Ángel LasherasJednym z naszych celów jest uczynienie Torreciudad znanym szerszej publiczności".
W sanktuarium w Torreciudad po raz kolejny odbędzie się Maryjne Święto Rodziny, spotkanie, które na początku września gromadzi tysiące rodzin. W tym roku będzie to już jego trzydziesta edycja, a przewodniczyć jej będzie Mons. Juan Carlos Elizalde, biskup Vitorii. W programie przewidziana jest celebracja Eucharystii na ołtarzu esplanady, ofiary dla Matki Boskiej i odmawianie różańca. Rozmawialiśmy z rektorem o tym wydarzeniu, ewangelizacji rodzin i nowościach oferowanych przez sanktuarium.
W dniu 1 lipca 2022 r. don Ángel Lasheras zakończy swój pierwszy rok jako rektor Torreciudad. W wieku 67 lat ten uśmiechnięty i sympatyczny Galicjanin otrzymał zadanie, które niewiele ma wspólnego z marzeniem o emeryturze, o którą zabiega wiele osób w tym wieku. Jeśli dziś jeszcze są tacy, którzy używają sformułowania "żyjesz jak ksiądz", to nie wydaje się, by w tym przypadku można było zastosować ten banał.
Wiele sanktuariów maryjnych znajduje się w miejscach geograficznie niedostępnych, a Torreciudad nie jest wyjątkiem, dlatego nie jest tak łatwo odwiedzić je tłumom ludzi. Jednak i tu zdarzają się wyjątki, a jedna z takich okazji ma miejsce co roku - z wyjątkiem ostatnich dwóch lat kowida - na początku września, kiedy to wiele rodzin przybywa, by uczestniczyć w zgromadzeniu, które odbywa się już od trzydziestu lat.
Rozmawialiśmy też z rektorem o rodzinie i innych sprawach związanych z pracą duszpasterską prowadzoną w Torreciudad.
W Torreciudad Matka Boska zwraca się do swoich dzieci...
Nasza Matka jest oddana wszystkim, a szczególnie tym, którzy są najbardziej potrzebujący lub tym, którzy są najdalej od Jej Syna Jezusa. W Torreciudad czułość Dziewicy Maryi przejawia się w prostych, ale ciągłych cudach. Święty Josemaría powiedział, że wielkie cuda w Torreciudad będą miały związek z wewnętrznym nawróceniem dusz, zwłaszcza przez spowiedź.
We wrześniu obchodzicie trzydziestą edycję Maryjnego Święta Rodziny, jak oceniacie te trzy dekady?
Na stronie Mariański Dzień Rodziny zawsze było jednym z wielkich corocznych wydarzeń w Torreciudad. I dzięki Bogu i Dziewicy tak będzie nadal. W tym roku będziemy go przeżywać ze szczególnym entuzjazmem po dwóch latach pandemii. Widzimy, że wiele osób jest chętnych do przyjazdu i z wyprzedzeniem przygotowuje swoje wyjazdy.
Chcielibyśmy, aby Torreciudad było znane jako "sanktuarium rodziny" z powodu tego dużego spotkania i innych działań związanych z rodziną. Na przykład w najbliższych miesiącach odbędą się zajęcia skierowane do małżeństw - "projekt miłości małżeńskiej" -, młodych profesjonalistów, a nawet osób młodszych, w celu pogłębienia znaczenia jądra rodziny, relacji rodzic-dziecko, zalotów itp. I mamy nadzieję rozszerzyć ofertę tego typu planów na osoby z całej Hiszpanii i przez cały rok.
W ciągu dnia odbywają się ofiary dla Matki Boskiej, z czego się składają i jak można w nich uczestniczyć?
Jest to bardzo proste: rodziny, które tego pragną, lub parafie, szkoły i stowarzyszenia ofiarowują Dziewicy kwiaty, jakieś produkty lokalne, obrazy Dziewicy, które przywieźli ze sobą, aby pozostawić je w galerii obrazów sanktuarium, itp. Zwykle piszą do nas przez naszą stronę internetową, aby nas poinformować lub nawet mówią nam bezpośrednio w danym dniu. Ważne jest, aby ułatwić rodzinom udział w nich z entuzjazmem i radością, aby cała rodzina była zjednoczona...
W ciągu trzydziestu lat rodzina bardzo się zmieniła.
Oczywiście, że tak! Kościół jest świadomy trudności, z jakimi borykają się małżeństwa, gdyż chrześcijański duch rodzinny uległ rozmyciu.
Przypuszczam, że tak dzieje się we wszystkich sanktuariach Maryjnych, ale w Torreciudad potwierdzamy, że przychodzi wiele rodzin - i to nie tylko w dniu maryjnym, ale także w ciągu całego roku - które odzyskują wewnętrzną równowagę po spotkaniu z Maryją, po sakramencie pokuty, po atmosferze pokoju, którą oddycha się w sanktuarium... Łaska Boża dotyka ich z bliska.
To prawda, że nie jesteśmy sanktuarium z taką liczbą pielgrzymów, jaką mają na przykład El Pilar, Fatima, Lourdes czy Montserrat, gdzie przybywają miliony ludzi, ale chcemy, aby liczba osób, które przyjeżdżają tutaj, aby modlić się do Dziewicy, nadal rosła, także z innych krajów. Można powiedzieć, że Torreciudad jest już międzynarodowym sanktuarium - uniwersalnym, powiedziałbym - choć na małą skalę.
Nowe sanktuarium zbliża się do 50-lecia istnienia, dlatego chcemy kontynuować wznowienie tego atrakcyjnego dla pielgrzymów XXI wieku projektu, który rozpoczęliśmy w 2018 roku i którego obfite owoce widzimy już w tym post-pandemicznym roku.
Zdjęcie z jednego z dni rodziny mariańskiej
Czy uważasz, że Torreciudad jest wystarczająco znany?
Tak i nie. Ponieważ nowe sanktuarium jest inicjatywą założyciela Opus Dei, wiele osób należących do Dzieła lub uczestniczących w jego apostolatach wie o nim i mówi o nim, przyprowadza swoich przyjaciół i krewnych. Ale to jest teraz jeden z naszych głównych celów: aby Torreciudad był znany szerszej publiczności, musimy dotrzeć do wielu osób, bo to jest dom Matki Bożej dla wszystkich.
I widzimy to każdego dnia: to cud, gdy widzimy dwa autobusy chińskich katolików przybyłych z Barcelony i odprawiających Mszę św. w kaplicy Dziewicy z Guadalupe; lub gdy widzimy dużą grupę wiernych z Marsylii, którzy przywieźli reprodukcję patronki ich miasta, Notre Dame de la Garde; lub gdy witamy grupę parafian z Meksyku z ich księdzem, Legionistą Chrystusa?
Cieszymy się również, że księża z okolic przyjeżdżają ze swoimi parafianami, z dziećmi, które przygotowują się do bierzmowania lub komunii.
I są też imigranci przebywający w Hiszpanii....
Jednym z corocznych wydarzeń w sanktuarium jest pielgrzymka Virgen del Quinche z Quito, na której w listopadzie gromadzą się tysiące Ekwadorczyków. I wielu innych mieszkańców wielu miast obu Ameryk przychodzi na małe pielgrzymki ze swoimi najbardziej ukochanymi dewocjonaliami. Albo Ukraińcy, którzy co roku odprawiają tu swoją Eucharystię w obrządku greckokatolickim. Odwiedzają nas nawet ludzie z krajów afrykańskich, takich jak Gwinea Równikowa. W tym ostatnim przypadku przybyli oni w lipcu, a Eucharystię sprawował biskup z Barbastro, Mons. Ángel Pérez Pueyo sprawował dla nich Eucharystię.
Prawda jest taka, że jest coraz więcej społeczności, bardzo różnych typów, które znajdują drugi dom w Torreciudad.
Jak odbierane są nowe doświadczenia ewangelizacyjne oferowane przez sanktuarium?
Bardzo pozytywnie. Można zauważyć, że wielu pielgrzymów przybywa właśnie z tego powodu. Przestrzeń "Przeżyj doświadczenie wiary" proponuje ewangelizację bardzo katechetyczną, skupioną na głównych punktach Objawienia. Jest to sposób na podkreślenie kerigmaOryginalne głoszenie wiary za pomocą nowoczesnych środków: interaktywne filmy, trójwymiarowe okulary wizyjne... A do tego dochodzi jeszcze doświadczenie video-mappingSukces tego projektu polega na tym, że pozwala on nam w inny sposób, być może bardziej intensywnie, kontemplować wspaniałe ołtarze Torreciudad i że pomaga nam jeszcze bardziej je docenić. Myślę, że jej sukces polega na tym, że pomaga się przy niej modlić. Ludzie wychodzą z tego bardzo poruszeni.
Podejmują wysiłek, aby zostawić ślad po pielgrzymach.
Tak, to prawda. Ale jesteśmy świadomi pewnej rzeczywistości życia nadprzyrodzonego: nigdy nie wiadomo, jaki owoc się sieje, bo owoc należy do Boga i do naszej Matki Dziewicy.
Przykład z ostatniego czasu: w tym roku przyjechało meksykańskie małżeństwo z Monterrey z trójką dzieci. Przyszli, aby podziękować za życie swojego dziadka, obecnie nieżyjącego. Okazuje się, że ich dziadek w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku odbył duchowe rekolekcje w domu formacyjnym Opus Dei na obrzeżach tego miasta, którego pustelnia poświęcona jest Matce Bożej z Torreciudad. Nie wiedzieliśmy o tym. Przed tym obrazem jego dziadek doznał duchowego nawrócenia, które skłoniło go do większego poszukiwania Boga.
Był pod takim wrażeniem, że przyjechał odwiedzić sanktuarium. I powrócił do kraju tak poruszony, że postanowił promować budowę kościoła, aby wspierać kult Dziewicy z Torreciudad w swoim mieście, Monterrey. I dziś w tym wielkim meksykańskim mieście jest kościół poświęcony Matce Bożej z Torreciudad. Wystarczy wejść w Google i sprawdzić: "Nuestra Señora de Torreciudad w Monterrey". Nie wiedzieliśmy tego do tej pory, ale możemy potwierdzić, że jest to... pierwszy na świecie kościół poświęcony Dziewicy z Torreciudad poza sanktuarium!
Prawdę mówiąc, chciałabym pojechać i ją poznać i mam nadzieję, że uda mi się to zrobić na początku przyszłego roku.
Papież Franciszek: "Twierdzenie o zatrzymaniu czasu jest nie tylko niemożliwe, ale i urojone".
W swoich katechezach na temat starości z ostatnich miesięcy papież Franciszek podkreślał mądrość osób starszych. Dziś uwypuklił tę wiedzę także w obliczu obecnej mentalności, która dąży do kontrolowania wszystkiego.
Podczas audiencji papieskiej 10 sierpnia pielgrzymi w Rzymie mogli wysłuchać jednej z ostatnich katechez środowych poświęconych starość. Papież podkreślił, jak dążenie do "wiecznej młodości, nieograniczonego bogactwa, absolutnej władzy" jest nierealnym pretensjonalnym dążeniem. Określił ją nawet mianem urojenia.
Chrześcijanie nie żyją tylko dla tego życia, ale ich cel leży poza nim: "W tej podróży jesteśmy zaproszeni, z łaską Bożą, do wyjścia poza siebie i do pójścia coraz dalej, aż do osiągnięcia ostatecznego celu, którym jest spotkanie z Chrystusem".
Obietnica życia wiecznego
Refleksja Ojca Świętego oparta była na scenie z Ewangelii Jana, w której Jezus wypowiada pocieszającą obietnicę życia wiecznego: "Niech się nie trwoży serce wasze. Gdy odejdę i przygotuję wam miejsce, wrócę i wezmę was do siebie, abyście, gdzie Ja jestem, byli i wy". I kontynuował Papież: "Starość, która jest pochłonięta rozczarowaniem z powodu utraconych możliwości, niesie ze sobą rozczarowanie dla siebie i dla wszystkich. Z drugiej strony starość przeżywana z łagodnością i szacunkiem dla prawdziwego życia definitywnie rozpuszcza nieporozumienia związane z władzą, która musi wystarczyć sama sobie i własnemu powodzeniu".
Papież Franciszek zwrócił uwagę na to, jak perspektywa starości może być pozytywna. "Nasze istnienie na ziemi jest momentem inicjacji w życie, które tylko w Bogu znajduje swoje spełnienie. Jesteśmy niedoskonali od początku i pozostajemy niedoskonali do końca. W spełnieniu Bożej obietnicy relacja ta ulega odwróceniu: Boża przestrzeń, którą Jezus starannie dla nas przygotowuje, przewyższa czas naszego doczesnego życia. Starość przybliża nas do nadziei na to spełnienie.
Starość zdecydowanie zna znaczenie czasu i ograniczenia miejsca, w którym przeżywamy naszą inicjację. Dlatego jest wiarygodny, gdy zaprasza nas do radości z upływu czasu: to nie groźba, to obietnica. Starość, która na nowo odkrywa głębię spojrzenia wiary, nie jest z natury konserwatywna, jak mówią ludzie".
Rola osób starszych
Przez te miesiące papież Franciszek starał się pokazać, jak bardzo szczególną misję mają osoby starsze zarówno w rodzinach, jak i w społeczeństwie. Dziś sprecyzował jeden z aspektów, w których ta misja może się realizować: "Starość jest tym etapem życia, który najlepiej nadaje się do głoszenia radosnej nowiny, że życie jest inicjacją do ostatecznego spełnienia, a najlepsze dopiero przed nami. A najlepsze dopiero przed nami, niech Bóg da nam starość zdolną do tego".
W końcowym odcinku audiencji Ojciec Święty pozdrowił pielgrzymów w różnych językach. W słowach po hiszpańsku wyraził swoją "bliskość w szczególny sposób z osobami dotkniętymi tragedią spowodowaną wybuchami i pożarem w Baza naftowa Matanzas na Kubie".
Jeremiasz jest wysłany przez Boga, aby spróbować uratować swój lud i Jerozolimę, ale jego wiadomość nie jest słyszana, a jego ludzie są pokonani i deportowani do Babilonu, a Jerozolima jest zniszczona. Jeremiasz zawsze jest posłuszny Panu i mówi to, co nakazuje tym, którymi kieruje; w rezultacie zostaje znienawidzony i wtrącony do więzienia. Historia Jeremiasza jest przepowiednią życia Jezusa. Król Sedekiasz, który przypomina Piłata, wydaje proroka w ręce notabli.
Jeremiasz, wrzucony w błoto cysterny, żyje swoją pasją. Bóg przychodzi do niego i ratuje go poprzez osobę pogardzaną ze względu na swój stan obcokrajowca i eunucha, Etiopczyka Ebed-Melecha, który zrozumiawszy niesprawiedliwość, jakiej poddany jest prorok, jako jedyny podchodzi do króla, by przemówić do niego w imieniu Jeremiasza, któremu w oblężonym mieście groziło zapomnienie i śmierć głodowa. Ryzykuje swoje życie i w ten sposób ratuje życie Jeremiasza.
Autor listu do Hebrajczyków, po wymienieniu niezliczonych świadków wiary od Abla do Enocha, Noego, Abrahama, Izaaka, Jakuba, Józefa, Mojżesza, odwołuje się do licznych anonimowych świadków, którzy dla wiary gotowi byli ponieść najstraszniejsze próby, tortury i egzekucje.
Na początku rozdziału 12 stosuje tę naukę do nas wszystkich i napomina nas, abyśmy wytrwali w naszym zaangażowaniu w życie chrześcijańskie, używając obrazu wyścigu i obrazu patrzenia wytrwale na Jezusa. Decydującym przykładem jest właśnie Jezus, który proponuje się słuchaczom tego arcydzieła chrześcijańskiej homilii, aby ich napomnieć: "Nie męcz się i nie trać serca". i stawiać opór aż do rozlewu krwi, czyli do ewentualnego męczeństwa.
Jezus ujawnia uczniom swój stan ducha: pragnienie rozpalenia ognia na ziemi i udrękę do czasu wypełnienia się chrztu, który ma przyjąć. Obraz ognia w niektórych fragmentach Starego Testamentu oznacza skuteczność słowa proroków: "Wtedy Eliasz prorok powstał jak ogień; jego słowo płonęło jak pochodnia". (Syr 48, 1); "Sprawię, że moje słowa będą jak ogień w twoich ustach". (Jer 5, 14). Ma również znaczenie oczyszczenia.
Chrzciciel przepowiedział, że Jezus będzie chrzcił w Duchu Świętym i w ogniu. Chrzest, który ma przyjąć Jezus, jest obrazem Jego męki, śmierci i zmartwychwstania. Ciężar tego przejścia już sprawia mu udrękę, ale wiedząc, że podpali on ziemię, podchodzi do tej godziny również z wielkim pragnieniem. Pragnienie i udręka Jezusa, sprzeczne i współistniejące uczucia, mogą pocieszyć wszystkich, którzy są powołani do oddania swojego życia w wierności woli Bożej, a którzy doświadczają tych samych sprzecznych uczuć.
Homilia na czytania z niedzieli 20.
Ksiądz Luis Herrera Campo oferuje swój nanomiliakrótkie jednominutowe refleksje do tych lektur.
Klucze do lepszego zrozumienia "Amoris Laetitia" i jej kontrowersji
Publikacja "Amoris Laetitia"Kontrowersje wzbudziło podejście papieża do towarzyszenia osobom w sytuacji nieregularnego małżeństwa, zwłaszcza jeśli zawarły one ponownie związek małżeński. W tym wywiadzie autor stara się wyjaśnić przesłanie, jakie chciał przekazać papież Franciszek, skupione wokół trzech czasowników: towarzyszyć, rozeznawać, integrować.
Stefano Grossi Gondi-10 września 2022 r.-Czas czytania: 7minuty
W posynodalnej adhortacji apostolskiej "Amoris Laetitia"Papież zaproponował, by chrześcijanie bardziej towarzyszyli osobom w skomplikowanych sytuacjach małżeńskich. Jego perspektywa została przyjęta z zastrzeżeniami w niektórych sektorach Kościoła. Omnes przeprowadza wywiad ze Stéphane Seminckxem - belgijskim księdzem, doktorem medycyny i teologii - aby omówić najbardziej kontrowersyjne kwestie zawarte w dokumencie i rzucić światło na jego interpretację.
W VIII rozdziale "Amoris Laetitia" papież Franciszek proponuje towarzyszenie, rozeznawanie i integrowanie kruchości. Jak rozumieć te trzy czasowniki wywołało wiele komentarzy.
- Spośród tych trzech czasowników - towarzyszyć, rozeznawać, integrować - drugi jest podstawą podejścia duszpasterskiego Kościoła: towarzyszenie sprzyja rozeznawaniu, które z kolei otwiera drogę do nawrócenia i pełnej integracji z życiem Kościoła.
W "rozeznanie"to klasyczne pojęcie. Św. Jan Paweł II używa tego określenia już w "Familiaris Consortio" (nr 84): "Pasterze muszą być świadomi, że dla dobra prawdy mają obowiązek dobrego rozeznania różnych sytuacji". Benedykt XVI przywołuje niemal dosłownie tę samą myśl w "Sacramentum Caritatis" (nr 29).
Jak można konkretnie zdefiniować rozeznanie?
- Rozeznanie oznacza dotarcie do prawdy o sytuacji danej osoby przed Bogiem, prawdy, którą w rzeczywistości w pełni zna tylko Bóg: "Choćbym był niczemu winien, nie jestem usprawiedliwiony: Pan jest moim sędzią" (1 Kor 4,4).
Jednak "Duch prawdy (...) wprowadzi was we wszelką prawdę" (J 16, 13). Duch Święty zna nas lepiej niż my sami siebie i zaprasza nas do poznania siebie w Nim. Rozeznawanie jest naszym wysiłkiem, aby odpowiedzieć na światło i moc daną nam przez Ducha prawdy. Miejscem par excellence rozeznawania jest modlitwa.
Rozeznawanie zaczyna się od okoliczności, które doprowadziły do wyobcowania od Boga. Św. Jan Paweł II mówiąc o rozwiedzionych i powtórnie poślubionych podaje następujące przykłady: "Istnieje rzeczywiście różnica między tymi, którzy szczerze starali się ocalić pierwsze małżeństwo i zostali niesprawiedliwie porzuceni, a tymi, którzy z poważnej winy zniszczyli kanonicznie ważne małżeństwo. Jest wreszcie przypadek tych, którzy zawarli drugi związek dla wychowania dzieci, a którzy niekiedy mają w sumieniu subiektywną pewność, że poprzednie małżeństwo, bezpowrotnie zniszczone, nigdy nie było ważne". (Familiaris Consortio 84). Poznanie tych okoliczności pozwala grzesznikowi ocenić swoją odpowiedzialność i czerpać doświadczenie z popełnionego zła, a kapłanowi dostosować podejście duszpasterskie.
Rozeznanie oznacza również ocenę - zazwyczaj w rękach spowiednika - czy w duszy grzesznika jest pragnienie nawrócenia. Ten punkt jest decydujący: jeśli to szczere pragnienie istnieje - nawet w najbardziej podstawowej formie - wszystko staje się możliwe. Można uruchomić drogę towarzyszenia i powrotu do pełnej komunii w Kościele.
Po trzecie, rozeznanie oznacza odkrycie przyczyn wyobcowania od Boga, co określi również drogę nawrócenia. "Amoris Laetitia" wyraźnie przywołuje numer 1735 Katechizmu Kościoła Katolickiego: "Przypisywalność i odpowiedzialność za czyn może być zmniejszona lub nawet stłumiona z powodu niewiedzy, nieumyślności, przemocy, strachu, przyzwyczajeń, nieuporządkowanych afektów i innych czynników psychologicznych lub społecznych".
Czy mógłbyś podać jakieś konkretne przykłady tego punktu w Katechizmie?
- Spowiednicy doskonale zdają sobie sprawę z tych czynników, które często odgrywają decydującą rolę w sytuacji duszy. Obecnie pierwszym i najważniejszym jest ignorancja większości wiernych. "Dziś rośnie liczba ochrzczonych pogan: rozumiem przez to ludzi, którzy stali się chrześcijanami, ponieważ zostali ochrzczeni, ale nie wierzą i nigdy nie poznali wiary" (Joseph Ratzinger - Benedykt XVI).
Kapłan powinien ocenić poziom formacji penitenta i w razie potrzeby zachęcić go do formowania sumienia i pielęgnowania życia duchowego, aby stopniowo doprowadzić go do pełnego przeżywania wymagań wiary i moralności.
Czynniki takie jak depresja, przemoc i strach mogą wpływać na wykonywanie woli: mogą uniemożliwić niektórym ludziom swobodne działanie. Jeśli na przykład dana osoba cierpi na depresję, będzie potrzebowała pomocy medycznej. Albo jeśli kobieta jest traktowana brutalnie przez męża lub zmuszana do prostytucji, nie ma sensu konfrontować jej z nakazami moralności seksualnej. Przede wszystkim trzeba jej pomóc wyjść z tej krzywdzącej sytuacji.
Obsesyjne lub kompulsywne zachowania, uzależnienia od alkoholu, narkotyków, hazardu, pornografii itp. poważnie uszkadzają wolę. Patologie te często mają swoje źródło w powtarzaniu czynów, które początkowo były świadome i dobrowolne, a więc winne. Kiedy jednak pojawia się uzależnienie, duszpasterz musi wiedzieć, że wola jest chora i musi być traktowana jako taka, z wykorzystaniem środków łaski, ale i specjalistycznej medycyny.
W przywołanym przez papieża Franciszka punkcie Katechizmu mowa jest także o "czynnikach społecznych": istnieje wiele zachowań niemoralnych, które są powszechnie akceptowane w społeczeństwie, do tego stopnia, że wiele osób nie zdaje sobie już sprawy ze złośliwości z nimi związanej lub - jeśli zdaje sobie sprawę - bardzo trudno jest ich uniknąć bez narażania na szwank swojego wizerunku, a nawet sytuacji zawodowej, rodzinnej czy społecznej. W pewnych kwestiach moralnych nie można wypowiadać się poza pewnym pojedynczym sposobem myślenia bez narażania się na potępienie i pogardę, a nawet prześladowanie.
Może powinniśmy też pamiętać, czym rozeznanie nie jest?
- Rozeznawanie nie polega na osądzaniu bliźniego: "Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni" (Mt 7, 1). Rachunek sumienia jest zawsze ćwiczeniem osobistym, a nie zaproszeniem do analizowania sumienia innych. Również spowiednik będzie uważał, by nie postrzegać siebie jako Najwyższego Sędziego, który stawia owce po swojej prawicy, a kozły po lewej (por. Mt 25,33), ale będzie widział siebie jako pokorne narzędzie Ducha Świętego, które ma prowadzić duszę do prawdy. Dlatego kapłan nigdy nie odmawia rozgrzeszenia, chyba że osoba świadomie i celowo wyklucza jakąkolwiek wolę dostosowania się do prawa Bożego.
Rozeznanie nie polega na zmianie lekarstwa, ale na dostosowaniu dawki. Środki zbawienia i prawo moralne są takie same dla wszystkich w Kościele, wczoraj, dziś i jutro. Nie można pod pretekstem miłosierdzia zmieniać normy moralnej dla konkretnego człowieka. Miłosierdzie polega na tym, by pomóc mu poznać tę normę, zrozumieć ją i stopniowo podejmować w swoim życiu. Jest to tak zwane "prawo stopniowości", nie mylić z "stopniowalnością prawa": "Ponieważ w samym prawie nie ma stopniowości (por. Familiaris Consortio 34), rozeznanie to nie może być nigdy zwolnione z ewangelicznych wymagań prawdy i miłości proponowanych przez Kościół". ("Amoris Laetitia" 300). Jak mówi św. Jan Paweł II, miłosierdzie nie polega na obniżeniu góry, ale na pomocy w jej zdobyciu.
Rozeznanie nie jest też próbą zastąpienia ludzkich sumień. Jak wskazuje papież w "Amoris Laetitia", nr 37: "Jesteśmy powołani do formowania sumień, ale nie do zastępowania ich". To spostrzeżenie jest fundamentalne, ponieważ jesteśmy aktorami własnego życia, nie "żyjemy z delegacji", tak jakbyśmy byli zawieszeni w decyzjach osób trzecich lub w receptach kodeksu moralnego. Każdy z nas jest świadomym i wolnym agentem swojego życia, dobra, które czyni i zła, które popełnia. Wzięcie odpowiedzialności za zło, które czynimy, jest dowodem naszej godności, a przed Bogiem początkiem nawrócenia: "Ojcze, zgrzeszyłem wobec nieba i wobec Ciebie" (Łk 15, 21). (Łk 15, 21)
Całe wyzwanie edukacji - i naszej formacji jako dorosłych - polega na wykuwaniu prawdziwej wolności, która jest zdolnością osoby do rozeznawania prawdziwego dobra i wprowadzania go w życie, ponieważ chce: "Najwyższy stopień godności ludzkiej polega na tym, że ludzie nie są prowadzeni do dobra przez innych, ale przez siebie samych" (św. Tomasz z Akwinu). (św. Tomasz z Akwinu). To wyzwanie oznacza więc także dobre formowanie sumienia, które jest normą bezpośredniego, bliższego działania.
W jaki sposób można zrealizować to szkolenie?
- Poprzez wychowanie, skupione na cnotach, formację ciągłą, doświadczenie, refleksję, studium i modlitwę, rachunek sumienia, a w przypadku wątpliwości lub sytuacji złożonych - konsultację z ekspertem lub przewodnikiem duchowym. Ta formacja prowadzi nas do nabycia kardynalnej cnoty roztropności, która doskonali osąd sumienia, jako swoisty GPS dla naszych działań.
Dziesięć przykazań było i zawsze będzie podstawą życia moralnego: "Zanim niebo i ziemia przeminą, ani jedna jota, ani jedna cząstka nie przeminie z Prawa" (Mt 5,18). Są one objawieniem prawa Bożego wpisanego w nasze serca, które zaprasza nas do miłości Boga i bliźniego oraz wskazuje nam szereg zakazów, czyli "czynów, które same w sobie i przez siebie, niezależnie od okoliczności, są zawsze poważnie niedozwolone, ze względu na ich przedmiot" ("Veritatis Splendor" 80). Katechizm Kościoła Katolickiego wskazuje, czym są grzechy ciężkie, w szczególności w numerach 1852, 1867 i 2396.
Fakt, że moralność zawiera zakazy może urazić współczesną mentalność, dla której wolność przypomina wszechmocną wolę, której nic nie jest w stanie przeszkodzić. Ale każdy dobrze myślący człowiek rozumie, że na drodze życia czerwone światła i znaki STOP chronią nas przed niebezpieczeństwem; bez nich nigdy nie dotarlibyśmy do celu.
Jak myślisz, skąd biorą się różnice w interpretacji tego rozdziału "Amoris Laetitia"?
- Moim zdaniem w "Amoris Laetitia" jest wielkie nieporozumienie: moralność nie staje się obiektywna, gdy ogranicza się do "zewnętrznych faktów" z życia ludzi, ale gdy stara się dotrzeć do "prawdy subiektywności", prawdy serca, przed Bogiem, ponieważ "człowiek dobry wydobywa ze skarbu swego serca dobro, które jest dobre; a człowiek zły wydobywa ze swego serca zło, które jest złe: bo to, co mówią usta, jest tym, co przelewa się z serca" (Łk 6, 45) i "Bóg nie patrzy tak, jak ludzie: ludzie patrzą na wygląd, lecz Pan patrzy na serce" (1 Sam 16, 7). (Łk 6,45) oraz "Bóg nie patrzy tak jak ludzie: ludzie patrzą na wygląd zewnętrzny, lecz Pan patrzy na serce" (1 Sam 16,7).
Na przykład nie można potępić osoby za sam "fakt zewnętrzny", że jest rozwiedziona i ponownie wyszła za mąż: jest to, że tak powiem, stan cywilny, który nie mówi wszystkiego o sytuacji moralnej danej osoby. Może się okazać, że w rzeczywistości ta osoba jest na drodze do nawrócenia, wprowadzając w życie środki, które pozwolą jej wyjść z tej sytuacji. Z drugiej strony mężczyzna, który jawi się wszystkim jako "wzorowy mąż", bo od trzydziestu lat jest przy żonie, ale potajemnie ją zdradza, znajduje się w pozornie "normalnej" sytuacji małżeńskiej, podczas gdy w rzeczywistości jest w stanie grzechu ciężkiego. Prawdą w tych dwóch sytuacjach nie jest to, co dostrzegają nasze oczy, ale to, co widzi Bóg i każe człowiekowi rozeznać w głębi serca, przy ewentualnej pomocy kapłana.
Ostatnia podróż papieża Franciszka do Kanady pokazuje, jak jego przesłania często docierają do opinii publicznej z niewielkimi niuansami. W tym przypadku negatywna narracja o ewangelizacji Ameryki znacząco wpływa na to, jak odbierany jest jego przekaz.
9 września 2022 r.-Czas czytania: 2minuty
W ostatnich latach narasta nowa narracja o kolonizacji Ameryki i ewangelizacji prowadzonej przez Hiszpanię i inne kraje. Oczywiście nie wszystko zostało zrobione dobrze i historia musi wydobyć na światło dzienne wszystkie fakty. Wydaje się jednak, że w debacie publicznej nie bierze się pod uwagę wielu istotnych niuansów. Kultura woke narzuca narrację opartą na resentymentach i niezbyt sprzyjającą spokojnemu dialogowi w wielu kwestiach.
Nagłówki w prasie też często nie są pomocne, co widać na przykładzie ostatniej podróży papieża do Kanady. Niewątpliwie głównym przesłaniem było przeproszenie rdzennych mieszkańców za współpracę Kościoła w państwowych szkołach w zakresie reedukacji dzieci. Empatia i pokora okazane przez Franciszka podbiły serca wielu osób z pierwotnych ludów tych regionów, które przyjęły jego przeprosiny z gestami, które rozeszły się po świecie w postaci mnóstwa fotografii.
Franciszek jest jednak daleki od uznania prawdziwości wszystkich historii, które w ostatnich latach pojawiły się na temat szkół rezydencjalnych, a zwłaszcza pomysłu, że doszło do prawdziwego ludobójstwa. Niuanse są bardzo ważne, ale być może opinia publiczna została pozostawiona z myślą, że papież przyznał więcej niż faktycznie powiedział.
Uważam, że prawdziwie pokorny i przystępny sposób bycia, jaki pokazał Franciszek, jest obrazem, który najbardziej pozostał mi z tej podróży, ale ważne jest, aby nie stracić wszystkich niuansów jego słów. W przeciwieństwie do tego, co obecnie robią wielkie rządy i korporacje, gdy popełniają błędy, Kościół poświęca się nie tylko zadośćuczynieniu ofiarom. Wielokrotnie też publicznie przeprasza, a jej najwyżsi przedstawiciele - pomyślmy o Franciszku czy Benedykcie XVI - osobiście i często spotykali się z poszkodowanymi.
Moim zdaniem, jest to właściwy sposób postępowania, ale nie powinien on prowadzić do myślenia, że zepsucie i grzech są tym, co obfituje w Kościele. Gdyby tak było, to już dawno przestałaby istnieć, bo żadna instytucja nie może długo przetrwać, jeśli kryje w sobie przede wszystkim złe rzeczy. Sukces wielkiego dzieła popularyzacji historycznej Elviry Roca "Imperiofobia" i inne tego typu książki uwypuklają pozytywne aspekty wkładu społecznego Kościoła, który jest niewątpliwie duży. Co więcej, to skorumpowane postrzeganie Kościoła jest dalekie od tego, by było normą w codziennym życiu większości katolików, kiedy chodzą do swoich parafii i mają do czynienia ze swoimi księżmi.
Podsumowując, myślę, że powinniśmy być pokornie dumni z tego, jak Kościół uznaje i naprawia swoje błędy, dostrzegając jednocześnie, że większość tego, co robi, jest bardzo pozytywna. Ponadto dzisiejsze społeczeństwo żyje i domaga się ideałów chrześcijańskich, nie zdając sobie z tego sprawy.
Doświadczenie w zarządzaniu majątkiem zgromadzenia zakonnego
Zarządzanie patrymonium zgromadzenia zakonnego wymaga połączenia dwóch języków: ekonomicznego lub świeckiego i religijnego. Michele Mifsud, Asystent Ekonome Generalnego Zgromadzenia Misji Księży Wincentych, dzieli się swoim doświadczeniem.
Michele Mifsud-9 września 2022 r.-Czas czytania: 3minuty
Od ponad dziesięciu lat pracuję w skarbcu generalnym katolickiego zgromadzenia, gdzie zajmuję się administrowaniem majątkiem, który docelowo przeznaczony jest na służbę ubogim. Aby to zrozumieć, należy oprzeć się na systemie ekonomicznym opartym na wartości, rozumianej z religijnego punktu widzenia.
Dlatego ekonomia i finanse są postrzegane jako ekonomia braterska, czyli z perspektywą zorientowaną na pomoc ubogim. Tylko w ten sposób można uniknąć pokusy złego gospodarowania towarami. Ponieważ, jak powiedział Ojciec Święty Jan XXIII, nie jesteśmy jeszcze aniołami, tzn. zawsze możemy popełnić błędy, które sprowadzą nas na manowce od właściwego wykorzystania dóbr i majątku, którym dysponujemy.
Dobro wspólne w zarządzaniu patrymonium zgromadzenia
Kardynał Peter Turkson, gdy był przewodniczącym Papieskiej Komisji Sprawiedliwości i Pokoju, powiedział w 2012 roku, że przeszkody w służbie dobru wspólnemu występują w wielu formach, takich jak korupcja, brak rządów prawa, tendencje do chciwości, złe zarządzanie zasobami; ale najbardziej znaczące dla lidera biznesu na poziomie osobistym jest prowadzenie podzielonego życia.
Ostrzeżenia te są ważne, aby uniknąć sytuacji kryzysu finansowego i wynikającej z niego paniki spowodowanej zagrożonymi inwestycjami, zadłużeniem zewnętrznym, złym zarządzaniem skarbem państwa oraz załamaniem systemów i struktur odpowiedzialności.
Łączenie tego, co świeckie i tego, co religijne
Ważnym aspektem do zrozumienia jest to, że istnieją dwa języki związane z aspektami finansowymi, jeden język świata ekonomicznego i świeckiego, drugi świata misyjnego i religijnego.
Ekonomia przemawia językiem świata świeckiego, a więc odnosi się do ruchu pieniądza w różnych walutach, rozważa czy jest zysk czy strata, czy są dochody czy wydatki, przygotowuje i respektuje budżet, dokonuje inwestycji, monitoruje sytuację finansową i bogactwo.
Misja mówi wyłącznie językiem religijnym, używając terminów: wdzięczność, prostota, sprawiedliwość, ofiara, dzielenie się, posługa, ślub ubóstwa.
U podstaw obu języków leżą wartości; oczywiście misja religijna, aby funkcjonować, musi posługiwać się językiem ekonomicznym, ale tylko jako środkiem; wartością dla świata religijnego jest język misyjny. Natomiast dla świata świeckiego język ekonomiczny jest zarówno środkiem, jak i miarą wartości.
Wartości umożliwiające funkcjonowanie zgromadzenia zakonnego oparte są na Ewangelii Jezusa Chrystusa: Mt 25, 14-30, przypowieść o talentach o pracowitości i pracy, o administrowaniu i zarządzaniu.
Magisterium papieskie
Naukę Kościoła znajdujemy w encyklikach Rerum Novarumprzez Leona XIII (1891); Centesimus AnnusJan Paweł II w 1991 roku. Przykład papieża Franciszka, oprócz jego osobistego przykładu, wyraża się m.in. Evangelii Gaudiumroku 2013; w Laudato Si'2015 r., a w Fratelli Tuttiroku 2020.
W adhortacji apostolskiej Evangelii Gaudium Papież Franciszek mówi o społecznym włączeniu ubogich, o tym, że sercem chrześcijańskiego przesłania moralnego jest wzajemna miłość, która powinna motywować chrześcijan do dzielenia się Ewangelią, pomocy ubogim i pracy na rzecz sprawiedliwości społecznej; do unikania zła władzy, które tworzy i karmi nierówności i obojętność, prowadzące do duchowej światowości. Rzeczywiście, rolą pieniądza jest służyć, a nie rządzić ludzkością.
Życie każdego człowieka nabiera sensu w spotkaniu z Jezusem Chrystusem i w radości dzielenia się tym doświadczeniem miłości z innymi, z życiem zakorzenionym w miłosiernej miłości Boga.
W encyklice Laudato SiPapież Franciszek mówi nie tylko o ekologii; mówi o relacji z Bogiem, z bliźnim, z ziemią w powszechnej komunii, o wspólnym przeznaczeniu dóbr. Przeciwstawia wartość ludzkiej pracy nadmiernemu naciskowi na technologię, ekologii człowieka, która wywodzi się z dobra wspólnego.
Fratelli TuttiEncyklika społeczna papieża Franciszka, która została opublikowana w październiku 2020 roku, ma na celu promowanie powszechnego dążenia do braterstwa i przyjaźni społecznej, jak w przypowieści o Dobrym Samarytaninie, gdzie dobrzy sąsiedzi nie odwracają się od cierpienia, ale działają z otwartym sercem, w otwartym świecie skupionym na osobie, gdzie spotkanie jest dialogiem i przyjaźnią.
Priorytety w zarządzaniu patrymonium zgromadzenia
Wartości zatem, jako pomost pomiędzy dwoma światami, świeckim i religijnym, uzupełniają się wzajemnie w misji Jezusa Chrystusa w celu osiągnięcia Królestwa Bożego. Wartości te to odpowiedzialność finansowa, sprawiedliwość, poświęcenie, przejrzystość, zaangażowanie w pracy, związek dobra wspólnego z solidarnością, wspólnotą i braterstwem, prostota poprzez ubóstwo i oszczędność. To jest ekonomia braterska, która prowadzi do potrzeby dobrego prowadzenia.
Wyzwania dla realizacji tych wartości i przeszkody można przezwyciężyć poprzez dialog, wprowadzając struktury zgodne z najlepszymi praktykami pracy, ale zawsze z Ewangelią jako punktem odniesienia.
AutorMichele Mifsud
Zastępca ekonoma generalnego Zgromadzenia Misji Księży Wincentych, zarejestrowany doradca finansowy i inwestycyjny.
12 000 młodych Europejczyków pielgrzymowało do Santiago de Compostela
W ostatnich tygodniach w Europie miały miejsce dwa duże spotkania młodzieży - pielgrzymka do Santiago de Compostela oraz festiwal młodzieży w Medziugorju, w którym uczestniczyły dziesiątki tysięcy osób.
W dniach od 3 do 7 sierpnia br. Europejska Pielgrzymka Młodzieży. Choć planowano ją na lato 2021 roku, pandemia wymusiła jej opóźnienie o rok. Organizatorem pielgrzymki jest Podkomisja ds. Młodzieży i Dzieci Konferencji Episkopatu Hiszpanii w połączeniu z Archidiecezją Santiago.
Przez cały tydzień tysiące młodych ludzi kończyło ostatnie etapy Droga do SantiagoZintensyfikowali też katechezę i życie sakramentalne. Na spotkanie z apostołem przybyły setki parafii, ruchów i instytucji religijnych. Oprócz Hiszpanii największe grupy pochodziły z Portugalii i Włoch. Dzięki współpracy 400 młodych galicyjskich wolontariuszy udało się zadbać o znacznie większą niż zwykle logistykę na jakubowym szlaku.
Refleksja nad powołaniem
PEJ22 miał do dyspozycji przestrzeń nazwaną "Portyk powołania", znajdującą się w Wyższym Seminarium Duchownym w Composteli, obok katedry. Miejsce to oferowało itinerarium głoszenia (kerygmatu), towarzyszenia, słuchania, dialogu i podstawowej orientacji zawodowej. Na tej trasie młodzi ludzie uczestniczyli w doświadczeniu podzielonym na trzy części: słuchanie, wyjaśnianie i personalizacja. Ta ostatnia propozycja składała się z pięciu obszarów powołaniowych: rodzina, wychowanie, działalność charytatywna, apostolstwo i misja, konsekracja.
Trasa obrała za punkt odniesienia Portyk Chwały, ponieważ ogłasza on wszystkim pielgrzymom PEJ22 dobrą nowinę: piękno życia jako powołania. W tym arcydziele sztuki średniowiecznej reprezentowane są różne siły w inicjacji do wiary i podróży chrześcijańskiej. I jak każda propozycja powołaniowa, każda musi dać odpowiedź, należy się misja.
Msza Święta na zakończenie
Kardynał Marto, specjalny delegat wysłany przez Papieża, przewodniczył w niedzielę rano, 7, Eucharystii kończącej pobyt na Monte del Gozo. Koncelebrowało pięćdziesięciu pięciu biskupów z Hiszpanii, Portugalii i Włoch oraz około 400 księży.
W homilii Marto podkreślił młodym, że "Jezus proponuje nowy sposób odnoszenia się do siebie nawzajem, oparty na logice miłości i służby. Jest to autentyczna rewolucja wobec ludzkich kryteriów egoizmu oraz ambicji władzy i dominacji: rewolucja braterstwa, która wychodzi od miłości braterskiej, by objąć kulturę wzajemnej troski, kulturę spotkania, która buduje mosty, burzy mury podziałów i skraca odległości między ludźmi, kulturami i narodami. Nasze spotkanie w Santiago jest tego pięknym przykładem.
Po odprawieniu Eucharystii arcybiskup Santiago, Julián Barrio, rozmawiał z mediami o wydarzeniach tych dni. W swoich słowach stwierdził, że "spotkał młodych ludzi, którzy się modlą (...), młodych ludzi, którzy myślą, którzy próbują rozeznać rzeczywistość, w której się znajdują; na którą musimy zawsze odpowiadać (...). Nie wiem, co mogą zrobić, ale z ich postawą i sposobem widzenia rzeczy nasze społeczeństwo może być lepsze".
Emmanuel LuyirikaCzytaj więcej : "Afryka odrzuca eutanazję. Skupia się na opiece paliatywnej".
"Zarówno w Afryce globalnie, jak i w poszczególnych krajach, eutanazja została okrągło odrzucona. Skupiamy się na tym, aby opieka paliatywna była dostępna dla ludności, a głównym wyzwaniem jest dostęp do podstawowych leków - powiedział ugandyjski lekarz Emmanuel B.K. Luyirika, dyrektor Afrykańskiego Stowarzyszenia Opieki Paliatywnej (APCA), który znalazł się w Fundacja Ramón Areces.
Francisco Otamendi-8 września 2022 r.-Czas czytania: 5minuty
Opioidy takie jak morfina "nie są wystarczająco dostępne", mówi Omnes dr Emmanuel Luyirika. "Nawet w krajach, które poczyniły największe postępy w opiece paliatywnej. Dostęp do leków pozostaje jednym z największych wyzwań w Afryce. Pracujemy nad zaangażowaniem rządów w tę sprawę.
"Wierzymy, że jeśli opieka paliatywna będzie dostępna, a potrzeby pacjenta zostaną zaspokojone, kwestia eutanazji nie pojawi się. W Afryce nie ma wielkiej debaty społecznej na ten temat [eutanazji]; może mała debata w RPA, ale nie poza nią - dodaje.
Dr. Emmanuel Luyirika wziął udział w sympozjum międzynarodowa konferencja "Globalna opieka paliatywna: wyzwania i oczekiwania", sponsorowana przez Światową Organizację Zdrowia (WHO), zorganizowana przez Fundację Ramóna Arecesa i Fundację Obserwatorium Global Palliative Care Atlantes, Instytutu Kultury i Społeczeństwa im. Uniwersytet Navarry, który został wyznaczony jako nowy ośrodek współpracujący z WHO w zakresie oceny globalnego rozwoju opieki paliatywnej.
W sympozjum uczestniczyli paneliści z WHO, Afrykańskiego Stowarzyszenia Opieki Paliatywnej i Międzynarodowego Stowarzyszenia Opieki Paliatywnej, a także M.D. Anderson Cancer Center (USA) i Hospicjum Buen Samaritano (Argentyna).
Podczas spotkania swoje referaty przedstawili: Raimundo Pérez-Hernández y Torra, dyrektor Fundacji Ramóna Arecesa; Marie-Charlotte Bouësseau, kierownik zespołu w Departamencie Zintegrowanych Usług Zdrowotnych Światowej Organizacji Zdrowia w siedzibie głównej (Genewa); Joaquim Julià Torras, wiceprezes Hiszpańskiego Towarzystwa Opieki Paliatywnej (SECPAL); oraz Paloma Grau, prorektor ds. badań i zrównoważonego rozwoju Uniwersytetu Nawarry.
Większe zapotrzebowanie na środki paliatywne
Zagadnienie to budzi coraz większy niepokój specjalistów, ponieważ - jak zaznaczono na sympozjum - liczba osób wymagających opieki paliatywnej jest prawie zostanie podwojona w 2060 r.: z 26 mln do 48 mln na całym świecie, jak to miało miejsce w przeszłości. raportowanie Omnes. Ze względu na rodzaj występujących chorób nawet połowa ludzi na świecie będzie potrzebowała pomocy w zakresie opieki paliatywnej w ciężkich i kończących życie stanach chorobowych.
Obecnie szacuje się, że spośród ponad 50 milionów osób potrzebujących opieki paliatywnej każdego roku 78 % żyje w krajach o niskich i średnich dochodach, a tylko 39 % krajów zgłasza powszechną dostępność opieki paliatywnej.
Wydarzenie to było kolejną okazją do promowania opieki paliatywnej, omówienia wyzwań, przed jakimi stoi ona na całym świecie, oraz potwierdzenia zaangażowania WHO w opiekę paliatywną, korzystając z publikacji raport'Assessing the development of palliative care worldwide: a set of actionable indicators", przygotowany wspólnie z Atlantes.
Na stronie Dr Emmanuel Luyirika odpowiada Omnes na temat opieki paliatywnej w Afryce.
Jak rozwija się opieka paliatywna w Afryce i które kraje przodują w tym rozwoju?
- Najbardziej zaawansowane kraje w rozwoju opieki paliatywnej w Afryce znajdują się głównie w Afryce Wschodniej i Południowej, w tym w RPA, Ugandzie, Malawi, Kenii i Zimbabwe. Kraje znajdujące się w ogonie tego rozwoju to kraje Afryki Środkowej, zwłaszcza francuskojęzyczne. Trzeba zrobić więcej, by włączyć ich w rozwój opieki paliatywnej. Jednak nawet w najbardziej rozwiniętych krajach wciąż pozostaje wiele do zrobienia.
Jakie są wyzwania dla krajów znajdujących się w końcowej fazie tego rozwoju?
- Głównym wyzwaniem jest dostęp do leków podstawowych dla opieki paliatywnej. To wyzwanie jest dwojakie. Z jednej strony są regulacje i ograniczenia w dostępie do tych leków, a z drugiej strony jest też brak środków na ich zakup. Innym poważnym wyzwaniem jest brak wyszkolonego personelu do sprawowania opieki paliatywnej. Podobnie brakuje narzędzi do zbierania danych o chorych paliatywnych. Oczywiście brak finansowania opieki paliatywnej jest jedną z głównych trudności, podobnie jak brak dyrektyw lub polityk, które by to uwzględniały.
Czy w tych krajach opieka paliatywna jest finansowana przez rząd, czy przez osoby i rodziny?
- W większości krajów istnieje część finansowana przez rząd. W Ugandzie, na przykład, rząd finansuje całą morfinę, której potrzebują pacjenci paliatywni, tak że poszczególne osoby nie muszą płacić z własnych pieniędzy za ten lek. Morfina może być dostępna w razie potrzeby, niezależnie od tego, czy jesteś w publicznej czy prywatnej placówce medycznej, bez żadnych kosztów, ale nie jest to możliwe w innych krajach.
W Botswanie rząd finansuje opiekę paliatywną zarówno w placówkach publicznych, jak i prywatnych. Rząd RPA zapewnia organizacjom charytatywnym środki na wdrożenie opieki paliatywnej. Kraje te przodują w tym względzie, wraz z Rwandą, która posiada narodowe zabezpieczenie zdrowotne zapewniające dostęp do opieki paliatywnej. Należy również podkreślić pracę Malawi, które podejmuje ogromne wysiłki i zajmuje dobre miejsce w najnowszych światowych rankingach.
Czy opiaty takie jak morfina są dostępne w Afryce?
- Nie są one dostatecznie dostępne. Nawet w krajach, które poczyniły największe postępy w opiece paliatywnej. Dostęp do leków pozostaje jednym z największych wyzwań w Afryce. Pracujemy nad zaangażowaniem rządu w tę sprawę. Jest to problem, który nie wynika z jednego czynnika. Na to składa się wiele czynników. Musimy uświadamiać polityków i ludzi, którzy projektują przepisy, uświadamiać ośrodki zdrowia, pacjentów... ale musimy też zdobyć pieniądze na stworzenie systemów podawania tych leków.
Jakie problemy ma chory wymagający opieki paliatywnej w Afryce?
- Pacjent, który wymaga opieki paliatywnej w Afryce, to chory na raka, ale może to być także pacjent z HIV, albo z chorobami tropikalnymi... albo może mieć niewydolność nerek lub serca z powodu infekcji lub jakiejś innej choroby. Mogą też być pacjenci z chorobami genetycznymi. Profil jest bardzo zróżnicowany.
Po Covid-19, jak widzi Pan przyszłość opieki paliatywnej w Afryce??
- Przyszłość opieki paliatywnej po Covid-19 musi opierać się na technologii, na możliwości dostępu do usług poprzez technologię. Telefon komórkowy był szeroko stosowany w Afryce i obecnie staje się platformą, za pomocą której pacjenci mogą kontaktować się z pracownikami służby zdrowia. Ważne jest także szkolenie personelu w zakresie opieki paliatywnej; ważne jest także kształcenie personelu oddziałów intensywnej terapii, by wiedział, kiedy skierować chorego do opieki paliatywnej. Przyszłość opieki paliatywnej leży również w zintegrowaniu opieki paliatywnej z systemem opieki zdrowotnej, a nie pozostawieniu jej w odizolowanych ośrodkach.
Czy są jakieś kraje afrykańskie, które zatwierdziły eutanazję?
- Nie, eutanazja została w Afryce stanowczo odrzucona. Zarówno w Afryce globalnie, jak i w poszczególnych krajach. Skupiamy się na tym, by opieka paliatywna była dostępna dla społeczeństwa: wierzymy, że jeśli opieka paliatywna będzie dostępna, a potrzeby chorego zostaną zaspokojone, nie pojawi się kwestia eutanazji. W Afryce nie ma wielkiej debaty społecznej na ten temat; może mała debata w Afryce Południowej, ale nie poza nią.
Na tym kończymy wywiad z dr Luyiriką. Inny panelista międzynarodowego sympozjum, Matías Najún, szef Służby Kompleksowej Opieki (Paliatywnej) w Szpitalu Uniwersyteckim Austral oraz współzałożyciel i obecny prezes Hospicjum Buen Samaritano (Argentyna), podkreślił, że "badania pokazują, że ubóstwo zmniejsza dostęp do opieki paliatywnej, która z kolei jest bardzo rzadkim towarem na całym świecie".
Jego zdaniem "w naszych systemach zdrowotnych, które są zaprojektowane dla ostrych lub skupione na specjalnościach, pacjenci paliatywni są unikani, ale jeśli są również biedni, stają się prawie niewidoczni" - ubolewał. W tych przypadkach, w których "złożoność życia jest o wiele większa niż choroba", wezwał do "bycia kreatywnym, aby je uwidocznić, zapewniając opiekę dostępną i dostosowaną do tych pacjentów", ponieważ "poza rzeczywistością społeczną, kiedy ktoś cierpi, wielkie ubóstwo nie jest tylko kwestią ekonomiczną; brak opieki, która godnie traktuje w tym momencie, jest również problemem" - podkreślił.
Nacjonalizm arabski i islamski: źródło konfliktu na Bliskim Wschodzie
Nie sposób mówić o Syrii, zwłaszcza w świetle tragicznych wydarzeń ostatnich lat, nie wspominając o ideologii stojącej za reżimem i Partią Baas, która sprawuje władzę w tym kraju od dziesięcioleci: nacjonalizmie arabskim. Ta szkoła myślenia ujrzała światło dzienne pod koniec XIX wieku, w tym samym czasie, co narodziny europejskiego nacjonalizmu (pod którego wpływem powstała).
W rzeczywistości aż do XIX wieku, tj. przed. Tanzimat (seria reform mających na celu "modernizację" Imperium Osmańskiego, także poprzez większą integrację obywateli niemuzułmańskich i nietureckich, ochronę ich praw poprzez stosowanie zasady równości wobec prawa), państwo osmańskie opierało się na podstawach religijnych, a nie etnicznych: sułtan był jednocześnie "księciem wiernych", a więc kalifem muzułmanów dowolnej narodowości (Arabów, Turków, Kurdów itp.), którzy byli uznawani za obywateli kraju. Sułtan był również "księciem wiernych", a więc kalifem imperium, którzy byli uważani za obywateli pierwszej kategorii, podczas gdy chrześcijanie różnych wyznań (greccy prawosławni, Ormianie, katolicy i inni) oraz Żydzi podlegali specjalnemu reżimowi - milletowi, który przewidywał, że każda niemuzułmańska wspólnota religijna była uznawana za "naród" w ramach imperium, ale ze statusem niższości prawnej (zgodnie z islamską zasadą dhimma).
Żydzi i chrześcijanie dyskryminowani
Chrześcijanie i Żydzi nie uczestniczyli więc w zarządzaniu miastem, płacili zwolnienie ze służby wojskowej poprzez podatek pogłówny (dżizya) i podatek gruntowy (charaj), a głową każdej wspólnoty był jej przywódca religijny. Biskupi i patriarchowie byli więc na przykład urzędnikami cywilnymi podlegającymi bezpośrednio sułtanowi.
Narodziny nacjonalizmu panarabskiego, czyli panarabizmu, przypadły więc na czasy Tanzimatu, właśnie między Syrią a Libanem, a wśród jego założycieli znaleźli się chrześcijanie: Negib Azoury, George Habib Antonius, George Habash i Michel Aflaq. Ideologia ta opierała się na potrzebie niepodległości wszystkich zjednoczonych ludów arabskich (jako czynnik jednoczący wskazano język) oraz nadania wszystkim religiom równej godności przed państwem. Była to więc forma nacjonalizmu świeckiego i etnicznego, a w tym bardzo podobna do nacjonalizmów europejskich.
Panarabizm a panislamizm
Arabski nacjonalizm (lub panarabizm) był natychmiast przeciwstawiony swojemu islamskiemu odpowiednikowi, panislamizmowi: również zrodzony w tym samym okresie, przez myślicieli takich jak Jamal al-Din Al-Afghani i Muhammad Abduh, proponował zamiast tego zjednoczenie wszystkich ludów islamskich (nie tylko Arabów) pod sztandarem wspólnej wiary. Islam zatem miał mieć wiodącą rolę, większą godność i pełne prawa obywatelskie, ze szkodą dla innych religii. Ruchy salafickie takie jak Bractwo Muzułmańskie, Al Kaida czy samo ISIS opierają się właśnie na tej ostatniej doktrynie i dążą do utworzenia państwa islamskiego, w którym jedynym prawem jest prawo muzułmańskie, szariat.
Panarabizm, skupiony wówczas na niepodległości każdego z państw, triumfował niemal wszędzie w świecie arabskim (z wyjątkiem monarchii absolutnych Zatoki Perskiej), ale od tego czasu, ze względu na korupcję ich przywódców i inne czynniki, zawsze był przeciwstawiany, nawet brutalnie, przez ruchy zrodzone z ideologii panislamistycznej, która, zwłaszcza w ciągu ostatnich 30 lat, coraz bardziej opanowywała świat arabsko-islamski, czego kulminacją były narodziny ISIS w 2014 roku.
Chrześcijanie w Syrii przed i po wojnie
Przed wojną domową Syria była 24-milionowym krajem, w którym chrześcijanie stanowili około 10-13% ludności (ponad połowa to greccy prawosławni, a reszta melkici, maronici, syryjczycy, ormiańscy katolicy, chaldejczycy itp. lub ormiańscy prawosławni i syryjscy prawosławni). Szczególnie Ormianie, zarówno w Syrii, jak i w Libanie, byli społecznością, która doświadczyła największego wzrostu, zwłaszcza po Ludobójstwie Ormian (przymusowe marsze, do których Turcy zmusili ludność ormiańską w Anatolii, zakończyły się w Deir ez-Zor, we wschodniej Syrii, gdzie dotarli nieliczni ocalali po tym, jak setki tysięcy Ormian zostało zmuszonych do ucieczki ze swoich domów), gdzie nieliczni ocalali dotarli po setkach kilometrów trudów i gdzie dla upamiętnienia 1,5 miliona ofiar tego samego ludobójstwa, których kości są rozrzucone po całej okolicy, wybudowano pomnik, zniszczony później przez ISIS w 2014 roku).
W kraju o islamskiej większości (71% sunnitów, reszta należąca do innych sekt, takich jak Druzowie i Alawici, odłam szyitów), chrześcijanie stanowili ogonek populacji, fundamentalny czynnik jedności narodowej (i było to wiadome nawet na poziomie reżimu baasistowskiego, do tego stopnia, że Assad chronił ich w szczególny sposób). W rzeczywistości byli oni rozsiani po całym kraju i, podobnie jak w Libanie, żyli obok siebie i w harmonii ze wszystkimi innymi społecznościami.
Dzieła chrześcijańskie
Misje i szkoły chrześcijańskie (zwłaszcza franciszkańskie) były i są obecne wszędzie, zapewniając pomoc, szkolenia i wsparcie dla wszystkich grup ludności, wszystkich grup etnicznych i wszystkich wyznań. Należy również zauważyć, że niektóre sanktuaria chrześcijańskie w tym kraju były i są nadal przedmiotem pielgrzymek i kultu zarówno przez ludność chrześcijańską, jak i muzułmańską.
W szczególności mówimy o klasztorach takich jak Mar Mousa (odrestaurowany i ponownie ufundowany przez ojca jezuitę Paolo Dall'Oglioktórego pozostałości zaginęły w czasie wojny), tej w Saidnaya (sanktuarium maryjne, którego powstanie datuje się na cesarza bizantyjskiego Justiana) oraz tej w Maaloula, jednej z niewielu wiosek na świecie, obok Saidnaya i kilku innych w tym samym rejonie na południe od Damaszku, gdzie wciąż mówi się formą języka aramejskiego. Wszystkie te miejsca zyskały w ostatnich latach złą sławę, ponieważ były oblegane i zdobywane przez islamskich partyzantów, którzy porwali, a następnie uwolnili prawosławne zakonnice z Saidnaya, zdewastowali wioskę Maaloula i jej cenne kościoły, zabijając wielu chrześcijan, i próbowali zniszczyć te właśnie ośrodki, które były bijącym sercem Syrii, ponieważ kochali je wszyscy Syryjczycy, niezależnie od wyznania.
Jednak chrześcijańskie wioski Saidnaya i Sadad (w prowincji Homs), oblegane odpowiednio przez grupy bliskie Al-Kaidzie i ISIS, swoim zaciekłym oporem wobec islamistów pomogły zapobiec wpadnięciu w ręce ISIS głównych ośrodków, takich jak Damaszek i Homs, także dzięki powstaniu chrześcijańskich milicji, które walczyły u boku regularnej armii, Rosjan, Irańczyków i libańskiego Hezbollahu.
Teraźniejszość
Obecna sytuacja jest jednak dramatyczna. Po 11 latach wojny struktura społeczna i gospodarcza kraju jest w rzeczywistości zniszczona, nie tylko z powodu sankcji amerykańskich, które nadal uniemożliwiają Syrii wyjście z konfliktu, sankcji, którym sprzeciwia się Watykan. Cierpienie spowodowane obecną sytuacją gospodarczą jest, jak donosi ONZ, być może bardziej przerażające niż to spowodowane długą wojną domową, w wyniku której zginęło około sześciuset tysięcy osób, prawie siedem milionów wewnętrznych przesiedleńców i kolejne około siedem milionów uchodźców w krajach sąsiednich.
Co więcej, fakt, że o Syrii już się nie mówi, ze względu na pojawienie się innych międzynarodowych sytuacji kryzysowych, takich jak kryzys libański, pandemia Covid-19 czy wojna na Ukrainie, powoduje, że milionom ludzi potrzebującym pomocy, w tym opieki zdrowotnej, pomagają niemal wyłącznie misje chrześcijańskie i powiązane z nimi organizacje pozarządowe.
Utrata jednostki
Tym, co czyni ten scenariusz jeszcze bardziej dramatycznym, jest rozpad jedności między poszczególnymi społecznościami, która była podtrzymywana, jak piszemyLudność chrześcijańska, która często pełniła rolę pośrednika między innymi składnikami populacji, znajduje się obecnie w sytuacji krytycznej, zarówno pod względem geograficznym (całe regiony są obecnie całkowicie pozbawione chrześcijan, jak np. Raqqah czy Deir ez-Zor), demograficznym, jak i ekonomicznym (sektory, w których dominowali chrześcijanie, znajdują się oczywiście w kryzysie ze względu na masową emigrację tej części społeczeństwa).
Jest zatem niezwykle ważne, abyśmy wszyscy pamiętali, że Kościół ma "dwa płuca", jedno na Zachodzie i jedno na Wschodzie (zgodnie z metaforą zaproponowaną sto lat temu przez Vjaceslava Ivanova, a później szeroko podjętą przez Jana Pawła II), aby przypomnieć nam raz jeszcze o naszej misji jako chrześcijan, przywołanej przez List do Diogneta: być "katolikami", nie myśleć małymi i tylko w naszym małym ogródku, ale założyć tę "cywilizację miłości", tak wytęsknioną przez Pawła VI, w ślad za monastycyzmem wschodnim i zachodnim, i być duszą świata.
AutorGerardo Ferrara
Pisarz, historyk i ekspert w dziedzinie historii, polityki i kultury Bliskiego Wschodu.
Przez najbliższe miesiące będziemy publikować cykl artykułów o wielkich dziełach literatury chrześcijańskiej. Dziś zaczynamy od klasyki Dantego, czyli Boskiej Komedii.
Gustavo Milano-6 września 2022 r.-Czas czytania: 12minuty
Mów wysoko o Boska Komediaz Dante Alighierimoże być już banałem. Trudno jest znaleźć listę, czy to obszerną, czy minimalną, z starsze klasyki Zachodowi, którzy nie mają zdecydowanie sugerują jej przeczytanie. Nie mogę być pod tym względem inny, bo rzeczywiście jest to arcydzieło z wielu punktów widzenia. Przejdźmy zatem do prezentacji.
Powszechnie wiadomo, że jest to długi poemat "a la średniowiecze", może trochę niestrawny, ale na pewno bardzo dobry (choć sam Pan nigdy go nie czytał, prawda?). Intencją tego artykułu jest wyjaśnienie kontekstu, w jakim został napisany i krótkie opowiedzenie czegoś z jego treści. Gdy odkryjesz, jak niesamowicie wartościowy jest ten wiersz, zobacz, czy wytrzymasz i nie zaczniesz czytać Divine Dantego tak szybko, jak to możliwe.
Kontekst historyczny
Jesteśmy osadzeni we Florencji, jednym z najbogatszych miast Europy, położonym między Rzymem a Mediolanem, w XIII-XIV wieku. Politycznie można wyróżnić trzy stronnictwa: białych gwelfów (gdzie nasz autor był bojownikiem), którzy bronili autonomii Florencji; czarnych gwelfów, którzy popierali polityczne aspiracje papieża, rządzącego wówczas tzw. państwami papieskimi, czyli krainą w pobliżu Florencji; oraz ghibellinów, zwolenników feudalizmu chronionego przez Świętego Cesarza Rzymskiego, mających siedzibę w dzisiejszych Niemczech.
Kilkakrotnie w poemacie Dante grupuje obie frakcje guelfów w jedną stronę i wymienia po prostu Guelfów i Ghibellinów, czyli pro-włoskich i pro-niemieckich, choć te określenia są anachroniczne, bo w tamtym wieku nie było takich państw, jakie znamy dzisiaj.
Dante
Następnie jest osoba autora. Urodzony w 1265 roku w rodzinie kupieckiej, w wieku dziewięciu lat po raz pierwszy zobaczył dziewczynkę, Beatrycze (w języku, Beatrice), a spotkanie to wywarło na nim głęboki wpływ. Według Luki Brajnovica "tę postać [Beatrycze] można prawie na pewno utożsamić z Bice, córką Folco Portinari, zamężną z Simone de Bardi, która zmarła w 1290 roku", zatem w wieku 25 lat, gdyż była w tym samym wieku co Dante.
Wydaje się, że ta przedwczesna śmierć ukochanej stała się impulsem do rozpoczęcia literackiego życia Dantego Alighieri, gdyż kilka lat później (1295) opublikuje on Nowe życieswoją pierwszą książkę. Jednak w przeciwieństwie do wymyślnych muz, które inspirowały greckich poetów, to, co Dante dla niej pielęgnuje, wykracza daleko poza zwykłą poetycką iluminację. Posunął się tak daleko, że obiecał powiedzieć o Beatrycze "to, czego nigdy nie powiedziano o żadnej kobiecie", taki był urok i cześć, jaką jej oddawał. I nie będzie mógł o niej zapomnieć do końca życia, bo spełni swoją obietnicę właśnie w Boska Komediaukończony w 1321 roku, czyli w tym samym roku, w którym zmarł.
Nasz autor kochał Beatrycze w sposób wyidealizowany i platoniczny, tak że ta namiętność nie przeszkodziła mu w poślubieniu Gemmy di Manetto, kobiety z mieszczańskiej arystokracji z domu Donati (z czarnych Guelphów) w 1283 roku, kiedy Beatrycze jeszcze żyła. Mieli czworo dzieci: Jacopo, Pietro, Antonię (późniejszą zakonnicę, o znaczącym imieniu Beatrice) i Giovanniego. Ale narzuca się tu jedno pytanie: dlaczego Dante nie poślubił Beatrycze, skoro kochał ją od dziewiątego roku życia? Z jednej strony, kiedy czytasz Boska KomediaZauważasz Beatrycze, która poprawia Dantego, stawia mu wymagania, strofuje go, ledwo się do niego uśmiecha, być może wskazując, że nie odwzajemnił jej ówczesnej miłości.
Z drugiej strony możliwe jest, że nawet gdyby chcieli zawrzeć małżeństwo, nie mogliby tego zrobić, biorąc pod uwagę, że w tamtym czasie i w tamtej miejscowości nierzadko zdarzało się, że małżonka wybierali rodzice, a nie on sam (zarówno w przypadku kobiet, jak i mężczyzn). Być może w wieku osiemnastu lat Dante nie miał już nadziei na poślubienie Beatrycze, więc zgodził się poślubić Gemmę.
Małżeństwo
Warto tu zrobić małą dygresję - rzadką w tekstach tego typu - czy małżeństwo Dantego z Gemmą było czymś fałszywym i udawanym, skoro nie kochał jej, lecz Beatrycze? Wróćmy do początku poprzedniego akapitu. Beatrycze była prawdziwa, ale niewątpliwie została wyidealizowana, jak to dobrzy poeci umieją robić ze swoimi muzami. Pamiętajmy, że Dante zaczyna komponować Boska Komedia w wieku 39 lat (1304), ponad dwie dekady po tym, jak po raz ostatni spotkał Beatrycze (1283). A teraz powiedz mi, jakie masz wspomnienia związane z czymś silnym, co przeżyłeś 21 lat temu, a także 30 lat temu (Dante spotkał Beatrycze po raz pierwszy w 1274 roku)? Cóż, z pewnością masz wiele wspomnień z tym związanych (jeśli jesteś wystarczająco stary), ale musisz uznać, że cały ten czas stopniowo zmienia prawdziwe wrażenia i czyni je coraz bardziej subiektywnymi i afektywnymi, a nie bezstronnymi i beznamiętnymi.
Co więcej, Dante i Beatrice nigdy nie byli ukochanymi ani nic w tym rodzaju. Można więc przypuszczać, że wiele z miłości, jaką żywił do swojej żony Gemmy, mogło zostać poetycko przekierowane na postać Beatrycze, aby scentralizować wszystko w jednej kobiecej postaci. Wydaje mi się niemożliwe stwierdzenie, że trwające całe życie wierne małżeństwo z czwórką dzieci nie mogło być utrzymane z powodu prawdziwej miłości. Tak się składa, że często prawdziwa i, że tak powiem, "zrealizowana" miłość najwyraźniej mniej cieszy się emocjonalną atrakcyjnością epickiego poematu. W tym sensie Gemma mogła być dla Dantego drugą "beatyfikacją", prawdziwym źródłem inspiracji dla tego, co opowiedział w Boska Komedia.
Exile
Jeśli szok związany z przedwczesną śmiercią tej pięknej damy mógł spowodować, że zakochał się w niej retroaktywnie w swojej pamięci, to nie był to jedyny czynnik, który zadecydował o wyborze jej jako kluczowej postaci w tej epopei o życiu pozagrobowym. Wiemy, że w 1302 roku Dante musiał udać się na wygnanie z Florencji. Pojechał do Rzymu jako ambasador swojego miasta, a gdy go nie było, Czarni Guelfowie przejęli władzę i nie pozwolili mu wrócić.
Najpierw udał się do Werony, położonej dalej na północ na półwyspie włoskim, potem do różnych pobliskich miast, aż w końcu trafił do Rawenny, gdzie zmarł. Początek pisania Boska KomediaW 1304 roku był już na wygnaniu poza Florencją. Serce pękało mu z powodu niemożności powrotu do ukochanej ojczyzny, podobnie jak z powodu wczesnej śmierci Beatrycze.
Dante ma szlachetne i nostalgiczne serce: kocha, ale to, co kocha, jest mu zawsze definitywnie odebrane; kocha i pozostaje wierny tej miłości bez względu na wszystko. W tym sensie miasto Florencja jest dla niego jak nowa inspirująca muza, trzecia "Beatrycze", z dala od której czerpie natchnienie do stworzenia być może najbardziej wzniosłego dzieła literatury zachodniej. Dlatego w książce tak ściśle łączy się jego miłość patriotyczna (do Florencji), ludzka (do Beatrycze) i boska (do Boga).
W końcu dotarliśmy do omawianej książki. Przepraszam za długi wstęp; po prostu czułem, że jest to konieczne. Dlaczego więc "boskie" i dlaczego "komediowe"? Dante zatytułował ją po prostu "Komedia", nie dlatego, że czytana miałaby wywoływać śmiech, ale dlatego, że w przeciwieństwie do tragedii, narracyjna podróż odbywała się z piekła do raju, czyli kończyła się dobrze, miała szczęśliwe zakończenie.
Można odnieść wrażenie, że cały długi poemat wyczerpał kreatywność Dantego i nie zostało mu nic na tytuł utworu, więc umieścił tylko to. Ale Giovanni Boccaccio (1313-1375), komentując dzieło w kościele Santo Stefano di Badia we Florencji, z jakiegoś powodu nazwał je "boskim" i tak pozostało dla potomnych. To takie proste: "Boska Komedia".
Części składowe pracy
Po okładce przejdźmy do sedna sprawy. Księga podzielona jest na trzy kantyki zwane piekłem, czyśćcem i rajem, czyli novissimos, zgodnie z nauką Kościoła. Pierwszy ma 34 kantyki (1 wstęp i 33 kantyki ciała), a dwa pozostałe po 33, co daje łącznie 100 kantyków. Symbolika liczb wskazuje na związek z Trójcą Świętą: jeden Bóg i trzy osoby boskie. Literacko jest on zaliczany do tradycji tzw. Dolce stil nuovo (Sweet New Style), z akcentami na szczerość, intymność, szlachetność i miłość dworską. Jak wyjaśnił w De vulgari eloquentia (1305), Dante widział również w języku wulgarnym (czyli czymś w rodzaju tego, co dziś nazywamy "włoskim") "narzędzie do tworzenia kultury i wytwarzania piękna, a nie tylko do wykorzystania w wymianie handlowej". Dlatego wolał napisać swój poemat w języku, którym się posługiwał: mieszanina włoskiego i łaciny, w skrócie.
Jeśli w tym wyborze można dostrzec pewien pragmatyzm, to jego przeciwieństwo można dostrzec w tematyce utworów. Znajdziemy tu wątki literackie, polityczne, naukowe, kościelne, filozoficzne, teologiczne, duchowe i miłosne. Ponieważ znajdujemy się w stuleciu następującym po rozpoczęciu działalności pierwszych europejskich uniwersytetów, których celem było osiągnięcie głębokiej jedności i powszechności wiedzy (stąd słowo "..."), znajdujemy w utworach następujące wątki.universitas" (z łaciny), stara się objąć wszystko w swojej twórczości. Wybiegając w przyszłość na kolejne dwa stulecia, posłuży jako przygotowanie do humanizm i renesansu, których centrum znajdowało się na samym półwyspie włoskim.
Wiersz
Kiedy zaczynasz go czytać, zauważasz, że wszystkie linie są mniej więcej tej samej wielkości. Są endecabylabiczne, co oznacza, że mają jedenaście poetyckich sylab, gdy ostatnia sylaba jest nieakcentowana (gdy jest, wiersz ma tylko dziesięć sylab, aby zachować muzykalność wersu; jeśli przeczytasz go na głos półśpiewem, zauważysz to). Z kolei strofy są połączone w sposób, który został nazwany tercyna dantejskaInnymi słowy, koniec pierwszego wersu rymuje się z końcem trzeciego, a drugi rymuje się z czwartym i szóstym, a piąty z siódmym i dziewiątym... no, trochę trudno to wytłumaczyć bez rysunku, ale schemat jest taki: ABA BCB CDC i tak dalej.
Jeśli chcesz zrozumieć to szczegółowo to o wiele łatwiej jest poszukać tego w internecie. Będziesz jeszcze bardziej zdumiony pomysłowością, jakiej wymaga rygorystyczne przestrzeganie tego zarysu dla ponad 14 000 wersetów, które składają się na Boska Komedia.
Dość o formie, przejdźmy teraz do treści. Dantejska podróż przez "inny świat" trwa tydzień (od 7 do 13 kwietnia 1300 roku) i odbywa się w pierwszej osobie. Ten rys biograficzny zauważalny jest już w pierwszym wersie: "Nel mezzo del camin di nostra vita"W połowie naszej życiowej drogi"), czyli wyrusza w drogę, gdy ma 35 lat. Na początku znajduje się w ślepym zaułku, otoczony przez trzy bestie i zostaje uratowany przez Wergiliusza, swojego ulubionego poetę, który proponuje mu, że poprowadzi go przez sfery poza grobem.
Piekło
Zaczynają się od piekła, na którego nadprożu zaleca się: "Lasciate ogni speranza o voi ch'entrate"(Porzućcie wszelką nadzieję, wy, którzy wchodzicie). To nie jest miejsce, w którym można mieć nadzieję na cokolwiek dobrego, ale głęboka przepaść sięgająca do środka ziemi, gdzie uwięziony jest sam Lucyfer. Przepaść ta powstała wraz z upadkiem Lucyfera z nieba, tak ogromnym, że stworzył on wielką dziurę, pustkę, nicość, jakby nawiązując do samego zła, które nie jest tworem Boga, nie ma istoty, jest tylko pozbawieniem dobra, tak jak zimno nie jest niczym innym jak pozbawieniem ciepła, albo jak ciemność nie jest niczym innym jak pozbawieniem światła. W rzeczywistości Lucyfer jest tam w ciemnym i zamrożonym miejscu (tak, w środku lodu, nawet jeśli ogień był w innych częściach piekła). Wybrał bycie niczym, zamiast być wiernym Dobru i za to niewypowiedzianie cierpi, on i ci, którzy za nim poszli, aniołowie i ludzie.
Całe piekło, a także czyściec i raj, są uporządkowane według stref, jak to nakazywała modna mentalność scholastyczna (wystarczy spojrzeć na indeks Summy Theologica św. Tomasza z Akwinu, aby zorientować się, do jakich skrajności może posunąć się cnota porządku). Piekło ma kształt lejka i dzieli się na dziewięć kręgów, każdy niższy i niższy, aż do osiągnięcia Lucyfera, podzielonego przez grupy grzeszników według poziomów ciężkości grzechu.
Grzechy
Najniższy poziom to zdrada, najcięższy grzech według autora, dlatego w ustach Lucyfera są Judasz Iskariota (ten, który zdradził Jezusa), Brutus i Kasjusz (ci, którzy zdradzili Juliusza Cezara). W canto XIV, wers 51, skazany mówi: "Qual io fui vivo, tal son morto"Jak żyłem, tak jestem umarły"), tzn. że potępieniec po śmierci pozostaje taki sam, a więc kary piekielne są bezpośrednio związane z jego grzechami na ziemi. Konsekwencje wskazują na ich przyczyny.
Na przykład ci, którzy na ziemi byli niewolnikami swojego żołądka (gourmands), teraz znajdują się nieustannie z ustami w brudnym bagnie. Znajdziecie tam polityków, kościelnych (nawet papieży), szlachtę, kupców, ludzi wszelkiej maści. Pośród tego Dante jest bardzo strapiony i pyta Wergiliusza, czego nie rozumie. W piekle czuje się ciężki, cierpi z powodu cierpienia innych. Chce się stamtąd wydostać.
Czyściec
Po dotarciu do Lucyfera dwójka przechodzi przez przejście i wychodzi na drugą stronę kuli ziemskiej (tak, wiedzieli, że ziemia jest kulista, nawet jeśli nadal myśleli, że jest centrum wszechświata), a tam widzą górę czyśćca. Straszny upadek Lucyfera po drugiej stronie planety spowodował przemieszczenie masy lądowej, tworząc, po przeciwnej stronie, góry. W Biblii góra jest miejscem dialogu z Bogiem, modlitwy, dostępnej dla ludzkich możliwości, choć wymagającej wysiłku i powodującej zmęczenie. Są tacy, którzy cierpią słodko-gorzko, oczyszczając się ze swoich niedoskonałości, czekając na niebo prędzej czy później, już z nadzieją. Siedem tarasów dzieli czyściec, zgodnie z siedmioma grzechami śmiertelnymi, ale teraz kolejność jest odwrócona: na szczycie góry znajdują się najcięższe grzechy, które są najdalej od nieba.
W przeciwieństwie do piekła i raju, w czyśćcu nie ma aniołów, a jedynie ludzie. Ślady pozostawione na tych ludziach przez ich grzechy są wypisane na ich czołach, nie mogą być już przed nikim ukryte i są stopniowo wymazywane w miarę postępów w oczyszczaniu.
Sky
Na szczycie góry docierają do ziemskiego raju, w którym byli Adam i Ewa i z którego Dante wchodzi do raju niebieskiego. I tam Wergiliuszowi uniemożliwia się dalsze prowadzenie Dantego. Jako poeta pogański nie nadaje się do wstąpienia do nieba, po prostu nie może. Jednak w tym momencie podróży jego uczeń jest już wystarczająco skruszony i uleczony, by przekroczyć próg raju.
W canto XXX Czyśćca Dante widzi kobietę ukoronowaną gałązkami oliwnymi i ubraną w kolory trzech cnót teologicznych: wiary (biały welon zakrywający twarz), nadziei (zielony płaszcz) i miłości (czerwona suknia). Dante nie odróżnia jej na pierwszy rzut oka, a kiedy idzie zapytać Wergiliusza, kim jest ta dama, uświadamia sobie, że Wergiliusz zniknął, nie ma jej już z nim. Dante płacze, tymczasem przychodzi do niego Beatrycze, wzywa go po imieniu i robi mu wyrzuty, że do tej pory żył źle. Jest to jego ostatnie nawrócenie, dopóki nie wkroczy do królestwa sprawiedliwych.
Ramię w ramię z Beatrycze, której imię oznacza "tę, która czyni błogosławionym, szczęśliwym", nasz bohater wkracza do raju. Teraz podróż nie będzie już odbywała się krokami, ze zmęczeniem. Naturalna natura człowieka nie wystarcza i musi on zwrócić się do sił nadprzyrodzonych, do boskiej siły, aby móc przelecieć przez dziewięć pozostałych sfer niebieskich i osiągnąć kontemplację Boga. Tam już nie cierpi z powodu tego, co widzi, słyszy i czuje. Wszystko jest radością, miłosierdziem, braterstwem. Błogosławieni dobrze przyjmują Dantego i jego przewodnika, są serdeczni, lekcy, szybcy w ruchach.
Święci
W pewnym momencie spotykają świętego Tomasza z Akwinu, który będąc dominikaninem wychwala świętego Franciszka z Asyżu przed franciszkaninem Bonawenturą z Bagnoregio, który z kolei natychmiast odwdzięcza się wychwalając świętego Dominika z Guzman przed dominikaninem z Akwinu. Wśród innych świętych Dante odnajduje w raju swojego pradziadka Cacciaguida, który zginął w Ziemi Świętej w 1147 roku podczas bitwy krucjatowej. W canto XXIV Beatrycze zaprasza św. Piotra do zbadania wiary Dantego. Używając rygorystycznego rozumowania i scholastycznych rozróżnień, nasz "turysta zza grobu" mówi, że wiara jest zasadą, na której spoczywa nadzieja w życie przyszłe i przesłanką, od której musimy zacząć wyjaśniać to, czego nie widzimy. Książę apostołów aprobuje go wylewnie i ruszają dalej. Następnie będzie badany w nadziei przez Jakuba Większego, a w miłości przez św. Jana.
Żegnaj
Po przejściu przez dziewięć sfer niebieskich, Dante musi zmierzyć się z kolejnym pożegnaniem. Beatrycze nie może go już prowadzić w empyrean, gdzie właściwie znajduje się róża błogosławionych, najwyższy amfiteatr, gdzie jest Najświętsza Maryja Panna i najwyżsi święci.
W canto XXXI Raju św. Bernard z Clairvaux podejmuje ostatnie wskazówki Dantego, już u bram kontemplacji Wiecznego. To właśnie w ostatnim canto dzieła, canto XXXIII, czytamy: "...".Vergine Maria, figlia del tuo figlio"Dziewica Maryja, córka Twojego Syna"), i w ten sposób rozpoczyna się jedna z najpiękniejszych pochwał Matki Bożej. Patrząc bezpośrednio w boskie światło, znajduje w nim wszystko, na co miał nadzieję, wszystko, co go zadowala. W tym świetle wyróżnia zarysy ludzkiej postaci, a nie znajduje słów, by opisać Boga. Może jedynie powiedzieć, że teraz jego wolę porusza "...".l'amore che move il sole e l'altre stelle"miłość, która porusza słońce i inne gwiazdy").
Kontemplacja
Na tym kończymy Boska KomediaZ niewysłowioną kontemplacją boskiej istoty w postaci światła. Przez sztukę i rozum, reprezentowane przez Wergiliusza, Dante uświadomił sobie swoje błędy; przez miłość ludzką, reprezentowaną przez Beatrycze, przygotował się do przebywania w bezpośredniej obecności Boga; a przez przyjaźń ze świętymi, reprezentowaną przez św. Bernarda z Clairvaux, mógł osiągnąć nieskończone błogosławieństwo. W piekle wiara Dantego zostaje potwierdzona, gdyż widzi on prawdziwość tak wielu rzeczy, w które wierzył; w czyśćcu dzieli nadzieję mieszkańców na niebo; wreszcie w raju może z miłością zjednoczyć się ze Stwórcą i jego świętymi stworzeniami. Podczas przejścia przez piekło i czyściec inne istoty oddziaływały na niego wewnętrznie tylko poprzez zmysły, bo tak naprawdę nie obcował z otoczeniem. Ale gdy już znajdzie się w raju, napotkani aniołowie i ludzie są gotowi mu pomóc, więc Dante otwiera się i przyjmuje te dary. Każdy wygrywa, bo istnieje niewyczerpane źródło dobra, którym jest samo Dobro.
Dante w cudowny sposób potrafił uchwycić i przekazać to, co prawdziwe, piękne i dobre w rzeczywistości, pomimo wszystkich trudności, jakie napotykał w swoim życiu. Wczesna śmierć Beatrycze i definitywne wygnanie z Florencji mogły odcisnąć na jego charakterze tragiczny rys. Jednak dzięki sile swojej wiary nauczył się, że to, co tragiczne w życiu - gdy jest - to tylko pierwszy rozdział. Przed nami jeszcze kolejne rozdziały. Nie rozpaczaj. Czekajcie, podążajcie cierpliwie ścieżką piękna, obejmujcie swoje prawdziwe miłości. Otrzymasz pomoc, będziesz musiał wiele razy pokutować, ale dzięki łasce Bożej wkrótce dojdziesz tam, gdzie doprowadziły cię twoje własne czyny.
Alfonso de la Llama jest biologiem o dwóch profesjach. Z jednej strony przez lata uczył nastolatków biologii i religii. Jest również ekologiem zajmującym się zwalczaniem szkodników i gatunków inwazyjnych. Nigdy nie poświęcił się pisaniu, ale po ukończeniu 60 lat poczuł potrzebę przybliżenia postaci Jezusa Chrystusa tym, którzy Go nie znają. Zaskoczeniem było to, że Planeta wydała jego książkę o Ewangelii św. Mateusza pod jednym ze swoich imprintów, Universo de letras.
Jak sądzisz, co takiego jest w tej książce, że tak ważne wydawnictwo zdecydowało się ją wydać? Z jakiej perspektywy ją pisałeś?
Ewangelia oświetliła myśl, sztukę i obyczaje Zachodu, przynosząc społeczeństwu w ciągu wieków równość i wolność. Wydawnictwo o tym wie. Uważać, że nie jest modne, to tak jakby powiedzieć, że mądrość nikogo już nie interesuje.
Mówisz w książce, że przez długi czas czytałeś Pismo Święte powierzchownie. Co sprawiło, że uświadomiłeś sobie, że tak jest? Czy to twoje przebudzenie ma coś wspólnego z tym, co próbujesz przekazać czytelnikom?
Ryzykujemy, że będziemy czytać Ewangelię tak, jakby to była historia, którą już znamy. Stopniowo uświadamiasz sobie, że tak nie jest. Św. Josemaría uczy, jak ważne jest uczestniczenie w różnych scenach. Każdy może je przeżywać i medytować na nowo, na swój sposób, tak jak mu Bóg wskazuje.
Jak według Ciebie wygląda formacja biblijna hiszpańskich wierzących? Mam na myśli tych praktykujących.
Bardzo wykształceni ludzie zagłębili się pogodnie w biblię, znają ją dogłębnie. Innych, zdecydowaną większość z nas, można określić jako osoby, które uczą się języka, żeby sobie poradzić, nie mając zamiaru się go uczyć; czytamy ulotki, gdy zaczynają się problemy, gdy już czujemy się źle.
Co polecasz do dalszego kształcenia w zakresie zagadnień biblijnych?
Skłonność do bycia dobrze wykształconym jest oznaką mądrości. Stary Testament jest pełen wspaniałych historii, przypowieści Jezusa, opowiadanych z głębokiego zrozumienia ludzkiej natury. Nikt tak jak On nie wie, czego my mężczyźni potrzebujemy w każdej chwili, On chce być z nami w intymności, być pytany. Mędrcy i święci na przestrzeni wieków w godny podziwu sposób kontemplowali czytania Mszy św. Medytacja nad nimi każdego dnia może być dobrym początkiem. Rzadko jest postrzegany jako coś ekscytującego, wzbogacającego, naprawdę szkoda.
Czy mógłbyś podać konkretny przykład, aby zrozumieć, dlaczego jest zainteresowany dalszym szkoleniem?
Oto przykład. Rozważmy miejsce krwotoku. Społeczeństwo żydowskie było w niektórych kwestiach bardzo wymagające: wykluczało trędowatych, dyskryminowało grzeszników, izolowało tych, których uważało za nieczystych. Wielu faryzeuszy udawało, że są doskonali, ukrywali swoje grzechy. Jak ten słynny, który w wywiadzie powiedział, że jego największą winą było to, że był zbyt hojny.
Sytuacji z hemoroidami nie da się ukryć. Cierpi na chorobę, która ją zawstydza i izoluje od innych, pochodzącą prawdopodobnie z komplikacji podczas porodu. Nie ma podpasek ani pieluch. Za każdym razem, gdy wstaje z fotela, jej upływ krwi jest widoczny dla wszystkich, bez możliwości ukrycia go. Kiedy pieści swoje małe dziecko, jest ono skażone. Dzieci są okrutne i szydercze, nie chcą się z nim bawić. Faryzeusze raz po raz przypominają jej mężowi, że nie wolno im utrzymywać stosunków. Biedna kobieta, od dwunastu lat nie wolno jej wejść do synagogi. Ona jest prawie śmierdząca.
Zdezorientowana w tłumie, popycha wszystkich, aż osiągnie swój cel. W tym transie otrzymała wiele kar i myśli: "Pieprzyć ich! Czuje wielki szacunek dla Chrystusa, więc przekonana, że czyni on nieczystym wszystko, czego się dotknie, ośmiela się jedynie przeczesać brzeg jego płaszcza. Ten najmniejszy dotyk uzdrawia go z jego zła. Wbrew temu, co sądzą faryzeusze, nikt nie może kalać Boga. Resztę historii już znamy.
Teraz wyobraź sobie, co to znaczy dla chrześcijanina przyjąć komunię z taką wiarą.
Twoja książka przybliża Ewangelię do codziennego życia ludzi. Czy te historie mają coś do powiedzenia człowiekowi XXI wieku?
Przesłanie ewangelii nigdy nie wyjdzie z mody, język społeczeństwa zmienia się nieustannie na przestrzeni lat. Została ona opublikowana dopiero kilka miesięcy temu, więc jest zbyt wcześnie, aby dokonać obszernej oceny. Starałem się unikać wszelkich technikaliów i pedanterii. Jest napisana dla prostych ludzi w różnym wieku, ojców i matek rodzin ze wszystkich środowisk. Częstym komentarzem było: przykłady są niezwykle aktualne, czyta się gładko i przyjemnie!
Czy są takie aspekty Ewangelii, które można lepiej zrozumieć poprzez prostą refleksję?
W jednej ze scen zachęca się do sprzedania tego, co się ma, aby kupić pole, które kryje skarb. Można by się zastanowić, w którym banku następuje wymiana ziemskiej waluty na niebiańską? Czy to, co mam, wystarczy, by to kupić? Jaki to wiąże się z wysiłkiem i czy będzie warto?
W rzeczywistości chodzi o skierowanie wszystkiego, co robimy, ku wspaniałemu celowi, który oferuje nam Bóg, każdy według swoich okoliczności. Nie można go interpretować dosłownie.
Wygnany dziennikarz widzi w tym kolejny krok Ortegi w represjonowaniu Kościoła.
AhTeraz możesz skorzystać z rabatu 20% na prenumeratę Raporty Rzymskie Premiummiędzynarodowa agencja informacyjna specjalizująca się w działalności papieża i Watykanu.
Nie było o tym wiele w prasie międzynarodowej, ale ten szczegół dotyczący złożenia przez papieża niespodziewanej wizyty w ośrodku dla narkomanów odbił się echem w kanadyjskich mediach.
Jak Omnes zgłosił Franciszek miał jasne kanadyjskie przesłanie. "W obliczu ideologii, które zagrażają narodom, próbując wymazać ich historię i tradycje, Kościół staje przed wyzwaniem i nie chce powtarzać błędów. Jej misją w świecie jest głoszenie Ewangelii i budowanie jednostka szanowanie i docenianie różnorodność każdego człowieka i każdej osoby. Dla tej misji kluczowym sparowaniem jest związek między starsi y młodzi ludziedialog między pamięć y przepowiednia które mogą zbudować bardziej braterski i zjednoczony świat". Te słowa wypowiedział papież Franciszek podczas przesłuchania Auli Pawła VI w dniu 3 sierpnia.
W ciągłości z tym przesłaniem Franciszek zawsze prosi, aby nie bać się czułości (homilia z 19 marca 2013 r. na początku swojej posługi Piotrowej).
Aż łzy napłynęły mi do oczu, gdy przeczytałem w "Omnesie" o. santiagueña Pani Margarita. Cóż może być lepszego niż poniższa koda, z papieskiej podróży w dniach 24-29 lipca.
Spotkanie z narkomanami
"W domu dla narkomanów w Quebecu" - brzmiał tytuł Le Devoir30 lipca gazeta Montréal poinformowała o tajnej wizycie Franciszka w domu dla narkomanów w dzielnicy Beauport (Quebec City), po mszy 28 lipca w bazylice Sainte Anne.
73-letni redemptorysta André Morency, członek tego samego zgromadzenia odpowiedzialnego za bazylikę, założył 30 lat temu Fraternité Saint-Alphonse, aby opiekować się narkomanami.
Około sześćdziesięciu osób mogło z dala od kamer przywitać się z Ojcem Świętym. Ojciec Morency był w siódmym niebie. Oprócz ikony Madonny z Dzieciątkiem, papież podarował mu przy wyjściu kopertę zawierającą dwadzieścia tysięcy dolarów kanadyjskich.
Morency nazywa tych, którzy przychodzą do jej bractwa "bezimiennymi", ludźmi dręczonymi przez swoje demony, zranionymi przez przeszłość i często opuszczonymi, rozbitymi. "Prawie zawsze znali odrzucenie i obojętność. Zawsze byli wyśmiewani z taką postawą".
Papież spędził z nimi dwadzieścia minut. Morency opowiada, że kiedy papież wysiadł z samochodu, miał ogromny uśmiech i rozpromienioną twarz. "Podczas oficjalnych uroczystości nieraz zastawałem go patrzącego w dół. Kiedy tu przyjechał, było zupełnie odwrotnie: żartował z nami, miał światło w oczach".
"Wciąż mam dreszcze. "Niewiarygodne!" komentują dwie osoby spośród tych, które witały Franciszka. "Wizyta papieska", relacjonuje. Le Devoirpozwoliła im poczuć, pour une rare fois, uwzględnione".
Miesięczne wideo papieża: dla małych i średnich przedsiębiorstw
Papież Franciszek zaprasza nas do modlitwy w comiesięcznym wideo za małych i średnich przedsiębiorców, ciężko doświadczonych przez kryzys gospodarczy i społeczny.
Video Papieża to oficjalna inicjatywa mająca na celu rozpowszechnianie comiesięcznych intencji modlitewnych Ojca Świętego. Jest on opracowany przez Papieską Światową Sieć Modlitwy. Od 2016 roku The Pope's Video ma ponad 179 milionów wyświetleń na wszystkich watykańskich portalach społecznościowych, jest tłumaczone na ponad 23 języki i ma zasięg prasowy w 114 krajach. Projekt jest wspierany przez. Media Watykańskie.
Na stronie Światowa sieć modlitewna papieża jest Papieskim Dziełem, którego misją jest mobilizacja katolików poprzez modlitwę i działanie w obliczu wyzwań stojących przed ludzkością i misją Kościoła. Wyzwania te przedstawione są w formie intencji modlitewnych powierzonych przez papieża całemu Kościołowi. Powstał w 1844 roku jako Apostolstwo Modlitwy. Jest obecny w 89 krajach i tworzy go ponad 22 miliony katolików. Obejmuje ona swoją gałąź młodzieżową, EYM - Eucharystyczny Ruch Młodych. W grudniu 2020 roku papież ukonstytuował to pontyfikalne dzieło jako fundację watykańską i zatwierdził jego nowy statut.
W treści filmiku papieża czytamy:
W wyniku pandemii i wojen świat stoi przed poważnym kryzysem społeczno-gospodarczym. Nawet jeszcze nie zdaliśmy sobie z tego sprawy! A wśród wielkich przegranych są mali i średni przedsiębiorcy. Tych w sklepach, warsztatach, sprzątaniu, transporcie i tylu innych. Tych, którzy nie figurują na listach najbogatszych i najpotężniejszych, a mimo trudności tworzą miejsca pracy, zachowując przy tym społeczną odpowiedzialność. Ci, którzy inwestują w dobro wspólne, zamiast ukrywać swoje pieniądze w rajach podatkowych. Wszyscy oni poświęcają ogromne zdolności twórcze na zmienianie rzeczy od dołu, skąd zawsze pochodzi najlepsza kreatywność. I z odwagą, wysiłkiem i poświęceniem inwestują w życie, generując dobrobyt, możliwości i pracę. Módlmy się, aby mali i średni przedsiębiorcy, ciężko doświadczeni przez kryzys gospodarczy i społeczny, znaleźli środki niezbędne do kontynuowania swojej działalności w służbie społeczności, w których żyją.
Podkomisja Episkopatu ds. dziedzictwa kulturowego Konferencji Episkopatu Hiszpanii organizuje co roku w czerwcu dni dziedzictwa. Są one skierowane do delegatów diecezjalnych, kwestorów, dyrektorów muzeów, innymi słowy - zarządców dziedzictwa kościelnego. Rozmawialiśmy z jednym z organizatorów spotkania, Pablo Delclaux, który jest także sekretarzem technicznym podkomisji Episkopatu ds. dziedzictwa EWG.
Od 27 do 30 czerwca w Barbastro odbyła się konferencja poświęcona dziedzictwu kulturowemu i rozwojowi lokalnemu. Jakie pomysły wyróżniłby Pan z refleksji tych dni?
- Tegoroczny temat jest konsekwencją wyludnienia niektórych obszarów Hiszpanii. Szukaliśmy sposobów, w jaki dziedzictwo kościelne może przyczynić się do wzrostu tych miejscowości oraz wykorzystania tego dziedzictwa, aby nie uległo degradacji.
Podkreślam, że w Hiszpanii mamy wiele dziedzictwa i biorąc pod uwagę obecną sytuację nie jest łatwo nim zarządzać. Nie jest łatwo uogólniać rozwiązania, biorąc pod uwagę różnice między jednym miastem a drugim. Na przykład w niektórych miejscach są goście i turyści, a dla innych jest to prawie niemożliwe.
Parafie, diecezje i zakony, instytucje prywatne (hotele, gastronomia, rzemiosło) oraz instytucje publiczne muszą połączyć siły, aby znaleźć najlepsze rozwiązanie dla każdej lokalizacji.
Czy my w Hiszpanii cenimy dziedzictwo kulturowe, które posiadamy?
- Mamy wiele dziedzictwa, ale być może nie cenimy go należycie. W innych krajach cenią ją bardziej, może dlatego, że mają mniej i cenią ją bardziej. W każdym zakątku Hiszpanii mamy cudeńka najwyższej jakości.
Mentalność francuska i włoska jest bardziej dekoracyjna i szczegółowa, podczas gdy w Hiszpanii jesteśmy bardziej surowi. Najogólniej mówiąc, sztuka włoska jest bardzo teatralna, francuska bardzo elegancka, niemiecka bardzo dramatyczna. Sztuka hiszpańska charakteryzuje się głębią znaczeń. Oznacza to, że mamy sztukę o dużej zawartości treści, choć nie jest ona tak bardzo dekoracyjna. Wydaje mi się, że moglibyśmy być bardziej świadomi znaczenia naszego dziedzictwa, skupiamy się bardziej na formie, a mniej na treści. Myślę, że powinniśmy znacznie bardziej eksploatować część treściową, tak aby bardziej z nią drgać.
W ostatnich miesiącach w mediach pojawiło się trochę szumu na temat m.in. immatrykulacje. W związku z tą kwestią, jaką ideę chciałbyś, aby społeczeństwo lepiej zrozumiało?
- Należy wyjaśnić kilka aspektów. Po pierwsze, księgi wieczyste narodziły się w XIX wieku, a ich celem było sprecyzowanie właścicieli poszczególnych majątków. Chodziło o to, że właściwości Kościoła były dość jasne i nie generowały specjalnych problemów prawnych. Dlatego nie zostały nigdzie zarejestrowane. W miarę upływu lat pojawiały się jednak wątpliwości i procesy sądowe dotyczące własności Kościoła. Dlatego, aby uporządkować sprawy, państwo hiszpańskie zwróciło się do Kościoła o zarejestrowanie swoich dóbr.
Problem w tym, że wiele budynków poprzedzało powstanie rejestru, więc nie było dokumentacji, którą można by przedstawić. Rząd Aznara zezwolił biskupom na certyfikowanie tych nieruchomości, aby ten papier był ważny przy rejestracji tych nieruchomości w urzędzie cywilnym.
W wielu częściach Hiszpanii jest wiele kościołów, w których prawie nic się nie dzieje. Co Kościół planuje zrobić z tymi kościołami?
- Przede wszystkim trzeba powiedzieć, że to zależy od każdej diecezji i nawet wtedy jest wiele niuansów. Na przykład klasztory należą do zakonów i dlatego nie podlegają jurysdykcji biskupiej. Z kolei parafie zamknięte w środowiskach miejskich mogą być przekształcone w muzea lub archiwa diecezjalne.
W Hiszpanii jest wiele miejsc kultu, które zostały ponownie wykorzystane do celów kulturalnych. Mamy przypadek Przestrzeń Pirenejówczyli przekształcenie rezydencji jezuitów w centrum wystawienniczo-szkoleniowe w Graus. Mamy też Centrum Studiów Lebaniegosw Potes, w którym ponownie wykorzystano kościół św. Wincentego Męczennika. Albo Centrum Kultury San Marcos, które adaptuje kościół o tej samej nazwie w Toledo.
Sagrada Familia czy katedra-Mezquita w Kordobie są licznie odwiedzane przez turystów. Czy istnieją jakieś skontrolowane lub wiarygodne dane dotyczące dochodów ekonomicznych, jakie patrymonium Kościoła przynosi państwu hiszpańskiemu?
- Kilka lat temu konferencja biskupów przedstawiła studium która kwantyfikowała ten typ aspektu. Prace przeprowadziła firma audytorska KPMG i stwierdziła, że dziedzictwo Kościoła wygenerowało 2,17% PKB. Ponadto katolickie dobra kultury wspierają 225 300 miejsc pracy, z czego 71% to miejsca pracy bezpośrednie. Tego typu dane można sprawdzić w portal przejrzystości EWG. Jak widać, wkład jest dość znaczący.
Za kilka tygodni papież Franciszek odbędzie nową podróżTym razem do L'Aquili we Włoszech. W ten sposób oficjalnie rozpoczną się obchody tzw. "Celestian Pardonanza", obrzędu sięgającego 1294 roku.
29 sierpnia tegoż roku w bazylice Santa Maria di Collemaggio w obecności ponad dwustu tysięcy osób Pietro Angeleri został wybrany na papieża pod imieniem Celestyna V. Z tej samej okazji udzielił daru odpustu zupełnego "wszystkim, którzy wyspowiadani i szczerze skruszeni" pobożnie nawiedzili tę samą bazylikę "od nieszporów 28 sierpnia do nieszporów 29 sierpnia".
Byk ułaskawiający
Formalna bulla z kancelarii papieskiej dotarła miesiąc później, 29 września, a w następnym roku obchodzono pierwsze uroczyste święto, które trwa do dziś. Swoisty "jubileusz ante litteram" poświęcony przebaczeniu, gdyż pierwszy prawdziwy Rok Święty został ustanowiony w 1300 roku przez Bonifacego VIII.
Autentyczność bulli przebaczenia była na przestrzeni lat wielokrotnie kwestionowana, ale to św. Paweł VI w 1967 r., w czasie generalnej rewizji wszystkich odpustów zupełnych, zaliczył ten od Celestyna V na szczyt oficjalnej listy.
Centralnymi pojęciami tego cennego dokumentu są pokój, solidarność i pojednanie. Wybrzmiewają one dziś bardziej niż kiedykolwiek, właśnie z powodu wydarzeń wojennych, które wstrząsają również Europą. I znamienne jest, że ostatnia podróż papieża Franciszka odbyła się do Kanady, właśnie w celu pojednania Kościoła z rdzennymi mieszkańcami tych ziem.
Papież Franciszek w L'Aquili
Podróż do L'Aquili nabiera dodatkowo znaczenia odrodzenia, po tym jak katastrofalne trzęsienie ziemi w 2009 roku zrównało z ziemią jej historyczne centrum, w tym bazylikę Collemaggio. Wizyta papieża Franciszka jest również zachętą dla ludności wciąż walczącej o odzyskanie normalności zwykłego życia. Nie przypadkiem po prywatnej wizycie w miejskiej katedrze, która wciąż nie nadaje się do zamieszkania, papież pozdrowił też w parvisie rodziny ofiar trzęsienia ziemi.
Franciszek będzie też pierwszym papieżem w historii, który po 728 latach otworzy Drzwi Święte inaugurujące akty Pardonanza, a reprezentatywne jest, że czyni to w momencie, gdy z miłosierdzia uczynił kamień węgielny swojego pontyfikatu.
"L'Aquila, z wizerunkiem Collemaggio, dotrze do całego świata jako miasto głoszące orędzie Przebaczenia, orędzie, w którym trzeba widzieć nas zaangażowanych jako protagonistów, z dziełami i naszym świadectwem" - skomentował kard. Giuseppe Petrocchi, który od 2013 r. przewodzi wspólnocie diecezjalnej L'Aquili.
Na stronie program wizyty Papieski "duchowy i kulturowy wymiar wydarzenia, które powinno mieć na celu to, co istotne", z przebaczeniem jako jego "fundamentalnym rdzeniem", powtórzył arcybiskup.
I jeszcze jedna uwaga. Od 2019 roku Celestyńska Perdonanza jest niematerialnym dziedzictwem kulturowym UNESCO.
Gabriel już od jakiegoś czasu leżał na drobnym, złotym piasku plaży La Concha w San Sebastian, gdy wreszcie zobaczył, że przybył jego przyjaciel. Miał na sobie kąpielówki i luźną koszulkę, rozmiar niedźwiedziaPrzez ramię niósł plecak. Słońce zaszło, na promenadzie zapalały się latarnie, a spokojne fale morza krążyły po zatoce, jakby kreślił je kompas. Po spędzeniu 12 lat przeżytych razem w szkole, rozłąka narzucona im przez pierwszy rok studiów wydawała się dekadą.
-Człowieku, Iñaki, jak ja się cieszę, że cię widzę! Jesteś silniejszy, ech! Widzę, że trafiłeś na siłownię - krzyknął Gabriel, gdy schował okulary z powrotem do ich etui, położył je ostrożnie na piasku i wstał, by przygotować się do ataku na przyjaciela, gdy ten skończy schodzić z rampy zegarów.
Gabriel wskoczył mu na szyję i chwycił go jak kraba, by przeciągnąć go na ziemię. Pomysł zabawny, niemal czuły, zważywszy, że Gabriel był chudy jak szparag, podczas gdy Iñaki wyglądał jak wyrzeźbiony w brązie gladiator. Zamiast więc wyginać plecy, wisiał tam jak kot przytulony do latarni na deptaku.
-Haha, Gabrielu, nawet mnie nie łaskoczesz. Lepiej puść, jeśli nie chcesz, żebym cię katapultował do morza - powiedział Iñaki ze śmiechem, przekonał go tym, a kiedy był już od niego wolny, kontratakował uściskiem, który sprawił, że aż chrupnął - Jak się masz, wielka głowo? Dużo przeczytałeś na swoim podwójnym dyplomie z filozofii i prawa? Kto cię wysłał, żebyś tyle studiował? Powinnaś była przyjechać do mnie do Madrytu studiować mechanikę, naprawdę wiemy, jak się tam dogadać; gdybym ci powiedziała....
Usiedli i kontynuowali rozmowę, którą zawiesili pod koniec poprzedniego lata. Mijały godziny, łapali się na anegdotach i wspomnieniach, kąpali się w morzu (Gabriel zapomniał ręcznika, ale Iñaki, który dobrze znał roztargnienie przyjaciela, przyniósł dwa w plecaku), a kiedy znów położyli się na piasku, około północy, rozmowa wspięła się na wyżyny przyjaźni. Nagle przeszłość została włączona do teraźniejszości: śmiech i pięści, wspólne marzenia i wiadra rzeczywistości, przygody i kary; wszystko to nagromadzone zaufanie dało im przyjemną i bezpieczną atmosferę, która zachęcała do otwarcia serc. Nie zdając sobie z tego sprawy, Gabriel i Iñaki byli pochłonięci tą poufną rozmową, która brzmi jak szept strumienia, choć takiego z wartkim nurtem i wodospadami.
-Czekaj, czekaj! Zobaczymy, czy cię rozumiem, podsumujmy - powiedział Gabriel, unosząc ręce i rozpychając nimi powietrze, jakby chciał powstrzymać lawinę słów wydobywającą się z ust przyjaciela. Poznałeś Sofię w Muzeum Prado. Gdy weszłaś tam przez pomyłkę, oczywiście.
-Interesowała mnie też sztuka...
-Tak. Poszli na kilka randek, zakochałeś się jak głupi i z jakiegoś cudownego powodu zgodziła się zostać twoją dziewczyną. Jest z Pampeluny, mówiłeś?
-Tak, jest tam teraz ze swoją rodziną, ale uważaj....
-Czekajcie na mnie, powiedziałem! W ciągu sześciu miesięcy masz najlepszą dziewczynę w Hiszpanii, ty szczęśliwy draniu, a dwa tygodnie później idziesz na dyskotekę, wypijasz kilka drinków za dużo i kończysz zaczepiając inną dziewczynę, której nigdy wcześniej nie spotkałeś. Sofia oczywiście się dowiedziała: dostała zdjęcia i przestała odpowiadać na twoje wiadomości, bo co innego mogła zrobić? Pisałeś do niej codziennie przez miesiąc i w końcu rzuciłeś ręcznik, prawda, mniej więcej?
-Tak... to było mniej więcej tak. Zrozumiesz mnie lepiej, gdy i Ty znajdziesz dziewczynę: dziewczyn nie poznaje się przez czytanie i czytanie. Jeśli chodzi o mnie, to co mogę powiedzieć... Jestem najgłupszym facetem, jakiego kiedykolwiek spotkałem. Oddałbym lewą rękę, nie mówię, żebyś odzyskał Sofię, nie zasługuję na to, ale chciałbym przynajmniej móc ją osobiście przeprosić, wiesz? A to będzie niemożliwe, bo jutro jedzie na jakieś prace społeczne do Tanzanii, potem wyjeżdża nie wiem gdzie; musiałbym jej szukać we wrześniu, jeśli już. I nie wiem, czy będę miała siłę, by żyć dalej do tego czasu...
Widać było, że to ostatnie mu umknęło, jego twarz pociemniała, a udręka ogarnęła dzikie oczy. Atmosfera wydawała się obojętna na te znaki: powietrze było pogodne, wyspa Santa Clara witała ich ciepłymi światłami ulicznymi, nie było upału i obok nich przechodził gruby mężczyzna, bardzo wygodny w swoim kostiumie kąpielowym, ale pokazujący brzuch tak ostentacyjny, że rozpraszał dwóch przyjaciół, przywołując wspomnienie waniliowego flanu, który podawano im w poniedziałki w szkole. Dzięki tej nietypowej pauzie Gabriel wpuścił powietrze, którego jego serce potrzebowało do myślenia. Zamiast więc popełnić zbrodnię przekazania radom i nadania odznaki, miał na tyle roztropności, by kopać nieco głębiej, udając, że nie słyszał ostatniej uwagi, albo że wydała mu się ona jedynie literacką figurą mowy, czerpiącą z romantyzmu.
-Dlaczego wypiłeś za dużo na dyskotece?
Iñaki był zaskoczony i patrzył na przyjaciela z pewnym podziwem. Nikomu nie mówił o przyczynach, nawet sobie.
-Był w trakcie ucieczki.
-Czyje?
-Kto to będzie? Ode mnie.
-Dlaczego?
-Cóż, człowieku, co mogę powiedzieć... ze strachu.
Gabriel spojrzał w niebo. Wiedział, że nie może zadawać więcej pytań, nie miał prawa. Sumienie jego przyjaciela było świętą ziemią, a przed nią musiał zdjąć sandały. W takich przypadkach lepiej było udawać, że patrzy się na gwiazdy i czekać.
-OK, powiem ci. Jesteś dobry w wydobywaniu rzeczy z ludzi, wiesz o tym? To nic wielkiego, nie myślcie, że jestem bardzo oryginalna... Gdy wyszliśmy ze szkoły zaczął się regres. W szkole szło mi dobrze, wiadomo, że mechanika to moja działka. Problemy pojawiły się w nocy, kiedy zostałem sam z telefonem komórkowym w moim pokoju w mieszkaniu.
Iñaki przerwał sobie, by z pewnym zapałem wziąć głęboki oddech. Chciał mówić, ale trudno mu było poskładać myśli w całość. Podniósł garść piasku i zaczął go wypuszczać strużką na dłoń drugiej ręki. Powtarzając ruch, wrócił do swojej opowieści.
-Straciłem dużo pieniędzy dzięki hazardowi online. Tak, szkoda. Nie oceniaj mnie, co? To żałosne. Próbowałam odzyskać i traciłam więcej... Nie chcę wchodzić w szczegóły, ale to było straszne kilka miesięcy. Gdyby nie mój ojciec, który mocno mną potrząsnął, gdy dowiedział się, że źle żyję w Madrycie, to teraz byłbym zdominowany przez ten nałóg. Jest do bani. Będziecie się ze mnie śmiać, ale ja wciąż mam przebłyski tamtej wojny i czuję się zawstydzona, mam takie niskie nastroje, które powaliłyby wielbłąda z nóg!
-Wydaje się, że to wpłynęło na ciebie.
-Poza tym przestałem chodzić na Mszę, najpierw z lenistwa, jak sądzę, ale potem zaczęły się piętrzyć inne grzechy i myśl o pójściu do spowiedzi stawała się coraz bardziej uciążliwa. Kiedy poznałem Sofię i zaczęliśmy się spotykać, zapraszała mnie na niedzielną Mszę Świętą, a ja chciałem iść tylko po to, żeby z nią być, żeby patrzeć na jej blond włosy, na jej szlachetne czoło, na jej lśniące małe rączki, ale duma wzięła nade mną górę, nie miałem odwagi stanąć przed własnym sumieniem! Powiedziałam jej, że muszę się uczyć. Jakby się zastanowić, to była marna wymówka, studia, ja, w niedzielę?
-Zła wymówka, masz rację co do tego - próbował żartować Gabriel, ale Iñaki nie zwrócił na niego uwagi.
-Czy kiedykolwiek czułeś, że wiesz, co musisz zrobić, ale nie możesz zebrać sił, by to zrobić? Tak? No cóż, ciężko mi się podnieść - westchnął i opuścił piasek, by przyłożyć dłoń do brody. To zabawne, nigdy wcześniej nikomu tego nie mówiłam... I w miarę jak o tym opowiadam, dochodzę do wniosku, że moja postawa jest śmieszna, wręcz dziecinna.
-Podążam za tobą.
-Znałem swoje granice, wiesz o co mi chodzi? Szczerze mówiąc, nie jestem już pewien, czy życie jest warte życia.
-Nie dramatyzujmy! -Gabriel przerwał mu z wyrzutem - znam księdza. Chodźmy teraz do niego, a ty się wyspowiadasz. Polecasz i tyle, to takie proste!
-Haha, człowieku, co ty mówisz? Jest prawie 1:00 w nocy. Nie będziemy budzić biednego księdza o tej godzinie.
-Niektóre rzeczy nie mogą czekać. Sam mi to powiedział jakiś czas temu. Poza tym jutro będziesz musiał pojechać do Pampeluny, żeby osobiście przeprosić Sofię, zanim wyjedzie do Tanzanii. Chodź za mną! -powiedział Gabriel gwałtownie, gdy skoczył na nogi. Włożył koszulę i wsunął espadryle; poruszał się z takim rozmachem, że Iñaki naśladował go mechanicznie, być może myśląc, że pora wracać do domu.
Szli pod górę przez pół godziny, kłócąc się głośno, mając nadzieję, że okna domów są na tyle grube, że sąsiedzi się nie obudzą.
-Nie przyznaję się! -krzyknął Iñaki, z coraz mniejszym przekonaniem. -Zostawię cię tam w hallu rezydencji i pójdę.
-Rób co chcesz! -odpowiedział Gabriel, nie dając mu wytchnienia i przyspieszając kroku. -Przynajmniej pozwól mi się przyznać - dodał w chwili natchnienia.
Doszli do Colegio Mayor, gdzie mieszkał ksiądz. Brama była zamknięta, światła zgaszone, na ulicy ani żywej duszy. Zadzwonili na dzwonek. Iñaki był zdenerwowany i chciał wyjść; mruknął, już wcześniej postanowił zostawić spowiedź na inny dzień. Gabriel zadzwonił ponownie. Nagle wyszedł człowiek w szlafroku i z twarzą znieczulonego zombie, który słuchał wyjaśnień z taką samą dziwnością, jaką wykazałby, gdyby przyjmował ambasadorów z Marsa.
-Ksiądz, teraz? -warknął, "OK, wejdź" - zakończył, nie czekając na odpowiedź. Otworzył im bramę, zostawił w pokoju dla gości i poszedł na górę obudzić księdza.
Ksiądz był miłym, wysportowanym młodym człowiekiem, który od razu wstał, zapiął te niekończące się guziki sutanny, umył twarz i zszedł do foyer. Gdy rozpoznał Gabriela i zobaczył obok niego swojego przyjaciela, wyczuł o co chodzi i uśmiechnął się.
-Przepraszam za godzinę, ahem... możesz się wyspowiadać? -zapytał Gabriel, który nagle stał się bardzo nieśmiały.
-Młody ksiądz wyciągnął z kieszeni fioletową stułę, jak magik wyciąga króliki z kapelusza, i pokonali drogę do konfesjonału przy wejściu do kaplicy.
Pięć minut później Gabriel wyszedł roześmiany. Iñaki, nie patrząc w górę, by nie ryzykować spotkania z oczami przyjaciela, również wszedł do konfesjonału. Dziesięć minut później ksiądz wrócił do swojego pokoju, aby dalej spać z małymi aniołkami, a Iñaki wszedł do oratorium, aby odmówić Zdrowaś Mario, które zostało mu narzucone jako pokuta.
Po powrocie do holu Iñaki wytarł mankietem koszuli łzę spod oka i spojrzał na Gabriela, który stał w oczekiwaniu na niego, starając się ukryć oczekiwanie.
-Będziemy świętować, prawda? -zapytał Iñaki, jakby to był najnormalniejszy pomysł na świecie.
Gabriel uśmiechnął się z ulgą. Znaleźli ławkę z dobrym widokiem na zatokę i wypili kilka puszek Coca-Coli, które Iñaki schował w plecaku.
Następnego ranka Iñaki pożegnał się serdecznie z rodzicami (minęły lata, odkąd tak serdecznie ich uściskał) i ruszył na motorze, jego serce skwierczało czystą, dotlenioną miłością, w drogę do Pampeluny. Chodź, Sofio, jeśli Bóg mi wybaczył, ty też będziesz musiała być dla mnie miłosierna - krzyczał w drodze - Jedźmy, Sofio, jeśli Bóg mi wybaczył, ty też będziesz musiała być dla mnie miłosierna! Szła szybko, czuła, że leci przez chmury, nigdy wcześniej nie miała tyle chęci do życia, co wtedy, tyle do odkrycia, tyle zmarnowanego czasu, idźmy dalej, podbijmy świat! Ale prawym pasem poruszała się ogromna ciężarówka, której trasa przebiegała zygzakiem... Iñaki przyspieszył, żeby uciec, ciężarówka zrobiła to samo, dojechali do ostrego zakrętu, asfalt był mokry od niedawnego deszczu, ciężarówka stuknęła w tylne koło motocykla i bum, wypadek był straszny!
Pogrzeb odbył się w kościele Nuestra Señora del Coro. Gabriel siedział w czwartym rzędzie, w towarzystwie rodziców; tam wytrzymał do końca, powstrzymując łzy, zastanawiając się dlaczego, walcząc z nowym, wulkanicznym rodzajem bólu, który płonął w jego wnętrzu.
Wychodząc, blondwłosa dziewczyna o szlachetnym czole, ubrana w czarną sukienkę odsłaniającą dwa lśniące ramiona, przedstawiła się jako Sofia. Ponieważ podróżowała sama, rodzice Gabriela zaprosili ją, by towarzyszyła im na pogrzebie w ich samochodzie. Podróż odbyli w milczeniu. Gdy druga ceremonia dobiegła końca, Gabriel poczekał, aż ludzie wyjdą i poprosił, by zostać kilka minut przy grobie Iñakiego. Jego rodzice i Sofía towarzyszyli mu, trzymając się kilka metrów dalej.
-To nie powinno ci się przytrafić, Iñaki. Nie dla ciebie - uciął jego głos. Postanowił, że rozmowę zostawi na następny dzień, na razie będzie musiał ograniczyć się do spraw zasadniczych. Przypuszczam, że chcesz, abym powiedziała Sofíi - poczuła aluzję i podeszła do niego ostrożnie, z godnością, aby stanąć obok niego - w twoim imieniu, że podróżowałeś do Pampeluny, jak mężczyzna, aby prosić ją o przebaczenie.
Sofia zarumieniła się i otworzyła szeroko oczy. Gabriel objął ją ramionami i powtórzył te słowa. Przytaknęła, jej policzki zarumieniły się i pozwoliła się osłonić jego ramieniem. Następnie wróciła do miejsca, gdzie byli jej rodzice i poprosiła ich o chusteczkę.
Gabriel stał tam jeszcze przez kilka minut, wpatrując się w nagrobek, jakby w mentalnej rozmowie ze swoim przyjacielem. Na koniec obdarzył ją półuśmiechem.
-Idziemy? -powiedział, zwracając się do rodziców i Sofii - kupię ci colę.
Audiencja papieża Franciszka dla pielgrzymów przybywających do Rzymu posłużyła jako podsumowanie, aby podkreślić główne osiągnięcia jego ostatniej podróży do Kanady.
W środę, 3 sierpnia, papież wznowił wizytę w katecheza tygodniowa. W Rzymie panowała wysoka temperatura, więc audiencja nie odbyła się na placu św. Piotra, lecz w Auli Pawła VI. W ostatnich miesiącach papież Franciszek zastanawiał się nad rolą osób starszych w rodzinie i w dzisiejszym świecie. Dziś jednak wolał zrobić bilans swoich ostatnia podróż do Kanady.
Ojciec Święty rozpoczął od podkreślenia głównego przesłania swojej podróży, uznając, że niektórzy mężczyźni i kobiety Kościoła "uczestniczyli w programach, które dziś rozumiemy jako niedopuszczalne i sprzeczne z Ewangelią". Tymi słowami odnosił się do państwowego systemu szkół dla ludności tubylczej. Papież Franciszek zwrócił jednak uwagę, że byli też chrześcijanie, którzy "należeli do najbardziej zdecydowanych i odważnych obrońców godności ludności tubylczej, stając po ich stronie i przyczyniając się do poznania ich języków i kultur".
Bilans w częściach
Papież Franciszek zauważył, że jego podróż ma trzy odnogi: pamięć o przeszłości, pojednanie i leczenie ran. Razem tworzyliśmy pamięć - skomentował Papież - dobrą pamięć o tysiącletniej historii tych ludów, w harmonii z ich ziemią, i bolesną pamięć o nadużyciach, których doznawały.
W odniesieniu do drugiego etapu swojej drogi pokutnej, pojednania, wskazał, że nie chodzi o zwykłe "porozumienie między nami - to byłoby złudzeniem, inscenizacją - ale o pozwolenie na pojednanie się przez Chrystusa, który jest naszym pokojem (por. Ef 2, 14). Uczyniliśmy to w odniesieniu do postaci drzewa, centralnego dla życia i symboliki ludów tubylczych; drzewa, którego nowe i pełne znaczenie objawia się w Krzyżu Chrystusa, przez który Bóg pojednał wszystkie rzeczy (por. Kol 1,20). W drzewie krzyża ból przemienia się w miłość, śmierć w życie, rozczarowanie w nadzieję, opuszczenie w komunię, dystans w jedność".
Uzdrawianie
Leczenie ran odbyło się nad brzegiem jeziora św. Anny. Papież Franciszek przypomniał, że "dla Jezusa jezioro było środowiskiem znajomym: nad jeziorem galilejskim przeżył sporą część swego życia publicznego, wraz z pierwszymi uczniami, wszyscy byli rybakami; tam głosił kazania i uzdrowił wielu chorych (por. Mk 3, 7-12). Wszyscy możemy czerpać z Chrystusa, źródła wody żywej, Łaski, która leczy nasze rany: do Niego, który uosabia bliskość, współczucie i czułość Ojca, przynieśliśmy urazy i przemoc, których doświadczyły rdzenne ludy Kanady i całego świata.
Każda prośba o przebaczenie wymaga zadośćuczynienia, dlatego Kościół w Kanadzie zobowiązał się do zadośćuczynienia rdzennym mieszkańcom, na co zebrał ponad 4 mln euro.
Dzisiejsza mentalność kolonizatorów
Podczas spotkania w Kanadzie z przywódcami i korpusem dyplomatycznym papież Franciszek podkreślił "aktywną wolę Stolicy Apostolskiej i lokalnych wspólnot katolickich, aby promować kultury tubylcze, z odpowiednimi itinerariami duchowymi i z uwagą na zwyczaje i języki ludów". Jednocześnie - kontynuował Papież - zwróciłem uwagę, jak mentalność kolonizatorska jest dziś obecna w różnych formach kolonizacji ideologicznej, która zagraża tradycji, historii i więzom religijnym narodów, spłaszcza różnice, koncentruje się tylko na teraźniejszości, a często zaniedbuje obowiązki wobec najsłabszych i najbardziej wrażliwych. Chodzi więc o przywrócenie zdrowej równowagi, harmonii między nowoczesnością a kulturami przodków, między sekularyzacją a wartościami duchowymi".
W każdej organizacji ludzi, takiej jak bractwo, najważniejsze jest osiągnięcie harmonii, współdziałanie w dążeniu do realizacji wspólnego projektu.
3 sierpień 2022-Czas czytania: 3minuty
Taki tytuł nosi krótka książka francuskiego filozofa Gustave'a Thibona opublikowana prawie czterdzieści lat temu, która doczekała się licznych wydań. Gromadzi wybór krótkich tekstów, w których z prostotą, a jednocześnie z wielką głębią, porusza problemy życia codziennego.
W tekście, który nadaje książce tytuł, wyjaśnia różnicę między równowaga, czyli sytuacja, która ma miejsce, gdy przeciwstawne siły znoszą się wzajemnie, a harmoniaW harmonii różne siły o różnym natężeniu i znaczeniu zbiegają się we wspólnym projekcie. W równowadze jest zawarte napięcie, mówimy o "równowadze jądrowej"; w harmonii połączenie różnych sił wytwarza sytuację lepszą niż punkt wyjścia, jak w przypadku symfonii.
W każdej organizacji ludzi, takiej jak bractwo, ważniejsze jest osiągnięcie harmonii, współdziałanie w realizacji wspólnego projektu bez rezygnacji z wyjątkowości każdego wkładu, niż osiągnięcie równowagi wynikającej z przeciwwagi sił wewnątrz bractwa i między bractwem a Kościołem instytucjonalnym.
Aby organizacja mogła prawidłowo funkcjonować, konieczne jest dobre określenie jej misji, jej racji bytu. Misją bractwa jest formowanie swoich członków, popieranie kultu publicznego, rozwijanie dobroczynności i wpływanie na społeczeństwo w duchu chrześcijańskim. Są to organizacje ludzi, którzy współpracują z Kościołem, pod jego nadzorem, w realizacji jego misji ewangelizacyjnej. Przewodzić bractwu to kierować organizacją, która służy setkom lub tysiącom członków, braci i sióstr. To wymaga czegoś więcej niż entuzjazmu i dobrych chęci.
Podkreślenie tych kwestii nie ma na celu umniejszenia działalności bractw, sprowadzenia ich do bezdusznych przedsiębiorstw; przeciwnie, ma zagwarantować, że uczucia i doktryny będą mogły przepływać sprawnymi kanałami.
Kierownictwo Bractwa dzieli się na dwa obszary działania: z jednej strony procesy zarządzanie wspólne dla każdej organizacji ludzkiej: prowadzenie księgowości i zarządzanie finansami porównywalne z księgowością i finansami każdej innej organizacji, co gwarantuje jej trwałość; także określenie procesów administracyjnych, które gwarantują troskę o braci i siostry oraz politykę komunikacyjną, która pomaga wzmocnić rzeczywisty i postrzegany wizerunek wspólnoty braterskiej, przyczyniając się do jej umocnienia.
Drugim polem działania jest. działania które musi realizować, aby wypełnić swoją misję. Obejmuje on formację braci, promocję działalności charytatywnej i promocję kultu publicznego. Wiąże się to z organizacją szkoleń, ustawianiem ołtarzy, organizacją nabożeństw oraz opieką nad osobami pokrzywdzonymi przez Komisję Charytatywną.
W ten sposób w bractwach skonfigurowane są dwie uzupełniające się linie pracy: zarządzanie administracyjne i prowadzenie działalności. Żadna z nich nie powinna mieć pierwszeństwa przed drugą. Arystoteles wyjaśnił, że cnota leży w środku; ale środku, który nie jest uzyskany z równowagi między przeciwstawnymi tendencjami, ale z harmonii między różnymi elementami, które się uzupełniają i umieszczają nas w środku, który jest na wyższej płaszczyźnie niż dwie skrajności.
Trzeba pilnie pokonać pętlę rutyny w zarządzaniu, trzeba zaproponować nowe horyzonty, zapobiegając udziałowi bractw, poprzez działanie lub zaniechanie, w kryzysach społecznych; w tym celu zarządzanie i działalność muszą być zewnętrznym przejawem solidnego szkolenia, które nabywa się poprzez zapotrzebowanie i wysiłek. Jeśli nie ma treningu, nie ma podstaw i własne uprzedzenia są bezkrytycznie rzutowane na analizę rzeczywistości, co jest niszczące. W scenariuszu społecznym tak płynnym jak ten, w którym żyjemy, konieczne jest wyposażenie się w solidny model konceptualny dający odpowiedź na stałe wyzwania, konieczne jest zbudowanie i wzmocnienie własnej kosmowizji, jedno Światopogląd chrześcijański oparte na objawieniu Bożym, które doskonali rozum.
Z tego światopoglądu wynika szereg decydujących afirmacji: koncepcja osoby, jej wolności, zdolności do osobistego spełnienia, miłości, szczęścia i posiadania Boga. Cały wszechświat zrodzony z kultury chrześcijańskiej i podtrzymywany tylko w niej. Jeśli bractwa, i ci, którzy je prowadzą, nie będą uczestniczyć w tej globalnej wizji rzeczywistości, trudno będzie im realizować swoje zadanie. Będą oni w najlepszym razie dobrymi menedżerami organizacji bez korzeni, a więc bez przyszłości.
PhD in Business Administration. Dyrektor Instituto de Investigación Aplicada a la Pyme.
Brat Starszy (2017-2020) Bractwa Soledad de San Lorenzo, w Sewilli.
Opublikował kilka książek, monografii i artykułów na temat bractw.
Po przypowieści o bogaczu, który gromadził skarby dla siebie, Jezus kontynuuje nauczanie na ten sam temat. Mówi o ufności w Bożą opatrzność, zachęcając nas do spojrzenia na lilie polne i ptaki na niebie, i do zaufania Ojcu, który wie, czego nam potrzeba. I kończy pocieszającym zdaniem, od którego zaczyna się dzisiejsza Ewangelia: "Nie bój się, mała trzódko, bo Ojciec twój uznał za stosowne dać ci królestwo".. Na stronie "fear not". Jezusa u Łukasza słyszeliśmy, że zostało to powiedziane do poszczególnych osób: do Piotra, gdy go wzywał po cudownym połowie ryb; do Jairusa, gdy mu powiedziano, że jego córka umarła, jak anioł powiedział Zachariaszowi i Marii.
Jest to "nie bójcie się" skierowane do wspólnoty, choć w liczbie pojedynczej, do małej trzódki, bardzo słodkie imię, które Jezus nadaje grupie swoich, a które odnosi się do całego Kościoła. Jest to "nie bójcie się" skierowane do nas wszystkich osobiście (w liczbie pojedynczej), ale jako uczestników stada, Kościoła. Powód, by się nie bać jest jeszcze słodszy: ponieważ Jezus mówi nam, że "Ojciec" jest nasza. U Łukasza Jezus woli nie używać słowa Bóg, gdy zwraca się do swoich, ale raczej "Twój Ojciec".. Objawia nam swoje Ojcostwo i wzywa do synowskiej relacji z nim. Nie jest Bogiem odległym, samotnym i abstrakcyjnym. Ma ojcowskie uczucia radości z przekazania wielkiego daru swoim dzieciom: sprawiło mu przyjemność przekazanie nam Królestwa.
Temat oczekiwania wprowadza Księga Mądrości, która mówi o Izraelu: "Twój lud czekał na zbawienie sprawiedliwych", oraz List do Hebrajczyków, który mówi o Abrahamie: "Podczas gdy ja czekałem na miasto o solidnych fundamentach, którego architektem i budowniczym miał być Bóg".. Jezus zajmuje się nią w trzech krótkich przypowieściach skupionych na dynamice oczekiwania sług na swego pana. Dwa razy powtarza wielkie błogosławieństwo tych sług, jeśli pan zastanie ich obudzonych i czuwających po powrocie. A powodem jest to, że on sam będzie na ich usługach.
Piotr pyta, czy przypowieść jest tylko dla nich jako apostołów, czy dla wszystkich. Być może uważał, że metafora sługi jest odpowiednia tylko dla dwunastu, albo że tylko dla nich zarezerwowane jest błogosławieństwo. Jezus daje mu do zrozumienia, że wszyscy jesteśmy sługami i że wszyscy będziemy błogosławieni. Ale dla wiernego szafarza, który jest głową wszystkich sług, jak Piotr jest dla Kościoła, nagroda związana jest z tym, że daje on właściwy pokarm innym sługom. Wtedy będzie błogosławiony, bo to postawi go w roli zarządcy wszystkich swoich dóbr. Jezus, który przyszedł służyć i jest wśród nas jako ten, który służy, obiecuje nam, że taką postawę zachowa przez całą wieczność. A to jest i będzie dla nas źródłem wielkiej radości.
Homilia na temat czytań z niedzieli 19.
Ksiądz Luis Herrera Campo oferuje swój nanomiliakrótkie jednominutowe refleksje do tych lektur.
W związku z nadchodzącym odtajnienie dokumentów Archiwa watykańskie na temat prześladowania Żydów przez nazistowskie Niemcy ("holokaust"), to dobry moment, aby przejrzeć reakcje Piusa XII na tę pogańską ideologię: czy to prawda, że często zarzuca mu się, że "milczał" w obliczu nazistowskich zbrodni, że "mógł zrobić więcej"?
Kiedy Eugenio Pacelli - wybrany na papieża 2 marca 1939 r., w tym samym dniu co jego 63 urodziny, jako następca Piusa XI - zmarł 9 października 1958 r., nastąpił ciąg wyrazów żałoby i uznania. Znamienne wśród nich były wypowiedzi ówczesnej premier Izraela Goldy Meier, która opłakiwała stratę "wielkiego przyjaciela narodu izraelskiego". Wiadomo również, że kiedy Izrael Zolli - który był głównym rabinem Rzymu w latach 1939-1945 - został ochrzczony w Kościele katolickim 13 lutego 1945 roku, wybrał Eugeniusz jako swoje chrześcijańskie imię, w podzięce za wysiłki Piusa XII w celu ratowania Żydów w Rzymie.
Dane
Podczas niemieckiej dominacji w Rzymie, między 10 września 1943 r. a 4 czerwca 1944 r., papież wydał rozkaz otwarcia klasztorów, a nawet samego Watykanu i letniej rezydencji papieża w Castengandolfo, aby przyjąć Żydów prześladowanych przez SS i Gestapo: w 155 klasztorach w Rzymie ukrywano 4.238 rzymskich Żydów, oprócz 477 innych, którzy zostali przyjęci w Watykanie i około 3.000, którzy znaleźli schronienie w Castengandolfo.238 rzymskich Żydów ukryto w 155 klasztorach w Rzymie, do czego należy dodać 477 innych, którzy zostali przyjęci w Watykanie i około 3000, którzy znaleźli schronienie w Castengandolfo, gdzie w pokoju papieskim schroniły się ciężarne Żydówki: w papieskim łóżku urodziło się około 40 dzieci.
Ta działalność pomocowa dzięki bezpośredniej interwencji papieża nie ograniczała się tylko do Rzymu; poprzez "cichą" dyplomację watykańską uratowano setki tysięcy istnień ludzkich; w 2002 roku Ruth Lapide, żona znanego pisarza żydowskiego Pinchasa Lapide, potwierdziła, że liczbę Żydów uratowanych bezpośrednio przez dyplomację watykańską w latach 1939-1945 ocenia na około 800 000 osób.
Pius XII, Sprawiedliwy wśród Narodów Świata
Watykańska pomoc dla prześladowanych Żydów dała papieżowi Piusowi XII reputację, której ucieleśnieniem było uznanie przez komisję Yad Vashem tytułu "sprawiedliwy wśród narodów" dla rzymskich księży, takich jak kardynał Pietro Palazzini (1912-2000), który w miesiącach niemieckiej okupacji Rzymu był wicerektorem rzymskiego seminarium. Kiedy Pietro Palazzini w 1985 roku odbierał ten zaszczyt w Yad Vashem, odniósł się do osoby, która stała za całą pomocą Watykanu: papieża Piusa XII.
Również Niemcy po upadku nazizmu okazały wdzięczność Piusowi XII, np. oficjalnie uznając nadanie ulicom jego imienia. Innym przykładem prestiżu, jakim cieszył się Pius XII za życia, jest okładka poświęcona mu przez magazyn Czas w sierpniu 1943 roku, w którym został doceniony za swoje działania na rzecz pokoju.
Sztuka
Jednak zaledwie pięć lat po jego śmierci międzynarodowa opinia publiczna dokonała zwrotu o 180 stopni w kwestii postrzegania Piusa XII. Czarna legenda o papieżu zaczyna się od przedstawienia: Wikary autorstwa Rolfa Hochhutha, wystawiona po raz pierwszy w 1963 roku. O dziwo, tendencyjny pogląd na tę sztukę zdołał zyskać powszechną walutę. Ta interpretacja utrzymywała się przez dziesięciolecia; w jednej z najbardziej kontrowersyjnych wypowiedzi John Cornwell posunął się do nazwania go "papieżem Hitlera": taki był tytuł jego książki z 1999 r, Papież Hitlera.
W artykule dla dziennika Die WeltW związku z tym dziennikarz Sven Felix Kellerhoff powiedział: "Nie ma chyba żadnej innej światowej postaci historycznej, która tak jak Eugenio Pacelli - w tak krótkim czasie po śmierci - przeszła drogę od powszechnie szanowanego wzoru do osoby potępionej przez większość. Wynikało to głównie z gry Wikary przez Rolfa Hochhutha".
Zapomniane fakty
W przeciwieństwie do gatunków rozprzestrzenionych przez WikaryAle fakty mówią innym językiem. Eugenio Pacelli, nuncjusz apostolski w Niemczech w latach 1917-1929, najpierw w Monachium, a od 1925 r. w Berlinie, okazał wyraźne odrzucenie narodowego socjalizmu od samego momentu, w którym się z nim spotkał, przy okazji zamachu stanu dokonanego przez Ludendorffa i Hitlera, swoim marszem na Feldherrnhalle w Monachium w piątek, 9 listopada 1923 r. W swoim raporcie dla Watykanu na temat tych niepokojów, nuncjusz określił ruch Hitlera jako "fanatycznie antykatolicki"; podczas procesu Ludendorffa, Eugenio Pacelli określił nacjonalizm jako "najcięższą herezję naszych czasów".
Lata później, kiedy był już kardynałem sekretarzem stanu, Eugenio Pacelli oficjalnie reprezentował papieża Piusa XI w Lourdes, 29 kwietnia 1935 r., na masowym wydarzeniu, podczas którego modlono się o pokój; w swoim przemówieniu Pacelli potępił "przesąd krwi i rasy", wyraźną aluzję do ideologii nazistowskiej.
Encyklika "Piusa XII".
Najwyraźniejszym wyrazem odrzucenia nazizmu była encyklika Mit brennender Sorge. Choć został promulgowany - 21 marca 1937 roku - przez papieża Piusa XI, nosi znamię ówczesnego sekretarza stanu, Eugenio Pacellego. Encyklika była odpowiedzią nie tylko na liczne ataki na przedstawicieli Kościoła, ale bardziej szczegółowo na brak reakcji rządu niemieckiego na protesty przeciwko łamaniu konkordatu podpisanego 20 lipca 1933 r. między Stolicą Apostolską a rządem niemieckim: w ciągu lat Pacelli dostarczył ponad 50 not dyplomatycznych z protestami do ambasadora Niemiec przy Stolicy Apostolskiej, ale bezskutecznie.
Eugenio Pacelli pozostawił swój ślad nawet w tytule encykliki, pierwszej w historii, która została ogłoszona w języku innym niż łaciński, co jest kolejnym dowodem na wagę, jaką przywiązuje do niej Stolica Apostolska: projekt, przygotowany przez biskupa Monachium, Michaela Faulhabera, zaczynał się od słów "Mit grosser Sorge" ("Z wielkim przejęciem"); Eugenio Pacelli własnoręcznie przekreślił słowo "grosser" i zastąpił je słowem "brennender"; w ten sposób tytuł encykliki został ustalony i przejdzie do historii: "Mit brennender Sorge" ("Z gorącym przejęciem" lub w oficjalnym tłumaczeniu watykańskim: "Z żywym przejęciem").
Encyklika, która określiła ideologię nazistowską jako "panteizm" i skrytykowała tendencje przywódców narodowego socjalizmu do ożywiania starożytnych religii germańskich, w jednoznacznych słowach wyraziła odrzucenie narodowosocjalistycznej ideologii "rasy i ludu" i przeciwstawiła ją wierze chrześcijańskiej. Encyklika Mit brennender Sorge był w rzeczywistości jedynym większym protestem w ciągu dwunastu lat nazizmu. Dotarł on do około 11,5 tysiąca parafii istniejących w Rzeszy, wcześniej nieznanych gestapo.
Reakcja nazistów
Nazistowskie kierownictwo uznało to za wyraźny atak na ich ideologię i odpowiedziało na to ostrymi represjami. Przykładem może być rozmowa biskupa pomocniczego Augsburga Franza Xavera Eberle z Hitlerem z 6 grudnia 1937 r., o której pisemnie poinformował Rzym kardynał Faulhaber na wyraźne polecenie kardynała sekretarza stanu Pacellego. W tej rozmowie Hitler powiedział Eberle, że Niemcy mają w Watykanie tylko jednego kardynała, który ich rozumie i "niestety nie jest to Pacelli, ale Pizzardo".
Ciekawa jest też opinia Josepha Goebbelsa o Pacellim, który wspomina o nim w swoim dzienniku ponad sto razy. Na przykład w 1937 roku pisał: "Pacelli, całkowicie przeciwko nam. Liberalista i demokrata". Z okazji wyboru Eugenio Pacellego na papieża 2 marca 1939 r. niemiecki minister propagandy pisał: "Pacelli wybrany papieżem (...) Papież polityczny i być może bojowy, który będzie działał sprytnie i umiejętnie.Strzeżcie się! A 27 grudnia 1939 roku Joseph Goebbels odniósł się do świątecznego przemówienia papieża: "Pełne bardzo pogardliwych i ukrytych ataków przeciwko nam, przeciwko Rzeszy i narodowemu socjalizmowi. Szczególnie znamienne jest to, co notuje 9 stycznia 1945 r.: "...świąteczne przemówienie papieża było pełne bardzo kąśliwych i ukrytych ataków przeciwko nam, przeciwko Rzeszy i narodowemu socjalizmowi".Prawda po raz kolejny mocno atakuje papieża. To ciekawe, wręcz śmieszne, że papieża nazywa się faszystą i że jest w zmowie z nami, aby uratować Niemcy z ich ciężkiej sytuacji".
Przyczyny dyskredytacji
Z biegiem czasu tak się jednak niestety stało: to, co Goebbels, a musiał o tym dobrze wiedzieć, uznał za "ciekawe, wręcz śmieszne" - że Pius XII został uznany za przychylnego nazizmowi - nastąpiło wkrótce po jego śmierci. Jak to możliwe, że w świetle tych działań i potępień, tego, co sami naziści myśleli o Piusie XII, obraz "papieża, który milczy" czy nawet "papieża Hitlera" jest nadal tak rozpowszechniony?
Prawnik i teolog Rodolfo Vargas, znawca Piusa XII i prezes Stowarzyszenia Solidatium Internationale Pastor AngelicusW odpowiedzi na to pytanie odwołuje się do "siły fikcji": "Fikcja jest bardzo potężna, ma siłę fascynacji, której nie ma literatura specjalistyczna i badania naukowe".
Wspomniany dziennikarz Sven Felix Kellerhoff proponuje inne wyjaśnienie, w artykule opublikowanym z okazji 50. rocznicy premiery filmu WikaryWizja papieża w tym spektaklu "nie ma nic wspólnego z rzeczywistością; ale wygodniej jest obarczać odpowiedzialnością za ludobójstwo rzekome milczenie papieża niż kolaborację milionów 'aryjskich' Niemców, którzy - przynajmniej - patrzyli w drugą stronę, często czerpali z niego korzyści, a nierzadko w nim uczestniczyli".
Zmiana serca
Od pewnego czasu jednak to postrzeganie zaczyna się zmieniać, przynajmniej w publikacjach specjalistycznych: w 50. rocznicę śmierci Piusa XII w 2008 r. pojawiło się kilka prac podkreślających jego cichą, ale skuteczną działalność. Jest to tym bardziej godne uwagi, że w Wiecznym Mieście panował strach podczas niemieckiej dominacji. O tym, że obawa ta była prawdziwa, świadczy fakt, że monsignor Ludwig Kaas, który był przewodniczącym partii Catholic Zentrum i przeniósł się do Rzymu na początku kwietnia 1933 roku, myślał o zniszczeniu wszystkich posiadanych materiałów z czasów Republiki Weimarskiej, ponieważ "należało się spodziewać, że SS zajmie Watykan".
Historyk Michael Hesemann, odnosząc się do pytania, czy Pius XII "wystarczająco" protestował przeciwko żydowskiemu ludobójstwu, twierdzi, że ci, którzy zarzucają Piusowi XII, że nie protestował wyraźniej przeciwko Holokaustowi, nie biorą pod uwagę, że jego działania pomocowe były możliwe właśnie dlatego, że papież nie protestował otwarcie: "Gdyby SS zajęło Watykan, ten szeroko zakrojony plan zbawienia nie mógłby zostać zrealizowany i nastąpiłaby pewna śmierć co najmniej 7000 Żydów.
Decydujący precedens
Istniał precedens, o którym papież doskonale wiedział: kiedy w sierpniu 1942 roku niemieckie wojska okupacyjne deportowały Żydów z Holandii, katolicki biskup Utrechtu zaprotestował. W rezultacie naziści wysyłali do Auschwitz także katolików pochodzenia żydowskiego; najsłynniejszą ofiarą była Edyta Stein, która przeszła z judaizmu na chrześcijaństwo, a następnie wstąpiła do zakonu karmelitów. Już w 1942 roku, kiedy po raz pierwszy dowiedział się o Zagładzie, Pius XII zauważył do swojego powiernika Don Pirro Scavizzi: "Protest z mojej strony nie tylko nie pomógłby nikomu, ale rozpętałby gniew przeciwko Żydom i pomnożyłby okrucieństwa. Mogłoby to wzbudzić pochwałę cywilizowanego świata, ale sprowadziłoby na biednych Żydów jedynie okrutniejsze prześladowania niż te, których doświadczyli.
W ostatnim czasie pojawiły się również prace poglądowe, które mają na celu bardziej obiektywne spojrzenie na Piusa XII. W 2009 roku w Berlinie i Monachium odbyła się na przykład wystawa na jego temat; kończyła się ona w sali zatytułowanej "Tu można usłyszeć milczenie papieża"; rzeczywiście, można było usłyszeć orędzie radiowe Piusa XII na Boże Narodzenie 1942 roku, w którym papież Pacelli mówił o "setkach tysięcy ludzi, którzy bez własnej winy, czasem tylko ze względu na narodowość lub rasę, są przeznaczeni na śmierć lub postępującą zagładę". To, że Pius XII milczał na temat Holokaustu, jak twierdził od 1963 roku pisarz Rolf Hochhuth, próbując wpłynąć na debatę publiczną w Niemczech, zostało teraz definitywnie obalone przez fakty.
Nowe perspektywy na Piusa XII
Z drugiej strony w ostatnich latach nastąpiła również zmiana trendu w świecie literatury pięknej; oprócz innych filmów, w Niemczech Pierwszy Kanał (ARD) telewizji publicznej zrealizował w latach 2009-2010 miniserial, który przedstawia rolę Eugenio Pacellego, jako nuncjusza, jako kardynała sekretarza stanu, a także jako papieża Piusa XII: Gottes mächtige Dienerin (Potężna służebnica Boża), jest adaptacją powieści wydanej w 2007 roku i opowiedziana jest z punktu widzenia siostry Pascaliny Lehnert, choć skupia się na debacie Piusa XII z własnym sumieniem. W ekskluzywny wywiad Papież znalazł się w niezwykle trudnej sytuacji historycznej i musiał rozważyć różne argumenty, aby działać właściwie - mówił mi podczas kręcenia filmu reżyser, Marcus O. Rosenmüller. Nasz film próbuje przełożyć jego refleksje na obrazy; na przykład po obławie w Utrechcie w lipcu 1942 roku, w związku z protestami biskupa przeciwko deportacjom Żydów, Pius XII wrzuca do kuchenki kuchennej napisany wcześniej dokument, strona po stronie.
Marcus O. Rosenmüller skomentował długotrwałe, tendencyjne przedstawianie Piusa XII: "Oskarżenie Pacellego o antysemityzm wydaje mi się absolutnie absurdalne; to zwykła prowokacja. Przedstawiamy papieża, który był intelektualnie przeciwny narodowemu socjalizmowi i któremu z powodu pewnych wydarzeń - jak np. deportacje w Holandii - niełatwo było poznać właściwą decyzję. Ponieważ był też do głębi dyplomatą, możliwe, że ta dyplomacja utrudniała mu nieco działanie. Ale staraliśmy się też uwzględnić czas, w którym żył. Wymaganie od Watykanu, a w szczególności od Eugenio Pacellego, że powinni byli widzieć wszystko od początku z krystaliczną jasnością, jest anachronizmem. Fenomen "Hitlera" to także fenomen jego niedoceniania: przez długi czas angielscy i francuscy politycy nie doceniali skali nazizmu. Kiedy Hochhuth twierdzi, że cały świat był przeciwko Hitlerowi i tylko Pius XII był głuchy na tych, którzy szukali pomocy, mówi coś po prostu nieprawdziwego".
Być może te fikcyjne dzieła mogą z czasem odwrócić zniekształcony obraz, jaki prawie 60 lat temu dało inne dzieło fikcyjne, papieża, który nie tylko nie milczał w obliczu ludobójstwa, ale podejmował wysiłki, by uratować jak najwięcej, i któremu udało się to właśnie dzięki milczeniu.
Sprawiedliwość dla księdza Dall'Oglio po jego porwaniu w Syrii
Książka Franceski Peliti o włoskim jezuicie o. Paolo Dall'Oglio, porwanym przed dziewięciu laty w Syrii, jest prezentowana w Krajowej Federacji Prasy Włoskiej.
Antonino Piccione-2 września 2022 r.-Czas czytania: 4minuty
"Paolo Dall'Oglio i wspólnota Deir Mar Musa", książka Franceski Peliti (wyd. Effatà) została zaprezentowana wczoraj w Rzymie podczas Federazione Nazionale della Stampa Italiana (FNSI). Obecni wraz z autorem byli: Cenap Aydin, dyrektor Instytutu Tyberiadzkiego - Centrum Dialogu; Immacolata Dall'Oglio, siostra o. Paolo; Giuseppe Giulietti, prezes Fnsi; o. Federico Lombardi, prezes Fundacji Watykańskiej im. Josepha Ratzingera-Benedykta XVI; oraz Riccardo Cristiano, watykanista.
Dziewięć lat bez Paolo Dall'Oglio
Dziewięć lat po jego śmierci "nadal myślimy o Paolo Dall'Oglio i mamy nadzieję". Tymczasem - czytamy w przedmowie księdza Federico Lombardiego - nie mogliśmy nie zastanawiać się niezliczoną ilość razy nad losem założonej przez niego Wspólnoty Deir Mar Musa, która kontynuowała swoją drogę, daleko wykraczając poza to, czego wielu by się spodziewało. Dlaczego i jak, dlaczego i z jakimi perspektywami? Książka ta mówi nam i wyjaśnia wiele rzeczy, słusznie poświęcając główną przestrzeń osobistym świadectwom wszystkich członków Wspólnoty, którzy byli jej częścią do tej pory, lub innych, którzy uczestniczyli głębiej w jej trajektorii na przestrzeni lat. Paweł jest bardzo obecny, jako pomysłodawca, przewodnik i inspirator tej niezwykłej przygody, a także ze swoimi listami. Ale jest coś więcej niż on. I właśnie dlatego Wspólnota nadal istnieje.
W ciągu długich lat teologiczna i duchowa wizja ojca Paolo zaangażowała wielką liczbę osób, dotykając ich poprzez zmianę biegu ich życia. Od 1982 roku klasztor Mar Musa al-Habashi, czyli św. Mojżesza Abisyńczyka, stał się punktem odniesienia dla Dialog islamsko-chrześcijański. Przeszła wiele transformacji, przetrwała wojnę, zagrożenie ze strony Isis i porwanie jej założyciela w Raqqa 29 lipca 2013 r. Książka opowiada ich historię poprzez głosy bohaterów. "Jest to podróż, która rozpoczęła się pod ręką ojca Paolo, ale nie zakończyła się wraz z jego zniknięciem. "Wręcz przeciwnie", mówią organizatorzy prezentacji książki, "w tych pismach Wspólnota odnawia ślubowanie wiary, które przekracza wydarzenia historyczne, by w centrum postawić ponownie myśl swojego założyciela".
Tonacja i listy
Oprócz świadectw zakonników, zakonnic i osób świeckich, które w różny sposób były częścią tej historii, niektóre listy, które ojciec Paolo wysłał do przyjaciół w pierwszych latach, towarzyszą części tej podróży. W sumie jest dwanaście listów, pierwszy z 1985 roku, ostatni z 1995: to jego relacja z tego okresu. Francesca Peliti chciała włączyć je do świadectw niezależnie od czasu, aby poprzez słowa ojca Paolo przeszłość powróciła do teraźniejszości.
"Od dnia, w którym Paolo Dall'Oglio, wówczas młody jezuita, odkrył istnienie Deir Mar Musa al-Habashi w starym przewodniku w Syrii - wyjaśnia Peliti - było wiele osób, których życie zmieniło się dzięki spotkaniu z tym miejscem, tym projektem, tym powołaniem. Mar Musa zawsze miał moc przyciągania nawet tych, którzy nie mieli jasnej wizji swojej wiary. Zawsze miał moc wywoływania wezwania, silnego i szczególnego powołania do wartości, które uosabia i których rzecznikiem stał się Paolo Dall'Oglio".
Pierwsi zwolennicy Paolo Dall'Oglio
W relacji Jaquesa Mourada, pierwszego mnicha, który wraz z Dall'Oglio założył wspólnotę w Deir Mar Musa, pojawia się znaczenie wymiaru wertykalnego, relacji z Absolutem, który motywuje i nadaje sens wszystkiemu. "Fakt życia w nicości pociągał mnie - mówi - był realizacją bardzo starego marzenia, bo dla mnie pustynia jest miejscem, gdzie mogę doświadczyć wolnego spotkania z Bogiem".
Inne świadectwa koncentrują się bardziej na fizycznym wymiarze bycia i działania razem, na klasztorze jako miejscu przejścia i formacji, jako etapie trasy podatnym na najróżniejsze lądowania i kierunki. "Relacje z niektórych wydarzeń powołaniowych są imponujące - zaznacza ojciec Lombardi - to nie Paweł, to nie urok miejsca. To Bóg. Ale ścieżka jest bardzo wymagająca. Dla większości chrześcijan na Wschodzie można żyć z muzułmanami, ale trudno jest z nimi naprawdę dialogować, trudno jest ich kochać tak, jak kocha ich Bóg w Jezusie Chrystusie. To jest jednak prawdziwa wielka nowość, którą Paolo przyszedł zasiać w ziemi syryjskiej.
Wspólnota dzisiaj
Obecnie Wspólnota Deir Mar Musa liczy 8 członków, 1 nowicjusza i 2 postulantów, oprócz osób świeckich współpracujących w klasztorach Deir Maryam al-Adhra w Sulaymanya w Kurdystanie irackim oraz Santissimo Salvatore w Cori we Włoszech.
Jeśli chodzi o porwanie księdza Dall'Oglio, rodzeństwo Francesca i Giovanni wezwali niedawno do utworzenia parlamentarnej komisji śledczej, która zbadałaby, co wydarzyło się dziewięć lat temu. Od tego czasu nie było żadnych wiadomości: "prośba o wyjaśnienia i oficjalne dochodzenie, które jest teraz nieuniknione", za pośrednictwem instrumentu parlamentarnego, który, również ze względu na swoje znaczenie polityczne, "mógłby pozwolić nam dotrzeć do prawdy".
Sprawa, na temat której zbyt szybko zapadła cisza, także ze względu na powszechne przekonanie, że Dall'Oglio został zabity przez swoich porywaczy. Nadal jednak istnieje wiele niejasnych punktów, począwszy od tego, że nikt jeszcze nie przyznał się do odpowiedzialności za akcję. I znowu: motyw porwania, tożsamość sprawców - ludzi z samozwańczego Państwa Islamskiego? -i, w hipotezie o morderstwie, nieodnalezienie ciała.
Komisja parlamentarna
Kilka dni po złożeniu wniosku o utworzenie komisji parlamentarnej prezydent Republiki Sergio Mattarella podpisał dekret rozwiązujący Senat Republiki i Izbę Deputowanych. Mamy nadzieję, że już w trakcie kampanii wyborczej, która zapowiada się na bardziej spolaryzowaną i dzielącą niż kiedykolwiek, wszystkie siły polityczne i ich przywódcy znajdą przynajmniej punkt porozumienia i zobowiążą się do tego, aby nowy Parlament przyjął jako jeden z pierwszych środków właśnie utworzenie komisji ds. dramatycznej historii prawdziwie "wielkiego" człowieka, ponieważ wielkie było jego życie, jego słowo, jego styl, na znak pokoju i dialogu pośród różnic.
Bliski Wschód, niegdyś kraina chrześcijańska, obecnie zamieszkiwany jest przez muzułmański tłum, w którym wspólnoty chrześcijańskie są na granicy zaniku. Nie znika jednak marzenie o wspólnocie klasztornej, w której katolicy, prawosławni i muzułmanie mogliby żyć razem w harmonii. W jasności wiary i umocnieni wizjonerską odwagą wszystkich naśladowców Ojca Dall'Oglio.
Dwudziestu pięciu młodych astronomów z całego świata będzie mogło wziąć udział w watykańskiej szkole letniej w czerwcu 2023 roku. Jest to jedna z inicjatyw Specola VaticanaObserwatorium astronomiczne i ośrodek badań naukowych Kościoła katolickiego, który ponownie otwiera swoje podwoje po pandemii.
Leticia Sánchez de León-2 września 2022 r.-Czas czytania: 5minuty
Na stronie Szkoły letnie -Spektra Vaticana, jak się nazywają, po pandemii wraca do pracy po pięciu latach w stać obok. Następny kurs astrofizyki (notabene osiemnasta edycja) zaplanowana jest na czerwiec 2023 roku i będzie gościć dwudziestu pięciu młodych astronomów z całego świata przez cztery tygodnie w jednym z obiektów Specoli w Castel Gandolfo, bardzo blisko Rzymu.
Co to jest Specola Vaticana
Na stronie Specola ("specula" po łacinie, od włoskiego czasownika specere "patrzeć, obserwować") Watykan jest obserwatorium astronomicznym i ośrodkiem badań naukowych Kościoła katolickiego oraz jednym z najstarszych obserwatoriów astronomicznych na świecie: jego historia rozpoczyna się w połowie XVI wieku, kiedy to w 1578 roku papież Grzegorz XIII kazał wznieść Wieżę Wiatrów i zaprosił licznych jezuickich astronomów i matematyków do przygotowania reformy kalendarza ogłoszonej w 1582 roku.
W czerwcu 2023 roku dwudziestu pięciu młodych astronomów dołączy do ponad 400, którzy już przeszli przez watykańskie programy badań naukowych. W tym roku tematem przewodnim VOSS (Vatican Observatory Summer School) jest "Nauka o Wszechświecie: Narzędzia Data Science dla badań astronomicznych".
W miarę jak teleskopy stają się coraz potężniejsze, a narzędzia pomiarowe coraz czulsze, ilość danych astronomicznych, które naukowcy muszą zrozumieć, dramatycznie wzrosła. Duże przeglądy astronomiczne wykonały już tysiące pomiarów. Dzięki postępowi technologicznemu i obliczeniowemu nowe obserwatoria, takie jak Obserwatorium Rubina, będą tworzyć katalogi dziesiątek miliardów gwiazd i galaktyk oraz trylionów różnych pomiarów.
Szkoła Letnia 2023 r.
Na stronie Szkoła Letnia Sobór Watykański w 2023 r. zamierza wspomóc w tym względzie dziedzinę nauki: wprowadzając pojęcia Big Data y Uczenie maszynowePonadto, przeprowadzone zostanie praktyczne doświadczenie analizy danych z przeprowadzonych obserwacji, co pozwoli studentom na wykorzystanie tych danych w ich własnych projektach astronomicznych. Ponadto, szkoły letnie są zawsze prowadzone przez czołowych astronomów z najbardziej prestiżowych obserwatoriów i uniwersytetów na świecie, takich jak Vera Rubin i Didier Queloz, laureat Nagrody Nobla w dziedzinie fizyki w 2019 roku.
Szkoła Letnia jest otwarta dla zaawansowanych studentów astronomii studiów licencjackich oraz doktorantów z całego świata. Większość wybranych studentów pochodzi z krajów rozwijających się. Zajęcia są bezpłatne, a dodatkowego wsparcia finansowego udzielają dobroczyńcy poprzez. Fundacja Obserwatorium Watykańskieco zapewnia możliwość uczestnictwa wszystkim przyjętym studentom.
Letnie Szkoły Obserwatorium Watykańskiego odbywają się od 1986 roku i są jedną z najważniejszych inicjatyw Specoli. Od momentu ich powstania, prawie 40 lat temu, zawsze otrzymywały maksymalne wsparcie ze strony papieży, a uczestnicy zawsze mogli pozdrowić papieża podczas pobytu we Włoszech. Dodatkowo do Szkoły letnieW Specoli odbywają się również regularnie konferencje naukowe oraz wydarzenia o charakterze publicznym.
Historia Specola
Założenie Obserwatorium Watykańskiego oficjalnie nastąpiło wraz z motu proprio. Ut mysticam Leona XIII z 14 marca 1891 r. Po założeniu obserwatorium zostało wyposażone w początkową obrotową kopułę o wysokości trzech i pół metra, do której w ciągu kilku lat dobudowano trzy kolejne, wraz z nowocześniejszym oprzyrządowaniem pozyskanym dzięki darom. Dwa lata później Specola została wyposażona w heliograf do fotografowania Słońca, umieszczony na tarasie Muzeów Watykańskich (później przeniesiony na taras obecnego klasztoru Mater Ecclesiae, gdzie rezyduje Benedykt XVI). W 1909 roku na szczycie wieży przylegającej do Palazzina Leone XIII umieszczono duży refraktor, chroniony przez kopułę o wysokości ponad ośmiu metrów.
Jednym z pierwszych znaczących osiągnięć naukowych Specoli była współpraca w międzynarodowym projekcie Carte du Ciel, pierwszy fotograficzny atlas gwiazd. La Specola współpracowała z 21 innymi obserwatoriami na całym świecie, aby ukończyć mapowanie nieba. Aby zrealizować to wielkie przedsięwzięcie naukowe, należało wyposażyć La Specola w następujący sprzęt z dużym teleskopem. Wykorzystała ona m.in. Wieża San Juanrównież znajdujący się w murach Watykanu, gdzie zbudowano 8-metrową obrotową kopułę.
Zmiany miejsca spotkania
Pod koniec lat 20. XX wieku coraz większa iluminacja miasta Rzymu utrudniała obserwację nieba. Obserwatorium zostało przeniesione do pałacu papieskiego w Castel Gandolfo. Nowy obiekt, oddany do użytku w 1935 roku, był wyposażony w najpotężniejsze urządzenia, takie jak astrograf, laboratoria do badania meteorytów i duża biblioteka. Kilka lat później zainstalowano Centrum Obliczeniowe dla coraz bardziej zaawansowanych badań astrofizycznych.
W latach 70-tych, ten sam problem, który zmusił Specolę do przeniesienia się z Rzymu do Castel Gandolfo, pojawił się ponownie wraz ze wzrostem sztucznego oświetlenia w mieście i jego okolicach. Specola ponownie rozpoczął poszukiwania miejsca na nowe obserwatorium, ostatecznie wybierając Tucson w Arizonie. Watykański Teleskop Zaawansowanej Technologii (VATT) w Arizonie został zainaugurowany w 1993 roku i jest wyposażony w zaawansowany teleskop oraz szereg laboratoriów astrofizycznych.
Cel Specola: służyć nauce
Niektórzy mogą się zastanawiać, dlaczego Watykan interesuje się astrofizyką i czy rzeczywiście konieczne było "założenie" całego obserwatorium do badania gwiazd i meteorytów. W tym duchu, z okazji Roku Astronomii (2009), watykański dziennik L'Osservatore Romano przeprowadził wywiad z jezuitą Guyem J. Consolmagno, obecnym dyrektorem Specoli, który odpowiada na niektóre z tych pytań: "Kiedy papież Leon XIII tworzył Specola Vaticana, jedną z jego motywacji było pokazanie światu, że Kościół wspiera i promuje prawdziwą naukę. I aby wypełnić ten mandat, jesteśmy zobowiązani nie tylko do wykonywania pracy naukowej, ale także do jej upubliczniania i dzielenia się nią.
"Nauka -dodaje-. jest dokładnie taki sam. Przestrzegamy tych samych praw naukowych i publikujemy w tych samych czasopismach. Różnica polega na motywacji. Nie pracujemy po to, by zarabiać pieniądze lub dla osobistego prestiżu. Po prostu pracujemy z miłości do nauki. I oczywiście to samo chciałoby zrobić wielu innych uczonych, ale to wspaniałe, że tu, w Watykanie, możemy spełnić to życzenie, nie borykając się z tyloma innymi problemami.
Wolniejsza nauka
Może to brzmieć idyllicznie i nierealnie, ale faktem jest, że jako instytucja watykańska, naukowcy pracujący w Specoli uzyskują finansowanie swoich projektów za pośrednictwem Fundacja Obserwatorium Watykańskie więc nie muszą konkurować z innymi obserwatoriami o finansowanie rządowe: "They don't need to compete with other observatories for government funding.Osoby pracujące w NASA muszą stale informować o wynikach i postępach swoich badań, aby nie stracić finansowania. My natomiast możemy zaangażować się w długotrwałe badania naukowe, które również wymagają kilku lat pracy, zanim osiągnie się efekt.". Ponadto "możemy pracować nad tym, co nas najbardziej interesuje, a nie nad projektami, które są nam narzucane przez potencjalnych fundatorówi angażować się w badania, które mogą trwać pięć, dziesięć, a nawet piętnaście lat."
Mimo zmęczenia, jakie w ostatnich tygodniach okazywał papież Franciszek, ostatecznie zdecydował się na podróż do Kazachstanu we wrześniu przyszłego roku.
Dyrektor watykańskiego biura prasowego Matteo Bruni poinformował, że papież Franciszek uda się w dniach 13-15 września do Kazachstanu. Na zaproszenie władz cywilnych i kościelnych papież złoży wizytę duszpasterską, a także weźmie udział w VII Kongres Religii Świata i Tradycjiw mieście Nur-Sultan.
Na konferencji prasowej w drodze powrotnej z Kanady papież Franciszek skomentował chęć odbycia tej podróży: "Kazachstan, na razie, chciałbym pojechać: to spokojna podróż, bez tak wielkiego ruchu, to Kongres Religii" - powiedział.
Cele kongresu
Kongres ma przyczynić się do ustanowienia pokoju, tolerancji między religiami, wyznaniami, narodami i grupami etnicznymi. W tym celu współpracuje z międzynarodowymi organizacjami i strukturami mającymi na celu promowanie dialogu między religiami, kulturami i cywilizacjami. Wśród jej celów jest "zapobieganie rozpowszechnianiu się tezy zderzenia cywilizacji, wyrażającej się w przeciwstawianiu sobie religii i dalszym upolitycznianiu sporów teologicznych, a także próbom dyskredytowania jednej religii przez inną".
Trzy miesiące temu Omnes miał okazję wywiad z Monsignor José Luis MumbielaBiskup Ałmaty, najludniejszego miasta Kazachstanu, i przewodniczący konferencji biskupów tego kraju. Przy tej okazji podkreślił entuzjazm, z jakim wyjazd ten spotyka się u katolików: "Dla Kościoła katolickiego jest to zawsze radość. Zwykły Ojciec nie potrzebuje specjalnego powodu, aby zobaczyć swoje dzieci. Zawsze jest mile widziany. Ale oczywiście okoliczności historyczne w Kazachstanie i w krajach bliskich Kazachstanowi (Ukraina, Rosja) sprawiają, że ta podróż jest bardzo znacząca. Korzystając z międzynarodowego kongresu, którego celem jest właśnie promowanie pokoju i harmonii między religiami i różnymi kulturami. To jest właśnie to, co papież chce szerzyć, w świecie, który cierpi na coś zupełnie przeciwnego. Sprzyjają temu okoliczności historyczne. To piękny zbieg okoliczności.
Pérez TenderoWidzę, że jest wielkie pragnienie Słowa Bożego".
Manuel Pérez jest biblistą, który wykłada w seminarium w Ciudad Real. Teraz jego zajęcia trafiły na youtube i osiągnęły więcej niż niezwykły sukces. Porozmawialiśmy z nim o tym wydarzeniu.
Manuel Pérez Tendero urodził się w Urdzie (Toledo) w 1966 roku. W wieku 16 lat wstąpił do seminarium w Ciudad Real, studiował teologię i kolejne trzy lata w Papieski Instytut Biblijny w Rzymie. Po święceniach kapłańskich wykładał Pismo Święte w seminarium w Ciudad Real, gdzie był również rektorem. Od kilku miesięcy jego zajęcia są dostępne w internecie i cieszą się zaskakująco dobrym przyjęciem.
Kiedy i dlaczego zdecydowałeś się udostępnić swoje zajęcia z Pisma Świętego na YouTube?
- Było to przy okazji pandemii i dzięki inicjatywie pewnego kleryka. Do czasu uruchomienia kanału wykładałem w seminarium i w Diecezjalnym Instytucie Teologicznym. Początkowo filmiki dotyczyły Ewangelii z kolejnej niedzieli, ale wkrótce zdecydowałem się na nagranie bardziej systematycznej i uporządkowanej serii:. Gospel Marka lub Łukasza, księgi Starego Testamentu (Genezapowieści),. Apokalipsa...
Jaki był powód tej zmiany?
- Kiedy wydawało się, że pandemia się kończy i zostaliśmy zwolnieni z aresztu, musieliśmy zdecydować, czy kontynuować kanał, czy go opuścić. Kiedy zdecydowaliśmy się na kontynuację, pomyśleliśmy, że ciekawie byłoby zrobić coś bardziej systematycznego, biorąc za punkt odniesienia księgi Biblii.
Czy poświęcasz dużo czasu na przygotowanie filmów i czy uważasz, że czas, który poświęcasz na nauczanie online jest dobrze wykorzystany?
- Istnieje przygotowanie długofalowe: to, które dało mi dar trzydziestu lat pracy jako kapłan i nauczyciel. Z drugiej strony jest krótkotrwałe przygotowanie: trzeba poświęcić czas na przygotowanie każdego nagrania i samego nagrania. Dla mnie to wartościowa praca, ale nie robiłabym tego sama, gdyby nie zachęta i pomoc innych.
Dlaczego studiowałeś Pismo Święte? Co najbardziej podoba ci się w studiowaniu i nauczaniu Biblii?
- Pod koniec studiów seminaryjnych zostałem wysłany na studia do Rzymu. Studiowałem Pismo Święte z powodu braku wykładowców Pisma Świętego w naszym seminarium.
Co mi się najbardziej podoba? Poznać Pismo Święte to poznać Chrystusa, mówi św. Jerome. Chrystus, Słowo Boże, jest tym, co lubię najbardziej. Także precyzyjnie ludzki aspekt Biblii: historie, głębokie tematy, sposoby wyrażania się. Tajemnica Słowa, która ma tak wiele wspólnego z nasze życie i nasza wiara: w tym tkwi główne piękno.
Jak według Ciebie wygląda wiedza biblijna przeciętnego katolika? Co według Ciebie wnosi do nich Twój kanał? Jak wytłumaczysz, że tak długie filmy spotykają się z tak dobrym przyjęciem?
- Myślę, że wśród katolików jest coraz lepiej. Widzę przede wszystkim, że jest wielkie pragnienie Słowa Bożego. Oczywiście może wystąpić rozdźwięk między tym, co publikują specjaliści, a innymi, bardziej popularnymi książkami o duchowości. Myślę, że potrzebne jest takie podejście do Biblii, które będzie głębokie, a jednocześnie sapiencjalne, wierzące. Ta sapiencjalna, wierząca lektura, stawiająca pytania, jest tym, co staramy się wnosić z naszego kanału.
Zwiastun kursu "Zniewolony przez słowo
Niektórzy mogą być zaskoczeni, że można znaleźć tak dobrze nakręcone i zmontowane filmy biblijne - w czym tkwi sekret?
- Tajemnica tkwi w Marcinie, który je redaguje; tkwi w jego umiejętnościach biblijnych i komputerowych; tkwi przede wszystkim w pasji, którą wkładają w to wszyscy, którzy nad nim pracują.
Na pewno w tych latach kanału, z kilkoma tysiącami subskrybentów i około setką filmów, możesz podzielić się z nami jakimś szczególnie uderzającym lub znaczącym owocem swojego kanału na YouTube?
- Jednym z owoców jest to, że udało mi się poznać kilka osób i wspólnot, które wezwały mnie do wygłoszenia rekolekcji czy konferencji. Być może najlepszym owocem są braterskie słowa tak wielu wierzących - niektórzy z nich nie są katolikami - którzy zachęcają nas do kontynuacji, wielu z nich szczerą modlitwą. Kilka miesięcy temu, w miejscowości w Ciudad Real, podeszła do mnie nieznana mi pani, która przywitała mnie z wielkim uśmiechem i powiedziała głośno: "Urzeczona Słowem!
Gdyby nasi czytelnicy chcieli zacząć swój skryptowy trening od Twojego kanału, to od czego poleciłbyś im zacząć?
- Można zacząć od prostej książki, na przykład Ruth. Potem można by przejść do takiej książki jak Genesis, która ma 4 filmy. Jest też Objawienie, bardzo aktualne i nie tak trudne, które ma 3 filmy. Następnie zacząłbym od Ewangelii według Marka, aby powoli pracować nad itinerarium Jezusa i tajemnicą Ewangelii.
Wakacje pozwalają na jedno z najbardziej imponujących i niezbędnych doświadczeń wiary, aby wiara mogła się mocno zakorzenić: wyjazd do innej parafii i w ten sposób doświadczenie katolickości Kościoła.
Wakacje pozwalają na mocne zakorzenienie się jednego z najbardziej efektownych i potrzebnych doświadczeń wiary: doświadczenia katolickości Kościoła. Pójście do innej niż zwykle parafii lub udział w międzynarodowych spotkaniach, takich jak najbliższa Europejska Pielgrzymka Młodzieży, która zgromadzi tysiące chłopców i dziewcząt od 3 do 7 sierpnia w Santiago de Compostela.
Są to wyjątkowe okazje do odkrycia, jak sam Chrystus jest w wyjątkowy sposób obecny w tak wielu różnych wspólnotach na całym świecie.
Wyznaję, że uwielbiam "smakować" Msze Święte w odwiedzanych przeze mnie miastach i miasteczkach, bo w nich zawsze odkrywam Boga i Kościół w nowy, zaskakujący sposób.
Uwielbiam zauważać, jak wspólnota jest ułożona w ławkach, jak wierni są ubrani, jak dekorują ołtarz, jak czytania brzmią w innym akcencie lub w innym języku, odkrywać lokalne zwyczaje, słuchać znanych pieśni z innym niuansem, a nawet robić z siebie pełnego Mr Beana, próbując naśladować na głos piosenkę, która jest mi zupełnie nieznana.
To sposób na to, by poczuć się jeszcze jednym, członkiem jednego Kościoła katolickiego.
Dzięki wakacjom w dzieciństwie nauczyłem się Credo Nicejsko-Konstantynopolitańskiego - długiego, że tak powiem - ponieważ zwyczajem proboszcza z wioski, w której spędzałem wakacje, było ogłaszanie tej wersji wyznania wiary zamiast Apostolskiego (krótkiego), które było odmawiane w mojej zwykłej parafii. I jakże od tamtej pory zachwycam się tym teologicznym klejnotem!
Fascynuje mnie też słuchanie najróżniejszych homilii - wybaczcie, że jestem "geekowaty". Jakkolwiek długie czy krótkie, jakkolwiek głębokie czy powierzchowne, jakkolwiek udokumentowane czy improwizowane, we wszystkich odkrywam Chrystusa Mistrza w postaci kapłana, który stoi ponad ludzkimi darami i brakami.
Jeśli na dodatek kościół jest zabytkiem historyczno-artystycznym lub jego architektura czy obrazy wzbudzają pobożność wiernych, uroczystość może być bardzo wzbogacająca.
Dać pokój komuś, kogo widzisz po raz pierwszy, ale w kim odkrywasz brata, przyjąć komunię w kolejce obcych ludzi, a jednocześnie czuć się jak w rodzinie. Jeden Duch, członkowie jednego ciała, cenne doświadczenie komunii świętych.
Podobnie jest, gdy mam szczęście uczestniczyć w pielgrzymkach do międzynarodowych sanktuariów (Fatima, Lourdes, Guadalupe...) lub w wydarzeniach organizowanych przez Kościół powszechny (ŚDM, audiencje papieskie...).
Polecam rodzicom posyłanie dzieci na tego typu spotkania, ponieważ nasze nastolatki i młodzież, dla których grupa jest tak ważna, czują się jak dziwacy za przynależność do narodu chrześcijańskiego. Doświadczenie zobaczenia tysięcy, setek tysięcy, a nawet milionów młodych ludzi, którzy bez skrępowania wyznają swoją wiarę, którzy żyją radością płynącą ze świadomości, że są dziećmi Bożymi, którzy dzielą się duchowym spojrzeniem na dzisiejszy świat, pośród swoich wątpliwości i potknięć, skłania do zmiany tej postawy odrzucenia typowej dla zsekularyzowanego społeczeństwa, w którym żyją.
Kościół bowiem nie jest zwykłą sumą Kościołów partykularnych, jak uczył nas Paweł VI w Evangelii nuntiandiale jedna, która "mając swoje korzenie w różnorodności terenów kulturowych, społecznych i ludzkich, przybiera różnorodne aspekty i zewnętrzne przejawy w każdej części świata".
Wiecie, tego lata, gdziekolwiek jesteście, pamiętajcie, żeby pójść do kościoła, do swojego kościoła.
Dziennikarz. Absolwent Nauk o Komunikacji oraz licencjat z Nauk o Religii. Pracuje w diecezjalnej delegaturze ds. mediów w Maladze. Jego liczne "wątki" na Twitterze dotyczące wiary i życia codziennego cieszą się dużą popularnością.
Papieska Gwardia Szwajcarska. Historia, handel i ciekawostki
Co 6 maja nowi członkowie Gwardii Szwajcarskiej składają przysięgę na wierność papieżowi, nawet za cenę własnego życia. Tego dnia w 1527 roku 147 gwardzistów zginęło chroniąc papieża Klemensa VI podczas złupienia Rzymu przez wojska Karola V.
Są chyba najczęściej fotografowanymi strażnikami na świecie. Ich kolorowe mundury i niewzruszone twarze przyciągają ciekawość tych, którzy natkną się na nich w Watykanie. Przywilej strzeżenia papieża nie jest łatwy. Wśród wymagań stawianych osobom, które chcą należeć do tego korpusu jest to, że muszą być katolikami, mieć co najmniej 1,74 m wzrostu i posiadać świadectwo dobrego wychowania.
Czym jest Gwardia Szwajcarska i jakie są jej kompetencje?
Papieska Gwardia Szwajcarska to korpus wojskowy odpowiedzialny za bezpieczeństwo papieża i Stolicy Apostolskiej. Organicznie jest to armia - najmniejsza na świecie - licząca nieco ponad 100 członków.
Jej głową jest papież rzymski, suweren państwa watykańskiego. Posiada również dowódcę w stopniu pułkownika, który jest najwyższą władzą wojskową korpusu; wice dowódcę w stopniu podpułkownika; kapelana w stopniu podpułkownika; oficera w stopniu majora; trzech oficerów w stopniu kapitana; a reszta to podoficerowie i żołnierze lub "halabardnicy".
Jak każdy korpus wojskowy posiada systemy i procedury szkoleniowe w zakresie szkolenia taktycznego i uzbrojenia. Ponadto Gwardia Szwajcarska jest szkolona w posługiwaniu się mieczem i halabardą - których znaczenie wyjaśnione jest poniżej - oraz szkolona jako ochroniarze do ochrony głów państw.
Kontroluje cztery bramy Watykanu: Bramę Świętego Oficjum, Łuk Dzwonów, Bramę Brązową i Bramę św. Anny, gdzie znajduje się jego siedziba.
W obrębie Państwa Watykańskiego za większość terytorium odpowiada tzw. korpus strażników, złożony z nieco ponad stu agentów policji lub karabinierów, rozmieszczonych na terenie ogrodów watykańskich, heliportu, muzeów i innych miejsc wymagających szczególnej czujności. Organ ten, w koordynacji z Gwardią Szwajcarską, zapewnia bezpieczeństwo Stolicy Apostolskiej. Gwardia Szwajcarska w sposób szczególny chroni Pałac Apostolski i osobę Ojca Świętego.
Oczywiście, jak to bywa w każdym cywilizowanym kraju,... Gwardia Szwajcarska Współpracuje ze wszystkimi organami odpowiedzialnymi za bezpieczeństwo zarówno Papieża, jak i Miasta Watykańskiego, a zatem koordynuje niektóre swoje funkcje z policją watykańską i włoskimi siłami bezpieczeństwa, biorąc pod uwagę położenie geograficzne Stolicy Apostolskiej, oraz z władzami państw i miejsc, do których Papież podróżuje, aby osiągnąć bardziej skuteczną i bezpieczną ochronę.
Jaka jest geneza powstania Gwardii Szwajcarskiej?
Gwardia Szwajcarska powstała na początku XVI wieku, kiedy to papież Juliusz II poprosił szwajcarską szlachtę o żołnierzy dla własnej ochrony. W tym czasie żołnierze szwajcarscy cieszyli się wysoką renomą, czego dowodem były starcia w wojnach burgundzkich.
Jak wygląda mundur strażnika szwajcarskiego?
Mundur wojskowy z. Gwardia Szwajcarska jest jednym z najstarszych na świecie. Obecny został zaprojektowany na początku XX wieku, a jego inspiracją były freski Rafaela. Kolory odpowiadają liberii domu Della Rovere, do którego należał człowiek, który miał zostać papieżem Juliuszem II.
Składa się z morrionu - hełmu, który okrywał głowy starożytnych rycerzy, nieco stożkowatego i z niemal ostrym grzebieniem - ozdobionego czerwonym lub białym piórem, w zależności od rangi wojskowej, której dotyczy. Nosi też białe rękawice i napierśnik.
Gwardia Szwajcarska nosi rajstopy zapinane na kolanach na złotą podwiązkę i zakrywane getrami w zależności od pogody i okazji. Ma to potrójne znaczenie ukazania radości z bycia żołnierzem, z walki i z bycia w służbie papieża.
Pod względem uzbrojenia noszonego przez szwajcarskiego gwardzistę wyróżnia się halabarda lub miecz, czyli średniowieczna broń podobna do włóczni, której czubek przebity jest ostrzem, z jednej strony ostrym, a z drugiej w kształcie półksiężyca. Oczywiście korpus dysponuje także nowoczesną bronią piechoty, w tym pistoletami, karabinami maszynowymi, sub-maszynami i karabinami szturmowymi.
Co jest potrzebne do bycia strażnikiem szwajcarskim i jak wygląda jego codzienność?
Do Papieskiej Gwardii Szwajcarskiej może wstąpić nie byle kto. Tylko nieżonaci, katolicy, o wzroście co najmniej 1,74 m, w wieku od 19 do 30 lat, z wykształceniem zawodowym lub średnim, z obywatelstwem szwajcarskim i posiadający świadectwo podstawowego wyszkolenia w Szwajcarskich Siłach Zbrojnych z zaświadczeniem o dobrym sprawowaniu.
Na naszej własnej stronie internetowej -.www.guardiasvizzera.ch- Możesz dowiedzieć się więcej o tym, co to znaczy być Gwardzistą Szwajcarskim i jakie są wymagania dotyczące członkostwa w korpusie.
Co 6 maja nowi rekruci składają przysięgę na wierność papieżowi, nawet za cenę własnego życia. Tego dnia w 1527 roku 147 gwardzistów zginęło broniąc papieża Klemensa VI podczas złupienia Rzymu przez wojska Karola V i od tego czasu jest to data wybierana do indukcji nowych kandydatów.
Jest to urząd, w którym istnieje pewna rotacja, tak że osoby przyjęte spędzają kilka lat w Stolicy Apostolskiej, a po pewnym czasie wracają do kraju pochodzenia, najczęściej do Szwajcarii.
Życie strażnika szwajcarskiego to bardzo normalne życie. Dzień pracy około 9 godzin, z dniami wolnymi od pracy i urlopami według zmian rotacyjnych. Podstawowe miesięczne pensje są nieco skromniejsze od tego, co zarobiłby włoski żołnierz.
Krótko mówiąc, zwykłe życie, w którym oczywiście każdy nawiązuje własne relacje towarzyskie, a nawet - w kilku przypadkach - małżeństwa między Gwardzistami Szwajcarskimi a włoskimi narzeczonymi, poznanymi podczas wojskowego tournée w Watykanie.
Feminizm Franciszka - klucz do odczytania jego podróży do Kanady
Jak to jest w zwyczaju podczas papieskich podróży, Franciszek po powrocie do Rzymu zorganizował konferencję prasową. Kilka pytań rzuca światło na kluczowe punkty tej podróży do Kanady.
Papież dał klucz interpretacyjny swoich kanadyjskich nauk, odpowiadając reporterom, gdy wieczorem 29 lipca leciał z Iqaluit do Rzymu. Ta podróż do Kanady - wyjaśnił - była ściśle związana z postacią św. Anny, z "dialektalnym" przekazem wiary, który jest kobiecy, bo Kościół jest matką i żoną.
Mówiłem - powiedział - o starych kobietach, o matkach i o kobietach. I podkreśliłem, że wiara jest przekazywana "w dialekcie" matki, dialekcie babek... To bardzo ważne: rola kobiet w przekazywaniu wiary i w rozwoju wiary. To matka czy babcia uczy jak się modlić, tłumaczy pierwsze rzeczy, których dziecko nie rozumie w kwestii wiary... Kościół jest kobietą. Chciałem to wyraźnie powiedzieć z myślą o świętej Annie". Dodał odniesienie biblijne, 2 Machabeusze 7, gdzie "mówi się, że matka zachęcała w gwarze matki" swoje dzieci do przyjęcia męczeństwa.
Dziadkowie
Rzeczywiście, 26 lipca Franciszek mówił o przekazywaniu kultury i wiary w homilii przed tysiącami rodzin na stadionie w Edmonton: "Jesteśmy tu dzięki naszym rodzicom, ale także dzięki naszym dziadkom... To oni często byli tymi, którzy kochali nas bez zastrzeżeń i nie oczekując od nas niczego; brali nas za rękę, gdy się baliśmy, uspokajali nas, dodawali nam otuchy, gdy musieliśmy decydować o naszym życiu. Dzięki naszym dziadkom otrzymaliśmy pieszczotę od historii.
Wielu z nas oddychało zapachem Ewangelii w domu dziadków, siłą wiary, która ma smak domu. Dzięki nim odkrywamy wiarę swojską, domową; tak, tak jest, ponieważ wiara jest zasadniczo przekazywana w ten sposób, jest przekazywana "w języku ojczystym", jest przekazywana w dialekcie, jest przekazywana poprzez czułość i zachętę, troskę i bliskość".
"To jest nasza historia do strzeżenia, historia, której jesteśmy spadkobiercami; jesteśmy dziećmi, bo jesteśmy wnukami. Dziadkowie odcisnęli na nas oryginalne piętno swojego sposobu bycia, dając nam godność, zaufanie do siebie i innych. Przekazali nam coś, czego nigdy nie da się w nas wymazać.
Opieka nad rodziną
"Czy jesteśmy dziećmi i wnukami, które wiedzą, jak strzec bogactwa, które otrzymaliśmy? Czy pamiętamy o dobrych naukach, które odziedziczyliśmy? Czy rozmawiamy ze starszymi, czy poświęcamy czas, aby ich wysłuchać? Czy w naszych domach, coraz lepiej wyposażonych, coraz bardziej nowoczesnych i funkcjonalnych, umiemy urządzić godną przestrzeń dla zachowania ich wspomnień, specjalne miejsce, małe rodzinne sanktuarium, które poprzez obrazy i ukochane przedmioty pozwala nam również wznosić nasze myśli i modlitwy do tych, którzy odeszli przed nami? Czy przechowujemy Biblię lub różaniec naszych przodków?
Módlcie się za nich i w jedności z nimi, poświęcajcie czas na pamięć o nich, zachowujcie ich dziedzictwo. W mgle zapomnienia, która napada na nasze pędzące czasy, bracia i siostry, trzeba zadbać o korzenie".
Lac Sainte Anne
Wieczorem 26 lipca papież był tylko kolejnym pielgrzymem w sanktuarium Lac Sainte Anne, miejscu spotkań miejscowej ludności. Tam wrócił do tematu, o którym mowa.
"Myślę o babciach, które są tu z nami. Tak wiele z nich. Drogie babcie, wasze serca są fontannami, z których płynie żywa woda wiary, którą ugasiłyście pragnienie dzieci i wnuków. Podziwiam istotną rolę kobiet w społecznościach tubylczych. Zajmują one bardzo ważne miejsce jako błogosławione źródła życia, nie tylko fizycznego, ale i duchowego. I, myśląc o ich kokum (babcia w Cree), myślę o mojej babci. Od niej otrzymałem pierwsze głoszenie wiary i nauczyłem się, że Ewangelia jest przekazywana właśnie w ten sposób, poprzez czułość opieki i mądrość życia.
Wiara rzadko rodzi się poprzez samodzielne czytanie książki w salonie, ale szerzy się w atmosferze rodzinnej, przekazywana jest w języku matek, przy słodkim śpiewie gwarowym babć. Cieszę się, że widzę tu tak wielu dziadków i pradziadków. Dziękuję. Dziękuję i chciałabym powiedzieć wszystkim, którzy mają staruszków w domu, w rodzinie, macie skarb! Strzegą w swoich murach źródła życia; prosimy o opiekę nad nimi jako nad najcenniejszym dziedzictwem, które należy kochać i strzec.
Leczenie ran
"W tym błogosławionym miejscu, gdzie panuje harmonia i pokój, przedstawiamy Wam dysonans naszej historii, straszliwe skutki kolonizacji, niezatarty ból tak wielu rodzin, dziadków i dzieci. Panie, pomóż nam uleczyć nasze rany. Wiemy, że wymaga to wysiłku, troski i konkretnych czynów z naszej strony. Ale wiemy też, Panie, że sami nie damy rady. Powierzamy się Tobie i wstawiennictwu Twojej matki i babci. ...matki i babki pomagają leczyć rany serca.
Kościół jest także kobietą, Kościół jest także matką. W rzeczywistości nigdy nie było takiego okresu w jej historii, kiedy wiara nie była przekazywana, w języku ojczystym, przez matki i babki. Z drugiej strony, część bolesnego dziedzictwa, z którym mamy do czynienia, rodzi się z tego, że uniemożliwiliśmy tubylczym babciom przekazanie wiary w ich języku i kulturze. Ta strata jest z pewnością tragedią, ale Wasza obecność tutaj jest świadectwem odporności i ponownego rozpoczęcia, pielgrzymki ku uzdrowieniu, otwarcia serc na Boga, który uzdrawia naszą wspólnotę.
Sainte Anne de Beaupré
28 lipca podczas mszy w intencji pojednania w sanktuarium św. Anny w Beaupré w Quebecu Franciszek skomentował Ewangelię o dwóch rozczarowanych uczniach na drodze do Emaus.
"Łammy z wiarą Chleb Eucharystyczny, bo wokół stołu możemy na nowo odkryć siebie jako umiłowane dzieci Ojca, powołane do bycia braćmi i siostrami. Jezus, łamiąc Chleb, potwierdza świadectwo kobiet, którym uczniowie nie wierzyli, że zmartwychwstał! W tej bazylice, w której wspominamy matkę Maryi Dziewicy i gdzie znajduje się również krypta poświęcona Niepokalanemu Poczęciu, musimy podkreślić rolę, jaką Bóg chciał przyznać kobietom w swoim planie zbawienia. Święta Anna, Najświętsza Maryja Panna, kobiety poranka wielkanocnego ukazują nam nową drogę pojednania, macierzyńska czułość tak wielu kobiet może towarzyszyć nam - jako Kościołowi - ku nowym owocnym czasom, w których pozostawiamy za sobą tak wiele sterylności i tak wiele śmierci, a w centrum stawiamy Jezusa, Ukrzyżowanego i Zmartwychwstałego".
Dwie Kanadyjki
Z ośmiu kobiet, które zadały pytania na lotniczej konferencji prasowej, dwie pierwsze były Kanadyjkami. Odpowiedzi są tłumaczone z języka włoskiego.
Jessica Deerpotomek ocalałych z residential schools, chciał wiedzieć, dlaczego papież nie skorzystał z okazji, by publicznie odrzucić doktryny i bulle papieskie z czasów konkwistadorów, w wyniku których katolicy zawłaszczali rdzenne ziemie i uważali ich mieszkańców za gorszych.
Papież nawiązał do słów św. Jana Pawła II potępiających afrykańskie niewolnictwo podczas wizyty na wyspie Gorée w Senegalu (22 lutego 1992 r.): [Isola di Gorée, la porta del non ritorno].); do Bartolomé de las Casas i św. Piotra Clavera; do mentalności kolonialistów wtedy i teraz oraz do wartości tubylczych. Zakończył następująco.
Papież FranciszekTa "doktryna kolonizacji"... jest zła, jest niesprawiedliwa. Używa się go również dzisiaj, być może w rękawiczkach... Na przykład niektórzy biskupi w niektórych krajach powiedzieli mi: "W naszym kraju, kiedy prosimy o pożyczkę od organizacji międzynarodowej, narzucają nam warunki, w tym legislacyjne, kolonialne.
Aby udzielić ci pożyczek, każą ci nieco zmienić styl życia. Wracając do kolonizacji... Ameryki, Anglików, Francuzów, Hiszpanów, Portugalczyków: są cztery (potęgi kolonialne), dla których zawsze istniało niebezpieczeństwo, a nawet mentalność: "my jesteśmy lepsi, a ci rdzenni mieszkańcy się nie liczą", i to jest poważne.
Dlatego musimy pracować nad tym, o czym mówisz: wrócić i zrobić zdrowo... to, co zostało zrobione źle, wiedząc, że nawet dzisiaj istnieje ten sam kolonializm. Pomyślcie na przykład o przypadku, który jest ogólnoświatowy... Rohingya w Myanmar: nie mają prawa do obywatelstwa, są z niższej półki. Nawet dzisiaj. Dziękuję bardzo".
Prasa kanadyjska
Brittany HobsonZ agencji informacyjnej Canadian Press: "Dzień dobry, papież Franciszek. Często mówiłeś, że trzeba mówić jasno, szczerze, bezpośrednio i z parresją. Wiecie, że kanadyjska Komisja Prawdy i Pojednania określiła system szkół rezydencjalnych jako "ludobójstwo kulturowe", a wyrażenie to zostało skorygowane na po prostu "ludobójstwo". Ludzie, którzy słyszeli w tym tygodniu twoje słowa przeprosin, ubolewali, że nie użyto terminu ludobójstwo. Czy użyłbyś tego terminu lub przyznał, że członkowie Kościoła uczestniczyli w tym ludobójstwie?".
Papież FranciszekTo prawda, nie użyłem tego słowa, bo nie przyszło mi do głowy, ale opisałem ludobójstwo i przeprosiłem, przeprosiłem za tę pracę, która jest ludobójstwem. Ja na przykład też to potępiłem: odbieranie dzieci, zmiana kultury, zmiana umysłu, zmiana tradycji, zmiana rasy, powiedzmy, całej kultury. Owszem, jest to słowo techniczne - ludobójstwo - ale nie użyłem go, bo nie przyszło mi do głowy. Ale opisałem, że to prawda, tak, to było ludobójstwo, tak, tak, tak, spokojnie. Mówi pan, że powiedziałem, że tak, to było ludobójstwo. Dziękuję.."
Ta ostatnia odpowiedź będzie punktem rozmów w Kanadzie. Nie wiadomo jeszcze, czy o wszystkich powyższych będzie się również mówiło. Omnes zgłosi się.
Podsumowanie Roku Ignacjańskiego w uroczystość św.
31 lipca, wraz z uroczystością św. Ignacego, kończy się Rok Ignacjański, który rozpoczął się 20 maja 2021 r. Data ważna, bo odpowiadająca 500. rocznicy rozpoczęcia przygody Ignacego z Loyoli, wówczas baskijskiego żołnierza, który walczył w obronie Pampeluny, zaatakowanej przez Francuzów.
Stefano Grossi Gondi-31 lipca 2022 r.-Czas czytania: 5minuty
Do nawrócenia św. Ignacego doprowadził dramatyczny epizod. Kula armatnia strzaskała mu nogi i przez całe życie Ignacy chodził z utykiem. Ale najbardziej niezwykłe efekty były w jego sercu, w długim procesie ewolucji, który zmienił sposób postrzegania świata i otworzył go na przyszłość, której wcześniej nawet sobie nie wyobrażał. Paradoks polega na tym, że epizod, który na pierwszy rzut oka wydaje się być osobistym dramatem, kończącym jego wojskową karierę chłopca na posyłki, jest w rzeczywistości początkiem drogi, która popycha człowieka bliżej Boga i otwiera przed nim nową drogę w Kościele.
Rok ignacjański
W maju 2021 roku rozpoczęły się uroczystości w Pampelunie, gdzie wszystko się zaczęło. I to właśnie przełożony generalny Towarzystwa Jezusowego, ojciec Arturo Sosa, poprowadził uroczysty akt, który rozpoczął bieg wydarzeń.
Ignacego", która jest okazją do poznania w sposób doświadczalny drogi nawrócenia Ignacego. Następnie, w czerwcu 2021 r., modlitwa o powierzenie Bogu drogi Prowincji Eurośródziemnomorskiej Towarzystwa Jezusowego, w rocznicę dnia, w którym Ignacy zaczął odzyskiwać siły z niebezpieczeństwa śmierci, jakie towarzyszyło ranie nogi, którą odniósł w walce. Ponadto w lipcu 2021 roku w górach północnej Albanii odbył się letni obóz wędrowny dla młodzieży.
W marcu 2022 roku, w rocznicę kanonizacji św. Ignacego i św. Franciszka Ksawerego, odbyła się pielgrzymka do "La Storta" pod Rzymem. W kwietniu odbyła się trzyetapowa pielgrzymka z Formii do Rzymu, śladami Ignacego, który wylądował w Gaeta, niedaleko Formii, podczas swojej pierwszej podróży do Włoch. Aktem kończącym jest Msza św. w kościele Gesù w Rzymie 31 lipca 2022 r., w uroczystość św. Ignacego. Do tych wydarzeń, które są obecnie upamiętniane, możemy dodać jeszcze jedno ważne wydarzenie, które przypomina życie św. Ignacego z Loyoli: jego pierwszy pobyt w Rzymie w marcu-kwietniu 1523 r. Następnie wyjechał do Jerozolimy, gdzie we wrześniu 1523 roku przebywał około dwudziestu dni.
Na stronie Rok ignacjański nie tylko miało miejsce we Włoszech, ale były inicjatywy w różnych częściach świata: od Stanów Zjednoczonych po Francję; od Węgier po Amerykę Łacińską, a potem także Afrykę.
Śladami Ignacego
W tym roku poświęconym św. Ignacemu prześledzimy w pewien sposób jego podróż, która od początku wyróżniała się maryjnym charakterem: jego przystanek w słynnym sanktuarium w Montserrat przybrał formę prawdziwego czuwania wojskowego poświęconego Dziewicy i jak starożytny rycerz zawiesił swoje wojskowe szaty przed obrazem Matki Bożej. Później stamtąd, 25 marca 1522 roku, wstąpił do klasztoru w Manresie w Katalonii. I w grocie Manresy postanowił napisać Ćwiczenia Duchowe, nowoczesne narzędzie pobożności, które stało się cechą charakterystyczną duchowości jezuickiej.
W tym czasie zmienił też imię z Inigo na Ignatius, prawdopodobnie z powodu nabożeństwa do św. Ignacego z Antiochii. Ojciec John Dardis, dyrektor Biura Komunikacji w Kurii Generalnej Jezuitów, wspomina jedną z lekcji, których udzielił Ignacy: "Kiedy kochasz, jesteś bezbronny: jeśli nie akceptujesz swoich ran, twoje powołanie pozostaje kłamstwem: nauczenie się porzucania mechanizmów obronnych nie jest łatwe, a odkryciem Ignacego było właśnie to, że może być bezbronny i kochać jednocześnie. Jego walka polegała na szukaniu Boga, na ćwiczeniu wszystkich sił, aby stawić czoła każdej przeszkodzie: w Manresie musiał nawet pokonać myśli samobójcze.Jednak tym, co ostatecznie wygrał, było poczucie zaufania do woli Ojca. Stąd ostateczna myśl: "Jeśli to stracimy, przestaniemy być Towarzystwem Jezusowym",
Uniwersalne priorytety apostolskie
Jezuici w organizowaniu Roku Ignatianum postawili na pierwszym miejscu to, co papież Franciszek przekazał im na dekadę 2019-2020. Oto streszczenie celów: wskazywać drogę do Boga, szczególnie poprzez Ćwiczenia Duchowe i rozeznanie; iść obok ubogich, wykluczonych ze świata w misji pojednania i sprawiedliwości, czyli czegoś bardzo bliskiego sercu papieża Franciszka; towarzyszyć młodym ludziom w przyszłości nadziei; współpracować w trosce o Wspólny Dom. W ten sposób poznamy to, co ożywia apostolski ciąg Towarzystwa, czyli jego duchowość, która jest nie tylko dla Towarzystwa, ale dla wszystkich, którzy doświadczają jej jako prawdziwej dla nich.
Niektóre z priorytetowych uwag to wielka osobista miłość do Jezusa z Nazaretu, która prowadzi każdego do wzrastania ku pełni człowieczeństwa; dostrzeganie Boga działającego we wszystkich rzeczach i wydarzeniach w historii oraz odpowiadanie z wielkodusznością na wezwania, które pochodzą z rzeczywistości, czyli od Pana.
Koncert na zakończenie roku
30 lipca w przeddzień zakończenia Roku Ignacjańskiego odbył się koncert Michele Campanelli, który w podwójnej roli koncertmistrza i pierwszego fortepianu wykonał La Petite Messe Solennelle Gioacchino Rossiniego, skomponowaną przez urodzonego w Pesaro artystę po dziesięcioleciach milczenia. Określenie "petite" miało podwójną motywację: zmniejszony zespół złożony z dwóch fortepianów i fisharmonii oraz chóru liczącego zaledwie 16 śpiewaków, ale także postawa chrześcijanina, który czyni się małym, gdy poświęca swoją muzykę Bogu. Cyrulik sewilski jest daleko i Rossini po raz ostatni wykorzystuje swój stary styl do nowego, poruszającego przesłania.
Przesłanie papieża
Z okazji Roku Ignacjańskiego papież Franciszek wystosował przesłanie podkreślające nawrócenie św. Ignacego, życząc wszystkim, aby ten rok przeżyli jako osobiste doświadczenie nawrócenia. "W Pampelunie, 500 lat temu, wszystkie światowe marzenia Ignacego zostały w jednej chwili zburzone. Kula armatnia, która go zraniła, zmieniła bieg jego życia i bieg świata. Pozornie małe rzeczy mogą być ważne. Ta kula armatnia oznaczała również, że Ignatiusowi nie udało się spełnić marzeń o własnym życiu. Ale Bóg miał dla niego jeszcze większe marzenie. Marzenie Boga dla Ignacego nie dotyczyło Ignacego. Chodziło o pomoc duszom, było to marzenie o odkupieniu, o wyjściu na cały świat w towarzystwie Jezusa, pokornego i ubogiego.
Konwersja to codzienne wydarzenie. Rzadko zdarza się to wszystko naraz. Nawrócenie Ignacego rozpoczęło się w Pampelunie, ale na tym się nie skończyło. Przez całe swoje życie nawracał się, dzień po dniu. I co to znaczy? Że przez całe swoje życie w centrum stawiał Chrystusa. A uczynił to dzięki rozeznaniu. Rozeznanie nie polega na posiadaniu pewników od samego początku, ale na nawigowaniu, na posiadaniu kompasu, aby móc iść drogą, która ma wiele zakrętów, ale zawsze pozwala się prowadzić Duchowi Świętemu, który prowadzi nas do spotkania z Panem. W tej wędrówce po ziemi spotykamy innych, tak jak Ignacy w swoim życiu. Te inne są znakami, które pomagają nam wytrwać i zapraszają do ponownego nawrócenia. Są braćmi, są sytuacjami i Bóg również przez nich przemawia do nas. Słuchamy innych. Czytamy sytuacje. Jesteśmy też wskazówkami dla innych, pokazując Bożą drogę.
Nawrócenie dokonuje się zawsze w dialogu, z Bogiem, w dialogu z innymi, w dialogu ze światem. Modlę się, aby wszyscy zainspirowani duchowością ignacjańską mogli odbyć tę podróż razem jako rodzina ignacjańska i modlę się, aby wielu innych odkryło bogactwo tej duchowości, którą Bóg dał Ignacemu.
Błogosławię was z całego serca, aby ten rok był naprawdę inspiracją do wyjścia na świat, aby pomagać duszom, widząc wszystko nowe w Chrystusie. A także inspiracją, by dać sobie pomóc. Nikt nie jest zbawiony sam. Albo jesteśmy zbawieni we wspólnocie, albo nie. Nikt nie może nauczyć drugiego drogi. Tylko Jezus nauczył nas tej drogi. Pomagamy sobie nawzajem w poznaniu i podążaniu tą drogą. A Bóg Wszechmogący niech was błogosławi, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego, Amen".
Abel Toraño jest koordynatorem Roku Ignatianum. W tych wierszach zastanawia się nad owocami tych miesięcy i jak życie św. Ignacego nadal oświeca mężczyzn i kobiety XXI wieku.
Abel Toraño SJ-31 lipca 2022 r.-Czas czytania: 4minuty
Minęło piętnaście miesięcy od rozpoczęcia Rok ignacjańskiktóra upamiętnia ten 20 maja 1521 roku, kiedy to Ignacy został ciężko ranny w obronie Pampeluny. Piętnaście miesięcy, które zakończyły się 31 lipca, w dniu święta świętego; czas, który służył nam do wspominania jego życia z wdzięcznością, a przede wszystkim miłosiernego działania Boga w jego osobie.
O głębi tej zmiany, o tym, co oznaczała ona w jego życiu i co oznaczać będzie w życiu tak wielu ludzi, mówimy konwersja. Nawrócenie, którego nie pojmowaliśmy jako czegoś obcego, ale jako drogę wiary, która stawia nam wyzwania i pokazuje horyzont, ku któremu czujemy się zaproszeni, by iść.
Decydujące nawrócenie
Droga nawrócenia młodego dworzanina, Íñigo, posłużyła nam jako bodziec do zaproponowania szerokiej gamy inicjatyw apostolskich: dni teologii i szkoleń, propozycje dla młodzieży w szkołach, parafiach i na uniwersytetach; konferencje i wystawy; ważne publikacje, np. Autograf ĆwiczeńĆwiczenia Duchowe, są duchową duszą wszystkiego, czym jesteśmy i co robimy.
Czasami zastanawiałem się, czy nie jest to zbyt wiele rzeczy, może zbyt wiele; ale prawdziwe pytanie, na które należy odpowiedzieć, jest inne: w jakim stopniu te propozycje pomogły nam iść drogą, która prowadzi nas do Boga? Czy te inicjatywy były bodźcem do kroczenia ku szczytowi?
Nawrócenie Ignacego z Loyoli doprowadziło go na szczyt, którego się nie spodziewał: spotkanie z Bogiem twarzą w twarz, serce w serce, które doprowadziło go do "ujrzenia wszystkiego na nowo". Szczyt, tak rozumiane nawrócenie, nie jest końcem drogi, ale początkiem wszelkiej nowości prowadzonej przez Ducha. Gdzie jest ta nowość i jak się objawia w życiu Ignacego pielgrzyma?
Nowe spojrzenie
Nawrócenie, ów szczyt doświadczenia Boga, który dojrzał w nieoczekiwany sposób w Manresie, pozwolił Ignacemu zobaczyć wszystkie rzeczy z perspektywy Boga. W tym spojrzeniu są wszystkie rzeczy powołane do najbardziej intymnej komunii, komunii w miłości.
Miłość, która zaczyna się od siebie, uznając własne ograniczenia i grzechy, a jednak zawsze czując się kochanym i uratowanym w Jezusie Chrystusie, obliczu Bożego miłosierdzia.
Spojrzenie, które szuka bliskości ze światem, a nie jego odrzucenia; tak, aby ruch Miłości zawsze zstępował, aby w szczególny sposób dawał siebie w tak wielu sytuacjach bezmiłości, nędzy i niesprawiedliwości, które moglibyśmy nazwać a-teas (bez Boga).
Wcielone spojrzenie szuka bliskości z tymi ludźmi, których Jezus w Kazaniu na Górze ogłosił błogosławionymi, bo sam Bóg nie chciał być bez nich zrozumiany. Jakże często nasze czyny, nawet te dobre, czekają tylko na uznanie i aplauz!
Nauka miłości
Jeśli jesteśmy niedbali, bardziej zależy nam na tym, by czuć się dobrze z tym, co robimy, niż na tym, by faktycznie czynić dobro potrzebującym, niezależnie od tego, jak się czujemy. Ignacy uczył się trudnej lekcji "miłości dyskretnej", czyli rozeznawania miłości. Takiego, który nie szuka korzyści dla siebie, ani nie tuczy siebie ukrywając się w rzekomych aktach dobroci.
To, co jest ważne, do czego Bóg nas skłania, to "pomoc duszom"; pomoc wielu mężczyznom i kobietom, aby żyli z ukrytej i prawdziwej części swojego serca, gdzie mieszka ich prawda, gdzie dochodzi do prawdziwych spotkań z bliźnimi i z Bogiem. A to, w większości przypadków, dzieje się w ukryciu, w ciszy, na modlitwie.
Tak pisał święty Loyola w 1536 r.: "...będąc [Ćwiczeniami duchowymi] wszystkim, co najlepsze, co mogę myśleć, czuć i rozumieć w tym życiu, zarówno dla człowieka, aby mógł on korzystać z siebie, jak i aby mógł być owocny, aby pomagać i przynosić pożytek wielu innym...".
Przyjaźń
Z okazji 4. setnej rocznicy kanonizacji św. Ignacego (12 marca) poczułem się poruszony, by przetłumaczyć jego świętość w kategoriach przyjaźni: "świętość to przyjaźń". Tak przeżywał to Ignacy i tak pokazuje nam to tradycja biblijna i eklezjalna.
Przyjaźń z Bogiem na pierwszym miejscu. Na początku swojego nawrócenia Jezus jest dla Ignacego nowym Panem, któremu pragnie służyć. Ten obraz Boga, który w pewnym sensie byłby utrzymywany przez całe życie, musiałby przejść ciężki proces oczyszczenia.
Przed panami tego świata trzeba poczynić zasługi, zdać rachunek, aby wzięli was pod uwagę. Ignacy, zatopiony w najcięższym opuszczeniu w wiosce Manresa, odczuje, że miłość Boga jest bezwarunkowa; że miłosierdzie jest Jego pierwszym i ostatnim słowem.
Że tego Boga, tego Pana, nie trzeba zdobywać, bo to On kocha nas pierwszy i szuka nas, by nazwać nas przyjaciółmi. W księdze Ćwiczeń Duchowych Ignacy zaproponuje rekolektantowi, by zwracał się do Boga "tak, jak przyjaciel mówi do drugiego przyjaciela".
Przyjaźń z tymi, z którymi dzielimy wiarę i misję. Znamy życie i dzieło Ignacego, ponieważ dzielił się nimi z wieloma ludźmi, zwłaszcza z pierwszymi towarzyszami, którzy mieli utworzyć Towarzystwo Jezusowe.
Podróż ignacjańska
Po kilku latach wspólnego mieszkania i studiów w Paryżu, Ignacy musiał wyjechać na prawie rok ze względów zdrowotnych, spotykając się w Wenecji. W jednym ze swoich listów Ignacy odnotowuje to zjednoczenie w tych słowach: "dziewięciu moich przyjaciół w Panu przybyło tu z Paryża w połowie stycznia".
To więź prawdziwej przyjaźni buduje nas jako wspólnotę, jako Kościół. Więź, która wykracza poza gusta, osobiste pragnienia i idee podzielane przez tych, którzy są najbardziej podobni.
Prawdziwa przyjaźń sprawia, że doceniamy wartość i piękno tego, co inne, co się uzupełnia, czego ani ja, ani moja grupa nie możemy, ani nie powinniśmy osiągnąć. W prawdziwej przyjaźni pozwalamy drugiemu i innym być tym, kim powinni być, i pozwalamy Panu działać cudowi komunii.
Wreszcie przyjaźń z najuboższymi i najbardziej potrzebującymi. W 1547 roku Ignacy otrzymał list od jezuitów z Padwy. Napisali do swojego Ojca Generała wyrażając skrajne trudności, jakich doświadczają. Stan trudności pogarszał się, ponieważ fundator nowego kolegium wycofał większość pieniędzy potrzebnych do utrzymania dzieła.
Piszą do Ignacego, bo potrzebują jego pocieszenia. List, który Ignacy im wysyła, jest klejnotem, który ujawnia intymny (mistyczny) związek między ubóstwem a przyjaźnią. Święty pisze: "ubodzy są tak wielcy w Boskiej obecności, że Jezus Chrystus został posłany na ziemię przede wszystkim dla nich". I dodaje dalej: "przyjaźń z ubogimi czyni nas przyjaciółmi wiecznego Króla".
Kronika ostatnich wydarzeń papieża Franciszka w Kanadzie. Pierwsza ocena, jaką można wystawić tej podróży, jest bardzo pozytywna, zarówno dla katolików w kraju, jak i dla opinii publicznej.
Franciszek przybył do Kanady wysłuchać, w miarę możliwości, 1,7 miliona rdzennych mieszkańców podzielonych na First Nations, Métis i Inuitów (tych ostatnich jest mniej niż 50 tysięcy). Wiele z nich doznało wielu nadużyć, głównie z powodu błędnej polityki edukacyjnej, i pozostają głęboko zranione. Przyszedł prosić o ich przebaczenie.
W Iqaluit
Misja zakończona. Wygląda na to, że pozostawia wielu Kanadyjczyków zadowolonych. Na ostatnim przystanku, w Iqaluit, spotkał się z około tysiącem Inuitów, tłumem jak na to terytorium Nunavut, i spędził więcej czasu niż się spodziewał, słuchając prywatnie stu z nich, którzy ucierpieli w wyniku kolonializmu. Ta stolica Nunavut liczy zaledwie osiem tysięcy mieszkańców.
W swoim przemówieniu zwrócił się do młodych Eskimosów, którzy mają jeden z najwyższych wskaźników samobójstw na świecie. Za pomocą jasnych pojęć i pięknych porównań zachęcał młodych Inuków, by parli do przodu, nie zniechęcali się, pytali starszych o radę, wytrwali i chcieli zmieniać świat. Dał im trzy rady: iść w górę, iść w stronę światła i tworzyć zespół.
Wyjaśnił, na czym polega wolnośćJeśli chcemy być lepsi, musimy nauczyć się odróżniać światło od ciemności... Można zacząć od zadania sobie pytania: co to jest, co wydaje mi się świetliste i uwodzicielskie, ale potem pozostawia mnie z wielką pustką w środku? To jest ciemność! Z drugiej strony, co jest tym, co czyni mi dobro i pozostawia mi pokój w sercu, mimo że prosi mnie o opuszczenie pewnych wygód i zdominowanie pewnych instynktów? To jest światło! I ciągle zadaję sobie pytanie, co jest tą siłą, która pozwala nam oddzielić światło od ciemności w nas, która sprawia, że mówimy "nie" pokusom zła i "tak" okazjom dobra? To jest wolność. Wolność, która nie jest robieniem tego, co mi się podoba; nie jest tym, co mogę robić wbrew innym, ale dla innych; jest odpowiedzialnością. Wolność to największy dar, jaki wraz z życiem dał nam nasz Ojciec Niebieski".
Pamięć o Janie Pawle II
Dwadzieścia lat po Światowym Dniu Młodzieży w Toronto powtórzył im zdanie, które św. Jan Paweł II wypowiedział wówczas do 800 tys. osób: "Nie ma chyba grubszej ciemności niż ta, która wdziera się w dusze młodych ludzi, gdy fałszywi prorocy gaszą w nich światło wiary, nadziei i miłości".
Dzisiejsze wystąpienie było do znacznie mniejszej liczby osób niż tamta homilia w 2002 r. Jakie to ma znaczenie? To jest peryferia. To przywróci równowagę Kościołowi, który jest w drodze, Kościołowi, który chce spotkać każdą duszę tam, gdzie ona jest.
Przemówienie było po hiszpańsku, tłumaczone fragmentami przez księdza, który tłumaczył przez całą podróż (francusko-kanadyjski poliglota Marcel Caron), a następnie po raz drugi na język inuktituk przez lokalnego tłumacza.
Tak to się skończyło: "Przyjaciele, kroczcie w górę, idźcie każdego dnia w stronę światła, zgrajcie się w zespół. I róbcie to wszystko w swojej kulturze, w pięknym języku Inuktitut. Życzę Wam, abyście słuchając starszyzny i czerpiąc z bogactwa Waszych tradycji i wolności, przyjęli Ewangelię strzeżoną i przekazywaną przez Waszych przodków i odnaleźli inukowskie oblicze Jezusa Chrystusa. Błogosławię Cię z serca i mówię Ci: 'qujannamiik' [dziękuję!
Budujemy nadzieję
Kanadyjski święty Franciszek de Laval (1623-1708) jest porównywalny z peruwiańskim świętym Toribio de Mogrovejo (1538-1606). Obaj byli niestrudzonymi biskupami misyjnymi w nowym świecie. 28 lipca w katedrze w Quebecu, gdzie jest pochowany, papież Franciszek nazwał swego imiennika, który był pierwszym biskupem w Nowej Francji, "budowniczym nadziei". Biskup Rzymu próbował to zrobić, odwiedzając drugi co do wielkości kraj świata. Budował nadzieję.
Przyjeżdżał tu już wcześniej, a Jorge Bergoglio nigdy nie chciał być "biskupem lotniskowym". Nigdy nie podróżował do Stanów Zjednoczonych, aż pojechał, jako papież, w 2015 roku. Ale był w Quebec City jako arcybiskup. Zaprosił go jego przyjaciel, ówczesny arcybiskup miasta, kardynał Marc Ouellet. Bergoglio wygłosił w 2008 roku wykład na Kongresie Eucharystycznym w Quebecu, który odbył się z okazji 400-lecia miasta.
Teraz wychodzi zmęczony, ale szczęśliwy. Przez większość czasu siedział, ze względu na kolano. Ale jego osobiste poświęcenie i cierpienie były równie inspirujące, jak to, co robił jego schorowany i starszy poprzednik, Jan Paweł II, dwie dekady temu.
Misja zakończona
On sam, kanadyjscy biskupi i wielu obserwatorów zgodzi się, że ta droga pojednania między oburzoną ludnością tubylczą a Kościołem w Kanadzie jest jeszcze w powijakach i potrwa długo. Ale reakcja tubylców, którzy go przyjęli, była bardzo hojna.
Pewne jest to, że po raz kolejny, opatrznościowo, każda chmura ma srebrną podszewkę. W sztukach walki często wykorzystuje się ruch przeciwnika do sprowadzenia go na ziemię. Coś takiego właśnie wydarzyło się u nas. Właśnie wtedy, gdy myślano, że Kościół zostanie powalony, pojawił się Bergoglio i wykorzystał ten ruch do ewangelizacji.
W tym kraju, w ostatnich latach, media i politycy chcieli uczyć etyki chrześcijan, i oto najbardziej znany chrześcijanin na naszej planecie przyjeżdża do Kanady i z taką pokorą mówi o religii i moralności, savoir faireKościół jest zwycięzcą, subtelność i sympatia. Dziennikarze nie mogli w to uwierzyć, ale media nie mogły zrobić próżni dla papieża. Nie mieli innego wyjścia, jak tylko transmitować ważne wydarzenia z wizyty oraz gesty i komunikaty wielkiego komunikatora. Bo przyjechał odwiedzić tubylców (którzy są "w modzie"), na ich prośbę. A ponieważ Franciszek to Franciszek. Nawet samo jego imię jest atrakcyjne dla dzisiejszych mężczyzn i kobiet. I tak jest z jego osobą, i z jego doskonale wykalibrowanym przekazem. Robi wszystko, aby być na tych samych falach, co ci, których odwiedza.
Papież zna się na szyciu. Igła tubylczych szkół rezydencjalnych, prawdziwa tragedia (którą wciąż trzeba zbadać naukowo, a to zajmie dziesiątki lat), pozwoliła mu wpleść nić Chrystusa w kanadyjską tkankę społeczną.
Enrique RojasWiele dzisiejszych relacji powstaje z materiałów rozbiórkowych".
Psychiatra Enrique Rojas mówi w wywiadzie dla Omnes o hiperłączności "coraz bardziej zagubionego" społeczeństwa, o związkach typu "throwaway" i o rodzinie jako "pierwszej przestrzeni psychologicznej, w której jest się docenianym za to, że się tam jest".
Enrique Rojas jest jednym z "czołowych" psychiatrów w naszym kraju. Profesor psychiatrii i dyrektor Hiszpańskiego Instytutu Badań Psychiatrycznych, Rojas został właśnie uhonorowany przez Europejskie Stowarzyszenie Rozwoju nagrodą Pasteura za badania w dziedzinie medycyny.
Autor wielu książek na takie tematy jak depresja, szczęście, lęk i miłość, sprzedał ponad 3 miliony książek, przetłumaczonych z angielskiego na rosyjski, niemiecki, polski i włoski.
Żonaty z Isabel Estapé, notariuszem madryckim i pierwszą kobietą w Królewskiej Akademii Ekonomii i Nauk o Przedsiębiorstwie, Enrique Rojas jest ojcem 5 dzieci, z których część poszła w jego ślady w świecie medycyny czy psychologii.
Od ponad czterech dekad zajmuje się Pan badaniami i leczeniem psychiatrycznym. Czy w tym czasie istoty ludzkie zmieniły swoje dążenia i punkty odniesienia, czy też jesteśmy wciąż tacy sami "w różnych ubraniach"?
- Psychiatrzy i psychologowie stali się nowymi lekarzami rodzinnymi. Główne choroby psychiczne, depresje, lęki i obsesje trwają nadal. Ale są trzy nowe patologiczne formy: rozbite małżeństwa, uzależnienia (od telefonów komórkowych po pornografię i seriale) oraz zamiana seksu w akt jednorazowy.
Wiele mówi się o tym, że gabinety konsultacyjne są pełne, a konfesjonały puste... Czy nie ma tu zbytniego uproszczenia pracy jednych i drugich?
- Kiedy świat jest opróżniony z Boga, wypełnia się bożkami: wiele z nich jest pustych w treści. Świat jest zmęczony kłamliwymi uwodzicielami.
Czy nasze społeczeństwo jest bardziej kruche psychicznie niż wcześniej?
- Żyjemy w społeczeństwie bombardowanym wiadomościami, które pożerają się jedna po drugiej. Społeczeństwo hiperinformatyczne i połączone ze sobą. Ale coraz bardziej zagubiony.
W tym sensie, gdy istoty ludzkie są otwarte na transcendencję, na Boga, czy są naprawdę szczęśliwsze?
- Sens życia oznacza posiadanie odpowiedzi na wielkie życiowe pytania: skąd pochodzimy, dokąd zmierzamy, sens śmierci. Duchowy sens życia jest kluczowy i prowadzi do odkrycia, że każdy człowiek jest wartościowy.
Czy lepiej jest kochać, gdy się kocha Boga, gdy się kocha dla Boga?
- Bóg jest Miłością. W dzisiejszych miłościach brakuje zmysłu duchowego, a wiele związków jest tworzonych ze złomu.
Jeśli są dwa pojęcia, które są nadużywane, to jest to miłość i wolność. Czy na tym poziomie istnieje definicja miłości?
- Kochać to znaczy powiedzieć komuś, że dam ci to, co mam najlepszego. Wolność to odkrywanie naszych możliwości i naszych ograniczeń. Moja definicja miłości jest taka: jest to ruch woli w kierunku czegoś lub kogoś, co odkrywam jako dobro, jako coś wartościowego.
A co rozumiemy przez wolność i czy nie jest tak, że natura jednego i drugiego jest często "poza" nami?
- Absolutna wolność jest tylko w Bogu; w tym zbiegają się istota i istnienie. Powinniśmy dążyć do tego, by nie być więźniami niczego... Dziś sens życia zastąpiliśmy sensacjami. Wielu ludzi szuka szybkich, natychmiastowych doświadczeń przyjemności, jedno po drugim, a na dłuższą metę wytwarza to wielką pustkę.
Nasze społeczeństwo pierwszego świata przeszło od oświecenia i wywyższenia rozumu, do wywyższenia uczucia, nawet nad biologią: każdy "jest tym, co czuje". Czy taka sytuacja jest psychologicznie zrównoważona?
- Oświecenie było bardzo ważnym ruchem w historii myśli, który zakończył się rewolucją francuską z tymi trzema wielkimi hasłami: wolność, równość i braterstwo.
Dziewiętnastowieczny romantyzm był reakcją przeciwko intronizacji rozumu, stawiając na pierwszym miejscu świat afektywny.
Dziś odpowiedź brzmi. Inteligencja emocjonalnaPierwszą epidemią psychologiczną w świecie zachodnim jest rozwód: pomieszanie ze sztuką i umiejętnościami instrumentów rozumu i narzędzi afektywności. Nie zapominajmy, że epidemią psychologiczną numer jeden w świecie zachodnim są rozwody.
Jak znaleźć równowagę między naturą a uczuciem, gdy nie rozumiemy ani jednego, ani drugiego?
- Uczucia pełnią rolę pośredników między instynktami a rozumem. Życie uczuciowe musi być pilotowane przez życie intelektualne, ale szukając równania między tymi dwoma składnikami.
O przyjaciołach mówimy, że są rodziną z wyboru. Ale czy nasza własna rodzina jest wtedy ciężarem?
- Rodzina jest pierwszą przestrzenią psychologiczną, w której człowiek jest ceniony za to, że po prostu jest. Rodzice są pierwszymi wychowawcami, a klucz jest dwojaki: spójność życia i entuzjazm dla wartości, które nie wychodzą z mody.
Jaka jest rola rodziny w społeczeństwie, czy można ją zastąpić?
- Dobry ojciec jest wart tysiąca nauczycieli. A dobra matka jest jak domowy uniwersytet. Wychowywać to dawać korzenie i skrzydła, miłość i rygor.
Nie jesteśmy jeszcze po pandemii, która wstrząsnęła całym światem. Czy z takiej sytuacji, jak wojna czy konflikt, wychodzi się lepiej czy gorzej?
- Z pandemii wychodzi się lepiej, jeśli naprawdę wyciągnęło się z niej wnioski. Cała filozofia rodzi się na brzegach śmierci. Całe szczęście polega na robieniu czegoś wartościowego ze swoim życiem.
Czy w obliczu tych "zbiorowych traum" ludzie i społeczeństwa zmieniają się, czy też dostosowują, a nawet mnożą drogi ucieczki?
- Musimy nauczyć się pozytywnie odczytywać wszystko, co jest dobre w tym społeczeństwie: od niezwykłego postępu technologicznego po coraz bardziej wszechstronną i innowacyjną medycynę lub szybkość komunikacji, i tak dalej, i tak dalej. Musimy jednak mieć świadomość, że istnieje prawda o człowieku, a ta prawda jest obecnie dość rozmyta.
Papież Franciszek 25 marca poświęcił Rosję i Ukrainę Niepokalanemu Sercu Maryi i powierzył Jej "nasze osoby, Kościół i całą ludzkość". "Spraw, aby wojna ustała i zapewnij światu pokój" - modlił się papież. Jezus jest Księciem pokoju i zachęcał do jedności. Po powrocie z Ukrainy kardynał Czerny powiedział: "Religia może pokazać jedność, którą wojna ma tendencję do niszczenia.
Rafał Górnik-30 lipca 2022 r.-Czas czytania: 4minuty
Kościół greckokatolicki liczy w Ukraina z około 3.400 parafiami, około 3.000 kapłanów na ogólną liczbę 4.800, oraz około 1.100 mężczyzn i kobiet zakonnych (łącznie 1.300). Stanowią oni 8,8 % ukraińskich katolików, co razem z 0,8 % Latynosów stanowi prawie 10 % ludności Ukrainy.
Postrzeganie jedności w narodzie ukraińskim ma ogromny sens w kraju licznych tradycji religijnych, układance, w której 60 % z 41 milionów mieszkańców to prawosławni; grekokatolicy 8,8 %; rzymscy katolicy 0,8 %; protestanci 1,5 %; i "po prostu chrześcijanie" 8,5 %.
W odpowiedzi na niektóre liczby dotyczące społeczności prawosławnej, które obiegły media, ukraiński ksiądz i dziennikarz Jurij Błażejewski FDP, przypomniał Omnesowi, że spośród 60 % prawosławnych są oni "...najważniejsi ze społeczności prawosławnej".wierni Ukraińskiej Cerkwi Prawosławnej (metropolity Epifaniusza), 24,1 %; wierni Ukraińskiej Cerkwi Prawosławnej Patriarchatu Moskiewskiego (pod przewodnictwem patriarchy Cyryla), 13,31 %; wierni innych Cerkwi Prawosławnych (np. Patriarchatu Konstantynopola, Patriarchatu Rumuńskiego itp.), 0,6 %; oraz jako prawosławni bez zrzeszania się w konkretnej instytucji, 21,9 %", 0,6 %.), 0,6 %; oraz jako Orthodox nie związany z konkretną instytucją, 21,9 %"..
Dane pochodzą z listopada 2021 roku i odpowiadają raportowi Specyfika samostanowienia religijnego i kościelnego obywateli Ukrainy: tendencje 2000-2021na stronie Religia i Kościół w społeczeństwie ukraińskim w latach 2000-2001z Centrum Razumkowa. "To jest badanie na wysokim poziomie, które trwa od 21 lat".Jurij Błażejewski, ksiądz od 10 lat należący do Zgromadzenia Hogar Don Orione, a obecnie studiujący Komunikację Instytucjonalną na Uniwersytecie Świętego Krzyża w Rzymie.
Różnice między prawosławnymi
Na stronie Ojciec Constantin, Ukraiński prawosławny, od 22 lat przebywa w Hiszpanii. "W naszym kraju mamy trzy Kościoły: jeden greckokatolicki, jeden ukraiński prawosławny i jeden rosyjski prawosławny. Jestem Ukraińcem z Patriarchatu Konstantynopola".powiedział.
Na pytanie, czy istnieje wspólne stanowisko Kościołów na Ukrainie w sprawie interwencji rosyjskiej, odpowiedział: ".... Kościoły na Ukrainie mają wspólne stanowisko w sprawie interwencji rosyjskiej.Są różnice, bo na terytorium Ukrainy jest Cerkiew Prawosławna Patriarchatu Moskiewskiego, która popiera Putina".. Jego zdaniem, "Jakiekolwiek negocjacje nie zadowolą Rosji, bo to, czego chcą, to terytorium Ukrainy. To jest polityka. Nie chcę ingerować w politykę. Dla nas, dla kapłanów, najważniejsze jest dotarcie poprzez modlitwę do naszych ludzi, uspokojenie ich serc i myśli. I modlić się, aby ta wojna zakończyła się jak najszybciej, a ofiar śmiertelnych było jak najmniej".powiedział Omnesowi.
Pod koniec rozmowy dołączył nowy prawosławny metropolita Hiszpanii i Portugalii abp Besarion (Ekumeniczny Patriarchat Konstantynopola), który nawiązał do słów ekumenicznego patriarchy Bartłomieja. Szybko zadzwonił na początku "ten niesprowokowany atak Rosji na Ukrainę, niezależne i suwerenne państwo w Europie"., "do Jego Błogosławieństwa Metropolity Epifaniusza, Prymasa Prawosławnej Cerkwi Ukrainy, aby wyrazić głębokie ubolewanie z powodu tego rażącego naruszenia wszelkich pojęć prawa międzynarodowego i legalności, a także poparcie dla narodu ukraińskiego walczącego 'za Boga i za kraj' oraz dla rodzin niewinnych ofiar"..
Prawosławny patriarcha Bartłomiej wystosował również apel o dialog do przywódców wszystkich państw i organizacji międzynarodowych, a należy przypomnieć, że jako jeden z pierwszych, wraz z episkopatami Włoch i Polski, przyłączył się do wołania o modlitwę, o które poprosił papież Franciszek.
Katolicy na Ukrainie, II i III w.
Katolicy są mniejszością na Ukrainie, choć stanowią prawie 10 % ludności, jeśli dodać grekokatolików i Latynosów. Jednak, "jest największym pod względem bezwzględnej liczby wiernych Wschodnim Kościołem Katolickim na świecie. Jest to również Kościół prawdziwie globalny, z oficjalnie uznaną strukturą diecezji obejmujących cztery kontynenty (bez Afryki), z bogatą obecnością wśród wielkiej diaspory ukraińskiej na całym świecie, zwłaszcza w Europie, Stanach Zjednoczonych, Kanadzie, Brazylii i Argentynie".Jurij Błażejewski dodaje.
Kościół greckokatolicki, obrządku bizantyjskiego, jest jednym z Kościołów wschodnich związanych z Kościołem katolickim i z Rzymem poprzez Kongregację Kościołów Wschodnich. "Chrześcijaństwo dotarło na obecne tereny Ukrainy w II i III wieku".Błażejewski wspomina. "Na przykład święty męczennik papież Klemens zginął na Krymie. Istnieją źródła o strukturze kościelnej i obecności biskupów w greckich koloniach miejskich na Krymie i północnym wybrzeżu Morza Czarnego z III wieku. Oficjalny chrzest króla (wielkiego księcia) kijowskiego Wołodymyra wraz z jego ludem odbył się w 988 roku z rąk misjonarzy wysłanych z Konstantynopola"..
"Chrzcielnica dla trzech narodów".
"Od tego czasu".dodaje, "Kościół ukraiński zawsze funkcjonował jako autonomiczna metropolia kijowska podlegająca patriarsze Konstantynopola. Godna uwagi jest jednak także obecność misji łacińskich. Ciekawostką jest fakt, że Metropolia Kijowska nigdy oficjalnie nie zerwała komunii z Rzymem uroczystym aktem lub dokumentem. W ten sposób wszystkie ukraińskie Kościoły prawosławne i Kościół greckokatolicki uznają się wzajemnie za Kościoły 'z jednego źródła chrztu w Kijowie', co samo w sobie stanowi solidną płaszczyznę dialogu ekumenicznego".co podkreślił św. Jan Paweł II podczas podróży apostolskiej do tego kraju w 2001 r.
Ukraina to nie tylko kolebka rosyjskiego chrześcijaństwa, to także "jedna chrzcielnica dla trzech narodów: Ukraina, Białoruś i Rosja".Jurij Błażejewski dodaje. "Rozumowanie w kategoriach narodowościowych nie przystaje jednak do sytuacji średniowiecznej, gdyż w Europie sam termin naród w używanym dziś znaczeniu pochodzi dopiero z tzw. Wiosny Ludów w latach 40. XIX wieku".. W sprawie precedensu narodowego ksiądz i dziennikarz podaje następujące informacje: "Kijów, stolica Ukrainy, założony w V wieku; Moskwa, stolica Rosji, założona w 1147 roku przez jednego z młodszych synów wielkiego księcia kijowskiego"..
Francisowi udało się odbyć swój 37. międzynarodowy wyjazd mimo problemów z kolanem.
AhTeraz możesz skorzystać z rabatu 20% na prenumeratę Raporty Rzymskie Premiummiędzynarodowa agencja informacyjna specjalizująca się w działalności papieża i Watykanu.
Alder, Nikaraguański seminarzysta: "Papież prosił nas o odwagę".
Alder Harol Álvarez Maltez jest 23-letnim seminarzystą z Nikaragui, który przebywa w Międzynarodowym Seminarium Duchownym w Bidasoa i studiuje na Uniwersytecie Nawarry. Pochodzi z rodziny katolickiej i ma młodszą siostrę.
Dzięki dotacji z. Fundacja Rzymskie Centrum Akademickie (CARF), mógł studiować na Katolickim Uniwersytecie Redemptoris Mater (Unica), kierunek Stosunki Międzynarodowe i Handel Międzynarodowy i ukończył go w 2019 roku z dobrymi wynikami akademickimi. Jednak powołanie do kapłaństwa zawsze było w nim stałe, było ziarnem, które rosło stopniowo.
Punkt zwrotny nastąpił w 2019 roku podczas XI Międzynarodowego Forum Młodych, zorganizowanego przez Dykasterię ds. Świeckich, Rodziny i Życia.
"Uczestnicy tego spotkania mieli okazję wysłuchać Ojca Świętego, a w swoich słowach Papież prosił nas, abyśmy byli odważni i bez lęku oddali się na służbę Panu. Te słowa były ostatecznym impulsem, który zmotywował mnie do podjęcia ostatecznego kroku, jakim było wstąpienie do seminarium i porzucenie pracy zawodowej - mówi Alder.
Jego biskup wysłał go do Bidasoa. "W tym Seminarium jest wspaniałe bogactwo. Życie z seminarzystami z różnych krajów jest wzbogacającym doświadczeniem dla mojej formacji duchowej, intelektualnej i kulturowej. Z tego powodu chciałbym podziękować dobroczyńcom za wielkie wsparcie, jakiego nam udzielają. Zapewniam, że zawsze są w naszych modlitwach, a wszystko, co robią, będzie dobrze wykorzystane dla ewangelizacyjnej misji Kościoła.
Alder, zatroskany o swój kraj, wyjaśnia, że Nikaragua potrzebuje księży, którzy są mocno zaangażowani w ewangelizacyjną misję Kościoła. Duszpasterze, którzy z odwagą i miłością głoszą Chrystusowe orędzie o zbawieniu i którzy w duchu prawdy stają w obronie tego, co słuszne w obliczu niesprawiedliwości.
"Idąc za przykładem danym nam przez biskupów, cały Kościół nikaraguański musi oddać się w służbę potrzebom ludu, umiejąc cierpieć z ludem i towarzysząc mu w ważnych i trudnych chwilach. Ubóstwo, nierówności i brak wolności indywidualnych i zbiorowych to jedne z wielkich wyzwań społecznych, przed którymi stoi ten kraj - podsumowuje.
Doktryna społeczna, św. Anna i św. Franciszek de Laval: Drugi etap papieskiej podróży
Franciszek starał się zaszczepić nadzieję tubylcom, optymizm księżom, a doktrynę społeczną politykom, na francuskojęzycznym etapie swojej pokutnej pielgrzymki.
Papież Franciszek kontynuuje swoją wizytę w Kanadzie, którą sam nazwał pielgrzymką pokutną. Podczas tego drugiego pobytu w prowincji Quebec Papież spotkał się z władzami kanadyjskimi, odprawił Mszę św. dla ludności tubylczej i innych pielgrzymów w sanktuarium w Beaupré oraz odprawił nieszpory z duchowieństwem i duszpasterzami. Dziś kończy wizytę w tej w dużej mierze francuskojęzycznej prowincji i leci do Iqaluit.
Kurs mistrzowski z doktryny społecznej
Papież najpierw wysłuchał premiera Justina Trudeau, a następnie gubernator generalnej Eskimosów Mary Simon (reprezentującej królową Elżbietę II i siedzącej na prawo od papieża - w sercu autonomicznego Quebecu).
Franciszek wygłosił mistrzowską lekcję nauki społecznej Kościoła. Tak było 27 lipca o godzinie 17.00, zanim Bergoglio zanurzył się swoim popemobilem w kąpieli ludzi - tysięcy entuzjastów śledzących go na gigantycznym ekranie w historycznym parku Plains of Abraham (gdzie w 1759 roku Anglicy ostatecznie pokonali Francuzów). Przemówienie watykańskiej głowy państwa zostało wygłoszone w protokolarnej atmosferze. Widać było, że papież odrobił zadanie domowe. Chciał czerpać inspirację z kwintesencji kanadyjskiego symbolu - liścia klonowego.
Już "rdzenni mieszkańcy wydobywali z drzew klonowych soki, z których robili pożywne syropy. W swojej pracowitości dbali o ochronę ziemi i środowiska, wierni harmonijnej wizji stworzenia..., która uczy człowieka miłości do Stwórcy i życia w symbiozie z innymi istotami żywymi. Z ich umiejętności słuchania Boga, ludzi i przyrody można się wiele nauczyć. Potrzebujemy tego ... w dzisiejszym ... wirze ... charakteryzującym się ciągłym "przyspieszenie"co utrudnia prawdziwie humanitarny, zrównoważony i integralny rozwój (zob. Laudato si'18), generując ostatecznie "społeczeństwo znużenia i rozczarowania", które potrzebuje kontemplacji, autentycznego smaku relacji".
"Wielkie liście klonu ... pochłaniają zanieczyszczone powietrze i przywracają tlen, zachwycają się pięknem stworzenia i ... zdrowe wartości obecne w rdzennych kulturach są inspiracją dla nas wszystkich i mogą pomóc nam uzdrowić szkodliwe nawyki wykorzystywania ... stworzenia, relacji, czasu".
Przepraszał po raz enty, ubolewając nad minioną polityką asymilacji i dezintegracji oraz dekulturacji (neologizm jest mój). Powtórzył, że "tragiczne jest, gdy niektórzy wierni, jak to miało miejsce w tamtym okresie historycznym, nie dostosowują się do Ewangelii, lecz do wygód świata". Był to godny pożałowania system promowany przez ówczesne władze rządowe", a nie przez kościoły katolicki, anglikański i prezbiteriański (jeden rozumie).
Oprócz tego profesor filozofii politycznej podniósł dwie kwestie. Po pierwsze, że chrześcijanie czynili też wiele dobra. Wiara odegrała istotną rolę w kształtowaniu najwyższych kanadyjskich ideałów. Po drugie, że dzisiejsze władze mogą grzeszyć w ten sam sposób. Oczywiście powiedział to wszystko bardzo dyplomatycznie, ale wiadomo, że palec wskazujący wskazuje na palec środkowy, palec serdeczny i mały.
Cytując swoją ukochaną Droga AmazoniaProfesor udzielił obecnym, oskarżycielom przeszłości, lekcji na temat obecnej kolonizacji ideologicznej. "Nie brakuje dziś kolonizacji ideologicznych, które (...) tłumią naturalne przywiązanie do wartości narodów, próbując wykorzenić ich tradycje, historię i więzi religijne. Jest to mentalność, która zakłada, że przezwyciężyła "ciemne karty historii"".
Na przykład w Québecu często mówimy o la grande noirceur przed 1960 rokiem. Taka mentalność daje początek kulturze anulowania,która ocenia przeszłość tylko pod kątem kilku aktualnych kategorii. W ten sposób powstaje moda kulturowa, która wszystko standaryzuje i nie toleruje różnic, która skupia się tylko na chwili obecnej, na potrzebach i prawach jednostek: zaniedbuje obowiązki wobec najsłabszych i najbardziej wrażliwych: ubogich, migrantów, osób starszych, chorych, nienarodzonych! Kanada jest jedynym krajem na świecie, o ile wiem, który nie reguluje aborcji, czyli dopuszcza w tej kwestii prawo dżungli. Nie tylko to, ale szczyci się eksportem aborcji, a więc kolonizuje. Papież podkreślił, że ci słabi są zapomniani przez społeczeństwa opiekuńcze i że "w ogólnej obojętności są wyrzucani jak suche liście do spalenia".
Ponadto, tak jak każdy liść drzewa jest niezbędny dla bogatego, wielobarwnego listowia lasu, tak samo społeczeństwo nie może być jednolite, lecz otwarte i inkluzywne. Każda rodzina jest podstawową komórką społeczeństwa i w niej wykuwa się przyszłość ludzkości. Zagrażają jej jednak różnego rodzaju czynniki. "Niech zło, którego doznały ludy tubylcze i którego się dziś wstydzimy, posłuży nam dziś za przestrogę, aby troska i prawa rodziny nie zostały odłożone na bok w imię ewentualnych potrzeb produkcyjnych i indywidualnych interesów".
Klonowy liść dał jeszcze papieżowi okazję do wykładu na temat ekologizmu (Kanada dostaje bardzo wysoką ocenę, jak mówi) oraz na temat głupoty wojny i potrzeby rozbrojenia (ocena niższa być może): "Nie musimy dzielić świata na przyjaciół i wrogów, dystansować się i zbroić po zęby: to nie wyścig zbrojeń ani strategie odstraszania przyniosą pokój i bezpieczeństwo." W tweecie Trudeau powiedział, że rozmawiał wczoraj z papieżem i jego sekretarzem stanu Pietro Parolinem o takich sprawach jak Ukraina i brak bezpieczeństwa żywnościowego. Rząd Partii Liberalnej Trudeau sprawia czasem wrażenie, że podąża za sondażami. To samo powiedział papież: "Polityka nie może pozostać więźniem interesów partyzanckich. Musimy umieć patrzeć, jak uczy rdzenna mądrość, na siedem przyszłych pokoleń, a nie na doraźną potrzebę, terminy wyborcze czy poparcie dla lobby. A także dowartościować pragnienie młodego pokolenia do braterstwa, sprawiedliwości i pokoju". Przypomniał, że Kościół katolicki troszczy się o najbardziej kruchych i służy na rzecz życia ludzkiego na wszystkich jego etapach, od poczęcia do naturalnej śmierci.
Pielgrzymka do Sainte-Anne-de-Beaupré
W 1658 roku statek kilku bretońskich marynarzy zatonął u wybrzeży Nowej Francji, czyli dzisiejszego Quebecu. Obiecali oni św. Annie, że jeśli zostaną uratowani, to zbudują jej kaplicę, co stało się początkiem obecnej bazyliki, wybudowanej w ubiegłym wieku. Tubylcy natychmiast zakochali się w babci Jezusa, a dziś rano papież obdarzył ją bardzo długim spojrzeniem, jak oddanego wnuka. Gdy pod koniec mszy pojednania czynił to ze swojego wózka inwalidzkiego, pewna rdzenna kobieta spontanicznie wspięła się na ołtarz i włożyła mu w ramiona swojego widocznie zdeformowanego małego synka. Ikoniczny moment.
Omnes rozmawiał dziś z dwoma pielgrzymami, którzy po raz pierwszy odwiedzili Bazylikę, obaj podróżując z prowincji Ontario samochodem przez ponad dziesięć godzin. Tiffany Taylor, młoda pracownica socjalna pochodzenia Ojibway, pojechała z tuzinem rdzennych mieszkańców rezerwatu w mieście Sudbury, z których żaden nie był katolikiem. "Mój język jest zachowany, ale ja nim nie mówię. Obecnie jest on nauczany w szkołach, nawet dla osób niebędących mieszkańcami. Niedaleko nas znajdował się katolicki internat. Boli mnie to, co wycierpieli moi umęczeni przodkowie". Siedemdziesiąt % osób uczestniczących we wnętrzu bazyliki było tubylcami. Tysiące innych, z darmowymi, ale trudnymi do zdobycia biletami, zgromadziło się na zewnątrz.
Tiffany Taylor, pracownik socjalny pochodzenia Ojibway,
Ojciec Scott Giuliani, SOLT, jest kanadyjskim misjonarzem w Belize od 2014 roku. Do St. Anne's przyjechał z okolic Toronto. "W ostatnich latach w obszarze Karaibów można zaobserwować rosnące wpływy bogatych krajów, które naciskają na wprowadzenie obcych wartości dla mieszkańców. Nowe definicje praw człowieka oparte na nowej antropologii, a nie na prawie naturalnym. Ideologia gender i naciski na zmianę lokalnego prawa to przykłady ideologicznej kolonizacji, która ma tam miejsce. To wtargnięcie idei powoduje wiele szkód w kulturze. W Belize rząd kanadyjski wykorzystał część swojej pomocy zagranicznej do eksportu wartości ideologicznych".
Ojciec Scott jest kanadyjskim misjonarzem w Belize
Papież głosząc kazanie zauważył, że jego homilia mogłaby nosić tytuł: "Od porażki do nadziei". Komentował on epizod z końca Ewangelii Łukasza, w którym dwaj rozczarowani uczniowie Jezusa uciekają z Jerozolimy. Mówił, że Chrystus rozwiązuje nasze tragedie poprzez swoje misterium paschalne. Jest to jedyny sposób, aby iść naprzód w takich sytuacjach, jak historyczna kolonizacja rdzennej ludności. Urazy nie leczą. Musimy unikać wzajemnego oskarżania się, jak Adam i Ewa po grzechu, czy prowadzenia jałowych sporów, jak dwaj chodzący. Jedynym wyjściem, jeśli ma nastąpić prawdziwe pojednanie, jest to, które Jezus wyjaśnia swoim dwóm uczniom. Chrystus daje nam wyjście z labiryntu naszej historii. Eucharystia uzdrawia. Emaus pokazuje pokusę ucieczki - która jest ucieczką, a nie rozwiązaniem. Jezus przyszedł, aby chodzić z nami.
"Nie ma nic gorszego w obliczu życiowych niepowodzeń niż ucieczka od nich. To pokusa wroga, który zagraża naszej drodze duchowej i drodze Kościoła; chce nas przekonać, że porażka jest ostateczna, chce nas sparaliżować goryczą i smutkiem, przekonać, że nie ma nic do zrobienia i że dlatego nie warto szukać sposobu, by zacząć od nowa".
"My, którzy w tej Bazylice dzielimy się Eucharystią, możemy też na nowo odczytać wiele wydarzeń z historii. W tym właśnie miejscu były już trzy kościoły, ale byli też ludzie, którzy nie cofnęli się w obliczu trudności i potrafili marzyć na nowo, mimo błędów swoich i innych. Dlatego, gdy sto lat temu pożar zniszczył sanktuarium, nie dali się pokonać, budując ten kościół z odwagą i kreatywnością. A wszyscy ci, którzy dzielą się Eucharystią z pobliskiej Równiny Abrahama (przez gigantyczny ekran), mogą również dostrzec ducha tych, którzy nie dali się porwać nienawiści wojny, zniszczenia i bólu, ale umieli zaprojektować miasto i kraj na nowo". Odnosi się do miasta Quebec i kraju Kanada, budowanych pokojowo od 1759 roku.
Wreszcie dziś, w katedrze Notre-Dame w Quebecu, papież położył palec na największej przeszkodzie w ponownej ewangelizacji Kanady - a zwłaszcza Quebecu, niegdyś bastionu katolicyzmu od jego wyraźnie misyjnego założenia w 1608 r. aż do lat 60. XX w. Franciszek wygłosił podczas nieszporów homilię do blisko stu biskupów, znacznie większej liczby księży i innych osób i mówił do nich o sekularyzmie. Że nie jest prawdą, że wszystkie czasy minione były lepsze.
Papież przypomniał, że jest to katedra prymasa Kanady, którego pierwszy biskup, św. Franciszek de Laval, otworzył seminarium w 1663 r. Mówił im o odpowiedzialności za duszpasterstwo i ewangelizację, która zawsze przynosi radość. Nie trzeba być urzędnikiem od świętości. Zachęcał ich do żywego głoszenia Jezusa, do bycia wiarygodnymi świadkami, do unikania za wszelką cenę bardzo aktualnej diabelskiej pokusy: pokusy negatywnego pesymizmu. Światowość jest zła, ale świat jest dobry. Mówił o pokorze, a w sposób szczególny o braterstwie.
Pierwszą rzeczą jest "uczynić Jezusa znanym". Na duchowych pustyniach naszych czasów, generowanych przez sekularyzm i obojętność, konieczny jest powrót do pierwszego głoszenia". Zacytował montrealskiego filozofa Charlesa Taylora: sekularyzacja to "możliwość rekomponowania życia duchowego w nowych formach, a także dla nowych sposobów istnienia".
"W ten sposób - kontynuował Bergoglio - podczas gdy rozeznające spojrzenie każe nam dostrzec trudności, jakie mamy w przekazywaniu radości wiary, pobudza nas do ponownego odkrycia nowej pasji ewangelizacyjnej, do poszukiwania nowych języków".
Stwierdził on, co następuje. "Proszę, nie zamykajmy się w 'regresie', idźmy z radością do przodu! Wprowadźmy w życie te słowa, które skierowaliśmy do Saint François de Laval:
Byłeś człowiekiem dzielenia się,odwiedzanie chorych, odziewanie ubogich,walcząc o godność rdzennych mieszkańców,wspierając zmęczonych misjonarzy,zawsze szybko wyciągał rękę do tych, którzy byli w gorszej sytuacji niż ty.Ile razy twoje projekty zostały rozbite,ale zawsze stawiasz ich na nogi.Zrozumieliście, że dzieło Boże nie jest z kamienia,i to w tej krainie przygnębienia,potrzebny był budowniczy nadziei.
Dziękuję za wszystko co robicie i z serca błogosławię. Proszę o dalszą modlitwę za mnie". Nastąpiła prawdziwie emocjonalna owacja.
Finanse watykańskie: jak działają i jakie mają organy
Nie jest łatwo zrozumieć, jak działają watykańskie finanse. Zmiany dokonane w ostatnich latach spowodowały powstanie kilku nowych organów kontrolnych. W tym artykule wyjaśniamy, jakie podmioty zarządzają patrymonium Watykanu i za co każdy z nich jest odpowiedzialny.
Andrea Gagliarducci-29 lipca 2022 r.-Czas czytania: 7minuty
Nie jest łatwo rozplątać fałdy finansów Watykanu. Z pewnością najnowsze reformy wprowadzone przez papieża Franciszka wymagają ciągłej aktualizacji. Zmieniają się kompetencje i sposób zarządzania urzędami, przeprojektowują się dykasterie, a nawet na nowo definiuje się, kto i jak zarządza pieniędzmi. Ale jak powstały finanse papieża, jak wyglądała ich struktura na przestrzeni dziejów i jak są zarządzane obecnie?
Początki współczesnych finansów watykańskich
Zaledwie dzień po śmierci papieża Piusa XI, 10 lutego 1939 roku, monsignor Angelo Pomata pojawił się przy ladzie "Opere di Religione". Kasjerem był Massimo Spada. Pomata znalazł się tam na polecenie Eugenio Pacellego, który wraz ze śmiercią papieża objął urząd Camerlengo. Pacelli - który miał zostać wybrany na papieża podczas następnego konklawe - nakazał monsignorowi Pomacie zdeponowanie pieniędzy znalezionych w szufladzie biurka papieża, w lirach i dolarach.
Spada otworzył konto, pod nazwą "Sekretariat Stanu - Obolus Nowe Konta". Tam zaczyna się historia współczesnych finansów watykańskich. Poprzez ten rachunek bieżący, a następnie poprzez pełną autonomię "Istituto di Opere di Religione" - tzw. "banku watykańskiego", który w rzeczywistości jest raczej funduszem powierniczym - fundusze mogłyby być udostępniane papieżowi według jego uznania. Fundusze, którymi można by uzupełnić budżet Stolicy Apostolskiej, jak to miało miejsce ostatnio. Albo fundusze, które mają trafić na cele charytatywne. Albo fundusze - a tak było w przypadku Piusa XII - które mają iść bezpiecznymi kanałami, na pomoc w operacjach pokojowych.
Państwo Watykańskie
Jeśli tzw.Konto Onbolo"Instytut Dzieł Religijnych powstał na kilka lat przed tym, jak Stolica Apostolska zaczęła wyposażać się w instrumenty finansowe. Od 1870 do 1929 roku, po zajęciu Rzymu przez Królestwo Włoch, Stolica Apostolska nie posiadała żadnego terytorium. Ale w 1929 r., wraz z pojednaniem i podpisaniem Paktów Laterańskich, powstało Państwo Watykańskie, "to wielkie ciało, które służy do podtrzymywania naszej duszy", według słów Piusa XI.
Rząd włoski zgodził się również na przekazanie pewnej sumy Stolicy Apostolskiej w celu zadośćuczynienia za "zło" spowodowane utratą państw papieskich. Pius XI osobiście zajął się negocjacjami, do tego stopnia, że zgodził się na odszkodowanie od państwa włoskiego w wysokości 1,75 mld lirów, częściowo w gotówce, a częściowo w obligacjach na okaziciela.
Co zrobić z tym patrymonium? Dwa miesiące po podpisaniu Paktów Laterańskich, a prawie trzydzieści dni przed ich ratyfikacją, papież skontaktował się z inżynierem Bernardino Nogarą, który kierował Włoskim Bankiem Komercyjnym, aby powierzyć mu zarządzanie funduszami z Konwencji Finansowej.
Bernardino Nogara przyniósł do Watykanu koncepcję własności akcji. Powierzono mu Sekcję Specjalną Administracji Patrymonium Stolicy Apostolskiej i z tego stanowiska - analogicznego do banku centralnego - kupował akcje, dokonując konspiracyjnych i udanych inwestycji. Był to czas Wielkiego Kryzysu z 1929 roku i pozwolił on Nogarze na zakup udziałów w kilku firmach. Nogara mógł dzięki temu zasiadać w zarządach niezliczonych włoskich firm, co podnosiło jego międzynarodowy prestiż. I właśnie w czasie Wielkiego Kryzysu Nogara stworzył dwie firmy, Grolux i szwajcarską Profimę, z myślą o dywersyfikacji inwestycji Stolicy Apostolskiej, skupiając się na złocie i cegłach.
Bieguny watykańskich finansów
Konstytucja Państwa Watykańskiego dała więc podwaliny pod dwie główne instytucje finansowe Stolicy Apostolskiej: Instytut Dzieł Religijnych i Administrację Patrymonium Stolicy Apostolskiej.
Pierwszy z nich jest ogólnie znany jako "Bank Watykański"Ale tak naprawdę nie jest to bank, nie ma biur poza Watykanem i dopiero niedawno uzyskał IBAN, po tym jak Stolica Apostolska weszła do obszaru transferowego SEPA, czyli Jednolitego Europejskiego Obszaru Płatniczego.
Droga IOR do uznania przez instytucje zagraniczne za wiarygodnego kontrahenta była szczególnie długa, podobnie jak w przypadku wszystkich instytucji finansowych na świecie. Jan Paweł II ustanowił nowe statuty IOR w 1990 roku, natomiast pierwszy audyt zewnętrzny datuje się na połowę lat 90.
W latach 2000. IOR wdrożył szereg innowacyjnych działań, które zostały również docenione przez międzynarodowych ewaluatorów MONEYVAL, komitetu Rady Europy oceniającego przestrzeganie przez państwa międzynarodowych standardów przeciwdziałania praniu pieniędzy i finansowaniu terroryzmu.
APSA
Drugim biegunem watykańskich finansów jest Administracja Patrymonium Stolicy Apostolskiej, czyli APSA. Pełni on funkcję podobną do "banku centralnego". Do początku lat 2000 APSA zapewniała również emerytury i posiadała zarejestrowane konta, ale zostały one zamknięte, aby lepiej spełniać międzynarodowe standardy.
Jako "bank centralny" APSA sprawuje również zarząd nad majątkiem nieruchomościowym Stolicy Apostolskiej. Według pierwszego bilansu APSA, opublikowanego w 2021 roku, mówi on, że Watykan posiada 4 051 nieruchomości we Włoszech i kolejne 1 120 na całym świecie, głównie w luksusowych inwestycjach w nieruchomości w Londynie, Paryżu, Genewie i Lozannie.
"To również dzięki czynszom rynkowym pobieranym od prestiżowych nieruchomości posiadanych w Paryżu i Londynie, możliwe jest udzielenie Apostolskiemu Domowi Alimentacyjnemu bezpłatnej pożyczki na użytkowanie obiektu, jakim jest Palazzo Migliori, o rzut kamieniem od kolumnady św. Piotra, na przyjęcie bezdomnych przygarniętych przez wolontariuszy Wspólnoty Sant'Egidio. Ponadto, przy zakupie nieruchomości w pobliżu Łuku Triumfalnego w Paryżu, dzięki pośrednictwu Sopridex, sprzedający przeznaczył część wpływów z tej operacji na budowę kościoła na paryskim przedmieściu".
Od ubiegłego roku APSA zarządza również funduszami, które wcześniej były zarządzane bezpośrednio przez Sekretariat Stanu i zakłada się, że cały aparat watykański będzie miał jeden państwowy fundusz majątkowy zarządzany przez APSA.
Podmioty autonomiczne
Oprócz administracji Sekretariatu Stanu istnieją inne jednostki, które są autonomiczne. Na przykład Gubernatorat Państwa Watykańskiego ma swój własny budżet i środki, choć od 2015 roku nie są one ujawniane. Od dawna przewidywano stworzenie skonsolidowanego budżetu obejmującego budżet Kurii, czyli organów Stolicy Apostolskiej, oraz budżet państwa, ale do tej pory nie udało się tego osiągnąć. Najważniejszymi dochodami guberni są dochody Muzeów Watykańskich i kompleksu muzealnego willi papieskich.
Nie wiadomo jednak, czy Dykasteria ds. Ewangelizacji odziedziczy wolność finansową po Kongregacji Ewangelizacji Narodów. Kiedy w 1622 r. faktycznie utworzono dykasterię misyjną pod nazwą Propaganda Fide, planowano nadać jej autonomię finansową, aby pieniądze mogły płynąć bezpośrednio na misje. Dawna Propaganda Fide posiadała również nieruchomości, szacowane obecnie na 957 nieruchomości, w tym grunty i budynki w Rzymie.
Należy również pamiętać, że w rzeczywistości wszystkie dykasterie cieszyły się autonomią finansową, w pewnych granicach, ponieważ otrzymywały osobiste darowizny i na osobiste cele. Kiedy kardynał George Pell, jako prefekt finansów, mówił o setkach milionów euro ukrytych, czyli schowanych, na różnych kontach, mówił właśnie o osobistych zasobach dykasterii, którymi mogły one liberalnie zarządzać. Dykasterie nie mogły też wybrać IOR jako banku inwestycyjnego, więc nie dziwi np. fakt, że Sekretariat Stanu zainwestował w Credit Suisse.
Organy nadzorcze
APSA coraz częściej przyjmuje więc rolę banku centralnego, a w 2013 roku przeszła drobną reformę, która zmieniła rolę doradców, czyniąc ich częścią rady nadzorczej. Zapewnienie emerytur, zarządzanie finansami i państwowe fundusze majątkowe będą w rękach administracji.
Sekretariat ds. Gospodarki jest organem kontrolującym finanse Stolicy Apostolskiej. Nadzoruje budżety, daje wytyczne do wydatków i racjonalizuje koszty. Prefekt Sekretariatu Gospodarki jest również członkiem Komisji do spraw Poufnych, która ustala, które akty o charakterze gospodarczym muszą być poufne. Sekretariat Gospodarki nadzorował również regulację kodeksu zamówień publicznych Watykanu.
Warto wspomnieć, że wszystkie te decyzje są następstwem przystąpienia Stolicy Apostolskiej do Konwencji Merida, czyli Konwencji Narodów Zjednoczonych przeciwko korupcji. W wyniku tego przystąpienia urząd audytora generalnego jest obecnie określany również jako watykański "urząd antykorupcyjny".
Audytor Generalny
Audytor Generalny, nie trzeba chyba dodawać, zajmuje się kontrolą, natomiast Rada Gospodarcza to swoiste Ministerstwo Finansów, którego zadaniem jest kierowanie pracami finansowymi.
W tym przypadku nowość polega głównie na nazwie i podejściu, a nie na treści. Sekretariat ds. gospodarki był kiedyś prefekturą ds. ekonomicznych, która została zreformowana w 2012 r. i niemal zrównana z ministerstwem finansów. Rada Gospodarki była kiedyś Radą Piętnastu, czyli kardynałów powołanych do nadzorowania podejścia finansowego Stolicy Apostolskiej.
Wreszcie jest jeszcze Komisja Nadzoru i Inteligencji Finansowej. Jest to organ wywiadowczy, który ma pod bezpośrednią obserwacją tylko jeden podmiot, którym jest IOR. Urząd ma za zadanie badać zgłoszone mu podejrzane transakcje finansowe i przekazywać sprawozdania Promotorowi Sprawiedliwości, który następnie decyduje o kontynuowaniu dochodzenia. Urząd odgrywa również kluczową rolę we współpracy międzynarodowej, ze względu na relacje, które wymienia ze swoimi odpowiednikami, do tego stopnia, że odegrał również rolę w rozwiązywaniu niektórych spraw międzynarodowych.
Upragniona przez Benedykta XVI reforma finansów doprowadziła też w 2013 r. do utworzenia Komitetu Bezpieczeństwa Finansowego - organu, który poświadcza suwerenność Stolicy Apostolskiej i pozwala Sekretariatowi Stanu (czyli rządowi) oraz innym agencjom współpracować w celu zapobiegania praniu pieniędzy.
Spójne zaangażowanie w realizację misji
Tak wygląda, najogólniej mówiąc, struktura finansowa Stolicy Apostolskiej. W pierwszym raporcie MONEYVAL z 2012 roku czytamy, że ruch Stolicy Apostolskiej w kierunku przejrzystości finansowej był drogą "zgodną z jej międzynarodową naturą i charakterem", a także z "jej religijną i moralną misją". Jest to ważne zobowiązanie, aby być wiarygodnym w świecie. Dla Kościoła przecież pieniądze nie są celem, ale środkiem, służą misji, która jest misją przede wszystkim dla najmniejszych.
Obianuju EkeochaCzytaj więcej : "Lepiej dać dzieciom książki niż środki antykoncepcyjne".
Obianuju Ekeocha jest prezesem Kultura życia AfrykaOrganizacja promuje autentyczną kulturę życia w Afryce i na całym świecie. W swoim słynnym list do Melindy Gates podkreśliła, czego naprawdę potrzebuje kontynent afrykański, a zwłaszcza afrykańskie kobiety: więcej edukacji, a mniej polityki antykoncepcyjnej, o którą - jak podkreśla - "nigdy nie proszono".
Pochodzący z Nigerii Obianuju jest zaangażowany w społeczne i polityczne debaty związane z godnością życia w ramach kultury afrykańskiej. Doradzała również ustawodawcom w Afryce, Europie i Ameryce Północnej. Jej poparcie dla życia doprowadziło ją do przemówień w takich miejscach jak Biały Dom, Parlament Europejski i Uniwersytet Georgetown w Waszyngtonie.
W wywiadzie dla Omnes, Obianuju Ekeocha wskazuje, że polityka antykoncepcyjna narzucana w Afryce sprowadza się w praktyce do nowego kolonializmu, w którym "każdy aspekt tego modelu jest kontrolowany i określany przez bogatego zachodniego donatora".
Mówi pan o nowym kolonializmie w odniesieniu do polityki antykoncepcyjnej wdrażanej w Afryce, opłacanej przez zachodnie firmy lub rządy. Dlaczego używa pan tego terminu? Jaki jest prawdziwy cel tej polityki, która uniemożliwia narodziny tak wielu ludzi?
- Termin "neokolonializm" wskazuje na obecną rzeczywistość mechanizmów pomocy humanitarnej, które są całkowicie kontrolowane przez narody i organizacje donatorów.
Powszechnie wiadomo, że większość krajów afrykańskich, ze względu na niedostatek społeczno-gospodarczy, od dziesięcioleci jest odbiorcą pomocy humanitarnej i funduszy pomocy rozwojowej. Stworzyło to przestrzeń dla zachodnich organizacji darczyńców, które zaczęły odgrywać rolę podmiotów i partnerów we wspieraniu i rozwoju Afryki.
Problem polega na tym, że w ostatnich latach donatorzy z Afryki przybyli z jasnym i ustalonym programem dotyczącym ideologii oraz poglądów i wartości kulturowych.
Jedną z pierwszych wielkich przepychanek była ta dotycząca antykoncepcji.
Pomimo tego, że społeczności afrykańskie prosiły o pomoc głównie na podstawowe potrzeby, takie jak żywność, czysta woda i dostęp do edukacji, zachodni donatorzy Afryki zaczęli narzucać kontynentowi ogromne ilości środków antykoncepcyjnych.
Oznaczało to konieczność przekierowania funduszy i być może rezygnacji z finansowania innych projektów w celu zapewnienia dobrego finansowania programów antykoncepcyjnych i rzeczywiście populacyjnych.
Określam to mianem neokolonializmu, ponieważ każdy aspekt tego modelu jest kontrolowany i określany przez bogatego zachodniego donatora.
Jeśli chodzi o cel tej polityki zalewania społeczności afrykańskich środkami antykoncepcyjnymi, to uważam, że jest to połączenie próby (przez mocarstwa zachodnie) kontrolowania populacji afrykańskich, jak również próba wprowadzenia znacznie bardziej "wyzwolonego" spojrzenia na ludzką seksualność. Rodzaj seksualnego liberalizmu, który powoduje erozję seksualnego decorum we wszystkich warstwach afrykańskich społeczeństw.
Dziś mamy do czynienia ze strasznymi prawami, które zachęcają do śmierci. Stany Zjednoczone właśnie uchyliły Wyrok w sprawie Roe v. Wade. Dla tych, którzy nie wiedzą, co stoi za tą zmianą w prawie, co oznacza obalenie tego orzeczenia i co to oznacza dla promocji kultury życia w Stanach Zjednoczonych i na całym świecie?
- Aby wyjaśnić krótko, Roe v Wade to decyzja Sądu Najwyższego USA z 1973 roku, która zasadniczo zalegalizowała aborcję we wszystkich 50 stanach Ameryki.
Od czasu tej decyzji ponad 60 milionów wcześniaków zostało zabitych przez aborcję w Stanach Zjednoczonych, powodując znaczącą zmianę w społeczeństwie ze względu na miliony kobiet, mężczyzn, a także rodzin, które zostały dotknięte.
Przez prawie 50 lat Roe v Wade nigdy nie zostało stanowczo zakwestionowane, aż do 1 grudnia 2021 roku, kiedy to do Sądu Najwyższego USA wpłynęła nowa sprawa: Dobbs przeciwko Jackson Women's Health Organization, sprawa, która z powodzeniem doprowadziła do obalenia decyzji Roe v Wade z 1973 roku.
Ten wynik niewątpliwie pomaga w promowaniu prawdziwej Kultury Życia, ponieważ jeszcze bardziej wzmacnia wysiłki pro-life, aby sprostać i pomóc potrzebom kobiet w kryzysie. Stanowi również podstawę do ujawnienia wielu niesmacznych aspektów przemysłu aborcyjnego, takich jak ułatwianie nadużyć, niezgłaszanie przypadków seksualnego wykorzystywania dzieci, nieetyczne pobieranie i sprzedaż organów płodowych firmom zajmującym się badaniami biologicznymi, nielegalne aborcje w późnym stadium rozwoju oraz wszelkiego rodzaju chciwe spekulacje w przemyśle aborcyjnym.
W słynnym liście do Melindy Gates w 2012 r. wskazał pan na to, co jest potrzebne w Afryce: opiekę przedporodową i poporodową, programy żywieniowe itp. a nie środki antykoncepcyjne. Czy te potrzeby zmieniły się w Afryce? Czy są większe, czy mniejsze?
- Minęło już 10 lat od napisania przeze mnie listu otwartego do Melindy Gates i patrząc z perspektywy tych wszystkich lat, wiele się na świecie zmieniło. Ale to, co się nie zmieniło, a nawet stało się znacznie bardziej rozpaczliwe, to potrzeba zaspokojenia podstawowych potrzeb ludzkich w całej Afryce.
Kobiety nadal potrzebują opieki prenatalnej i postnatalnej, ponieważ Afryka pozostaje kontynentem o najwyższym wskaźniku umieralności matek. Nadal jesteśmy regionem o najmniejszym dostępie do bezpiecznej wody pitnej, nadal jesteśmy regionem o najniższych wskaźnikach skolaryzacji.
Tak więc bardziej niż kiedykolwiek, bardziej niż w 2012 roku, potrzebujemy prawdziwej pomocy rozwojowej zamiast środków antykoncepcyjnych i niechcianej graficznej edukacji seksualnej.
Ze strony Kultura życia AfrykaDementujesz, że kultura śmierci zaczyna erodować tradycyjne i bardzo ważne wartości w Afryce, takie jak rodzina, przychodzenie na świat dzieci czy troska o życie. Jak nowe pokolenia postrzegają te wartości?
- Jak w większości miejsc na świecie, z pokolenia na pokolenie przekazywane są kultury, zwyczaje, tradycje, a nawet język, dziedzictwo, poglądy i wartości. To właśnie starsze pokolenia starają się nauczyć i zaszczepić najważniejsze lekcje młodszym pokoleniom. Narody afrykańskie są od tego uzależnione od wieków.
Problem w naszym współczesnym świecie polega na tym, że świat stał się znacznie mniejszy, zwłaszcza dla młodych ludzi, pod potężnym wpływem mediów.
Po pierwsze, media rozrywkowe, które były pod silnym wpływem Zachodu - filmy, muzyka, wiadomości kablowe z najbogatszych zachodnich sieci telewizyjnych. Afrykańska młodzież zaczęła pochłaniać znacznie więcej zachodnich poglądów niż cennych lekcji starszych. Zostało to gwałtownie zaakcentowane wraz z wprowadzeniem mediów społecznościowych.
Setki milionów młodych Afrykanów, podobnie jak młodzi ludzie na całym świecie, jest uzależnionych od mediów społecznościowych, a rzeczywistość jest taka, że media społecznościowe stały się mechanizmem dystrybucji treści ideologicznych, które trafiają bezpośrednio do rąk, serc i umysłów młodych ludzi. Afrykańska młodzież nie została oszczędzona.
Plugastwo dociera do nich i przekreśla ich zdolność (w wielu przypadkach) do przyswajania lekcji, poglądów i wartości przekazywanych przez starsze pokolenia.
Jesteś Nigeryjczykiem, biomedykiem mieszkającym w Wielkiej Brytanii, znasz "obie strony" planety. Jak reagujesz na tych, którzy mówią o "braku środków", albo "postępie w prawie do decydowania" i forsują politykę anty-życiową w Afryce?
- Najbardziej jaskrawym problemem Afryki nie jest tak naprawdę "brak zasobów", ale głęboko zakorzeniona korupcja i brak przejrzystości klasy rządzącej. W rzeczywistości narody afrykańskie mogą pochwalić się bogatymi rezerwami surowców, metali szlachetnych, ropy naftowej, a przede wszystkim zasobów ludzkich, ponieważ nasza populacja jest w przeważającej mierze młoda.
To, czego potrzebujemy w tym krytycznym momencie, to nie prawo do zabijania naszych nienarodzonych dzieci, ale bardzo poważna przebudowa naszych systemów społeczno-gospodarczych i edukacja naszych społeczeństw w celu ukształtowania ich na obywateli, którzy rozumieją swoją wartość i godność do tego stopnia, że domagają się lepszego zarządzania od swoich przywódców. Potrzebujemy populacji, które rozumieją, jak wznieść się na najwyższy poziom, aby ich własny głos był słyszalny na poziomie lokalnym i krajowym. Potrzebujemy o wiele solidniejszej, zdrowszej i silniejszej populacji, która jest dumna z afrykańskich krajów, kultur, dziedzictwa i wartości.
Jak możemy wspierać, z każdego naszego miejsca, kulturę życia, w naszych miejscach i w Afryce?
- Pierwszym krokiem w budowaniu kultura życia w dowolnym miejscu na świecie jest posiadanie wiedzy i zrozumienia kulturowych i ideologicznych zmagań, które toczą się na całym świecie, począwszy od Zachodu. Jest wielu, którzy nawet nie dostrzegają, że istnieje prawdziwy konflikt o podstawowe prawdy, takie jak świętość życia ludzkiego, prawo do życia każdej istoty ludzkiej, także tej w łonie matki, zacięta walka o rozumienie ludzkiej seksualności, biologiczną rzeczywistość seksu, prawa rodziców, role rodziców, znaczenie małżeństwa i rodziny oraz konieczność ochrony dzieci w każdym społeczeństwie.
Każdy z nich stanowi punkt czuwania dla tych, którzy chcą budować prawdziwą kulturę życia.
Aby wspierać Afrykę, a nawet samo społeczeństwo, musimy podjąć świadomy wysiłek, aby szukać dobrych organizacji, które wykonują pracę. Pomóż tym organizacjom, bo tak naprawdę organizacje pro-life i organizacje prorodzinne (na przykład) są najbardziej represjonowanymi i najmniejszymi organizacjami jakie istnieją, których przeciwnikami w wielu przypadkach są gigantyczne organizacje finansowane przez rząd. Więcej osób musi wspierać organizacje, które mają odwagę rzucić wyzwanie nowym "postępowym" ruchom kulturowym i ideologicznym.
Ludzie w krajach zachodnich powinni również sprzeciwiać się międzynarodowym projektom swoich rządów, które są w oczywisty sposób ideologiczne. Nalegaj, aby ich rząd bardziej wsłuchiwał się w potrzeby ludzi, którym próbują pomóc. Lepiej dać pokrzywdzonej społeczności czystą wodę niż mnóstwo środków antykoncepcyjnych, które mogą nawet nie zostać użyte (bo nigdy o nie nie proszono). Lepiej dać dzieciom książki niż prezerwatywy.
Nadszedł czas, aby naprawdę słuchać i dowiedzieć się, co jest najważniejsze dla społeczności goszczących.
Wprowadzenie do chrześcijaństwa autorstwa Josepha Ratzingera
Pomyślany jako kurs dla studentów uniwersytetu, ówczesny teolog, a późniejszy papież, biorąc pod uwagę trudności i słabości współczesnego umysłu, chciał pokazać w Wprowadzenie do chrześcijaństwa Wiara chrześcijańska jako jedyna droga do spełnienia człowieka.
"Przeprowadzka Ratzingera z Münster (w 1969 roku) do protestanckiego miasta uniwersyteckiego Tybinga jest jedną z najbardziej enigmatycznych decyzji w biografii późniejszego papieża", Seewald w swojej biografii pisze. Chociaż w swojej książce Moje życie Sam Ratzinger podaje kilka powodów.
Z jednej strony czuł się nieswojo z dryfem swojego kolegi z Münster, Johana Baptisty Metza, w kierunku teologii bardzo politycznej. Z drugiej strony pociągało go zaproszenie Hansa Künga do udziału w zespole odnowy teologicznej w Tybindze. Pociągała go też, a jego siostrę jeszcze bardziej, Bawaria, jego ojczyzna.
Ratzinger był wówczas postacią wschodzącą, wyróżniającą się na Soborze jako zaufany ekspert i inspirator wielu interwencji kardynała Fringsa z Kolonii. Choć początkowo zainteresował się Küngiem, szybko stwierdził, że ich horyzonty nie pokrywają się. Küng przyjechał na uniwersytet czerwonym Alfa Romeo, Ratzinger na rowerze w berecie.
Spotkają się ponownie w 1981 r., kiedy Ratzinger, jako prefekt Kongregacji Nauki Wiary, musiał zająć się "sprawą Künga".
Tybinga trudna
W Tybindze pozostał tylko przez trzy trudne lata (1966-1969). "Wydział miał bardzo wysoki poziom kadry dydaktycznej, choć skłaniał się do kontrowersji".. Ponadto całkowicie zmieniła się atmosfera intelektualna na wydziale: "Schemat egzystencjalistyczny upadł i został zastąpiony przez schemat marksistowski"..
Była to nadzieja bez Boga, reprezentowana także przez Ernsta Blocha, słynnego marksistowskiego profesora Wydziału Filozofii i autora słynnego eseju o Zasada nadziei. W tym środowisku Ratzinger wspomina: "Widziałem bez zasłon okrutne oblicze tej ateistycznej pobożności".. To był ten słynny '68, w którym już wrzało i dotknęło go to z bliska: "W czasie największej konfrontacji byłem dziekanem swojego wydziału".członek kilku rad i "Komisji zajmującej się opracowaniem nowego statutu uczelni"..
Ale były nie tylko komplikacje. W 1967 roku przyszła kolej na Künga, by poprowadzić kurs z dogmatyki, a Ratzinger stwierdził, że "Mogłem swobodnie zrealizować projekt, do którego po cichu dążyłem od dziesięciu lat. Wpadłem na pomysł, żeby poeksperymentować z kursem skierowanym do studentów wszystkich wydziałów o tytule Wprowadzenie do chrześcijaństwa".
Dlaczego Wprowadzenie do chrześcijaństwa
"W 1967 roku" -wspomina w przedmowie do wydania z 2000 roku. "Impulsy niedawnego okresu posoborowego były jeszcze w pełnym wylewu: Sobór Watykański II chciał właśnie tego dokonać: nadać chrześcijaństwu ponownie siłę zdolną do kształtowania historii [...], potwierdzono raz jeszcze, że wiara chrześcijan obejmuje całe życie"..
W pewnym sensie połączenia marksizmu i chrześcijaństwa oraz ich projekcja w teologii wyzwolenia chciały tego właśnie dokonać, ale "wiara scedowała na politykę rolę siły zbawczej".. A równolegle istniał zachodni agnostycyzm: "Czy pytanie o Boga [...] nie zostało uznane za praktycznie bezwartościowe?"..
Struktura książki
Na stronie Inicjacja do chrześcijaństwa ma wyraźną trzyczęściową strukturę, odpowiadającą trzem wielkim pytaniom: Bóg, Jezus Chrystus i Duch Święty oraz Kościół. Odpowiada on również trzem częściom Credo.
Asimiosmo poprzedza je także obszernym wstępem wyjaśniającym, co to znaczy wierzyć, przyjąć wiarę. W przedmowie, napisanej w 1967 roku, tak określił intencję książki: "Chce pomóc w nowym rozumieniu wiary jako rzeczywistości, która umożliwia bycie autentycznym człowiekiem w dzisiejszym świecie".. Lekceważenie "werble, które tylko z trudem mogą ukryć wielką duchową pustkę"..
Tym uczniom trzeba było dać żywy i wymagający wyraz wiary. Nie byle co, ale żeby widzieli w nim drogę do pełni swojego życia. Wymagało to bardzo jasnego określenia zarówno punktu wyjścia, czyli sytuacji mentalnej, w której znaleźli się uczniowie, jak i trasy podróży. To wyzwanie z 1967 roku jest zasługą książki.
Sytuacja w zakresie wiary
Punktem wyjścia jest stwierdzenie, że wiara nie ma znaczenia dla ludzi Zachodu żyjących na marginesie. W przeszłości wiara opierała się w dużym stopniu na przywiązaniu do tradycji, ale to samo w sobie czyni ją przestarzałą dla tych, którzy dziś pokładają ufność w postępie.
Pewien teolog wspomina dziś błazna z opowieści Kierkegaarda, który przybył do wsi, by ostrzec przed niebezpieczeństwem pożaru. Śmiali się z niego i nie spodziewali się, że powie coś wartościowego. Musiałby zmienić kostium, jak teologia. Ale oprócz tego, że nie jest to łatwe, to czy uzyskanie wygody nie byłoby zagubieniem się? To znaczy "niepokojąca siła niewiary".bo zastrzeżenia dotyczą także chrześcijanina, dziecka swoich czasów: a co jeśli nie ma nic? Ciekawe jest to, że niewierzący znajduje się w równoległej sytuacji: co jeśli wiara jest prawdziwa? Bóg jest zasadniczo niewidzialny. Dlatego wiara jest "wybór, w którym to, co niewidzialne [jest] uważane za autentycznie prawdziwe".. Jest to decyzja i "nawrócenie" lub konwersja. Ale jest bardzo wymagająca, bo nie jest to mgliste przekonanie, że "coś" istnieje, ale że interweniowało w naszą historię: "ten człowiek z Palestyny"....
Śledzi itineraria współczesnej myśli i kolejne trudności wiary, od pozytywizmu współczesnej nauki po marksizm. Stwierdza, że wierzyć dzisiaj oznacza przyjąć objawienie chrześcijańskie jako fundament własnego istnienia.
Dlatego, "pierwsze i ostatnie słowa credo - 'wierzę' i 'amen' - są ze sobą splecione".. I jest to również "Wierzę w Ciebie", właśnie ze względu na to, co oznacza wcielenie i historia. Wierzę w Logos - przyczynę wszystkiego - wcielony. A to oznacza, że w Nim (a nie we mnie) jestem podtrzymywany. Wiara ta ma również wymiar eklezjalny, ponieważ wierzy się wraz z Kościołem i jego wyrazami, czyli wyznaniami wiary.
Bóg
Od początku zagłębia się w słowo, by nie pracować tylko z utartą nazwą, ale dostrzec wszystko, co ona implikuje, także w odniesieniu do świata i materii. Śledzi historię objawienia Izraelowi, gdzie Bóg ukazuje się jako tak różny od innych bogów, osobowy i niepowtarzalny, i zabrania wszelkiego przebóstwienia chleba (dóbr), erosa czy władzy politycznej. Wychodząc od sceny krzaka gorejącego w Księdze Wyjścia, z powołaniem Mojżesza, przechodzi przez biblijne imiona Boga (Na stronieElohim, Jahwe) Bogu Ojców Izraela i Bogu Jezusa Chrystusa. Z ogromną siłą Imienia sugerującego, że tylko Bóg naprawdę "jest". A echo "Jestem w Nowym Testamencie i w samym Jezusie Chrystusie. Z tym paradoksalnym podwójnym aspektem absolutnej wzniosłości "Ja jestem" i jednocześnie bliskości Boga dla Izraela, dla wszystkich ludzi. I w końcu, ojcze.
Stamtąd przeskakuje do klasycznego porównania Boga wiary z Bogiem filozofów. Antyk chrześcijański umiał zsyntetyzować swoją wiedzę o Bogu biblijnym z refleksją filozofii klasycznej nad fundamentem wszechświata. I zawsze, w tym samym czasie, Ojciec. To szczęśliwe spotkanie ilustrowało ważną rolę, jaką w wierze chrześcijańskiej odgrywa racjonalna myśl - teologia. We współczesnej refleksji te dwa wymiary pozostają ważne: Bóg jako fundament i Logos kosmosu, a Ojciec jako horyzont wszystkich ludzi. I właśnie z tej potrzeby relacji wynika piękne i rozległe rozwinięcie Trójcy Świętej, którego nie sposób tu streścić, nie wchodząc zbytnio w szczegóły. Ale w tym tkwi klucz do sensu i spełnienia człowieka.
Jezus Chrystus
Ta druga część jest z kolei podzielona na dwie części: pierwszą, tj. Wierzę w Jezusa Chrystusa, Jego Syna Jednorodzonego, Pana naszegoDrugi - na temat wypowiedzi Credo o Jezusie Chrystusie: narodził się z Maryi Dziewicy, cierpiał..., zmartwychwstał.... Punktem wyjścia jest. "problem wyznawania Jezusa w dzisiejszych czasach".To drugie jest zawsze bardziej skandaliczne: jak cała rzeczywistość kosmosu i ludzkości może obracać się wokół czegoś, co wydarzyło się w jakimś momencie historii? Nie da się tego w pełni osiągnąć ani z fizyki, ani z historii. Co więcej, współczesność próbuje oddzielić Jezusa od Chrystusa, demontując to, co rzekomo zostało ustanowione w historii. Zlekceważenie Syna pozwala pozostać jedynie z rodzajowym Ojcem, bardziej akceptowalnym na arenie międzyreligijnej. A także pozostać przy pozornie bliższym modelu Jezusa Chrystusa.
Ale Jezus jest Chrystusem i ten tytuł Mesjasza (pomylony w swoim czasie) realizuje się przede wszystkim na krzyżu. "Jezus jest Chrystusem, jest Królem o tyle, o ile został ukrzyżowany".z królewskim darem z siebie, z miłości. Y "w ten sposób miłość zamienia się w Logos, w prawdę człowieka".. Ten wątek wzmacnia scena sądu ostatecznego, gdzie Pan prosi swoich, aby widzieli Go w braciach (por. Mt 25). Tożsamość Jezusa z Chrystusem Krzyża jest jednocześnie tożsamością Logosu z miłością. Następnie przechodzi do obszernego omówienia tajemnicy Boga-człowieka.
Duch Święty i Kościół
Ostatnia część, która jest znacznie krótsza, również podzielona jest na dwie części. Najpierw zajmuje się krótko jednością ostatnich artykułów Credo, wokół wyznania w Duchu Świętym i Kościele, który On ożywia.
Następnie rozwodzi się nieco nad dwoma "trudnymi" kwestiami dla tych, którzy go wtedy słyszeli, i dla tych, którzy go dzisiaj czytają: świętość Kościoła i zmartwychwstanie ciała. Jak można wbrew dowodom historycznym stwierdzić, że Kościół jest święty? Rozwiązuje je w oryginalny sposób. Właśnie dlatego, że Kościół jest zbawczy, łączy się z tym, co grzeszne, jak sam Jezus Chrystus. Nie jest to byt świetlisty i transcendentny. Wciela się po to, by zbawiać. "W Kościele świętość zaczyna się od wytrzymałości i kończy się wytrzymałością".. Nie rozumieją tego ci, którzy patrzą tylko na organizację, a nie na sakramenty. Prawdziwi wierni zawsze żyją sakramentami, natomiast organizacja zmienia się lepiej lub gorzej w historii.
Jeśli chodzi o ostateczne zmartwychwstanie zmarłych, to jest ono wymogiem całości, jaką jest człowiek z jego cielesnym wymiarem. I pewne aspekty starożytnego greckiego dualizmu ciało - dusza muszą zostać odłożone na bok, ponieważ koncepcja człowieka w wierze chrześcijańskiej jest koncepcją jednostkową. A jej pełnia nie polega na prostym przetrwaniu duszy, uwolnionej od ciała, ale na "nieśmiertelności dialogicznej", życiu i zmartwychwstaniu opartym na miłości Boga do każdej osoby. Miłość Boża jest tym, co podtrzymuje ludzką osobowość, a zmartwychwstanie jest zbawczym aktem Bożej miłości, który doprowadza ją do pełni. To rozwinie później w swoim Eschatologia.
Co się zmieniło od tego czasu
Wracamy do uwag zawartych w przedmowie, które ówczesny kardynał Ratzinger dodał w 2000 roku. Szczególnie po 1989 roku, wraz z upadkiem komunizmu, "wszystkie te projekty [...] musiały zostać wycofane w chwili, gdy załamała się wiara w politykę jako siłę zbawienia.. Następnie "w ołowianej samotności świata osieroconego z Boga, w jego wewnętrznej nudzie, pojawiło się poszukiwanie mistyki".. W doświadczeniach, surogatach orientalnych itp. A także objawienia. Tak długo jak ludzie "Instytucja jest denerwująca i tak samo jak dogmaty. Instytucja przeszkadza, a dogmat przeszkadza"..
To jest nowość w porównaniu z latami sześćdziesiątymi. Po części okazja, po części zamieszanie. I wzywa ponownie, ale w inny sposób, do ukazania cech Boga chrześcijańskiego, który działa w historii, z Synem, który staje się człowiekiem, wobec tendencji synkretycznych. I do rozmycia idei Boga, coraz bardziej bezosobowego, aby uczynić go akceptowalnym nie tylko dla innych religii, ale nawet dla tych, którzy nie chcą wierzyć.
Ale centrum się nie zmieniło: zawsze chodzi o ukazanie Chrystusa, Syna, jako przedmiotu naszej wiary (Wierzę w Ciebie), z tym podwójnym wymiarem Logosu, przyczyny wszystkiego, i miłości do nas, objawionej i ofiarowanej na krzyżu. Potrzebujemy tego podwójnego wymiaru, aby odnaleźć sens życia i naszego zbawienia. I od tego czasu stanowi klucz do teologii Josepha Ratzingera.
"Chrystus jest tubylcem": pamięć i pojednanie podczas podróży papieża do Kanady
Radykalna i bezwarunkowa prośba o przebaczenie. Piękne kazanie o pojednaniu i pamięci. Chrześcijański indygenizm w stylu Drogi Amazonii. Miłość do babci Jezusa, w święto św. Anny. Bardzo ciepłe przyjęcie od Kanadyjczyków z Alberty. Najważniejsze wydarzenia z tego pierwszego etapu pokutnej pielgrzymki papieża Franciszka do Kanady.
Omnes informował już o. pierwsze gesty, emocjonalne i fotogeniczne85-letni nieustraszony pielgrzym, który podczas swojej 37. podróży apostolskiej przemierza w fotelu, Fiacie 500, popemobile i oczywiście leci samolotem, łącznie około 19 tys. km.
Papież z nawiązką wypełnia swoją obietnicę, że osobiście poprosi o przebaczenie w tym miejscu, co przewidział w Rzymie 17 lipca: "Pójdę (...) przede wszystkim w imię Jezusa, aby spotkać i objąć ludność tubylczą". Niestety, w Kanadzie wielu chrześcijan ... przyczyniło się do polityki asymilacji kulturowej, która w przeszłości poważnie zaszkodziła, na różne sposoby, społecznościom tubylczym. Dlatego niedawno przyjąłem w Watykanie (i) mam zamiar odbyć pokutną pielgrzymkę) pewne grupy, przedstawicieli ludów tubylczych."
W poniedziałek 25 Franciszek nie mógł być mniej dwuznaczny ani bardziej autentyczny, co zauważyli obserwatorzy i rozsądni tubylcy, których w Kanadzie jest wielu. Konkretnym gestem zwrócił rdzennej kobiecie z prowincji Saskatchewan mokasyny, które "pożyczyła" mu w Rzymie - małe buciki w Kanadzie przypominają o tych rdzennych dzieciach, które nigdy nie wróciły ze szkół z internatem: "Poproszono mnie o zwrot mokasynów, kiedy przyjechałem do Kanady; przywiozłem je..., i chciałbym czerpać inspirację właśnie z tego symbolu, który w ostatnich miesiącach na nowo rozbudził we mnie ból, oburzenie i wstyd. Pamięć o tych dzieciach wywołuje żal... Ale te mokasyny mówią nam też o drodze, o podróży, którą chcemy odbyć razem. Wspólne spacery, wspólna modlitwaMusimy pracować razem, aby cierpienie z przeszłości ustąpiło miejsca przyszłości sprawiedliwości, uzdrowieniu i pojednaniu".
Chodzi o to, że Franciszek mówi do Kanadyjczyków o nadziei, a nie tylko o tragediach z przeszłości. "Trzeba pamiętać, jak szkodliwa była polityka asymilacji i odłączenia, która obejmowała również system szkół rezydencjalnych (...) Kiedy europejscy osadnicy przybyli tu po raz pierwszy, istniała wielka szansa na rozwinięcie owocnego spotkania kultur, tradycji i duchowości. W dużej mierze jednak tak się nie stało. I przypomina mi się to, co mi powiedziałeś, jak polityka asymilacji skończyła się systematyczną marginalizacją rdzennej ludności; jak, również poprzez system szkół rezydencjalnych, ich języki, ich kultury były oczerniane i tłumione; i jak dzieci były fizycznie i werbalnie, psychicznie i duchowo maltretowane; jak były zabierane ze swoich domów, gdy były bardzo młode i jak to trwale naznaczyło relacje między rodzicami i dziećmi, między dziadkami i wnukami".
"Chociaż chrześcijańska dobroczynność była obecna i istnieje wiele przykładów poświęcenia dla dzieci, ogólne konsekwencje polityki związanej ze szkołami mieszkalnymi były katastrofalne. To, co mówi nam wiara chrześcijańska, to fakt, że był to niszczący błąd, niezgodny z Ewangelią Jezusa Chrystusa. Boli świadomość, że ten zwarty grunt wartości, języka i kultury ...uległ erozji i że nadal płacicie za to cenę. W obliczu tego skandalicznego zła Kościół klęka przed Bogiem i błaga go o przebaczenie za grzechy swoich dzieci (zob. Jan Paweł II, Incarnationis mysterium). Chciałbym powtórzyć ze wstydem i jasno: pokornie proszę o przebaczenie za zło, którego tak wielu chrześcijan dopuściło się wobec rdzennych mieszkańców".
"W tym pierwszym etapie chciałem zrobić miejsce na pamięć. Dziś jestem tu, by wspominać przeszłość, by opłakiwać z wami, by w ciszy patrzeć na ziemię, by modlić się przy grobach. Niech cisza pomoże nam wszystkim zinternalizować ból. Cisza i modlitwa. W obliczu zła módlmy się do Pana dobra; w obliczu śmierci módlmy się do Boga życia... Jezus Chrystus uczynił grób... miejscem odrodzenia, zmartwychwstania, gdzie rozpoczęła się historia nowego życia i powszechnego pojednania. Nasze wysiłki nie wystarczą..., potrzebujemy Jego łaski, potrzebujemy łagodności i siły mądrości Ducha, czułości Pocieszyciela".
Chrystus jest rdzenny
Po południu 25 lipca Franciszek zacytował Jana Pawła II (Prowincja Ontario, 15 września 1984): "Chrystus ożywia samo serce każdej kultury, tak że chrześcijaństwo nie tylko obejmuje wszystkie ludy tubylcze, ale sam Chrystus w członkach swego ciała jest tubylczy".
Tego popołudnia w parafii Sacred Heart poświęconej rdzennej ludności w Edmonton, stolicy Alberty, Franciszek mówił o koncepcji pojednania. "Jezus pojednuje, składając dwie odległe rzeczywistości w jedną rzeczywistość, jedną rzecz, jedną osobę. A jak to robi? Przez krzyż... Jezus za pomocą krańców swojego krzyża obejmuje punkty kardynalne i zbliża do siebie najbardziej odległe narody, Jezus uzdrawia i pacyfikuje wszystkich (zob. Efezjan 2,14)."
Kontynuował: "Jezus nie proponuje nam słów i dobrych postanowień, ale proponuje nam krzyż, tę skandaliczną miłość, która pozwala, aby jej stopy i nadgarstki były przebite gwoździami, a głowa przebita cierniem. To jest kierunek, w którym należy podążać, wspólnie patrzeć na Chrystusa, miłość zdradzoną i ukrzyżowaną za nas; widzieć Jezusa, ukrzyżowanego w tak wielu uczniach szkół z internatem. Jeśli chcemy być pojednani... to naprawdę musimy podnieść oczy na Jezusa ukrzyżowanego, musimy uzyskać pokój na Jego ołtarzu... Pojednanie jest nie tyle naszym dziełem, jest darem, jest darem, który płynie od Ukrzyżowanego, jest pokojem, który płynie z Serca Jezusa, jest łaską, o którą trzeba prosić."
Przemawiał do kościoła wypełnionego innym aspektem pojednania. "Jezus przez krzyż pojednał nas w jedno ciało... Kościół jest tym żywym ciałem pojednania. Ale jeśli pomyślimy o nieusuwalnym bólu, którego doświadczyliśmy... doświadczymy tylko gniewu... wstydu. Stało się tak, gdy wierzący pozwolili sobie na światowość i zamiast promować pojednanie, narzucili własny model kulturowy. Ta mentalność... powoli umiera, nawet z religijnego punktu widzenia. W rzeczywistości wydaje się, że wygodniej jest zaszczepić Boga w ludziach, niż pozwolić ludziom zbliżyć się do Boga. Sprzeczność. Ale to nigdy nie działa, bo Pan tak nie działa, nie zmusza, nie dusi, nie uciska; kocha, wyzwala, uwalnia. Nie podtrzymuje swoim Duchem tych, którzy podporządkowują sobie innych".
Lapidarnym zdaniem Franciszek powiedział: "Boga nie można głosić w sposób sprzeczny z Bogiem. A przecież ile razy w historii tak się działo! O ile Bóg przedstawia się prosto i pokornie, o tyle my ulegamy pokusie narzucenia Go i narzucenia się w Jego imieniu. Jest to światowa pokusa, by sprowadzić Go z krzyża, by zamanifestować Go w mocy i wyglądzie. Ale Jezus pojednaje na krzyżu, a nie przez zejście z krzyża."
Dalej mówił o pojednaniu, jako "synonimie Kościoła... Kościół jest domem, w którym na nowo się pojednujemy, w którym spotykamy się, aby zacząć na nowo i wzrastać razem. Jest to miejsce, w którym przestajemy myśleć jako jednostki, aby rozpoznać siebie nawzajem jako braci i siostry, patrząc sobie w oczy, przyjmując wzajemnie swoje historie i kulturę, pozwalając, aby mistyka bycia razem, tak miła Duchowi Świętemu, sprzyjała uzdrowieniu zranionych wspomnień. To jest droga, nie decydować za innych, nie zaszufladkować wszystkich w ustalonych wcześniej schematach, ale postawić się przed Ukrzyżowanym i przed bratem, aby nauczyć się chodzić razem. To jest Kościół (...), nie zbiór idei i nakazów, które należy wpoić ludziom, (...) (ale) gościnny dom dla wszystkich. I oby tak było zawsze. ...Wspólna modlitwa, wspólna pomoc, dzielenie się historiami życia, wspólnymi radościami i zmaganiami otwiera drzwi do pojednawczego działania Boga."
26 lipca, Święta Anna
26 lipca to bardzo lubiany dzień świąteczny w Kanadzie, zwłaszcza przez rdzennych katolików. O godz. 10 Papież koncelebrował (nie mogąc przewodniczyć Eucharystii ze względu na chore kolano) na stadionie Commonwealth w Edmonton. Modlitwa eucharystyczna była w języku łacińskim. Przed końcowym błogosławieństwem główny celebrans, arcybiskup Edmonton Richard Smith, podziękował mu "głęboko" za jego wielkie osobiste poświęcenie na tej drodze, a ponad 50 tys. zgromadzonych osób biło brawo przez trzy minuty.
Po południu pobłogosławił wodę i ludzi w sanktuarium św. Anny nad jeziorem o tej samej nazwie sto kilometrów na północny zachód od Edmonton. Tam, podobnie jak rano na stadionie, wypowiedział serdeczne słowa związane z babcią Jezusa.
Drzwi są szeroko otwarte dla tego medialnego papieża do ewangelizacji, ponieważ uroczystości są transmitowane do milionów ludzi, na przykład przez Canadian Broadcasting Corporation. Towarzyszący mu ksiądz tłumaczy z przerwami i bardzo skutecznie na język angielski, dzięki czemu można go bardzo dobrze śledzić.
Homilia z Mszy św.
Jesteśmy dziećmi historii, której trzeba strzec, nie jesteśmy wyspami - mówił papież podczas Mszy św. Wyjaśnił, że wiara jest zwykle przekazywana w domu w języku ojczystym. Stąd wielka tragedia internatów, które wypaczyły tę dynamikę. To właśnie od naszych dziadków nauczyliśmy się, że miłość nie jest narzucana. Wiara nigdy nie może być narzucana. Nie uciskajmy sumień - i nigdy nie przestańmy kochać i szanować ludzi, którzy szli przed nami i którzy zostali nam powierzeni. Są bowiem "cennymi skarbami strzegącymi historii większej od nich samych".
Ale "oprócz tego, że jesteśmy dziećmi historii, którą trzeba zachować, jesteśmy rzemieślnikami historii, którą trzeba budować". Papież prosił obecnych, by nie byli sterylnymi krytykami systemu, ale budowniczymi przyszłości, w dialogu z przeszłymi i przyszłymi pokoleniami.
Rozróżniał zdrową tradycję, czyli drzewo, którego korzeń wysyła się w górę i przynosi owoce; oraz tradycjonalizm horyzontalny, który robi rzeczy dlatego, że zawsze były robione w ten sposób. Tradycja jest żywą wiarą naszych zmarłych, natomiast tradycjonalizm jest martwą wiarą żywych.
"Niech Joachim i Anna wstawiają się za nami. Niech pomogą nam strzec historii, która nas zrodziła i budować historię generatywną. Niech przypominają nam o duchowym znaczeniu oddawania czci naszym dziadkom i starszym, o korzystaniu z ich obecności, by budować lepszą przyszłość. Przyszłość, w której osoby starsze nie są odrzucane, ponieważ są funkcjonalnie "niepotrzebne"; przyszłość, w której nie ocenia się wartości ludzi tylko na podstawie tego, co produkują; przyszłość, która nie jest obojętna wobec tych, którzy, będąc już w zaawansowanym wieku, potrzebują więcej czasu, słuchania i uwagi; przyszłość, w której nie powtarza się historia przemocy i marginalizacji, której doświadczyli nasi rodzimi bracia i siostry. Jest to przyszłość możliwa, jeśli z Bożą pomocą nie zerwiemy więzi z tymi, którzy odeszli przed nami i będziemy pielęgnować dialog z tymi, którzy przyjdą po nas: młodymi i starszymi, dziadkami i wnukami, razem. Idźmy razem do przodu, marzmy razem. Nie zapominajmy też o radzie Pawła dla jego ucznia Tymoteusza: "Pamiętaj o swojej matce i babce".
Dziadkowie i niemowlęta. Franciszek zdążył objechać wnętrze stadionu w popemobilu, pozdrowić i ucałować około dwudziestu niemowląt. To było przed mszą.
Opowieść o dwóch jeziorach
Później, w Lac Sainte Anne, po liturgii Słowa (Ezechiel o wodzie wypływającej ze świątyni i uzdrawiającej oraz Jezus mówiący "Jeśli ktoś jest spragniony, niech przyjdzie do mnie i pije"), papież porównał jezioro do Jeziora Galilejskiego. Wyobraził sobie Jezusa posługującego na brzegu podobnego jeziora.
Jezioro Galilejskie było "jak skupisko różnic, na jego brzegach byli rybacy i celnicy, setnicy i niewolnicy, faryzeusze i ubodzy, mężczyźni i kobiety... Tam Jezus głosił Królestwo Boże. Nie do wybranych osób religijnych, ale do różnych ludów, które tak jak dzisiaj przybyły z różnych miejsc, przyjmując wszystkich i w takim naturalnym teatrze". Tam Bóg ogłosił światu "coś rewolucyjnego: 'nadstawcie drugi policzek, miłujcie waszych nieprzyjaciół, żyjcie jak bracia i siostry, aby być dziećmi Boga, Ojca, który sprawia, że słońce wschodzi nad dobrymi i złymi i sprawia, że deszcz pada na sprawiedliwych i niesprawiedliwych'. Tak więc właśnie to jezioro, "wymieszane z różnorodnością", było miejscem bezprecedensowej zapowiedzi (...) rewolucji bez śmierci i ran, rewolucji miłości".
Porównał dźwięk tubylczych bębnów, które stale mu towarzyszyły, do bicia serca. Dodał: "Tutaj, na brzegu tego jeziora, dźwięk bębnów, który przekracza wieki i łączy różne narody, przenosi nas w tamte czasy. Przypomina nam, że braterstwo jest prawdziwe, jeśli łączy tych, którzy są zrażeni."
Odniósł się do wspomaganego samobójstwa, eufemistycznie nazywanego Pomoc medyczna w umieraniuLiczba osób legalnie poddanych eutanazji od tego czasu wynosi obecnie około 40 tysięcy. Liczba osób legalnie poddanych eutanazji od tego czasu wynosi obecnie ok. 40 tys. "Musimy patrzeć bardziej na peryferie i słuchać krzyku ostatnich, musimy umieć przyjąć ból tych, którzy, często w milczeniu, w naszych przeludnionych i zdepersonalizowanych miastach, wołają: 'Nie zostawiajcie nas samych'. Jest to także wołanie osób starszych, którym grozi samotna śmierć w domu lub porzuconych w jakiejś strukturze, albo niewygodnych chorych, którym zamiast czułości daje się śmierć".
Odniósł się także do młodych ludzi, do "stłumionego krzyku chłopców i dziewcząt, którzy bardziej pytają niż słyszą, którzy przekazują swoją wolność telefonowi komórkowemu, podczas gdy na tych samych ulicach inni rówieśnicy błądzą zagubieni, znieczuleni jakąś dywersją, zniewoleni nałogami, które czynią ich smutnymi i niezadowolonymi, niezdolnymi do uwierzenia w siebie, do pokochania tego, kim są i piękna życia, które mają. Nie zostawiaj nas samych to krzyk kogoś, kto chciałby mieć lepszy świat, ale nie wie, od czego zacząć".
Największy ewangelizator nie wahał się oczywiście stwierdzić, że ewangelizacja inkulturowana jest wielkim błogosławieństwem, także ludzkim. "Podczas dramatów podboju to Matka Boża z Guadalupe przekazywała Indianom właściwą wiarę, mówiąc ich językiem, nosząc ich stroje, bez przemocy i bez narzucania. A wkrótce potem, wraz z pojawieniem się prasy drukarskiej, ukazały się pierwsze gramatyki i katechizmy w językach tubylczych. Jak wiele dobrego zrobili autentycznie ewangelizujący misjonarze w zachowaniu języków i kultur tubylczych w wielu częściach świata! W Kanadzie ta "matczyna inkulturacja", która dokonała się dzięki działalności św. Anny, połączyła piękno tradycji tubylczych i wiary oraz nadała im kształt dzięki mądrości babci, która jest dwa razy matką".
Od 133 lat do tego sanktuarium pielgrzymują rdzenni chrześcijanie. Przed przybyciem chrześcijaństwa istniał już zwyczaj modlenia się w tym miejscu, ponieważ według ustnej tradycji tubylczej pewien wódz miał sen, w którym zobaczył, że w tym jeziorze znajdą uzdrowienie. Dlatego papież pielgrzym powiedział w homilii: "Ileż serc przyszło tu stęsknionych i znużonych, obciążonych ciężarami życia, a nad tymi wodami znalazły pocieszenie i siłę, by iść dalej".
27 lipca papież leci przez cztery godziny, docierając do Quebec City o trzeciej po południu. Czekamy na niego tutaj.
Ewangelie ostatnich niedziel prowadzą nas w duchową podróż. Przypowieść o Dobrym Samarytaninie pomogła nam zrozumieć, jak żyć w relacji z bliźnim zgodnie z miłosierdziem i współczuciem. Nauczycielowi prawa, który wspomniał o miłości bliźniego, Jezus powiedział: czyńcie to, a będziecie mieli życie. Współczucie dla bliźniego jest drogą do życia wiecznego.
Dialog Jezusa z Martą i Marią, a następnie objawienie modlitwy do Ojca i przypowieść o natrętnym przyjacielu, zachęcają nas do przeżywania naszej relacji z Bogiem w synowskim zaufaniu i jako przyjaciele. Dziś przypowieść o głupim bogaczu kieruje nas do przeżywania naszej relacji do dóbr ziemskich obok relacji zaufania do Boga i Jego myślenia o tych dobrach oraz w relacji miłosierdzia wobec innych ludzi: nie tylko "dzielenia się" dobrami, jak chciał mówić do Jezusa człowiek o spadku brata, ale "dzielenia się".
Pytanie o spadek do Jezusa tłumaczy się tym, że Prawo Mojżesza miało wskazania dotyczące tego aspektu i w razie sporu udawano się do nauczyciela, który był znawcą prawa. Ale Jezus nie jest zwykłym rabinem czy interpretatorem prawa, jest Mesjaszem i Synem Bożym; przyszedł, aby je wypełnić i pokonać. On przeszukuje serca i daje zasady życia, które wykraczają poza to, co mówi prawo: "Strzeżcie się wszelkiej chciwości".. Paweł powtarza to nauczanie, wzywając Kolosan, aby uśmiercili "chciwość, która jest bałwochwalstwem"..
W rzeczywistości, co jest uderzające w postaci bogatych "głupi"Słowo, które w Biblii określa człowieka, który nie wierzy w Boga lub żyje tak, jakby Bóg nie istniał, to jego samotność. Tekst grecki mówi, że "rozmawia z samym sobą", a w tym solilokwium ma na uwadze tylko swoje sprawy: moje zbiory, moje stodoły, moje dobra. Wyobraża sobie, zawsze w dialogu z samym sobą, co powie do siebie, gdy już zbuduje nowe magazyny: I wtedy powiem sobie: "Duszo moja, masz dobra zgromadzone na wiele lat; odpoczywaj, jedz, pij, ucztuj wesoło"..
Na jego horyzoncie nie ma i nie było Boga. Dlatego Bóg, przemawiając do niego, otwiera go na "innego", który nie istnieje w jego myśleniu: "Czyje będzie to, co przygotowałeś?".. W grece Łukasza jest jeszcze bardziej oczywista gra słów. Bogaty i samolubny człowiek używa "psyché (dusza) dwukrotnie: "Powiem do mojej duszy: duszo, masz wiele dobra".i Bóg mówi do niego: "Dziś wieczorem upomną się o twoją duszę"..
Mądrość Qoheletha znajduje swoje echo w przypowieści: "Wszystko jest próżnością! Jest taki, który pracuje z mądrością, wiedzą i umiejętnością, a musi zostawić swoją porcję temu, który nie pracował".. Bóg pragnie autentycznego życia naszej duszy: dzielenia się naszymi dobrami z potrzebującymi.
Homilia na czytania z niedzieli 18.
Ksiądz Luis Herrera Campo oferuje swój nanomiliakrótkie jednominutowe refleksje do tych lektur.
Podczas spotkania w poniedziałek 25 lipca z ludnością tubylczą First Nations, Métis i InuitPapież Franciszek powiedział: "Czekałem na ten moment, aby być wśród was. Stąd, z tego smutnie sugestywnego miejsca, chciałbym rozpocząć to, czego pragnę w sobie: pielgrzymkę pokutną. Przybywam na wasze rodzinne ziemie, aby osobiście powiedzieć wam, że się smucę, aby błagać Boga o przebaczenie, uzdrowienie i pojednanie, aby wyrazić moją bliskość z wami, aby modlić się z wami i za was.
Słowa Papieża jasno wyrażały jego smutek z powodu sytuacji, w jakiej znalazły się ludy tubylcze, "w szczególności z powodu sposobu, w jaki wielu członków Kościoła i wspólnot religijnych współpracowało, także przez obojętność, w tych projektach niszczenia kultury i przymusowej asymilacji przez ówczesne rządy, które zakończyły się systemem szkół rezydencjalnych". W swoim wystąpieniu przepraszał siedem razy.
Gesty odcisków stóp
Jedną z pierwszych osób, które papież Franciszek mógł pozdrowić, była kobieta, która przechodziła przez jeden z internatów. Pocałunek w rękę, którym się pożegnał, stał się jednym z ikonicznych obrazów tych dni. Pokazuje to pokorę, z jaką Papież przybył do Kanady, a odpowiedź tubylczych przywódców odpowiadała temu nastrojowi. Nie dziwi więc, że po prośbie o przebaczenie papież otrzymał tradycyjny indiański kapelusz w dowód sympatii i uznania.
Innym obrazem podróży była modlitwa papieża Franciszka na cmentarzu w Maskwacis, około 70 kilometrów na południe od Edmonton. Serdeczna modlitwa papieża przy grobach niektórych dzieci ze szkół rezydencjalnych to kolejny wymowny gest.
Papież Franciszek pobłogosławił wody jeziora św. Anny w Albercie (Kanada) zgodnie z tubylczym zwyczajem i błogosławieństwem w kierunku czterech punktów kardynalnych.
Jezioro to jest celem corocznej pielgrzymki w święto św. Anny, matki Dziewicy i dziadka Jezusa. Ma to znaczenie dla katolików i rdzennych mieszkańców.
AhTeraz możesz skorzystać z rabatu 20% na prenumeratę Raporty Rzymskie Premiummiędzynarodowa agencja informacyjna specjalizująca się w działalności papieża i Watykanu.
Rozważania na temat motu proprio "Ad charisma tuendum" o Opus Dei
Poprosiliśmy profesora Giuseppe Comotti, eksperta w dziedzinie prawa, o komentarz do dokumentu Stolicy Apostolskiej (motu proprio "Ad carisma tuendum"), który 14 lipca zmodyfikował niektóre aspekty regulacji kanonicznej Opus Dei. Jego rozważania opierają się na dwóch kluczowych interpretacjach.
Giuseppe Comotti-26 lipca 2022 r.-Czas czytania: 5minuty
Poprawna interpretacja rzeczywistego zakresu ostatniego motu proprio o Opus Dei "Ad charisma tuendum wymaga zastosowania dwóch kluczy hermeneutycznych podanych w dokumencie przez samego papieża Franciszka.
Wydaje mi się ważne, aby podkreślić, że nowe motu proprio nie uchyla Konstytucji Apostolskiej, lecz jedynie dostosowuje ją do nowej organizacji Kurii Rzymskiej, która przewiduje w sposób ogólny kompetencje Dykasterii ds. Duchowieństwa, a nie jak dotychczas Dykasterii ds. Biskupów, w zakresie wszystkiego, co dotyczy Stolicy Apostolskiej w sprawach prałatur personalnych.
W pozostałym zakresie struktura i treść Konstytucji Apostolskiej "Ut sit", lapidarnie podsumowana przez samego św. Jana Pawła II w Przemówienie wygłoszone 17 marca 2001 r. przed uczestnikami spotkania promowanego przez Prałaturę Opus Dei. W tym przemówieniu Święty Papież w jednoznacznych sformułowaniach nie tylko określił Prałaturę jako "organicznie ustrukturyzowaną", czyli złożoną z "kapłanów i wiernych świeckich - mężczyzn i kobiet - mających na czele własnego Prałata", ale także potwierdził "hierarchiczną naturę Opus Dei, ustanowioną w Konstytucji Apostolskiej, za pomocą której erygowałem Prałaturę".
Hierarchiczny charakter
Z tego hierarchicznego charakteru św. Jan Paweł II wyciągnął "duszpasterskie rozważania bogate w praktyczne zastosowania", podkreślając, "że przynależność wiernych świeckich zarówno do ich Kościoła partykularnego, jak i do Prałatury, do której są włączeni, sprawia, że szczególne posłannictwo Prałatury zbiega się w ewangelizacyjnym zaangażowaniu każdego Kościoła partykularnego, tak jak przewidział to Sobór Watykański II, ustanawiając postać prałatur personalnych".
To odniesienie do Soboru Watykańskiego II jest bardzo znaczące i stanowi drugi klucz hermeneutyczny do motu proprio. "Ad charisma tuendum", w którym wyraźnie podkreśla się konieczność odniesienia się do "nauki eklezjologii soborowej o prałaturach personalnych".
Jak wiadomo, ostatni Sobór, przewidując możliwość tworzenia "specjalnych diecezji lub prałatur personalnych i innych tego rodzaju przepisów", aby ułatwić "nie tylko dogodne rozmieszczenie kapłanów, ale także dzieła duszpasterskie właściwe różnym grupom społecznym, które mają być prowadzone w każdym regionie lub narodzie, albo w każdej części ziemi" (Dekret "Presbyterorum Ordinis".n. 10), nie nakreślił jej dokładnych konturów, woląc pozostawić miejsce na przyszły dynamizm kościelny i wyartykułowaną dyscyplinę, "według modułów, które zostaną określone dla każdego przypadku, z zachowaniem praw ordynariuszy lokalnych".
Wdrożenie Rady
Kolejne interwencje Papieży rzymskich, wprowadzając w życie perspektywę wskazaną przez Sobór, pozostawiały te przestrzenie otwarte: jest to przypadek motu proprio "Ecclesiae Sanctae Pawła VI (6 sierpnia 1966 r.), a przede wszystkim Kodeks Prawa Kanonicznego św. Jana Pawła II z 1983 r., w którym niektóre przepisy poświęcone są prałaturom personalnym (kanony 294-297), które mogą być konkretyzowane w różny sposób, zgodnie z potrzebami określonymi przez Stolicę Apostolską, która jest odpowiedzialna za erygowanie prałatur personalnych.
Należy jednak zauważyć, że. Kodeks Prawa Kanonicznego z 1983 r. (w odróżnieniu od poprzedniego Kodeksu, który dopuszczał istnienie zwykłego tytułu honorowego prałata), używa terminu "prałat" wyłącznie na oznaczenie podmiotów innych niż biskupi diecezjalni, ale posiadających, podobnie jak oni, uprawnienia właściwych ordynariuszy w odniesieniu do obszarów wykonywania władzy zwierzchniej zwanych "prałaturami", doprecyzowanych kwalifikatorem terytorialnym lub personalnym, zgodnie z przyjętym w każdym przypadku kryterium identyfikacji wiernych, do których kierowane jest wykonywanie władzy. Kodeks Prawa Kanonicznego pozostawia jednak miejsce na wiele różnych konfiguracji, które konkretnie poszczególne prałatury mogłyby otrzymać w statutach nadanych każdej z nich przez Najwyższą Władzę Kościoła.
Episkopat prałata
W tym szerokim obszarze wolności Kodeks Prawa Kanonicznego nie przewiduje konieczności, ale też nie wyklucza możliwości, powierzenia prałatowi godności biskupiej, przy czym wybór ten zależy wyłącznie od oceny Papieża Rzymskiego, który jako jedyny w Kościele łacińskim jest odpowiedzialny za mianowanie biskupów.
Abstrakcyjna zgodność natury prałatury personalnej z godnością biskupią podmiotu stojącego na jej czele znajduje zresztą potwierdzenie w decyzji św. Jana Pawła II o mianowaniu na biskupów dwóch poprzednich prałatów Opus Dei, którym m.in. sam osobiście udzielił święceń biskupich.
Z drugiej strony, istnieją okręgi kościelne o charakterze terytorialnym, na czele których stoją prałaci, którzy z pewnością posiadają władzę rządową o charakterze hierarchicznym, ale którzy jednak zazwyczaj nie są obdarzeni godnością biskupią (pomyślmy o prefekturach apostolskich na terenach misyjnych).
Do tego należy dodać, że jak wiadomo, w perspektywie sprawowania funkcji władzy nie ograniczonej wyłącznie do biskupów, insygnia pontyfikalne nie są zastrzeżone przez prawo kanoniczne wyłącznie dla tych ostatnich, ale ich użycie jest przewidziane dla znacznie szerszej kategorii podmiotów, nawet jeśli nie są one wyniesione do episkopatu, Są to np. kardynałowie i legaci papieża rzymskiego, opaci i prałaci, którzy mają jurysdykcję nad terytorium odrębnym od diecezji, administratorzy apostolscy na stałe ukonstytuowani, wikariusze apostolscy i prefekci apostolscy, opaci zgromadzeń zakonnych.
Motu proprio Ad charisma tuendum
Jeśli zatem bez trudu przyjmuje się, że funkcje prałata można powierzyć kapłanowi, nie przeszkadza to, aby prałatury personalne zawsze wiązały się ze sprawowaniem władzy kościelnej, choćby dlatego, że jak przewiduje kanon 295, paragraf 1, prałat personalny "ma prawo założyć seminarium krajowe lub międzynarodowe, a także inkardynować alumnów i promować ich do zakonów z tytułem służby prałaturze".
Josemaría Escrivá de Balaguer", w żaden sposób nie utrudnia faktu, że prałatura jako taka została ustanowiona na mocy konstytucji apostolskiej, która jest instrumentem używanym zazwyczaj przez papieża rzymskiego do ustanawiania okręgów kościelnych, poprzez które rozdziela się i reguluje sprawowanie władzy odpowiadającej hierarchii.
W związku z tym motu proprio "Ad charisma tuendum", W świetle Magisterium Soboru, daleki od narzucenia wyraźnego rozdziału między wymiarem charyzmatycznym a wymiarem instytucjonalno-hierarchicznym Opus Deinależy odczytywać jako zaproszenie do życia z "nowym dynamizmem" (por. św. Jan Paweł II, List apostolski "Nowy dynamizm Kościoła").Novo millennio ineunte"15) wierność charyzmatowi świętego Josemaríi, który Najwyższa Władza Kościoła, poprzez konstytucję apostolską "Ut sit", przełożyła na instytucję Prałatury personalnej, czyli instrumentu o charakterze hierarchicznym.
Powierzono jej to, co papież Franciszek określa w motu proprio jako "zadanie duszpasterskie", które ma być realizowane "pod kierunkiem prałata" i które polega na "szerzeniu w świecie wezwania do świętości, poprzez uświęcanie pracy oraz zobowiązań rodzinnych i społecznych, za pośrednictwem inkardynowanych do niej duchownych i przy organicznej współpracy świeckich, którzy poświęcają się dziełom apostolskim".
Zadanie, które właśnie dlatego, że jest duszpasterskie, nie może nie być dzielone z pasterzami Kościoła i które pod względem treści nie odnosi się do szczególnych kategorii podmiotów, ale obejmuje wszystkich wiernych, powołanych do świętości na mocy chrztu, a nie z powodu szczególnego wyboru życia.
Moje wspomnienie ostatnich miesięcy życia Marguerite jest mieszaniną smutku i łagodności. Była czułą i silną kobietą, która mimo niesprzyjających okoliczności życia miała cnotę utrzymywania uśmiechu na powierzchni.
Rodrigo poznał ją w 2016 roku. W tym czasie on był studentem biznesu, ja studentem prawa i wraz z grupą przyjaciół próbowaliśmy uruchomić inicjatywę społeczną. Chcieliśmy umożliwić młodym studentom uczelni kontakt z dziadkami, którzy zostali porzuceni we własnych domach. Byłoby to wumowa typu in-winMy uczylibyśmy się z doświadczeń starszych, a oni byliby uwolnieni od swojej samotności.
Wybraliśmy, aby zacząć w zagrożonym miejscu: mieszkańcy La Pincoya, morze domów o powierzchni 60 metrów kwadratowych ustawionych wśród asfaltowych, ale wąskich ulic, których cynkowe dachy sięgają do podnóża wzgórz, które zamykają Santiago de Chile od północy. To właśnie tam udaliśmy się na zwiedzanie. Na miejscowym posterunku policji poradzono nam, abyśmy umawiali się na wizyty w sobotnie poranki, gdyż wtedy handel narkotykami jest w stanie spoczynku.
Proboszcz ze swojej strony zasugerował, abyśmy założyli białe koszulki, aby ludzie kojarzyli naszą obecność z wolontariuszami parafialnymi pracującymi przy innych inicjatywach, bo to zapewni nam większe bezpieczeństwo. Następnie chodziliśmy od drzwi do drzwi pytając, gdzie mieszkają dziadkowie, którzy byliby zainteresowani przyjęciem gości na rozmowę.
Mimo początkowych obaw, ludzie przyjęli nas ciepło, zapoznaliśmy się z okolicą i odkryliśmy, że problem samotności jest częsty i przejmujący. Sobota po sobocie odwiedzaliśmy dziadków, aby ich wysłuchać, pogratulować któremuś z nich urodzin lub poświęcić im chwilę rozmowy. Nie byliśmy lekarzami, psychologami czy pracownikami socjalnymi, a jedynie niedoświadczonymi młodymi ludźmi, którzy z każdej wizyty wychodzili z pełnym sercem i poruszoną duszą.
Bardzo szybko Rodrigo poznał Madame Margaritę. Przedstawiono go Melowi, młodemu francuskiemu misjonarzowi, który od kilku miesięcy pracował w tym rejonie. Podczas tego spotkania Marguerite chętnie rozmawiała, a Rodrigo powiedział jej, że wróci. Kiedy powiedziała, że urodziła się w 1942 roku i ma 74 lata, był zaskoczony, zarówno z powodu jej pewności siebie w udzielaniu im tej delikatnej informacji, jak i dlatego, że wyglądała na 15 czy 20 lat starszą.
Była niska i nieco pulchna, nosiła wysoko upięte włosy, które na głowie kiełkowały jak łan białej pszenicy, ubrana była w luźną kurtkę z niebieskiego polaru i szalik (przy kolejnych wizytach zamieniła go na znacznie bardziej elegancki czarny sweter ze złotymi guzikami), miała duże, wyraziste brwi i była niewidoma na lewe oko. Chodziła z trudem i skarżyła się, że bolą ją mięśnie po prawej stronie ciała. Jej największym problemem nie był jednak ból fizyczny, ale samotność. Była wdową i mieszkała w swoim małym domku w towarzystwie dwóch małych psów i jednego z sześciorga swoich dzieci, którego niestety widywała bardzo rzadko i który również doprowadzał ją do płaczu z niepokojącą częstotliwością, gdyż był ciężkim alkoholikiem. Z pozostałymi dziećmi widywała się "późno, źle i nigdy", gdyż wszystkie oprócz córki również były alkoholiczkami.
Dwie soboty później Rodrigo wrócił w towarzystwie José Miguela. Margarita była pod wrażeniem tego, że młodzi mężczyźni dotrzymali obietnicy, podziękowała Bogu i z radością przyjęła ich do swojego domu. Usiedli w niskich fotelach w salonie i szybko się poznali. Najpierw opowiedział im o swoim dzieciństwie w mieście Talca, a potem przeszedł do tematów, które bardziej go dotyczyły, aż doszedł do swoich dzieci. Tam wreszcie otworzyła całkowicie swoje serce i opowiedziała im, drżącymi ustami i nieśmiałymi słowami, o czarnym smutku: tydzień wcześniej syn, który z nią mieszkał, zmarł na skutek zatrucia alkoholowego.
Ten biedny człowiek cierpiał z powodu tego uzależnienia od dawna, ale kiedy powiedziano mu, że jego jedyny syn powiesił się z powodu problemów z handlem narkotykami, stracił kontrolę: stał się zdesperowany i trzymał się butelki jak rozbitek deski. Spędził tak rok, pogrążony w najstraszliwszej udręce, aż jego ciało nie mogło przyjąć więcej i zrezygnował z życia.
Margarita opowiedziała te nieszczęścia Rodrigo i José Miguelowi, jakby byli długoletnimi przyjaciółmi, długo i szczegółowo: udało jej się mówić, lamentować i płakać. Po półtoragodzinnym katharsis poczuła, że skończyła: otarła łzy chusteczką i spojrzała moim przyjaciołom w oczy, czy też to, co z nich zostało, bo teraz byli już jakby skamienieli z szoku. Marguerite uśmiechnęła się dziecinnie i podziękowała im: "Gdyby nie wy, nie miałabym komu się wyładować... teraz czuję większą ulgę. Dziękuję.
Odpowiedzieli krótko i zdali sobie sprawę, że są spóźnieni, więc się pożegnali. Otwierając drzwi, mrugnęła do nich zdrowym okiem i błagając oczami, by wrócili, dodała: "Nigdy mi się z wami nie znudzi, obiecuję!". Rozstali się, a ona poszła do kuchni, by przygotować obiad, uśmiechając się, podczas gdy zegar ścienny wznowił swoje zwykłe, powolne tempo.
Rodrigo wrócił dwa tygodnie później. Tym razem z tą niespodzianką, że towarzyszył mu José Tomás, pyzaty i sympatyczny student, który urodził się w Talca, tak jak Margarita! Rozmowa była ujmująca i przeplatana śmiechem i wesołością, wzięli nawet selfie. Ceremonia pożegnania miała bardziej uroczyste zakończenie: "Moje drzwi są dla was otwarte, a jeszcze bardziej, jeśli przyjdzie Talquino" - powiedziała im, promieniejąc z radości.
W następnych miesiącach odbyły się jeszcze trzy wizyty, w których Rodrigo zdołał nakłonić do towarzyszenia mu więcej studentów uniwersytetu: zrobiono jeszcze kilka zdjęć, pewnego dnia José Tomás podarował Margaricie dwa z tych oprawionych w ramki zdjęć, ona zaś zażartowała z Talquino i pożegnała się czułymi i różnorodnymi zwrotami, takimi jak: "Dziękuję, że przyszłyście, dzieci, mam was za rodzinę" lub "Muszę podziękować Bogu za wysłanie tych dzieci na uniwersytet". lolos tak przystojny, by mnie zobaczyć".
W październiku dołączyłam do planu pierwszą wizytę na Margaricie. Wtedy było nas już sześciu w świcie. Pamiętam, że zaparkowaliśmy przy miejscowym posterunku policji, jak to mieliśmy w zwyczaju, i zaczęliśmy chodzić po mieście w naszych białych koszulkach.
Był bardzo błękitny i ciepły sobotni poranek, bezchmurny, gangi narkotykowe spały mimo głośnego reggaetonu, który płynął z niektórych domów jak muzyczne dysze, panie wyszły z domów pchając małe płócienne walizki na kółkach, żeby kupić warzywa na osiedlowym targu, dzieci grały w piłkę na ulicy i zatrzymywały piłkę, żeby spojrzeć na nas z pewnym sceptycyzmem.
Kiedy dotarliśmy do narożnika wychodzącego na alejkę naszej babci, zrozumieliśmy, że coś się stało. Na wielu drzwiach wejściowych sąsiedzi zawiesili białe balony. W tle, przy domu z białą bramą, w którym mieszkała Margarita, widzieliśmy tłum ludzi.
Rodrigo uśmiechnął się, choć niespokojnie: "Powiedział mi, że jego córka wychodzi za mąż, ale nie wiedziałem, że to będzie dzisiaj. Jedźmy!", i podniósł tempo. Poszliśmy za nim i gdy tylko dotarliśmy do frontowych schodów, zobaczyliśmy otwarte drzwi i około 15 bardzo poważnych, swobodnie ubranych, ale dostojnych ludzi, którzy patrzyli na nas.
W środku grupy wyróżniał się mężczyzna w średnim wieku, który opierając się na ramionach pozostałych obserwował nas ze szczególną intensywnością. Był łysy, ubrany w sportową kurtkę i spodnie oraz brudne trenażery. Szybkim ruchem zdjął okulary przeciwsłoneczne i wychylił się, by lepiej przyjrzeć się nam swoimi zaczerwienionymi oczami. Wydawało się, że nas rozpoznał, przepchnął się przez tłum i zszedł po trzech stopniach, które nas dzieliły, by powitać nas z grymasem goryczy, wyrzutów sumienia i wdzięczności: "Przyszliście, przyszliście, nie mogę uwierzyć, że przyszliście też na stypę mojej matki, dziękuję, dziękuję" - wykrzyknął, serdecznie podając rękę każdemu z nas, gdy przetwarzaliśmy, co się dzieje.
Weszliśmy do domu, a on przedstawił nas swoim braciom, trzem grubym, źle ogolonym mężczyznom, których płaskie twarze zdradzały gęsty, krypto-smutek, oraz szerokiej kobiecie, która wydawała się bardziej empatyczna. Przywitali nas spojrzeniem pełnym głębokiego szacunku i nagle znaleźliśmy się w pierwszym rzędzie, otaczając trumnę, w której Señora Margarita spoczywała w pokoju. Niespodzianka, którą dostaliśmy była ogromna, zupełnie się jej nie spodziewaliśmy!
Przez szybę, która pokazywała twarz zmarłej, widziałem, że się uśmiechała, po raz ostatni. Wyrażała czystą radość, jakby chciała nam zostawić swoją siłę, swoje zaufanie do Boga, swoją wdzięczność za życie. Krewni obserwowali nas ze ścian, ale my pozostawaliśmy zaabsorbowani, wpatrzeni w te zamknięte oczy, te spokojne brwi i ten szczery uśmiech. Syn, który nas powitał, zmagając się ze łzami, które wciąż uciekały jak źle zakręcony kran, przełamał lody. Poufnym tonem, ale z oczywistym zamiarem, by wszyscy go usłyszeli, powiedział do nas:
-Nie byłem u matki od dwóch czy trzech lat. Rozmawialiśmy przez telefon, ale bardzo sporadycznie. Przez ostatnie miesiące opowiadała mi tylko różne rzeczy o tobie i pytała, czy wiem, kiedy chłopcy z uczelni znów ją odwiedzą..." Otarł łzy rękawem dresu, westchnął jakby dla złapania oddechu i kontynuował, choć patrząc w podłogę, z jękiem: "Porzuciliśmy ją.
Bracia też spojrzeli w dół, odczekaliśmy kilka sekund, a on z trudem kontynuował.
-I kiedy my byliśmy zajęci robieniem własnych rzeczy, ty przyszedłeś nas zastąpić. Daliście naszej mamie rodzinę w jej ostatnich miesiącach życia. Dlatego chcieliśmy..." Spojrzał na swoich braci, ci przytaknęli, a on wskazał na mały stolik w rogu pokoju, którego wcześniej nie zauważyłem. Ahem, chcieliśmy umieścić tutaj, u stóp Dziewicy, dwa zdjęcia, które zrobiłeś z moją mamą.
Była tam, faktycznie, przed gipsową figurką Matki Boskiej z Lourdes i zdjęciem męża oraz innym, zmarłego syna, w pierwszym rzędzie, we dwoje na środku sali. selfie oprawione zdjęcia, które José Tomás podarował Margaricie jakiś czas temu, stojące przed trumną. Nie wiedzieliśmy, co powiedzieć, gardło nam się zacisnęło i nie mogliśmy odpowiedzieć: Rodrigo płakał jako pierwszy, potem José Tomás też się załamał i wszyscy skończyliśmy płacząc, my i dzieci Margarity, zjednoczeni z resztą członków rodziny, którzy byli świadkami rozmowy, wszyscy trzymając się za ręce wokół trumny. Odmówiliśmy Ojcze nasz, Zdrowaś Mario i Chwała Ojcu, wszyscy razem w niezapomnianej chwili komunii, podczas gdy my kontemplowaliśmy twarz zmarłej Margarity, tak udręczoną, jak i uśmiechniętą, ten uśmiech, który przyciągał wszystkie oczy i pocieszał nas myślą, że jest w lepszym miejscu, uwolniona w końcu od cierpień ziemskich, objęta być może przez męża, syna i wnuka w zaświatach; tyle bólu nagle przemieniło się w szczęście, jak róża otwiera się po podlaniu łzami i krwią. Jej uśmiech dodawał nam otuchy: "Przybyliście! -wydawało się, że chce wykrzyknąć z niewyobrażalną radością, "przyszliście nawet na moje czuwanie, dzieci, dziękuję! Swoją drogą, wyglądam rewelacyjnie. Kiedy przyszłam tu po raz pierwszy, widziałam Boga tylko oczami duszy, ale potem bardzo przystojny seraf użyczył mi niektórych oczu, które nosi w swoich skrzydłach, i nie wyobrażacie sobie, jak dobrze tu widzę! Przyjdźcie wkrótce, dzieci, i nie przejmujcie się zbytnio bólem, który znosicie w życiu, bo wszystko to znajduje tu swoją pociechę. Przyjdźcie też i mnie tu zobaczyć, nie bądźcie długo!".
Wyszliśmy na ulicę w milczeniu, w towarzystwie braci z powagą procesji Wielkiego Tygodnia. Spojrzeliśmy na siebie i nie wiedzieliśmy jak się pożegnać. Najpierw uścisk, potem kolejny. Obietnice modlitwy, nowe podziękowania, zdjęcie. W końcu udało nam się rozdzielić i w milczeniu wróciliśmy do samochodu, mając świadomość, że zawsze będziemy nosić w sercu Margaritę i jej uśmiech. Nie byliśmy ani lekarzami, ani psychologami, ani pracownikami socjalnymi, to prawda, że nie mogliśmy udzielić jej fachowej pomocy, ale mieliśmy to szczęście, że zostaliśmy adoptowani przez Margaritę jako jej wnuki i takimi pozostaniemy na zawsze.
Subskrybuj magazyn Omnes i ciesz się ekskluzywnymi treściami dla subskrybentów. Będziesz mieć dostęp do wszystkich Omnes
Charyzmat i hierarchia w Opus Dei, dwa wymiary w tej samej rzeczywistości. Relacje między darami Ducha Świętego w Kościele
W Kościele wymiar hierarchiczny i charyzmatyczny są nierozłączne i wzajemnie się uzupełniają. Widać to również w przypadku Opus Dei. Ostatnie motu proprio "Ad charisma tuendumza pomocą których papież Franciszek chce promować misję, jaką Opus Dei prowadzi w Kościele. Autor, znany kanonista, komentuje ten aspekt.
Luis Felipe Navarro-25 lipca 2022 r.-Czas czytania: 6minuty
Wymiar instytucjonalny i wymiar charyzmatyczny to dwa wymiary, które można wyróżnić, nie myląc ich. Jednocześnie są one zarówno niezbędne dla życia Kościoła, jak i wzajemnie się uzupełniają.
Nie ma Kościoła, który nie byłby hierarchiczny, założony na Apostołach i zarządzany przez ich następców, a jednocześnie nie byłby charyzmatyczny. Nie ma czegoś takiego jak Kościół hierarchiczny i Kościół "z ludu".
Nie ma też czegoś takiego jak Kościół, który jest tylko hierarchiczny, nie będąc jednocześnie charyzmatycznym.
Istotnie, charyzmaty udzielone przez Ducha Świętego są rzeczywistością w Kościele od jego założenia. Wystarczy przeczytać listy św. Pawła, aby zrozumieć, że istnieje wielka różnorodność darów Ducha Świętego, dla użyteczności i dobra Kościoła; jedne dotyczą władzy, inne wiernych (co widać np. w 1 Kor 12, 28 i 1 Kor 14, 27-28).
Dary otrzymywane przez ochrzczonych we wspólnocie chrześcijańskiej były w każdym przypadku darami o różnej substancji i treści. Nie były one jednak przeznaczone dla indywidualnej korzyści, ale dla dobra wspólnoty. Dlatego ich wykonywanie musi być uporządkowane, gdyż są one dla budowania, a nie niszczenia.
Zauważając tę rzeczywistość, Sobór Watykański II podkreślił, że Duch Święty wyposaża i rządzi Kościołem w dary hierarchiczne i charyzmatyczne. Jak wskazuje Konstytucja Lumen gentium, n. 4, "Duch Święty (...) prowadzi Kościół do całej prawdy (por. J 16, 13), jednoczy go w komunii i posłudze, wyposaża i rządzi nim za pomocą różnych darów hierarchicznych i charyzmatycznych oraz upiększa go swoimi owocami (por. Ef 4, 11-12; 1 Kor 12, 4; Ga 5, 22)".
Wymiar hierarchiczny i charyzmatyczny u ostatnich papieży rzymskich
Ta obecność Ducha Świętego została szczególnie doceniona przez ostatnich papieży rzymskich. Wyraźnym wkładem Jana Pawła II, odnoszącym się do obecności nowych grup obdarzonych niezwykłym ciągiem charyzmatycznym i ewangelizacyjnym, było podkreślenie, że dary Ducha Świętego są niezbędne dla Kościoła.
I tak, powiedział: "Przy wielu okazjach podkreślałem, że w Kościele nie ma kontrastu ani przeciwstawienia między wymiar instytucjonalny i wymiar charyzmatycznyktórego ruchy są istotnym wyrazem. Oba są równie istotne dla boskiej konstytucji Kościoła założonego przez Jezusa, ponieważ przyczyniają się do uobecnienia tajemnicy Chrystusa i Jego zbawczego dzieła w świecie" (Orędzie do uczestników Światowego Kongresu Ruchów Eklezjalnych, 27 maja 1998, n. 5). Jeśli są one współistotne, to znaczy, że należą do natury i istoty Kościoła.
Papież Benedykt XVI ze swej strony wyjaśnił, w jaki sposób te dwa wymiary łączą się i odnoszą do siebie: "Również w Kościele zasadnicze instytucje są charyzmatyczne, a z drugiej strony charyzmaty muszą być w taki czy inny sposób zinstytucjonalizowane, aby mieć spójność i ciągłość. W ten sposób oba wymiary, wzbudzone przez tego samego Ducha Świętego dla tego samego Ciała Chrystusa, uobecniają razem tajemnicę i zbawcze dzieło Chrystusa w świecie" (Przemówienie do Bractwa Komunii i Wyzwolenia z okazji 25-lecia jego papieskiego uznania, 24 marca 2007 r.).
Są to dwa wymiary, które się przenikają, które się uzupełniają, które są zawsze obecne, z większym lub mniejszym natężeniem. Jakże nie pamiętać, że z postacią Papieża Rzymskiego zjednoczony jest charyzmat nieomylności; że ten, który jest następcą Apostołów, otrzymuje dary Ducha, aby rządzić i kierować Kościołem, a wśród tych darów jest rozeznawanie autentyczności charyzmatów (na co zwróciła uwagę Kongregacja Nauki Wiary w n. 8 Listu pt.) Iuvenescit EcclesiaTen sam Duch daje hierarchii Kościoła zdolność rozeznawania autentycznych charyzmatów, przyjmowania ich z radością i wdzięcznością, promowania ich z hojnością i towarzyszenia im z ojcowską czujnością"; jest to dar otrzymany dla dobra całego Ludu Bożego).
Na harmonię między tymi dwoma wymiarami zwrócił uwagę także papież Franciszek: "Wspólne chodzenie w Kościele, prowadzone przez Pasterzy, którzy mają szczególny charyzmat i posługę, jest znakiem działania Ducha Świętego; eklezjalność jest podstawową cechą chrześcijan, każdej wspólnoty, każdego ruchu" (homilia podczas Wigilii Zesłania Ducha Świętego z ruchami eklezjalnymi, 19 maja 2013 r.), a także podkreślił, jak charyzmaty rodzą się i rozkwitają we wspólnotach chrześcijańskich: "To właśnie w sercu wspólnoty kiełkują i rozkwitają dary, którymi napełnia nas Ojciec; i to właśnie w ramach wspólnoty gdzie uczy się je rozpoznawać jako znak Jego miłości do wszystkich swoich dzieci". Mają one zawsze charakter eklezjalny, są w służbie Kościoła i jego członków.
W piśmie IuvenescitEcclesiaKongregacja Nauki Wiary w swoim liście z 2016 roku stwierdza: "Ostatecznie można uznać zbieżność ostatniego Magisterium kościelnego w kwestii współistotności między darami hierarchicznymi i charyzmatycznymi. Ich przeciwstawienie, jak również zestawienie, byłoby znakiem błędnego lub niewystarczającego rozumienia działania Ducha Świętego w życiu i misji Kościoła".
Komplementarność hierarchii i charyzmatu w przypadku Opus Dei
W ostatnim motu proprio Ad charisma tuendum22 lipca 2022 roku papież Franciszek po raz kolejny podkreślił komplementarność darów hierarchicznych i charyzmatycznych. Rzeczywiście, prałatura Opus Dei została ukonstytuowana przez Jana Pawła II, konstytucją apostolską Ut sitrealizować cel właściwy tym organom hierarchicznym: prowadzenie konkretnych dzieł duszpasterskich (drugim celem jest przyczynianie się do dystrybucji duchowieństwa: dekret Presbyterorum Ordinisn. 10; Kodeks Prawa Kanonicznego, kanon 294).
Jak przypomina papież Franciszek w Proemie motu proprio, Opus Dei ma szczególne zadanie w ewangelizacyjnej misji Kościoła: żyć i szerzyć dar Ducha otrzymany przez św. Josemaríę, który nie jest niczym innym, jak szerzeniem w świecie wezwania do świętości, poprzez uświęcanie pracy oraz zadań rodzinnych i społecznych chrześcijanina.
Aby osiągnąć ten cel szerzenia powszechnego powołania do świętości, które nie jest zadaniem wyłącznie dla Opus Dei, ale dla całego Kościoła (por. Lumen gentium, n. 11, oraz Franciszek, Adhortacja apostolska Gaudete et exultate, 19 marca 2018 r.), hierarchia stworzyła Prałaturę, przedstawiając realny i praktyczny model życia tą świętością pośród świata.
Rzeczywiście, droga otwarta przez Ducha Świętego 2 października 1928 roku, w dniu założenia Opus Dei, wydała owoce świętości wśród szerokiej rzeszy wiernych: mężczyzn i kobiet, żonatych i celibatariuszy, świeckich i duchownych. Rzeczywiście, wśród wiernych Dzieła niektórzy doszli do chwały ołtarzy: św. Josemaría, bł. Álvaro del Portillo i bł. Guadalupe Ortiz de Landázuri. Opus Dei jest bowiem możliwym i realnym przykładem świętości w świecie.
Z kolei Stolica Apostolska przeprowadziła rozeznanie charyzmatu Opus Dei, udzielając aprobaty w różnych momentach jego historii (por. A. de Fuenmayor, V. Gómez-Iglesias, J.L. Illanes, "El itinerario jurídico del Opus Dei: historia y defensa de un carisma", Pamplona 1989). Illanes, "El itinerario jurídico del Opus Dei: historia y defensa de un carisma", Pamplona 1989), a w 1982 r. doszedł do wniosku, że należy ją skonfigurować jako Prałaturę personalną, która to konfiguracja została potwierdzona przez papieża Franciszka w motu proprio (które jednocześnie modyfikuje niektóre artykuły Konstytucji apostolskiej Ut sit, w punktach, w których określona jest relacja ze Stolicą Apostolską: art. 5 i 6).
Dwa wymiary w jednej rzeczywistości
To normalne, że w obliczu darów charyzmatycznych i hierarchicznych pojawia się tendencja do myślenia, że nosicielami obu są różne osoby.
W tym przypadku znajdujemy podmiot, który jest hierarchiczny (jego przewodnikiem jest prałat, który działa przy koniecznej współpracy prezbiteratu i wiernych świeckich jako członków: por. kanony 294 i 296 oraz Jan Paweł II, Konstytucja Apostolska Ut sit, artykuły 3 i 4), a jednocześnie charyzmatyczny: ma żyć i szerzyć ten charyzmat. Wszyscy jego członkowie otrzymali Boże powołanie, by być świętymi wcielającymi się w ducha, którego Bóg udzielił założycielowi Dzieła.
Jest więc przykładem podmiotu, w którym komplementarność darów hierarchicznych i charyzmatycznych jest namacalna w jednej i tej samej rzeczywistości. Każda rzeczywistość charyzmatyczna ma związek z funkcją hierarchii. W tym przypadku, oprócz normalnej relacji z władzą, która zadekretowała autentyczność charyzmatu i która zawsze towarzyszy temu żywemu charyzmatowi, który ma swój rozwój w historii, istnieją pewne szczególne aspekty, takie jak ten, który właśnie wskazałem: Prałatura z Pasterzem, z Prezbiterium i z osobami świeckimi przeznaczonymi do szerzenia charyzmatu w służbie Ludu Bożego.
AutorLuis Felipe Navarro
Rektor Papieskiego Uniwersytetu Świętego Krzyża, profesor prawa osobistego, konsultant Dykasterii ds. Świeckich, Rodziny i Życia.
Javier ViverJeśli sztuka nie generuje komunii, będzie czymkolwiek innym, ale nie sztuką".
Fotograf i rzeźbiarz Javier Viver, autor m.in. Matka Hakuna, lub Bella Pastorajest jedną z czołowych postaci współczesnej sztuki sakralnej w Hiszpanii. Od 25 lipca do 30 lipca będzie kierował m.in. Obserwatorium Niewidzialnychw którym stu studentów i profesjonalistów z różnych dyscyplin artystycznych dzieli się twórczymi doświadczeniami i refleksjami w ramach klasztoru w Guadalupe.
Spod jego ręki wyszły takie maryjne wizerunki jak Matka Hakuna, Bella Pastora z Iesu Communio, żona Lota czy Anioł Stróż, którego od kilku dni można oglądać na madryckim Puerta del Ángel. Javier Viver jest jednym z wzorców współczesna sztuka sakralna w Hiszpanii, ale jest też płodnym autorem prac niereligijnych, zarówno rzeźbiarskich, jak i fotograficznych.
Na stronie Bella Pastora przez Javiera Vivera
Od ubiegłego roku, za pośrednictwem Fundación Vía, promuje Obserwatorium Niewidzialnych. Letnia szkoła dla studentów różnych dyscyplin artystycznych, którzy przez tydzień zanurzają się w doświadczeniu sztuki i duchowości w otoczeniu klasztoru Guadalupe w Cáceres.
W tym kontekście Viver wskazuje w wywiadzie dla Omnes na rolę artysty w dzisiejszym społeczeństwie: "zaoferować społeczeństwu kawałek nadziei, kawałek raju".
Pierwsze doświadczenie Obserwatorium Niewidzialnego okazało się sukcesem, co doprowadziło do rozszerzenia i kontynuacji naboru wniosków. Co definiuje tę letnią szkołę?
- Możliwość dzielenia się twórczością artystyczną z wielką różnorodnością artystów wszystkich dyscyplin i wieku. Ponad 100 uczestników, w tym artyści i studenci.
Dlaczego wybrałeś scenerię klasztoru w Guadalupe?
- Klasztor jest historycznym centrum duchowości i twórczości artystycznej pierwszego rzędu. Z arcydziełami Zurbarána, El Greco i Goyi.
Mówiąc o tym, co niewidzialne, że sztuka jest drogą do materializacji ducha
Czy może istnieć sztuka nieożywiona?
- Nie, sztuka czeka na duszę, która ją zinterpretuje, reaktywuje.
Czy artysta tworzy dla siebie, czy dla widza?
- Z mojego punktu widzenia tworzy dla widza, dla czytelnika. Sztuka jako zjawisko kulturowe ma sens tylko dla społeczeństwa. Jeśli nie generuje komunikacji, komunii, to będzie czymkolwiek innym, ale nie sztuką.
Najważniejsze dzieła to te, które łączą i budzą kontemplację innych dusz, swojego pokolenia i tych, które dopiero nadejdą. W tym sensie ich projekcja jest ponadczasowa, ich publiczność uniwersalna i nieograniczona. Sztuka w dłuższej perspektywie jest najlepszą inwestycją.
Do Twoich najbardziej znanych prac o tematyce religijnej należą maryjne obrazy Bella Pastora czy Matka Hakuna. Jak wyobrażasz sobie Dziewicę?
- Dziewica Maryja jest rodzącym się Kościołem, panną z Nazaretu, która rozpoczęła tę ekscytującą przygodę, którą nazywamy Kościołem. Najpierw był to domowy Kościół z Nazaretu, potem Kościół hierarchiczny. Jest żywą tradycją Kościoła, ujętą w domowe opowieści, które później opowiadała uczniom Jezusa, a oni spisali je w Ewangeliach i innych pismach. Ponadto Maryja jest inicjatorką Drogi Sztuki, przez pulchritudinis.
Jak wielkie kobiety historii była wielką domową narratorką historii zbawienia i wielką tkaczką. Była matką Jezusa i stała się matką uczniów Jezusa.
Sztuka utożsamiana jest, być może romantycznie, z outsiderami, szaleńcami, wizjonerami... Czy jest w tym utożsamieniu jakaś prawda?
- Sztuka jest zawsze na krawędzi, w tym rejonie, gdzie pojawia się tajemnica, to, czego nie widać, co nie jest zrozumiałe, co zrywa z poprawnością polityczną.
W społeczeństwie rozdartym między ciągłym pękaniem a nowymi formami, jaka jest rola artysty?
- To z uczynienia wszystkiego nowego i wszystkiego starego. To, że ofiaruje swojemu społeczeństwu promyk nadziei, kawałek raju, że czyni niewidzialne widzialnym.
Vittorio ScelzoCzytaj więcej : "Starsi ludzie proszą, by nie zostawiać ich samych".
"Po raz pierwszy w historii starzenie się stało się zjawiskiem masowym". Tak mówi Vittorio Scelzo, odpowiedzialny za duszpasterstwo osób starszych w Dykasterii ds. Świeckich, Rodziny i Życia, w tym wywiadzie dla Omnes.
Dziś, już drugi rok, Kościół obchodzi Światowy Dzień Babci i Dziadka 2022 pod hasłem "W starości jeszcze owoc przyniesiecie". Poprzedziło ją kilka miesięcy katecheza o starościPapież Franciszek w swoich środowych audiencjach rozwinął temat osób starszych i roli rodziny.
Scelzo podkreśla też w tym wywiadzie, że osoby starsze proszą Kościół, zasadniczo "by nie zostawiać ich samych, a Kościół, zwłaszcza z magisterium papieża Franciszka, jest bardzo jasny: porzucenie osób starszych jest grzechem ciężkim".
Orędzie Papieża na ten Dzień zwraca uwagę na rzeczywistość typową dla pierwszego świata: lęk przed starością. Jak to wpływa na nas w rodzinie, w Kościele?
- Papież mówi o lęku przed starzeniem się. Jest to coś, czego wszyscy jesteśmy wyraźnie świadomi: kojarzymy starość z utratą autonomii, zdrowia. Często uważa się, że starzenie się oznacza w jakiś sposób utratę godności z powodu kruchości, której doświadczamy.
Jednak starzenie się - tak głosi przekaz - jest darem. W końcu od wieków jednym z wielkich celów ludzkości było długie życie. Teraz, gdy dłuższe życie stało się dla wielu rzeczywistością, nasze społeczeństwa wydają się być nieprzygotowane.
Starość jest czymś nowym. Po raz pierwszy w historii starzenie się stało się zjawiskiem masowym. Nie jesteśmy przygotowani i dlatego papież poświęca tyle uwagi osobom starszym: trzeba rozwijać refleksję nad tym wiekiem życia. Będzie to jedno z najważniejszych wyzwań najbliższych lat.
Ludność, a więc i członkowie Kościoła, na Zachodzie to w większości ludzie starsi. Jest to również wyzwanie duszpasterskieJak zaangażować osoby starsze w pracę Kościoła, gdy mogą nie być w pełni sprawne?
- Często zaangażowane są osoby starsze, to one prowadzą nasze parafie, to one są bohaterami naszego zaangażowania w działalność charytatywną. Wystarczy rozejrzeć się po Kościele, by przekonać się, że to właśnie oni najpilniej uczestniczą we Mszy św. Ale jest wyzwanie stawiane nam przez tych, którzy nie są w pełni sił.
Wracając do fragmentu Ewangelii, który słyszeliśmy w ostatnią niedzielę, powiedziałbym, że jesteśmy wyzwani przez Maryję: aby zrozumieć, że bycie chrześcijaninem nie polega tylko na bieganiu za wieloma rzeczami, które trzeba zrobić, ale na ponownym odkryciu centralności słuchania i modlitwy.
Papież, w swoim przesłanie na Światowy Dzień Dziadków i Osób StarszychPan, powierza zadanie modlitwy starszym. To nie jest szczątkowe zobowiązanie, od niego zależy przyszłość Kościoła i świata: tradycja żydowska mówi, że to modlitwa sprawiedliwych podtrzymuje świat.
W tej chwili wydaje mi się, że być może pierwszą pilną potrzebą duszpasterską jest wzbudzenie modlitwy o pokój na Ukrainie, a osoby starsze, znające grozę wojny, w tej perspektywie nie są w tylnej straży, ale wśród pionierów.
W świecie, w którym samotność jest coraz bardziej obecna, zwłaszcza w populacji osób starszych, o co proszą Kościół osoby starsze?
- Izolacja to wielka choroba osób starszych, a nasze społeczeństwo jest narażone na jej złapanie. Przyzwyczajamy się do myślenia, że samotność jest czymś normalnym, a pandemia sprawiła, że wydaje się ona nieunikniona.
Ale Bóg - nieprzypadkowo jest to jedno z pierwszych słów w Biblii - nie chce, by człowiek był sam.
Osoby starsze proszą, by nie zostawiać ich samych, a Kościół, zwłaszcza z magisterium papieża Franciszka, mówi jasno: porzucenie osoby starszej jest grzechem ciężkim.
Widzimy jednak wielorakie przejawy kultury wyrzucania pieniędzy i niestety ma to miejsce również w rodzinach chrześcijańskich.
Papież zachęca też osoby starsze do bycia protagonistami rewolucji czułości, której potrzebuje świat. W tym sensie, jak można połączyć w rodzinie czułość i nauczanie odpowiedzialności?
- Papież w swoim orędziu kojarzy słowo czułość z niemodnym już słowem rewolucja. Myślę, że chodzi mu o to, że zachowania naznaczone taką postawą powinny być zalążkiem zmian w naszych miastach.
Prosi nas, abyśmy mieli dla najuboższych - wymienia w szczególności uchodźców z wojny na Ukrainie i innych, którzy plamią nasz świat krwią - czułą myśl i czułą postawę.
Osoby starsze mogą wiele zrobić (jesteśmy świadkami wielkiego ruchu solidarności) nie tylko z praktycznego i gościnnego punktu widzenia, ale mogą nam pomóc w deeskalacji klimatu, w zrozumieniu - jak wielu z nich musiało to zrobić - że sami się nie uratujemy.
To jest magisterium kruchości, o którym mówił Papież w jednej z ostatnich audiencji środowych: mądrość tych, którzy rozumieją, że sami nie są wystarczający i daremność skrajnego sprzeciwu.
Jednocześnie, świadomi tego wszystkiego, jak możemy zachęcić młode pokolenie do aktywnego uczestnictwa w Kościele i w społeczeństwie?
- Papież często mówi o przymierzu między pokoleniami. Zawsze uderzało mnie, że pierwszy raz o ludziach starszych mówił podczas Światowych Dni Młodzieży w Rio de Janeiro.
Pytanie, które pan zadaje, jest naprawdę bardzo złożone, ale - z pewnością - część odpowiedzi leży w ponownym odkryciu (lub zbudowaniu) więzi między młodymi i starymi. To nie jest tylko ładny pomysł: znamy wiele doświadczeń, które mówią nam, że spotkanie młodych i starych jest zawsze bardzo bogatym doświadczeniem dla wszystkich.
W ostatnich miesiącach słyszeliśmy, jak papież nie tylko mówi o osobach starszych, ale także zwraca się do nich, nawiązując do postaw utrudniających międzypokoleniowe współżycie. Jak Kościół może promować to wzajemne zrozumienie poza jednodniową wizytą?
- Po pierwsze, niech ta wizyta się odbędzie! Papież pisze w swoim przesłaniu, że przyjaźń często rodzi się z pierwszej wizyty. Wykonanie kroku w kierunku innych, zwłaszcza wobec najsłabszych, zawsze ma wartość i o to właśnie prosimy wszystkich w Światowym Dniu Dziadków i Osób Starszych: odwiedźmy osobę starszą, która jest samotna! Zwłaszcza w tym czasie, gdy panują upały, niech nikt nie przeżywa tego dnia samotnie!
Następnie papież, z charakterystyczną dla siebie konkretnością, mówi do osób starszych, a nie o osobach starszych, ponieważ stanowią one dużą część świeckich. Osób starszych jest dużo i zawsze będzie więcej, jak możemy nadal je ignorować?
24 lipca: papież Franciszek poświęca dzień dziadkom i osobom starszym
W najbliższą niedzielę, 24 lipca, na całym świecie obchodzony będzie Światowy Dzień Osób Starszych i Dziadków 2022. Parafie, diecezje i wspólnoty kościelne są również wezwane do kreatywnego i zdecentralizowanego obchodzenia tego święta, któremu w tym roku przyświeca hasło "W starości będą nadal przynosić owoce".
Leticia Sánchez de León-23 lipca 2022 r.-Czas czytania: 5minuty
Światowy Dzień Dziadków i Osób Starszych stał się jednym z wydarzeń, które noszą niewątpliwy podpis argentyńskiego papieża. W ubiegłym roku to sam papież Franciszek chciał ustanowić dzień poświęcony wyłącznie dziadkom i osobom starszym. Dzień ten zaplanowano co roku w czwartą niedzielę lipca, w okolicach święta świętych Joachima i Anny, dziadków Jezusa.
W tym roku odbędzie się ona w niedzielę 24 lipca, a Eucharystię w kościele św. Piotra odprawi kardynał De Donatis, wikariusz generalny diecezji rzymskiej. De Donatis, wikariusz generalny dla diecezji rzymskiej. Tego samego dnia papież rozpoczyna podróż apostolską do Kanady, podczas której planuje odwiedzić sanktuarium św. Anny oraz spotkać się z młodzieżą i starszymi w szkole podstawowej w Iqaluit.
"Proszę, nie zostawiajcie ich samych" to jedno ze zdań, które Papież powtarzał najczęściej w odniesieniu do opieki i troski nad osobami starszymi, a instytucja Dnia jest znakiem, że zależy mu na tej kwestii. Nie na próżno zechciał poświęcić sporą część środowych audycji na rozmowę o etapie starości i bogactwie, jakie osoby starsze stanowią dla rodzin i dla społeczeństwa.
"Ważne jest, aby dziadkowie spotykali się z wnukami, a wnuki z dziadkami, bo - jak mówi prorok Joel - dziadkowie będą śnili przed wnukami, będą mieli złudzenia (wielkie pragnienia), a młodzi ludzie, czerpiąc siłę od dziadków, będą szli do przodu, będą prorokować".
Oprócz wydarzenia z przyszłej niedzieli, w lipcu tego roku chrześcijanie modlą się także szczególnie za osoby starsze; intencją modlitewną, którą Franciszek powierza w tym miesiącu całemu Kościołowi, za pośrednictwem Papieskiej Sieci Modlitwy na Świecie, jest właśnie modlitwa za osoby starsze.
W przesłaniu wideo Papież zastanawia się nad tym etapem życia: "Starość, w istocie, nie jest etapem łatwym do zrozumienia, nawet dla nas, którzy już ją przeżywamy. Choć przychodzi po długiej podróży, nikt nie przygotował nas do stawienia jej czoła, a ona sama wydaje się niemalże brać nas z zaskoczenia". Papież wzywa osoby starsze, aby nadal dawały z siebie wszystko, ponieważ osoby starsze mają "szczególną wrażliwość na troskę, na refleksję i czułość" i zaprasza je do bycia Jesteśmy, lub możemy stać się, protagonistami "rewolucji czułości".
"Wielu ludzi boi się starości - rozpoczyna Papież w przygotowanym na tę okazję orędziu - Uważają ją za rodzaj choroby, z którą lepiej się nie stykać. Starsi ludzie nie są dla nas żadną troską - uważają - i lepiej, żeby byli jak najdalej, być może razem między sobą, w placówkach, w których są otoczeni opieką i które oszczędzają nam konieczności zajmowania się ich troskami". Papież Franciszek chce być blisko wszystkich osób starszych i robi to rozmawiając z nimi w cztery oczy, pokazując, że sam też jest starszy: "A my, dziadkowie i osoby starsze, mamy wielką odpowiedzialność: nauczyć kobiety i mężczyzn naszych czasów patrzeć na innych z tym samym zrozumieniem i tym samym czułym spojrzeniem, które kierujemy do naszych wnuków. Szlifowaliśmy nasze człowieczeństwo poprzez troskę o innych, a dziś możemy być nauczycielami spokojnego sposobu życia, uważnego na najsłabszych.
"Osoby starsze - mówi dalej Papież - pomagają dostrzec "ciągłość pokoleń", mając "charyzmat służenia jako pomost". Często to właśnie dziadkowie zapewniają przekazanie wielkich wartości swoim wnukom, a "wiele osób może uznać, że to właśnie dziadkom zawdzięczają swoją inicjację w życie chrześcijańskie".
Tymi słowami Papież chce, abyśmy zrozumieli, że budowanie lepszego świata polega również na przewartościowaniu postaci naszych starszych, idąc "pod prąd temu, co świat myśli o tym wieku życia", a jednocześnie zachęcając osoby starsze, aby nie zachowywały postawy zrezygnowanej", "z małą nadzieją i nie oczekując już niczego od przyszłości".
Kościół bliski osobom starszym
Papież poruszał tę kwestię szerzej także w innych orędziach i dokumentach papieskich, np. w adhortacji apostolskiej Amoris Laetitia: "Kościół nie może i nie chce podporządkować się mentalności nietolerancji, a tym bardziej obojętności i pogardy, w odniesieniu do starości. Musimy obudzić zbiorowe poczucie wdzięczności, uznania i gościnności, które sprawiają, że osoby starsze czują się żywą częścią swojej społeczności". W tym duchu Światowy Dzień Dziadków i Osób Starszych jest apelem do wszystkich rodzin, a także do całego społeczeństwa, aby oddały osobom starszym całą wartość, jaką posiadają, i traktowały je tak, jak na to zasługują, zapraszając je, by "nadal przynosiły owoce".
W społeczeństwie, w którym ceni się tylko to, co przynosi natychmiastowe korzyści, dziadkowie i osoby starsze są coraz bardziej samotne i zaniedbane, czasem nawet przez własne rodziny. Do tego odnosi się również wspomniana przez papieża "kultura wyrzucania pieniędzy"; opieka nad osobami starszymi nie przynosi doraźnych korzyści, a dbanie o ich codzienne potrzeby jest męczące i powtarzalne i często staje się dodatkowym obciążeniem w codziennym życiu rodzin. Jednak jak mówi papież w adhortacji apostolskiej Amoris Laetitia: "Rodzina, która nie szanuje i nie dba o swoich dziadków, którzy są jej żywą pamięcią, jest rodziną rozbitą, ale rodzina, która pamięta, jest rodziną z przyszłością".
La Jornada
W tym drugim roku obchodów Dnia poświęconego dziadkom i osobom starszym, Dykasteria ds. Świeckich, Rodziny i Życia proponuje dwa sposoby uczestnictwa: celebrowanie Eucharystii lub samotne odwiedzanie osób starszych.
Ta sama dykasteria udostępniła poszczególnym diecezjom szereg materiałów i sugestii duszpasterskich i liturgicznych, dostępnych na stronie internetowej dykasterii. Wśród przedstawionych zaleceń, jednym z najważniejszych jest to dotyczące odwiedzania lub towarzyszenia osobom starszym, które są samotne.
W rzeczywistości Kościół udziela fakultetu uzyskania odpustu zupełnego pod zwykłymi warunkami: spowiedź sakramentalna, komunia eucharystyczna i modlitwa w intencjach Najwyższego Papieża. Otrzymają je dziadkowie, osoby starsze i wierni, którzy wezmą udział we Mszy św. 24 lipca w Bazylice św. Piotra lub w różnych uroczystościach, które odbędą się na całym świecie. Odpust może być również wykorzystany jako zadośćuczynienie za dusze czyśćcowe.
Ponadto ten sam odpust zupełny będzie udzielony chorym osobom starszym oraz wszystkim tym, którzy "nie mogąc z poważnej przyczyny opuścić domu, jednoczą się duchowo ze świętymi obchodami Światowego Dnia, ofiarując miłosiernemu Bogu swoje modlitwy, bóle i cierpienia własnego życia, zwłaszcza w czasie, gdy słowa Papieża i różne uroczystości są transmitowane przez media".
Światowy Dzień Dziadków i Osób Starszych jest także punktem wyjścia do wypracowania specyficznego podejścia duszpasterskiego, które skutecznie dociera do tej części społeczeństwa, która - jak mówi Papież - przeżywa najbardziej samotną fazę życia i często nie wie, jak ją przeżyć, ponieważ "istnieje wiele projektów pomocy" dla osób starszych, ale "niewiele projektów istnienia".
Kardynał Kevin Farrell, prefekt dykasterii ds. świeckich, rodziny i życia, mówiąc o organizacji niedzielnego wydarzenia, zauważył, że poprzez Dzień Ojciec Święty "zaprasza nas do uświadomienia sobie znaczenia osób starszych w życiu społeczeństw i naszych wspólnot, i to w sposób nie epizodyczny, ale strukturalny, a Dzień pomaga położyć fundamenty pod zwyczajne duszpasterstwo tego okresu życia".
Aby zapewnić najlepsze doświadczenia, używamy technologii takich jak pliki cookie do przechowywania i/lub uzyskiwania dostępu do informacji na urządzeniu użytkownika. Wyrażenie zgody na te technologie umożliwi nam przetwarzanie danych, takich jak zachowanie podczas przeglądania lub unikalne identyfikatory na tej stronie. Brak zgody lub jej wycofanie może negatywnie wpłynąć na niektóre funkcje.
Funkcjonalny Zawsze aktywne
Przechowywanie lub dostęp techniczny jest ściśle niezbędny do uzasadnionego celu umożliwienia korzystania z określonej usługi wyraźnie żądanej przez abonenta lub użytkownika lub wyłącznie w celu przeprowadzenia transmisji komunikacji za pośrednictwem sieci łączności elektronicznej.
Preferencje
Techniczne przechowywanie lub dostęp są niezbędne do uzasadnionego celu przechowywania niezamówionych preferencji subskrybenta lub użytkownika.
Statystyki
Techniczne przechowywanie lub dostęp wykorzystywane wyłącznie do celów statystycznych.Przechowywanie lub dostęp techniczny, który jest wykorzystywany wyłącznie do anonimowych celów statystycznych. Bez wniosku, dobrowolnej zgody dostawcy usług internetowych lub dodatkowych zapisów od strony trzeciej, informacje przechowywane lub pobierane wyłącznie w tym celu nie mogą być wykorzystane do identyfikacji użytkownika.
Marketing
Techniczne przechowywanie lub dostęp jest niezbędny do tworzenia profili użytkowników w celu wysyłania reklam lub śledzenia użytkownika na stronie internetowej lub na wielu stronach internetowych w podobnych celach marketingowych.