Jedna z moich ulubionych sekcji w magazynie drukowanym Omnes nazywa się "Zakamarki Rzymu". Kolumna pokazuje ukryte sekrety Rzymu - czy powiedziałem ukryte? Nie, one tak naprawdę nie są ukryte, ale wymagają uwagi i pewnej wrażliwości, aby je znaleźć. Prowadzę kronikę własnych doświadczeń w zakamarkach Rzymu. Czas pokaże, jaka będzie zawartość.
Nawiązuję do felietonu, bo na drugi dzień zrewidowałem jeden z tych zakrętów. Czerwiec to "trudny" miesiąc w Rzymie. Temperatury zaczynają rosnąć, a wilgotność powietrza wydaje się mieć na to zwielokrotniony wpływ, okres egzaminów dla studentów uczelni przypada na ten miesiąc, itd. Najtrudniejsza część czerwca przychodzi, gdy znajomi, którzy skończyli studia, wracają do swoich krajów. Staramy się nie żegnać, odważamy się powiedzieć z całą pewnością "do zobaczenia".
Tak jak moi znajomi nie żegnają się jako tako, tak my staramy się żegnać z miejscami, które zawsze odwiedzaliśmy. Nie idziemy do Fontanny di Trevi, by rzucać monety, licząc na rewanż, ale jesteśmy wdzięczni za przeżyte wspomnienia i oczywiście z odcieniem chęci powrotu.
Nie śpiewamy słynnego Arrivederci Roma. Pojechaliśmy tylko po to, by odwiedzić ją po raz ostatni. Zainspirowała nas Łucja, w klasyku Manzoniego, Panna młoda i pan młody. Lucía, opuszczając swoją wioskę, sporządza litanię rzeczy, z którymi się żegna. Żegnajcie góry, żegnajcie strumienie, żegnajcie domy.... "Żegnajcie, wy góry wyrastające z wód i wzniesione do nieba; nierówne szczyty, znane temu, kto wśród was wyrósł, i odciśnięte w jego umyśle, jak twarze naszej własnej rodziny.Żegnajcie! Strumienie, których szmer wyróżnia, podobnie jak dźwięk domowych głosów naszych najbliższych przyjaciół. Rozproszone wioski, które bieleją na zboczu, Jak stada owiec pasą się, Żegnaj!".
My, podobnie jak Łucja, pożegnaliśmy się nie z górami, ale z obeliskami, nie ze strumieniami, ale z fontannami, z domami, z dachami, z kopułami.
Żegnajcie obeliski, które stoją wesoło i mocno jak pień..., żegnajcie kopuły, które wznoszą się w blasku słońca, wschodów i zachodów... Żegnajcie fontanny, które pozwalają wodzie podnosić się z dołu i płynąć w górę...
Było jedno miejsce, które zawierało w sobie, wszystkie nasze życzenia pożegnalne. Jest to Bazylika Świętego Piotra. Znam hiszpańskiego romantyka, który kontemplując z dachu piękno Rzymu, określił [miejsce pobytu papieża] jako najcenniejszy klejnot Rzymu. O świetności Rzymu pisał w tych słowach:
"O quam luces, Roma. Quam amoeno hic jeździ pospectu quantis ecllis antiquitatis monumentos. Sed nobilior tua gemma atque purior Christi vicarius de quio una cive gloriaris."
"O, jakże błyszczysz, Rzymie! Jakże błyszczy się stąd wspaniała panorama, z tyloma cudownymi zabytkami starożytności. Ale waszym najszlachetniejszym i najczystszym klejnotem jest wikariusz Chrystusa, z którego czerpiecie chwałę jako wyjątkowe miasto."
Romantycznym był święty Josemaría Escrivá.
Na pożegnanie poszliśmy do Bazyliki św. Zobaczyliśmy fontanny, bo Rzym to miasto fontann. Widzieliśmy fontannę Tiaras w pobliżu kolumnady na placu św. Piotra, piękna! Woda z trzech tiar orzeźwia wielu pielgrzymów w tych dniach wysokich temperatur. Nie zatrzymaliśmy się tu na pożegnanie, ale udaliśmy się do chyba mniej znanej fontanny. Ma napis, który mi się podoba:
"Quid miraris apem, quæ mel de floribus haurit? Si tibi mellitam gutture fundit aquam".
"Dlaczego dziwicie się pszczole, która wydobywa miód z kwiatów, skoro [gdy] wylewa dla was słodką wodę ze swego gardła?".
Źródła są tym, co Chesterton nazwałby "płucami Rzymu". Fontanna jest paradoksem. Woda płynie w górę, a nie w dół. Następuje tu stan zmartwychwstania, woda jest napędzana do góry i wznosi się. Podobnie jest z obeliskiem na placu przed wejściem do bazyliki. Wyglądają jak filary, które zapuściły korzenie w ziemi. Duży, twardy pień, bez gałęzi. Wydawało się, że żyje.
W bazylice żegnamy świętych, zarówno tych z kamienia, jak i tych z grobu. Pamiętam brazylijskiego chłopca o imieniu Zezé w "Moja roślinka z pomarańczą limonkową". Chłopiec nie był pewien, czy dobrze jest być świętym, ponieważ myślał, że święci są zawsze statyczni i spokojni w swoim miejscu na kamieniach. Tak bardzo jak chciał robić swoje, tak samo stanie w miejscu nie wchodziło w grę dla młodzieńca. To, czego nie wiedział, to fakt, że były one bardziej żywe niż statyczne. W przeciwieństwie do Zezé, kamienni święci byli towarzyszami Quasimodo, garbatego dzwonnika z Notre Dame w powieści Victora Hugo.
Poszliśmy do grobu, do krypty, wyrecytowaliśmy Credo i każde słowo czuliśmy jak żywe.
Rzym to miasto grobowców, katakumb i krypt. Ma się wrażenie, że grobowce są pełne życia. Umarli są żywi. Przeszłość przychodzi do teraźniejszości. Rzym jest wieczny, bo wie, jak wyjść z grobu.
Następnie kopuła bazyliki. To było jak bycie na szczycie świata, a raczej na szczycie stolicy świata. Kiedy patrzysz z góry na świat, wszystko wydaje się inne, wszystko nabiera innego znaczenia. Esmeralda podziwiała widok na Paryż ze szczytu bazyliki Notre Dame, gdy Quasimodo ofiarował jej tę chwilę, którą uznała za bezcenną.
To właśnie od tego szczytu zaczyna się pożegnanie. Zaczyna się widzieć oczami ptaków, szerokie widzenie. To właśnie tutaj zaczyna się na nowo dostrzegać, czym jest Rzym. Rzym jest miastem wiecznym, ponieważ jest miastem zmartwychwstania. Fontanny, które pozwalają wodzie się podnieść, kamienni święci, którzy wydają się majestatyczni i żywi, grobowce, które wypełniają się życiem. Grób nie jest ostatnim miejscem. Kopuła znajduje się tuż nad nim. Wszystko mówi o życiu. Wszystko jest żywe.
Rzym jest miastem zmartwychwstania. To właśnie czuliśmy ze szczytu kopuły i mogliśmy zobaczyć z perspektywy czasu. Rzym czyni nas wiecznymi, bo likwiduje wąskie horyzonty, zamkniętą mentalność i wskrzesza nas z większą duszą - magna anima. Rzym jest wieczny, bo jest miastem zmartwychwstania i to czyni nas uniwersalnymi, czyni nas katolikami. Z Rzymu wyjeżdża się ze zmartwychwstałą osobowością.