Przechodząc przez Wielki Post, przygotowujemy się do Triduum Paschalnego, które - jak przypomniał papież Franciszek - "jest szczytem całego roku liturgicznego, a także szczytem naszego życia chrześcijańskiego". Z tego powodu "centrum i istota głoszenia Ewangelii jest zawsze ta sama: Bóg, który objawił swoją ogromną miłość w Chrystusie, który umarł i zmartwychwstał" (Evangelii Gaudium, n. 11). Jednak treść misterium paschalnego, tajemnicy męki, śmierci i zmartwychwstania Jezusa oraz jego związek z naszymi celebracjami liturgicznymi jest często daleki od dzisiejszego chrześcijanina.Dlaczego tak jest?
Na istotę problemu zwrócił uwagę ówczesny kardynał Ratzinger w książce "Nowa pieśń dla Pana". Przypomniał tam, że sytuację wiary i teologii w dzisiejszej Europie charakteryzuje przede wszystkim demoralizacja Kościoła. Antyteza "Jezus tak, Kościół nie" wydaje się typowa dla myślenia pewnego pokolenia. Za tym powszechnym przeciwstawieniem Jezusa i Kościoła kryje się problem chrystologiczny. Prawdziwa antyteza wyraża się w formule: "Jezus tak, Chrystus nie", albo "Jezus tak, Syn Boży nie". Stajemy zatem przed zasadniczym pytaniem chrystologicznym.
Dla wielu ludzi Jezus jawi się jako jeden z decydujących ludzi, którzy istnieli w ludzkości. Podchodzą do Jezusa, że tak powiem, z zewnątrz. Wielcy uczeni uznają jego duchową i moralną rangę oraz wpływ na historię ludzkości, porównując go do Buddy, Konfucjusza, Sokratesa i innych mędrców i "wielkich" postaci historii. Nie rozpoznają go jednak w jego wyjątkowości. W rzeczywistości, jak z mocą stwierdził Benedykt XVI, "jeśli ludzie zapominają o Bogu, to także dlatego, że osoba Jezusa jest często redukowana do mędrca, a Jego boskość jest osłabiana, jeśli nie negowana". Taki sposób myślenia uniemożliwia nam uchwycenie radykalnej nowości chrześcijaństwa, bo jeśli Jezus nie jest jedynym Synem Ojca, to ani Bóg nie przyszedł odwiedzić historii człowieka, mamy tylko ludzkie wyobrażenia o Bogu. Przeciwnie, wcielenie należy do samego serca Ewangelii.
Godforsakenness
Możemy wtedy zadać sobie pytanie: co jest przyczyną tego zapomnienia o Bogu? Logicznie rzecz biorąc, przyczyny są różne: redukcja świata do tego, co empirycznie demonstracyjne, redukcja życia ludzkiego do tego, co egzystencjalne, i tak dalej. Skupimy się teraz na jednym, który wydaje nam się fundamentalny: na utracie obrazu Boga, Boga żywego i prawdziwego, która od epoki oświecenia stale postępuje.
Deizm praktycznie narzucił się powszechnej świadomości. Nie da się już wyobrazić sobie Boga, który troszczy się o jednostki i który działa w świecie. Bóg mógł zapoczątkować początkowy wybuch wszechświata, jeśli taki istniał, ale w oświeconym świecie nie pozostało mu już nic do zrobienia. Nie przyjęło się, że Bóg tak ożywa w moim życiu. Bóg może być ideą duchową, podnoszącym na duchu dodatkiem do mojego życia, ale jest czymś raczej nieokreślonym w sferze subiektywnej. Wydaje się niemal śmieszne wyobrażać sobie, że nasze dobre lub złe uczynki mają dla niego jakiekolwiek znaczenie; tak mali jesteśmy wobec wielkości wszechświata. Przypisywanie mu działań w świecie wydaje się mitologiczne. Mogą występować zjawiska niewyjaśnione, ale trzeba szukać innych przyczyn. Przesąd wydaje się bardziej uzasadniony niż wiara; bogowie - tj. moce niewytłumaczalne w toku naszego życia, a z którymi należy się rozstać - są bardziej wiarygodne niż Bóg.
Dlaczego krzyż?
Teraz, jeśli Bóg nie ma nic wspólnego z nami, to również przepisuje ideę grzechu. Zatem to, że ludzki czyn może obrazić Boga, jest już dla wielu niewyobrażalne. Nie ma już miejsca na odkupienie w klasycznym rozumieniu doktryny katolickiej, bo mało komu przychodzi do głowy, by szukać przyczyny zła świata i własnego istnienia w grzechu.
W tym względzie pouczające są słowa Papieża Emeryta: "Jeśli zadajemy sobie pytanie: Dlaczego krzyż? odpowiedź, w radykalnym ujęciu, jest następująca: ponieważ istnieje zło, a właściwie grzech, który według Pisma Świętego jest najgłębszą przyczyną wszelkiego zła. Ale to stwierdzenie nie jest czymś, co można przyjąć za pewnik, a wielu odrzuca samo słowo "grzech", gdyż zakłada ono religijny pogląd na świat i człowieka. I to prawda: jeśli Bóg zostanie usunięty z horyzontu świata, nie można mówić o grzechu. Tak jak gdy słońce jest zasłonięte, znikają cienie - cień pojawia się tylko wtedy, gdy jest słońce - tak zaćmienie Boga z konieczności pociąga za sobą zaćmienie grzechu. Dlatego do poczucia grzechu - które nie jest tym samym, co "poczucie winy", jak rozumie je psychologia - dochodzi się poprzez ponowne odkrycie poczucia Boga. Wyraża to Psalm Miserere, przypisywany królowi Dawidowi przy okazji jego podwójnego grzechu cudzołóstwa i morderstwa: "Przeciwko Tobie - mówi Dawid, zwracając się do Boga - zgrzeszyłem tylko wobec Ciebie" (Ps 51, 6)".
W sposobie myślenia, w którym nie ma miejsca na pojęcie grzechu i odkupienia, nie może być też miejsca dla Syna Bożego, który przychodzi na świat, aby odkupić nas od grzechu i który w tym celu umiera na krzyżu. "To wyjaśnia radykalną zmianę w idei kultu i liturgii, która po długim okresie ciąży przybiera na sile: jej podstawowym przedmiotem nie jest ani Bóg, ani Chrystus, ale jaźń celebransów. Nie może też mieć kultu jako swojego podstawowego znaczenia, dla którego nie ma uzasadnienia w schemacie deistycznym. Nie można też myśleć o zadośćuczynieniu, ofierze, odpuszczeniu grzechów. Ważne jest to, że świętujący we wspólnocie rozpoznają się i potwierdzają wzajemnie, wyłamując się z izolacji, w którą jednostkę pogrąża współczesna egzystencja. Chodzi o wyrażanie doświadczeń wyzwolenia, radości, pojednania, potępianie tego, co negatywne i zachęcanie do działania. Dlatego wspólnota musi tworzyć własną liturgię, a nie otrzymywać ją z niezrozumiałych tradycji; sama reprezentuje i celebruje" (J. Ratzinger).
Liturgia: Ponowne odkrycie tajemnicy paschalnej
Uważna lektura tej diagnozy może być dobrym bodźcem do owocnego rachunku sumienia na temat celebracji liturgicznych, na temat naszego poczucia liturgicznego. Jednocześnie chyba łatwiej jest teraz zrozumieć, dlaczego przy wielu okazjach misterium paschalne i jego celebracja-aktualizacja nie stanowią centrum ani celebracji liturgicznej, ani życia wspólnoty i pojedynczego chrześcijanina.
Odpowiedzią na to deistyczne podejście jest ponowne odkrycie Misterium Paschalnego. Zrozumiałe jest, z całą mocą, stwierdzenie św. Jana Pawła II zawarte w liście apostolskim Vicesimus Quintus Annus: "Ponieważ śmierć Chrystusa na krzyżu i Jego Zmartwychwstanie są centrum codziennego życia Kościoła i zadatkiem jego wiecznej Wielkanocy, Liturgia ma za swoje podstawowe zadanie prowadzić nas nieustannie drogą paschalną zainaugurowaną przez Chrystusa, w której zgadzamy się umrzeć, aby wejść do życia". Niedziela po niedzieli wspólnota powołana przez Pana wzrasta, a przynajmniej stara się to robić, w świadomości tej rzeczywistości, która napełnia nas zdumieniem.
A ponieważ właśnie rozpoczynamy najświętsze dni w roku, prowadzące do obchodów zmartwychwstania Pana, nie pokonujmy drogi zbyt szybko. "Nie zapominajmy o czymś bardzo prostym, co może czasem nam umyka: nie możemy uczestniczyć w Zmartwychwstaniu naszego Pana, jeśli nie zjednoczymy się z Jego męką i śmiercią" (św. Josemaría). Idźmy zatem za radą papieża Franciszka: "W tych dniach Świętego Triduum nie ograniczajmy się do upamiętnienia męki naszego Pana, ale wejdźmy w tę tajemnicę, uczyńmy Jego uczucia, Jego postawy naszymi własnymi, do czego zachęca nas Apostoł Paweł: 'Miejcie między sobą uczucia właściwe Chrystusowi Jezusowi' (Flp 2,5). Wtedy nasza Wielkanoc będzie 'radosną Wielkanocą'".