Teologia XX wieku

Jan Paweł II, in memoriam. Niespodziewane wybory

Po bardzo krótkim Janie Pawle I, pogodnym, prostym i jowialnym, ale świadomym powagi problemów i pozbawionym zdrowia, przyszedł Jan Paweł II, zdrowy i wysportowany, z dobrym humorem i opanowaniem, wielką wiarą i pobożnością, która przychodziła mu naturalnie. 

Juan Luis Lorda-7 kwietnia 2020 r.-Czas czytania: 7 minuty
Jan Paweł II.

Poczucie, że wszystko w Kościele musi się posypać, było pierwszą rzeczą, która przerwała to zdanie w przemówieniu inaugurującym pontyfikat: "Nie lękajcie się, otwórzcie drzwi Chrystusowi". (22-X-1978). Wezwanie to nie zostało wówczas powszechnie zauważone ani zrozumiane, ale okazało się punktem zwrotnym w tendencji spadkowej epoki posoborowej i otworzyło horyzont nadziei i młodości, który miał się rozwijać przez następne 26 lat pontyfikatu. Fraza ta miała stać się mottem pontyfikatu, co podkreśla hymn Non abbiate paura, które Marco Frisina skomponował na beatyfikację.

Tymi słowami, nieco uroczystymi i poetyckimi, jak lubił, Jan Paweł II zwrócił się przede wszystkim do systemów politycznych i gospodarczych, zwłaszcza społeczeństw marksistowskich, ale także liberalnych, prosząc o przyjęcie orędzia Chrystusa. Taki był program pontyfikatu: nie bać się proponować wszystkim ludziom zbawienia Chrystusa, Ewangelii. Jasno określić jego wartość, a tym samym misję Kościoła, jego siłę i uzasadnienie we współczesnym świecie. Było to także uzasadnienie jego własnej misji w świecie, misji papieża, który nie jest tylko czcigodną pozostałością po minionych epokach, przyciągającą turystów do Rzymu, jak Muzea Watykańskie czy Forum Romanum. Jan Paweł II czuł, że ma misję, misję Kościoła z jego przesłaniem dla wszystkich narodów, z odnową i pilnością, jaką dał mu Sobór Watykański II. Towarzyszyło mu przekonanie i zdrowie, które podkreślały jego propozycję. Później stracił zdrowie, ale nie stracił przekonania.

Jan Paweł II został wybrany na papieża 15 października 1978 roku, w wieku 58 lat. Był w kwiecie wieku, silny, sympatyczny i zdecydowany. Pochodził z Polski, która była wtedy w dużej mierze oddzielona od reszty Europy żelazną kurtyną oraz pod wyraźną i surową władzą komunistyczną. Być może dlatego nie znalazł się na liście "papabili". Pamiętam, że kiedy kardynał Felici wymawiał swoje nazwisko na placu św. Piotra, nikt nie wiedział, kim jest, a jego zdjęcia nie było w gazetach. Co więcej, jak próbował wymawiać Wojtyłę z polskim akcentem, z zakratowanym "l" będącym "u", nazwisko nie było rozpoznawalne w listach. Obok mnie ktoś skomentował, że to musi być Suahili i przeszukał afrykańskie kardynały. Wybory były totalnym zaskoczeniem i każdy kolejny krok był nowym zaskoczeniem: gesty, tematy, styl, propozycje. Przez prawie 26 lat nie zatrzymywał się i nie pozwalał się zatrzymać. 

Kim był

Choć nie należał do faworytów, był znany kardynałom elektorom i niektórzy zwrócili na niego uwagę. Zabłysnął na niedawnym synodzie na temat ewangelizacji i katechezy. Pomagał w opracowaniu encykliki Humanae vitaePapież Paweł VI (1968), i bronił go na różnych konferencjach na całym świecie. A Ćwiczenia duchowe głosił Pawłowi VI niedługo wcześniej (1975). Mówi się o jego promocji przez ówczesnego kardynała Wiednia, Franza Königa.

Z pewnością miał ciekawy profil. Brał udział w tworzeniu Gaudium et spes Soboru Watykańskiego II (1962-1964), mimo że był jednym z najmłodszych biskupów. Miał silne zaplecze i skłonności intelektualne, był profesorem etyki w Lublinie, promował kilka czasopism myśli chrześcijańskiej i personalistycznej. Ale był też duszpasterzem w trudnej sytuacji, promował duszpasterstwo w Krakowie pośród komunistycznego reżimu. Wtajemniczeni wiedzieli o jego interwencji w trudnych sprawach Kościoła w Rzymie. Wiedział, jak poruszać się w miejscach publicznych. W ogóle nie był nieśmiały. Ponadto posiadał naturalne dary współczucia, stanowczości i zdolności do dialogu. Miał zadziwiającą zdolność do języków. Potrafił rozmawiać po francusku, angielsku, niemiecku, hiszpańsku i włosku, oprócz rodzimego języka polskiego. A on to uwielbiał. 

Długi i intensywny pontyfikat

Od początku zaskakiwał stylem i inicjatywą. Styl pochodził z jego wnętrza. Papieże zmieniają swoje imię, aby wyrazić nowy status, który uzyskują. Karol Wojtyła zmienił imię, ale podjął się swojej misji, nie przestając być sobą. Wręcz przeciwnie, był pewien - pisał to - że został wybrany, aby rozwijać to, co było w nim. Jaki papież odważyłby się napisać tak osobiste książki o swoim życiu i myśli jak: Przekroczenie progu nadziei; Dar i tajemnica; Wstawaj, idziemy; y Pamięć i tożsamośćw dodatku do wierszy? 

To nie były osobiste zdarzenia. Przeżył wiele skrzyżowań Kościoła w historii. Musiał żyć w totalitarnym reżimie nazistowskim i komunistycznym, musiał tłumaczyć młodym ludziom moralność Kościoła, zwłaszcza seksualną, musiał szukać dróg osobistego sumienia w uniwersyteckim nauczaniu etyki i moralności. Musiał też bronić Humanae vitaeSposób, w jaki implikował ideę seksualności i człowieka, chrześcijańską antropologię. 

Jego opanowanie, oparte na silnych przekonaniach i doświadczeniach wiary, okazało się niezwykle cenne w czasach niepewności. Wchodził we wszystkie trudne pytania, jedno po drugim, z cierpliwością i wytrwałością, która była naprawdę zdumiewająca i charakterystyczna dla jego charakteru. A jednocześnie z charakterystyczną łatwością. Nie był człowiekiem spiętym. Dawał sobie czas na studiowanie i na to, by sprawy były studiowane, a on sam lubił o nich dyskutować. To mogło je opóźnić, ale do portu przypłynęły jeden po drugim. Wystarczy pomyśleć o Katechizmie Kościoła Katolickiego. Kiedy ją zaproponowano, wielu uważało, że jest to zadanie niemożliwe do wykonania.

Nie bał się drażliwych kwestii. Stanął przed wieloma z nich, bardzo świadomy swojej misji. Zgromadził biskupów z krajów w trudnych czasach lub zgromadzeń w kłopotach. Interweniował w ważnych sprawach międzynarodowych i pomnażał aktywność dyplomatyczną Watykanu na rzecz pokoju i praw człowieka. Szło to w parze z dużą ilością inicjatyw doktrynalnych, ciągłymi podróżami i wizytami w parafiach Rzymu i diecezji włoskich. Bo był też biskupem Rzymu i prymasem Włoch.

Był wyraźnym protagonistą rozpadu komunizmu w Europie Wschodniej. Było to równie cudowne jak upadek murów Jerycha, ale wiązało się też ze świadomą i intensywną działalnością dyplomatyczną oraz silnym i wyraźnym wsparciem moralnym dla jego rodaków w unii. Solidarność. Wsparcie, które nie było emocjonalne i oportunistyczne, ale oparte na zasadach sprawiedliwości społecznej i godności człowieka. I zapracował na atak, który wyraźnie uczynił go współuczestnikiem krzyża.

Raz po raz głosił zasady moralne i ich praktyczne zastosowanie (obrona życia i rodziny, doktryna społeczna, zakaz wojny), niezależnie od tego, czy były one poprawne politycznie, czy nie. Zdecydowanie sprzeciwiła się wojnie w Zatoce Perskiej. Przeciwstawił się reżimom Sandinistów i Castro i ukierunkował teologię wyzwolenia. Kazał dokładnie zbadać sprawę Galileusza. Aby przygotować się na przełom tysiącleci, chciał oczyścić pamięć historyczną i prosił o przebaczenie za niepowodzenia Kościoła i grzechy chrześcijan. Chciał większej przejrzystości w sprawach watykańskich. Od początku promował dialog ekumeniczny z protestantami i prawosławnymi. I wykonał bezprecedensowe gesty wobec Żydów, których szczerze cenił, a także wobec przedstawicieli innych religii, których zgromadził na wspólnej modlitwie. 

Styl i sumienie

Tak samo jak jego nastrój, uderzające było jego opanowanie. Każdy sumienny autorytet czuje ciężar swojego urzędu. Dlatego on również musi zachować dystans. Jan Paweł II nigdy nie odpoczywał od swojego urzędu. Zawsze go nosił. Ćwiczył to dzień w dzień, na oczach całego świata. Regularnie gościł na porannej Mszy św. oraz przy swoim stole, śniadaniu, obiedzie i kolacji, a także na wielu audiencjach. Stale dążył do poznawania ludzi i często pomijał protokół, zupełnie naturalnie. Nie był człowiekiem kurii i nie pociągała go papierkowa robota. To powierzył swoim podwładnym. I tam, być może, pewne rzeczy prześlizgnęły się przez szczeliny.

Był przekonany, że jego misją jest przekazywanie Ewangelii jako tego, czym ona jest, czyli osobistego świadectwa, i że musi to robić razem z całym Kościołem. Stąd znaczenie podróży i spotkań, które na początku wydawały się anegdotyczne, a jednak są jednym z kluczy do pontyfikatu. Zgromadził miliony ludzi na modlitwie, słuchaniu Ewangelii czy sprawowaniu Eucharystii. Niektóre wiece były największymi, jakie kiedykolwiek odnotowano w historii ludzkości. Ale co ważniejsze, było to uprzywilejowane wykonywanie jego papieskiej posługi i przyniosło widoczny efekt jedności i odnowy w całym Kościele w trudnym czasie.

Na oczach wszystkich spełniła się zasada, że Eucharystia buduje Kościół. Po tak wielu podziałach i niepewnościach Kościół zgromadził się na wszystkich kontynentach wokół następcy Piotra, aby zamanifestować swoją wiarę, uczcić tajemnicę Chrystusa i zwiększyć swoją jedność w miłości. Wielu biskupów i księży odzyskało nadzieję, radość i chęć do pracy. Świadectwa są niezliczone, jak również dały początek fali powołań kapłańskich. 

Człowiek wiary

Dawał stałe i naturalne świadectwo pobożności i wiary. Wszyscy widzieli, że mówił z wiarą w doktrynę Kościoła, z wiarą także w dokumenty soborowe, w których widział drogę Kościoła, którą musiał podążać. Miał doktrynę, która dojrzewała dogłębnie, a jego intelektualny umysł był zatroskany, odkąd był profesorem uniwersyteckim, o nawiązanie ewangelizacyjnego dialogu ze współczesnym światem. Miał też doświadczenie duszpasterskie i wyraźną troskę o młodych ludzi i ich problemy. Stamtąd sumiennie rozwijał chrześcijańską doktrynę małżeńską i społeczną. I relacja między wiarą a rozumem.

Widziano go modlącego się nieustannie, rok po roku. Dotyczyło to zwłaszcza tych, którzy żyli blisko niego na różnych etapach jego życia, którzy pozostawili zgodne świadectwa i niezliczone anegdoty. Kiedy tak często widywali go w kaplicy w noce tych wyczerpujących podróży. Przede wszystkim Jan Paweł II rządził Kościołem przez modlitwę. Nie był zarządcą spraw kościelnych. Nie szukał skuteczności w urzędzie, ale w kaplicy. W Rzymie widziano go odprawiającego Eucharystię z intensywnością i skupieniem, prywatnie i publicznie. Widziały go miliony wiernych podczas jego podróży i w telewizji. Szczególnie w jego radosnych spotkaniach z setkami tysięcy młodych ludzi na całym świecie.

Widać też było, że z charakterystycznym dla siebie opanowaniem i świadomością wiary udaje się osobiście na fora międzynarodowe, a także na dialog z wielkimi autorytetami świata, by proponować wiarę Jezusa Chrystusa, z przekonaniem, że jest ona zbawieniem dla wszystkich ludzi i wszystkich kultur. Dostrzegano w nim sprzeciw wobec wszelkich wojen i wszelkiej przemocy, a także obronę życia ludzkiego od początku do końca oraz godności człowieka w każdych okolicznościach. Wszystko to było historią i zostało zrobione tak, aby wszyscy mogli to zobaczyć.

Pozostawił niezwykłą liczbę dokumentów, obejmujących wszystkie aspekty życia Kościoła. Pozostawił Katechizm, który jest kamieniem milowym w jego historii. I odnowiony Kodeks Prawa Kanonicznego. Pozostawił wiele świetlistych pism osobistych. A przede wszystkim osobisty odcisk człowieka wiary i modlitwy. I wypełnił misję, którą - jak sam uważał - przyjął z opatrznościowym sumieniem, by wejść z Kościołem w trzecie tysiąclecie, "przekraczając próg nadziei".

Więcej
Biuletyn informacyjny La Brújula Zostaw nam swój e-mail i otrzymuj co tydzień najnowsze wiadomości z katolickim punktem widzenia.