłym napięciu. "Pewnego dnia mój syn, w wieku 9 lat, przyłapał mnie na złym uczynku".mówi Juan. Postanowił więc opuścić dom. Był tak przygnębiony, że został pominięty w grze. I, na początku, nie znał żadnych kuchni z zupą ani innych miejsc, gdzie można by go przyjąć.

Mówi, że doświadczenie wojskowe pomogło mu przejść przez piekło żebrania przez dwanaście lat. Trening psychologiczny, jaki przeszedł w ośrodkach bojowych, przez które przeszedł, przygotował go na wszelkie przeciwności, gdyż "Trzeba mieć na uwadze, że na co dzień ryzykuje się życiem".mówi. Dodaje, że. "nie ma w siłach specjalnych żołnierza, który ma świadomość, że jutro będzie jeszcze żył".. Uważa też, że to, iż nie popadł w alkoholizm czy narkomanię, zawdzięcza szkoleniu, jakie przeszedł jako żołnierz, oraz swojej jasności umysłu.

Podczas jego życia na ulicy opiekował się nim Fundacja RAISWśród innych usług, takich jak pomoc w uzyskaniu minimalnego dochodu, zapewnili mu psychologów i psychiatrów, którzy byli zaskoczeni jego dobrym zdrowiem, mimo że przebywał na ulicy. "Kiedy spadasz na dno studni, przestajesz cierpieć, bo nic, co ci się przydarza, cię nie boli. Nie możesz już nic czuć. Wiesz, że wejście na górę będzie cię kosztowało sto razy więcej niż zejście. Po wyjściu z dołka trzeba umieć się utrzymać. Dla rodziny i przyjaciół zawsze byliście w studni. A w każdym sporze, jaki z nimi prowadzisz, pojawiają się twoje kontrowersje, przypominające ci o twoich przeszłych niedociągnięciach."wyjaśnia.  "80 % osób, które wychodzą ze studni, robi to dzięki ludziom, którzy im pomagają. Nic nie chciałem, żyłem dobrze jak żyłem. Dali mi kanapki i ubrania, i z tego się utrzymałem. Nie chciałam zmierzyć się z normalnym życiem, bo straciłam rodzinę, wszystko. Ale widziałem entuzjazm ludzi, którzy byli przy mnie, aby pomóc mi wyjść, i zrobiłem to".. Dodaje, że. "Stamtąd zacząłem robić kilka kursów, takich jak informatyka czy radiofonia. Mam też bardzo dobrą pamięć"..

Jego przyjaciel otrzymywał pomoc od Bokatasorganizacji pozarządowej, która daje kanapki żebrakom. Zaproponował Juanowi, aby poszedł na świąteczną kolację organizowaną przez to stowarzyszenie. Juan się zgodził, i w ten sposób poznał Bokatas. Kiedy ta organizacja pozarządowa otworzyła Centrum TandemoweZaczął tam pracować. Czuje dużą satysfakcję, bo walczy o to, by inni ludzie żyjący na ulicy mogli wyjść ze swojej trudnej sytuacji.

Często prowadzi pogadanki w szkołach, aby wyjaśnić, jak wyglądają osoby bezdomne i jakie mają problemy. Pokazuje mi zdjęcie, na którym wszystkie dzieci patrzą na niego, gdy mówi, żadne z nich nie jest rozproszone. Przyznaje, że ludzie, którzy go słuchają, mówią mu, że ma doskonałą retorykę i że jest człowiekiem zaangażowanym, jeśli chodzi o pomoc innym.

AutorJaime Sánchez Moreno

Biuletyn informacyjny La Brújula Zostaw nam swój e-mail i otrzymuj co tydzień najnowsze wiadomości z katolickim punktem widzenia.
Banery reklamowe
Banery reklamowe