Ten artykuł jest kontynuacją artykułu, który został opublikowany pod tytułem "Eucharystia: osobiste spotkanie z Chrystusem". Prawda jest taka, że chociaż tytuł jest całkiem poprawny, to nie był on początkowo proponowany, czyli "chrystocentryzm eucharystyczny", jak zatytułowany jest niniejszy artykuł. Dlatego zdecydowałem się napisać drugi artykuł, który podjąłby pojęcie z jego tytułu, aby nieco bardziej podkreślić te idee.
W pierwszym tekście zostało już powiedziane, że zarówno chrystocentryzm, jak i Eucharystia nie są nowymi tematami w Kościele i że oba te zagadnienia otrzymały wiele uwagi ze strony teologów i duszpasterzy. Jednak zazwyczaj nie są one traktowane razem, co wydaje mi się pomocne w lepszym zrozumieniu obu.
Chciałbym również przypomnieć, że u źródeł tych artykułów leży rzadka obecność chrześcijan w świątyniach poza celebracjami liturgicznymi lub innymi wspólnotowymi praktykami duszpasterskimi. Nie oznacza to, że uczestnictwo w tych wydarzeniach jest złe lub że nie należy ich zwoływać, ale że oprócz nich istnieje również potrzeba bardziej regularnego towarzyszenia Bogu w Eucharystii, który pozostał tam, aby być z nami.
W związku z tym te dwa pojęcia są ponownie podkreślane, aby zaprosić nas do bliższego zbliżenia się do Eucharystii. Refleksje będą krótkie, ponieważ nie chodzi o to, aby poprzeć je wielkimi argumentami, ale jedynie poprzez apele, co zasadniczo czyni Chrystus, gdy nas szuka.
1. chrystocentryzm
Chrystocentryzm, jak widzieliśmy w poprzednim artykule, ma na celu umieszczenie osoby Chrystusa w centrum religii chrześcijańskiej. Ale czy może być inaczej? Oczywiście, że może.
Stosunkowo łatwym sposobem na zrozumienie chrześcijaństwa są działania jego wyznawców. Na przykład, chrześcijaństwo jest religią, w której trzeba chodzić na Mszę Świętą, ponieważ to właśnie tam celebrowana jest śmierć Boga-Człowieka i gdzie uzyskał On zbawienie całej rasy ludzkiej. Do tego możemy dodać wiele innych działań, które mogą mieć większe lub mniejsze znaczenie.
Innym sposobem rozumienia chrześcijaństwa może być dekalog, który wiąże chrześcijan. Chrześcijanie identyfikowaliby się wtedy poprzez posłuszeństwo nakazom danym przez Boga. Wszystko to jest zrozumiałe, ponieważ kiedy ktoś dobrej woli styka się z chrześcijaństwem, często pyta, co trzeba zrobić, aby być chrześcijaninem. Oczekuje się wówczas normatywnej odpowiedzi.
Jednak na pytanie, co jest sednem chrześcijaństwa, patrząc na Nowy Testament, krótka odpowiedź brzmi: wierzyć w ewangelię. A w co tu wierzyć? W to, że Chrystus, człowiek, który oddał za nas życie, jest Bogiem. Chrystocentryzm stara się umieścić tę rzeczywistość w centrum naszej religii, porządkując inne kwestie, które mogą mieć znaczenie, ale zawsze muszą zajmować drugie miejsce po tej najbardziej centralnej prawdzie.
Religia chrześcijańska to nadzieja na nadejście mesjasza-zbawiciela, który przyniesie przebaczenie i radość. Wiara mówi nam, że ten mesjasz umarł i zmartwychwstał, aby nigdy więcej nie umrzeć. Dlatego Chrystus żyje, a jeśli raz oddał swoje życie za nas, nie możemy teraz myśleć, że jest obojętny na nasze życie. Chrystus żyje i chce być z nami, u naszego boku. Teraz nie ma nic, co mogłoby Mu w tym przeszkodzić, z wyjątkiem naszej woli.
Niestety, możemy myśleć, że Chrystus oczekuje czegoś od nas, ale nie wiemy, że tym, czego oczekuje, jesteśmy my sami. Chrystus ma wolę i zrozumienie, i język, którym może mówić, i serce, które pragnie wielu rzeczy, w tym naszych własnych. Brakiem wiary jest myślenie, że Chrystus nie może się z nami komunikować, a jeszcze większym myślenie, że tego nie robi. To fałsz, ponieważ Chrystus nie opuszcza żadnego ze swoich stworzeń, za które oddał swoją krew.
Być może prawdą jest, że w naszych czasach trudniej jest nam odkryć, gdzie jest Jezus. Jest to bariera, która prawdopodobnie jest powszechna i może wydawać się nam narzucająca, ale nie powinniśmy się jej obawiać w najmniejszym stopniu, ponieważ pokonujemy ją, gdy tylko staniemy w obecności Boga, zwracając się do Niego bezpośrednio. Ale czy ja nic nie czuję? Być może nie ma nic do odczuwania. Jeśli oceniamy naszą relację z Bogiem na podstawie naszych uczuć, jest całkiem możliwe, że jest ona nieco upośledzona, ponieważ będziemy rozumieć wiele rzeczy z niewłaściwego miejsca. Chrystus nie stara się wypełnić naszych uczuć, ale dotrzeć do naszych serc lub, innymi słowy, abyśmy my dotarli do Jego serca.
Podążanie w tym kierunku pomaga odbudować naszą relację z Bogiem. Aby iść w kierunku Boga, potrzebujemy Jej łaski, która sama w sobie oznacza bycie miłym w oczach Boga. Dziewica Maryja jest pełna łaski. A tę łaskę może nam dać tylko Bóg. Chrystus nie prosi nas, abyśmy byli w stanie pójść do Niego, ani nie prosi nas, abyśmy mieli siłę czy nawet pragnienie pójścia do Niego. Po prostu prosi nas, abyśmy przyszli do Niego szczerze, z serca, ponieważ On zrobi resztę.
Być może podejmujemy wysiłek jednego dnia lub kilku dni, a następnie myślimy, że później musi być łatwiej, ponieważ byliśmy już hojni przez dłuższy lub krótszy czas. Takie myślenie w końcu zanika, ponieważ Chrystus chce, abyśmy przychodzili do Niego wciąż na nowo i pozostawiali wszystko inne w Jego sercu. Nie mówię, że pójście do serca Chrystusa jest łatwe, ale jest to miejsce otwarte i gościnne, o ile idziemy w Jego kierunku. Serce Chrystusa zamyka się tylko wtedy, gdy się poddajemy, i tylko tak długo, jak długo pozostawiamy Go opuszczonego. To, że zbliżanie się do Chrystusa nie jest łatwe, mówi nam również, że musimy zbliżać się do Niego stopniowo, w miarę naszych sił. Chrystus się nie spieszy, ponieważ ma przed sobą całe nasze życie. Prosi nas jedynie, abyśmy przyszli do Niego z zamiarem osobistego spotkania, szukania Jego oblicza.
2. Eucharystia
Drugim terminem jest Eucharystia. Kiedy odkrywamy, że Chrystus ma serce, które nas kocha, zadajemy sobie pytanie, gdzie możemy Go znaleźć, a odpowiedź brzmi: w Eucharystii.
Nie możemy zapominać, że do Boga można zwracać się wszędzie, podobnie jak do Jezusa. Oczywiście nie potrzebujemy żadnych specjalnych okoliczności ani konkretnego miejsca, aby zwracać się do Boga, ale Jezus chciał pozostać z ludzkością aż do końca czasów i skonkretyzował to w materialnej obecności w Eucharystii.
Jezus jest w tabernakulum i czeka, aż przyjdziemy, a nie patrzy, jak mija czas. Jezus w Eucharystii chce, abyśmy Go spotkali. Kiedy ktoś wchodzi do kościoła, On pragnie, abyśmy na Niego spojrzeli, abyśmy coś do Niego powiedzieli. Może się zdarzyć, że często przechodzimy obok obojętnie, jakby tabernakulum było tylko kolejnym kamieniem w świątyni, ale to nie pozostawia Jego serca obojętnym. Jezus, wielki miłośnik, pozostał materialnie na ziemi, abyśmy mogli poczuć Jego miłość. Zaprawdę, nikt nie może dziś powiedzieć, że Bóg zapomniał o ludzkości, ponieważ oznacza to tylko tyle, że nie zrozumiał, czym jest Eucharystia.
Z drugiej strony, Eucharystia jest wielkim lekarstwem na wszystkie nasze potrzeby. Jeśli czujemy, że jesteśmy smutni, że życie nie układa się po naszej myśli lub że jest wiele rzeczy, które mogą sprawić, że cierpimy, naszym rozwiązaniem jest udanie się do Tabernakulum. Tabernakulum przychodzi, aby spełnić wielkie pragnienie Jezusa, by być z nami, a także przychodzi, aby zaspokoić wszystkie nasze potrzeby, fizyczne, moralne, osobiste, rodzinne, zawodowe itp. Tabernakulum jest najlepszym miejscem do przebywania, ponieważ jest to miejsce, w którym Bóg daje nam siebie w najpełniejszy sposób, zgodnie ze swoją wolą.
Być może zauważymy, że chodzenie do Przybytku jest kosztowne, co nie powinno nas dziwić, ponieważ pozwalamy, by obojętność wobec tej boskiej rzeczywistości wkradała się coraz bardziej. Dlatego czasami możemy zbliżać się do Tabernakulum i mieć ochotę opuścić Jego obecność lub myśleć o rzeczach, które nie mają z Nim nic wspólnego, rozpraszając nasz umysł. Jak powiedzieliśmy wcześniej, musimy wiedzieć, że On prosi nas tylko o to, byśmy przyszli do Niego i zwrócili się do Niego. Resztę pozostawiamy w Jego rękach. Musimy tylko wytrwać w tym zamiarze i naprawić go, gdy widzimy, że idzie źle.
Tabernakulum nie powinno być zredukowane do miejsca, w którym się modlimy. To może być dobre, ale niewystarczające. Tabernakulum jest miejscem, do którego idziemy, aby zwracać się do Boga, aby Go wzywać, aby uzyskać dostęp do Jego Obecności. Z punktu widzenia chrystocentryzmu Eucharystia jest miejscem, w którym możemy odkryć oblicze Boga-Człowieka. W Eucharystii Jezus pragnie prawdziwej relacji bliskości z nami, a nie tylko tego, byśmy spędzili czas odmawiając kilka modlitw. Musimy wiedzieć, że odkrywanie oblicza Jezusa, czyli bycie z Nim w zażyłości, wymaga ciągłego podążania w duchu spotkania z Nim.
Kiedy idziemy do Przybytku ze szczerym pragnieniem bycia blisko Niego, Jezus zmienia nasze serca, ale stopniowo, według Jego czasu, a nie według tego, co myślimy, że zrobiliśmy, z powodu wysiłku, jaki włożyliśmy. Nie jest dobrą praktyką domaganie się czegoś od Boga, ponieważ On jest Tym, który naprawdę wie, czego potrzebujemy. Łatwo dajemy się zwieść tak wielu drobiazgom, ponieważ jesteśmy tak nieświadomi rzeczy Bożych. Musimy udać się do Przybytku z zamiarem dawania, bez chęci otrzymywania czegokolwiek w zamian, w przeciwnym razie natychmiast znajdziemy zbyt wiele powodów, aby odejść, z których nie najmniejszym jest niepokój, który nas ogarnia. Jednakże, i jest to w zasięgu każdego, udanie się do Tabernakulum wyłącznie z zamiarem podobania się Jemu zmienia nasze życie.
3. Wnioski
Konkluzja tego artykułu jest prosta. Ma on jedynie zachęcić nas do tego, byśmy nie zostawiali Jezusa w kościołach. Wystarczy chodzić tak często, jak tylko możemy, lepiej codziennie, tak długo, jak pozwala na to nasza hojność i siła.
Nie chodzi o spędzanie wielu godzin dziennie, ale o spędzanie jak największej ilości czasu z tym, o którym wiemy, że nas kocha i który kocha nas, abyśmy byli u jego boku.