Teologia XX wieku

Po Radzie. Dwa fronty krytyki Kościoła

W połowie XX wieku Kościołowi towarzyszyło dwóch wytrwałych krytyków. Pierwszą była stara krytyka liberalna, wywodząca się z Oświecenia. Drugim była krytyka marksistowska, wywodząca się pięćdziesiąt lat wcześniej.

Juan Luis Lorda-7 marca 2016 r.-Czas czytania: 8 minuty

Do czasu Soboru te dwie linie krytyki pozostawały zewnętrzne wobec Kościoła, ale kiedy Kościół chciał się bardziej otworzyć na świat, aby go ewangelizować, zostały one do pewnego stopnia zinternalizowane i miały istotny wpływ na niektóre posoborowe dryle.

Front Zachodni

Krytyka liberalna była już dobrze ugruntowaną krytyką, nieustannie powtarzaną i skupioną na kliszach ustalonych przez francuski antyklerykalizm od czasów Woltera. Widzieli i chcieli widzieć w Kościele pozostałość po Ancien Régime, instytucję "reakcyjną", zacofaną i obskurancką, antymodernistyczną i antydemokratyczną, obrońcę przesądów, ciemiężyciela sumień, przeciwnika postępu nauki i wolności. I powtarzali to nieustannie, generując charakterystyczną dla radykalnej lewicy antyklerykalną nienawiść, którą później podchwycił także marksizm. Ten antyklerykalizm wyrażał się w bardzo ostrych słowach, otwartych prześladowaniach, zamykaniu instytucji katolickich i masowych wywłaszczeniach, przez cały XIX wiek i został odnowiony w pierwszej tercji wieku, wraz z ustawami sekularystycznymi we Francji (1905), Meksyku (1924) i Republice Hiszpańskiej (1931). Do tego doszły prześladowania religijne, które rozpoczęły się po rewolucji rosyjskiej (1917).

Po drugiej wojnie światowej ogólny klimat uległ poprawie, ale w najbardziej rozwiniętych krajach Europy - Szwajcarii, Niemczech, Holandii - utrzymywała się krytyka ze strony najbardziej sekularystycznych sektorów intelektualnych, od radykalnych kręgów naukowych i materialistycznych po kręgi liberalne o mniej lub bardziej masońskim charakterze. Ciągle powtarzały te same stare klisze: sprawa Galileusza, wojny religijne, nietolerancja inkwizycji i cenzury kościelnej (Indeks), do tego stopnia, że wycisnęły na sumieniach ludzi obraz, który utrzymuje się do dziś.

Wszystko to prowokowało niewygodne poczucie konfrontacji współczesnej kultury z wiarą chrześcijańską. W pewnym sensie postawiło to Kościół w defensywie: w defensywie politycznej, gdzie mógł on sprawiać wrażenie, że tęskni za utraconymi przywilejami Ancien Régime'u i domaga się ich, oraz w defensywie intelektualnej, gdzie mogło się wydawać, że rozwój nauki i wiedzy z konieczności prowadzi do odwrotu wiary chrześcijańskiej: chrześcijaństwo mogło pozostać tylko wśród ignorantów. Było to klasyczne oskarżenie o obskurantyzm.

Wiadomo było, że krytyka jest w wielu przypadkach niesprawiedliwa. Ale generowało to dyskomfort i niepokój. A chrześcijanom o większej wrażliwości kulturowej pozwoliło to wyraźniej dostrzec własne niedoskonałości i spojrzeć na nie ze zniecierpliwieniem, a czasem z niezrozumieniem: ubóstwo intelektualne wielu studiów kościelnych, skąpe wykształcenie naukowe kleru, zjełczały posmak pewnych odziedziczonych zwyczajów, które nie miały wiele wspólnego z Ewangelią: beneficja i kanoniery, kościelny przepych, baroki, groteskowe manifestacje pobożności ludowej, przywileje władzy cywilnej lub dawnej szlachty itd.

Kościół wszędzie wykonał ogromną pracę kulturalną i zawsze miał uprzywilejowane umysły, dlatego tym bardziej bolesna była pogardliwa krytyka tych, którzy uważali się za przedstawicieli postępu. Wraz z pragnieniem odnowy soborowej rosła wrażliwość na własne niedoskonałości, aby dokonać skuteczniejszej ewangelizacji, a także osiągnąć nową godność kulturową i intelektualną, być akceptowanym przez elity intelektualne Zachodu i zrobić sobie miejsce we współczesnej kulturze. Dotyczyło to przede wszystkim episkopatów bardziej intelektualnych: Holandii, Niemiec i Szwajcarii, a także w mniejszym stopniu Belgii i Francji, które staną się liderami na Soborze Watykańskim II. Było to uzasadnione, ale wymagało rozeznania.

Front Wschodni

Jest jeszcze jeden front, który możemy nazwać frontem wschodnim, bo geograficznie przypomina on sytuację Rosji na wschodzie Europy. Tak naprawdę nie był to front geograficzny, ale front mentalny, a problemy nie dotyczyły bezpośrednio ogromnego Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich; w rzeczywistości były to problemy wewnętrzne, w każdym kraju. Jest to obecność komunizmu. Bierdiajew, rosyjski myśliciel, który po rewolucji rosyjskiej uciekł do Paryża, słusznie widział w komunizmie rodzaj chrześcijańskiej herezji, przemianę nadziei: próbę stworzenia raju na ziemi, dojścia do idealnego społeczeństwa czysto ludzkimi środkami.

Komunizm jest najważniejszym z rewolucyjnych ruchów socjalistycznych, choć nie należy zapominać, że faszyzm i nazizm również były socjalistyczne i rewolucyjne. Rozprzestrzeniła się pod koniec XIX wieku jako konsekwencja umasowienia i złego traktowania ludności pracującej po rewolucji przemysłowej. Rozwój sektora biedoty, robotników wyrwanych z miejsc pochodzenia i kultury, skupionych w pasach wielkich miast przemysłowych, był od połowy XIX wieku pożywką dla wszystkich socjalistycznych utopii. Marksizm był jednym z nich.

Marksistowski urok

Udało mu się zdobyć oparcie, ponieważ miał za sobą prostą, ale pozornie zwartą ogólną teorię historii i struktury społeczeństwa. Przyciągnął wielu intelektualistów i rozpalił rewolucyjny mistycyzm. Najpierw dotarła do zradykalizowanych sektorów, potem do intelektualistów, którzy chcieli być w awangardzie przyszłości, wreszcie była wielką pokusą dla ruchów chrześcijańskich, które czuły się wyzwane przez ten prąd, który miał zmienić historię. Tak się wydawało.

Marksizm jest w swoim założeniu filozofią; a raczej ideologią. Próba zrozumienia rzeczywistości historycznej i społecznej, odwołująca się - trzeba to powiedzieć - do dość elementarnych wyjaśnień kształtowania się społeczeństwa i do swoistego utopijnego powołania do życia lepszego świata. Proste zasady ekonomii marksistowskiej nie mogły odpowiadać rzeczywistości i okazały się niezdolne do jej skonstruowania, gdy zostały zastosowane w praktyce, ale jej ideały społeczne uchwyciły się w ruchach rewolucyjnych i zdołały poruszyć sektor idealistyczny, który odniósł sukces w niektórych krajach, zwłaszcza w Rosji. Tam, z całym ciężarem ekonomicznym i politycznym ogromnego społeczeństwa, stał się komunizmem i rozprzestrzenił się na cały świat, za pomocą środków politycznych i propagandowych.

Paradoksy krwawienia

Prawda jest taka, że z perspektywy czasu można ocenić tragiczną śmieszność niemal wszystkiego: doktryny, oczekiwań i tak dalej. A w dokonaniach uderza, oprócz niewyczerpanej historii oburzeń, mieszanka megalomanii i szarej nieludzkości. Nie można jednak zaprzeczyć dwóm rzeczom. Po pierwsze, że odniósł ogromny sukces polityczny. Po drugie, miał mistyczną aurę stawania po stronie nieuprzywilejowanych. Był głosem, który mówił w imieniu ubogich. A przynajmniej tak się wydawało i tak chcieli, żeby się wydawało.

To, co było tak szokujące, to fakt, że jednocześnie ruch ten był ściśle kontrolowany przez aparat policyjny i propagandowy takich niemiłosiernych postaci jak Stalin, o niespotykanym w historii dyktatorskim i totalitarnym reżimie, o arbitralnych rządach, czystkach i okrucieństwach niespotykanych w historii świata. Niewiarygodne paradoksy. Rzeczywistość, jak często się powtarza, przewyższa fikcję.

Wpływ eklezjalny

Faktem jest, że dla Kościoła wyzwaniem był z jednej strony fakt, że widział on grupy ludności proletariackiej, które po wyrwaniu z miejsc pochodzenia utraciły wiarę i były źle traktowane. Z drugiej strony odczuwała swoistą pokusę, która narastała przez cały XX wiek, aż do kryzysu systemu. Bardziej wrażliwi społecznie chrześcijanie odczuwali podziw dla marksistowskiego zaangażowania ("oni naprawdę oddają życie za biednych"). Trzeba powiedzieć, że było to również spowodowane ciągłą propagandą, która zniekształcała sytuację i ukrywała jej złowrogie aspekty, zaciekle prześladując i oczerniając każdego dysydenta lub krytyka.

Faktem jest, że skrzydło marksistowskie krytykowało Kościół jako sojusznika bogatych i wspólnika systemu burżuazyjnego, który chciał obalić. A jednocześnie kusił tych o większym sumieniu społecznym. Miało to ogromny i coraz większy wpływ na życie Kościoła w całym XX wieku. Zwłaszcza w najbardziej zaangażowanych sektorach: chrześcijańskich organizacjach świeckich i niektórych zakonach.

W latach sześćdziesiątych XX wieku stał się epidemią, która dotknęła chrześcijańskich podstaw w całym cywilizowanym świecie. I miałby on długi epigon w niektórych aspektach teologii wyzwolenia, aż do rozwiązania wraz z upadkiem komunizmu (1989) i rozeznaniem dokonanym przez Kongregację Nauki Wiary, której wówczas przewodniczył Joseph Ratzinger.

Dyskomfort i niejednoznaczność w świecie

Krótko mówiąc, była to sytuacja niekomfortowa na obu frontach, nawet jeśli wprawiała w zakłopotanie jedynie wrażliwe umysły. I miało to ten podwójny wymiar: poczucie postawy czysto obronnej i poczucie niedostatków ewangelizacji. Z pewnością istniała kwestia uczciwości intelektualnej i chrześcijańskiej, jeśli współczesny świat miał być ewangelizowany. Nie można było ewangelizować bez słuchania, naprawiania własnych błędów i rozpoznawania dobra i słuszności w innych.

Nie można jednak używać słowa "świat" bez konfrontacji z głębokim echem, jakie to słowo budzi w języku chrześcijańskim. Z jednej strony bowiem "świat" jest Bożym stworzeniem, w którym człowiek uczciwie pracuje; ale reprezentuje też, mówiąc językiem św. Jana, wszystko to, co w człowieku sprzeciwia się Bogu. Tych dwóch rzeczy nie da się tak naprawdę rozdzielić, bo nie ma czegoś takiego jak to, co czysto naturalne: przez swoje pochodzenie wszystko pochodzi od Boga i jest Bogu zlecone, a po grzechu nie ma nic naturalnie dobrego i niewinnego, chyba że Bóg wybawi to od grzechu. Tylko Bóg zbawia: nie zbawia ani inteligencja krytyczna, ani utopia.

Potrzeba rozeznania

To prawda, że w Kościele było wiele rzeczy do naprawienia, a zewnętrzna krytyka sprawiała, że widzieliśmy to, czego czasem nie chcieliśmy widzieć. Potrzebne było jednak rozeznanie. Świat (oświeceniowo-masoński) słusznie drażnił się klerykalizmem, lenistwem i kościelną pompatycznością, ale drażniła go też miłość do Boga i Dziesięć Przykazań.

Ze swej strony świat marksistowski oskarżał Kościół o małą troskę o ubogich. I słusznie, bo wszystkiego jest mało, choć żadna instytucja ludzka w całej swojej historii nie dbała tak bardzo o ubogich jak Kościół. I trzeba było też rozeznać, bo mistyka marksistowska miała w sobie nutkę idealistycznego romantyzmu, ale była podbudowana jawną propagandą i kierowana przez ogromną machinę władzy, która dążyła jedynie do narzucenia światowej dyktatury, oczywiście w dobrej intencji, by wszystko było lepsze.

Chcieli stworzyć idealny świat, raj, w którym, jak w Związku Radzieckim, Kościół nie miałby miejsca. Co więcej, byli gotowi przekroczyć wszystko, bo dla nich cel usprawiedliwiał środki. Historia po raz kolejny pokazałaby, że surowej rzeczywistości nie jest w stanie zmienić żadna utopia, choć być może żadna inna utopia w historii nie parła tak gwałtownie do jej zmiany. W międzyczasie wielu chrześcijan zmieniło swoją nadzieję. Woleli nadzieję przekazywaną przez propagandę marksistowską, która obiecywała niebo na ziemi, od nadziei przekazywanej przez Kościół, który obiecywał tylko niebo w niebie, choć wzywał także do zaangażowania na ziemi.

Wspomnienie o Benedykcie XVI

W swoim pierwszym i słynnym przemówieniu do Kurii w grudniu 2005 roku Benedykt XVI uznał, że "Ci, którzy mieli nadzieję, że wraz z tym fundamentalnym "tak" dla współczesności znikną wszelkie napięcia, a osiągnięte w ten sposób "otwarcie na świat" przekształci wszystko w czystą harmonię, nie docenili wewnętrznych napięć, a także sprzeczności samej współczesności; nie docenili niebezpiecznej kruchości ludzkiej natury, która w każdym okresie dziejów i w każdej sytuacji historycznej stanowi zagrożenie dla drogi człowieka. [...] Sobór nie mógł mieć na celu zniesienia tej sprzeczności Ewangelii w odniesieniu do niebezpieczeństw i błędów człowieka. Z drugiej strony nie może być wątpliwości, że chciał wyeliminować błędne lub zbędne sprzeczności, aby przedstawić dzisiejszemu światu wymóg Ewangelii w całej jej wspaniałości i czystości. [...] Teraz ten dialog musi być prowadzony z wielką otwartością umysłu, ale także z jasnością rozeznania umysłu, której świat słusznie oczekuje od nas w tej chwili. Dlatego dziś możemy z wdzięcznością zwrócić nasze spojrzenie na Sobór Watykański II: jeśli odczytamy go i przyjmiemy kierując się poprawną hermeneutyką, może on być i stawać się coraz bardziej wielką siłą dla coraz bardziej koniecznej odnowy Kościoła".


Aby kontynuować czytanie

mar16-teol1

Marksizm. Teoria i praktyka rewolucji
Fernando Ocáriz.
220 stron.
Ed. Palabra, 1975

mar16-teol2

Marksizm i chrześcijaństwo
Alasdair McIntyre.
144 strony.
Nowe Początki, 2007 r.

mar16-teol3

Marksizm i chrześcijaństwo
José Miguel Ibáñez Langlois.
Ed. Palabra, 1974

Więcej
Biuletyn informacyjny La Brújula Zostaw nam swój e-mail i otrzymuj co tydzień najnowsze wiadomości z katolickim punktem widzenia.