Raport dotyczący nadużyć seksualnych wobec małoletnich i bezbronnych dorosłych przez duchownych i świeckich pracujących w archidiecezji Monachium-Freising w latach 1945-2019, sporządzony przez monachijską kancelarię prawną "Westpfahl, Spilker, Wastl", został w środę zaprezentowany w Monachium. Ponad 1200-stronicowy raport jest podpisany przez pięciu prawników kancelarii.
W sumie wymienia zarzuty wobec 261 osób (205 duchownych i 56 świeckich), z czego śledztwo "wykazało przesłanki winy" wobec 235 osób (182 duchownych i 53 świeckich), w sumie 363 istotne sprawy. Autorzy raportu uważają, że w 65 przypadkach zarzuty zostały udowodnione; w 146 przypadkach są co najmniej wiarygodne; w 11 przypadkach zostały obalone. W 141 przypadkach (38 %) "nie ma wystarczających podstaw do wydania ostatecznego orzeczenia". Raport zakłada, że ofiar było co najmniej 497, 247 mężczyzn i 182 kobiety (w 68 przypadkach "nie udało się ustalić"); największa grupa wiekowa to 8-14 lat (59 % wśród mężczyzn; 32 % wśród kobiet).
Jednak bardziej niż same przypadki, tym, co szczególnie interesowało opinię publiczną, był sposób działania hierarchów; stanowiąc okres 75 lat, dotyczy sześciu arcybiskupów, z których wszyscy byli kardynałami: Michaela von Faulhabera (1917-1952), Josepha Wendela (1952-1960), Juliusa Döpfnera (1961-1976), Josepha Ratzingera (1977-1982), Friedricha Wettera (1982-2008) i Reinharda Marxa (od 2008).
Artykuł opublikowany w tygodniku "Die Zeit" oskarżył papieża emeryta Benedykta XVI o to, że miał wiedzę o sprawie księdza, który - po popełnieniu nadużyć w macierzystej diecezji Essen - przeniósł się na psychoterapię do Monachium. Autorzy raportu przywiązują do tej sprawy taką wagę, bo o zajęcie stanowiska w niej poproszono papieża emeryta, na co Benedykt XVI odpowiedział listem liczącym 82 strony, że stanowi ona część specjalnego tomu liczącego ponad 300 stron. Oprócz tego przypadku sprawozdanie odnosi się do czterech innych (z których jeden jest jednak wykluczony), w których "obwinia się go o to, że nie zareagował odpowiednio lub zgodnie z normami na przypadki (domniemanych) nadużyć, które zostały mu zgłoszone".
Na konferencji prasowej, na której kancelaria prawna przedstawiła raport, praktycznie wszystkie pytania obracały się wokół kwestii, co ówczesny kardynał Ratzinger wiedział o pochodzeniu tego księdza (określanego jako "X"; chodzi o sprawę 41 raportu). Sprawa jest o tyle skomplikowana, że dotyczy zarówno ówczesnego wikariusza generalnego diecezji Gerharda Grubera, jak i ówczesnego wikariusza sądowego Lorenza Wolfa. W 2010 roku - kiedy nadużycia seksualne wyszły na jaw i ta sama kancelaria prawna podjęła pierwsze dochodzenie - Gerhard Gruber wziął na siebie pełną odpowiedzialność; teraz mówi, że został "zmuszony do tego", ale bez podania dalszych szczegółów, kto go do tego zmusił. A wiarygodność Lorenza Wolfa, na którym "Die Zeit" oparł swoje oskarżenia, została podważona przez tę samą kancelarię prawną.
Autorzy raportu uważają, że znaleźli dowód, iż Benedykt XVI wiedział o sytuacji księdza "X" w protokole z sesji roboczej, która odbyła się w kurii diecezji 15 stycznia 1980 roku. W swoim stanowisku papież emeritus twierdzi, że nie pamięta, by był na spotkaniu; fakt, że protokół nie stwierdza wprost, że nie był obecny, adwokat wywodzi, że oznacza to, iż uczestniczył w spotkaniu. Z tego radca Wastl wnioskuje, że Benedykt XVI był informowany o przeszłości "X".
Kiedy jednak dziennikarz pyta go, czy może być pewien, że Benedykt XVI miał taką wiedzę, prawnik miarkuje słowa: jeśli to jest dowód, to będą musiały wypowiedzieć się sądy; on uważa za "wysoce prawdopodobne", że wiedział. Kolejny dziennikarz pyta, czy jest pewien, że sprawa wspomnianego księdza była omawiana na tym posiedzeniu: "No cóż, wychodzimy z założenia - odpowiada prawnik - że jest wysoce prawdopodobne, że sprawa była omawiana; zna pan jednak bardzo kreatywny sposób sporządzania protokołów w Kościele katolickim". Innymi słowy, nie ma dowodów, że sprawa była omawiana, i dodaje: "Nie wyobrażam sobie, że mówiono, że przyjeżdża ksiądz z innej diecezji i nikt nie pytał dlaczego. A gdyby było wiadomo, że leczy się psychiatrycznie, nikt nie pytałby dlaczego. Oczywiście to, że nie potrafię sobie tego wyobrazić, nie oznacza, że znam dosłowny tenor spotkania". Nawet gdyby tak było: to, że w 1980 roku "psychoterapia" nie budziła od razu podejrzeń o wykorzystanie seksualne, to coś, co nie przychodzi do głowy również prawnikowi.
W pierwszym krótkim oświadczeniu kardynał Reinhard Marx - któremu zarzuca się, że w dwóch przypadkach postąpił niewłaściwie, a także, że nie nadał sprawie należytej wagi, gdyż zaczął się nią zajmować dopiero w 2018 roku, dziesięć lat po przybyciu do monachijskiego see - zaznaczył, że jest "wstrząśnięty i zawstydzony", a jego pierwsze myśli dotyczą osób dotkniętych nadużyciami seksualnymi, które doświadczyły cierpienia ze strony duchownych lub innych przedstawicieli Kościoła.
Ze względu na długość raportu (w sumie prawie 1700 stron) kardynał Marx zapowiedział, że będzie on studiowany w biskupstwie: "Mam nadzieję, że w przyszły czwartek będę mógł przedstawić pewne wstępne perspektywy i nakreślić drogę rozwoju". W tym celu zwołał konferencję prasową na 27 stycznia.