"Nad honorem policjantów padł cień. Wszyscy jej członkowie wiedzieli, że nie wolno im używać broni, ale że broń może być użyta przeciwko nim. Wiedzieli, że kilku z nich zostało ciężko rannych w różnych punktach stolicy. I oczekiwano, że będą stać w odizolowanych punktach, celach dla wszelkiego rodzaju pocisków, podczas gdy wojska stały z boku, a masy uświadamiały sobie brak państwa.". Każdy czytający to Chilijczyk mógłby pomyśleć, że jest to opis przemocy rozpętanej w niedzielę 18 października 2020 roku, na tzw. "Ground Zero" w Santiago, ale nie: są to słowa, którymi Aleksander Sołżenicyn opisuje to, co wydarzyło się w Rosji w marcu 1917 roku (por. "Czerwone koło"). Ale nie: to słowa, którymi Aleksander Sołżenicyn opisuje to, co stało się w Rosji w marcu 1917 roku (por. "Czerwone koło").Zwykły przypadek?
Ból i oszołomienie
Ból, zakłopotanie, bezsilność: to uczucia, których doświadczyła zdecydowana większość mieszkańców Chile w tę niedzielę, gdy zobaczyła dwa katolickie kościoły zbezczeszczone i spalone. Te same uczucia, które wstrząsnęły nami dokładnie rok temu, gdy w tym samym czasie spalono kilka stacji metra i kilka kościołów, a lumpen splądrowali supermarkety na obrzeżach stolicy. W kolejnych dniach obrazy te były powielane w głównych miastach. Czynnikiem wyzwalającym była podwyżka cen biletów komunikacji miejskiej o 30 peso (4 centy) i wezwanie studentów, skrajnej lewicy i niektórych związków zawodowych do uchylania się od płacenia. Kiedy udało nam się odzyskać nokautZjawisko to zostało nazwane "wybuchem społecznym" i według niektórych doniesień medialnych było wynikiem nagromadzonego gniewu z powodu poczucia nadużycia i nierówności wśród najbardziej wywłaszczonych grup społecznych.
Byliśmy ponownie zaskoczeni, gdy w kolejnych dniach doszło do masowych demonstracji - niektóre zbliżały się lub przekraczały milion osób - w przeważającej mierze o charakterze pokojowym. Odzwierciedlały one powszechne, ale nieco zagmatwane niezadowolenie. Wymachiwano plakatami przeciwko politykom, systemowi emerytalnemu, seksizmowi, znęcaniu się nad zwierzętami, zanieczyszczeniu środowiska, opłatom za autostrady... oraz za darmową aborcją, edukacją seksualną bez tabu, wegańskim jedzeniem, małżeństwami gejowskimi... Okresowo powtarzały się gwałtowne ataki na własność prywatną i publiczną, plądrowanie supermarketów, palenie kampusów uniwersyteckich....
Spontanicznie?
Wyjaśnienie o "spontanicznym wybuchu" nie wydawało się wiarygodne. Społeczeństwo zaczęło domagać się od władz zaprowadzenia porządku. Szef policji śledczej posunął się do tego, że oświadczył, iż jest wiele informacji na temat tego, co wydarzyło się 18 października i że wkrótce zostaną one ujawnione. Wciąż czekamy. Zadekretowano stan oblężenia, na ulice wyszło wojsko i były przerwy w spokoju. Ale wojsko stacjonowało w strategicznych punktach, nie interweniując, podczas gdy policja Carabineros poniosła ciężar sytuacji, stawiając czoła brutalnym grupom z miejskiej organizacji partyzanckiej z gołymi rękami.
W połowie listopada ponownie wybuchła przemoc, a centrum polityczne praktycznie zniknęło z Parlamentu. Lewica domagała się dymisji prezydenta Piñery. Gdy zaczęło się rysować widmo wojny domowej, pojawił się promyk nadziei: 15 listopada 2019 roku siły polityczne - z wyłączeniem partii komunistycznej i innej skrajnie lewicowej partii - podpisały "Porozumienie o pokoju społecznym i nowej konstytucji".
To właśnie wtedy milcząca większość dowiedziała się, że pierwszym priorytetem jest konstytucja, która pozwoli na ponowne założenie Chile. Plebiscyt był wyznaczony na kwiecień 2020 roku, ale Covid wymusił jego przesunięcie na 25 października.
Klimat polaryzacji
Rok 2020 był surrealistycznym koszmarem: pandemia, kwarantanna, dekonfinicja, powrót gwałtownych demonstracji w piątki na Plaza Baquedano. Rocznica "wybuchu społecznego". Tego dnia Związek Nauczycieli, który odmówił wznowienia zajęć w obawie przed nawrotem koronawirusa, wezwał do marszu... Ale w masce.
I tak oto jesteśmy: z poziomem polaryzacji nie widzianym od czasu plebiscytu z października 1988 roku, który zadecydował o końcu wojskowego reżimu Pinocheta. Z mniejszościowym, ale bardzo zjadliwym koktajlem anarchistów, gangów terrorystycznych, handlarzy narkotyków, którzy chcą zniszczyć wszystko na swojej drodze. Dwóch z nich stało się niestety sławnych, bo podłożyli bombę w Bazylice del Pilar w Saragossie (odsiedzieli już swoje wyroki w Hiszpanii i wrócili). Z drugiej strony, siły bezpieczeństwa są przytłoczone: wewnętrzne i międzynarodowe organizacje praw człowieka nie pozwalają im działać.
Nie wydaje się to najlepszy klimat do rozpoczęcia procesu konstytucyjnego. Ale Virgen del Carmen, Patronka Chile, wyciągnęła nas z gorszych sytuacji.