Świat

Priorytet łaski: Teolog Karl-Heinz Menke o Opus Dei

Niemiecki teolog Karl-Heinz Menke podkreślił priorytet, jaki św. Josemaría Escrivá, założyciel Opus Dei, nadał w swoim nauczaniu działaniu łaski Bożej, także w zwykłym życiu zwykłych wiernych.

Emilio Mur-28 czerwca 2022-Czas czytania: 7 minuty
Karl-Heinz Menke

Karl-Heinz Menke z papieżem Franciszkiem podczas odbierania Nagrody Ratzingera 2017 ©CNS Photo

Karl-Heinz Menke jest emerytowanym profesorem teologii dogmatycznej na Uniwersytecie w Bonn, w latach 2014-2019 był członkiem Międzynarodowej Komisji Teologicznej, a w 2017 roku otrzymał nagrodę teologiczną im. Josepha Ratzingera. Znany profesor obalił również krytykę, jaką pod adresem "Teologii Kościoła" wysunął inny znany teolog, szwajcarski kardynał Hans Urs von Balthasar.Camino"najbardziej znane dzieło Josemaría Escrivázałożyciel Opus Dei.

Karl-Heinz Menke przyznaje, że przez pewien czas je podzielał, ale teraz dostrzega, że von Balthasar przeoczył "zasadniczy punkt: tylko wtedy, gdy zrozumiałem moich rodziców, moje wychowanie, ciosy losu i ułomności, ograniczenia i talenty mojego życia jako łaskę; tylko wtedy, gdy zrozumiałem całym swoim istnieniem, że ja - właśnie ja - mogę przenosić góry i być światłem i solą ziemi, mogę i muszę pozwolić, by mówiono mi, być może codziennie: "Możesz zrobić o wiele więcej. Pozwól sobie! Nie jesteś workiem treningowym! Reaguj! Temperuj swoją wolę!

Karl-Heinz Menke powiedział to 25 czerwca w Kolonii (Niemcy) podczas homilii na Mszy św. odprawionej z okazji wspomnienia założyciel Opus Dei. Ponadto podkreślił znaczenie Święty Josemaría Podkreślił również zaangażowanie społeczne i charytatywne mieszkańców Dzieła.

Dla jej zainteresowania reprodukujemy pełny tekst w tłumaczeniu na język hiszpański.

Homilia we wspomnienie św. Josemaríi Escrivá w Kolonii, św. Urszuli

To było dawno temu, ale pewnych rzeczy się nie zapomina. Pamiętam spotkanie, na które zaprosiłem rodziców dzieci, które miały przystąpić do pierwszej spowiedzi i pierwszej Komunii Świętej. Jak to zwykle bywa na tego typu spotkaniach, na początku wszystko kręciło się wokół rzeczy zewnętrznych: porządku, rozdania papierów, stroju i tym podobnych. Ale wtedy pewna matka, którą dobrze znałem, wstała i, raczej podekscytowana i z czerwoną twarzą, powiedziała to, co najwyraźniej tłumiła od dłuższego czasu. Mniej więcej: "Znasz nas, znasz mnie i mojego męża.. Chodzimy na Mszę św. w każdą niedzielę i często w tygodniu. Chodzimy też do spowiedzi. Chodzę od domu do domu, aby zbierać fundusze dla Caritas. A mój mąż jest w zarządzie Kolpinga. Jeśli trzeba pomóc na festynie parafialnym, w Boże Ciało czy w inne święto, jesteśmy tam. Śmieją się z nas tylko ludzie, a nawet nasi bliscy. Nasi sąsiedzi nie muszą się kłócić ze swoimi nastoletnimi dziećmi, żeby w niedzielę iść na Mszę św. Podają swoim nastoletnim córkom pigułki i nie mają wyrzutów sumienia, gdy przychodzi im robić zeznania podatkowe. Tym bardziej nie muszą tłumaczyć ośmioletniemu dziecku - jak ja to robię już po raz czwarty - czym jest grzech i że Jezus czeka na nas w każdą niedzielę".

Ta kobieta powiedziała - już kilkadziesiąt lat temu - to, co wielu ludzi myślało lub czuło. Jeśli dobrze zrozumiałem św. Josemaríę Escrivá, to on sam jest odpowiedzią na to pytanie. 

To, co najbardziej zafascynowało mnie w lekturze biografii Josemaríi Escrivá autorstwa Petera Berglara, to dar świętego do odkrywania w każdym człowieku - nawet w tym głęboko zranionym przez dewiacje i wypaczenia grzechu - łaski [!!!], która odkryta i konsekwentnie stosowana może stać się czymś promiennym (światłem świata i solą ziemi). Św. Josemaría był głęboko przekonany: każdy człowiek, bez względu na to, jak niepozorne może wydawać się jego życie w oczach tego świata i bez względu na to, jak bardzo jest utrudnione przez różnego rodzaju przeciwności i ograniczenia, jest dotknięty łaską. Trzeba tylko rozpoznać i rozbudzić tę łaskę, stale ją pielęgnować i sprawić, by przyniosła owoce.

Droga wyznaczona przez łaskę rzadko jest identyczna z jedną możliwością. Kto został dentystą, mógł też zostać dobrym nauczycielem. Praktycznie nikt nie nadaje się naturalnie tylko do jednego zawodu. Z pewnością trzeba brać pod uwagę naturę; ten, kto nie potrafi mówić, nie powinien zostać mówcą; a ten, kto nie ma zręczności, nie powinien zostać zegarmistrzem. Ale zawsze jest tak, że kiedy człowiek odkryje, czym ma być, kiedy wreszcie wie, co jest łaską jego własnego życia, wtedy reszta się rozwija.

Josemaría zaleca codzienne przyjmowanie Eucharystii i przeznaczenie dwóch pół godzin dziennie na rozmowę z naszym Panem. Nie po to, by do wielu obowiązków życia codziennego dodać coś religijnego. W takim przypadku relacja z Bogiem lub Chrystusem byłaby czymś w rodzaju pierwszego piętra nad parterem dnia pracy. Nie! Chodzi o przyznanie prymatu przyjęciu łaski, które powinno determinować wszystko, co mówimy, planujemy, myślimy i robimy.

Łaska nie jest substytutem natury. Zły lekarz nie staje się dobrym przez codzienne uczestnictwo we Mszy św. Przeciwnie, ci, którzy przykrywają lenistwo, niekompetencję lub nieudolność płaszczem pobożności, są jedną z tych komicznych postaci pogardliwie karykaturowanych przez Friedricha Nietzschego i Heinricha Heinego. Litość nie zastąpi braku kompetencji. Ale na przykład lekarz, który rozumie swoją pracę jako dar Chrystusa dla swoich pacjentów, będzie się jednocześnie maksymalnie wysilał. To jest świętość: uświęcenie pracy.

Bez łaski wszystko jest niczym. Ale z łaską mogę przenosić góry. Paweł powiedział to z emfazą, której trudno dorównać: "Choćbym mówił wszystkimi językami ludzi i aniołów, choćbym miał dar prorokowania i znał wszystkie tajemnice i wszelką wiedzę, choćbym miał wszelką wiarę, wiarę, która może przenosić góry, jeśli nie mam miłości [Josemaría Escrivá powiedziałby: "łaski"], jestem jak dzwonek albo cymbał brzmiący, jestem niczym" (1 Kor 13, 1 i nast.).

Tylko ci, którzy zrozumieli, że ich życie - czy to matki wspomnianej na początku, czy wspomnianego lekarza, murarza czy pielęgniarki - jest łaską (naczyniem miłości), rozumieją imperatywy, które św. Josemaría napisał w "Drodze": "Czy ubierasz się? -Ty... z tłumu? Jeśli możesz zrobić znacznie więcej, zostaw swój ślad! Nie jesteś workiem treningowym; reaguj! Temperuj swoją wolę!".

Muszę przyznać, że przez długi czas, niestety, przyjmowałem krytykę Hansa Ursa von Balthasara. Określił te imperatywy jako zwykłe hasła, jakby były kopniakiem; ale czyniąc to - i mimo że był jednym z największych teologów - przegapił zasadniczą kwestię: tylko wtedy, gdy zrozumiałem moich rodziców, moje wychowanie, ciosy losu i ułomności, ograniczenia i talenty mojego życia jako łaskę; tylko wtedy, gdy całym swoim istnieniem zrozumiałem, że ja - właśnie ja - mogę przenosić góry i być światłem i solą ziemi, mogę i muszę pozwolić, by mówiono mi, być może codziennie: "Możesz zrobić o wiele więcej. Pozwól sobie! Nie jesteś workiem treningowym! Reaguj! Temperuj swoją wolę!

Ewangelia o cudownym połowie ryb, Ewangelia na dzień święta św. Josemaríi, przypomina nam podstawowy warunek wszelkiego sukcesu misyjnego: "Zarzuć swój połów ryb". twój Nie zazdrośćcie sieci innym! Bądźcie, tam gdzie zostaliście umieszczeni, miłością, łaską Chrystusa". Sukces misyjny, dla wielu współczesnych, jest pojęciem, które pachnie manipulacją i zawłaszczeniem. Ale miłość nie bierze nikogo w posiadanie, przeciwnie, wyzwala.

Do dziś koresponduję z człowiekiem, który - był zatrudniony jako śmieciarz - po rozwodzie małżeństwa stał się pijakiem, bezdomnym etc.; wszyscy wiecie, o jakiej karierze w dół mówię. Dwudziestoletni student - dziś wierny członek Opus Dei z całą rodziną - dosłownie poderwał go z ulicy i towarzyszył mu przez dwa lata z godną podziwu wiernością, krok po kroku i mimo wszystkich niepowodzeń. Dziś ten człowiek, uwolniony od swojego piekła, prawie codziennie wieczorem uczestniczy we Mszy Świętej; zbiera ze śmieci wyrzucone zabawki, naprawia je w wielu wolnych godzinach i przekazuje różnym przedszkolom i domom dziecka. Opracował nawet dwa patenty; w maju ubiegłego roku otrzymał niemiecki Krzyż Zasługi.

Kardynał Schönborn przemawia na Radość z bycia księdzem jednego ze swoich księży: "Przez dziesiątki lat codziennie o wpół do czwartej rano stawał w konfesjonale. Ludzie z całego regionu wiedzą, że tam mogą znaleźć "księdza". Kiedy jadą do pracy w Wiedniu i okolicach, wielu robi krótki objazd do wsi, aby pójść do spowiedzi. On zawsze tam jest. Powiększył nawet nieco konfesjonał, aby mógł tam wykonywać poranną gimnastykę. Czyta, modli się i czeka; po prostu jest. Jest jednym z najlepszych księży, także dla młodzieży, przez którą jest bardzo kochany. Kapłan, który jest łaską, bo żyje łaską".

Można żyć wszystkie w trybie "mieć" i wszystkie na drodze miłości (z łaski). Są naukowcy, którzy pracują dzień i noc, aby odkryć np. szczepionkę ratującą życie setek tysięcy ludzi, nie myśląc ani przez chwilę o pieniądzach, które na tym zarabiają. I są ludzie, którzy żyją nawet ewangeliczną biedą na sposób posiadania, kierując się hasłem: "Patrz: ja mam biedę; ty nie!".

Św. Josemaría nazwał swoje kapłaństwo "świętym krzyżem", ponieważ żył Eucharystią. Kto żyje Eucharystią, wie, że łaska jako doskonałość natury jest także jej ukrzyżowaniem. Nie można przyjąć Chrystusa, który dosłownie daje siebie (ofiaruje się), bez woli pozwolenia na usytuowanie się w tym dawaniu (ofiarowaniu) siebie: im bardziej konkretnie, tym lepiej. Z pewnością: to indykatyw jest decydujący, a nie imperatyw. To, co decydujące, jest dane każdemu z nas w sposób jednostkowy. Ale prawdą jest również, że nie jesteśmy po prostu przedmiotem łaski; jesteśmy również podmiotem łaski.

Przypuszczam, że św. Josemaría odpowiedziałby matce, która dawała upust swoim uczuciom na zebraniu rodziców w przeddzień pierwszej spowiedzi i komunii swoich dzieci: "Bycie chrześcijaninem nigdy nie było wygodne. Ale kiedy żyjesz z łaski, nie chcesz się bez niej obejść.

Ten bowiem, kto daje siebie, staje się wolny. Mało kto z licznych krytyków Opus Dei wie, że nie ma tematu, o którym św. Josemaría mówił więcej niż o wolności. W jednej ze swoich homilii w 1963 roku wyznaje: "Jestem wielkim przyjacielem wolności i właśnie dlatego tak bardzo kocham tę chrześcijańską cnotę [posłuszeństwo]. Musimy czuć, że jesteśmy dziećmi Bożymi i żyć w złudzeniu, że wykonujemy wolę naszego Ojca. Robić rzeczy zgodnie z wolą Bożą, bo mamy na to ochotę, co jest najbardziej nadprzyrodzonym powodem. Kiedy decyduję się chcieć tego, czego chce Pan, wtedy uwalniam się od wszystkich łańcuchów, które zakuwały mnie w kajdany rzeczy i trosk [...]. Duch Opus Dei, którego starałem się praktykować i nauczać przez ponad trzydzieści pięć lat, sprawił, że zrozumiałem i pokochałem wolność osobistą".

To wyjaśnia - jak mi się wydaje - wybór drugiego czytania na jego pamiątkę (Rz 8, 14-17): "Ci, których prowadzi Duch Boży, są dziećmi Bożymi. Otrzymaliście nie ducha niewoli [...], lecz ducha synostwa" (8, 15).

Testo originale del articolo in inglese qui

AutorEmilio Mur

Biuletyn informacyjny La Brújula Zostaw nam swój e-mail i otrzymuj co tydzień najnowsze wiadomości z katolickim punktem widzenia.