Świat

Alfonso Tapia: "Każda ochrzczona osoba jest powołana do bycia misjonarzem".

Ksiądz Alfonso Tapia zamienił swoje rodzinne Burgos na misje w Peru, gdzie mieszka od ponad 20 lat. W wywiadzie dla Omnes opowiada nam o głównych aspektach swojego doświadczenia.

Maria José Atienza-2 lipiec 2023-Czas czytania: 4 minuty

Misjonarz Alfonso Tapia ©OMP

Alfonso Tapia jest misjonarzem w Peru od 23 lat, gdzie został wyświęcony w 2001 roku. Mieszka w parafii w wikariat apostolski Wioska San Ramón, bardzo biedny obszar dżungli z bardzo trudną komunikacją: od siedziby wikariatu do jego parafii jest 277 km, co zajmuje prawie osiem godzin.

W tym wywiadzie mówi nam z peruwiańskim akcentem o swoim powołaniu, pracy w Peru i ewangelizacyjnej misji Kościoła.

Jak narodziło się twoje powołanie misyjne?

W wieku 26 lat, kiedy byłem nauczycielem matematyki, wziąłem udział w dwumiesięcznym doświadczeniu misyjnym w Peru z organizacją pozarządową. To otworzyło mi trochę świat, zdałem sobie sprawę, że Kościół jest bardzo duży, bardzo bogaty i że istnieją zupełnie inne rzeczywistości niż ta, w której żyłem w Hiszpanii. Szczególnie uderzył mnie ksiądz, który tam był, hiszpański jezuita. Wróciłem w następnym roku i od pierwszej chwili moim zamiarem było poproszenie o urlop w pracy, aby spędzić co najmniej trzy lata z tym księdzem.

Sprawy potoczyły się inaczej: ksiądz zginął podczas wiejskich uroczystości, domagając się sprawiedliwości dla ludzi. To poruszyło mnie wewnętrznie i sprawiło, że zapragnąłem umrzeć w ten sam sposób, w moich butach. Zacząłem pociągać za sznurki i w niecałe dwa tygodnie miałem wszystko gotowe do wyjazdu do Peru na cały rok. I tam, w cieniu świadectwa tego kapłana, w obliczu potrzeb ludzi, a przede wszystkim w chwili modlitwy, odkryłem, że Pan mówi także do mnie: "Kogo mam posłać, kto pójdzie za mnie?

Chciałem zostać w Peru, aby studiować, ponieważ widziałem hiszpańskich księży misjonarzy, którzy byli bardzo dobrzy, ale byli praktycznie wyspami w prezbiterium. Rzuciłem pracę i przez trzy lata studiowałem w San Dámaso. W końcu udało mi się zostać przyjętym nie w Arequipie, która była pierwszą diecezją, w której byłem, ale w Limie i tam spotkałem seminarzystę z dżungli. Ukończyłem studia w Limie, ale zostałem wyświęcony w wikariacie apostolskim San Ramón, gdzie jestem od grudnia 2000 roku.

Jakie jest Twoje zadanie w San Ramón i jaka historia lub historie poruszyły Cię najbardziej?

Odkąd przybyłem do San Ramón, zawsze mówiłem, że łóżko jest za duże, a koc za mały. Co to oznacza? Cóż, ci z nas, którzy tu są, muszą robić wiele rzeczy. Zasadniczo największą rzeczą jest to, że jestem ekonomem wikariatu i wikariuszem generalnym, który, powiedzmy, wspiera biskupa. Poza tym nie jestem w siedzibie San Ramón, ale siedem godzin dalej w głąb lądu, w parafii, na historycznym terytorium misyjnym, Gran Pajonal, który jest obszarem rdzennych społeczności Ashaninka. Mamy tam szkołę z dziećmi ze społeczności tubylczych. Dzieci uczęszczają tam od pierwszej do piątej klasy szkoły średniej, co w Hiszpanii oznaczałoby ukończenie szkoły średniej i jeszcze jeden rok nauki.

Pozostają tam od niedzielnego popołudnia do piątku. W piątek, po obiedzie, wracają do swoich społeczności. Zwykle idą od dwóch do dziewięciu godzin. Niektórzy z nich pochodzą z dalszej odległości: ich rodzice przyjeżdżają na motocyklach lub, jeśli nie, zostają na miejscu. Staramy się pomóc tym chłopcom nadrobić zaległości w nauce i przygotowujemy tych, którzy chcą zdobyć wyższe wykształcenie. Zabawne jest to, że większość z tych, którzy wytrwają, chce iść na uniwersytet. W wikariacie mamy dwujęzycznych nauczycieli, posługujących się siedmioma różnymi językami. Pomagamy dzieciom w tym całym procesie poprawy ich studiów, ich przyszłych możliwości, ale bez rezygnacji z bycia Ashaninka, dlatego szkoła jest dwujęzyczna i mówią między sobą w swoim własnym języku. Zwykle przychodzą z dość niskim poziomem hiszpańskiego, a większość z nich nie ma też żadnej wiedzy religijnej. Tak więc, w tempie, w jakim chcą, ewangelizujemy ich. Niektórzy są ewangeliczni, inni w ogóle nie są ewangeliczni. Niektórzy proszą o chrzest, inni nie. Tak więc, szanując rytm ich i ich rodziców, staramy się również dać im poznać osobę Jezusa, królestwo niebieskie i generalnie akceptują to całkiem dobrze.

Czy uważasz, że zadanie misyjne zmieniło się od pierwszych wieków Kościoła?

Misja Kościoła w kategoriach posłania i misji jest zawsze taka sama: posłany przez Ojca, którym jest Jezus Chrystus, posyła Kościół na cały świat. Dlatego cały Kościół jest misyjny, ale oczywiście Tym, który nas posyła, jest właśnie Ten, który się wcielił. Logicznie rzecz biorąc, Kościół nadal "reinkarnuje się" w każdej rzeczywistości, w każdej sytuacji, w każdym momencie historycznym. Oczywiście jest zupełnie inaczej w różnych miejscach, nieustannie reinkarnujemy się jako mistyczne ciało Chrystusa.

Papież zachęca nas do życia w duchu misyjnym. Dla tych, dla których misja jest wciąż czymś odległym, jak możemy żyć misją w każdym miejscu? A jednocześnie, jak możemy zachęcać i pomagać tym, którzy udają się do miejsc misyjnych i tych wspólnot?

Myślę, że wszyscy wiemy mniej więcej: z jednej strony, aby misja Kościoła była znana. Doskonale zdajemy sobie sprawę, że w zsekularyzowanym świecie, takim jak nasz, jedną z niewielu rzeczy, obok CaritasMyślę, że to właśnie praca misjonarzy podtrzymuje pewną sympatię ludzi do Kościoła. Dlatego uważam, że ważne jest, aby informować o tym z prostotą i bez triumfalizmu, aby ludzie wiedzieli, co Kościół robi we wszystkich tych miejscach i że nie jesteśmy tylko małymi ojcami, którzy noszą klapki, ale że urodziłem się w Kościele w Hiszpanii i wszyscy jesteśmy tym samym Kościołem.

Jesteśmy tam, ponieważ zostaliśmy stąd posłani, stąd nam pomagają, wspierają nas... Ważne jest, abyśmy o tym wszystkim trochę wiedzieli. Musimy żyć komunią świętych w codziennej modlitwie za siebie nawzajem. Zachęcam również tych, którzy czują się powołani i mają możliwość doświadczenia misyjnego przez co najmniej miesiąc (mniej nie jest tego warte), trzy miesiące, sześć, rok, dwa... aby przyjrzeli się opcjom, oczywiście przygotowali się i nie odmawiali Duchowi Świętemu tej szansy dla siebie i dla Kościoła.

Kościół jest misyjny z założenia, jest posłany przez posłanego, a misja polega właśnie na byciu posłanym. Każdy ochrzczony jest powołany do bycia misjonarzem. A doświadczenie mówi nam, że trudniej jest to robić w domu niż po drugiej stronie stawu, na innym kontynencie. Zaczynamy być misjonarzami poprzez to, co mamy blisko siebie: rodzinę, rodziców i rodzeństwo, przyjaciół, kolegów z pracy, sąsiadów... Musimy być misjonarzami w sporcie, w świecie kultury, rozrywki... Jest to o wiele bardziej skomplikowane niż robienie tego wśród tubylców. Do nas należy, jak mówi Papież, bycie kreatywnymi i zobaczenie, jak możemy uczynić Boga obecnym w tym świecie.

Biuletyn informacyjny La Brújula Zostaw nam swój e-mail i otrzymuj co tydzień najnowsze wiadomości z katolickim punktem widzenia.