Inicjatywy

Duszpasterstwo młodzieży na miarę XXI wieku

Każde pokolenie uobecnia orędzie Jezusa Chrystusa w swoim czasie, swoim języku i swojej kulturze. Duszpasterstwo młodzieży nie jest niepomne na te zmiany i musi w odpowiedni sposób przedstawiać piękno chrześcijaństwa. Doświadczenie takie jak np. Life Teen może dać wskazówki co do sposobów katechezy:  partycypacyjne i we współczesnym języku, bez skracania drogi w doktrynie i z głęboką praktyką sakramentalną.

Pablo Alfonso Fernández-11 kwietnia 2017 r.-Czas czytania: 4 minuty

Kolejny Synod Biskupów, zaplanowany na 2018 rok, będzie poświęcony młodzieży i rozeznaniu powołania. Ma już dokument przygotowawczy, który został upubliczniony na początku tego roku. Tekst ten pomaga nadać odpowiednie podejście do dzisiejszego duszpasterstwa młodzieży i, podobnie jak przy innych okazjach, zawiera na końcu kwestionariusz, którego odpowiedzi posłużą jako podstawa do opracowania dokumentu roboczego dla Synodu. Ton jest optymistyczny i pełen nadziei, a jego lektura zachęca Kościół do odbierania głosu Pana poprzez młodych ludzi, którzy także dzisiaj umieją rozróżniać znaki naszych czasów. Jak stwierdzono we wstępie do niniejszego dokumentu, wsłuchując się w aspiracje młodych ludzi, można dostrzec świat jutra i drogi, którymi Kościół jest wezwany podążać.

Wielu duszpasterzy pracuje z młodzieżą, a czasem ich poświęcenie nie przynosi oczekiwanych owoców. Taka sytuacja prowadzi do pewnego zniechęcenia, można odnieść wrażenie, że przesłanie Chrystusa jest nieco przestarzałe, że nie łączy się z zainteresowaniami i dążeniami dzisiejszej młodzieży. Pojawia się wówczas pokusa, by ograniczyć wymagania Ewangelii lub pokazać nieco bardziej rozproszoną postać chrześcijaństwa, która nie wymaga żywotnego zaangażowania, tak często postrzeganego jako kosztowne. Wiemy, że to nie jest rozwiązanie. W rzeczywistości chrześcijaństwo à la carteTracąc swoją autentyczność, zaciera również atrakcyjność ideału, czegoś, o co warto walczyć. A dzisiejsza młodzież, podobnie jak ta z innych epok, to osoby, które dążą do poprawy świata. Cenią sobie autentyczność. Nie zadowalają się substytutami. Są zdolni do kompromisu, jeśli przesłanie Chrystusa jest ukazane w całej swojej sile i atrakcyjności.

Grupa młodzieżowa, która działa

Istnieje wiele inicjatyw mających na celu większe włączenie młodych ludzi w projekty życia chrześcijańskiego. Jednym z nich jest metoda Life Teenktóra rozpoczęła się w 1985 r. w parafii w Arizonie, w Stanach Zjednoczonych, a dziś jest obecna w blisko 2 tys. parafii w ponad 30 krajach. Zapoczątkował ją Randy Raus, mając na celu przybliżenie młodych ludzi do Chrystusa po procesie osobistego nawrócenia. 

Ten ojciec rodziny jest teraz prezesem i jednym z założycieli projektu ewangelizacyjnego Life TeenJest profesjonalnym i entuzjastycznym prezenterem na całym świecie. Kiedy zaczął odczuwać ten apostolski niepokój, spotkał Matkę Teresę i zapytał ją: "Matko Tereso, co mam robić? Life Teen? -Zabierz je na Eucharystię. - Czy to wszystko - zapytał; ale musi być coś więcej. Matka Teresa odpowiedziała: "Nie przejmuj się liczbami, pomagaj tylko jednej osobie na raz i zacznij od tej, która jest ci najbliższa w danym momencie.

Parafie, w których realizowana jest metoda katechezy to. Life Teen Grupy tworzą młodzi ludzie, którzy w sposób lekki i radosny dzielą się swoją wiarą, a jednocześnie głęboko przeżywają propozycję spotkania z Chrystusem w Eucharystii oraz cotygodniową formację w zakresie doktryny Kościoła katolickiego. Filary ich formacji znajdują się więc we Mszy Świętej, w dynamicznych sesjach katechetycznych i we wspólnocie, w której żyją z innymi młodymi ludźmi.

Noc życia: nowe doświadczenie dla nastolatków

W katechezie Life Teen protagonistami są sami młodzi ludzie. Zamiast przekazywania doktryny, sesje są organizowane z myślą o dzieleniu przestrzeni i uczeniu się poprzez spotkanie. Istnieją dwa rodzaje sesji w zależności od wieku uczestników: najmłodsi dołączają do grupy, najmłodsi dołączają do grupy, a najstarsi dołączają do grupy. Krawędźa od 15 lub 16 roku życia są grupowane w tzw. Life Teen

Jego dynamika obejmuje cztery kolejne momenty, które w języku angielskim nazwane są jako Zbierz, Proklamuj, Przerwa, y Wyślij. W pierwszym momencie (spotkanie) uczestnicy przyjmowani są w kontekście świątecznym, np. przy poczęstunku lub zabawie, co pozwala im na poznanie się i wzajemne poznanie. Po niej następuje katecheza, która wyjaśnia jakiś aspekt doktrynalny lub aktualne zagadnienia, które bezpośrednio dotyczą młodych ludzi. Następnie, wyjaśniony temat jest dzielony w małych grupach, gdzie każdy jest zachęcany do udziału. Wreszcie spotykają się ponownie, tym razem na chwilę modlitwy.

Parafie korzystające z tej metody otrzymują trzy razy w roku konkretne materiały do sesji katechetycznych. Są to środki przeznaczone do dotarcia do kultury młodych ludzi, którzy są przyzwyczajeni do odbioru wielu apeli za pośrednictwem mediów audiowizualnych. Dodatkowo zamieszczono przewodniki liturgiczne z propozycjami kazań i muzyki na spotkania adoracji eucharystycznej. Jest to ważny element spotkań, zwłaszcza muzyka uwielbienia, która poprzez swój żywy rytm i wpadające w ucho melodie sprzyja poczuciu Bożej obecności i porusza serce do osobistego dialogu z Bogiem.

Think big

Ostatnie europejskie spotkanie Life Teen odbyła się w marcu w Barcelonie. Uczestniczyło w nim blisko 200 osób, które dzieliły się doświadczeniami i szukały sposobów na skuteczniejszą i głębszą ewangelizację wśród młodzieży. Jordi Massegú, osoba odpowiedzialna za tę metodę w Hiszpanii, wyjaśnia, że ważne jest, aby towarzyszyć nastolatkom tam, gdzie się znajdują, a w szczególności w sieciach społecznych, z których korzystają i w których są obecni, takich jak Instagram y Snapchat

Jednocześnie sugeruje, że osoby pracujące z młodzieżą powinny wiedzieć, jak pokazać swoje działania w bardziej atrakcyjny sposób, na przykład dbając o profesjonalizm w ich organizacji i upowszechnianiu, produkując plakaty o bardziej wizualnym i bezpośrednim wyglądzie. Istnieją konkretne narzędzia do opracowania tych materiałów, np. Worswag o Canva. Oczywiście korzystanie z sieci lub zewnętrzny wygląd materiałów nie zastąpi kontaktu twarzą w twarz, przyjaźni i szczerego towarzyszenia, które młodzi ludzie cenią i pomagają generować swoim entuzjazmem i inicjatywą.

Podczas audiencji dla Komisji ds. Ameryki Łacińskiej w 2014 r. papież Franciszek myślał o młodych ludziach, podkreślając trzy aspekty spotkania Jezusa z bogatym młodzieńcem: przyjęcie, dialog i zaproszenie. Ten fragment może pomóc nam jako ikonie towarzyszenia młodym ludziom i jak wyjaśnia papież, pomóc im zrozumieć, że "Chrystus nie jest postacią w powieści, ale żywą osobą, która chce dzielić się swoim niezbywalnym pragnieniem życia, zaangażowania, daru z siebie. Jeśli zadowalamy się dawaniem im zwykłego ludzkiego komfortu, rozczarowujemy ich. Ważne jest, aby zaoferować im to, co mamy najlepszego: Jezusa Chrystusa, Jego Ewangelię, a wraz z nią nowy horyzont, który sprawia, że stają wobec życia ze spójnością, uczciwością i wysokim poziomem widzenia"..

AutorPablo Alfonso Fernández

Focus

Towarzyszenie młodzieży. Trzeba je traktować poważnie

Fulgencio Espa Feced-11 kwietnia 2017 r.-Czas czytania: 10 minuty

Przyjęcie, że towarzyszenie duchowe ma swoje korzenie nie na ziemi, ale w niebie, i że wydaje swoje owoce w historii, to gra z przewagą. W zasadzie każda rzeczywistość, która zajmuje się zjawiskami nadprzyrodzonymi, jest podatna na taką interpretację. W istocie, obraz odwróconego drzewa, które zakorzenia się w niebie i wydaje owoce na ołtarzach, był w epoce patrystycznej obficie uszczegóławiany w odniesieniu do Eucharystii. Soki spływają po pniu krzyża i są wylewane w darach eucharystycznych, czyniąc się ciałem i krwią Chrystusa. 

Litery są więc oznaczone pieczęcią nadprzyrodzoną. Mówię o towarzyszeniu duchowym z perspektywy łaski, nadprzyrodzonego daru. Zamierzamy opisać istotne cechy spotkania między braćmi lub, jak kto woli, między synem a ojcem. U źródeł tej duchowej praktyki leży duchowe ojcostwo i chrześcijańskie braterstwo. W akompaniamencie nie ma klientów, jak np. coachingNie ma tu pacjentów, jak w psychiatrii; są po prostu bracia i siostry. W kolokwium duchowym nie ma terapii, jak w słusznym i zyskownym świecie psychologii; jest otwartość serca, braterski dialog, synowska rozmowa. 

Kiedy chce się przeprowadzić jakiekolwiek badania, pierwsze pytanie każdego eseisty czy badacza dotyczy źródeł. Gdzie będzie można znaleźć wiedzę? Do jakiej bibliografii należy sięgnąć? Jakie artykuły zostały ostatnio opublikowane?

Piszę o duchowym towarzyszeniu młodzieży i wyznaję, że podstawowym źródłem dla tych listów byli sami młodzi ludzie. Innymi słowy: aby opisać to drzewo łaski, jakim jest towarzyszenie duchowe, zaczynam - dlaczego nie? - od wyszczególnienia jego cudownych owoców w młodych sercach. Przez te lata duszpasterskiego życia widziałem, jak wielu z nich wzrasta w cieple duchowego dialogu. W tej refleksji trzeba zdjąć buty, stąpamy po świętej ziemi (por. Wj 3, 5): zadanie łaski w duszach jest tak delikatne, że zasługuje na naszą pierwszą uwagę.

Owoce

Nieproduktywna roślina nie jest definiowana przez swoje owoce. Jeśli ktoś zada sobie trud, by poszukać ewangelicznego terminu "kąkol" w słowniku Królewskiej Akademii Języka Hiszpańskiego, nie znajdzie w nim słowa "owoc". Podobno jest to roślina toksyczna, trudna do usunięcia bez wyrwania również dobrych nasion, które same w sobie mogą zniszczyć całe zbiory.

Z drugiej strony, jeśli wyszukać "pszenicę", odniesienie do jej pięknego "rzędu zbóż i owoców" jest niemal natychmiastowe. Owoce mówią wiele o roślinie, do tego stopnia, że można zakwalifikować ich istnienie jako korzystne lub szkodliwe.

A teraz, jaki owoc wydaje towarzyszenie duchowe w młodych duszach? Przede wszystkim miłość. Wiem, że dla sceptycznego ucha brzmi to ogólnikowo, a ponieważ w moim duchu jest, by uczynić to wierzącym, zejdziemy znacznie niżej, by wyszczególnić, co w tym kontekście oznacza miłość.

Zaczyna się, nawet jeśli się nie szuka (może dlatego, że się nie szuka), od właściwej miłości do samego siebie. Wiele dziewcząt i chłopców dzięki duchowemu towarzyszeniu nauczyło się szanować siebie. Kiedy dialog jest niezwykle delikatny, prowadzi do tego szacunku, który zaczyna się od siebie. Chłopcy zaczynają myśleć, że są do czegoś zdolni. Zbyt wiele razy słyszeli słowa wyrzutu, nierozsądne - i być może fałszywe - osądy o dobroci minionych czasów, pełne wyrzutów osądy o ich kapryśnej woli. Wreszcie ktoś w nich wierzy i nie mam tu na myśli towarzysza duchowego, ale samego Boga. Mało tego, dochodzi się do imponującego przekonania, że czeka na mnie Ten, który istniał, zanim góry się narodziły lub ziemia została spłodzona, i który zawsze i na zawsze jest Bogiem (por. Ps 89, 2).

Miłość to zawsze dzielenie się czymś. Amans amato bonum velitpowiedział klasyk. Innymi słowy, kochać to znaczy dzielić się dobrem. Odkrycie przed młodą duszą, że ma ona coś do przekazania Bogu, to otwarcie jej na pasjonujący świat modlitwy. Serce staje się wielkie w dialogu modlitwy, bo młodość - dopóki jest młoda - nie dostrzega trudności, gdy dostrzega wielkość miłości, piękno miłującego ideału. Wszystko to ujawnia się, gdy wytrwa się na modlitwie, a towarzyszenie duchowe jest w tym przypadku synonimem słów zachęty. 

W kolokwium duchowym uczymy się modlitwy, wzrastamy w naszej relacji z Bogiem, staramy się doprowadzić osobę "twarzą w twarz" z Bogiem (por. Wj 33, 11). Podobnie jak Abraham, chcemy usłyszeć Jego głos (por. Rdz 12,1). Na początku możemy nie zdawać sobie sprawy, że to słuchanie może oznaczać również opuszczenie własnej ziemi. To nie ma znaczenia. Bóg nie prosi o nic, czego nie daje najpierw. Regularny dialog z towarzyszem jest zasadniczo nastawiony na spełnienie Jego woli; woli Bożej. Głównym i pierwszym tematem rozmowy duchowej jest modlitwa, skarga i dziękczynienie Bogu: intymny dialog z Nim.

Światło łaski otrzymane w modlitwie ujawnia podziały duszy.Co to znaczy? Jak wyszczególnia dokument przygotowawczy do Synodu Biskupów o młodzieży z 2018 r, "Serce ludzkie, z powodu swojej słabości i grzechu, jest zwykle podzielone z powodu przyciągania różnych, a nawet przeciwstawnych roszczeń". Młody człowiek uświadamia sobie tę opozycję i odróżnia po raz kolejny owoce tych gałęzi, które zapuszczają korzenie w niebie, od tych, które rodzą się z doczesności i dla doczesności. Towarzyszenie duchowe budzi w młodym człowieku tęsknotę za tym, co najlepsze, otwiera jego serce i inteligencję na życie ze znaczeniem. 

Młody człowiek, który pozwala sobie na duchowe towarzystwo autentyczności, ucieka od konformizmu i nie działa już tylko wtedy, gdy "płaci" lub "nie płaci". W jego sercu leży coś więcej niż zmysłowość i wygoda, co nie ma nic wspólnego z ciężką ideologią, ale raczej z gorącą miłością. 

Młody człowiek, który modli się szczerze i zagłębia się w nią nieustannie, sprawia, że jego dusza lśni najpiękniejszymi iskrami. Nie pozwala się oszukać. Odkrywa ukrytą perłę i jest w stanie sprzedać wszystko, co posiada, aby ją zdobyć (por. Mt 13, 45-46). Jest czymś więcej niż młodym człowiekiem z wartościami; jest młodym człowiekiem z życiem nadprzyrodzonym. Znalazł ukryty skarb Bożej miłości i widzi inny świat: nie widzi obcych, ale braci; nie doświadcza trudności, ale próby w miłości; nie zna skargi, ale wyzwanie daru z siebie.

Na drodze życia, stwierdza dokument, jest to kwestia wyboru, "bo nie można pozostać w nieskończoność nieokreślonym. Musimy jednak wyposażyć się w narzędzia, aby rozpoznać wezwanie Pana do radości miłości i wybrać odpowiedź na nie". Najbardziej nadprzyrodzonym owocem, jaki towarzyszenie duchowe może wydać u młodzieży, jest rozeznanie własnego powołania, ponieważ zakłada ono pogodne przekonanie o nadzwyczajnej miłości Boga, który w swojej nieskończoności i wszechmocy zadośćuczynił za moje ubóstwo. 

"Posłuchaj, córko, spójrz, nachyl ucho; król jest zafascynowany twoją urodą. on jest twoim Panem". (Ps 44:11). Taki, a nie inny, jest kontekst każdego powołania: dialog miłości, w którym ma się coś do dania. To jest właśnie piękne: że Bóg chce coś wybłagać od młodej duszy. I to jest właśnie ekscytujące: że ten chłopak, ta dziewczyna, może mu to dać. Czy owoc o tak niezwykłym pięknie może być zakorzeniony w innym miejscu niż samo niebo?

Gałęzie i pędy

Te cudowne owoce "pasują" do bardzo specyficznej osobowości: człowieczeństwa, które chce się rozwijać. Młodość to czas ideałów i każdy, kto uważa, że to koniec ubiegłego wieku, tak naprawdę nie traktuje lub nie wie, jak traktować młodych ludzi. Stracić nadzieję, że młodość może być wiekiem marzeń, to stracić nadzieję w całą ludzkość. 

"Młodość nie jest stworzona dla przyjemności", słusznie powiedział poeta Paul Claudel, "ale za bohaterstwo".. Dziś, jak zawsze, młodzi ludzie potrzebują ktoś która przypomina mu o jego wielkości. Te owoce, które są szlachetnymi sercami młodych ludzi, wiszą na gałęziach, które trzeba przyciąć, na łodydze godnej najbardziej wykwintnej uwagi. Krótko mówiąc, młodzi ludzie muszą być poważnie potraktowanyMłodość ma być postrzegana jako oznaka młodego człowieka, a nie jako moralnie ułomna lub, co gorsza, psychicznie niezdolna. Młodość musi być synonimem większej hojności, a nie zahamowanego życia.

Potrzebni są mężczyźni, którzy rozumieją, co naprawdę interesuje młodych ludzi i którzy potrafią ich poruszyć do najwspanialszej miłości. Mówią to - pytają!!! - sami. Przewodnicy duchowi muszą być przekonani o heroizmie młodzieży. 

"Byliśmy w stanie odpowiedzieć.powiedział starszy ksiądz do grupy skulonych wokół niego kapłanów, "bo ktoś pokładał w nas nadzieję". Chłopcy i dziewczęta potrzebują że ktoś A uczą się tego często nie tyle w wyniku długich wykładów, co w konsekwencji prawdziwego pasjonowania się nimi na tysiąc sposobów: ich ideałami, gustami, piosenkami, wartościami, troskami. Chcesz je

Bo ktoś pokładał w nas nadzieję. Osoby towarzyszące duchowo powinny wyryć te słowa w swoich sercach, jeśli szczerze chcą pomagać młodym ludziom. Zachwycić się młodzieżą, zachwycić się tym, że młody człowiek jest powołany przez Boga do bezgranicznego oddania, zachwycić się tym, że wszyscy mogą osiągnąć najwyższe wyżyny Bożej miłości. Posiadanie pasji przez młodzież czyni z młodych ludzi szlachetnych pasjonatów. Szybko zauważają, kto ma chęć do życia, zaangażowanie w bycie radosnym i pewność siebie u młodzieży. Kiedy ksiądz lub kierownik duchowy ma entuzjazm dla młodych ludzi, udaje mu się przekazać ich dążenia w sposób naturalny, bez pretensji i dziwactw. Wreszcie znajdują dorosłego, który ich rozumie i przemawia do ich serca, który nie chce wynosić się nic o nich, a jedynie chce, aby znaleźli prawdziwe szczęście: swoją własną (i wyższą) drogę. Nie ma w tym żadnej podejrzliwości, wręcz przeciwnie: wiedzą, że mogą z nim rozmawiać o swoich najbardziej intymnych sprawach, bo nigdy nie wyda mu się to za dużo. Ten mężczyzna, ta kobieta, nieustannie uczy słowem i czynem, że bycie Bożym jest darem, a ten, kto został wybrany przez Boga, jest uprzywilejowany. 

Mogliśmy odpowiedzieć, bo ktoś zrobił sobie z nami nadzieję. Wracając do rolniczego porównania, o roślinę młodości trzeba dbać kosztem największych wysiłków, ale największym z nich jest szczera i pełna miłości miłość. Swoją miłością i słowami towarzysz duchowy pozbędzie się z młodego człowieka wielu plag, na które jest narażony: ludzkiego szacunku, ostrej krytyki, zwlekania, zmysłowości i braku korzeni. 

Strach przed Bogiem

Towarzyszenie duchowe wymaga mistrzostwa opiekuna bonsai. Wyjątkowa delikatność w postępowaniu z duszą chrześcijańską. W trakcie rozmowy duchowej poruszane będą różne kwestie: modlitwy, wiary w Boga, wątpliwości i trosk, wyrzeczeń dnia i okoliczności życia codziennego. Każdy człowiek ma swój własny sposób zaangażowania się w tę rozmowę, ale w każdym przypadku należy szukać najbardziej szczerego i prawdziwego spotkania z Bogiem. Zadaniem przewodnika duchowego jest słuchanie i stawianie młodego człowieka przed Bogiem, aby nie robił tego, co chce, ale to, co prowadzi do większej miłości Boga. Zadaniem wychowawcy jest otwieranie horyzontów prawości i miłości, które są siłą napędową najtrudniejszych decyzji; poruszanie dusz do komunii z Bogiem, aby wprowadzić niebo na ziemi. 

Ta niezwykła delikatność idzie w parze z najwyższą szczerością. Szczery jest człowiek, który mówi wszystko, co wie, a to reprezentuje co najmniej trzy aspekty o najwyższym stopniu zainteresowania. W pierwszej kolejności oznacza to, że nic nie jest ukrywane ze wstydu czy obawy, że źle wygląda. W kierownictwie duchowym nigdy nie wygląda się źle, jeśli mówi się prawdę.. W tym celu towarzysz nie może nigdy okazywać rozczarowania, bo taka postawa nie byłaby wcale ewangeliczna. Czy ojciec syna marnotrawnego okazał kiedykolwiek cień rozczarowania?

Po drugie, być szczerym oznacza pogłębiać i wzrastać dzień po dniu we własnej wiedzy. Powiedz wszystkie to, co się wie, nie oznacza, że się wie wszystkie. Aby pozwolić sobie na towarzystwo, należy mieć głębokiego ducha badania, który pomaga w stopniowym poznawaniu siebie.

Wreszcie być szczerym to znaczy być potulnym wobec wskazań. Jeśli ktoś zawsze mówi wszystko i nigdy nie słucha rad, trudno mu będzie uznać akompaniament za skuteczne narzędzie w życiu duchowym.

Root

Korzeń jest w niebie, a raczej w niebie, które stało się ziemią: Jezusie Chrystusie. Jest On pierwszym wzorem i absolutnym paradygmatem wszelkiego towarzyszenia duchowego, które wyraża się w całości Jego człowieczeństwa: miłujące spojrzenie (powołanie pierwszych uczniów, por. J 1, 35-51); autorytatywne słowo (nauczanie w synagodze w Kafarnaum, por. Łk 4, 32); umiejętność stawania się bliźnim (przypowieść o dobrym Samarytaninie, por. Łk 10, 25-37); wybór kroczenia obok (uczniowie z Emaus, por. Łk 24, 13-35); świadectwo autentyczności, bez lęku przed przeciwstawieniem się najbardziej rozpowszechnionym uprzedzeniom (obmycie nóg podczas Ostatniej Wieczerzy, por. J 13, 1-20). 

Przez człowieczeństwo Jezusa łaska spłynęła na pierwszych uczniów, na mieszkańców Nazaretu, na tych, którzy słuchali Jego nauczania, na uczniów z Emaus i na Apostołów. Dzięki duchowemu towarzyszeniu strumienie łaski płyną nadal do młodych ludzi, podnosząc ich z najnudniejszej anonimowości i wynosząc na najwyższe wyżyny Bożej miłości: jak do Piotra i Jakuba, jak do Jana i Andrzeja, jak do Marii Magdaleny.

Celem w tym przypadku jest pochodzenie. Towarzyszenie duchowe, które jest zakorzenione w łasce Bożej, ma za cel samego Boga. Wiele osób dąży do tego, aby być zdrowym. Podobnie jest z młodzieżą. To ma sens; nikt nie lubi czuć się źle. Towarzyszenie duchowe z pewnością przyczynia się do wewnętrznego spokoju, ale jego cel jest bardziej transcendentny. Ostatecznie towarzyszenie duchowe chce prowadzić młodego człowieka do świętości i z tego powodu jest dla każdej chrześcijańskiej duszy. Na ostatnim Soborze przypomniano nam o tym powszechnym powołaniu do świętości, a w związku z nim można zasadnie podkreślić, że istnieje również powszechne powołanie do towarzyszenia duchowego.

Prawda, że towarzyszenie duchowe nie jest jedynym środkiem do świętości. Środki uświęcenia są nieskończone, tak jak nieskończona jest miłość Boga do każdego stworzenia. Ale - jak podkreślała pewna młoda dusza - towarzyszenie duchowe to drobny deszcz, delikatna sugestia, łagodne wskazanie, które mocno porusza serca i czyni dusze owocnymi. Rzeczywiście, towarzyszenie duchowe nie jest jedynym środkiem uświęcenia, ale jest jednym z najbardziej uprzywilejowanych.

Wspólnota młodzieżowa, w której towarzyszenie duchowe jest przeżywane we właściwy sposób, mówi wyraźnie o całości i o dobrze ukierunkowanej jednostce. Regularna rozmowa z duchowym mężczyzną lub kobietą stawia każdą duszę i całą wspólnotę na właściwej drodze. 

To, co widzieliśmy naszymi oczami (1 J 1,1)

"Żydzi potrafili widzieć cuda", powiedział św. Jan Chryzostom w jednej ze swoich katechez; "Zobaczycie je również, a nawet większe i bardziej olśniewające niż wtedy, gdy Żydzi wyszli z Egiptu". 

Cudem jest piękny plon; to właśnie widziały nasze oczy i czuły nasze ręce. Boskie żniwo, które mówi o oddanych młodych ludziach, całkowicie nowoczesnych i w pełni chrześcijańskich. Ten sam owoc (droga do świętości) wyrażony w bardzo różny sposób: dusze konsekrowane w życiu zakonnym, młodzi ludzie przeznaczeni do kapłaństwa, chłopcy i dziewczęta, którzy przyjmują celibat apostolski oraz dziesiątki i dziesiątki młodych ludzi, którzy tworzą rodziny według miłości Boga. Rzeczywiście, cuda bardziej olśniewające niż wtedy, gdy Żydzi wyszli z Egiptu: triumf miłości Nowego Przymierza (łaski) w młodej duszy.

"Bardziej niż kiedykolwiek potrzebujemy mężczyzn i kobiet, którzy z doświadczenia towarzyszenia znają procesy, w których zwycięża roztropność, zdolność rozumienia, sztuka czekania i uległość wobec Ducha".Papież Franciszek w Adhortacji Apostolskiej stwierdził. Evangelii Gaudium, "pilnować owiec powierzonych naszej opiece przed wilkami, które próbują rozbić stado". (n. 171). 

Chroń stado, dbaj o roślinę.... i spraw, by rosła. "W zobowiązaniu do towarzyszenia nowym pokoleniom Kościół".dokument przygotowawczy do Synodu w 2018 r, "z zadowoleniem przyjmuje jego wezwanie do współpracy w radości młodych ludzi, zamiast próbować przejąć ich wiarę". (por. 2 Kor 1,24). Taka służba jest ostatecznie zakorzeniona w modlitwie i w proszeniu o dar Ducha Świętego, który prowadzi i oświeca każdego z nich".

AutorFulgencio Espa Feced

Proboszcz parafii Santa María de Nazaret (Vallecas, Madryt)

PodpisyAndrea Tornielli

Misjonarze, którzy pozwalają się ewangelizować

Chrześcijanie wiedzą, że mają być misjonarzami, ale też, że ich najważniejszą misją nie jest dawanie innym czegoś, co sami posiadamy i co powinniśmy dawać, ale szukanie u innych, a szczególnie u potrzebujących, tego, czego potrzebują.

11 kwietnia 2017 r.-Czas czytania: 2 minuty

Dlaczego papież Franciszek już kilkakrotnie powtórzył te słowa swojego poprzednika Benedykta na temat ewangelizacji, kiedy tłumaczył, że Kościół wzrasta przez przyciąganie, a nie przez prozelityzm? Czy "zdobywanie" prozelitów nie leży w naturze i misji Kościoła? W rzeczywistości słowa Benedykta podjęte przez jego następcę Franciszka mówią nam o metodzie, którą Bóg zawsze miał: nie o metodzie wymuszania wolności. Nie o wielkich wydarzeniach historycznych, nie o nadzwyczajnych interwencjach, ale o komunikacji w szepcie bryzy, w blasku piękna, w atrakcyjności życia, które daje świadectwo o sobie.

Możemy odkryć to przekonanie w historii Kościoła i w sposobie przekazywania wiary chrześcijańskiej. W perspektywie Franciszka warto zrozumieć pewne konsekwencje, a przede wszystkim to: wierzący wie, że musi być misjonarzem, ale jego główną misją nie jest przyniesienie czegoś komuś, ale bycie protagonistą i możliwość dania czegoś innym, którzy tego potrzebują. Na przykład, jeśli chodzi o peryferie geograficzne i egzystencjalne, misja nie polega przede wszystkim na tym, aby nasze przepowiadanie skierować do ubogich lub zdesperowanych, jak gdyby było to coś, co sami posiadamy i co, ponieważ jesteśmy chrześcijanami, dajemy, aby ci, którzy to otrzymują, mogli się nawrócić.

Perspektywa jest inna i wymaga ciągłego nawracania się. To jest ten misjonarz, który idzie na peryferie, aby szukać czegoś, co jest mu potrzebne. Idzie, by szukać oblicza Boga w ubogich i potrzebujących, by ich ewangelizować, dotykając w nich ciała Jezusa Chrystusa. Bardzo dobrze wyjaśnił to papież 6 stycznia. Chrześcijanie nie są tymi, którzy dużo mówią, lamentują, studiują strategie marketingowe, aby pozyskać ludzi dla swojego eklezjalnego "przedsięwzięcia". Są jak żebracy, którzy każdego dnia szukają spotkania z Bogiem w spotkaniu z potrzebującymi. I jak powiedział niedawno kardynał Parolin, mówiąc o chrześcijańskich korzeniach Europy: "Od chrześcijan nie oczekuje się, że powiedzą, co mają robić, ale że swoim życiem wskażą drogę rozwoju"..

AutorAndrea Tornielli

Papież i bezdomni

W pierwszych tygodniach roku na Rzym spadł lód, pogarszając warunki życia bezdomnych. Dlatego papież Franciszek upoważnił biskupa Krajewskiego do pozostawienia akademików otwartych 24 godziny na dobę. O dziwo jednak, niektórzy bezdomni woleli nie opuszczać zakątka ulic, w którym byli "bezdomni".host"Nie uważają tego za swoje ".dom"ale dlatego, że jest to najlepsze miejsce do żebrania w ciągu dnia.

22 marca 2017 r.-Czas czytania: < 1 minuta

I Papież wyszedł im na spotkanie, na ulicy, w pobliżu ulubionych miejsc bezdomnych, z samochodami Domu Jałmużnika: jeśli wy nie przyjedziecie, ja pojadę. Bo bohaterem mojego dobra jest ten, kto jest w potrzebie. W Rzymie mówi się: "przywiązać osła tam, gdzie pan chce.". A jeśli panem jest bezdomny, który nie chce mieć dachu nad głową, a jedynie sposób na ochronę przed zimnem, papież pożycza mu samochód. Jest to pomoc przez służbę, czyli pomoc przez miłość.

Kiedy podejmujemy postanowienie, że będziemy lepsi, nie musimy najpierw myśleć o przedmiocie, który mamy dać, ale o tym, komu chcemy czynić dobro. Jeśli chcę dać dach bezdomnemu, to może się zdarzyć, że ten bezdomny nie będzie go chciał. Wtedy nie tłumaczę mu, dlaczego się myli, tylko wyciągam samochód z garażu i pożyczam mu go na noc. Gdybyśmy tak żyli w służbie innym, mielibyśmy prawdziwy autorytet, bylibyśmy prawdziwi".regios"Prawdziwie żylibyśmy zwyczajną posługą kapłańską wynikającą z chrztu: służyć.

Nie powinniśmy dążyć do ulepszania siebie, ale do kochania drugiego: to jest - paradoksalnie, powiedziałby Viktor Frankl - jedyna prawdziwa droga do ulepszania siebie. Jeśli moja uwaga jest skierowana na ostatecznego odbiorcę mojego działania, to ostatecznie prawdziwym beneficjentem celu jestem ja, moja dusza, moje serce, moje życie. Wejście w porządek idei pomagania teraz, w małym, w konkretnym, innym, z tym co mam, jest też jedynym sposobem, by nie zamieniać dobrych postanowień w wietrzne fryzury. Dobre postanowienie szybko się spełnia. Dobrą uchwałę podejmuje się z tym, co mamy, z tym, czym jesteśmy.

AutorMauro Leonardi

Kapłan i pisarz.

Szpitale w Syrii

22 marca 2017 r.-Czas czytania: 2 minuty

Wojna w Syrii doprowadziła nie tylko do masowego exodusu i głodu. W Aleppo bez opieki zdrowotnej jest 2,2 mln osób. Więcej osób umiera dziś w Syrii z powodu braku opieki niż na polu walki. Inicjatywa Szpitale otwarte ma na celu zapewnienie bezpłatnej opieki stacjonarnej i ambulatoryjnej.

- Maria Laura Conte

Nie wydaje się, aby wystarczyło, że wojna w Syrii była wielokrotnie określana, we wszystkich kręgach międzynarodowych, jako "...wojna, w której ofiarami był naród syryjski".największy kryzys humanitarny naszych czasów". To nie wystarczy, bo obojętność i przyzwyczajenie popychają nas do odwracania głowy, a często nawet do opuszczania jej, by patrzeć tylko na pępek.

Niemniej jednak 13,5 miliona przesiedleńców, z których 6 milionów to dzieci, nie może nie wzbudzić czegoś w każdym, kto choć trochę myśli o świecie jako swoim domu.

Duża część z tych Syryjczyków, prawie 9 milionów, żyje w warunkach braku bezpieczeństwa żywnościowego. A po sześciu latach wojny syryjski system opieki zdrowotnej się załamał. ONZ mówi o 11,5 mln osób, które nie mają dostępu do opieki zdrowotnej. Natomiast 40 % to dzieci. W samym Aleppo bez dostępu do opieki medycznej jest ponad 2,2 mln osób. Szacuje się, że 58 % szpitali publicznych i 49 % ośrodków zdrowia jest zamkniętych lub funkcjonuje tylko częściowo, a od początku kryzysu zmarło ponad 658 osób pracujących w tych strukturach.

Według niektórych szacunków, tylko 45 % personelu medycznego pracującego w Syrii przed rozpoczęciem kryzysu jest nadal aktywnych w tym kraju. Średnia długość życia spadła o 15 lat dla mężczyzn i 10 lat dla kobiet.

"Więcej ludzi umiera dziś w Syrii z powodu braku opieki niż na polu walki.". Te słowa nuncjusza w Syrii, kardynała Mario Zenari, wywołały nowy projekt, "Szpitale otwarte", aby pomóc ludziom znaleźć opiekę i ulgę w ranach ciała, a także duszy. Są to Szpital Włoski i Szpital św. Ludwika w Damaszku, Szpital Al Rajaa i Szpital św. Ludwika w Aleppo. Została przebadana przez Fundację AVSI wraz z Cor Unum i przy współpracy zdrowotnej Fundacji Poliklinika Uniwersytecka Gemelli.

Projekt AVSI ma na celu rozszerzenie działalności w pełnym zakresie możliwości i zapewnienie najbardziej potrzebującym pacjentom bezpłatnej opieki stacjonarnej i ambulatoryjnej. Wspieranie tych szpitali (m.in. poprzez. avsi.org), wspieranie pracy tych, którzy w Syrii stoją po stronie ludności, to prosty sposób na to, by nie odwracać wzroku i zrozumieć, że Syria jest tutaj.

 

AutorMaria Laura Conte

Doktorat z literatury klasycznej i doktorat z socjologii komunikacji. Dyrektor ds. komunikacji Fundacji AVSI z siedzibą w Mediolanie, zajmującej się współpracą rozwojową i pomocą humanitarną na całym świecie. Za swoją działalność dziennikarską otrzymała kilka nagród.

PodpisyAndrea Tornielli

Kolumbia i dyplomacja gestów

Stolica Apostolska potwierdziła 10 marca, że papież Franciszek uda się do Kolumbii w dniach od 6 do 11 września br. Andrea Tornielli wyjaśnia tło sprawy.

22 marca 2017 r.-Czas czytania: < 1 minuta

Papież Franciszek prowadzi własną "dyplomację" gestami, które są być może zaskakujące i całkowicie jego własne. Żadnemu dyplomacie nie przyszłoby do głowy zaprosić tego samego dnia, kiedy zaplanowana była już oficjalna audiencja z głową państwa, także swojego głównego przeciwnika politycznego.

Tak właśnie stało się 16 grudnia 2016 r., kiedy to tego samego ranka papież przyjął kolumbijskiego prezydenta Juana Manuela Santosa i Álvaro Uribe, lidera opozycji, który wygrał powszechne referendum odrzucające porozumienie między kolumbijskim rządem a partyzantami FARC.

Franciszek powiedział, że w przypadku zwycięstwa porozumienia kończącego ponad pół wieku wojny domowej, jest gotów udać się do Kolumbii i być obecnym w dniu zawarcia pokoju. Zaskakujący wynik referendum z 2 października, które niskim procentem powiedziało "nie" dla umowy, spowodował przesunięcie (niektórzy mówią, że odwołanie) wyjazdu.

Ale dialog, który rozpoczął się między Santosem a Uribe, był okazją do tego, by prezydent poprosił papieża, by nie odwoływał wizyty. Dlatego Franciszek, w bezprecedensowej i zaskakującej decyzji "dyplomacji pastoralnej", wezwał Uribe do Watykanu tego samego dnia co Santosa i po dwóch osobnych audiencjach cała trójka - papież, prezydent i jego przeciwnik - spotkała się na dialogu.

W tym trudnym, ale nowym klimacie na długiej drodze do pojednania i przebaczenia, wyjazd do Kolumbii znów stał się możliwy. I wydaje się, że obecnie rozpoczynają się prace w tym kierunku. Na oficjalne komunikaty jest jeszcze za wcześnie, ale kraj Ameryki Łacińskiej wznowił swoją obecność wśród prawdopodobnych wyjazdów w 2017 roku.

AutorAndrea Tornielli

Kultura

Maria Franco. Wycena tego, co naprawdę ważne

Omnes-10 marca 2017 r.-Czas czytania: 3 minuty

W listopadzie tego roku przypada dziesiąta rocznica pierwszego kongresu fundacji. Co naprawdę się liczystworzony i prowadzony przez Maríę Franco. Wyjaśnia, co skłoniło ją do stworzenia fundacji i w jaki sposób promuje ona w różnych dziedzinach projekty wspierające uniwersalne wartości w społeczeństwie.

- Jaime Sánchez Moreno

Założyciel i prezes Co naprawdę się liczyMaría Franco studiowała Międzynarodowe Studia Sekretarskie, ale przyznaje, że miała zamiar studiować Dziennikarstwo i że zawsze miała powołanie do dziennikarstwa. W rzeczywistości jej pierwsze doświadczenie zawodowe miało miejsce w ABC, w dziale External Relations. "Nie studiowałem na kierunku, bo świat dziennikarstwa był mi bardzo bliski".wyjaśnia. To również w tej gazecie odkrył swoje drugie powołanie: organizowanie imprez, które mają na celu pomoc innym.

Maria jest matką trzech córek. W swojej karierze zawodowej pracowała w firmie, która zajmowała się organizacją wydarzeń na rzecz fundacji i organizacji pozarządowych. Pewnego dnia jej przyjaciółka opowiedziała jej o przypadku znajomego, Nicholasa Fortsmanna, amerykańskiego miliardera, który również chorował na raka, chorobę, która odebrała mu życie. Człowiek ten napisał dla swoich dzieci książkę pt. Co naprawdę ma znaczenieCelem książki było sprawienie, aby oni i on sam docenili "to, co naprawdę się liczy" (tytuł książki), aby naprawdę cieszyć się życiem. Pani Maria otrzymała książkę dzięki swojej przyjaciółce. Dla Marii książka była lekcją życia: "To poruszyło moje serce, bo kiedy życie uderza w ciebie, myślisz o tym samym i zastanawiasz się nad tym, co naprawdę się liczy. [...] To dzięki opowieściom ludzie odkrywają, co naprawdę się liczy"..

Z pomocą innej przyjaciółki, Pilar Cánovas, dyrektor instytucjonalnej Co naprawdę się liczyPierwszy kongres tej fundacji odbył się na cześć Fortsmanna, aby przekazać wartości młodym studentom uniwersytetów i prewentoriów, była to pierwsza edycja bezpłatnego wydarzenia. Impreza odbyła się w Palacio de Congresos del Paseo de la Castellana w Madrycie, który był wypełniony po brzegi ponad 2.000 uczestników. Wydarzenie odbiło się silnym echem w mediach, a osiem hiszpańskich miast było zainteresowanych rozpowszechnianiem projektu. Fundacja działa obecnie w sześciu innych krajach: w Portugalii, Francji, Wielkiej Brytanii, Austrii, Ekwadorze i Peru.

Kongresy NGO mają na celu skłonienie ludzi do refleksji nad wartościami, które sprawiają, że widzą, co tak naprawdę liczy się w danej sytuacji. Oprócz zwracania się do młodych ludzi poprzez kongresy, fundacja realizuje inicjatywy dla dzieci m.in. KliqueryDrugi, przeprowadzony w szkołach, i trzeci, w którym wolontariusze czytają opowiadania. Dla dorosłych rozmowy o prawdziwych historiach, które stymulują ich w życiu rodzinnym i zawodowym. Jako nowość, zespół włączył kolejną inicjatywę, Moja historia naprawdę ma znaczenieW centrum uwagi znajdują się osoby starsze. "Wolontariusz i (zazwyczaj starsza) osoba, którą ma się opiekować, podpisują umowę zobowiązującą do pracy obok siebie przez sześć miesięcy. Wolontariusza nazywamy narratorem, a osobę starszą bohaterem. W cotygodniowych wizytach narrator stara się opisać życie bohatera poprzez rozmowę z nim. Celem jest, aby po pół roku ukazała się książka jego życia, której dziesięć egzemplarzy narrator przekaże bohaterowi. To bardzo dobra spuścizna dla jego dzieci. Dla bohatera jest to "zastrzyk" radości, a dla młodego człowieka poznanie historii osoby, która choć z innego pokolenia, jest taka sama jak on i przeżyła te same rzeczy".

W siedzibie Co naprawdę się liczy wszyscy jej członkowie to kobiety i to one są u "steru" fundacji. Maria mówi, że to przypadek, bo zespół, który prowadzi fundację jest tym zespołem, którym jest dzięki zaangażowaniu i pasji, a kobiety, które go tworzą pracują w atmosferze wzajemnej współpracy. "Jesteśmy siedmioma osobami zakochanymi w sprawie i wszyscy razem bardzo ciężko pracujemy. Jest to fundacja zespołowa, a przede wszystkim rodzinna, ponieważ za każdym razem, gdy prelegenci dołączają, stają się częścią fundacji. Właśnie świętowaliśmy galę z okazji dziesiątej rocznicy. To było bardzo miłe"..

17 lutego w kinach pojawił się film w reżyserii Paco Arango, który w języku hiszpańskim nosi nazwę fundacji. Dyrektor uczestniczył w kongresach organizacji pozarządowych, aby opowiedzieć o swoim świadectwie. W 2005 roku stworzył m.in. Fundacja Aladinaktóry połączył się z Co naprawdę się liczy za wpływy z filmu przeznaczone na Sieć dziecięca SeriousFunsieć obozów dla chorych dzieci założona przez aktora Paula Newmana.

Kultura

Zwiastowanie w sztuce do średniowiecza

Zwiastowanie Pańskie (Łk 1, 26-38) jest w tradycji chrześcijańskiej momentem Wcielenia. W historii zbawienia Zwiastowanie Maryi jest momentem Wcielenia. "pełnia czasu". (Gal 4:4). Przez swoją zgodę na boskie przesłanie, Dziewica Maryja staje się Matką Jezusa. Ta biblijna scena była często przedstawiana w sztuce.

Omnes-10 marca 2017 r.-Czas czytania: 4 minuty

Dziewięć miesięcy przed uroczystością Narodzenia Pańskiego Kościół obchodzi święto Zwiastowania Maryi. Artyści wszystkich czasów przedstawiali ją. Jego głównym źródłem ikonograficznym jest Ewangelia Łukasza (1, 26-38). Najstarsze przedstawienia znajdują się w katakumbach Rzymu, np. w malowidle na sklepieniu cubiculum z III-wiecznych katakumb Priscilli. Od V wieku motyw ten spotykany jest również wewnątrz kościołów.

W rzymskiej bazylice św. Marii Większej (432-440) Zwiastowanie jest pierwszą sceną po lewej stronie w łuku triumfalnym. Maryja jest przedstawiona jako Królowa. Ubrana w złotą cesarską suknię, siedzi na tronie. U jej boków uroczyście towarzyszą jej trzej aniołowie w białych szatach. Jej włosy są ozdobione drogocennymi perłami, a stopy spoczywają na suppedaneum. Te ceremonialno-kościelne szczegóły wyjaśnia decyzja Soboru Efeskiego (431) o określeniu jej jako Matki Bożej (Theotokos).  

Dialog między Maryją a Gabrielem

Scena narodzin Chrystusa nie pojawia się w łuku triumfalnym bazyliki. Należy zatem przyjąć, że Zwiastowanie obejmuje tu Wcielenie. Ponad chmurami na niebie czwarty anioł ogłasza Maryi poczęcie. Dodatkowo można zauważyć białą gołębicę, która jest symbolem Ducha Świętego.

Maryja przygotowuje purpurową tkaninę na zasłonę świątyni, która jest przedstawiona syntetycznie po lewej stronie. Motyw tkania purpurowego welonu można prześledzić w legendarnych dodatkach dot. Protoewangelia Jakuba (PsJac 11, 1-3), z II w. Kolejnym źródłem są. Ewangelia pseudo-Mateusza (PsMt 9), z IX w. W pobożności ludowej i ikonografii motyw ten był rozpowszechniony, także do późnego średniowiecza, bo Legenda aurea (około 1264 r.) autorstwa Jacobusa de Voragine, który był szeroko czytany, otrzymał te dwa apokryficzne teksty.

Zwłaszcza w sztuce bizantyjskiej motyw purpurowej tkaniny był szeroko rozpowszechniony. W płaskorzeźbie z kości słoniowej przedstawiającej Zwiastowanie na krześle arcybiskupa Maksymiana (546-556 w Rawennie, Muzeum Arcybiskupie) Maryja siedzi na tronie o wysokim oparciu. Jej lewa ręka chwyta fioletowe wrzeciono. Jej prawa ręka wskazuje na Archanioła Gabriela, który ogłasza dobrą nowinę. Jak aniołyGabriel zwykle nosi laskę posłańca. W Rawennie sztab dowodzenia wyróżnia go jako "księcia milicji niebiańskiej" (Archistrategos). Głowa Maryi jest okryta welonem dziewicy (Maphorion).  

W średniowieczu artyści przedstawiali dialog między Maryją a Gabrielem w większości przypadków z obiema postaciami stojącymi, podkreślając gesty rąk i spojrzenia. Również w iluminacji książek i rękopisów kompozycje preferowały postacie stojące. Na stronie Ewangelie Ottona III (ok. 1000, Akwizgran, Komora Skarbca Katedry) przedstawia Zwiastowanie w uroczystym i monumentalnym stylu (fol. 125r). Ręka Boga Ojca na szczycie okrągłego obrazu wskazuje na nadprzyrodzone działanie podczas Wcielenia Syna. Ten typ, z postaciami stojącymi, kontynuowany był w rzeźbie portali katedr gotyckich, jak w Chartres, Rheims, Amiens, Strasburgu, Bambergu, Fryburgu i Kolonii.

Duch Święty, sprawcza zasada Wcielenia, był dawniej przedstawiany symbolicznie jako gołębica wzdłuż promienia światła, jak na obrazie Carlo Crivelli (1486, Londyn), Galeria Narodowa) lub tuż nad twarzą Maryi, jak w latach 1480-1489 na obrazie Hansa Memlinga (Nowy Jork, Metropolitan Museum of Art).

Realizm narracyjny

W XV wieku pojawił się typ Zwiastowania, w którym Dzieciątko Chrystusowe ukazuje się w pełni ukształtowane. Na stronie Antependium ołtarza głównego katedry w Teramo (1433-1448, Nicola da Guardiagrele) przedstawia Jezusa jako bambino w rękach anioła, który ofiarowuje go Maryi. Z kolei w płaskorzeźbie tympanonu w kaplicy Dziewicy w Würzburgu (1430-1440) Jezus zstępuje do góry przez błyskawicę. Przypominając wąż, ten promień światła idzie od ust Boga Ojca do ucha Maryi, gdzie Duch Święty tchnie w Jej ucho dobrą nowinę (conceptio per aurem). W centralnej tabeli Tryptyk Mérode (1425-1435), autorstwa Roberta Campina (New York, Metropolitan Museum of Art), Dzieciątko Jezus pojawia się z małym krzyżem na ramionach.

Jakie znaczenie może mieć ta mała postać Chrystusa "lecącego" do Maryi? Na pierwszy rzut oka wydaje się, że mamy tu do czynienia z konfliktem z tradycją dogmatyczną. W Credo Kościół modli się także dzisiaj: "...mocą Ducha Świętego wcielił się w Maryję, Dziewicę". (et incarnatus est de Spiritu Sancto ex Maria Virgine). Przegląd bizantyjskiej i średniowiecznej ikonografii zachodniej pokazuje, że wspomnianych obrazów wcale nie należy uważać za "heretyckie". Z pomocą przychodzi przykład "zasypiania Maryi" (koimesis, dormitio) pokazuje, że dusza ludzka była przedstawiana w ówczesnej tradycji artystycznej jako mała postać. W przedstawieniach Zwiastowania "Dziecko" symbolizuje więc duszę stworzoną przez Boga, natomiast ciało Jezusa pochodzi wyłącznie od Maryi.

Miejsce Zwiastowania było przedstawiane jako konkretna przestrzeń od XV wieku. We Włoszech w latach 1452-1466 Piero della Francesca ustawił scenę w pałacu (Arezzo, San Francesco), a Fra Angelico w latach 1430-1432 w portyku (Madryt, Prado). Obie podkreślają też majestat i pokorę Maryi. Wcześni Flamandowie preferowali wnętrze kościoła, co uczynił Jan van Eyck w latach 1434-1436 (Washington, National Gallery of Art) lub współczesne wnętrze mieszczańskie, jak np. Rogier van der Weyden ok. 1455 r. w Tryptyku ołtarza św. Kolumby w Kolonii (Monachium, Alte Pinakothek). Narracyjny realizm tych obrazów miał na celu przyciągnięcie uwagi obserwatorów.

Wielebny SOS

Witaminy i minerały (I)

Witaminy to mikroelementy, które pełnią rolę regulacyjną: na przykład witamina C pełni rolę przeciwutleniacza, witamina D wzmacnia kości itp. Zróżnicowana dieta jest zazwyczaj wystarczająca, aby zapewnić ich podaż.

Pilar Riobó-10 marca 2017 r.-Czas czytania: 2 minuty

Mikroelementy są substancjami niezbędnymi dla organizmu, ale są potrzebne tylko w bardzo małych ilościach. Należą do nich witaminy i minerały, przy czym oba te składniki pełnią zasadniczo funkcję regulacyjną, gdyż pomagają w metabolizmie innych składników odżywczych (np. są niezbędne do spalania glukozy i wytwarzania energii). 

W tym momencie skupimy się na witaminach, pozostawiając minerały na późniejszy artykuł.

Na stronie witaminy dzielą się na rozpuszczalne w tłuszczach (witaminy A, D, E, K) i rozpuszczalne w wodzie, czyli pozostałe: witaminy B1 czyli tiamina, B2 czyli ryboflawina, B3 czyli niacyna, B5 czyli kwas pantotenowy, B6 czyli pirydoksyna, B12 czyli cyjanokobalamina, kwas foliowy i witamina C.

Witamina C bierze udział w komórkowych procesach oksydacyjno-redukcyjnych, w których pełni rolę antyoksydacyjną. 

Witamina A pełni zarówno funkcję antyoksydacyjną, jak i konserwującą nabłonek i błony śluzowe. 

Witaminy z grupy B działają głównie jako regulatory pośredniej przemiany węglowodanów i białek. 

Witamina B12 jest związana z syntezą czerwonych krwinek i funkcjonowaniem mózgu. Występuje w pokarmach pochodzenia zwierzęcego, dlatego niedobór może wystąpić u ścisłych wegetarian. Pewne ryzyko niedoboru witaminy B12 istnieje również u osób starszych oraz u osób przyjmujących stale (przez lata) niektóre leki, takie jak metformina (na cukrzycę) czy omeprazol (na żołądek); obraz kliniczny to niedokrwistość megaloblastyczna (nazywana tak, ponieważ czerwone krwinki są większe niż normalnie) i upośledzona czynność mózgu (otępienie), a nawet paraliż kończyn.

Witamina D powstaje w skórze pod wpływem działania promieni ultrafioletowych słońca. Bierze udział w metabolizmie fosforowo-wapniowym: sprzyja wchłanianiu wapnia, pomaga w tworzeniu i utrzymaniu mocnych kości. 

Posiada również inne funkcje. Na przykład, jest ważny dla prawidłowego funkcjonowania mięśni, a tym samym pomaga ograniczyć upadki u osób starszych; a niektóre badania sugerują, że może pomóc w zapobieganiu cukrzycy, nadciśnieniu i wielu nowotworom. 

Bierze również udział w funkcjach immunologicznych, jest zdolny do niszczenia prątka gruźlicy. Być może dlatego chorzy na gruźlicę, przed erą antybiotyków, byli wystawiani na działanie słońca. Mimo to około 35 % młodych dorosłych i do 60 % starszych dorosłych ma niedobór tej witaminy. Brak ekspozycji na światło słoneczne w miesiącach zimowych (nawet w tak słonecznym kraju jak nasz!), stosowanie filtrów przeciwsłonecznych o bardzo wysokim współczynniku ochrony przeciwsłonecznej oraz diety ubogie w witaminę D przyczyniają się do tego. 

Wreszcie, witamina E jest ważnym antyoksydantem, a witamina K bierze udział w procesach krzepnięcia.

Poniżej przedstawiono źródła pokarmowe głównych witamin:

  • Witamina A: znajduje się w maśle, żółtku jajka, pełnym mleku i owocach;
  • Witamina D: spożywana w olejach rybnych, łososiu, śledziu, jajach, wzbogaconym mleku i oleju z wątroby dorsza; może być również tworzona w skórze przez promienie ultrafioletowe;
  • Witamina E: dostarczana przez oleje roślinne, orzechy i warzywa;
  • Witamina K: zawarta w warzywach, zbożach, mięsie i mleku;
  • Witamina C: dostarczana przez owoce (głównie cytrusy) i warzywa;
  • Witaminy z grupy B: znajdują się w roślinach strączkowych, jajach, zbożach, drożdżach piwnych;
  • Kwas foliowy: warzywa, mięso, jaja;
  • Witamina B12: mięso, jaja, ryby, mleko.
AutorPilar Riobó

Specjalista w dziedzinie endokrynologii i żywienia.

Hiszpania

V Stulecie. Prawdziwa legenda o Caballero de Gracia

Henry Carlier-10 marca 2017 r.-Czas czytania: 5 minuty

Caballero de Gracia był ważną postacią hiszpańskiego Złotego Wieku i Madrytu. Przez całe swoje długie życie (102 lata, z czego ponad 30 jako ksiądz) prowadził wspaniałą działalność dyplomatyczną, kulturalną i duszpasterską w Madrycie. Jego święte życie zostało jednak przyćmione przez bezpodstawną i wymyśloną legendę.

Legenda ta oparta jest na dwóch dziełach napisanych przez Antonio Capmany y Montpalau w 1863 roku, czyli dwa i pół wieku po śmierci Rycerza. Stąd wzięła się legenda, która przedstawia Rycerza Łaski jako swoistego "Don Juana Tenorio", który po zakochaniu się w kilku paniach doznaje boskiej iluminacji - akurat w momencie, gdy próbuje uwieść inną kobietę - która każe mu zmienić swoje życie. Capmany nie wskazuje skąd czerpie tę historię, ani nie przytacza żadnego źródła dokumentalnego. Ponadto wydaje się, że nie zna biografii Alonso Remóna, współczesnego Rycerzowi.

Na tym się nie skończyło. Kilka lat później Luis Mariano de Larra, syn Mariano José de Larra i kompozytor librett do zarzuel i dramatów, zaproponuje tę samą zniekształconą wersję Capmany w swoim dziele Rycerz Łaskiwykonywanych w 1871 roku. Również zarzuela La Gran Vía, mający premierę w 1886 roku, będzie rzutował na pejoratywny obraz Caballero, personifikując madrycką ulicę Caballero poprzez zarozumiałego, kobiecego i zarozumiałego bohatera.

Angel Fernández de los Ríos, autor m.in. Przewodnik po Madrycie. Podręcznik dla madryckiego i obcego (1876), narysował też groteskowy wizerunek szwoleżera, podobny do tego, który przedstawił Capmany. Jest on również wynalazcą odniesienia do Jacobo Gratija jako "bliźniak w rozwiązłości Don Juana Tenorio"..

Carlos Cambroneo i Hilario Peñasco, autorzy książki Ulice Madrytu, w 1889 roku zebrał te same fantasmagoryczne opowieści o tej postaci. Wreszcie Pedro de Répide (+1948) powtórzy to, co powiedział Capmany w innej książce, również zatytułowanej Ulice Madrytu.

W przeciwieństwie do tej wymyślonej legendy, niedawno opublikowana biografia Rycerz Łaski. Życie i legendaJosé María Sanabria i José Ramón Pérez Aranguena (Editorial Palabra), pomaga obalić oszukańczą legendę o Jacobo Gratij, która niestety skończyła się osunięciem w trzy głosy Wikipedia. Autorzy biografii słusznie zauważają, że. "Nie ma żadnych danych, zeznań ani dokumentów, które potwierdzałyby najmniejszy szczegół tego, co wyobrażał sobie Capmany".potem głosili inni recenzowani autorzy. "Nazwanie go ambitnym spekulantem majątkowym, libertynem, tenorem, Casanovą, uwodzicielem, czy postrachem ojców i mężów, to świat odległy". czym naprawdę był Rycerz Łaski. Rygorystyczne badania historyczne nad jego postacią nie wykryły żadnych libidalnych poślizgów w jego karierze, co zostało udokumentowane u wielu postaci jego czasów: cesarzy, papieży, królów, kardynałów, książąt, biskupów... Żadne źródło dokumentalne nie mówi o Caballero de Gracia jak o Miguelu de Mañara, ani nawet o zakochanym mężczyźnie, jak jego przyjaciel Félix Lope de Vega. Nie ma też żadnej wzmianki o tym, że Caballero musiał "pokutować" za jakieś przewinienia lub prowadzić liche życie, na co zwracają uwagę wspomniani autorzy. I z jedynego procesu, któremu został poddany za pieniądze, dowiedziono jego niewinności.

Świadectwa historyczne są zbieżne w tym zakresie. Na przykład Jerónimo de la Quintana (1570-1664), współczesny Caballero, zauważa w. Historia starożytności, szlachetności i wielkości Madrytu że "Człowiek szlachetnie urodzony Jakub de Gratiis, założyciel Vble. Zgromadzenie Niegodnych Niewolników Najświętszego Sakramentu, był człowiekiem wybitnym w cnocie i nauce i zmarł w wieku 102 lat w odorze świętości". Mesonero Romanos (1803-1882) podaje również, że. "Ulica Caballero de Gracia nosi tytuł Rycerza Zakonu Chrystusa Jacome lub Jacobo de Gratiis, cnotliwego kapłana, rodem z Modeny, który przybył do Hiszpanii z nuncjuszem Jego Świątobliwości.".

Semblanza

Jacobo Gratij - Caballero de Gracia po kasztelanizacji nazwiska - urodził się w Modenie (Włochy) 24 lutego 1517 roku, a zmarł w Madrycie 13 maja 1619 roku.

Jego biografia jest bogata i różnorodna w wydarzenia i inicjatywy. W Bolonii, najlepszym uniwersytecie swoich czasów, poznał Jana Baptystę Castagnę, który miał zostać papieżem Urbanem VII. Od tej pory stał się jego przyjacielem i powiernikiem.

W 1550 roku rozpoczął pracę na rzecz Stolicy Apostolskiej. W 1551 r. brał udział w zawarciu traktatu pokojowego, który położył kres wojnie między Francją, Wenecją i Stolicą Apostolską z jednej strony a Hiszpanią z drugiej. W 1563 r. wziął udział jako współpracownik Castagny w trzeciej sesji Soboru Trydenckiego, gdzie dyskutowano o realnej obecności Chrystusa w Eucharystii, co być może wpłynęło na inicjatywę Rycerza w sprawie założenia Kongregacji Najświętszego Sakramentu.

Nuncjatura w Hiszpanii

W latach 1566-1572 pracował w nuncjaturze w Hiszpanii u boku kardynała Hugo Boncompagniego, przyszłego papieża Grzegorza XIII; Felice Perettiego, przyszłego papieża Sykstusa V oraz Juana Bautisty Castagny, nuncjusza i, jak wspomniano wyżej, przyszłego Urbana VII. W ciągu tych 7 lat Jacobo był członkiem delegacji papieskiej, która interweniowała w transcendentalnych kontaktach z dworem Filipa II w celu utworzenia Świętej Ligi, która udała się na bitwę pod Lepanto, w związku z wojną 80-letnią we Flandrii, wojnami religijnymi we Francji i w celu rozwiązania procesu inkwizycyjnego przeciwko kardynałowi z Toledo Bartolomé Carranza.

James czuł się w Madrycie jak w domu. Jego dobre stosunki z księżniczką Juaną, siostrą Filipa II i matką króla Portugalii Sebastiana, sprawiły, że uzyskała ona od syna najwyższe portugalskie odznaczenie dla Jacobo: bycie kawalerem Orderu Habitu Chrystusa. Stąd nazwa Rycerz, z którą przeszedł do historii.

Definitywny powrót do Hiszpanii

Po okresie pobytu w Wenecji, a następnie w Bolonii, Jacopo powrócił do Hiszpanii pod koniec 1575 roku z delikatną tajną misją. Został mianowany protonotariuszem apostolskim. W 1583 roku został oskarżony o wykorzystanie swojej pozycji w nuncjaturze i przywłaszczenie trzydziestu tysięcy escudos. Umieszczono go w areszcie domowym i postawiono przed sądem, ale wkrótce okazało się, że oskarżenia były fałszywe i został uniewinniony od wszelkiej winy. Przebaczył swoim oskarżycielom i ofiarował swoje cierpienia moralne Bogu. Grzegorz XIII na wieść o tym pochwalił roztropność i cierpliwość swojego dyplomaty. Filip II złożył mu gratulacje, a także wynagrodził go finansowo.

Po wypełnieniu kolejnej misji w Kolonii, Jacopo powrócił, by do 1592 roku służyć w nuncjaturze w Madrycie. Po śmierci papieża Sykstusa V, Giovanni Battista Castagna, jego mentor, został wyniesiony na tron papieski 15 września 1590 roku, ale zmarł 27 tego samego miesiąca. Szwoleżer niewiele skorzystał na papieskim wyborze swojego przyjaciela.

Święcenia kapłańskie i fundacje

Jacobo otrzymał święcenia kapłańskie w 1587 lub 1588 roku, w wieku 70 lat. Przed święceniami założył w 1571 roku klasztor Carmen calzado, w miejscu, gdzie obecnie znajduje się kościół Carmen w Madrycie. W 1581 roku, pełniąc funkcję nuncjusza, założył szpital dla Włochów. Z tego samego okresu pochodzi szpital dla rekonwalescentów, promowany we współpracy z bł. Bernardino de Obregón. Również w tym roku założył szkołę Nuestra Señora de Loreto dla osieroconych dziewcząt.

W 1594 roku założył we własnym domu klasztor kleryków mniejszych regularnych San Francisco Caracciolo. Następnie utworzył Zgromadzenie Niewolników Najświętszego Sakramentu, które zostało zatwierdzone w 1609 roku przez kardynała z Toledo, Bernardo de Rojas y Sandoval. Jego celem było i nadal jest szerzenie kultu Eucharystii. Za życia założyciela należało do niej około dwóch tysięcy osób.

Caballero de Gracia był również wielkim promotorem kultury, szczególnie w dziedzinie muzycznej i literackiej. W jego spotkaniach literackich brali udział: błogosławiony Obregón, święty Szymon de Rojas, Lope de Vega, Alonso Remón, Tirso de Molina i młody poeta Gabriel Bocángel. Cervantes wstąpił do Zgromadzenia Niewolników Gaju Oliwnego w tym samym czasie co Caballero i musieli uczestniczyć w tych samych spotkaniach. W zgromadzeniu uczestniczyli również Andrés de Spínola i benedyktyński historyk Prudencio de Sandoval, a także kapitan Calderón, Juan del Espada i Alonso Cedillo.

Z Lope de Vega łączyły go intensywniejsze relacje, gdyż należał do Zgromadzenia Niewolników Najświętszego Sakramentu. W Boże Narodzenie 1615 roku Lope kazał zespołowi teatralnemu Riquelme'a, najlepszemu w tamtych czasach, wykonać auto sakramentalne Caballero de Gracia.

Śmierć i opinia o świętości

Rycerz zmarł we wczesnych godzinach 13 maja 1619 roku ciesząc się opinią świętości. W ciągu następnych 12 dni, mimo że w swoim testamencie postanowił, że jego pogrzeb będzie prosty, wiele wspólnot religijnych i liczni wierni odprawili pogrzeby za jego duszę z najlepszymi kaznodziejami i z wielką powagą. Jego szczątki, po kilku przeniesieniach, są czczone w Oratorium Caballero de Gracia, na madryckiej Gran Vía.

AutorHenry Carlier

Więcej
PodpisyÁlvaro Sánchez León

Dzieci relatywizmu

"Z takiego pyłu powstaje takie błoto" - głosi znane powiedzenie. Tak, relatywizm jest dziś źródłem fałszywego dialogu społecznego i pozerstwa, patologicznej uczuciowości, ekshibicjonizmu intymności i postprawdy.

10 marca 2017 r.-Czas czytania: 2 minuty

Poszukiwanie sensu życia postępuje w biografii każdego człowieka. Jednocześnie, na zewnątrz, po drodze, relatywizm obrasta niemiłosiernie tłuszczem. Nie ma czegoś takiego jak prawda. To, co dobre, jest subiektywne. Piękno jest dyskretne. Pełna stopa. Bomba w fundamencie. Cygaro. I tysiące niezadowoleń skrystalizowanych w wewnętrznych napięciach, pustych dialektykach, depresjach, chichotach, samotności, kłamstwach, złu, brzydocie.

Relatywizm jest listkiem figowym dla pragnienia szczęścia, które rozbija się o statek z powodu słabości człowieka do zdobywania prawd jak pięści. Jest to wątpliwość dojrzała, która unika wszelkich kompromisów usprawiedliwiających pustkę.

Relatywizm to choroba rozumu dotkniętego uczuciowością, która uniemożliwia woli wybór właściwej - i trudnej - drogi sumienia.

Relatywizm to potwór, który przychodzi do mnie w gniewie, odkładając romantyzm życia na egzystencjalny pesymizm pełen pytań bez odpowiedzi z własnej woli i pod naciskiem innych.

Z absolutystycznego relatywizmu rodzi się motto społeczeństw zjednoczonych jedynie wirtualnością sieci: robię co chcę, myślę co chcę, wysyłam cię gdzie chcę. Zgubić się. Nie zależy mi na tobie. 

Relatywizm był bronią przeciwko dogmatom, a stał się miną przeciwko zasadom. A teraz dusigroszem jest wybór między byciem relatywistą, a byciem średniowiecznym, fundamentalistycznym, apostolskim i rzymskim... 

Postprawda, która wypełnia nasze usta, jest dzieckiem relatywizmu. Teraz jest starsza, figlarna i zblazowana, opuściła spódnicę, by pokazać nam swoje ciało. I to ciało wyraża jego istotę: kłamstwa.

Fałszywy dialog społeczny to kolejne uprawnione dziecko, miłośnik pozerstwa, nieokiełznany i loquacious, który mówi bez słuchania. Tylko bezwstydny relatywizm jest w stanie sprzedać żelazną konfrontację jako tolerancyjny dialog. 

Prosta autentyczność jest dzieckiem krwi. Pava. Głupi. To ja. Nie zmieniaj się. Do siebie. Precz ze światem.

Ekshibicjonizm intymności. Inny. Niegrzeczna córka, która portretuje nieznośną lekkość bycia tylko ciałem.

Księga rodzinna relatywizmu jest encyklopedią współczesnych problemów, które przegrają walkę. To jest ta pełna nadziei prognoza. Inni wolą myśleć, że ta rodzina Potwór jest królową mambo. OK. Nigdy nie jest za późno, by uciec od Neverland.

AutorÁlvaro Sánchez León

Dziennikarz

Świat

Bp Jorge Carlos Patrón Wong: "Formacja kapłańska, przede wszystkim, jest formacją serca ucznia Jezusa".

Kongregacja ds. Duchowieństwa opublikowała nowy Ratio Fundamentalis Institutionis Sacerdotalisktóra służy jako podstawa do formacji kapłanów świata. Patrón Wong, odpowiedzialny za seminaria w tym zgromadzeniu i arcybiskup emeritus Papantli, wyjaśnia. "Najważniejsze jest to, że kapłan jest zawsze w formacji i że ta formacja jest integralna" - mówi.

Alfonso Riobó-10 marca 2017 r.-Czas czytania: 8 minuty

Rozmowa z sekretarzem ds. seminariów, Kongregacja ds. Duchowieństwa

Stolica Apostolska zaktualizowała właśnie wytyczne dotyczące formacji księży. Bp Patrón Wong tłumaczy nowy dokument. 

Jak oceniasz liczbowy rozwój powołań kapłańskich?

-Kapłaństwo nigdy nie było kwestią liczb. To, co naprawdę się liczy, to świętość księży. Kapłan oddający się wiernie posłudze kapłańskiej pomaga tak wielu ludziom, jego serce jest pełne imion; pomaga nawet nie zdając sobie z tego sprawy, bo samo jego kapłańskie życie jest wielkim dobrem dla tak wielu. 

Z drugiej strony, potrzeb duszpasterskich nie rozwiązują sami księża. Temu właśnie służy apostolstwo świeckich oraz zakonników i zakonnic. Liczba ta jest jednak konieczna, bo powołania dojrzewają we wspólnocie, a do tego potrzebna jest odpowiednia liczba seminarzystów, którzy tworzą atmosferę i tworzą klimat formacyjny. 

Jaki jest obecnie profil kandydatów do kapłaństwa?

-Dzisiejsze społeczeństwo potrzebuje ewangelizatorów, którzy dostrzegają w tak wielu ludziach to, co dobre i dostrajają się do nich, ponieważ głosimy Królestwo Boże, które jest Królestwem Bożym. "on już jest wśród was". (Łk 17:21). Potrzebni są kapłani, którzy mówią zrozumiałym językiem, którzy "dotykają" miłosierdziem rzeczywistości wszystkich ludzi, którzy oddają się na służbę tam, gdzie są potrzebni i bez dwuznaczności, którzy są wolni przed wszelkimi innymi interesami, którzy żyją w głębokim oderwaniu od rzeczy materialnych, którzy dają przykład dojrzałości ludzkiej i chrześcijańskiej, którzy umieją kochać wszystkich, a zwłaszcza tych, którzy nie są kochani. Te cechy, które są cechami życia i posługi kapłańskiej, jakie były zawsze, są aktualne także dzisiaj, bo dzisiejszy świat potrzebuje kapłanów.

Zwracając się do księży, papież jest też wymagający - czego od nich żąda? 

-logiczne jest, że Ojciec Święty troszczy się o kapłanów i wykonuje gesty bliskości, a jednocześnie wymaga od nich. Zauważyłem jednak, że dzieli się on własnym doświadczeniem posługi kapłańskiej. 

A że dowód jest dowodem na to, że jest to pudding, chciałbym pozwolić mu wypowiedzieć się w kwestii, która ma wiele wspólnego z uczeniem się przez całe życie: "Ale przede wszystkim chciałbym mówić o jednym: o spotkaniu między księżmi, między wami. Kapłańska przyjaźń: to jest skarb, skarb, który należy pielęgnować wśród was. Kapłańska przyjaźń. Nie każdy może być bliskim przyjacielem. Ale jakże piękna jest przyjaźń kapłańska. Kiedy księża, jak dwaj bracia, trzej bracia, czterej bracia znają się, rozmawiają o swoich problemach, radościach, oczekiwaniach, o tylu sprawach... Kapłańska przyjaźń. Szukajcie tego, to ważne. Bądźcie przyjaciółmi. Wierzę, że to bardzo pomaga w życiu kapłańskim, w życiu duchowym, w życiu apostolskim, w życiu wspólnotowym, a także w życiu intelektualnym: przyjaźni kapłańskiej. Gdybym spotkał księdza, który powiedział mi: "Nigdy nie miałem przyjaciela", pomyślałbym, że ten ksiądz nie zaznał jednej z najpiękniejszych radości kapłańskiego życia, kapłańskiej przyjaźni. Tego ci życzę. Życzę ci, abyś przyjaźnił się z tymi, których Pan stawia przed tobą do przyjaźni. Pragnę tego w życiu. Kapłańska przyjaźń to siła wytrwałości, apostolskiej radości, odwagi, a także poczucia humoru. To jest piękne, bardzo piękne". (Spotkanie z księżmi i seminarzystami, 12 maja 2014 r.).

Czym dokładnie jest Ratio Fundamentalis Institutionis Sacerdotalis?

-The Ratio Fundamentalis to dokument, który określa ogólne wytyczne dotyczące formacji kapłanów. Obejmuje ona cały proces, który rozpoczyna się od towarzyszenia powołaniowego, intensyfikuje się w latach seminaryjnych i trwa przez całe życie kapłańskie. Najważniejsze jest to, że ksiądz jest zawsze w formacji i że ta formacja jest integralna. 

Są to jedynie ogólne wytyczne, które każdy naród i każde seminarium muszą następnie dostosować do własnej rzeczywistości, zawsze w dialogu z kulturą i z uwzględnieniem cech charakterystycznych Kościoła w każdym miejscu. Regulacja podstawowa. Publikacja Ratio Fundamentalis jest tylko punktem wyjścia procesu odnowy formacji kapłańskiej, który będzie kontynuowany w każdej Konferencji Episkopatu i w każdym seminarium, zawsze z pomocą Kongregacji ds. Duchowieństwa.

Co jest w nowym Stosunek, i co ją odróżnia od poprzedniej?

-Nowy Współczynnik wyznacza "mapę drogową" formacji kapłanów w perspektywie interdyscyplinarnej. Tekst ten jest obszerniejszy od poprzedniego, ponieważ uwzględnił treść wielu dokumentów, które Kościół publikował na temat formacji kapłańskiej w ciągu ostatnich czterdziestu lat, i jest z nimi w pełnej ciągłości. 

Jednocześnie propozycja formacyjna zostaje odnowiona poprzez włączenie pozytywnych i zachęcających doświadczeń, które zostały zdobyte w wielu seminariach w ostatnich dziesięcioleciach, oferując odpowiednią mediację pedagogiczną, aby ułatwić jej praktyczne zastosowanie. Gdybyśmy chcieli wskazać na pewne naleciałości, byłyby one cztery: formacja dotyczy człowieka wewnętrznego, jest zawsze integralna, dokonuje się stopniowo i wymaga uważnego towarzyszenia i rozeznania.

Dlatego formacja kapłanów ma na celu nie tylko kształcenie ich pod względem intelektualnym czy umiejętności praktycznych...

-Bóg przez święcenia kapłańskie konsekruje całego człowieka, aby stał się on znakiem pośród ludu Bożego. Fakt ten wymaga formowania całej osoby w jej wielu aspektach. 

Przede wszystkim jest to formacja serca ucznia Jezusa, który konfiguruje się do Chrystusa Sługi, Pasterza, Oblubieńca i Głowy w konkretnej formie miłości pasterskiej. Poruszony tą miłością do ludu Bożego kandydat do seminarium, a następnie kleryk i kapłan pozostają uważni na różne aspekty swojego życia, które pomagają im lepiej pełnić posługę ewangelizacyjną: aspekt ludzki, aspekt duchowy, aspekt intelektualny i aspekt duszpasterski. Każdy z tych wymiarów ma swoje miejsce w formacji. Integracja ich wszystkich jest tym, co mamy na myśli, gdy używamy wyrażenia "formacja integralna".

Czy ważne jest osobiste towarzyszenie, przed i po święceniach?

-Droga wiary jest drogą osobistą, ale nie jest drogą samotną. Wszyscy potrzebujemy pomocy braci, którzy nas słuchają, którzy nas czasem poprawiają i pomagają nam rozeznawać wolę Bożą. Towarzyszenie osobiste ma różne cechy w duszpasterstwie powołań, w formacji początkowej i w formacji ciągłej, ale zawsze jest konieczne. 

Regularność i głębokość akompaniamentu decydują w dużym stopniu o jakości formacji. Jest to posługa świadczona przez formatorów, kierowników duchowych i spowiedników. Pomagają też specjaliści, tacy jak lekarze czy psychologowie, ale tak naprawdę ważne jest to, że kandydat do kapłaństwa uczy się w swoim procesie dojrzewania polegać na pomocy innych w pełnej wolności i kierując się miłością do prawdy. Towarzyszenie to także towarzyszenie grupowe, pomaga ono w tym, by relacje między seminarzystami czy księżmi stanowiły klimat formacyjny.

Czy każdy, kto czuje się powołany przez Boga do bycia księdzem, może nim zostać? Jak odróżnić prawdziwe powołanie?

-W kilku akapitach Ratio Fundamentalis podkreśla się znaczenie rozeznania powołania, które musi się dokonywać na każdym z etapów Seminarium, a potem zawsze w życiu kapłańskim. Jest taki czas, kiedy przedmiotem rozeznania jest to, jakie powołanie, czyli do czego Bóg mnie wzywa. Jest inny czas, kiedy nacisk kładzie się na to, jak, czyli jak Pan chce, abym sprawował posługę kapłańską. 

Zawsze ważne jest rozeznanie postaw formacyjnych, aby osoba była rzeczywiście zaangażowana w swój proces wzrostu. To normalne, że wcześniej czy później niektórzy klerycy opuszczają seminarium. Tak naprawdę liczy się to, że wzrastają jako mężczyźni i jako chrześcijanie i znajdują sposób życia, w którym mogą wypełniać wolę Bożą. Towarzyszenie tym, którzy odeszli, jest jednym z najdelikatniejszych zadań, jakie zwykle wykonują formatorzy. To normalne, że młody człowiek, który opuścił seminarium, jest wdzięczny za całe dobro, które otrzymał i podjął decyzje ku większej dojrzałości w swoim życiu wiary. Jego pobyt w Seminarium nie był więc czasem straconym, ale prawdziwym darem od Boga.

Jakiej pomocy potrzebuje kapłan w swojej formacji, w swoim życiu duchowym, w swojej działalności apostolskiej?

-Kapłani mają do dyspozycji wiele środków służących ich stałej formacji. Pierwszym środkiem jest każdy z nich, który jest powołany do wiernego przeżywania swojego powołania i do bycia przede wszystkim odpowiedzialnym za własną formację. Do tego dochodzi braterstwo kapłańskie, bo kapłani są współodpowiedzialni za formację swoich braci. Jak bardzo pomaga zdrowy klimat pozytywnych relacji naznaczonych wartościami chrześcijańskimi i kapłańskimi! Rachunek sumienia i spowiedź sakramentalna to wspaniałe środki dostępne dla każdego. W każdej diecezji są księża z pewnym doświadczeniem, którzy poprzez kierownictwo duchowe pomagają swoim współbraciom. 

Wielką pomoc oferuje społeczność. Można powiedzieć, że wspólnota powierzona jest opiece kapłana, a kapłan z kolei powierzony jest opiece wspólnoty. Wspaniale jest mieć ludzi świeckich, zakonników i zakonnice, którzy modlą się za kapłanów, pomagają im w różnych aspektach ich życia i posługi, a nawet korygują ich po bratersku, kiedy trzeba. W każdej diecezji istnieje komisja do spraw opieki nad kapłanami, która podejmuje wiele działań na ich rzecz. Biskup ma w tym względzie delikatną misję, która wymaga od niego bliskości wszystkich kapłanów i dużej zdolności rozeznawania.

Dokument stwierdza, że czystość "nie jest daniną, którą należy złożyć Panu", ale darem Boga. Czy mógłbyś to wyjaśnić?

-to cytat z dokumentu dotyczącego celibatu kapłańskiego. Tuż przed tym pojawia się główna myśl: jest to kwestia "droga do pełni miłości". (RFIS, 110). W życiu małżeńskim zdolność do kochania koncentruje się na jednej osobie, która jest wybrana na zawsze, natomiast w wyborze celibatu zdolność do kochania rozszerza się i otwiera na wielu odbiorców, zwłaszcza tych, którzy nie są kochani. Zatem bycie celibatem nie oznacza kochania mniej, ale kochania bardziej. Wyrzeka się miłości ekskluzywnej, aby żyć miłością inkluzywną, zdolną objąć wszystkich. To głębokie doświadczenie afektywne wyraża się w słowach konsekracji, które kapłan powtarza każdego dnia: To jest moje ciało, które oddaje się za wszystkich

Życie tą pełnią miłości może być tylko darem Boga, bo to On patrzy na wszystkich miłosiernie. Tę gotowość do kochania wszystkich miłością pochodzącą od Boga nazywamy "miłością pasterską" i jest ona duszą i siłą napędową życia i działalności kapłanów.

Kapłan służy konkretnej grupie ludzi, ale musi mieć ducha misyjnego Jak te dwie cechy się łączą?

-Ksiądz nie jest tylko kapelanem małej grupy ludzi. To prawda, że powierzono mu część ludu Bożego, ale jego misja wykracza poza mury kościoła i grupę wiernych katolików, bo jest to misja uniwersalna. 

Jacques Hamel, zamordowany we Francji 26 lipca 2016 r. Z pewnością powierzono mu parafię, ale nawiązał nurt sympatii z całym społeczeństwem, gdzie większość ludzi była niekatolicka lub niechrześcijańska. Jego śmierć opłakiwali wszyscy, do tego stopnia, że niedawno postawili pomnik na jego cześć. Podobnie jak ks. Hamel, jest wielu, wielu księży, którzy czynią dobro dla wszystkich, uczestniczą twórczo w sieciach społecznych i są pełnoprawnymi obywatelami w globalnej wiosce. Głęboki powód jest taki, że w Kościele i w każdym wierzącym, a zwłaszcza w kapłanach, istnieją dwie równoważące się siły: komunia i misja.

Czy wytyczne te zostaną dostosowane do bardzo zróżnicowanych warunków lokalnych?

-To jest zadanie Konferencji Episkopatów, które z pomocą formatorów z seminariów duchownych w poszczególnych krajach będą w najbliższych latach opracowywać własne krajowe programy formacyjne. Współczynnik krajowych. Czyli normy dotyczące formacji kapłańskiej dla tego terytorium. Wiele aspektów zostanie tam skonkretyzowanych i zniuansowanych. Z drugiej strony. Ratio Fundamentalis ma na celu zapewnienie bezpieczeństwa wszystkim w tym, co w doświadczeniu Kościoła i w ogólnej wizji jest uważane za odpowiednie dla formacji. 

W opracowaniu norm krajowych Kongregacja ds. Duchowieństwa będzie współpracować z każdą Konferencją Episkopatu, aby każde seminarium i każdy seminarzysta mógł otrzymać pomoc w osobistej i wspólnotowej odpowiedzi powołaniowej. W tym celu Kongregacja ds. Duchowieństwa organizuje w październiku 2017 r. kongres, w którym wezmą udział biskupi i formatorzy, którzy następnie opracują Współczynnik krajowych.

Coś jeszcze chciałbyś dodać?

-Odbiorcami Palabry są ludzie wierzący, a nie tylko księża. Chciałbym podkreślić, że wszyscy chrześcijanie są na drodze formacji ciągłej, że wszyscy muszą rozeznać swoje powołanie i realizować je w praktyce zgodnie z wolą Bożą, a do tego potrzebują odpowiedniego towarzyszenia. Tym samym pragnę podkreślić, że to, co mówi się o formacji kapłanów, odnosi się w pewien sposób do wszystkich i zaprasza całą wspólnotę chrześcijańską do wyruszenia na drogę formacji stałej.

Więcej
Zasoby

Era postprawdy, postprawdy i szarlatanerii

Obiektywne fakty nie są w modzie. Liczy się "postprawda", czyli emocje lub osobiste odczucia w percepcji odbiorców. Bezpośrednią konsekwencją jest nieufna postprawda, a czasem szarlataneria.

Omnes-8 marca 2017 r.-Czas czytania: 8 minuty

Martín Montoya Camacho

Zakończony kilka tygodni temu rok został przez wielu dziennikarzy i analityków politycznych nazwany rokiem postprawda. Termin ten jest tłumaczeniem postprawda wybrane w listopadzie jako słowo roku 2016 przez Oksford Słowniki. Jego znaczenie odnosi się do czegoś, co oznacza okoliczności, w których obiektywne fakty mają mniejszy wpływ na kształtowanie opinii publicznej niż odwołania do osobistych emocji i przekonań. W tych warunkach ten, kto chce wpłynąć na opinię publiczną, musi skoncentrować swoje wysiłki na opracowaniu łatwo akceptowanych dyskursów, kładąc nacisk na to, co może zaspokoić uczucia i przekonania jego odbiorców, a nie na rzeczywiste fakty.

Wprowadzenie tego słowa do słownika oksfordzkiego wynika z jego powszechnego publicznego użycia podczas procesów demokratycznych, które doprowadziły do Brexiti wyborów prezydenckich w Stanach Zjednoczonych. Jego włączenie do słownika spowodowało tysiące artykułów w różnych językach w mediach, zwłaszcza w Internecie, powodując dalszy wzrost jego statystyk. Wkrótce potem Towarzystwo Języka Niemieckiego stwierdził, że postfaktisch zostałby wybrany słowem roku 2016. A po hiszpańsku Fundéu BBVA nominował słowo postprawda za podobną nagrodę.

W ostatnich miesiącach identyfikacja postprawda z kłamstwami. W wielu kręgach stwierdzono, że. postprawda Nie jest to nic nowego, kłamstwa istniały zawsze i dlatego mamy do czynienia z neologizmem zrodzonym z kaprysu. Czy zatem powinniśmy traktować to słowo poważnie? Wydaje mi się, że ta ocena może być pochopna, a normalizacja terminu "kłamstwo" nie jest niczym nowym. postprawda zasługuje na dokładniejszą analizę, choćby ze względu na prosty fakt jego wielkiego wpływu. Właściwe studium tego zagadnienia z pewnością wykracza poza zakres tych wierszy, mogę więc poczynić jedynie kilka uwag.

Jak doszło do powstania tej epoki?

Słowo postprawda po raz pierwszy został użyty w amerykańskiej prasie w 1992 roku, w artykule Steve'a Tesicha w magazynie The Nation. Tesich, pisząc o skandalach Watergate i wojnie w Iraku, zwrócił uwagę, że w tym czasie zaakceptowaliśmy już, że żyjemy w epoce postprawdaKsiążka została napisana w sposób niedyskretnie kłamliwy i ukrywający fakty. Jednak to w książce Era postprawdy (2004) przez Ralpha Keyesa, że termin ten znalazł pewien rozwój koncepcyjny.

Keyes zwrócił wówczas uwagę, że żyjemy w epoce postprawda ponieważ jego credo zadomowiło się wśród nas: kreatywna manipulacja może przenieść nas poza sferę zwykłej dokładności w sferę narracji prawdy. Upiększone informacje są przedstawiane jako prawdziwe w duchu i prawdziwsze niż sama prawda. Definicja Keyesa oferuje pewien klucz do zrozumienia wydarzeń ostatnich miesięcy. Wrócimy do tego wkrótce. Ale najpierw musimy zadać sobie pytanie, jak to się stało, że ta epoka postprawda?

Aby zrozumieć, jak to możliwe, że znaleźliśmy się w takiej epoce, musimy wziąć pod uwagę niektóre czynniki medialne, poprzez które została ona rozpropagowana. Na wstępie należy zaznaczyć, że epoka postprawda odnosi się do rozprzestrzeniania się w Internecie fake newsów, obraźliwych komentarzy graniczących ze zniesławieniem, które są zamieszczane każdego dnia na platformach komunikacyjnych. onlineoraz do dyskredytowania instytucji poprzez komentarze - często anonimowe - w tych samych mediach.

Dyrektor ds. The GuardianKatharine Viner w artykule "Jak technologia zakłóciła prawdę" zwróciła uwagę, że za tym wszystkim stoi celowe przeinaczanie faktów przez niektóre media cyfrowe, które opowiadają się za określonym stanowiskiem społecznym i politycznym. Ale wraz z tym, istnieją również wysiłki takich mediów, aby przyciągnąć odwiedzających do swoich platform, bez innej intencji niż utrzymanie biznesu, który sprzedaje to, co społeczeństwo chce znaleźć. Viner wyjaśnia, że jest to możliwe dzięki algorytmom zasilającym kanały informacyjne wyszukiwarek takich jak Facebook czy Google, które są zaprojektowane tak, aby dać społeczeństwu to, czego chce. Dla dyrektora The Guardian Oznacza to, że wersja świata, z którą stykamy się na co dzień, gdy logujemy się do naszych osobistych profili, czy wyszukujemy w Google, została w niewidoczny sposób przefiltrowana tak, by wzmocnić nasze własne przekonania.

Wzrost konsumpcji informacji

Jest to więc próba dopasowania mediów i treści do gustów użytkowników. Idąc za definicją Keyesa, możemy powiedzieć, że pokazuje się nam prawdę upiększoną i skonfigurowaną według naszego gustu, coś, co przyjmujemy jako prawdziwsze niż prawda samych faktów.

Kilka lat temu byliśmy zaskoczeni, gdy na dowolnej stronie internetowej znaleźliśmy reklamy zakupu produktów, które widzieliśmy na Amazonie, zaledwie kilka godzin wcześniej. Dziś jest to powszechne.

Wydaje się, że obecnie strategia stosowana przy sprzedaży produktów w Internecie jest wykorzystywana również w przypadku wiadomości, które chcemy skonsumować. Nie powinno to dziwić.

Sprawozdanie z Pew Research Center ujawnił kilka miesięcy temu, że połowa Amerykanów w wieku od osiemnastu do trzydziestu lat konsumuje wiadomości za pośrednictwem platform internetowych i że trend ten rośnie. Dlatego rynek konsumpcji wiadomości będzie się rozwijał, a strategia dawania klientowi tego, czego chce, jest sposobem na osiągnięcie lojalności klientów. To prawda, że zakup wiadomości w tego typu mediach nie jest obfity, ale to właśnie tam są największe możliwości oddziaływania na przyszłą publiczność konsumencką.

Oznacza to, że ze strony platform elektronicznych mamy coraz mniejsze szanse na znalezienie informacji, które stawiają przed nami wyzwania, które poszerzają nasz światopogląd, lub na znalezienie faktów obalających fałszywe informacje, którymi dzielili się ludzie wokół nas.

Nawet w przypadku tak elastycznej sieci społecznościowej jak Twitter może tak być, ze względu na ciągłe umieszczanie tweetów, które są najbardziej lubiane przez osoby, które śledzisz.

Absurdem byłoby jednak obarczanie całą winą za popadnięcie w epokę m.in. postprawda do mediów i ich strategii przekazywania informacji. Jest oczywiste, że należy to przypisać ludziom, którzy kłamią, przeinaczając prawdę o faktach.

Wydaje się jednak, że należy również przeanalizować, choć pobieżnie, postawę, która może występować u użytkowników czy konsumentów, a która bezpośrednio nas dotyczy.

Postprawda i nieufność

Ralph Keyes stwierdził, w Era postprawdyże bezpośrednią konsekwencją postprawda to po zakończeniu wojny. Czyli nieufność do dyskursu publicznego, ale nie do jego treści, które mogą być prawdziwe, a nawet naukowo udowodnione. Nieufność generowana przez postprawda Czy ta idea odzwierciedla coś prawdziwego o naszym społeczeństwie i sposobie, w jaki się w nim zachowujemy? Wydaje się, że po zakończeniu wojny może pojawić się tylko w takich czasach jak obecne, kiedy istnieje postawa dyskredytacji wobec dyskursu publicznego, ponieważ spodziewamy się, po tym wszystkim, co zostało ujawnione w ostatnich miesiącach, że takie informacje nie przekazują całej prawdy. Moglibyśmy pomyśleć, że powinniśmy unikać dramatów, ponieważ wciąż konsumujemy wiadomości, a wiadomości wciąż przekazują wiele prawdy. Jednak duża część społeczeństwa uważa, że prawda straciła swoją wartość, że została powalona i leży śmiertelnie ranna na ziemi.

Kwestia postprawda

Myśl, że prawdę można zabić, może nas wprawić w konsternację, ale tak się działo w przypadku jej wartości w społeczeństwie. Dlatego też pytanie o postprawda nie jest zbędny. Dla Keyesa radykalny problem polega na tym, że możemy żyć rządzeni przez nią i aktywnie uczestniczyć w jej dynamice, nie zdając sobie z tego sprawy. Stałoby się to możliwe dzięki postawie wywodzącej się z usprawiedliwiania własnych kłamstw oraz dzięki przyzwyczajeniu się do życia w środowisku, w którym prawda jest dyskryminowana ze względu na własny interes.

Może się to zdarzyć, gdy nie zastanawiamy się nad źródłami wiadomości, które konsumujemy, albo - w szerszym ujęciu - gdy odwracamy wzrok od poglądów, których nie lubimy.

Czasami uciekamy od tego wszystkiego, nie zatrzymując się, by zastanowić się, jak można spojrzeć na sprawy z innej perspektywy, po prostu dlatego, że nie chcemy być oszukani, tak jakby wszystko, co nie pokrywa się z naszymi wyobrażeniami, można było oznaczyć jako zwodniczą propagandę.

Jason Stanley w książce "How Propaganda Works" (2015) wyjaśnia, że pewne rodzaje autorytarnej propagandy mogą zniszczyć zasady zaufania w społeczeństwie, podkopując tym samym demokrację. Ale prawdą jest też, że nie każde użycie języka, które zmienia rzeczywistość, jest kłamstwem. Zawsze jest jakaś prawda.

Ale, aby do niej podejść, trzeba mieć zdolność krytyczną i nastawienie, aby podejść do niej nie z nieufnością, ale z wolnym duchem, który jest wzmocniony przez staranne badanie rzeczywistości. Nawet jeśli wiek postprawda dotarła do naszych czasów z pewną siłą, ostatnie słowo pozostawiamy użytkownikom lub konsumentom, wolnym ludziom, którzy mogą zdecydować o przywróceniu wartości prawdzie. Oznacza to unikanie kłamstw, własnych i cudzych, unikanie przyzwyczajania się do życia w okolicznościach, w których fałsz jest powszechny. Oznacza to odłożenie na bok wszelkich sposobów, choćby najsubtelniejszych, na bycie nieprawdziwym.

Powierzchowny szarlatanizm

W wywiadzie, którego udzielił belgijskiemu tygodnikowi katolickiemu TertioDo kilku z tych kwestii odniósł się papież Franciszek. W szczególności potępił zło, jakie mogą wyrządzić media, które dopuszczają się zniesławienia, publikując fałszywe wiadomości. W bezpośredni sposób Ojciec Święty wyjaśnił, że dezinformacja medialna jest strasznym złem, nawet jeśli to, co się mówi, jest prawdą, ponieważ ogół społeczeństwa ma tendencję do bezkrytycznego konsumowania tej dezinformacji. W ten sposób, tłumaczył, można wyrządzić wiele szkód, a skłonność do konsumowania fałszu i półprawd przyrównał do koprofagii.

Słowa Papieża nie są anegdotyczne i mają głębsze znaczenie niż się wydaje. Najlepiej to docenić, jeśli porównamy koprofagię z terminem używanym w języku angielskim dla jednego z najbardziej subtelnych sposobów przeinaczania prawdy, tj. bzdura. Termin ten został niedawno przetłumaczony na język hiszpański jako szarlataneria w pracach amerykańskiego filozofa Harry'ego Frankfurta. W swojej książce O znachorstwie (2013), że jest ona mniej intencjonalna niż mogłoby się nam wydawać. Kiedy kłamiemy, koncentrujemy się, by to zrobić, ale szarlataneria nie wymaga wysiłku, ponieważ jest mimowolnie spontaniczna: prezentacja faktów jest po prostu pomijana. Szarlatan utrzymuje jasne rozróżnienie między prawdą a fałszem, ale ponieważ nie dba o wartość prawdy, może wykorzystać fakt do obrony jednego stanowiska i jego przeciwieństwa.

Szarlatan nie ma zamiaru przeinaczać rzeczywistości, ale nie ma też żadnych intencji w stosunku do niej. Jego intencja skupia się wyłącznie na sobie, na powierzchowności jego projektów lub, jak niektóre media czy użytkownicy, na własnej propagandzie. Kłamstwa zawsze były w centrum naszej uwagi. Jest to zrozumiałe. Akt kłamstwa ma w sobie złośliwość, która nas odpycha. Aby powiedzieć kłamstwo, trzeba mieć zamiar je wypowiedzieć. To nie jest zwykła beztroska, nad tym trzeba pracować. Dla kłamcy prawda ma wartość z punktu widzenia jego własnych celów, stąd jego zainteresowanie manipulowaniem nią. Ale szarlatan nie dba o to, a z takim nastawieniem może wyrządzić wiele szkód, jak to się dzieje w tym wieku postprawda.

Frankfurt wskazuje, że. szarlataneria jest zaraźliwy. Część z tego mogła rozprzestrzenić się na nas jako konsumentów informacji, gdy nie zwracamy uwagi na wiadomości, które możemy rozpowszechniać za pośrednictwem mediów społecznościowych.

Biorąc to pod uwagę, nie jesteśmy zwolnieni z odpowiedzialności za udział w jakikolwiek sposób w zniesławieniu, nawet jeśli uważamy, że to, co robimy, nie jest istotne, lub jesteśmy przekonani, że to, co przekazujemy, jest prawdą.

Kiedy tak się dzieje, to dlatego, że przestaliśmy uważać, że język jest nie tylko nośnikiem faktów, liczb, strategii, demonstracji i obaleń, ale także nośnikiem wartości.

Należy pamiętać, że wiedza o prawdzie i fałszu, choć bardzo ważna, nie określa wystarczająco tego, co jest potrzebne, by czynić sprawiedliwość wobec innych i działać z prawdziwą miłością.

Postać szarlatana, czy to w postaci mediów, które przekazują wiadomości, czy też w postaci użytkownika, który je konsumuje i redystrybuuje, jest ostatecznym czynnikiem przyczyniającym się do po zakończeniu wojnyInformacje, które otrzymujemy: sprzyjają nieufności i napięciu w społeczeństwie. Dlatego tak ważne jest rozpoznanie istotności rzeczy, do których odnoszą się obsługiwane przez nas informacje. Nie wszystko może być nam dane w ten sam sposób. Refleksja nad tym, czy szanujemy prawdę, unikając manipulowania nią według własnego uznania, pozwoli nam zacząć przywracać jej prawdziwą wartość.

Zasoby

Miłosierdzie i nowa wrażliwość. O rewolucji czułości

W czasach historii, kiedy uczucia często wydają się mieć większą wagę niż rozum, kiedy być może trudno jest rozumować i skłonić ludzi do rozumowania, wezwanie Ojca Świętego do "rewolucji czułości" może wydawać się zaskakujące. Chciałoby się raczej powiedzieć, że potrzebna jest odrobina zdrowego rozsądku, siły woli i zdolność do poświęceń. Rzeczy, które nie wydają się współgrać z czułością.

José Ángel Lombo-8 marca 2017 r.-Czas czytania: 10 minuty

W każdym razie racjonalność nie wydaje się być jedynym zasobem człowieka, przynajmniej jeśli rozpatrujemy ją jako kalkulację czy refleksję, zarówno na poziomie teoretycznym, jak i praktycznym. Zdolności takie jak intuicja, empatia, wyczucie okazji, dobry gust czy poczucie humoru nie wydają się być utożsamiane z racjonalnością w wyżej wymienionym sensie.

Dlatego wydaje nam się, że wezwanie do "rewolucji czułości" nie jest zaproszeniem do sentymentalizmu czy irracjonalności, ale do budowania własnego człowieczeństwa z "miłości Boga rozlanej w naszych sercach" (Rz 5,5).

Niewątpliwie taki sposób rozumienia i proponowania miłości nie jest nowością w przepowiadaniu papieża. Już jako arcybiskup Buenos Aires w swoim przepowiadaniu obficie odwoływał się do czułości. Odniesienia są niezliczone i mają pewne wspólne nuty, nie będąc jednak identyczne. Mówiąc o czułości, kardynał Bergoglio nawiązał przede wszystkim do miłości Boga do nas, która jest szczególnie widoczna w okresie Bożego Narodzenia, "Bóg uczynił czułym". W tym samym duchu odniósł się do "Boga, który zawsze przebacza" jako syntezy czułości i wierności. Obok tego wskazał również na "czułość jako postawę człowieka", w odpowiedzi na czułość Boga.

Rewolucja czułości

Jednak, choć czułość odgrywała już ważną rolę w jego wcześniejszym przepowiadaniu, być może najbardziej nowatorskim rysem jego pontyfikalnego magisterium jest programowa propozycja czułości jako "rewolucji". Następujące słowa Evangelii gaudium są wymowne: "Syn Boży, w swoim wcieleniu, zaprosił nas do rewolucji czułości" (EG 88). W prostocie tego zdania zawarty jest klucz do zrozumienia "rewolucji", którą proponuje nam papież Franciszek. Nie jest to oczywiście odosobniona czy anegdotyczna wskazówka, ale idea, która będzie się pojawiać w różnych jej momentach i kontekstach Evangelii Gaudium, jak również w innych interwencjach.

W tej propozycji splatają się dwie uzupełniające się perspektywy. Z jednej strony podkreśla związek między czułością miłości Boga a czułością ludzkiego serca ponad wszelkimi okolicznościami, gdyż ta pierwsza jest w każdej epoce wzorem i przyczyną tej drugiej. Ale jest też szczególne zaproszenie skierowane do dzisiejszego człowieka, bodziec i pilna propozycja w naszej konkretnej sytuacji. Dlatego formuła - że tak powiem - użyta przez Ojca Świętego podkreśla splatanie się tego, co boskie i tego, co ludzkie, tego, co wieczne i tego, co doczesne. W centrum tych dwóch linii znajduje się niewątpliwie Jezus Chrystus, Bóg wcielony, "oblicze miłosierdzia Ojca" (Misericordiae vultus, 1), "ten sam dziś, wczoraj i na wieki" (Hbr 13,8).

Artykulacja tych dwóch podejść jest może najlepiej zrozumiała, jeśli uznamy ich zbieżność w cnocie i w odczuciu miłosierdzie. W rzeczywistości istnieją dwa poziomy lub obszary połączone ze sobą: wolny dar Boga dla ludzkości i komunia uczuć między ludźmi, "współczucie" (Imię Boga to miłosierdzie, VIII). Z kolei oba aspekty należą zasadniczo do miłości (miłosierdzie jest jej owocem lub "wewnętrznym skutkiem": por. Katechizm Kościoła Katolickiego, 1829; Św. Tomasz z Akwinu, Summa Theologica, II-II, q. 28, prolog), a konkretnie rzucają wyzwanie wrażliwości dzisiejszego człowieka, szczególnie potrzebującego głębokich i trwałych więzi "w tych czasach frenetycznych i powierzchownych relacji" (Amoris laetitia, 28; por. Evangelii gaudium, 91).

Czułość Boga

W tym względzie istnieje zdanie z Księgi Syracha, które Papież Rzymski cytuje przy wielu okazjach (Evangelii gaudium, 4 y Amoris laetitia, 149) i która ewidentnie należy do jego osobistej modlitwy: "Synu, traktuj siebie dobrze [...] nie pozbawiaj się szczęśliwego dnia" (Syr 14, 11.14). W tych słowach Papież odkrywa czułość Boga Ojca, który zwraca się do swoich stworzeń językiem dostępnym dla ludzkiego serca, "jak dziecko pocieszane przez matkę" (por. Iz 6, 13). Jest "Bogiem wszelkiej pociechy" (II Kor 1,3), a Jego czułość rozgrzewa serca swoich stworzeń (Homilia 7.VII.2013). "Miłosierdzie ma też oblicze pociechy" (Misericordia et misera, 13).

Wybitnym wyrazem Bożej czułości jest przebaczenie grzechów (Homilia 20.XI.2013), "najbardziej widoczny znak miłości Ojca, który Jezus chciał objawić przez całe swoje życie" (Misericordia et misera, 2). Ten przejaw boskiej czułości znajduje paradygmatyczne ucieleśnienie w spotkaniu Miłosierdzia z nędzą, między Jezusem a grzesznikami (cudzołożnicą, grzesznikiem, który namaszcza Jego stopy...): Misericordia et misera, 1-2).

Namacalna miłość Ojca jest więc doskonale przekazana nam w Jezusie Chrystusie, Bogu i człowieku, którego przejawy czułości wypełniają karty Ewangelii. Papież Franciszek zwraca uwagę, że miłosierdzie Pana nie jest tylko sentymentem (Anioł Pański 9.VI.2013), ale wyraża się w konkretnej "wrażliwości" na ludzkie potrzeby (Misericordiae vultus, 7). W ciągłości z czułością Zbawiciela, Kościół jako Matka przekazuje ludzkości miłość Boga, dlatego "wszystko w jego działaniu duszpasterskim powinno być przyobleczone czułością, z jaką zwraca się do wiernych" (Misericordiae vultus, 10).

Ludzka czułość

Istotnym elementem tej wizji jest połączenie czułości Boga z czułością człowieka. Jeśli czułość Boga "sięga w dół i uczy mnie chodzić" (Homilia 12.VI.2015), to czułość człowieka jest synowską korespondencją z tym darem, właściwą odpowiedzią na Jego miłosierną miłość. Pierwszą modalnością tej odpowiedzi jest akceptacja, "nie bać się Jego czułości" (por. Ibid); ale wyraża się także jako dar dla innych. Dlatego ludzka czułość, o ile kieruje się Bożą miłością, "nie jest cnotą słabych, lecz raczej przeciwnie: oznacza siłę ducha i zdolność do uwagi, współczucia, prawdziwego otwarcia na innych, miłości" (Homilia 19.III.2013).

Miłość Boga oczyszcza ludzką miłość i upodabnia ją do swojej, abyśmy stali się "miłosierni jak Ojciec" (Homilia 13.III.2015; por. Łk 6, 36), zdolni "dać pociechę każdemu mężczyźnie i każdej kobiecie naszych czasów" (ibidem). W ten sposób ludzka czułość staje się "pełna szacunku" (Amoris laetitia, 283) i "jest uwolniony od pragnienia samolubnego posiadania" (ibid, 127). W tym względzie papież Franciszek szeroko odwołuje się do katechez św. Jana Pawła II o miłości ludzkiej (ibid, 150 i n.).

Charytatywność stała się ciałem

Czułość jest więc wymiarem miłości: konkretnym i niezawodnym wyrazem Bożego miłosierdzia i ludzką odpowiedzią na ten dar integralną miłością, w ciele i duchu. Z tego powodu Ojciec Święty stwierdza, że chrześcijanie naszych czasów są powołani do tego, aby "miłosierdzie Boga, Jego czułość wobec każdego stworzenia, były widoczne dla dzisiejszych mężczyzn i kobiet" (Discourse 14.X.2013).

Ta widoczność oznacza rzeczywisty, namacalny i wszechogarniający charakter miłości i znajduje swój pełny wyraz w Jezusie Chrystusie, "Miłosierdziu, które stało się ciałem" (Audiencja generalna 9.XII.2015). Jako uczeń Chrystusa, chrześcijanin jest powołany do wcielania miłości Bożej w swoim życiu i w życiu tych, którzy go otaczają, gdyż są oni dla niego "ciałem Chrystusa" (Słowa 18.V.2013). Papież często odwołuje się do tej idei "ciała brata", aby podkreślić rzeczywisty i bliski charakter miłości. Właśnie poprzez ciało naszych braci i sióstr, ubogich i potrzebujących, wchodzimy "w kontakt z ciałem Pana" (Homilia 30.VII.2016).

Z tematu "ciała brata" możemy zrozumieć niektóre wskazania, które Papież Rzymski formułuje w słowach głęboko nam bliskich. Mówi o "czułości uścisku" (Amoris laetitia, 27-30), emocji i przyjemności fizycznej w relacjach małżeńskich (ibid, 150-152), o wyrażeniach miłości małżeńskiej w "hymnie do miłości" (ibid, 89-141), rany afektywne (ibid, 239-240), o grzeczności języka w rodzinie (Audiencja generalna 13.V.2015) itp.

"Nowa wrażliwość

Na ile to zaproszenie Ojca Świętego jest właściwe dla współczesnego człowieka? Rzeczywiście, warto zapytać, czy ta propozycja odpowiada wrażliwości obecnego momentu historycznego. W tym sensie jest otwartą tajemnicą, że żyjemy w coraz bardziej złożonym i zmiennym społeczeństwie, społeczeństwie zglobalizowanym i - w pewnym sensie - wykorzenionym. Papież wskazuje na ten kontekst przy niezliczonych okazjach.

Z tej sytuacji wytworzyło się to, co niektórzy myśliciele nazwali "nową wrażliwością" (zob. A. Llano, Nowa wrażliwość, Espasa Calpe, Madrid 1988). Jest to oczywiście kategoria wyraźnie względna - jak wszystko, co "nowe" lub "nowoczesne" - ale odzwierciedla, w swej bardzo prowizorycznej naturze, konkretne umiejscowienie w ciągle zmieniającym się świecie (co Zygmunt Bauman nazywa "płynnym społeczeństwem").

Myślę, że zaproszenie Papieża Rzymu do "rewolucji czułości" wpisuje się w ten sposób patrzenia na rzeczywistość. Aby to pokazać, trzeba scharakteryzować "nową wrażliwość" w jej zasadniczych zarysach. Filozof Alejandro Llano wyróżnił pięć inspirujących zasad tej mentalności: zasadę gradualizmu, zasadę pluralizmu, zasadę komplementarności, zasadę integralności i zasadę solidarności. Przedstawmy krótki opis każdego z nich.

  1. Zasada gradualizmu zakłada uznanie, że rzeczywistość nie wyczerpuje się w alternatywie "czerni i bieli", ale jest pełna niuansów i zawsze znajduje się w procesie zmian. Należy zatem uznać, że osiągnięcia kulturalne, naukowe itp. są zawsze osadzone w kontekście historycznym - nie są zrozumiałe w oderwaniu od swojej historii - stąd znaczenie kultywowania tradycji, pracy w grupach i sieciach oraz docenienia tzw. "miękkich umiejętności", zwłaszcza komunikacyjnych.
  2. Zasada pluralizmu pozostaje w ciągłości z poprzednią, gdyż zrozumienie ciągle zmieniającej się rzeczywistości wymaga uelastycznienia i modulacji wiedzy: zbieżności różnych punktów widzenia, ale przede wszystkim zróżnicowanych lub analogicznych form racjonalności (Daniel Goleman mówi o "inteligencji emocjonalnej", a Howard Gardner o "inteligencji wielorakiej"). Ta elastyczność przeciwstawia się jednemu, jednorodnemu punktowi widzenia, na rzecz uwzględnienia różnych wizji i predyspozycji.
  3. Dalszą konsekwencją powyższego jest zasada komplementarności. Jeśli rzeczywistość jest zmienna i wymaga szerokości perspektyw, odkrywa się, że między rzeczami istnieją nie tylko różnice, ale także komplementarność. To znaczy, że między pojedynczymi zdarzeniami istnieją harmonijne relacje, a nie prosta nieredukowalność. Wynika z tego, że nie należy mylić tego, co inne, z tym, co przeciwne, ale szukać "kom-pozycji różnic". Wynikają z tego ważne konsekwencje w różnych dziedzinach: na przykład w ekonomii (przekształcenie ograniczeń w możliwości), w polityce (przekształcenie dialektyki w dialog) itd.
  4. Zasada integralności wyraża, że człowiek jest jednością w swojej strukturze duchowo-cielesnej i w swojej aktywności. Dlatego propozycja ta prowadzi do przezwyciężenia fragmentaryzacji w różnych sferach życia. Konkretnie, w obliczu kompartmentalizacji wiedzy i nadmiernej specjalizacji, proponuje się antidotum w postaci interdyscyplinarności. Ogólnie rzecz biorąc, zasada ta proponuje "humanizm integralny", przeciwstawiając się wszelkim jednowymiarowym redukcjom życia ludzkiego (takim jak na przykład traktowanie człowieka jako zwykłego producenta lub zwykłego konsumenta).
  5. Zasada solidarności jest pewnym zastosowaniem poprzedniej zasady do wymiany dóbr między jednostkami, dzięki czemu podchodzi się do nich jak do relacji międzyludzkich, a nie jak do biegów produkcji i konsumpcji. Niektóre pożądane konsekwencje tego podejścia to humanizacja rynku i gospodarki w ogóle, różne formy współpracy na rzecz rozwoju, utrwalenie pokojowego współżycia i kształtowanie świadomości ekologicznej.

Czułość i współczesny człowiek

Jak zauważyliśmy, Ojciec Święty rozumie czułość jako miłość "uczynioną ciałem", miłosierdzie uczynione widzialnym. Według mnie jednak jego wizja nie kończy się na tym, ale dodaje element nowości lub, jak kto woli, "współczesności". Oznacza to, że jego propozycja "rewolucji czułości" jest przesłaniem szczególnie dopasowanym do dzisiejszego człowieka i znajduje w nim głęboki rezonans.

Ta współczesność jest widoczna w wielu elementach magisterium papieża Franciszka. Przede wszystkim nalega, by "zacząć od naszej nędzy" i pamiętać "skąd pochodzimy, czym jesteśmy, naszą nicością". Z tego wyciąga wniosek: "ważne jest, aby nie uważać się za samowystarczalnych" (Imię Boga to miłosierdzie, VI). Istotnie, "nie żyjemy, ani indywidualnie, ani jako grupy narodowe, kulturowe czy religijne, jako jednostki autonomiczne i samowystarczalne, ale jesteśmy od siebie zależni, powierzeni wzajemnej opiece" (Orędzie 21.IX.2014).

Z tego wynika potrzeba towarzyszenia każdej osobie na jej drodze odpowiedzi na Boga, "bez potrzeby narzucania się, wymuszania na innych", ponieważ "prawda ma swoją własną moc opromieniania" (Przemówienie, 21.IX.2014). Stwierdzi zatem, że "mimo różnych wyznań i przekonań wszyscy jesteśmy wezwani do poszukiwania prawdy, do pracy na rzecz sprawiedliwości i pojednania oraz do wzajemnego szacunku, ochrony i pomocy jako członkowie jednej rodziny ludzkiej" (Przemówienie 27.XI.2015).

W ciągłości tego podejścia Ojciec Święty utrzymuje, że "różnorodność punktów widzenia musi wzbogacać katolickość, nie szkodząc jedności" (Dyskurs 5.XII.2014). Istotnie, komunia członków Kościoła zależy od jedności wiary, a ta nie sprzeciwia się wolności myśli, ale "właśnie w miłości możliwa jest wspólna wizja" (Lumen fidei, 47). Dialog między różnymi stanowiskami musi więc mieć co najmniej trzy cechy: musi być oparty na tożsamości, musi być otwarty na wzajemne zrozumienie i musi być zorientowany na wspólne dobro. Na tej podstawie sama różnorodność perspektyw - nie tylko dobra, ale konieczna - jest przez niego postrzegana jako wzbogacenie (Przemówienie 11.VII.2015).

Ale dialog nie jest tylko metodą, staje się kulturą i stanowi samą podstawę "współżycia wewnątrz narodów i między narodami", "jedynej drogi do pokoju". Jest to to, co Ojciec Święty nazywa "kulturą spotkania" (Angelus 1.IX.2013). Kultura ta nie opiera się na jednolitości, ale na harmonii różnic, co jest dziełem Parakleta (Audiencja dla wszystkich kardynałów 15.III.2013 r.). założenie

Z drugiej strony, jeśli straci się z oczu jedność, różnice w perspektywach mogą prowadzić do sektorowości wiedzy. Rzeczywiście, choć "fragmentacja wiedzy ma swoją funkcję w zakresie osiągania konkretnych zastosowań", w rzeczywistości "często prowadzi do utraty poczucia całości" (Laudato si', 110). Papież opowiada się więc za "humanizmem chrześcijańskim", "humanizmem, który wypływa z Ewangelii", który "wzywa różne dziedziny wiedzy, w tym ekonomię, do wizji bardziej integralnej i integrującej" (ibid, 141). Takie podejście ma szczególne zastosowanie w edukacji i pracy, czyli obszarach, w których trzeba "nie tylko nauczyć jakiejś techniki czy poznać pojęcia, ale uczynić siebie i otaczającą nas rzeczywistość bardziej ludzką" (Przemówienie, 16.I.2016).

Integralny rozwój człowieka" jest przeciwstawiany "rozrzutnemu i konsumpcyjnemu nadmiernemu rozwojowi, który w niedopuszczalny sposób kontrastuje z utrzymującymi się sytuacjami dehumanizującej nędzy" (Laudato si', 109; cyt. Caritas in veritate, 22). Konsekwencją tej sytuacji jest to, że "wielkie masy ludności są wykluczone i zmarginalizowane", a jednocześnie "człowiek sam w sobie jest postrzegany jako dobro konsumpcyjne, które należy wykorzystać, a następnie wyrzucić". Prowadzi to do tego, co Ojciec Święty nazwał "kulturą wyrzucania pieniędzy".

Przeciwnie, niesienie czułości Boga do wszystkich ludzi oznacza osiągnięcie integralnego rozwoju dla wszystkich, zwłaszcza "najbardziej oddalonych, zapomnianych, potrzebujących zrozumienia, pocieszenia i pomocy" (Homilia 27.III.2013). Chodzi o dotarcie do "peryferii świata i istnienia" (Homilia 24.III.2013), czyli do tych ludzi, którzy znajdują się w "uporczywych sytuacjach dehumanizującej nędzy".

Propozycja "rewolucji czułości" staje się w ten sposób "współczesna", dotyka wrażliwości dzisiejszego człowieka. Staje się wrażliwy, ale przezwycięża ciasnotę sentymentalizmu i otwiera się na całego człowieka i na wszystkich ludzi.

Ta rewolucja oznacza zmianę paradygmatu. Nie pociąga to za sobą negacji ogólnych zasad postępowania, zgodnych z dobrem człowieka; odrzuca jednak utożsamianie tego dobra z uniwersalnymi sformułowaniami. Stąd zachęta do rozumienia dobra jako dobra konkretnej osoby, która zawsze znajduje się w sytuacjach, które "wymagają uważnego rozeznania i towarzyszenia z wielkim szacunkiem" (Amoris laetitia, 243). Dlatego robienie miejsca na czułość we własnym życiu i w relacjach międzyludzkich nie oznacza negowania sprawiedliwości czy wymagań Ewangelii, ale przyjęcie "zaproszenia do przejścia przez via caritatis" (Amoris laetitia, 306), która jest właśnie pełnią sprawiedliwości i tym, co usposabia nas do przyjęcia Bożego miłosierdzia.

AutorJosé Ángel Lombo

Profesor nadzwyczajny w dziedzinie etyki. Papieski Uniwersytet Świętego Krzyża.

Rodzina

Chrześcijaństwo i emocjonalność: od średniowiecznych łez do Amoris Laetitia

"Za co nie zatrzymywać się i nie rozmawiać o uczuciach i seksualności w małżeństwie"?pyta papież Franciszek w adhortacji Amoris Laetitia (n. 142). Pytanie to nurtuje antropologów i historyków od czasu, gdy Roland Barthes potępił odkładanie uczuć w historii: "Kto będzie W jakich społeczeństwach, w jakich czasach ludzie płakali?

Álvaro Fernández de Córdova Miralles-8 marca 2017 r.-Czas czytania: 6 minuty

Ostatnie badania ujawniły wpływ chrześcijaństwa na zachodnią emocjonalność. Jej historia, zapomniana i labiryntowa, musi zostać uratowana.

Niewiele zdań miało większą siłę oddziaływania niż napomnienie św. Pawła do Filipian "Czy na stronie ty the ten sam uczucia które miał Jezus". (Fl 2, 5) Czy jest miejsce na analizę historyczną tej wyjątkowej propozycji?

Siedemdziesiąt lat temu Lucien Febvre określił historię uczuć jako "że świetna wyciszenie".a dekady później Roland Barthes zastanawiał się: "Kto będzie robił W jakich społeczeństwach, w jakich czasach ludzie płakali? Od kiedy mężczyźni (a nie kobiety) przestali płakać? Dlaczego "wrażliwość" w pewnym momencie stała się "sentymentalizmem"?

Po zwrocie kulturowym, którego doświadczyła historiografia w ostatnich dekadach, przed badaczami otworzyła się nowa granica, którą nazwano zwrotem emocjonalnym (emocjonalny obrót). Choć jej kontury są jeszcze zatarte, to historia bólu, śmiechu, strachu czy namiętności pozwoliłaby nam poznać korzenie naszej wrażliwości i dostrzec odcisk chrześcijaństwa na krajobrazie ludzkich uczuć. W tym sensie średniowiecze okazało się uprzywilejowanym miejscem do badania przejścia od struktur psychicznych świata starożytnego do form nowoczesnej wrażliwości. Aby tego dokonać, konieczne było zastąpienie przypisywanych człowiekowi średniowiecznemu kategorii "infantylizmu" czy "zaburzenia sentymentalnego" (M. Bloch i J. Huizinga) bardziej racjonalnym odczytaniem kodu emocjonalnego, który ukształtował wartości Zachodu (D. Boquet i P. Nagy).

Z. apatheia Greka do ewangelickich nowinek (I-V w.)

Historia średniowiecznych sentymentów zaczyna się od "chrystianizacji afektów" w pogańskich społeczeństwach późnego antyku. Nie mogło być bardziej drastycznego zderzenia między stoickim ideałem apatheia (wyzwolenie od wszelkiej namiętności pojmowanej w kategoriach negatywnych) i nowego Boga, którego chrześcijanie określali jednym uczuciem: Miłością. Miłość, którą Ojciec objawił ludzkości, dając własnego Syna, Jezusa Chrystusa, który nie ukrywał swoich łez, czułości ani pasji dla swoich bliźnich. Świadomi tego intelektualiści chrześcijańscy promowali afektywny wymiar człowieka, stworzonego na obraz i podobieństwo Boga, uważając, że tłumienie afektów to "kastracja człowieka" (castrare hominem), jak stwierdza Laktancjusz w wyrazistej metaforze.

To właśnie św. Augustyn - ojciec średniowiecznej afektywności - najlepiej zintegrował chrześcijańską nowość i myśl klasyczną swoją teorią "rządu" uczuć: uczucia miały podporządkować się duszy rozumnej, aby oczyścić nieporządek wprowadzony przez grzech pierworodny i odróżnić pragnienia prowadzące do cnoty od tych, które prowadzą do wady. Jej konsekwencją w instytucji małżeństwa było włączenie cielesnego pożądania - potępionego przez Ebionitów - do miłości małżeńskiej (Klemens Aleksandryjski) oraz obrona więzi przed tendencjami dezintegrującymi ją (cudzołóstwo, rozwód, ponowne małżeństwo).

Nie była to surowość moralna mniej lub bardziej podziwiana przez pogan. Była to droga do "czystości serca", która wyniosła dziewice i celibatariuszy na najwyższe szczyty chrześcijańskiego przywództwa poprzez związane z nią opanowanie siebie i reorientację woli.

Eros niszczyciel i jednoczący Eros (V-VII w.)

Nowa równowaga psychologiczna ukształtowała się dzięki pierwszym regułom, które promowały ćwiczenia ascetyczne i praktykę miłosierdzia w tych "żywych utopiach braterskich", jakimi były pierwsze klasztory. Klerycy i mnisi dążyli do odwzorowania procesu przemiany emocji, a także do odtworzenia struktury ludzkiej osobowości poprzez działanie na ciało: ciało nie było wrogiem, którego należy pokonać, ale pojazdem do zjednoczenia stworzenia ze Stwórcą (P. Brown).

Ideał dziewictwa, oparty na zjednoczeniu z Bogiem, nie był tak odległy od ideału chrześcijańskiego małżeństwa, opartego na wierności i odpornego na praktyki rozwodowe i poliandryczne rozpowszechnione w germańskich społeczeństwach Zachodu. Ujawnia to sojusz irlandzkich klasztorów z arystokracją Merowingów, którzy na swoich nagrobkach wyryli słowa carissimus (-a) o dulcissimus (-a) odnoszące się do męża, żony lub dziecka; znak chrześcijańskiej impregnacji tych "wspólnot emocjonalnych", które szukały ucieczki od gniewu i prawa do zemsty (phaide) (B. H. Rosenwein).

Powszechna mentalność nie ewoluowała tak szybko. Kościelne zakazy uprowadzeń, kazirodztwa, czyli tego, co dziś nazwalibyśmy "przemocą domową", przyjęły się dopiero w X wieku.

W żadnym tekście, ani świeckim, ani duchownym, nie pada słowo "klerykalny". miłość w pozytywnym sensie. Jego treść semantyczna była obciążona zaborczą i destrukcyjną namiętnością, która prowadziła do zbrodni opisanych przez Grzegorza z Tours.

Niewiele wiedziano wtedy o dziwnym wyrazie charitas coniugalisużyty przez papieża Innocentego I (411-417) na określenie czułości i przyjaźni, które charakteryzowały łaskę małżeńską. Dychotomia dwóch "miłości" znajduje odzwierciedlenie w zapiskach tego jedenastowiecznego uczonego: "miłość, Chciałbym że jest z gromadzić go wszystkie; organizacja charytatywna, oferta jednostka" (M. Roche). Idea ta pojawia się ponownie w Amoris laetitia: "The miłość matrimonial niesie starać się że całe życie emotiva staje się atutem dla rodziny i społeczności. jest w służbie wspólnego życia". (n. 146).

Łzy karolińskie (s. VIII-IX)

Opierając się na chrześcijańskim optymizmie antropologicznym, karolińscy reformatorzy z niemal rewolucyjnym uporem domagali się równości płci, uznając małżeństwo za jedyne dobro, jakie Adam i Ewa zachowali z czasów pobytu w raju (P. Toubert).

W tym kontekście pojawiła się nowa religijność świecka, która zapraszała do mniej "rytualnej" i bardziej intymnej relacji z Bogiem, łącząc się z najlepszą modlitwą augustiańską.

Żal lub skrucha za popełnione grzechy zaczęły być cenione, prowadząc do tak pompatycznych gestów, jak publiczna pokuta Ludwika Pobożnego za zabójstwo swojego bratanka Bernarda (822). Doprowadziło to do pojawienia się mszy "z petycji na łzy" (Pro petycja lacrimarum): łzy Bożej miłości, które poruszają serce grzesznika i oczyszczają jego przeszłe grzechy.

Ten sentyment, żądany jako łaska, leży u podstaw don z łzyuważany za znak naśladowania Chrystusa, który w Piśmie Świętym płakał trzy razy: po śmierci Łazarza, przed Jerozolimą i w Ogrodzie Oliwnym. Zasługa lub dar, cnota lub łaska, habitus ("przepis regularny" według św. Tomasza z Akwinu) lub charyzmatu, pobożni ludzie udają się na poszukiwanie łez, które od XI wieku stają się kryterium świętości (ks. Nagy).

Na stronie rewolucja z miłość (s. XII)

Najbardziej śmiałe odkrycia psychologiczne miały miejsce w dwóch pozornie antytetycznych dziedzinach. Podczas gdy kanoniści bronili wolnej wymiany zgody dla ważności małżeństwa, w sądach prowansalskich fin d'amors ("miłość dworska") - często cudzołożna - która wykorzystywała uczucia radości, wolności lub udręki, w przeciwieństwie do małżeństw narzuconych przez ród. Klerycy i arystokraci drugiej kategorii odkryli wtedy miłość do wyboru (dylekcja), gdzie drugi jest kochany w swojej inności za to, jaki jest, a nie za to, co wnosi do współmałżonka czy klanu. Miłość wolna i wyłączna, która ułatwiała oddanie ciał i dusz, wyrażona przez Andrea Capellanusa i doświadczona przez tych trubadurów okcytańskich, którzy przeszli od miłości ludzkiej do boskiej, składając profesję w klasztorze (J. Leclercq).

Nowe odkrycia długo przenikały do instytucji małżeństwa, która była podporządkowana politycznym i ekonomicznym interesom rodu. Między XI a XIV wiekiem rodzina rozszerzona (pokrewieństwo różnych pokoleń) została stopniowo zastąpiona przez komórkę małżeńską (małżonkowie z dziećmi), w dużej mierze dzięki triumfowi chrześcijańskiego małżeństwa podniesionego teraz do rangi sakramentu. Bardziej śmiali kanoniści rozwinęli pojęcie "uczucia małżeńskiego" (affectio maritalis), która rozważała wierność i wzajemne zobowiązania związku małżeńskiego, wykraczające poza przypisaną mu funkcję społeczną.

Droga do świętości była wolniejsza. Jego impulsem stała się w XIII w. kanonizacja czterech żonatych świeckich (św. Homobona z Cremony, św. Elżbiety Węgierskiej, św. Jadwigi Śląskiej i św. Ludwika Francuskiego), którzy podjęli świecką świętość starożytnego chrześcijaństwa, choć ideał oblubieńczy nie znalazł odzwierciedlenia w procesach zachowanych jako specyficzna droga do doskonałości (A. Vauchez).

Od emocji mistycznych do debat nowoczesności (XIV-XX w.)

Kryzys społeczno-gospodarczy XIV wieku zmienił kartografię sentymentalną Europy Zachodniej. Pobożność religijna zaczęła utożsamiać się z emocjami, które uosabiała. To było mistyczne podbicie emocji. Świeckie kobiety, takie jak Maria d'Oignies († 1213), Angela da Foligno († 1309) czy Klara z Rimini († 1324-29), rozwijały demonstracyjną i zmysłową religijność, naładowaną pełnym zachwytu mistycyzmem. Starali się widzieć, wyobrażać sobie i wcielać w życie cierpienia Chrystusa, gdyż Jego Męka stała się centralnym punktem ich nabożeństw. Nigdy wcześniej łzy nie były tak plastyczne, nie były też przedstawiane z siłą Giotta czy Van der Weydena.

Średniowieczne emocje pozostawiły głęboką bruzdę na twarzy współczesnego człowieka. Protestantyzm zradykalizował bardziej pesymistyczne nuty augustiańskie, a kalwinizm stłumił ich przejawy surową moralnością skupioną na pracy i bogactwie (M. Weber). Na tym antropologicznym skrzyżowaniu uczucia oscylowały między racjonalistyczną pogardą a romantyczną egzaltacją, a edukacja była rozdarta między Rousseauowskim naturalizmem a rygoryzmem, który wprowadził do bajek dla dzieci hasło "dzieci nie płaczą".

Nie trwało to długo. Miłosny romantyzm zmiótł mieszczański purytanizm z instytucji małżeństwa, tak że do 1880 roku narzucone związki - tak bardzo przeciwstawiane przez średniowiecznych teologów - stały się reliktem przeszłości. Sentyment stał się gwarantem związku małżeńskiego stopniowo łamanego przez mentalność rozwodową i uczuciowość skażoną hedonizmem, który zatriumfował w maju '68. Zagubienie emocjonalne nastolatków, włóczęgostwo seksualne i wzrost liczby aborcji są konsekwencją tego idealistycznego systemu i naif  co ustąpiło miejsca kolejnemu realistycznemu i nikczemnemu wezwaniu do przemyślenia sensu swoich podbojów.

Na stronie Amoris laetitia jest zaproszeniem, by uczynić to poprzez wsłuchiwanie się w głos tych uczuć, które chrześcijaństwo uratowało z klasycznej atonii, ukierunkowało na zjednoczenie rodziny i rzutowało na wyżyny mistycznego wzruszenia. Paradoksalnie, wielkość jej historii odbija się w powierzchni jej cieni: łez wody i soli, odkrytych przez tych samych Karolingów, którzy podbudowali związek małżeński. Papież Franciszek chciał ich ratować, być może świadomy tych słów, które Tolkien włożył w usta Gandalfa: "Nie os diré: nie płaczcie, bo nie wszystkie łzy są gorzki"..

AutorÁlvaro Fernández de Córdova Miralles

Doświadczenia

Dla wielu - dla wszystkich: elementy katechezy

Hiszpańskie tłumaczenie trzeciego wydania Mszału Rzymskiego zawiera wśród głównych nowości zmianę w liturgii eucharystycznej. Wyrażenie "dla wszystkich ludzi". który pojawia się przy konsekracji wina, zostanie zastąpiony od pierwszej niedzieli Wielkiego Postu 2017 roku wyrażeniem "przez wielu"..

Antonio Ducay-7 marca 2017 r.-Czas czytania: 11 minuty

Aby zrozumieć tę zmianę warto rozważyć najnowszą historię tematu. Od czasów starożytnych łacińskie wyrażenie używane w liturgii rzymskiej to. "pro multis"i tak też nadal widniało w Mszale promulgowanym przez Pawła VI po reformie Vaticanum II. Jednak w tłumaczeniu tekstów łacińskich na języki wernakularne, wyrażenie pro multis konsekracji tłumaczono, w niektórych przypadkach, ze zmianą niuansu: "za wszystkich ludzi" (dla wszystkich, per tutti, für alle...), z pragnieniem wyrażenia uniwersalnej wartości odkupieńczej ofiary Chrystusa. To właśnie to tłumaczenie zostało obecnie zrewidowane i zmienione.

Dokładniejsze tłumaczenie

Z biegiem lat okazało się, że opcja tłumaczenia "dla wszystkich ludzi". nie było zgodne z dążeniem Stolicy Apostolskiej do tego, aby tłumaczenia były bardziej dosłowne niż teksty oryginalne. Między innymi z tego powodu Kongregacja Kultu Bożego w lipcu 2005 roku skonsultowała się z przewodniczącymi konferencji episkopatów w sprawie tłumaczenia "pro multis w formule konsekracji Krwi Chrystusa w różnych językach. Wynikiem tej konsultacji był list okólny kardynała Arinze, ówczesnego prefekta wspomnianej Kongregacji, który w sposób zwięzły i uporządkowany przedstawił "argumenty przemawiające za bardziej precyzyjną wersją tradycyjnej formuły pro multis" (17-X-2006: n. 3). W nim szczególny nacisk położono na fakt, że formuła użyta w narracji instytucji to. "przez wielu". i w którym "obrządek rzymski, po łacinie, zawsze mówił pro multis". List okólny wezwał Konferencje Biskupów tych krajów, w których formuła "dla wszystkich". był w użyciu w tym czasie, aby wprowadzić dokładne tłumaczenie, w języku wernakularnym, formuły "pro multis. Chciał również, aby wierni byli przygotowani do tej zmiany za pomocą odpowiedniej katechezy.

W tym kontekście w marcu 2012 r. przewodniczący Konferencji Episkopatu Niemiec poinformował Benedykta XVI, że niektóre sektory niemieckiej sfery językowej życzyły sobie utrzymania tłumaczenia "dla wszystkich".Mimo zgody w Konferencji Episkopatu na przetłumaczenie "przez wielu".jak to zostało wskazane przez Stolicę Apostolską. W obliczu tej sytuacji papież, chcąc zapobiec podziałowi w lokalnym Kościele, zredagował list, w którym wyjaśnił, dlaczego nowe tłumaczenie jest pożądane (Benedykt XVI, List do przewodniczącego Konferencji Episkopatu Niemiec w sprawie tłumaczenia "pro multis", 14-IV-2012, Liturgia pastoralna. Dokumentacja. Informacje 328-329, 2012, 81-86). Wezwał też biskupów niemieckich do ostatecznej realizacji wskazań listu okólnego z 2006 r.

Również w tych ramach, jako owoc długiej pracy nad rewizją i aktualizacją, Konferencja Episkopatu Hiszpanii przedstawiła niedawno nowe oficjalne hiszpańskie wydanie Mszału Rzymskiego. Jest to zatem wersja hiszpańska editio typica tertia emendata z Missale Romanumopublikowanym w 2008 roku, w którym zmieniono tłumaczenie słów konsekracji: wyrażenie "dla wszystkich ludzi". dotychczas używane zastępuje się bardziej dosłownym tłumaczeniem tekstu łacińskiego "przez wielu"..

Ostatnia Wieczerza

Ewangelie powiedziały nam, co Jezus uczynił podczas Ostatniej Wieczerzy, kiedy to "Wziął chleb, a gdy podziękował, połamał go i dał im. [do uczniów] mówiąc: "To jest moje ciało, które za was jest wydane"".a potem, po kolacji, z kielichem w rękach: "Ten kielich to Nowe Przymierze we krwi mojej, która za was jest wylana". (Łk 22, 19.20). Relacjonując tę scenę, relacje ewangeliczne nawiązują również do tego, jak należy ją interpretować. Wspominając o "przymierzu we krwi", Jezus przywołuje to, co wiele wieków wcześniej uczynił Mojżesz, aby potwierdzić przymierze z Bogiem. Odczytał ludowi słowa Prawa i pokropił go krwią cielców złożonych w ofierze, mówiąc jednocześnie: "To jest krew przymierza, które Pan zawarł z tobą, według wszystkich tych słów". (Wj 24:8). W ten sposób Izrael stał się narodem wybranym, własnością Boga wśród wszystkich narodów.

Przez lata jednak Izrael nie przestrzegał sprawiedliwie prawa Bożego i w praktyce, przez czyny, zaprzeczał przymierzu. Jednak Bóg, który jest wytrwały w swojej miłości i wyborach, nie ugiął się pod niezadowoleniem swoich. Porzucił ich w ręce wrogów, którzy deportowali ich i pozbawili tradycji, oczyścił ich przez cierpienie, ale nie odrzucił. Co więcej, właśnie w tych trudnych dla Izraela czasach Bóg zaszczepił w niektórych swoich sługach pragnienie ustanowienia nowego i ostatecznego przymierza. Oto nadchodzą dni - mówi Pan - kiedy zawrę z domem Izraela (i z domem Judy) przymierze nowe.Tak głosił prorok Jeremiah około 600 BC. W ten sposób powstała myśl, że to nowe i ostateczne przymierze nastąpi, z woli Bożej, gdy nadejdzie czas Mesjasza Króla.

Słowa Jezusa w Wieczerniku wpisują się w ten kontekst. Ma przed sobą swoich uczniów, których wybrał na filary nowego ludu Bożego i oświadcza przed nimi, że ofiara Jego życia, która miała się wypełnić następnego dnia w Jerozolimie, miała być fundamentem tego nowego i wiecznego przymierza. Jednak w przeciwieństwie do starego, to nowe przymierze nie było przeznaczone dla określonej rasy czy narodu, ale miało mieć charakter uniwersalny. Dając swoje ciało do jedzenia i swoją krew do picia, Jezus zaprosił uczniów do wejścia w to ostateczne przymierze, które nie było ograniczone tylko do nich, ale rozciągało się w przestrzeni i czasie, aż świadomie objęło całą ludzkość. To właśnie powiedział Jezus, gdy po swoim zmartwychwstaniu pożegnał się ze swoimi uczniami tymi słowami: "Idźcie więc i czyńcie uczniami wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego, i ucząc je zachowywać wszystko, co wam przykazałem. A oto Ja jestem z wami zawsze, nawet do końca wieku". (Mt 28,19-20).

Przekazanie słów Jezusa

Przekazując słowa Jezusa podczas Ostatniej Wieczerzy, ewangeliści uwzględniają cały ten horyzont interpretacyjny. Jezus zwraca się do swoich uczniów i oddaje swoje życie za nich, ale także za rzesze, czyli za wszystkich, którzy są powołani do bycia nowym ludem Bożym, a którzy w końcu są wszystkimi ludźmi. Chrystus, jak stwierdza św. Jan, dał swoje ciało i swoją krew za "życie świata (J 6,51). W tym sensie adresaci ofiary Chrystusa mogą być rozpatrywani z różnych punktów widzenia; jest więc naturalne, że relacje o Ostatniej Wieczerzy, a w szczególności zasadnicze słowa Jezusa wypowiedziane przy tej okazji, zostały przekazane z drobnymi różnicami, które nie wpływają na główną treść. Konkretnie, Jezus mówi o "przymierze we krwi mojej rozlany przez "ty" w Ewangelii Łukasza (św. Paweł również nawiązuje do ciała podanego przez św. Łukasza). "ty"), natomiast w przypadku dwóch pozostałych Ewangelii synoptycznych Jezus nawiązuje do. "krew przymierza rozlany przez "wielu".

Specjaliści z dziedziny egzegezy biblijnej zauważają ogólnie, że takie "wiele", pochodzący z języka aramejskiego, nie może mieć znaczenia partytywnego: nie należy go rozumieć jako przeciwieństwo "wszystkie" ("wiele" w sensie "nie wszystko"), ale raczej jako przeciwieństwo "jednego". W tym sensie jest to termin otwarty i nieokreślony, oznaczający "dużą liczbę", "tłum", "mnogość"; i który sam w sobie nie musi nikogo wykluczać. W każdym razie, rozumiane w ich kontekście, obie formy wypowiedzi (przez ty / przez wiele) są sprawiedliwe i uzupełniają się, ponieważ pierwsza rozważa tych obecnych, tych, którzy są w tym czasie z Jezusem i którzy reprezentują w zarodku nowy Lud Boży, a druga patrzy na wszystkich, którzy będą korzystać przez wieki z ofiary Jezusa, na ten nowy Lud w jego powszechnym rozwoju.

W sprawowaniu Eucharystii

Kiedy obrządek rzymski do celebracji eucharystycznej włącza ten fundamentalny moment życia Syna Bożego na ziemi - dar Jego Ciała i Krwi.- nie chce stracić nic z tego, co przekazują Ewangelie. Widzi to jako wyjątkowe i decydujące wydarzenie w historii zbawienia. Zamiast więc wybierać między dwiema tradycjami narracyjnymi (Mateusza/Marka i Łukasza/Paula), po prostu zachowuje obie i łączy je w takim stopniu, że można je zintegrować w jedną formułę. Dlatego oryginalny tekst łaciński, przy konsekracji kielicha, wkłada te słowa w usta celebransa: "hic est enim calix Sanguinis mei novi et aeterni testamenti, qui pro vobis et pro multis effundetur in remissionem...".Ta formuła kanonu rzymskiego jest również obecna, na wyraźne życzenie Pawła VI, we wszystkich nowych Modlitwach eucharystycznych, które powstały w wyniku reformy liturgicznej Vaticanum II.

Jest rzeczą naturalną, że formuły konsekracji chleba i wina powinny były zostać dostosowane do relacji ewangelicznych, właśnie w tych kluczowych momentach, kiedy celebrans działa in persona Christi. Zrozumiałe jest zatem, że istnieje jedność między słowami Jezusa, które są czytane w opowiadaniach, a tymi, które są wypowiadane podczas celebracji. Konkretnie kanon rzymski, obowiązujący w mieście od czasów starożytnych, wyraża adresatów krwi przelanej przez Jezusa lokatą "pro vobis et pro multis".. I coś podobnego można powiedzieć o głównych Bibliach łacińskich (Wulgata św. Jerome'a, Wulgata Sykstusa-Klementyna propagowana po Soborze Trydenckim, nowsza Neovulgata), które również zawsze wkładały w usta Jezusa określenia "Jezus". "vobis y "multis. Jest zatem całkiem rozsądne, aby ta terminologiczna zgodność między celebracją eucharystyczną a narracją biblijną została zachowana również w tłumaczeniu z łaciny na języki nowożytne, tak aby słowa wypowiadane przez kapłana podczas konsekracji kielicha odpowiadały temu, co można przeczytać w najlepszych wydaniach Biblii, które tłumaczą niemal jednoznacznie "vobis z "ty" y "multis z "wielu".

Celebrując Eucharystię z nowym sformułowaniem, czytamy, że Krew Przymierza "będzie wylany za was i za wielu na odpuszczenie grzechów".. Dzięki przywróceniu synchronizacji tekstów biblijnych i recytacji liturgicznej formuła jest lepiej dostosowana do rzeczywistości, ponieważ celebracja eucharystyczna w naturalny sposób nawiązuje do relacji o gestach Jezusa w Wieczerniku, a obie czynności, historyczna i celebrująca, mają tę samą treść: ofiarę Jezusa na krzyżu. Zasadniczo zmiana sformułowania świadczy o czci Kościoła dla Słowa objawionego i o jego wierze, że celebracja eucharystyczna jest "memoria Christi".Sakramentalna obecność wydarzenia paschalnego opowiedzianego w Ewangeliach.

Kontekst pierwszych tłumaczeń

Kilka lat po Soborze Watykańskim II ukazał się nowy Mszał. Następnie dokonano przekładów tekstu łacińskiego na języki nowożytne. Należało wziąć pod uwagę powszechny zamiar Jezusa w przelaniu Jego krwi, a także podkreślić otwarty i nieokreślony charakter wyrażenia "krew Jezusa". "przez wielu".co, jak już powiedzieliśmy, wskazuje na tłum.

Chciano pójść śladami Soboru, który zdecydowanie podtrzymał naukę o powszechnym powołaniu do świętości. Teksty soborowe podkreślały bliskość Boga wobec ludzi. Jego łaska dosięga wszystkich, bo wszyscy zostali stworzeni do życia w komunii z Nim, a Jezus oddał swoje życie za wszystkich. Pamiętano także o krytyce prądów oświeceniowych i antyklerykalnych wobec religii chrześcijańskiej, której zarzucali, że jest oparta na konkretnym wydarzeniu z przeszłości, historii Jezusa, i jako taka nie jest w pełni osiągalna dla wielu. Z tego wywnioskowano, że zbawienie nie może pochodzić z religii, chyba że przyznano, że Bóg jest istotą częściową, która niektórym ludziom dała środki zbawienia, a innym nie. Celem było przyznanie rozumowi wiodącej roli i zerwanie z moralną kuratelą narzuconą przez religijne credo.

Sobór był świadomy tych zastrzeżeń i w pewien sposób starał się na nie odpowiedzieć, przedstawiając Jezusa jako szczyt ludzkiej rzeczywistości i potwierdzając uniwersalny charakter Jego odkupienia, które jest ofiarowane wszystkim. Bóg działa w ludziach w sposób niewidzialny, stwierdza Sobór, a Jego głos rozbrzmiewa w najgłębszych zakamarkach ludzkiego sumienia; dlatego nie ma nikogo, kto byłby obcy Chrystusowi. Odkupieńcza ofiara, która jest źródłem zbawienia dla ochrzczonych, nie ogranicza swoich skutków tylko do ciała Kościoła, do jego członków, ale obejmuje wszystkich ludzi, gdyż jest źródłem zbawienia dla wszystkich. "Duch Święty ofiarowuje wszystkim możliwość, aby w postaci Boga jedynie znanego, mogli być złączeni z tym paschalnym misterium". (Gaudium et Spes 22).

Ponadto, jeszcze w okresie nowożytnym, Kościół musiał walczyć z tendencjami rygorystycznymi, które umocniły się pod rządami Janseniusza i pozostawiły ślady w powszechnej mentalności, tak że nierzadko można było spotkać koncepcje Boga, w których surowość wiecznego Sędziego w znacznym stopniu przeważała nad miłosierdziem troskliwego i kochającego Ojca. W tym kontekście naturalne było, że tłumaczenie "pro multis miał charakter uniwersalistyczny: krew Jezusa została przelana za wszystkich ludzi. Przekładać, w ślad za Soborem, oznaczał wówczas podkreślenie uniwersalnego zasięgu wezwania i działania Boga w Jezusie Chrystusie, Boga, który nie pozostawia nikogo opuszczonego.

Obecny kontekst

Trzeba jednak przyznać, że obecny kontekst jest pod pewnymi względami głęboko odmienny od tego z Vaticanum II. Po kilkudziesięciu latach podkreślania uniwersalności orędzia chrześcijańskiego z perspektywy chrystocentrycznej oraz nalegania na dialog i otwarcie Kościoła na całą panoramę ludzkich rzeczywistości, chrześcijanie nie wątpią, że Bóg jest kochającym Ojcem, który nikogo nie pozostawia bez obfitych możliwości otrzymania Jego łaski. Problem dzisiaj jest raczej odwrotny: że to zbawienie jest w wielu kręgach rozumiane jako coś koniecznego, bo Bóg jest tak dobry i tak Ojcowski, że nie może nikogo zostawić bez wiecznego szczęścia.

Jeśli przyjrzymy się pismom najbardziej prestiżowych teologów XX wieku, znajdziemy wyraźną wskazówkę na ten temat. Często zajmowali oni stanowiska, które nawet jeśli nie zawsze afirmowały tezę o powszechnym zbawieniu człowieka, to były jej dość bliskie. Prawosławni filozofowie i teologowie Mikołaj Bierdiajew i Sergej Bułgakow, luteranin Dietrich Bonhoeffer, kalwinista Karl Barth, katolik Hans Urs von Balthasar... wszyscy oni, w różnym stopniu, podzielali nadzieję na ostateczne i definitywne zbawienie wszystkich ludzi.

Kilka słów znanego teologa kalwińskiego, o którym przed chwilą wspomniałem, może posłużyć jako ilustracja tego stanu rzeczy. Barth pisze w swoim Eseje teologiczne: "Prawda jest taka, że nie ma żadnego prawa teologicznego, za pomocą którego moglibyśmy wyznaczyć jakąkolwiek granicę filantropii Boga, która objawiła się w Jezusie Chrystusie. Naszym teologicznym obowiązkiem jest widzieć i rozumieć ją zawsze większą niż dotychczas".. To tylko słowa, ale grożą one również tym, że miłosierdzie Boga, Jego filantropia, staną się tak ciężkim brzemieniem, że walki i bitwy ludzi za lub przeciw boskości staną się nieistotne. Czy nie mamy dziś wrażenia, że człowiek jest istotą tak względną i małą, że nikt nie może przejmować się jego nieszczęściami? I dlatego nie wydaje się, że obowiązek dobrego Boga nie może być inny niż zlitowanie się nad wszystkimi, zamykając jedno lub oba oczy na to, co było życiem każdego z nich? Ale gdzie w takim razie jest tradycja uczniów Chrystusa, męczenników i świętych, którzy oddali swoje życie za Jezusa i rozświetlili swoje czasy poprzez mocne wcielenie Ewangelii?

Być może dziś znów trzeba wyjaśnić, że Bóg z pewnością zwraca się do wszystkich i wszystkich szuka, ale że pragnie także, jak w minionych czasach, nieustraszonej, a nawet heroicznej korespondencji ludzi; że, krótko mówiąc, stary scholastyczny aksjomat ma rację, gdy stwierdza: "facienti quod in se est, Deus non denegat gratiam".Kto z pomocą łaski w sposób wolny rozporządza się, aby przyjąć wolę Bożą, ten otrzyma od Niego światło i siłę do jej wypełnienia. Ostatecznie Boże miłosierdzie, które otacza człowieka, angażuje go również i zobowiązuje. I to właśnie jest obecne także w zmianie formuły konsekracji, że Bóg traktuje człowieka poważnie i oczekuje, że każdy odpowie na Jego nieskończone miłosierdzie.

W tym sensie przejście m.in. "dla wszystkich ludzi". a "przez wielu". zawiera zbawienne napomnienie i wierzę, że będzie tak odbierane, bo nie ma wątpliwości, że nowy język jest formalnie bardziej restrykcyjny niż poprzedni.

To, co należy wyjaśnić wiernym, to dwie rzeczy: po pierwsze, że to ograniczenie nie wynika z żadnej zmiany doktrynalnej - bo nie było wątpliwości, że Jezus umarł za wszystkich ludzi, ani nie ma wątpliwości, że umarł za wszystkich ludzi.-a po drugie, że "wielu", "rzesza" za których Jezus daje siebie, w odróżnieniu od "wszystkich ludzi", dyskretnie nawiązują do możliwości, że ofiarowana krew może zostać odrzucona i nie będzie w stanie wywrzeć swojej pełnej mocy zbawczej na niektórych. Zachowując pewien dystans wobec dwóch wyrażeń "dla wszystkich ludzi" i "dla wielu ludzi", nowy przekład "przez wielu". Nowy przekład, w swej pozornej nieokreśloności, łączy dwa aspekty zbawczego dzieła Chrystusa: obiektywny i subiektywny, powszechny zamiar Pana, by zawrzeć nowe przymierze z całą ludzkością, oraz konieczność przyczynienia się człowieka, przez jego miłość i walkę, do realizacji Bożego planu w świecie. W ten sposób nowy przekład jest również słowem, które ukierunkowuje dzisiejszy Kościół w jego historycznej drodze.

AutorAntonio Ducay

Ameryka Łacińska

Mur przeciwko rzeczywistości

Zamiar prezydenta Trumpa dotyczący rozbudowy ogrodzeń i murów wzdłuż granicy z Meksykiem jest skomplikowany w realizacji i oparty na uprzedzeniach. Obecne więzi, bariery fizyczne, miliony Meksykanów pracujących w USA, miasta transgraniczne i koszty to niektóre z przeszkód.

Omnes-6 marca 2017 r.-Czas czytania: 5 minuty

25 stycznia tego roku prezydent Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej Donald Trump podpisał rozporządzenie wykonawcze zatytułowane "Poprawa bezpieczeństwa granic i egzekwowania przepisów imigracyjnych". Jego celem jest "zagwarantowanie bezpieczeństwa i integralności terytorialnej Stanów Zjednoczonych oraz zapewnienie wiernego wykonywania przepisów imigracyjnych".

Środki służące jej realizacji obejmują m.in. planowanie, projektowanie i budowę "bariery" na południowej granicy z Meksykiem, określonej w tekście jako.fizycznie nieprzekraczalna ściana przylegająca". Plan działania przewiduje także kontrolę i budowę dodatkowych ośrodków detencyjnych dla cudzoziemców oprócz już istniejących; zwiększenie liczby zatrzymań nieudokumentowanych cudzoziemców oraz zatrudnienie 5 tys. dodatkowych agentów granicznych.

Drugi punkt zaczął być realizowany. W lutym Immigration and Customs Enforcement przeprowadziło naloty w kilku stanach, w wyniku których aresztowano setki nieudokumentowanych obcokrajowców, czyli "undocumented aliens". bez papierudo deportacji. W kilku gazetach mówiono o "panika". Akcje odbyły się w domach i miejscach pracy w Atlancie, Nowym Jorku, Chicago, Los Angeles, Karolinie Północnej i Karolinie Południowej.

W połowie miesiąca minister spraw zagranicznych Meksyku Luis Videgaray poinformował, że nie doszło jeszcze do masowych deportacji z USA. Tymczasem w niedzielę 12 w kilku meksykańskich miastach odbyły się marsze protestacyjne przeciwko polityce imigracyjnej prezydenta Trumpa.

Meksyk, wielka niewiadoma

Choć dwustronne relacje USA-Meksyk są jednymi z najważniejszych dla obu narodów (łączy je geografia, historia, wspólnoty i handel), to dla przeciętnego Amerykanina, zwłaszcza tego, który głosował na nowojorskiego potentata, sąsiad z południa jest wielką niewiadomą.

Prezydent Trump postanowił odłożyć na bok fakty, historię związku i jego realia, by oprzeć się na antymeksykańskich i rasowych uprzedzeniach, z których wiele jest dobrze zakorzenionych w zbiorowej wyobraźni zwykłych Amerykanów. W ramach tego wyobrażenia Meksyk nie jest ani partnerem, ani przyjacielem, ani sąsiadem, ale miejscem, gdzie są ludzie biedni i dobrzy, ale też wielu "źli hombres" (Trump dixit), którzy przybywają do USA, aby łamać prawo, kraść Amerykanom pracę, przekraczać przez granicę narkotyki i popełniać przestępstwa. Dlatego, zdaniem prezydenta, jedynym rozwiązaniem jest "mur zdolny powstrzymać wszelkie zło nadchodzące z południowego sąsiada".

Z życiem zawodowym

Prawdziwym faktem jest, że na przestrzeni dziejów nigdy nie doszło do militarnego lub terrorystycznego ataku z Meksyku (jedynym wtargnięciem był najazd Pancho Villi na Columbus w Nowym Meksyku w 1917 roku).

Innym faktem ignorowanym przez Trumpa jest to, że część z 11 milionów nieudokumentowanych imigrantów mieszkających obecnie w USA wjechała legalnie na wizach turystycznych. I choć rzeczywiście naruszyli warunki pobytu w tym kraju, to mur czy nie mur, wjechaliby.

A teraz włączyli się w życie zawodowe Stanów Zjednoczonych. To ludzie, którzy swoją pracą i podatkami przyczyniają się do wielkości narodu, o którym prezydent Trump mówi, że zniknął, ale który będzie mógł im oddać. (Make America Great Again, "Make America great again"było jego hasłem wyborczym w kampanii).

Ponadto spośród milionów ludzi, którzy codziennie przekraczają granicę, tylko niewielki odsetek przekracza ją bez dokumentów, ale większość z nich zostaje zatrzymana i repatriowana do krajów pochodzenia.

Budowa ogrodzenia jest w wielu miejscach południowej granicy nie do pomyślenia. Znaczna część 3 140-kilometrowej granicy ma już jakąś formę ogrodzenia z drutu lub betonu. Na innych obszarach fizyczną barierą jest sama natura: Rio Bravo, pustynia lub inne obszary naturalne, z których część to rezerwaty ekologiczne chronione prawem federalnym.

Innym czynnikiem jest to, że duża część gruntów, na których musiałoby powstać ogrodzenie, jest własnością prywatną, głównie w Teksasie. Aby ją zbudować, rząd federalny musiałby wykupić tysiące kilometrów lub przystąpić do wywłaszczenia, a wtedy czekałyby go długie i kosztowne batalie prawne nie tylko z właścicielami, ale z całymi hrabstwami i miastami przygranicznymi. Byłaby to walka władzy wykonawczej z władzami federalnymi, stanowymi, miejskimi i prywatnymi.

Miasta transgraniczne

Kolejną przeszkodą jest istnienie po obu stronach granicy kilkudziesięciu regionów, które są "regionami granicznymi".miasta transgraniczne"Innymi słowy, regiony, które są tak zintegrowane gospodarczo i społecznie, że funkcjonują tak, jakby były jednym miastem. Tak jest w przypadku Tijuany, Baja California i San Diego (Kalifornia); Nogales, Sonora i Nogales (Arizona); Ciudad Juárez, Chihuahua i El Paso (Teksas); Nuevo Laredo, Tamaulipas i Laredo (Teksas); Matamoros, Tamaulipas i Brownsville (Teksas).

Granica Meksyku ze Stanami Zjednoczonymi jest najbardziej ruchliwą na świecie. Jego miasta to miejsca, gdzie setki meksykańskich pracowników pracują legalnie po jednej stronie, ale mieszkają po drugiej, i tak codziennie się krzyżują. Miejsca, do których udają się obywatele amerykańscy, aby uzyskać usługi medyczne w Meksyku, ponieważ są one do 80 % tańsze, wysokiej jakości i bez kłopotów związanych z amerykańską biurokracją rządową.

Integracja w tych transgranicznych miastach ma nie tylko charakter ekonomiczny, ale także społeczny i kulturowy. W wielu regionach co roku odbywają się festiwale w uznaniu ich przyjaźni i współpracy. Wydarzenia te podkreślają tradycje, sztukę i kulturę obu narodów. Typowym przypadkiem jest coroczny Festiwal Przyjaźni w mieście Del Rio (Teksas), w którym uczestniczą setki osób i pływaków z sąsiedniego miasta Ciudad Acuña w stanie Coahuila.

Debata na temat kosztów

Być może największą przeszkodą, z jaką zmierzy się mur Trumpa, są koszty. Według niektórych szacunków, jego budowa może wymagać ponad 20 mld dolarów. Koszt, który nie obejmuje wszystkich pozycji, które prezydent Trump wymienia w swoim dekrecie, takich jak budowa kolejnych ośrodków zatrzymań dla nieudokumentowanych imigrantów, eskalacja deportacji, a przede wszystkim setki pozwów, z którymi przyjdzie mu się zmierzyć w przypadku wywłaszczenia ziemi.

Kto za to zapłaci? Rzeczywistość jest taka, że zapłacą kieszenie obywateli USA, choć Trump wielokrotnie powtarzał, że "...zapłacą Stany Zjednoczone".Meksyk pokryje pełny koszt muru". Potentat twierdzi, że można to zrobić poprzez nałożenie podatku w wysokości 20 % na wszystkie meksykańskie towary. Coś, czego nie można było zrobić dzisiaj, ponieważ oba kraje są sygnatariuszami Północnoamerykańskiego Układu Wolnego Handlu. Ponadto oba narody są członkami Światowej Organizacji Handlu (WTO). Taka praktyka nakładania taryf podatkowych na jeden kraj stanowiłaby naruszenie statutu WTO.

W połowie miesiąca prezydent Trump zareagował na podane przez Reutersa dane z wewnętrznego raportu Departamentu Bezpieczeństwa Krajowego USA. Koszt sięgnąłby 21,6 mld dolarów, co oznacza wzrost z 12 mld, o których Trump mówił w swojej kampanii. Prezydent zapewnił jednak, że po zakończeniu "być zaangażowany"w swojej konstrukcji, "cena spadnie drastycznie". "Czytam, że wielki transgraniczny mur będzie kosztował więcej niż rząd myślał, ale nie jestem jeszcze zaangażowany w negocjacje ani w projekt. Gdy tak się stanie, jak w przypadku myśliwca F-35 czy programu Air Force One, cena bardzo spadnie."napisał.

Doświadczenia

Po co się żenić? Małżeństwo chrześcijańskie w XXI wieku

Autor proponuje młodym ludziom, aby zagłębili się w głębię swojego sumienia i zadali sobie pytania, które ułatwią zawarcie ważnego, mocnego i trwałego małżeństwa. Trzeba wejść w ich świat i stamtąd ewangelizować. Oznacza to spędzanie godzin, przede wszystkim z innymi rodzinami, małżonkami i parami zaangażowanymi w ten sam ideał życia.

Javier Láinez-6 marca 2017 r.-Czas czytania: 11 minuty

 "Wcześniej księża żenili się z ludźmi, bo to była najnormalniejsza rzecz na świecie. W ciągu niespełna dwóch pokoleń zrozumieliśmy, że to wcale nie jest normalne. Teraz kto się żeni, jest mistrzem, który pływa pod prąd".. Ta fraza pochodząca od proboszcza-weterana w naszym kraju jest powszechnym spostrzeżeniem.

Ostatnio w prasie pojawiły się statystyki pokazujące, że spadek liczby ślubów jest zatrważający. To prawda, że często zdarzały się jakieś zmyślone liczby, które przeinaczały rzeczywistość, mieszając śluby z ponownymi małżeństwami i innymi okolicznościami. Ale mimo tendencyjności, z jaką niektórzy próbują zobrazować utratę wpływów Kościoła w społeczeństwie, statystyki potwierdzają rzeczywistość, którą wszyscy - w szczególności proboszczowie - dostrzegamy: wielu ludzi porzuciło marzenie o stworzeniu chrześcijańskiego domu i oddaniu dzieci Kościołowi, jak mówiły stare katechizmy.

Panująca dezorientacja i tendencje narzucone przez relatywizm popchnęły wielu ludzi do alternatywnych sposobów życia poza rodziną. Aby uzyskać ogólny obraz, spośród wszystkich par żyjących razem w rodzinie "więcej uxorio tylko jedna trzecia wchodzi w związek małżeński - czyli jako małżonkowie bez ślubu - a spośród nich mniej niż jedna trzecia czyni to w Kościele. Przeszedł on od 75 % małżeństw kanonicznych na początku lat 2000 do nieco ponad 22 % w 2016 r. Dane te nie przedstawiają różowego obrazu.

Wspólne życie bez ślubu

Św. Jan Paweł II przestrzegał w Novo millenio ineunte (n. 47) "że mamy do czynienia z powszechnym i radykalnym kryzysem tej podstawowej instytucji. W chrześcijańskiej wizji małżeństwa związek mężczyzny i kobiety - związek wzajemny i całkowity, jedyny i nierozerwalny - odpowiada pierwotnemu zamysłowi Boga, zaciemnionemu w historii przez 'zatwardziałość serca', ale któremu Chrystus przyszedł przywrócić pierwotny blask, objawiając to, co Bóg chciał 'od początku'".

Obecnie modne stało się mówienie o postprawdaKulturowa bitwa, która sprowokowała pojawienie się nowych mediów, była kulturową bitwą chwili. A walka kulturowa, która sprowokowała powstanie m.in. postprawda zmierza do zastąpienia wszelkiej antropologii opartej na prawie naturalnym taką, która opiera się na społecznym konsensusie faktów, które nierzadko są sprzeczne z prawym rozumem. Jest to, jak mówią, zwycięstwo wolności.

W swojej książce Jak świat zachodni naprawdę stracił Boga (Rialp, 2014), Mary Eberstadt zwraca uwagę, że. "Od początku chrześcijaństwo regulowało poprzez doktrynę i liturgię podstawowe kwestie narodzin, śmierci i prokreacji. Rzeczywiście, niektórzy powiedzieliby, że chrześcijaństwo (podobnie jak judaizm, z którego się wywodzi) skupia swoją uwagę na tych sprawach nawet bardziej niż inne religie, co prowadzi nas do ważnej kwestii posłuszeństwa. Jakże często mówi się, że Kościół to nic innego jak stado grzeszników. Ale czy są to grzesznicy, którzy nie przestrzegają zasad, w które wierzą, czy ludzie, którzy nie czują się związani tymi zasadami?

Wydaje się nie ulegać wątpliwości, że opinia publiczna przyjęła, iż nie istnieje żadna zasada moralna, która zabraniałaby mniej lub bardziej swobodnego współżycia przed lub zamiast małżeństwa. Prawo cywilne wielu krajów o tradycji chrześcijańskiej zakończyło się zrównaniem każdego rodzaju konkubinatu opartego na więzi seksualnej lub afektywnej.

Małżeństwo przestało być uznawane za instytucję o podstawowym znaczeniu społecznym, a w konsekwencji parlamenty uchyliły przepisy, które zapewniały mu ochronę prawną. Nie ma już znaczenia prawnego być lub nie być w związku małżeńskim. Co więcej, bycie w związku małżeńskim często może być niekorzystne. U wielu osób, zarówno młodych, jak i starszych, które stoją w obliczu drugiego małżeństwa, dostrzega się brak zainteresowania formułą małżeństwa.

W szczególności wielu młodych katolików oddaje się jakiemuś wolnemu związkowi, który często jest zakamuflowany eufemizmem "...".wspólne życie". A rodziny w końcu zaakceptowały fakt, że ich dzieci są wyemancypowane w ten sposób, w większości sądząc, że będzie to krok do małżeństwa i stabilności rodziny. Nie zawsze jednak tak się dzieje.

Pierwszą cechą tego rodzaju życia w parze jest brak zaangażowania. Nie ma ziemi pod stopami. W wewnętrznym silniku związku wszystko jest przygotowane na rozstanie, które może nadejść lub nie, ale które ma być jak najbardziej atraumatyczne. Dodatkowo, jako że jedyną podporą związku jest więź emocjonalna, oboje narażeni są na kruchość konkubinatu, który w tak wielu przypadkach zależeć będzie od czynników zewnętrznych wobec pary, co czyni ich bardzo podatnymi na zakochanie się w osobach trzecich czy emocjonalne wzloty i upadki związane z projekcją zawodową lub sukcesem biznesowym. Po drugie, często nie ma wspólnego projektu, osobistego planu na życie, który angażuje parę. Dlatego często wyklucza się dzieci (21 % przypadków).

Duszpasterstwo małżeństw i rodzin

Kościół zawsze, ale w ostatnich dziesięcioleciach ze wzmożoną pilnością, szukał sposobów przeciwdziałania temu niszczącemu pustynnieniu.

Paweł VI, z encykliką Humanae Vita,e i Jana Pawła II z Familiaris consortio, dała życie sieci instytucji, które rozmnożyły się w służbie krajom na całym świecie, od Instytutów na rzecz Rodziny po Rady Duszpasterskie ds. Rodziny i Katolickie Ośrodki Poradnictwa Rodzinnego na uniwersytetach, w diecezjach i parafiach.

W wielu miejscach biskupi wprowadzili itineraria i katechezy dla młodych ludzi, aby weszli w związek małżeński, a dla małżeństw, aby umocnili swoją więź i uzdrowili życie rodzinne. Na przykład rady duszpasterskie utworzone we Włoszech z pewnością przyczyniły się do tego, że Włochy są jednym z krajów Unii Europejskiej o najniższym wskaźniku rozwodów. Wiele diecezji i parafii z powagą i zaangażowaniem przygotowywało zaręczone pary do małżeństwa lub zapraszało je do opóźnienia zawarcia małżeństwa, gdy brakowało prawdziwego zaangażowania, by było ono realne.

Taki kierunek wskazał po raz kolejny papież Franciszek w. Amoris laetitia (2016): "Zarówno przygotowanie, jak i dłuższe towarzyszenie powinno sprawić, by narzeczeni nie postrzegali małżeństwa jako końca drogi, ale by widzieli w nim powołanie, które pcha ich do przodu, z mocną i realistyczną decyzją, by razem przejść przez wszystkie próby i trudne chwile.

   Duszpasterstwo przedmałżeńskie i duszpasterstwo małżeństwa musi być przede wszystkim duszpasterstwem więzi, w którym zapewnia się elementy pomagające obojgu dojrzewać do miłości i przezwyciężać trudne chwile. Wkładem tym nie są jedynie przekonania doktrynalne, ani nie można ich sprowadzić do cennych zasobów duchowych, które Kościół zawsze oferuje, ale muszą to być również sposoby praktyczne, dobrze wcielone rady, taktyki zaczerpnięte z doświadczenia, orientacje psychologiczne".

   "Wszystko to"dodaje papież- "pedagogika miłości nie może ignorować aktualnej wrażliwości młodych ludzi, by mobilizować ich wewnętrznie. Jednocześnie w ramach przygotowania pary zaręczonej należy wskazać im miejsca i osoby, punkty konsultacyjne czy dostępne rodziny, gdzie mogą zwrócić się o pomoc, gdy pojawią się trudności. Nigdy jednak nie wolno nam zapomnieć o propozycji sakramentalnego Pojednania, które pozwala, aby grzechy i błędy minionego życia, a także samej relacji, znalazły się pod wpływem miłosiernego przebaczenia Boga i Jego uzdrawiającej mocy". (AL, 211).

Nowe sposoby myślenia i życia

Amoris laetitia zawiera cenne klucze, które wielu proboszczów określa również jako prorocze. Dał on wiele światła tak wielu duszom i przełamał uprzedzenia tych, którzy patrzą na Kościół z podejrzliwością. Papież Franciszek proponuje wyzwanie o niespotykanych dotąd wymiarach: zrozumieć tę nową mentalność i zaangażować się w jej ewangelizację. Wiadomo, że nie jest już łatwo spierać się z rozumem i że ani eksponowanie harmonii prawa naturalnego, ani argumentacja z autorytetu papieży czy Magisterium nie pomaga dziś w prowadzeniu narzeczonych do ołtarza.

Ojciec Święty proponuje drogę, która okazała się mieć jednostkowy sukces: "DJeśli jesteśmy świadomi wagi okoliczności łagodzących - psychologicznych, historycznych, a nawet biologicznych - wynika z tego, że "nie umniejszając wartości ideału ewangelicznego, musimy z miłosierdziem i cierpliwością towarzyszyć możliwym etapom wzrostu osób, które są budowane dzień po dniu", robiąc miejsce na "miłosierdzie Pana, który pobudza nas do czynienia możliwego dobra". Rozumiem tych, którzy wolą bardziej sztywne duszpasterstwo, które nie rodzi żadnych nieporozumień. Ale szczerze wierzę, że Jezus Chrystus chce Kościoła uważnego na dobro, które Duch wylewa pośród kruchości: Matki, która, jasno wyrażając swoje obiektywne nauczanie, "nie wyrzeka się możliwego dobra, nawet ryzykując splamienie błotem drogi". (AL, 308).

W kościołach, gdzie udziela się wielu ślubów lub gdzie odbywa się wiele kursów przedmałżeńskich - jak w moim przypadku - okazało się, że trasa wskazana przez papieża jest właściwa. Młodym ludziom trzeba pomóc wejść w głąb sumienia i zadać sobie ważne pytania, które pomogą im podjąć właściwe kroki w kierunku upragnionego celu, jakim jest ważne, mocne i trwałe małżeństwo.

Zadanie dobrego pasterza

Zawarcie małżeństwa, jak wyznają ci, którzy czynią to w Kościele, jest impulsem płynącym z serca. Nie jest to po prostu tradycja, ani wynik pokonania lęku przed zobowiązaniami. Jest to coś, co "Twoje ciało prosi o to", mówią, że "ponieważ potrzebujesz stabilności". Dla tych, którzy mają jakąś wiarę (często tylko jedną z dwóch), to wewnętrzne żądanie sprowadza ich z powrotem do Kościoła, który w wielu przypadkach porzucili w okresie dojrzewania. Tu właśnie pojawia się rola tych, którzy przychodzą z pomocą rozbitkom powracającym do domu: jak przyjąć tak wielu, którzy dążą do małżeństwa, ale są zdezorientowani, uwięzieni przez frenetyczne życie z niewłaściwymi wyborami moralnymi i źle przygotowani do przyjęcia sakramentów?

Zadanie pasterza, który wychodzi na poszukiwanie nie jednej zagubionej owcy, ale dziewięćdziesięciu dziewięciu i pół, które zostały mu rozproszone, wymaga dziś kreatywności i entuzjazmu artysty. Trzeba wejść w ich świat - w ich wędrówkę - i stamtąd ewangelizować.

Wielu młodych ludzi bardzo się boi, że będą oceniani za to, jak żyją. Nie akceptując żadnych norm poza tymi, które narzuca środowisko społeczne, często traktują Kościół jako rodzaj super teściowej, która ponuro wytyka im ich zachowanie.

Ile zaręczonych par odetchnęło z ulgą, że ksiądz nie tylko nie marszczy czoła, gdy odkrywa, że od lat "żyją ze sobą", ale także, że "żyją ze sobą"?konsorcjum"Chodzi o to, by zachęcić ich do wyczekiwania na krok, który wypełni ich życie pełnią poprzez sakrament małżeństwa.

Osobiste nawrócenie

Jak zatem postępować w przypadku nawrócenia przed przyjęciem sakramentu? Spory procent jest gotowy pójść do spowiedzi i odbudować swoje życie. Ale przejście od życia dalekiego od norm moralnych do chrześcijańskiego sposobu życia jest drażliwe. Jest to tak radykalna zmiana, że aż przeraża albo rozleniwia. Wielu będzie tęsknić za "garnki z mięsem". seksualnej swobody, tak jak Izraelici tęsknili za spokojnym komfortem niewolnictwa.

Prawdą jest, że z technicznego punktu widzenia misją proboszcza jest zapewnienie ważności zawieranego małżeństwa. Jak tylko Dojrzałość psychologiczna, szczerość i poprawność intencjiBrak złośliwości lub przeszkód, a także brak złośliwości lub przeszkód, stanowią podstawę do utkania przymierza małżeńskiego opartego na dozgonnej wierności i otwartości na dzieci, które Bóg może zesłać.

Doświadczenia ostatnich dziesięcioleci potwierdzają, że wiele czasu trzeba poświęcić na stymulowanie jędrności "...".powrót do wiary"czyli przebudzenie życia chrześcijańskiego, które uległo hibernacji.

Idealnie byłoby, gdyby katecheza rozpoczęła się w młodym wieku. Kiedy jednak nie ma tyle czasu, trzeba zastanowić się nad duszpasterstwem małżeństw w perspektywie średnioterminowej, a właściwie w bardzo krótkiej. Celem projektu jest stworzenie pochyłej płaszczyzny, która będzie w stanie umiejscowić ich w prawdziwym wymiarze kroku, który mają wykonać.

Głoszenie Ewangelii osobom mającym zawrzeć związek małżeński jest często głoszeniem kerygmatycznym. Podobnie jak słuchacze św. Piotra w dniu Pięćdziesiątnicy, oblubieńcy pytają "...".Co mamy zrobić? (Dz 2, 37). I jak "decyzja o zawarciu małżeństwa i założeniu rodziny musi być owocem rozeznania powołania". (AL, 72), objawienie Bożego planu dla małżeństwa trwa godzinami. Wiele godzin obcowania ze sobą. Nie tylko z kapłanem, ale przede wszystkim z innymi rodzinami, małżonkami, narzeczonymi, zaangażowanymi w ten sam ideał życia. Aby móc "stworzyć chrześcijańską rodzinę, prawdziwy domowy kościół, w świecie, który odwrócił się od tego, co czasem lekceważąco nazywa się "rodziną".tradycyjny"potrzebuje wsparcia.

W wielu diecezjach na świecie bardzo dobrze działają grupy małżeństw i młodych par, które poświęcają czas nie tylko na katechezę czy kursy orientacji rodzinnej, ale także na modlitwę i wspólne dzielenie się doświadczeniami. We Włoszech i w Stanach Zjednoczonych są tego bardzo pozytywne przykłady.

Czystość przed ślubem

W przypadku konkubentów lub często aktywnych seksualnie par pozamałżeńskich należy zadać sobie głębokie pytania.

Jest po prostu faktem, że dla wielu katolików seks przeszedł z roli zakazanego ogrodu do dżungli, w której nie ma żadnych praw poza tymi, które wynikają z osobistego kaprysu. Wiele zaręczonych par, które biorą udział w kursach przedmałżeńskich, uderza odkrycie, że doktryna chrześcijańska nie uważa korzystania z seksualności między osobami nie będącymi w związku małżeńskim za dozwolone.

Refleksja w tym miejscu ma pomóc Panu Młodemu zrozumieć, że małżeństwo jest fundamentalnie związane z komunikacją. Jedyną zasadą, dzięki której komunikacja jest podtrzymywana, niezależnie od tego, w jakiej sferze się odbywa, jest prawdomówność. Tym, czym prawdomówność jest dla komunikacji, tym czystość dla seksu.

Czystość, daleka od zwykłej cielesnej abstynencji, jest warunkiem nadania relacji seksualnej autentyczności, która czyni ją prawdziwą i świętą. Nie tylko poważne naruszenia czystości świadczą o złośliwości pożądliwości. W takich patologiach jak pornografia czy prostytucja nieautentyczność relacji jest taka, że brutalnie manifestuje swoje kłamstwo. Ponadto my, spowiednicy, wiemy, że grzechem, który naprawdę niszczy rodziny w sposób bezlitosny, jest cudzołóstwo. Jest to najwyższe kłamstwo seksualności między małżonkami.

Prawdomówność w związku, czystość w przypadku seksu, to kontinuum. Jeśli ktoś nie chciał być czystym w młodości, to jest prawdopodobne, że w dorosłym życiu pułapka znów się zamknie. Czystość, która według Katechizmu "nie toleruje podwójnego życia i podwójnej mowy". (n. 2338) jest cnotą, która jak wszystkie cnoty wymaga procesu uczenia się i przyswajania, przede wszystkim w szczerości relacji i przed własnym sumieniem.

 Wezwanie do świętości

A co należy zaproponować parze mieszkającej razem w miesiącach poprzedzających małżeństwo, czy powinni zawiesić współżycie, aby sakramentalna spowiedź, która przywróci im pokój z Bogiem i doprowadzi do świętego życia małżeńskiego, mogła być całkowicie szczera? Z pewnością ten wniosek musi zostać złożony.

Prawdziwą sztuką jest wydobycie od nich inicjatywy. Poza dużą modlitwą - każda droga nawrócenia tego wymaga - trzeba zrozumieć wezwanie do świętości, jakie niesie ze sobą powołanie do małżeństwa. Cielesne zjednoczenie małżonków jest ikoną Boga, co przełamał św. Jan Paweł II w Teologia ciała: "Współżycie seksualne jest pierwotnym objawieniem w świecie stworzonym odwiecznej i niewidzialnej tajemnicy Chrystusa". (rozprawa 29-IX-1982).

Wśród setek par, którym towarzyszyłem w procesie prowadzącym do ślubu, jest szerokie spektrum przypadków. Od odreagowujących porażki, po tych, którzy przed ślubem wracają do domu rodziców, by - jak to się kiedyś mówiło - być stamtąd prowadzonym do ołtarza.

W niewyobrażalnych parach - on ateista, ona słabo wykształcona - byłem świadkiem wysiłków tych, którzy potrafili zamieszkać "...w świecie".jako brat i siostra"Zrobili to nawet cały rok przed ślubem, bo chcieli mieć szczere małżeństwo. Zadanie pracy ku Bogu należy do sumienia narzeczonych, a kapłan może pomóc z zewnątrz, aby je uformować i oświecić. Jest to z pewnością coś, na co duszpasterze będą musieli poświęcić energię i czas, aby pomóc chrześcijańskim małżeństwom w XXI wieku.

Otwartość na życie

Osoby, które decydują się na zawarcie związku małżeńskiego, często nie mogą się doczekać, kiedy zostaną rodzicami. Często jednak trudno jest pomóc im zrozumieć, że dzieci nie są prawem pary, ale darem od Boga. Ideał jest ambitny: "Duże rodziny to radość dla Kościoła. W nich miłość wyraża swoją hojną płodność". (AL, 167).

Jeśli są młodzi, czasem rozważają spędzenie kilku lat ciesząc się małżeństwem bez "obciążenie"Co będą robić w tym czasie? Dla innych odpowiedzialność za wychowanie potomstwa w wierze chrześcijańskiej jest całym światem, jeśli wykracza poza uroczystości z okazji chrztu i pierwszej komunii. Nie wiedzą, co to jest wychowanie w wierze.

Jeśli natura utrudnia im poczęcie, więcej niż kilku z nich bezinteresownie sięgnie po wszelkie techniki płodności, które dadzą im upragnione dziecko, bez względu na odległość między celem a środkami.

Niestety, mentalność antynatalistyczna i łatwość stosowania technik antykoncepcyjnych stały się tak popularne, że trudno jest rozmontować uprzedzenia i pomóc ludziom myśleć po chrześcijańsku. Ale nie ma innej drogi: "Pogodne spojrzenie na ostateczne spełnienie osoby ludzkiej sprawi, że rodzice jeszcze bardziej uświadomią sobie cenny dar, który został im powierzony". (AL, 166).

Dla miłości i płodności wyzwaniem dla małżonków jest świętość. To nic.

AutorJavier Láinez

Więcej
Watykan

Bp Ocáriz: "Kontakt z ubóstwem, z bólem, pomaga relatywizować problemy".

23 stycznia papież Franciszek wybrał i mianował Fernando Ocáriza, hiszpańskiego księdza, który do tej pory był nowym prałatem Opus Dei.numer 2". prałatury. Słowo przeprowadził z nim wywiad w Rzymie.

Alfonso Riobó-6 marca 2017 r.-Czas czytania: 15 minuty

Uzgodnionym celem było poświęcenie dużej części wywiadu na przybliżenie czytelnikowi osoby biskupa Fernando Ocáriza. Nowy prałat Opus Dei Spełnił ją wiernie, pokonując swoją niezwykłą niechęć do skupienia rozmowy na sobie. Powściągliwość jest częścią jego charakteru, podobnie jak ekspresyjna trzeźwość, choć nie brakuje mu serdeczności czy otwartości. Co do sesji zdjęciowej, to był to dla niego nieprzyjemny obowiązek, ale taki, który przyjął z dobrym humorem.

Spotkanie odbyło się w siedzibie Kurii Prałatury Opus Dei, w budynku, w którym żyli i pracowali św. Josemaría Escrivá, bł. Álvaro del Portillo i Javier Echevarría. Choć Fernando Ocáriz pojawił się na czele władz Dzieła w 1994 r., kiedy został mianowany wikariuszem generalnym (od 2014 r. jest wikariuszem pomocniczym), mieszka tu od 50 lat, zna każdy szczegół działalności Opus Dei i działa w pełnej identyfikacji ze swoimi poprzednikami.

Dziękujemy księdzu prałatowi za ten wywiad, pierwszy tej długości, zaledwie dwa tygodnie po wyborze i nominacji 23 stycznia 2017 r.

PIERWSZE LATA

-Urodził się Pan w Paryżu w 1944 roku w rodzinie hiszpańskiej. Jaki był powód zamieszkania we Francji?

Wojna domowa. Mój ojciec był żołnierzem po stronie republikańskiej. Nigdy nie chciał zdradzić szczegółów, ale rozumiem, że z racji swojej pozycji dowódcy miał możliwość ratowania ludzi, a w samej armii republikańskiej znalazł się w ryzykownej sytuacji. Ponieważ nie był zwolennikiem Franco, uznał, że dobrym pomysłem będzie udanie się do Francji, wykorzystał fakt, że część armii była blisko granicy i udał się tam, przez Katalonię. Był wojskowym lekarzem weterynarii, ale poświęcił się głównie badaniom z zakresu biologii zwierząt. Nie był tym, co można by uznać za polityka, ale wojskowym i naukowcem.

-Czy ma pan jakieś wspomnienia z tamtego okresu?

To co wiem o tamtych czasach to ze słyszenia. Kiedy rodzina wyjechała do Francji, jeszcze się nie urodziłam, podobnie jak moja siódma siostra, ta, która była przede mną (nie poznałam moich dwóch starszych sióstr, które zmarły w bardzo młodym wieku, na długo przed moim urodzeniem). Dwie młodsze urodziły się w Paryżu. Urodziłem się w październiku, zaledwie miesiąc po wyzwoleniu przez wojska amerykańskie i francuskie pod dowództwem generała Leclerca.

-Czy w domu rozmawiano o polityce?

Nie mam żadnych wspomnień z Paryża. Wracając do Hiszpanii, niewiele o tym mówiono; raczej pojawiały się krótkie, luźne uwagi, nie przychylne, choć nie brutalne, pod adresem reżimu Franco. W każdym razie trzeba przyznać, że od tego czasu mój ojciec i rodzina wiedli spokojne życie: mój ojciec został później przywrócony do oficjalnego ośrodka badawczego przy Ministerstwie Rolnictwa w Madrycie, gdzie pracował aż do emerytury.

A co z religią - czy wiarę otrzymałeś w rodzinie?

Wiarę otrzymałem głównie od rodziny, zwłaszcza od mamy i babci macierzystej, która mieszkała z nami. Mój ojciec był bardzo dobrym człowiekiem, ale w tym czasie był dość daleki od religii. W końcu powrócił do praktyk religijnych i został supernumerariuszem w Opus Dei. W domu rodzinnym poznałem podstawy życia pobożnego.

-Z Paryża wrócili do Hiszpanii.

Miałam wtedy trzy lata i mam tylko mgliste wspomnienie, jak obraz wyryty w pamięci, podróży pociągiem z Paryża do Madrytu.

-Gdzie chodziłeś do szkoły?

W Areneros - szkoła jezuicka. Byłem tam do końca liceum. To była dobra szkoła z dość poważną dyscypliną. W przeciwieństwie do tego, co słyszałem o innych ówczesnych szkołach, nigdy nie widziałem, by jezuita uderzył kogokolwiek w ciągu ośmiu lat, które tam spędziłem. Jestem za to wdzięczny. Pamiętam sporo nauczycieli, zwłaszcza tych z ostatnich lat; na przykład w ostatnim roku mieliśmy jako nauczyciela matematyki laika i ojca rodziny, Castillo Olivaresa, naprawdę wartościowego człowieka, którego bardzo podziwialiśmy.

SPOTKANIE Z OPUS DEI

-Studiowałeś fizykę w Barcelonie, co było powodem Twojej przeprowadzki?

Właściwie pierwszy rok studiów odbyłem w Madrycie. Był to rok "selektywny", który wprowadził wszystkie kierunki inżynierskie i ścisłe. Było tylko pięć przedmiotów, wspólnych dla wszystkich tych stopni: matematyka, fizyka, chemia, biologia i geologia. Byliśmy bardzo liczną klasą; kilka grup, każda licząca ponad stu uczniów.

W tym pierwszym roku moim nauczycielem matematyki był Francisco Botella. [profesor, ksiądz i jeden z pierwszych członków Opus Dei].. Kiedy później dowiedział się, że jestem z Pracy i że myślę o studiach fizycznych, powiedział do mnie: "Dlaczego nie robisz fizyki, dlaczego nie robisz matematyki? Jeśli chcesz zarabiać pieniądze, zostań inżynierem, ale jeśli interesują cię nauki ścisłe, dlaczego nie studiujesz matematyki?

Kiedy pojechałem do Barcelony byłem już członkiem Opus Dei. Mieszkałem w Sali Rezydencji Monterols, gdzie łączyłem studia z zakresu fizyki z formacją teologiczną i duchową, jaką otrzymują osoby wstępujące do Dzieła.

-Kiedy po raz pierwszy usłyszałeś o Opus Dei?

Z rozmów między moim starszym rodzeństwem i rodzicami słyszałem wyrażenie "Opus Dei", kiedy byłem bardzo młody. Choć nie miałem pojęcia, co to jest, słowo to było mi znane.

Kiedy byłem w piątej klasie liceum, chodziłem do centrum Dzieła, które znajdowało się na Calle Padilla 1, na rogu z Serrano, i dlatego nazywało się "Serrano"; już nie istnieje. Poszedłem kilka razy. Podobała mi się atmosfera i to, co było mówione, ale w szkole mieliśmy już zajęcia duchowe i może nie widziałem potrzeby. Raz na jakiś czas chodziłem też grać w piłkę nożną z "Serrano".

Później, latem 1961 roku, po szkole średniej, a przed studiami, mój starszy brat, który pracował jako inżynier marynarki w jednej ze stoczni w Kadyksie, zaprosił mnie do spędzenia tam kilku tygodni ze swoją rodziną. Bardzo blisko jego domu znajdował się ośrodek Opus Dei i zacząłem tam chodzić. Dyrektor był marynarzem i inżynierem broni marynarki wojennej, który zachęcał mnie do jak najlepszego wykorzystania czasu: dał mi nawet książkę do chemii, żebym się uczył, czego nigdy nie robiłem w lecie! Tam modliłem się, studiowałem, rozmawiałem i, między jednym a drugim, przyswoiłem sobie ducha Opus Dei.

Na zakończenie rozmawiał ze mną o możliwości powołania do Dzieła. Zareagowałem jak wielu, mówiąc: "Nie. W każdym razie jak mój brat, który jest ojcem rodziny". Przeciągałem temat, aż w końcu się zdecydowałem. Pamiętam dokładnie ten moment: słuchałem symfonii Beethovena. Naturalnie, nie chodzi o to, że podjąłem decyzję z powodu symfonii, ale o to, że tak się złożyło, że słuchałem jej, gdy podjąłem decyzję, po tym jak dużo myślałem i modliłem się. Kilka dni później wróciłem do Madrytu.

-Więc, czy lubisz muzykę?

Tak.

-Kto jest twoim ulubionym muzykiem?

Może Beethoven. Także inni: Vivaldi, Mozart..., ale gdybym miał wybrać jednego, wybrałbym Beethovena. Prawda jest taka, że od lat słucham bardzo mało muzyki. Nie trzymam się ściśle określonego planu.

-Czy zechciałbyś opisać tę decyzję o poddaniu się Bogu?

Nie było precyzyjnego momentu "spotkania" z Bogiem. To było naturalne, stopniowe, od kiedy byłem dzieckiem i uczono mnie modlitwy. Potem stopniowo zbliżałem się do Boga w szkole, gdzie mieliśmy możliwość codziennego przystępowania do Komunii Świętej i myślę, że to pomogło w stosunkowo szybkim podjęciu późniejszej decyzji o wstąpieniu do Dzieła. Złożyłem podanie o przyjęcie do Dzieła, gdy brakowało mi miesiąca do 17 urodzin, więc dołączyłem, gdy miałem 18 lat.

-Co może Pan powiedzieć o latach barcelońskich?

Spędziłem pięć lat w Barcelonie, dwa jako rezydent na uniwersytecie i trzy jako część kierownictwa Colegio Mayor. Studiowałem tam przez pozostałe cztery lata studiów, a następnie przez kolejny rok kontynuowałem naukę jako asystent na Wydziale. Wszystkie wspomnienia z Barcelony są wspaniałe: o przyjaźni, o studiach... Szczególnym wspomnieniem są wizyty, jakie składaliśmy ubogim i chorym, co jest tradycją w Dziele. Wielu z nas, studentów uniwersytetu, którzy tam pojechali, zrozumiało, że kontakt z biedą, z bólem, pomaga nam relatywizować nasze własne problemy.

-Kiedy poznałeś świętego Josemaríę Escrivá i jakie wrażenie zrobił na Tobie?

W dniu 23 sierpnia 1963 r. Było to w Pampelunie, w Colegio Mayor Belagua, podczas letnich zajęć szkoleniowych. Mieliśmy z nim bardzo długą dyskusję, co najmniej półtorej godziny. Zrobił na mnie wspaniałe wrażenie. Pamiętam, że po wszystkim kilku z nas komentowało, że powinniśmy widywać Ojca - tak nazywaliśmy założyciela - znacznie częściej.

Jego sympatia i naturalność były uderzające: nie był osobą uroczystą, ale naturalną, dobroduszną, która często opowiadała anegdoty; a jednocześnie mówił bardzo głębokie rzeczy. Była to godna podziwu synteza: mówienie głębokich rzeczy z prostotą.

Niedługo potem zobaczyłem go ponownie, chyba w następnym miesiącu. Pojechałem spędzić kilka dni w Madrycie i tak się złożyło, że Ojciec był w Molinoviejo, więc z różnych miejsc pojechaliśmy go zobaczyć.

Przy żadnej z tych okazji nie rozmawiałem z nim osobiście. Później, tu w Rzymie, zrobiłem to oczywiście: wiele razy.

PIĘĆDZIESIĄT LAT W RZYMIE

-W 1967 roku przeniósł się do Rzymu...

Przyjechałem, aby odbyć studia teologiczne, a także otrzymałem stypendium od rządu włoskiego na prowadzenie badań z zakresu fizyki w roku akademickim 1967-1968 na Uniwersytecie Rzymskim. La Sapienza. W rzeczywistości byłem w stanie zrobić niewiele w zakresie badań, tylko zasadniczą pracę wymaganą przez stypendium. Kiedy tu przyjechałem, nie miałem wyraźnej perspektywy kontynuowania kariery akademickiej w teologii. Rzeczy po prostu wpadły na swoje miejsce. Nie miałem żadnych planów w tym kierunku.

-Święcenia kapłańskie otrzymał w 1971 roku.

Tak, zostałem wyświęcony 15 sierpnia 1971 roku w bazylice San Miguel w Madrycie. Biskupem udzielającym święceń był Don Marcelo González Martín, jeszcze jako biskup Barcelony, na krótko przed przeniesieniem się do Toledo.

Żartobliwie mówili, że w klasie było czterech Francuzów: dwóch było "kompletnymi" Francuzami, Franck Touzet i Jean-Paul Savignac; potem był Agustin Romero, Hiszpan, który od wielu lat przebywał we Francji; i wreszcie ja, który urodziłem się w Paryżu i mieszkałem tam od trzech lat.

Nie mogę powiedzieć, że zawsze czułem powołanie do kapłaństwa. Kiedy przybyłem do Rzymu, okazałem gotowość w zasadzie, a potem powiedziałem otwarcie świętemu Josemaríi: "Ojcze, jestem gotowy do przyjęcia święceń. Wziął mnie za rękę i powiedział mi między innymi mniej więcej: "Dajesz mi wielką radość, mój synu, ale kiedy przyjdzie czas, musisz to robić w całkowitej wolności. Ta rozmowa była w Galleria della CampanaChyba pod koniec jednego ze spotkań, które często z nim wtedy mieliśmy.

-Czy po święceniach otrzymał ksiądz jakieś zadanie duszpasterskie w Hiszpanii?

Nie. Trzy dni po święceniach odprawiłem pierwszą uroczystą Mszę św. w Bazylice św. Michała i natychmiast wróciłem do Rzymu. Tutaj wcześniej współpracowałem w działalności apostolstwa młodzieżowego w Orsini, które było wówczas ośrodkiem dla studentów uniwersytetu, prowadząc zajęcia z formacji chrześcijańskiej i uczestnicząc w innych działaniach.

Kiedy byłem już księdzem w Rzymie, przez kilka lat pracowałem w parafii Tiburtino (San Giovanni Battista in Collatino), a następnie w. Sant'EugenioPracowałem jako kapłan w różnych ośrodkach Dzieła, zarówno dla kobiet, jak i mężczyzn, a także pracowałem tutaj w biurach centrali. W sumie normalna kariera.

-Kiedy zostałeś fanem tenisa?

W tenisa zacząłem grać stosunkowo wcześnie, w Barcelonie. Dużo nauczył mnie Włoch, Giorgio Carimati, obecnie starszy ksiądz, który w tamtym czasie bardzo dobrze grał w tenisa; był prawie zawodowcem we Włoszech. Z tenisem były jednak wzloty i upadki, bo kontuzjowałem prawy łokieć, a chwilowo zająłem się kolarstwem. Teraz staram się grać w tenisa; staram się grać co tydzień. Ale nie zawsze jest to możliwe, ze względu na pogodę, moje obciążenie pracą itp.

-Czy grasz w gry... "na serio", żeby wygrać?

Tak, oczywiście. Co do wygranej, to zależy od tego, z kim się gra.

-Czy lubisz czytać?

Tak, ale czasu jest mało... Nie mam ulubionego autora. Czytałem też klasyków. Z powodu braku czasu skończenie niektórych dużych książek zajęło mi lata; skończenie niektórych dawno temu zajęło mi rok. Wojna i pokój. Musiałem dużo czytać o teologii, bo uczyłem do 1994 roku, a także dlatego, że muszę studiować przedmioty teologiczne dla Kongregacji Nauki Wiary.

-Teologicznie badaliście centralne aspekty ducha Opus Dei, takie jak boskie filiacje. Czy uważacie za konieczne pogłębienie tych refleksji?

Wiele już zrobiono w tej dziedzinie. To, co trzeba zrobić, trzeba kontynuować i zawsze trzeba będzie to robić. Duch Opus Dei to, jak mawiał filozof i teolog Cornelius Faber, "Ewangelia". sine glossa". Jest to Ewangelia włożona w zwykłe życie; zawsze istnieje potrzeba sięgnięcia głębiej.

W tym sensie nie chodzi o to, że teraz nastała nowa era, ponieważ wiele już zrobiono. Wystarczy przeczytać np. trzy "tomiki" Ernsta Burkharta i Javiera Lópeza pt. Życie codzienne i świętość.

-W artykule zamieszczonym w tym czasopiśmie, mówiąc o biskupie Javierze Echevarría, użył Pan określenia "wierność dynamiczna". Co to znaczy?

Wyrażenie "wierność dynamiczna" nie jest oryginalnością, daleko od tego. Chodzi o to, co wyraźnie potwierdził św. Josemaría: sposoby mówienia i działania zmieniają się, podczas gdy sedno, duch, pozostaje nietknięty. To nie jest kwestia teraz. Jedno to duch, a drugie to materialność funkcjonowania w rzeczach przypadkowych, które mogą się zmieniać wraz z upływem czasu.

Wierność nie jest czysto mechanicznym powtórzeniem, jest zastosowaniem tej samej istoty do różnych okoliczności. Często trzeba też utrzymać to, co przypadkowe, a czasem zmienić. Stąd tak ważne jest rozeznanie, zwłaszcza po to, by wiedzieć, gdzie leży granica między tym, co przypadkowe, a tym, co istotne.

-Jaką rolę odegrał ksiądz w narodzinach Papieskiego Uniwersytetu Świętego Krzyża?

Nie miałem nic wspólnego z kwestiami prawnymi czy instytucjonalnymi. Byłem po prostu jednym z pierwszych profesorów. Przez kilka lat byłem profesorem w rzymskim Kolegium Świętego Krzyża, w połączeniu z Uniwersytetem Nawarry, a od 1980 do 1984 roku wykładałem na Papieskim Uniwersytecie Urbaniana; ponieważ miałem również wystarczającą liczbę publikacji, kompetentna władza Stolicy Apostolskiej uznała moje kwalifikacje za wystarczające, aby wejść bezpośrednio jako profesor zwyczajny. Było nas trzech, którzy weszli jako ordynariusze, w tych warunkach: Antonio Miralles, Miguel Ángel Tabet i ja.

-Kto był twoim nauczycielem, intelektualnie?

W Filozofii, Cornelio Fabro i Carlos Cardona. Na teologii nie potrafiłem wymienić konkretnego. Z jednej strony jest święty Tomasz z Akwinu, święty Augustyn, a później Joseph Ratzinger. Ale przede wszystkim wskazałbym na św. Josemaríę Escrivá: na innym poziomie, logicznie, nie akademickim, ale ze względu na jego głębię i oryginalność. Gdybym miał wymienić jednego teologa, byłby to właśnie on.

WSPOMNIENIA TRZECH PAPIEŻY

-Kiedy poznał Pan świętego Jana Pawła II?

W jednym z licznych spotkań z duchowieństwem w Watykanie, na początku pontyfikatu. Widziałem go potem wielokrotnie, towarzyszyłem biskupowi Javierowi Echevarríi i kilka razy jadłem z nim obiad, wraz z trzema lub czterema innymi osobami.

Z racji mojej pracy w Kongregacji Nauki Wiary jadłem z nim także dwa inne obiady.

Przy pierwszej okazji mieliśmy spotkanie w mieszkaniu papieskim, w którym oprócz papieża byli: sekretarz stanu, substytut, kardynał Ratzinger jako prefekt oraz trzech konsultorów. Po dobrej chwili spotkania te same osoby udały się do jadalni, a podczas posiłku każdy wygłaszał swoje zdanie, w kolejności, na temat omawianej sprawy. Tymczasem tym razem, a także za drugim razem, papież zasadniczo słuchał. Na początku powiedział kilka słów podziękowania za naszą obecność, następnie poprosił kardynała Ratzingera o poprowadzenie spotkania, a na koniec przedstawił podsumowanie i ogólną ocenę tego, co usłyszał.

Myślę, że było to przy drugiej okazji, kiedy po wysłuchaniu i podziękowaniu za wszystko, co zostało powiedziane, przyłożył rękę do piersi i powiedział: "Ale odpowiedzialność jest moja". Widać było, że to naprawdę mu ciąży.

-A kiedy poznał pan Benedykta XVI?

Po raz pierwszy spotkałem kardynała Ratzingera, gdy w 1986 roku zostałem mianowany konsultorem Kongregacji Nauki Wiary. Potem spotkałem go jeszcze kilkakrotnie, na spotkaniach w zaledwie kilkuosobowym gronie. Wiele innych razy jeździłem do niego w różnych sprawach.

-Czy pamięta Pan jakieś anegdoty z tych spotkań?

Jeden szczegół, na który zawsze zwracałem uwagę: był świetnym słuchaczem i nigdy nie był tym, który kończył wywiady.

Pamiętam kilka anegdot. Na przykład, gdy słynny romans Lefebvre'a, byłem na rozmowach z francuskim biskupem, jeśli dobrze pamiętam, w 1988 roku. W spotkaniu uczestniczyli kardynał prefekt Ratzinger, sekretarz Kongregacji, sam Lefebvre z dwoma doradcami oraz jeden lub dwóch innych konsultantów z Kongregacji Nauki Wiary. Lefebvre zgodził się, ale potem się wycofał. Kiedy zostałem na chwilę sam na sam z Ratzingerem, wyszło z jego duszy, by z żalem powiedzieć: "Jak możesz nie zdawać sobie sprawy, że bez papieża jesteś niczym!

Jako papieżowi udało mi się go kilka razy pozdrowić, ale tak naprawdę nie nawiązać rozmowy. Po jego rezygnacji widziałem go dwukrotnie, towarzysząc biskupowi Echevarría w miejscu, gdzie obecnie mieszka: zastałem go bardzo czułym, starszym, ale o jasnym umyśle.

-Ponieważ wspomniał pan o problemie lefebrystów, czy widzi pan wyjście z tej sytuacji?

Nie miałem kontaktu od ostatnich spotkań teologicznych z nimi jakiś czas temu, ale z wiadomości wynika, że może być blisko załatwienia sprawy.

-Kiedy poznał pan papieża Franciszka?

Poznałem go w Argentynie, gdy był biskupem pomocniczym Buenos Aires. Towarzyszyłem biskupowi Javierowi Echevarría. Widziałem go ponownie w 2003 roku, kiedy był już kardynałem arcybiskupem. Sprawiał wrażenie osoby poważnej, przyjaznej, bliskiej sprawom ludzi. Potem jego twarz się zmieniła: teraz widzimy go z tym ciągłym uśmiechem.

Jako papieża widziałem go kilka razy. Wczoraj otrzymałem od niego list. Wysłałem mu list, w którym dziękowałem za spotkanie, za szybkość, z jaką je przeprowadził i za prezent w postaci obrazka Matki Bożej, który przysłał mi tego dnia. A on odpowiedział bardzo miłym listem, w którym między innymi prosił mnie o modlitwę za niego, jak to zawsze robi.

PRIORYTETY      

-w pierwszym dniu pełnienia funkcji prałata odniósł się do trzech aktualnych priorytetów Opus Dei: młodzieży, rodziny i osób potrzebujących. Zacznijmy od młodzieży.

Praca Opus Dei z młodymi ludźmi pokazuje, jak dzisiejsza młodzież - przynajmniej jej spora część - odpowiada wielkodusznie na wysokie ideały, na przykład gdy chodzi o zaangażowanie w działania na rzecz najbardziej pokrzywdzonych.

Jednocześnie w wielu z nich odczuwalny jest brak nadziei, spowodowany brakiem ofert pracy, problemami rodzinnymi, mentalnością konsumpcyjną czy różnymi nałogami, które przesłaniają te wysokie ideały.

Trzeba zachęcać młodych ludzi do stawiania sobie głębokich pytań, które w rzeczywistości mogą znaleźć pełne odpowiedzi tylko w Ewangelii. Jednym z wyzwań jest więc przybliżenie ich do Ewangelii, do Jezusa Chrystusa, pomoc w odkryciu Jego atrakcyjności. Tam znajdą powody do dumy z bycia chrześcijanami, do radosnego przeżywania swojej wiary i do służby innym.

Wyzwanie polega na tym, by bardziej ich słuchać, lepiej rozumieć. Dużą rolę odgrywają w tym rodzice, dziadkowie i wychowawcy. Ważne jest, aby mieć czas dla młodych ludzi, być przy nich. Dawaj im czułość, bądź cierpliwy, oferuj towarzystwo i umiej stawiać im wymagające wyzwania.

- Co uważa Pan za priorytet dla rodziny?

Rozwijać to, co papież Franciszek nazwał "sercem" Amoris LaetitiaAdhortacja Apostolska o podstawach i wzroście w miłości, rozdziały 4 i 5.

W naszych czasach konieczne jest ponowne odkrycie wartości zaangażowania w małżeństwie. Bardziej atrakcyjne może wydawać się życie w oderwaniu od jakichkolwiek więzi, ale taka postawa często kończy się samotnością lub pustką. Zaangażowanie natomiast to wykorzystanie swojej wolności na rzecz wartościowego i dalekosiężnego przedsięwzięcia.

Co więcej, dla chrześcijan sakrament małżeństwa daje niezbędną łaskę, aby to zobowiązanie było owocne, co nie jest tylko sprawą dwojga ludzi, bo Bóg jest w środku. Dlatego ważne jest, aby pomóc na nowo odkryć sakramentalność miłości małżeńskiej, zwłaszcza w okresie przygotowania do małżeństwa.

-Podczas podróży duszpasterskich z biskupem Echevarríą widział Ksiądz wiele inicjatyw na rzecz osób pokrzywdzonych przez los. Czy widział Ksiądz tę potrzebę z pierwszej ręki?

Bieda na świecie jest imponująca. Są kraje, które mają z jednej strony ludzi na najwyższym poziomie, naukowców itp. ale i ogromną biedę, które współistnieją razem w dużych miastach. W innych miejscach znajdujesz miasto, które wygląda jak Madryt lub Londyn, a w odległości kilku kilometrów znajdujesz szanty o imponującej nędzy materialnej, które tworzą cały ciąg szant wokół miasta. Świat jest różny w zależności od miejsca. Wszędzie jednak uderza potrzeba służby innym, potrzeba urzeczywistnienia nauki społecznej Kościoła.

- W jakim sensie ludzie w potrzebie są priorytetem dla Kościoła i, jako takiego, dla Opus Dei?

Są one priorytetem, ponieważ znajdują się w sercu Ewangelii i ponieważ są kochane w szczególny sposób przez Jezusa Chrystusa.

W Opus Dei istnieje pierwszy, bardziej instytucjonalny aspekt: inicjatywy, które ludzie Prałatury promują wraz z innymi ludźmi, aby złagodzić konkretne potrzeby czasu i miejsca, w którym żyją, i którym Dzieło zapewnia duchową pomoc. Niektóre konkretne i niedawne przypadki to np, Lagunaw Madrycie, inicjatywa zdrowotna mająca na celu opiekę nad osobami wymagającymi opieki. opieka paliatywna; Los Pinosośrodek edukacyjny zlokalizowany w marginalnej części Montevideo, który wspiera rozwój społeczny młodych ludzi; lub Iwollo Health Clinicporadnia medyczna, która zapewnia bezpłatną opiekę setkom ludzi na wiejskich obszarach Nigerii. Te i wiele innych podobnych dzieł powinno trwać i rozwijać się, bo do tego prowadzi serce Chrystusa.

Drugi, głębszy aspekt to pomoc każdemu członkowi Prałatury i każdej osobie, która przychodzi do jej apostolatów, w odkryciu, że ich życie chrześcijańskie jest nierozerwalnie związane z pomocą najbardziej potrzebującym. Jeśli rozejrzymy się wokół nas, w naszym miejscu pracy, w rodzinie, znajdziemy tak wiele okazji: osoby starsze żyjące w samotności, rodziny przeżywające trudności ekonomiczne, ubodzy, długotrwale bezrobotni, chorzy na ciele i duszy, uchodźcy... Św. Josemaría był oddany opiece nad chorymi, ponieważ widział w nich cierpiące ciało Chrystusa Odkupiciela. Dlatego też zwykł określać je mianem "skarbu". To są dramaty, które spotykamy w zwykłym życiu. Jak mawiała Matka Teresa z Kalkuty, dziś już święta, "nie musisz jechać do Indii, aby troszczyć się i dawać miłość innym: możesz to robić na tej samej ulicy, na której mieszkasz".

- W dzisiejszym społeczeństwie ewangelizacja stawia nowe wyzwania, a Papież przypomina nam, że Kościół zawsze "idzie naprzód". Jak Opus Dei uczestniczy w tym zaproszeniu?

Papież wzywa do nowego etapu ewangelizacji, charakteryzującego się radością tych, którzy spotkawszy Jezusa Chrystusa, wyruszają, by dzielić się tym darem wśród swoich rówieśników.

Prawdziwą radość może dać tylko ten, kto ma osobiste doświadczenie Jezusa Chrystusa. Jeśli chrześcijanin spędza czas w osobistym kontakcie z Jezusem, będzie mógł dawać świadectwo wiary pośród zwykłych zajęć i pomagać odkrywać tam radość z przeżywania chrześcijańskiego orędzia: robotnik z robotnikiem, artysta z artystą, student uniwersytetu ze studentem uniwersytetu....

My w Opus Dei - przy wszystkich naszych wadach - chcemy przyczynić się do budowania Kościoła w naszych własnych miejscach pracy, w naszych własnych rodzinach... poprzez dążenie do uświęcenia zwykłego życia. Często będą to sfery zawodowe i społeczne, które nie doświadczyły jeszcze radości Bożej miłości i które w tym sensie są również peryferie które trzeba osiągnąć, jeden do jednego, osoba do osoby, jak równy z równym.

-Powszechnym problemem w Kościele są powołania. Jakiej rady udzieliłby Ksiądz, opierając się na doświadczeniu Opus Dei?

W Opus Dei doświadczamy tych samych trudności, co wszyscy w Kościele, i prosimy naszego Pana, który jest "Panem żniwa", aby posłał "robotników na swoje żniwo". Być może szczególnym wyzwaniem jest zachęcanie młodych ludzi do hojności, pomagając im zrozumieć, że oddanie się Bogu nie jest tylko wyrzeczeniem, ale darem, darem, który się otrzymuje i który sprawia radość.

Jakie jest rozwiązanie? Przychodzi na myśl to, co powiedział założyciel Opus Dei: "Jeśli chcemy być bardziej, bądźmy lepsi". Witalność w Kościele nie zależy tak bardzo od formuł organizacyjnych, nowych czy starych, ale od całkowitego otwarcia na Ewangelię, które prowadzi do zmiany życia. Zarówno Benedykt XVI, jak i papież Franciszek przypomnieli nam, że to przede wszystkim święci tworzą Kościół. Czy zatem chcemy więcej powołań dla całego Kościoła? Starajmy się bardziej odpowiadać osobiście łasce Boga, który uświęca.

-Od czasu wyboru często prosił Ksiądz o modlitwę za Kościół i za Papieża. W jaki sposób Ksiądz Biskup pielęgnuje tę jedność z Ojcem Świętym w życiu zwykłych ludzi?

Prosi mnie o radę. Wszyscy, którzy osobiście pozdrawiali papieża Franciszka, a od 2013 r. musiały być ich tysiące, usłyszeli tę prośbę: "Módlcie się za mnie".. To nie jest banał. Mam nadzieję, że każdego dnia w życiu katolika nie zabraknie drobnego gestu dla Ojca Świętego, który niesie w sobie wiele: odmówienia prostej modlitwy, złożenia małej ofiary itp. Nie chodzi o to, żeby szukać rzeczy trudnych, ale czegoś konkretnego, codziennego. Zachęcam też rodziców, aby od najmłodszych lat zapraszali swoje dzieci do krótkiej modlitwy za papieża.

Decyzje Trumpa - wyzwanie

1 marca 2017 r.-Czas czytania: 2 minuty

Skuteczne reagowanie na decyzje prezydenta Donalda Trumpa okazuje się wyzwaniem dla amerykańskich biskupów. Jego codzienne tweety, rozporządzenia wykonawcze, telefony do zagranicznych przywódców i chaos jego własnego personelu oferują wstrząsy i zmiany.

W ciągu ostatnich kilku tygodni doszło do niezwykłej serii oświadczeń biskupów kierujących komisjami w Konferencji Biskupów Katolickich USA, a także jej przewodniczącego, kardynała Daniela DiNardo z Houston, i wiceprzewodniczącego, arcybiskupa Jose Gomeza z Los Angeles.

Biskupi wyrazili poparcie dla stanowisk administracji Trumpa, które są zgodne z nauczaniem katolickim, i skrytykowali te, które uważają za niezgodne.

Biskupi pochwalili na przykład decyzję Trumpa z 23 stycznia, że rząd USA nie będzie finansował organizacji, które promują lub wykonują aborcje za granicą. To powrót na drogę prezydenta Ronalda Reagana, znaną jako polityka "no abortion".Polityka miasta Meksyk".

Biskupi zaapelowali także o postęp w sprawie pokoju izraelsko-palestyńskiego oraz o ustanowienie klauzuli sumienia dla pracowników służby zdrowia. Rozpoczęli też kampanię wzywającą amerykańskich katolików do lobbowania wśród polityków, by wspierali wolność religijną. Wiele organizacji katolickich jest wciąż uwikłanych w prawną batalię o rządowe regulacje Obamy, które zmuszałyby je do płacenia za antykoncepcję, sterylizację i leki wywołujące aborcję.

Biskup Joe Vasquez stanął na czele ostrej krytyki decyzji Trumpa o budowie dłuższego muru między Meksykiem a Stanami Zjednoczonymi; jego tymczasowej odmowy przyjęcia większej liczby uchodźców; oraz zakazu podróżowania do kraju dla obywateli siedmiu przeważnie muzułmańskich narodów.

W sprawie uchodźców i zakazu podróżowania biskupi USA wyrazili solidarność z uchodźcami z Bliskiego Wschodu: "Kościół nie zachwieje się w swojej obronie naszych sióstr i braci wszystkich wyznań, którzy cierpią z rąk bezwzględnych prześladowców". Ponadto, "przyjmowanie obcych i tych, którzy są w biegu, jest samym chrześcijaństwem"..

Amerykańscy biskupi pochwalili później decyzje sądowe, które tymczasowo zawiesiły decyzje w sprawie uchodźców i zakazu podróżowania.

AutorGreg Erlandson

Dziennikarz, autor i redaktor. Dyrektor Catholic News Service (CNS)

Kto zajmuje się rodziną?

Rodzina musi zostać uznana za dobro publiczne, o które musimy zadbać wszyscy razem: administracja publiczna, firmy, podmioty. Kościół nie może być w tym zadaniu osamotniony. 

1 marca 2017 r.-Czas czytania: 2 minuty

W lipcu 2015 roku papież stwierdził w Ekwadorze, że. "rodzina to najbliższy szpital, pierwsza szkoła dla dzieci, zasadnicza grupa odniesienia dla młodzieży, najlepszy azyl dla osób starszych".. Rodzina dba o wszystkich, ale kto dba o rodzinę? Kto dba o jej rzeczywiste potrzeby, aby mogła dalej pełnić swoje funkcje?

Przed społeczeństwem stoi wiele wyzwań związanych z rodziną: pomoc młodym ludziom w tworzeniu stabilnych więzi rodzinnych; pomoc rodzicom "wygnanym" z domu w podjęciu zadania wychowania dzieci; wspieranie rodzin w trudnych chwilach; przywracanie nadziei rodzinom rozbitym.

Należy przywrócić zaufanie do zdewaluowanej obecnie instytucji rodziny. Aby zaradzić obecnej sytuacji, konieczne jest podjęcie organicznych i zorganizowanych działań wspierających wszystkie rodziny, zwłaszcza te znajdujące się w trudnej sytuacji.

Ochrona stabilności rodziny, opieka nad dziećmi i ich wspieranie, uwidocznienie społecznego wkładu rodziny i poszanowanie roli rodzicielskiej to niektóre z kluczowych kwestii. Dziś, bardziej niż kiedykolwiek, rodzina musi być sobą i konieczne jest, by różne podmioty - administracja publiczna, przedsiębiorstwa, podmioty i całe społeczeństwo - stworzyły warunki sprzyjające jej misji polegającej na przyjmowaniu, opiece i wychowywaniu nowych pokoleń. Jest to prawdopodobnie jedno z najpilniejszych wyzwań w czasach, gdy nikt nie ma wątpliwości, że trwałość naszego społeczeństwa zależy w dużej mierze od rodziny.

Kościół nie powinien próbować rozwiązywać problemów rodziny w pojedynkę, ale powinien wykorzystać swój autorytet moralny, aby skłonić całe społeczeństwo, począwszy od władz publicznych, do działania na rzecz instytucji rodziny. Rodzina musi zostać uznana za dobro publiczne, o które musimy dbać wszyscy. Nikt nie jest zwolniony z ochrony rodziny w swojej sferze odpowiedzialności: Kościół, administracja publiczna, biznes, szkoły, uniwersytety itp. Dbajmy wszyscy o rodzinę, zbyt wiele od niej zależy.

AutorMontserrat Gaz Aixendri

Profesor na Wydziale Prawa Międzynarodowego Uniwersytetu Katalonii i dyrektor Instytutu Wyższych Studiów nad Rodziną. Kieruje Katedrą Solidarności Międzypokoleniowej w Rodzinie (IsFamily Santander Chair) oraz Katedrą Opieki nad Dzieckiem i Polityki Rodzinnej w Fundacji Joaquima Molinsa Figuerasa. Jest również prodziekanem Wydziału Prawa na UIC Barcelona.

Więcej
Kultura

Juan González de la Higuera. Urodzony ponownie

Juan przez dwanaście lat żył jako żebrak i wie, jak to jest być "niewidzialnym" dla społeczeństwa. Jego życie było pełne przeszkód, ale radził sobie jak mógł. Mimo, że otrzymał pomoc, to jednak siła woli była głównym powodem wyjścia z dołka.

Jaime Sánchez Moreno-24 lipca 2017 r.-Czas czytania: 3 minuty

Najstarszy z ośmiorga dzieci, w dzieciństwie musiał opiekować się rodzeństwem, wykonując obowiązki rodziców, gdyż jego matka dużo pracowała, a ojciec często trafiał do szpitala i znęcał się fizycznie i psychicznie nad matką i dziećmi. On, który był porucznikiem policji i miał kontakty w wojsku, próbował znaleźć sposób, aby Juan mógł pracować w wojsku i mieszkać w domu. Juan miał jednak szczęście, że Brygada Spadochronowa szukała ochotnika. Ta oferta była drzwiami do ucieczki z wrogiego środowiska, w którym przyszło mu żyć. Wreszcie został przyjęty i opuścił dom, czego pragnął po trudach, jakie tam zniósł.

Pokazuje mi zdjęcie herbu Brygady Spadochronowej z hasłem "triumfuj lub giń". Na zdjęciu, obok tarczy, widać zeszyt, w którym zapisał jedno ze swoich opowiadań. Bo pisanie i opowiadanie historii, czyli coś, co robił już w wieku 14 lat, zawsze było jego pasją.

Podczas swojej długiej kariery w wojsku podróżował do takich miejsc jak Korsyka, Dżibuti, Kenia, Sahara Zachodnia i Brazylia. Kiedy wrócił do Hiszpanii, zamiast wrócić do Madrytu, postanowił pojechać do Barcelony, bo nie chciał widzieć swojej rodziny, a rodzina nie chciała widzieć jego. W Barcelonie wynajął mieszkanie i włóczył się po okolicy, aż zostało mu niewiele pieniędzy. Następnie wrócił do stolicy, gdzie pracował jako kelner i poznał swoją żonę. Mówi, że była skomplikowana, ale przyznaje też, że był niecierpliwy. Żyli w ciągłym napięciu. "Pewnego dnia mój syn, w wieku 9 lat, przyłapał mnie na złym uczynku".mówi Juan. Postanowił więc opuścić dom. Był tak przygnębiony, że został pominięty w grze. I, na początku, nie znał żadnych kuchni z zupą ani innych miejsc, gdzie można by go przyjąć.

Mówi, że doświadczenie wojskowe pomogło mu przejść przez piekło żebrania przez dwanaście lat. Trening psychologiczny, jaki przeszedł w ośrodkach bojowych, przez które przeszedł, przygotował go na wszelkie przeciwności, gdyż "Trzeba mieć na uwadze, że na co dzień ryzykuje się życiem".mówi. Dodaje, że. "nie ma w siłach specjalnych żołnierza, który ma świadomość, że jutro będzie jeszcze żył".. Uważa też, że to, iż nie popadł w alkoholizm czy narkomanię, zawdzięcza szkoleniu, jakie przeszedł jako żołnierz, oraz swojej jasności umysłu.

Podczas jego życia na ulicy opiekował się nim Fundacja RAISWśród innych usług, takich jak pomoc w uzyskaniu minimalnego dochodu, zapewnili mu psychologów i psychiatrów, którzy byli zaskoczeni jego dobrym zdrowiem, mimo że przebywał na ulicy. "Kiedy spadasz na dno studni, przestajesz cierpieć, bo nic, co ci się przydarza, cię nie boli. Nie możesz już nic czuć. Wiesz, że wejście na górę będzie cię kosztowało sto razy więcej niż zejście. Po wyjściu z dołka trzeba umieć się utrzymać. Dla rodziny i przyjaciół zawsze byliście w studni. A w każdym sporze, jaki z nimi prowadzisz, pojawiają się twoje kontrowersje, przypominające ci o twoich przeszłych niedociągnięciach."wyjaśnia.  "80 % osób, które wychodzą ze studni, robi to dzięki ludziom, którzy im pomagają. Nic nie chciałem, żyłem dobrze jak żyłem. Dali mi kanapki i ubrania, i z tego się utrzymałem. Nie chciałam zmierzyć się z normalnym życiem, bo straciłam rodzinę, wszystko. Ale widziałem entuzjazm ludzi, którzy byli przy mnie, aby pomóc mi wyjść, i zrobiłem to".. Dodaje, że. "Stamtąd zacząłem robić kilka kursów, takich jak informatyka czy radiofonia. Mam też bardzo dobrą pamięć"..

Jego przyjaciel otrzymywał pomoc od Bokatasorganizacji pozarządowej, która daje kanapki żebrakom. Zaproponował Juanowi, aby poszedł na świąteczną kolację organizowaną przez to stowarzyszenie. Juan się zgodził, i w ten sposób poznał Bokatas. Kiedy ta organizacja pozarządowa otworzyła Centrum TandemoweZaczął tam pracować. Czuje dużą satysfakcję, bo walczy o to, by inni ludzie żyjący na ulicy mogli wyjść ze swojej trudnej sytuacji.

Często prowadzi pogadanki w szkołach, aby wyjaśnić, jak wyglądają osoby bezdomne i jakie mają problemy. Pokazuje mi zdjęcie, na którym wszystkie dzieci patrzą na niego, gdy mówi, żadne z nich nie jest rozproszone. Przyznaje, że ludzie, którzy go słuchają, mówią mu, że ma doskonałą retorykę i że jest człowiekiem zaangażowanym, jeśli chodzi o pomoc innym.

AutorJaime Sánchez Moreno

Hiszpania

Kampania Manos Unidas: problem głodu - skandaliczny paradoks

Omnes-15 lipca 2017 r.-Czas czytania: 4 minuty

9 lutego w całej Hiszpanii rozpocznie się nowa kampania Manos Unidas 2017 przeciwko głodowi na świecie pod hasłem: "Świat nie potrzebuje więcej żywności. Potrzebuje więcej zaangażowanych ludzi".

Clara Pardo. Prezes Manos Unidas

FAO twierdzi, że produkuje się tyle żywności, by wyżywić prawie dwa razy więcej ludności świata. Jednak około 800 milionów ludzi nadal cierpi głód, a ich podstawowe prawo do bezpiecznej, wystarczającej i pożywnej żywności nie jest w rzeczywistości uznawane. Stoimy przed "paradoksem obfitości", jak mówił św. Jan Paweł II: dla wszystkich jest jedzenie, ale nie wszyscy mają do niego dostęp. Papież Franciszek określa tę sytuację jako "poważny skandal". W rzeczywistości każdego roku głód zabija więcej osób niż AIDS, malaria i gruźlica razem wzięte.

Dlatego w czwartek 9 lutego w całej Hiszpanii rozpocznie się Kampania przeciwko głodowi na świecie 2017, promowana przez Manos Unidas pod hasłem: "Świat nie potrzebuje więcej żywności. Potrzebuje więcej zaangażowanych osób. oraz w ogólnych ramach "Kampania Triennale Zjednoczonej Dłoni Przeciwko Głodowi 2016-2018".. Następnego dnia Dzień dobrowolnego postu. Natomiast w niedzielę, 12 lutego, we wszystkich parafiach zostanie przeprowadzona zbiórka na rzecz Manos Unidas, pozarządowej organizacji rozwojowej zrzeszającej wolontariuszy, zarówno katolickich, jak i świeckich, oraz stowarzyszenia wiernych Kościoła katolickiego w Hiszpanii, zajmującego się pomocą dla narodów pokrzywdzonych przez los.

Przez resztę lutego w 71 delegaturach diecezjalnych będą miały miejsce wydarzenia, konferencje i świadectwa misjonarzy, świeckich i specjalistów, aby uwrażliwić społeczeństwo na skandal/paradoks głodu i potrzebę ludzi zaangażowanych, hojnych i troskliwych.

Kampania przeciw głodowi obchodzona jest od prawie 60 lat, kiedy to grupa kobiet z Akcji Katolickiej w Hiszpanii podjęła deklarację "wojny z głodem na świecie" i zainicjowała pierwszą Kampanię zgodnie z manifestem Światowej Organizacji Katolickich Organizacji Kobiet (WUCWO). Jednak pomimo podjętych wysiłków, głód pozostaje złożonym i palącym problemem. Manos Unidas zajmuje się tym problemem w oparciu o konkretną refleksję i w ramach etyczno-prawnych dzielonych z odpowiednimi instytucjami, takimi jak FAO, ponieważ w rzeczywistości głód wykracza poza zwykłą refleksję statystyczną i staje się wezwaniem do powszechnego sumienia w obliczu ludzkiego problemu, który powinien być dla nas wszystkich sprawą pilną.

Geografia głodu wskazuje głównie na kraje rozwijające się, gdzie prawie 13% ludności jest niedożywiona. Dwie trzecie wszystkich głodujących ludzi znajduje się w Azji. Afryka Subsaharyjska jest jednak regionem świata o najwyższym odsetku osób głodnych: jedna na cztery osoby jest niedożywiona i jest to przyczyną 45 % zgonów dzieci poniżej piątego roku życia - ponad trzech milionów rocznie. Jedno na czworo dzieci na świecie jest zahamowane; w krajach rozwijających się liczba ta wzrasta do jednego na troje. W krajach rozwijających się 66 milionów dzieci chodzi do szkoły głodne. To są liczby nie do przyjęcia, które wołają o silne i zdecydowane zaangażowanie.

Redukcja żywności do "towarów", system produkcji, który przedkłada zysk ekonomiczny nad ludzi i ich prawo do żywności, a także problem utraty i marnowania żywności to niektóre z podstawowych przyczyn głodu. Przyczyny, które są związane z indywidualistycznym, skoncentrowanym na konsumpcji stylem życia oraz nieodpowiednimi systemami handlu i dystrybucji.

To właśnie w krajach rozwiniętych i w gospodarstwach domowych powstaje skandaliczna ilość odpadów. W Hiszpanii, z 8 milionów ton marnowanych rocznie, ponad 60 % pochodzi ze sfery domowej (63 kg na osobę rocznie!). Głód jest faktem, problemem etyczno-społecznym, który wymaga zaangażowania wszystkich: państw, administracji i obywateli, z solidarnością, bez egoizmu.

Manos Unidas opiera swoje działanie na Ewangelii, nauce społecznej Kościoła i dyrektywach papieży. Walkę z głodem i jego przyczynami, mając świadomość ich wieloprzyczynowości, opiera na analizie niezrównoważenia obecnego modelu, wyrażając pilną potrzebę stworzenia globalnego modelu zrównoważonej produkcji rolnej i konsumpcji, poza sieciami spekulacji, ale otwartego na sprawiedliwy handel. Ponadto produkcja rolna, która szanuje środowisko i gwarantuje lokalną konsumpcję. Oraz zintegrowane wykorzystanie produkcji rolnej, które minimalizuje straty żywności, zwłaszcza w krajach rozwijających się, szczególnie podczas zbiorów, przechowywania i transportu, oraz kontroluje marnotrawstwo żywności, zwłaszcza w krajach rozwiniętych, poprzez poprawę dystrybucji, oznakowania i wzorców konsumpcji.

Aby walczyć z głodem, który skazuje obecne i przyszłe życie milionów ludzi, w 2015 roku Manos Unidas zmaterializował 595 nowych projektów o wartości 38 903 487 EUR. które, dodane do tych rozpoczętych w poprzednich latach, dają łącznie łącznie 938 projekty realizowany w 58 krajów w Afryce, Azji i obu Amerykachw tym następujące świadczenie ponad dwa miliony ludzi. Najbardziej wspieranym sektorem był edukacyjny z 219 projektami, a następnie promocja społeczna (104), zdrowie (103), promowanie kobiet (85) y rolnicze (84).

I aby kontynuować tę walkę, Manos Unidas apeluje, z tych wierszy, do zaangażowania hiszpańskiego społeczeństwa, ponieważ "Świat nie potrzebuje więcej żywności. Potrzebuje więcej zaangażowanych ludzi".

 

Kino

Kino: "Loving", miłość w małżeństwie

Omnes-13 lipca 2017 r.-Czas czytania: 2 minuty

"Kochanie", miłość w małżeństwie
Reżyser: Jeff Nichols
Scenariusz: Jeff Nichols
Rok: 2016 r.
Kraj: Stany Zjednoczone

Tekst - Jairo D. Velásquez

Przeciwko niesprawiedliwości siejcie pokój miłością, zwłaszcza jeśli jest ona w małżeństwie. Proste i trafiające w sedno przesłanie, które ten wspaniały film zakłada i utrzymuje do końca. Loving to najnowszy film Jeffa Nicholsa (Mud), który próbuje znaleźć inny sposób na wyjaśnienie walki o prawa obywatelskie w Stanach Zjednoczonych. Daleko mu do surowości Selmy czy Malcoma X, nie ma humoru Crossed Histories, ani historycznych ambicji The Butler. To historia, która skupia swoją siłę w prostocie i głębi relacji dwójki głównych bohaterów. Perełka.

Historia przenosi nas do końca lat 50. Zaczyna się bezpretensjonalnie od rozmowy Mildred (Ruth Negga), łagodnej Afroamerykanki o niezachwianych przekonaniach, z Richardem (Joel Edgerton), prostym mężczyzną, którego jedynym marzeniem jest uszczęśliwienie ukochanej.

Wydaje się, że to zwykła historia miłosna. Zmiany następują po dodaniu drugiej współrzędnej czasoprzestrzennej. Tych dwoje wspaniałych bohaterów zakochuje się, bierze ślub i mieszka w stanie Wirginia w USA. I w tym tkwi problem: tam, w czasach, w których rozgrywa się akcja filmu, małżeństwo dwóch osób różnych ras było nielegalne; a jeśli mieli dzieci, władze nie miały problemu z uznaniem ich za bękarty.

Po spokoju pierwszego spotkania, droga jest pełna cierni. Małżonkowie pokonają je jedną prawdą: liczy się tylko to, by być razem. Z tą maksymą zbudują swoją rodzinę, przezwyciężą wygnanie, zniosą stres prześladowań, skonfrontują się z systemem i spróbują go pokonać.

Nie mówiąc, że wszystko jest idealne, ale historia ma problemy z przeskokami czasowymi: są wydarzenia w życiu bohaterów, które pozostają niewyjaśnione. I są postacie, które znikają bez wyjaśnienia. Nadal nie rozumiem na przykład znaczenia, jakie w opowiadaniu nadano rydwanom. Jednak mimo tych drobnych niedociągnięć, film z pewnością zwróci na siebie uwagę w tym sezonie nagród. Z pewnością będzie bohaterem na kolejnych Oscarach.

W dobie inwazyjnych i dyktatorskich agend kulturowych Loving ma jasną intencję. W trakcie świętowania życia i dzieła Martina Luthera Kinga oraz żegnania prezydentury Baracka Obamy, daje do zrozumienia, że w obliczu niesprawiedliwości i dyskryminacji odpowiedzią jest zawsze miłość. Pozycja obowiązkowa w waszej filmotece.

Dossier

Czarna historia medycyny, José Alberto Palma

Omnes-13 lipca 2017 r.-Czas czytania: < 1 minuta

Czarna historia medycyny
José Alberto Palma
206 stron
Ciudadela Libros. Madryt, 2016 r.

Tekst - Antonio Jiménez

Dr Palma wprowadza nas w wielkie mroczne, makabryczne i błędne mity i legendy medycyny z przeszłości, takie jak topienie, by zniknęły choroby psychiczne, czy upuszczanie krwi, lewatywy i trepanacje, które przenosiły np. René Descartes'a czy George'a Washingtona.

Ta długa lista błędnych praktyk terapeutycznych tworzyła podstawowy podręcznik medyczny przednowoczesnego lekarza. Dziś uważamy je, jeśli nie za zbrodnię, to przynajmniej za wielkie szaleństwa. Kilka z tych praktyk dotarło nawet do połowy XX wieku. Inne, mniej znane, mogą nas zaskoczyć w niewyobrażalny sposób, jak np. "kuracja suspensoryczna" czy "kuracja magnesowa".

Historia negra de la medicina jest bez wątpienia książką zaskakującą na każdej ze swoich stron, po pierwsze ze względu na łatwość zrozumienia tego, co wyjaśnia autor; po drugie ze względu na zainteresowanie, jakie budzi dzięki konkretnym i prawdziwym przykładom; i po trzecie ze względu na mieszankę upowszechniania i badania. Dzieło, którego nie powinno zabraknąć w bibliotekach nikogo, kto jest ciekawy i chętny do poznania historii z punktu widzenia medycyny i zdrowia.

Wielebny SOS

Żywność i rak

Istnieje ścisły związek między rakiem a dietą: szacuje się, że około 35 % nowotworów ma związek z czynnikami żywieniowymi. Można by ich uniknąć, gdyby stosowano odpowiednią dietę.

Pilar Riobó-9 lipca 2017 r.-Czas czytania: 3 minuty

Ogólnie rzecz biorąc, produkty roślinne zmniejszają ryzyko zachorowania na raka, ponieważ zawierają substancje o działaniu antyoksydacyjnym, które zapobiegają powstawaniu nowotworów. Nie jest to kwestia wykluczenia wszelkiego spożycia mięsa, ale zrobienia miejsca na większą ilość i różnorodność pokarmów roślinnych. Warzywa zmniejszają ryzyko wystąpienia nowotworów jamy ustnej i gardła, przełyku, płuc, żołądka, okrężnicy i odbytnicy, krtani, trzustki, wątroby, jajnika i endometrium. Z kolei owoce minimalizują ryzyko wystąpienia nowotworów jamy ustnej i gardła, przełyku, płuc i żołądka. W związku z tym zaleca się spożywanie co najmniej pięciu porcji owoców i warzyw każdego dnia.

Ale każdy rodzaj raka powinien być rozpatrywany indywidualnie. 

Po pierwsze, musimy wspomnieć o raku okrężnicy i odbytnicy (CRC), który jest drugą główną przyczyną zgonów z powodu nowotworów w Hiszpanii i pierwszą w populacji osób niepalących (wśród palaczy główną przyczyną jest rak płuc). Istnieją choroby predysponujące do wystąpienia CRC, takie jak polipy, które mogą rosnąć i stać się złośliwe, oraz choroby zapalne jelit, takie jak choroba Leśniowskiego-Crohna czy wrzodziejące zapalenie jelita grubego. Czasami istnieją korzenie genetyczne: 25% pacjentów ma dotkniętego chorobą członka rodziny.

Żywność o wysokiej zawartości błonnika odgrywa rolę ochronną przed CRC: błonnik przyspiesza czas tranzytu jelitowego i ekspozycję błony śluzowej jelita grubego na czynniki rakotwórcze, a także przyczynia się do zwiększenia kwasowości w jelicie grubym. Chociaż wszystkie warzywa są zalecane, szczególnie skuteczne są warzywa krzyżowe, takie jak brokuły, kapusta i kalafior. Inne pokarmy o działaniu ochronnym to ryby (zawierające omega 3), oliwa z oliwek, mleko (ze względu na zawarty w nim wapń), a także te zawierające witaminę D, foliany, flawonoidy, witaminy antyoksydacyjne (A, C i E) oraz selen. Białe mięso (kurczak, wołowina, indyk) ma neutralne działanie.

Z kolei czerwone mięso (wołowina, cielęcina, wieprzowina) lub przetworzone (wędliny, kiełbasy) zwiększa ryzyko. Gotowanie w wysokiej temperaturze prowadzi do powstania substancji (fekapentany, 3-ketosteroidy) zdolnych do wywoływania mutacji w komórkach, a w obecności względnego niedoboru substancji ochronnych i odpowiedniego podłoża genetycznego, sprzyjających złośliwej transformacji polipów. W bardziej ogólnym ujęciu są one również związane z ogólną śmiertelnością pochodzenia nienowotworowego. Azotyny zawarte w żywności wędzonej oraz przetworzonych i solonych produktach mięsnych są również powiązane z CRC. 

Styl życia warunkuje pojawienie się i rozwój różnych nowotworów. Istnieją trzy decydujące czynniki. Palenie zwiększa ryzyko zachorowania na CRC, nawet przy zmniejszonym spożyciu, i jest bezpośrednio związane z innymi nowotworami, takimi jak rak płuc, krtani i pęcherza moczowego. Alkohol (w każdej ilości) jest kolejnym czynnikiem ryzyka. Wreszcie, ćwiczenia fizyczne są idealnym środkiem zapobiegawczym, jak również są korzystne w innych aspektach zdrowia.

W odniesieniu do raka prostaty, komórki raka prostaty wydają się być obecne u prawie wszystkich mężczyzn powyżej 50 roku życia. Na szczęście tylko w niektórych przypadkach postępują one do choroby klinicznej, ewentualnie zależą od czynników środowiskowych i dietetycznych. Soja, tłuszcze omega-3 i pomidory, dzięki zawartości likopenu, silnego przeciwutleniacza, zmniejszają ryzyko. Z kolei spożycie wapnia zwiększa ryzyko (jest ono czterokrotnie wyższe u mężczyzn spożywających 2000 mg wapnia dziennie w porównaniu z tymi, którzy spożywają tylko 500 mg dziennie, co odpowiada dwóm szklankom mleka).

Rak trzustki został powiązany z dietami o wysokim indeksie glikemicznym, czyli dietami bogatymi w cukry lub szybko wchłaniane skrobie (nadmiar ziemniaków, ryżu, chleba). A rak piersi ma tendencję do reagowania bardziej na czynniki genetyczne i hormonalne, chociaż ma pozytywny związek ze spożywaniem alkoholu, otyłością i brakiem ćwiczeń fizycznych.

Podsumowując, z dietetycznego punktu widzenia, aby zapobiec nowotworom, wskazane jest unikanie nadmiaru kalorii i ograniczenie niektórych form gotowania, takich jak grillowanie, wędzenie, solenie itp. Natomiast błonnik, witaminy, niektóre minerały i antyoksydanty mają działanie ochronne przed nowotworami.

AutorPilar Riobó

Specjalista w dziedzinie endokrynologii i żywienia.

TribuneBiskup Brian Farrell

Znaczenie Lund, pięćset lat po reformacji

Wspólne obchody rocznicy Reformacji w Lund (październik 2016) są punktem dojścia i punktem wyjścia w ekumenicznych relacjach wzajemnego zaufania i braterstwa między katolikami i luteranami.

8 lipca 2017 r.-Czas czytania: 3 minuty

Tydzień Modlitw o Jedność Chrześcijan skupił się na 500-leciu Reformacji. Podkreślono teologiczne i eklezjalne dziedzictwo historycznego doświadczenia reformacji w kraju jej powstania, a także dobre relacje między katolikami i luteranami dzisiaj, pięćdziesiąt lat po rozpoczęciu dialogu ekumenicznego. Najbardziej autorytatywny wyraz nowego klimatu miał miejsce 31 października w szwedzkim Lund, podczas ekumenicznego spotkania papieża Franciszka z przewodniczącym Światowej Federacji Luterańskiej, biskupem Younanem.

Jak to możliwe, że po wiekach sporów między katolikami i protestantami przedstawiciele obu Kościołów wspólnie dziękowali Bogu za "duchowe i teologiczne dary otrzymane przez reformację", ubolewając jednocześnie nad tym, że luteranie i katolicy zranili widzialną jedność Kościoła? Być może zdanie, które najlepiej to wyjaśnia, znajduje się we Wspólnej Deklaracji: "Podczas gdy przeszłości nie można zmienić, pamięć i sposób pamiętania można przekształcić". Jest to ów nieodzowny proces dialogu ekumenicznego zwany "oczyszczeniem pamięci" lub poszukiwaniem nowego rozumienia niezgody, która spowodowała separację.

Sobór Watykański II, uznając, że podziały nastąpiły "niekiedy nie bez odpowiedzialności po obu stronach", oraz że "ci, którzy obecnie rodzą się i są karmieni wiarą Jezusa Chrystusa w tych wspólnotach, nie mogą być odpowiedzialni za grzech separacji" (Unitatis Redintegratio, 3), otworzył drogę do tego głębokiego oczyszczenia pamięci. Beznamiętne spojrzenie na spory XVI wieku ujawniło prawdziwe intencje reformatorów i ich przeciwników. Kiedy Luter opublikował swoje tezy przeciwko odpustom, był augustiańskim mnichem o intensywnym, choć skrupulatnym, a nawet udręczonym życiu duchowym, z pewnością zgorszonym tym, jak zbawienie dusz zostało niemal podporządkowane rodzajowi handlu zarządzanego przez kościelnych. Należało się spodziewać, że jego krytyka wzbudzi ostrą reakcję. To, czego nie można było przewidzieć, to rewolta religijna, społeczna i polityczna, która po niej nastąpiła i podział samego Kościoła.

Ponad cztery wieki konfliktów i nieufności można przezwyciężyć jedynie poprzez głębokie nawrócenie, pozwalające Kościołom odejść od błędów i przesady. Św. Jan Paweł II sugerował: "Tylko przyjmując bez zastrzeżeń postawę oczyszczenia przez prawdę, możemy znaleźć wspólną interpretację przeszłości i osiągnąć nowy punkt wyjścia dla dzisiejszego dialogu" (Orędzie do kardynała Willebrandsa, 31 października 1983 r.).

Droga ekumeniczna wymaga zatem lepszego zrozumienia prawdy historycznej wydarzeń, wspólnej interpretacji tego, co w ludziach i wydarzeniach jest dobre i złe, i na tej podstawie gotowości do pójścia w nowym kierunku. Taką drogę przeszedł dialog katolicko-luterański w ciągu ostatnich pięciu dekad, którego rezultaty odzwierciedla dokument "Od konfliktu do komunii" (2013) Międzynarodowej Komisji Dialogu Katolicko-Luterańskiego.

Historiografia ostatniego wieku doprowadziła do mniej polemicznego osądu Lutra i przyczyniła się do stworzenia nowego klimatu wzajemnego zrozumienia. Ta rewizja postaci i dzieła Lutra odbiła się echem w wypowiedziach ostatnich papieży, począwszy od Pawła VI. Na przykład w wywiadzie z 26 czerwca 2016 r. papież Franciszek powiedział: "Uważam, że intencje Marcina Lutra nie były złe: był reformatorem... Kościół w tamtych czasach nie był do końca wzorem do naśladowania; panowała w nim korupcja, światowość, przywiązanie do pieniędzy i władzy. Dlatego też zaprotestował.

Wydarzenie z Lund doprowadziło świat ekumeniczny do wyraźnej świadomości, że sposób, w jaki przeszłość wpływa na teraźniejszość, może zostać zmieniony. "Kluczem nie jest opowiedzenie innej historii, ale opowiedzenie tej historii inaczej" (From Conflict to Communion, 16). A ekumenizm "przeżywany", a nie tylko myślany i dyskutowany, przynosi pozytywne owoce, które są obietnicą i solidną nadzieją na dalszą drogę.

W harmonii z niedawnym Rokiem Miłosierdzia, wspólne upamiętnienie Reformacji w Lund podkreśliło, jak w społeczeństwie zdominowanym przez ekonomię i wydajność, istnieje pilna potrzeba zrozumienia znaczenia pytania o Boga. A znaczenie Lund jest również takie: że chrześcijanie, choć nadal podzieleni, nie mogą już pozostać w stanie braku łączności lub konfliktu, gdy chodzi o dawanie świadectwa wiary. Papież podkreślił to niedawno Radzie ds. Popierania Jedności Chrześcijan: "Moja niedawna wizyta w Lund przypomniała mi o aktualności tej ekumenicznej zasady sformułowanej tam przez Ekumeniczną Radę Kościołów w 1952 r., która zaleca, by chrześcijanie 'wszystko czynili razem, z wyjątkiem tych przypadków, gdy głębokie trudności ich przekonań wymagają, by działali oddzielnie'".

AutorBiskup Brian Farrell

Sekretarz Papieskiej Rady ds. Popierania Jedności Chrześcijan

Hiszpania

"Papież prosi nas, abyśmy przeżywali nasze powołanie zakonne z głębią i radością".

2 lutego to Dzień Życia Konsekrowanego. Palabra rozmawiała o życiu zakonnym z Maríą del Rosario Ríos, pierwszą kobietą przewodniczącą Hiszpańskiej Konfederacji Zakonników (CONFER).

Henry Carlier-31 stycznia 2017 r.-Czas czytania: 6 minuty

 María del Rosario Ríos, przełożona Kompanii Maryi od 2010 roku, była do niedawna wiceprezesem CONFER. W kwietniu ubiegłego roku została tymczasowym przewodniczącym, gdy poprzedni przewodniczący, Luis Ángel de las Heras, został mianowany biskupem Mondoñedo-Ferrol. Następnie, w listopadzie, Zgromadzenie Ogólne CONFER wybrało ją na prezydenta na kolejne cztery lata.

Mariña (jak jest powszechnie znana) urodziła się w A Coruña w 1960 roku. Ukończyła psychologię na Uniwersytecie w Santiago de Compostela oraz licencjat z teologii na Uniwersytecie w Comillas. Pracowała wśród młodzieży w szkołach średnich i rezydencjach uniwersyteckich, jako mistrzyni nowicjatu oraz w różnych służbach państwowych.

Po powrocie z La Rioja i na godziny przed złapaniem samolotu do Rzymu, znajduje czas na rozmowę z czytelnikami Palabry.

Maria del Rosario, jak będzie przeżywany tegoroczny Światowy Dzień Życia Konsekrowanego? 

Podkreśliłbym akcent sugerowany przez wybrane hasło:"Świadkowie nadziei i radości".która przywołuje słowa papieża Franciszka skierowane do Kościoła i do życia konsekrowanego.

Przywołuje list apostolski Świadkowie radościktóre Papież skierował do nas, osób konsekrowanych w Roku Życia Konsekrowanego. W tym liście zachęca nas, abyśmy byli świadkami nadziei i szerzyli ją wszystkim pośród trudności naszych czasów, a także trudności w naszym własnym życiu zakonnym.

Podkreślam również to samo znaczenie, jakie obchody tego Dnia mają nie tylko dla życia konsekrowanego, ale dla całego Ludu Bożego. Celem jest dziękczynienie, świadectwo, odnowienie charyzmatu zakonnego i pogłębienie tego, czym on jest. Te dni pomagają Ludowi Bożemu doświadczyć życia konsekrowanego jako tego, czym ono jest: darem w Kościele.

Jak poszczególne instytucje kościelne, a także instytuty włączone do CONFER, przyjęły fakt, że przewodniczącą jest kobieta?

W CONFERze zostało to przyjęte jako coś normalnego i jako usługa.

W instytucjach zakonnych żyjemy już rzeczywistością, w której mężczyźni i kobiety pełnią posługę rządzenia lub formacji na różnych poziomach: lokalnym, prowincjonalnym, generalnym. Dlatego był on przeżywany jako coś normalnego, pozytywnego i jako jeden z różnych wkładów kobiet w Kościół.

Papież Franciszek zaprasza kobiety do wnoszenia wkładu także z miejsc, gdzie czasami nie wnosiłyśmy tak wiele, z powodu tej samej trajektorii Kościoła lub dlatego, że z różnych powodów nie miałyśmy odwagi tego zrobić.

Jeśli chodzi o inne obszary Kościoła, to również czułem się pozytywnie przyjęty.

Dodam, że istnieje niebezpieczeństwo, gdy jest w wiadomościach, zbytniego nacisku na fakt bycia kobietą. To prawda, że po raz pierwszy wybrano kobietę na prezydenta, ale musimy wejść w kategorie ewangeliczne, nawet jeśli musimy również zajmować stanowiska.

Te nominacje mogą być wyrazistym znakiem wkładu kobiet w Kościół, ale wkład kobiet nie ogranicza się tylko do tego. Nie wolno nam na tym poprzestać, bo w końcu ważne jest to, aby z zadania rządzenia, a także z innych zadań, które są w równym stopniu służbą, realizować służbę Kościołowi.

Czy coś Cię zaskoczyło podczas pełnienia funkcji szefa CONFER? Jak widzisz obecną sytuację życia zakonnego w Hiszpanii?

Łącznie 408 zgromadzeń zakonnych jest zintegrowanych w Hiszpańskiej Konfederacji Zakonników. Spośród nich 301 to kobiety, a 107 to mężczyźni, co daje w sumie około 42 000 członków (przy czym proporcja między kobietami i mężczyznami jest taka sama jak między liczbą zgromadzeń żeńskich i męskich - 3:1). A w sumie ponad 5,4 tys. wspólnot. Kontemplacyjne wspólnoty religijne na ogół nie są zintegrowane.

Przewodniczenie CONFER pozwala mi dostrzec wielkie bogactwo życia zakonnego w Hiszpanii i pluralizm jego charyzmatów. Jest to rzeczywistość bardzo żywa, bardzo aktywna, bardzo twórcza, bardzo pracowita i zatroskana o ewangelizację.

Dzięki niej odkryłam wiele rzeczy, które w codziennym życiu mogą czasem pozostać niezauważone.

Jak sobie radzić ze starzeniem się niektórych instytutów zakonnych?

To prawda, że średnia wieku zakonników w Hiszpanii jest starsza niż w innych krajach, podobnie jak w całym społeczeństwie hiszpańskim. Nie umniejsza to jednak ich żywotności. W naszych instytutach zakonnych znajdujemy osoby, które w społeczeństwie cywilnym byłyby emerytami, a w życiu zakonnym są bardzo aktywne i zaangażowane. Bóg działa cuda z tymi ludźmi. Może nie pojawiają się w gazetach, ale też nie o to nam chodzi, ale o to, by być wiernym Jezusowi.

Istnieje kilka kierunków działań. Jednym z nich jest formowanie i kształcenie się do towarzyszenia na tym ważnym etapie życia i powołania w starości, a także lokalnych przełożonych i liderów wspólnot.

To prawda, że wzrosła średnia długość życia. Z drugiej strony, starzenie się w niektórych zgromadzeniach - nie jest ono takie samo we wszystkich, ale prawdą jest, że średnia wieku jest wyższa niż w przeszłości - skłania nas do kreatywnego spojrzenia na to, jak utrzymać służbę dla misji w inny sposób.

Czterdzieści lat temu siedemdziesięcioletni zakonnik był starym człowiekiem. Dziś nie jest. Być może nie będzie mógł kontynuować pracy jako nauczyciel w szkole religijnej, ale może nadal być aktywny jako referent w tym dziele apostolskim lub nadal towarzyszyć młodzieży.

Powiedziałbym, że stajemy wobec niej z realizmem i z nadzieją, ponieważ ostatecznie - i tu Papież skierował do nas ważny apel - nasza ufność nie leży w liczbach, cyfrach, ani w młodości, ale w Panu, który może dokonać wielkich rzeczy z tym, czym jesteśmy. Jeśli to, co jest ewangeliczne, bywa małe i słabe, to wysoka średnia wieku też może być ewangeliczna.

Stawiamy jej czoła z perspektywą, która jest jednocześnie pełna wiary i wdzięczności. Ponieważ starsi mają zgromadzoną mądrość i doświadczenie oraz są świadectwem wierności Panu.

Czy zmniejszenie obciążenia pracą poprzez zmniejszenie liczby prowincji instytutu może być również kierunkiem działania?

Grupowanie województw, które wiąże się z redukcją struktur operacyjnych, ma na celu nie tyle zmniejszenie misji, co wręcz przeciwnie - jej wzmocnienie.

Myślę na przykład o moim zgromadzeniu, Kompanii Maryi. Redukcję województw przeprowadziliśmy ponad dwanaście lat temu. Z pięciu prowincji przeszliśmy do jednej, ale nie tyle po to, by zmniejszyć misję, ile po to, by więcej osób działało w misji, a mniej w strukturach prowincji. Wiele z tych działań podejmowanych jest w celu dostosowania organizacji do rzeczywistości i możliwości dalszego umacniania misji.

Inna rzecz, że trzeba dokonać rozeznania co do pewnych obecności, czy nie ma redukcji prowincji, z powodu samej rzeczywistości, czy też z powodu wymagań rzeczywistości. Trudno powiedzieć, że dziś ta praca ulega przekształceniu albo nasza obecność zdrowotna, edukacyjna czy duszpasterska musiałaby być inna, by lepiej odpowiadać na rzeczywistość.

Na jakie punkty papież Franciszek kładzie największy nacisk w przypadku zakonników?

W pierwszej kolejności my, zakonnicy, czujemy się wyzwani przez to, co papież mówi do całego Kościoła, a nie tylko do nas. Ale prawdą jest też, że w jego przemówieniu do zakonników są pewne stałe, które wydają mi się zgodne z ideą, że powinniśmy przeżywać nasze powołanie zakonne z głębią i radością. Powołuje nas, abyśmy byli ekspertami w komunii i świadkami nadziei, radości i, krótko mówiąc, Pana. I być częścią tego Kościoła w wychodzeniu na zewnątrz, w oparciu o własne powołanie. Wydaje mi się, że to jest klucz do tego, o co prosi nas papież.

Innym jego naleganiem jest to, że nie powinniśmy stawiać w centrum siebie, nawet naszych trudności, ale że centrum powinien być Pan i inni.

Wierzę ponadto, że te wezwania są znaczące, ponieważ Papież mówi do nas znając życie zakonne od wewnątrz. Jego słowa są trafne, gdy na przykład nalega na braterstwo i komunię, nie tylko wśród zakonników. To nie są teorie, ale nalegania kogoś, kto dobrze kocha życie zakonne i zna je od środka ze wszystkimi jego bogactwami i trudnościami.

Kilka lat temu mówiło się o zwiększeniu długości nowicjatu dla lepszego rozeznania powołania. Czy są jakieś wiadomości na ten temat?

W rzeczywistości niektóre Zgromadzenia, które miały jeden rok nowicjatu, przedłużyły go do dwóch. Inne zakony czy instytuty miały już dwa lata nowicjatu. To, co się robi, to wielka troska o proces prenowicjatu i rozeznania. Niektóre Instytuty wydłużyły także czas postulatu, przed nowicjatem.

Oczywiste jest, że formacja i procesy są dziś znacznie bardziej spersonalizowane niż trzydzieści czy czterdzieści lat temu. Dziś sytuacja jest inna, bo inne jest społeczeństwo i inna jest geneza powołań.

Chodzi o zapewnienie dobrego procesu rozeznawania powołania i formacji, który potwierdza powołanie do instytutu zakonnego.

AutorHenry Carlier

Kultura

Dorothy Day. Długa samotność

24 września ubiegłego roku w pamiętnym przemówieniu do Kongresu USA Papież Franciszek czterokrotnie wspomniał Dorothy Day (1897-1980), "córkę tej ziemi", która "z niestrudzoną pracą walczyła o sprawiedliwość i sprawę uciśnionych", która "marzyła o sprawiedliwości społecznej i prawach ludu".

Jaime Nubiola-24 stycznia 2017 r.-Czas czytania: 5 minuty

"W tych czasach". -powiedział papież 24 września. "W czasach, gdy kwestie społeczne są tak ważne, nie mogę nie wspomnieć o Słudze Bożej Dorothy Day, założycielce ruchu Catholic Worker. Jej aktywizm społeczny, pasja do sprawiedliwości i sprawy uciśnionych były inspirowane przez Ewangelię, jej wiarę i przykład świętych".

Te słowa papieża skłoniły mnie do przeczytania jego autobiografii z 1952 roku, Długa samotnośćwspaniała biografia Jima Foresta Wszystko jest łaską: biografia Dorothy Day (Orbis, 2011), a także kilka jego pism, m.in. niedawno przetłumaczone Moje nawrócenie. Z placu Unii do Rzymu, 1938. Wydaje mi się, że w dobie naszej sekularyzacji Dorothy Day jest postacią fascynującą ze względu na jej intymne zjednoczenie z Bogiem i zaangażowanie na rzecz najbardziej potrzebujących. Życie Day ujawnia głębokie doświadczenie mistyczne, które doprowadziło ją do nawrócenia, do najwyższych poziomów duchowości i do odkrycia oblicza Jezusa Chrystusa w najbardziej potrzebujących.

We fragmencie pisze np. Długa samotność: "Jeśli brakuje ci czasu, siej czas, a będziesz żąć czas. Idź do kościoła i spędź godzinę na cichej modlitwie. Będziesz miał więcej czasu niż kiedykolwiek i wykonasz swoją pracę. Siać czas z ubogimi. Siedź i słuchaj ich, trać z nimi czas. Otrzymasz z powrotem stokrotny zwrot. Siejcie dobroć, a będziecie zbierać dobroć. Siejcie miłość, a będziecie żąć miłość. I, po raz kolejny, powiedział wraz ze św. Janem od Krzyża: 'Gdzie nie ma miłości, połóż miłość, a otrzymasz miłość'". (s. 268) Jaka praktyczna mądrość jest zawarta w tych krótkich linijkach!

Znacząca biografia
Dorothy Day urodziła się w 1897 roku na Brooklynie w Nowym Jorku, jako córka dziennikarza sportowego. Przeprowadziła się z rodziną do San Francisco, a następnie do Chicago; od najmłodszych lat pracowała jako opiekunka dla rodzeństwa oraz przy różnych pracach poza domem. Studiowała na stypendium na Uniwersytecie Illinois, które porzuciła po dwóch latach. Przeniósł się do Nowego Jorku, gdzie prowadził życie bohemy i rozwijał swój aktywizm społeczny w kontakcie z grupami anarchistycznymi: "Oscylowałem między wiernością socjalizmowi, syndykalizmowi i anarchizmowi. Kiedy czytałem Tołstoja, byłem anarchistą; Ferrer ze swoimi szkołami, Kropotkin ze swoimi gminami agrarnymi, ludzie z Robotnicy Przemysłowi Świata z ich solidarnością i ich związkami zawodowymi: oni wszyscy mnie pociągali". (p. 71). W swoim nekrologu opublikowanym w czasopiśmie Czas w 1980 roku przypomniano, że dla jej wielbicieli, takich jak historyk David J. O'Brien, Dorothy Day była "najbardziej znacząca, interesująca i wpływowa osoba w amerykańskim katolicyzmie". I tak było, bo w ruchu Katolicki Robotnik łączyła swój zapał do reformowania społeczeństwa jako całości z praktyczną troską o pomoc poszczególnym biednym ludziom. Była kilkanaście razy aresztowana, pierwszy raz jako sufrażystka w 1917 roku, ostatni przy okazji demonstracji w Kalifornii w 1973 roku, brała udział w wielu, wielu protestach robotniczych i antywojennych.

Benedykt XVI powiedział o niej 13 lutego 2013 r: "W swojej autobiografii otwarcie wyznaje, że uległa pokusie rozwiązania wszystkiego za pomocą polityki, trzymając się propozycji marksistowskiej: 'Chciałam iść z demonstrantami, iść do więzienia, pisać, wpływać na innych i zostawić światu swoje marzenie. Ileż w tym wszystkim było ambicji i ileż szukania siebie!". Droga do wiary w tak zlaicyzowanym środowisku była szczególnie trudna, ale Grace działa tak samo, co sama podkreślała: "To prawda, że częściej czułam potrzebę chodzenia do kościoła, klękania, pochylania głowy w modlitwie. Ślepy instynkt, można powiedzieć, bo nie byłem świadomy modlitwy. Ale ja bym poszedł, wszedłbym w atmosferę modlitwy...". Bóg doprowadził ją do świadomego przylgnięcia do Kościoła, do życia poświęconego wydziedziczonym"..

Po urodzeniu córki, w grudniu 1927 roku przeszła na katolicyzm. Zostawiła swojego partnera, anarchistę Forstera Batterhama, który nie chciał się ożenić, i skupiła się na wychowaniu córki. Wyjechała do Meksyku, by uciec od Forstera, ale gdy jej córka zachorowała na malarię, wróciła na stałe do Nowego Jorku. W 1933 roku poznała radykalnego katolika Petera Maurina, z którym założyła gazetę Katolicki Robotnik która odtąd miała być dynamiczną osią jego życia, obok ośrodków dla miejskiej biedoty i wiejskich gospodarstw. Gazeta przez dziesiątki lat była szeroko rozpowszechniana. Obecnie istnieje ponad 200 wspólnot Katolicki Robotnik w Stanach Zjednoczonych i 30 innych w różnych krajach.

Aktualności
Hiszpańskiego czytelnika uderza podziw Daya dla Ferrera Guardii, anarchistycznego założyciela Szkoły Nowoczesnej, skazanego i straconego w 1909 roku za rzekomy udział w Tragicznym Tygodniu w Barcelonie. Zaskakujące jest to, że ideały pedagogiczne Ferrera miały znaczący wpływ w Stanach Zjednoczonych, mimo że niektóre z jego tekstów są surowo antyreligijne. "Gdzie oni byli? - pisze w swojej autobiografii Dorothy Day (s. 162). "księża, którzy powinni byli wyruszyć na poszukiwanie ludzi takich jak hiszpański anarchista Francesc Ferrer i Guardia, postępując z nimi tak, jak Dobry Pasterz postępował z zagubioną owcą, pozostawiając dziewięćdziesięciu dziewięciu - dobrych parafian - by poszli na poszukiwanie tego, który się zgubił, by uleczyć tego, który został zraniony? Nic dziwnego, że w moim umyśle i w moim sercu istniał bardzo ostry konflikt".. Jego aktywny pacyfizm uderza także w. Katolicki Robotnik w czasie hiszpańskiej wojny domowej wobec poparcia Kościoła amerykańskiego dla strony narodowej w wyniku męczeństwa tak wielu księży i zakonnic oraz poparcia oficjalnych władz dla strony republikańskiej.

W tym Roku Miłosierdzia postać i myśl Dorothy Day nabierają nowej aktualności, choć nie obyło się bez kontrowersji: "Wśród dzieł miłosierdzia są: nauczanie nieuczonych, upominanie grzeszników, pocieszanie strapionych i cierpliwe znoszenie niesprawiedliwych; do tego zawsze dodawaliśmy: pikietowanie i rozpowszechnianie propagandy".pisze np. w swojej autobiografii (s. 235).

Warto zamknąć tę krótką recenzję książki kilkoma wersami z epilogu: "Ostatnim słowem jest miłość. [...] Nie możemy kochać Boga, jeśli nie kochamy się nawzajem, a żeby kochać, musimy się znać. Znamy Go w łamaniu chleba i znamy siebie nawzajem w łamaniu chleba, i nigdy nie jesteśmy sami. Niebo jest bankietem i życie też jest bankietem, nawet ze skórką chleba, gdzie jest wspólnota. Wszyscy znamy długą samotność i wszyscy nauczyliśmy się, że jedynym rozwiązaniem jest miłość, a miłość przychodzi ze wspólnotą".  (p. 303).


 

Aby dowiedzieć się więcej

mar16-kultura3

Długi samotność, Dorothy Day. 312 stron. Editorial Sal Terrae, 2000.

Moje nawrócenieDorothy Day. 176 stron. Ediciones Rialp, 2014.

Dorothy Day: a dziennikarz zaangażowany w równość społeczna  na drodze do świętościRaporty Rzymskie (2013).

Dorothy Day, a święty naszego czas, Ron Rolheiser. Okrągłe miasto. 7-IX-2015 R.

Siła anioła (film) . Tytuł oryginału: Entertaining Anioły: Dorotka Day Story (1996).

Kultura

Robert H. Benson: "Władca świata".

Futurystyczna powieść Roberta Hugh Bensona (1871-1914) została przynajmniej dwukrotnie wspomniana przez papieża Franciszka w jego przepowiadaniu w ostatnich latach. Władca światapierwotnie wydany w 1907 r. Autor uważa też, że jest to jeden z kluczy do encykliki Laudato si oraz jako dzieło, które "daje wiele do myślenia".

Jaime Nubiola-24 stycznia 2017 r.-Czas czytania: 5 minuty

Od pierwszych dniKilku autorów wykryło obecność myśli i tekstów Romano Guardiniego (1885-1968) w przepowiadaniu papieża Franciszka, a w szczególności w jego ostatniej encyklice Laudato si' Maj 2015 r. Wiadomo, że już w nowicjacie młody Bergoglio był czytelnikiem m.in. Pan Guardiniego oraz że w 1986 roku spędził rok w Niemczech, pracując nad projektem doktorskim dotyczącym dynamiki niezgody i spotkania u Guardiniego.

W pewnym sensie coś z tego projektu pojawia się teraz w tej świetlanej encyklice, gdy Papież przypomina, że istnieje tendencja do wierzenia, że "że każdy wzrost władzy jest po prostu postępem, wzrostem bezpieczeństwa, użyteczności, dobrobytu, energii życiowej, pełni wartości", chociaż "współczesny człowiek nie jest przygotowany do mądrego korzystania z władzy". (n. 105). Słowa Upadek epoki nowożytnej przez Guardiniego są cytowane co najmniej ośmiokrotnie (przyp. 83, 84, 85, 87, 88, 92, 144 i 154): "Każdy wiek ma tendencję do rozwijania niewielkiej samoświadomości własnych ograniczeń. Dlatego możliwe jest, że ludzkość nie zdaje sobie dziś sprawy z powagi stojących przed nią wyzwań, a "możliwość nadużycia władzy przez człowieka stale rośnie", gdy nie podlega on "żadnym regułom regulującym wolność, a jedynie rzekomym imperatywom użyteczności i bezpieczeństwa"". (n. 105). A nieco dalej dodaje: "Technologia ma tendencję do dążenia do tego, by nic nie pozostało poza jej żelazną logiką, a 'człowiek, który posiada technologię, wie, że ostatecznie nie ma ona na celu ani użyteczności, ani dobrobytu, lecz opanowanie; opanowanie w najbardziej skrajnym sensie tego słowa'". (n. 108). Warto uważnie przeczytać m.in. Upadek epoki nowożytnej (1950), gdyż rzuca ona wiele światła na encyklikę i współczesność.

Wydaje mi się jednak, że istnieje drugi klucz do encykliki, który odwołuje się do zupełnie innego źródła, a który został przeoczony. Nawiązuję do futurystycznej powieści Roberta Hugh Bensona (1871-1914) Władca świata [Władca Świataopublikowana pierwotnie w 1907 r. i wspomniana co najmniej dwukrotnie przez papieża Franciszka w jego przepowiadaniu w ostatnich latach. Postać Juliana Felsenburga, który w powieści staje się efektywnym panem świata, zdaje się rezonować w tle potępienia nadużywania technokratycznej władzy sformułowanego w Laudato si': "Nieodzowne staje się stworzenie systemu normatywnego, który zawierałby nieprzezwyciężalne granice i zapewniał ochronę ekosystemów, zanim nowe formy władzy wywodzące się z paradygmatu techno-ekonomicznego skończą zmiatać nie tylko politykę, ale także wolność i sprawiedliwość". (n. 53).

Robert H. Benson, najmłodszy syn arcybiskupa Canterbury Edwarda W. Bensona (1829-1896), kształcił się w Eton i Trinity College, Cambridge. W 1895 roku został wyświęcony na anglikańskiego księdza i po długim procesie refleksji i modlitwy - o którym opowiada w Pamiętnik nawróconego-W 1903 roku został przyjęty do Kościoła katolickiego, a w następnym roku otrzymał święcenia kapłańskie. Benson miał znakomite dary literackie. Ponadto Władca świata (1907), opublikował w swoim krótkim życiu - zmarł w wieku 43 lat - czternaście innych udanych powieści, cztery sztuki teatralne i wiele innych książek o charakterze religijnym lub apologetycznym.

Władca świata daje wiele do myślenia, jak to często bywa w przypadku dobrego science fiction. Bez wątpienia, "zasługuje na miejsce". -pisał Joseph Pearce "obok Nowy wspaniały świat (Huxley) i 1984 (Orwell) wśród klasyków dystopijnej fikcji". Opowiada o tym, jak około roku 2000 najgorszy koszmar -... dystopia jest antyutopią - opanowała świat i przygotowuje się do ostatecznej eliminacji religii.


Aby dowiedzieć się więcej:

styczeń16-kultura2

Wyznania konwertytyR. H. Benson. Rialp, 1998. Osobiste świadectwo, w którym Benson opisuje żmudną drogę, która doprowadziła go do Kościoła katolickiego.

Nawróceni pisarzeJoseph Pearce. Ed. Palabra, 2006. Anglosascy intelektualiści i artyści przejawiający twórczą siłę chrześcijaństwa.

Władca świata, R. H. Benson. Słowo, 2015 r.. Książka, która daje wiele do myślenia, jak to często bywa w przypadku dobrego science fiction.


Jak wyjaśniał jezuita Cyril Martindale, biograf Bensona, amerykański Felsenburgh, główny bohater w Władca świata który reprezentuje Antychrysta, jest nie tyle wcieleniem Szatana, co raczej kwintesencją ludzkiej doskonałości, politykiem wprowadzającym pokój na skalę światową, który uosabia Człowieka par excellence, Ducha Świata. Natomiast reprezentujący chrześcijaństwo ksiądz Percy Franklin to skromna osoba, która po wyborze na papieża po upadku Rzymu na rzecz Felsenburga żyje w ubóstwie i anonimowości w Nazarecie oczekując strasznego końca. Dla dzisiejszego czytelnika to zachowanie nie może nie przywoływać osobistego stylu papieża Franciszka.

Wystarczą dwa cytaty, by pokazać, jak bardzo aktualna jest ta książka. Jeden - wywód Olivera Branda, urzędnika nowego porządku, do swojej żony Mabel, która wciąż zachowuje ślady religijności: "W głębi serca wiesz, że administratorzy eutanazji to prawdziwi księża".. I ten: ""Pod każdym katolikiem kryje się morderca" - głosił jeden z artykułów zamieszczonych w Pueblo Nuevo". Kiedy eutanazja ma być podawana jak namaszczenie chorych, albo kiedy zwolennicy ateizmu, tacy jak Sam Harris, twierdzą, że osoba religijna jest potencjalnym terrorystą, staje się jasne, że to dzieło, napisane ponad sto lat temu, jest bardzo aktualne.

Sam Benson w notce wstępnej ostrzegał przed sensacyjnym charakterem swojej powieści. Z wykwintną brytyjską flegmą zauważa: "Mam pełną świadomość, że jest to książka ogromnie sensacyjna, a zatem otwarta na niezliczoną ilość krytyki z tego powodu, jak i z wielu innych. Jednak nie miałem innego sposobu na wyrażenie zasad, które chciałem przekazać (i w których prawdziwość gorąco wierzę), jak tylko poprzez doprowadzenie argumentu do sensacyjnej skrajności. Starałem się jednak nie wychodzić z siebie w sposób niewłaściwy".. Wydaje mi się, że papież w Laudato si' robi to samo, gdy ostrzega, że "ziemia, nasz dom, wydaje się być coraz bardziej niezmierzonym złożem brudu". (n. 21) i że zanurzamy się w "Spirala autodestrukcji (n. 163). Wydaje mi się, że naprawdę istnieje głęboka harmonia między papieżem Franciszkiem a Władca świata przez Roberta Bensona.

Dobrze, że Ediciones Palabra wydało nowe wydanie tłumaczenia z 1988 roku autorstwa Rafaela Gómeza Lópeza-Egea z piękną ilustracją na okładce. Pan świata został bardzo wcześnie przetłumaczony na język hiszpański przez księdza Juana Mateos de Diego i opublikowany  Po raz pierwszy opublikowana w Hiszpanii w 1909 roku przez wydawnictwo Gustavo Gili w Barcelonie, doczekała się aż sześciu kolejnych wydań przez to wydawnictwo w ciągu ostatniego stulecia. Nie wiemy, czy młody Bergoglio przeczytałby ten przekład, czy też ten dokonany przez kontrowersyjnego Leonardo Castellaniego w Argentynie (Itinerarium, 1958). W ostatnich latach pojawiły się inne przekłady na język hiszpański: Miguela Martínez-Lage (Homo Legens, 2006) oraz przekłady San Román (2011) i Stella Maris (2015). Castellaniego została również ponownie wydana z przedmową Ralpha McInerny'ego i wstępem C. Johna McCloskey, III (Cristiandad, 2013).

Watykan

Karta. Filoni: "Istnieje potrzeba Kościoła otwartego na wszystkie ludy ziemi".

22 stycznia obchodzony był Misyjny Dzień Dziecka, akcja Papieskich Stowarzyszeń Misyjnych mająca na celu zaangażowanie dzieci w misję Kościoła. Dzięki nim wspieranych jest 2 795 projektów pomocy dzieciom na terenach misyjnych. Kardynał Filoni mówi w tym wywiadzie o żywotności młodych Kościołów na terenach misyjnych.

Giovanni Tridente-23 stycznia 2017 r.-Czas czytania: 10 minuty

Pochodzi z Mandurii w Apulii, w południowych Włoszech, Fernando Filoni został mianowany kardynałem w lutym 2012 r. Był zastępcą ds. ogólnych Sekretariatu Stanu, nuncjuszem apostolskim na Filipinach, a następnie w Jordanii i Iraku. Papież Franciszek wysłał go do Iraku jako swojego przedstawiciela w 2014 roku, po poważnej sytuacji powstałej w wyniku proklamowania Państwa Islamskiego. W 2015 roku opublikował monografię Kościół w Irakuwydany przez. Libreria Editrice Vaticana.

Z wielką jasnością opisuje sytuację na Bliskim Wschodzie z perspektywy historycznej, ale i z nadzieją na przyszłość tych terytoriów i zamieszkujących je mniejszości, dziś smutno nękanych wojną. Mówi też o potrzebie, byśmy byli coraz bardziej "Kościołem w drodze", czyli czymś, co w swoim pontyfikacie wciela w życie papież Franciszek. Wreszcie analizuje rolę i kompetencje Zgromadzenia, któremu przewodzi, w perspektywie pełnej służby misji ewangelizacyjnej całego Kościoła. Obraz, który się wyłania, jak sam stwierdza, to obraz Kościoła "otwarty w całym swoim bogactwie dla wszystkich ludów wszystkich kontynentów"..

Wasza Eminencjo, w pierwszych miesiącach pontyfikatu często jeździliście udzielać Papieżowi "lekcji" - tak to zostało opublikowane - na temat "Kościoła misyjnego". Jak przeżywaliście te chwile?

-Jestem nadal, i nadal mam te spotkania, do których prowadzi mnie mój urząd, z Ojcem Świętym. To sam papież, z tym swoim ujmującym poczuciem humoru, powiedział: "Oto kardynał, który udziela mi lekcji"; Ale ja nie udzielam nikomu lekcji. Papież słusznie uważał, że trzeba, aby zaczął lepiej poznawać środowiska Afryki i Azji. I to jest ważne, bo pokazuje, jak papież wchodzi w ten dialog z rzeczywistością swojej Kongregacji, aby potem dać adekwatną odpowiedź na potrzeby Kościoła. Element szacunku i relacji pozostaje fundamentalny.

Młode kościoły

Jaka jest ogólna sytuacja Kościoła na terenach misyjnych?

-ogólnie można powiedzieć, że zwłaszcza w Afryce i Azji Kościoły są w większości młode. W czasach Soboru ewangelizacja była w pełnym rozkwicie, a Kościoły lokalne były jeszcze prowadzone przez naszych misjonarzy. Dziś, pięćdziesiąt lat później, można powiedzieć, że prawie wszystkie Kościoły na tych ziemiach są prowadzone przez rodzimych duchownych, z pełną odpowiedzialnością za swoje Kościoły lokalne.

Problemy, które się pojawiły, to typowe trudności każdego wzrostu: z jednej strony mamy wielki entuzjazm, ale pojawiły się też problemy ze stabilnością. Oczywiście, jesteśmy jeszcze w fazie pierwszego głoszenia Ewangelii. Jako Zgromadzenie bierzemy pod uwagę tę szybką zmianę, która nie obejmuje tylko aspektu duchowego, ale także integralny rozwój tych terenów.

Jakie szczególne przesłanie niesiecie, gdy odwiedzacie tereny misyjne?

-Nie ma żadnego konkretnego przesłania ze strony Zgromadzenia. W dużej mierze zależy to od rzeczywistości, którą zamierzamy odwiedzić. Głoszenie ma charakter realny, w kontekście wielkiej rzeczywistości Kościoła, Soboru Watykańskiego II i późniejszego rozwoju poprzez wielkich papieży, których mieliśmy aż do chwili obecnej.

Chodzi o to, by te Kościoły partykularne poczuły się częścią całego Kościoła, wzywając je do współodpowiedzialności za własną przyszłość, a także jako udział w wielkiej misji Kościoła. Ważne jest, aby Kościół był zawsze świadomy siebie i zadawał sobie pytanie, jakiej przyszłości chce dla kraju, w którym się znajduje. Ważne jest, moim zdaniem, zachęcanie tych Kościołów do odgrywania aktywnej roli w ewangelizacji i własnym rozwoju. To oni muszą ewangelizować, nie ma już misjonarzy przychodzących z zewnątrz... To oczywiście prowadzi do przejęcia odpowiedzialności i wszyscy powinniśmy to robić. To samo pytanie powinniśmy sobie zadać w Europie: jakiego Kościoła chcemy i dlaczego?

Swoją drogą, czego Europa ma się nauczyć z tych innych doświadczeń?

-Zawsze uderzało mnie określenie używane przez papieża Benedykta XVI podczas jego podróży, na przykład do Afryki, a później przyjęte przez papieża Franciszka: radość z wiary mieszkańców tych ziem.

Pomimo swojego poziomu i niełatwego stylu życia - na pewno nie na poziomie Europejczyków - udaje im się w radosny sposób wyrażać swoją wiarę. Benedykt XVI powiedział, że nasza wiara często wydaje się trochę smutna, o ludziach, którzy są zrezy..... Z drugiej strony, na tych innych kontynentach, zwłaszcza w tych młodych Kościołach, jest wielki entuzjazm, wielka żywiołowość. To są aspekty, które być może utraciliśmy. Musimy więc na nowo odkryć znaczenie wiary radosnej, wiary wspólnej.

Dużo mówi się o uchodźcach i uchodźczyniach - co w tym obszarze musi jeszcze zrobić społeczność międzynarodowa?

-Uważam, że Papież w wielu okolicznościach i na wiele sposobów wskazał już, na czym polegają podstawowe braki. Chyba nic więcej nie mogę dodać. To, czego brakuje, to umiejętność zrozumienia, jeśli chodzi o uchodźców i uchodźczynie, jakie są ich prawdziwe potrzeby. To nie są liczby, to są ludzie i naprawdę mają za sobą bardzo trudne sytuacje. Kiedy patrzę w oczy uchodźcy, który jest osobą, a nie numerem, nie mogę pozostać obojętny. Musimy zatem nauczyć się przyjmować postawę, która nie jest oparta na strachu, na uwarunkowaniach czy utartych schematach, które z kolei generują inne trudności, i patrzeć bardziej w oczy tym ludziom.

Byłeś osobistym wysłannikiem Ojca Świętego w Iraku, gdzie pełniłeś również funkcję nuncjusza. Co się tam dzieje?

-Upraszczając, mógłbym powiedzieć tak: Irak to starożytna kraina, bogata w kulturę, historię, języki; ale jako kraj jest stosunkowo młody, ma niewiele ponad dziewięćdziesiąt lat, z granicami wytyczonymi przez ludzi Zachodu, którzy podzielili strefy wpływów upadłego Imperium Osmańskiego. Nie jest to zatem wyraz jednego narodu, ale wielu narodów o bardzo zróżnicowanych kulturach, które znalazły się w sytuacji manifestowania, w pewnych granicach, wizji narodowej, która jednak musiała zostać skonstruowana. Ta konstrukcja była bardzo trudna i nie udało się jej zrealizować. Istnieją różne grupy, od szyitów, sunnitów, chrześcijan i Kurdów po inne starożytne, ale liczebnie bardziej ograniczone mniejszości, które nie połączyły się; nie wyłoniły się żadne jednolite nastroje, a dominują ci, którzy są u władzy.

Czy widzisz rozwiązanie?

-Jest oczywiste, że demokracji nie można narzucić. Poza tym, co to za demokracja? Jest to trudne, bo różne są kultury i sposoby pojmowania wspólnoty. Tak zwana demokracja numeryczna też jest ryzykowna, bo wskazuje, że większość może zdominować mniejszość, nawet jeśli ta ostatnia jest istotna, i narzucić jej rzeczy, które generują niezadowolenie, jeśli nie walczy. Na tak skomplikowanym terytorium jak Irak nie można myśleć o zjednoczeniu wszystkiego w uproszczony sposób; musimy ustąpić miejsca tej niezbędnej jednostce narodowej, której z pewnością należy pomóc się rozwijać, ale musimy również szanować poszczególne jednostki. Jest to kwestia przezwyciężenia podejść do dominacji nad drugim człowiekiem, a to wymaga dużej pomocy i dużo dobrej woli.
W swojej najnowszej książce "Kościół w Iraku" mówi Pan o "heroicznym Kościele"...

-Pokazuje to historia Kościoła chaldejskiego, Kościoła asyryjskiego... Od chwili narodzin, po ewangelizacji apostolskiej, był on zawsze ziemią konfliktów: gdy dochodziło do walk o władzę, chrześcijanie byli obiektem sprzeciwu i najbardziej cierpieli.

Od najwcześniejszych wieków religia stanowiła więc zasadniczo element dyskryminacji, podobnie było w kolejnych wiekach z różnymi najazdami. Ten Kościół Wschodu, który rozprzestrzeniał się głównie w Azji Środkowej i na Dalekim Wschodzie - do tego stopnia, że miał 20 metropolii i dziesiątki episkopatów i sięgał aż do Chin i Pekinu - został wówczas całkowicie stłumiony. To są historie cierpienia, nie mówiąc już o tych najbardziej aktualnych. To właśnie ten ślad cierpienia skłonił mnie do napisania tej książki.

Bliski Wschód

Jaki inny wkład mogą zaoferować chrześcijanie w odniesieniu do konfliktów i wojen?

-papież Franciszek bardzo trafnie zwrócił na to uwagę. Chrześcijanin na przykład nie uważa, że pierwszą rzeczą, jaką należy zrobić, gdy państwo posiada bogactwo, które jest częścią życia narodu, jest zakup broni. Inna postawa to nie postrzeganie stosunków między państwami tylko w kategoriach konfliktu; że konflikt jest w rzeczywistości tym, co prowadzi do zbrojeń, a kiedy ma się broń, czuje się gotowość do jej użycia.

Trzeci aspekt dotyczy prawa. Niezależnie od tego, czy jest się w większości, czy w mniejszości, nie chodzi o rywalizację o bycie najsilniejszym. Jako członkowie rzeczywistości ludzkiej, społecznej i politycznej, każdy ma prawo żyć i wyznawać to, w co wierzy, co może być ideałem, wiarą, wolnym zawodem, ale także sposobem koordynacji czy organizacji. Dopóki nie wejdziemy w tę perspektywę, zawsze będziemy mieli konflikty. Przecież wizja chrześcijanina, jeśli chodzi o zdrowe myślenie społeczne, nie różni się niczym od tej, której trzyma się także świat. Ale z dodatkowym obciążeniem, zgodnie z którym szacunek dla innych, ich wartości i znaczenia jest aspektem głęboko chrześcijańskim i jest nauką, która płynie do nas także z wiary.

Jak widzi Pan przyszłość Bliskiego Wschodu?

Nie mam kryształowej kuli, ale chciałbym z nadzieją mówić o Bliskim Wschodzie, który jest ziemią złożoną z narodów, kultur i cywilizacji. Dlaczego nie można znaleźć sposobu na wspólne życie oparte na szacunku dla innych, na prawie i na rozwoju narodów? Dlaczego zawsze mają przeważać elementy religijne, nietolerancja wobec innych narodów, wobec innych grup? Ta mentalność musi być bezwzględnie pokonana, w przeciwnym razie konflikt pozostanie utajony. Moim życzeniem jest podążanie w kierunku tej nowej wizji, która obejmuje nie tylko różne kraje obecne na tych ziemiach, ale także te rzeczywistości, w których żyje się wiarą, począwszy od islamu i chrześcijaństwa.

Czy tereny misyjne są również sceną chrześcijańskiego męczeństwa? Czego możemy się nauczyć z tych świadectw?

-W odniesieniu do męczeństwa Kongregacja Ewangelizacji Narodów publikuje co roku statystyki dotyczące tego zjawiska za pośrednictwem Agencji Ewangelizacji Narodów. Fides. Na przykład w 2015 roku zginęło co najmniej 22 duszpasterzy: księży, zakonników, świeckich i biskupów; od 2000 do 2015 roku na świecie było prawie 400 męczenników, w tym 5 biskupów.

Jest niemal niemożliwe, aby głoszenie wiary nie wymagało czasem ofiary z własnego życia. Jezus mówi nam o tym w Ewangelii: "Jak mnie prześladowali, tak i was będą prześladować".. Głoszenie Ewangelii jest zawsze niewygodne, nawet poza ludzkim życiem. Sama wiara bywa przedmiotem męczeństwa, z powodu tego, co głosi, z powodu sprawiedliwości, której się domaga, z powodu obrony ubogich....

Dobroczynność to bliskość

Jednym z haseł pontyfikatu papieża Franciszka jest hasło "Kościoła idącego naprzód". Jak żyć tym dynamizmem?

-Ojciec Święty nie tylko mówi o wychodzeniu Kościoła, ale sam pokazuje, co to oznacza. Przychodzimy z tak ważnego roku, jakim jest Jubileusz Miłosierdzia i, niemal jak wielki proboszcz całego Kościoła, papież pokazał nam, jak rozumie ten dynamizm. Następnie każdy z nas jest powołany do jej tłumaczenia, zgodnie z zadaniem, które wykonuje w Kościele. Jako prefekt tej Kongregacji uważam, że jesteśmy na dobrej drodze, gdy stajemy się bliscy tym wszystkim sytuacjom, które napotykamy w różnych diecezjach, i to nie tylko w posłudze komunii, którą my im ofiarujemy, a oni również ofiarowują Kościołowi powszechnemu w sposób wzajemny.

Jak z odległych krain postrzegany jest "Rzym" i pontyfikat papieża Franciszka?

-Kiedy podróżuję, zauważam wielką sympatię. Na przykład w Ameryce Łacińskiej istnieje świadomość, że to, co Papież przekazuje i wyraża, jest owocem głębokiego doświadczenia życiowego, które pochodzi z tego samego kontynentu.

Podobnie jest w Afryce: ludzie są głęboko zachwyceni tym sposobem, w jaki Papież interpretuje swoją wizję pastoralną jako kapłan, jako biskup, jako Papież, wobec wszystkich i bez granic. Nawet na kontynentach, które są zróżnicowane kulturowo, panuje głęboki podziw. Nie mówię tego z pochlebstwa i być może osoby, które nie doceniają zbytnio tych aspektów, widzą w nich problemy. Nie zapominajmy, że to co robił Chrystus, np. dobry uczynek, też było przez jednych podziwiane, a przez innych pogardzane.

Służba na rzecz ewangelizacji

Jaki jest "stan zdrowia" Waszego Zgromadzenia jako organu Kurii Rzymskiej?

-Należy być zawsze w pełni zgodnym ze sobą. Nasze Zgromadzenie nie istnieje jako organizm, ale jako narzędzie troski papieża o ewangelizację. To jest cel, którym się kierujemy i dla którego istniejemy: być prawdziwie diakonią, służbą, w rękach papieża i Kościołów terytorialnych dla ich wzrostu.

Propaganda Fide jest często postrzegana jako duży, zużywający dużo zasobów power-broker: jak na to reaguje?

-Nie wiem, czy istnieje mit otaczający tę rzeczywistość. Nie możemy zaprzeczyć, że wierni na przestrzeni wieków zawsze postrzegali pracę misyjną jako coś, co należy do nich i chcieli w jakiś sposób w niej uczestniczyć. Ci, którzy nie mogli tego zrobić osobiście, wsparli to dzieło materialnie, zostawiając swoje dobra. Mamy zadanie, a jest nim dobre, rozsądne i przejrzyste administrowanie tymi dobrami.

Pytanie nie dotyczy ilości, ale celu, jaki mamy, a ten związany jest z rozwojem Kościoła misyjnego we wszystkich jego formach, od ludzkiej po kulturalną, społeczną, ewangeliczną, czy nawet tam, gdzie jest potrzeba zapewnienia dobrego budynku, dobrej szkoły, dobrej przychodni i tylu innych rzeczy.

Jaki jest stan stosunków z kontynentem azjatyckim w ogóle?

-Uważam, że papież św. Jan Paweł II, gdy chciał nadzwyczajnego Synodu dla Azji, dobrze określił drogę postępowania w odniesieniu do tego ogromnego i zróżnicowanego kontynentu, na którym chrześcijanie stanowią mniejszość. Wskazał, że trzecie tysiąclecie musi patrzeć na Azję i na głoszenie Ewangelii na tym kontynencie. Myślę, że jest to nadal głęboko aktualne i musi inspirować naszą służbę.

Ewangelizacja, jak mówi papież Franciszek, musi być prowadzona dwoma wielkimi rękami: poprzez prawdziwe głoszenie Ewangelii, które jest pierwotne, a jednocześnie poprzez świadectwo, poprzez kontakt. W kontakcie, w rzeczywistości, dajemy świadectwo temu, czym jesteśmy.

Właśnie zakończył się Święty Rok Miłosierdzia. Jakie aspekty tego Roku Jubileuszowego wspominasz szczególnie?

-Dwa aspekty. Z jednej strony fakt, że papież Franciszek po raz kolejny umieścił miłosierdzie w centrum i w sercu całego Kościoła, jako centralny element wiary. Drugi element dotyczy tego, jak to miłosierdzie staje się nam bliskie i jak Ojciec Święty interpretował je jako osoba i jako kapłan i biskup. Wywarło to ogromne wrażenie na wiernych.

Wszędzie zauważam ogromny rozwój tego wymiaru: nie pracy społecznej do wykonania, ale miłości, która jest miłosierna i troszczy się o innych.

Jak widzisz dzisiejszy Kościół?

Jeśli chodzi o mnie, muszę powiedzieć, że tak jak w wielkim planie Opatrzności był okres, w którym tzw. Kościół zachodni odgrywał pierwszoplanową rolę we wszystkich dziedzinach - kulturalnych, teologicznych, filozoficznych, ludzkich, społecznych..., które nadal pozostają, nawet w sposób zredukowany liczbowo - tak dzisiaj znajdujemy się włączeni w bardzo żywą rzeczywistość wyrażoną przez Kościoły afrykańskie, azjatyckie, oceaniczne i latynoamerykańskie. Dzięki Bogu, mamy teraz bardziej globalną wizję Kościoła. Lubię myśleć o tym pięknym obrazie, który przedstawia papieża Jana XXIII z mapą świata, i myśleć, że gdy ją przesuwa, patrzy w perspektywie na Kościół przemieniony w rzeczywistość globalną, już nie znajdujący się ciągle na jednym kontynencie czy w jednym konkretnym miejscu na ziemi. Taki jest Kościół, który widzę dzisiaj, otwarty w całym swoim bogactwie dla wszystkich ludów wszystkich kontynentów.

Argumenty

Kapłan i Eucharystia (i III)

Jak zapowiedziałem na początku tych artykułów dla PALABRA o. "Kapłan i Eucharystia".Odniosłem się kolejno do Eucharystii jako miejsca, w którym kapłan ofiarowuje się Bogu i konfiguruje się z Chrystusem, oraz do uświęcenia jako celu Eucharystii. Przy tej okazji skupię się na dyspozycjach do uczestnictwa w Eucharystii.

Kardynał Robert Sarah-20 stycznia 2017 r.-Czas czytania: 6 minuty

Jak owocnie sprawować Eucharystię?
Konkretnie: w odniesieniu do kapłana i wiernych, jakie są dyspozycje kapłańskie i duchowe potrzebne do sprawowania i owocnego uczestnictwa w Eucharystii? List do Filipian przypomina o nienagannym i czystym charakterze, który określa tożsamość chrześcijańską. Św. Paweł napomina Filipian, mówiąc do nich: "A jeśli moja krew ma być przelana, pokropiwszy ofiarę liturgiczną, którą jest wasza wiara, raduję się i łączę się z waszą radością; z waszej strony bądźcie radośni i radujcie się ze mną". (Flp 2:14-18). Paweł nie prosi wspólnoty filipińskiej, by cieszyła się z cierpień, które znosi, ani z możliwości poniesienia gwałtownej śmierci, jakby dla Apostoła było to czymś dobrym; prosi ich, by cieszyli się o tyle, o ile ich cierpienia i wszystkie próby życiowe są znakiem ich prawdziwej oblacji w miłości do Pana i z miłości do Niego. Kapłan musi przyjąć z radością cierpienia i próby znoszone w imię wiary w Jezusa i musi być gotów posunąć się tak daleko, że odda swoje życie za trzodę, w zjednoczeniu z Chrystusem, który oddał swoje życie za nasze zbawienie.

Łaska kapłańska w istocie rodzi miłość duszpasterską kapłana. Z pewnością kapłan ważnie sprawuje Eucharystię na mocy święceń, o charakterze, który otrzymał w dniu święceń kapłańskich i który pozostaje - ze względu na niezachwianą wierność Chrystusa wobec Jego Kościoła - niezależnie od jego sytuacji duchowej czy ciężaru jego osobistych grzechów. Ale powtarzam: owocność jego celebracji eucharystycznych będzie poważnie utrudniona, jeśli jego sytuacja duchowa będzie zła. Zgorszenie kapłana może wyrządzić wielką szkodę Ludowi Bożemu, a jego osobiste uświęcenie i uświęcenie wiernych, które jest jego celem, byłoby poważnie utrudnione.

Sakrament święceń i świętość życia
Nie możemy jednak oddzielić tego uświęcającego celu od sakramentu święceń. Kapłan musi gorliwie szukać i starać się prowadzić święte życie. On musi dążyć ze stałością, aby stać się Ipse Christusby poznać wolę Boga. A wolą Boga jest nasze uświęcenie (por. 1 Tes 4,3). Musi mieć wielką cześć dla Sakramentu Święceń i pamiętać, że kapłaństwo jest Sakramentem: przekazuje łaskę uświęcającą temu, kto ma przywilej bycia wyświęconym na kapłana. Jak powiedział z mocą papież Franciszek do księży i zakonników z Kenii, "Kościół to nie firma, to nie organizacja pozarządowa, Kościół to tajemnica, to tajemnica spojrzenia Jezusa na każdego, który mówi: 'Przyjdź'. To jasne, tym, który wzywa jest Jezus. Wchodzi się przez drzwi, a nie przez okno, i idzie się drogą Jezusa". (26-XI-2015).

Ponadto sakrament święceń zwiększa łaskę chrztu przez wzrost miłości kapłana do Boga i miłości pasterskiej, na wzór Jezusa Chrystusa, Dobrego Pasterza. Św. Jan Paweł II rozwinął tę pasterską miłość w sposób jasny i godny podziwu w posynodalnej adhortacji apostolskiej "Pastores Dabo Vobis", na podstawie Pierwszego Listu św: "Przez konsekrację sakramentalną kapłan zostaje skonfigurowany z Jezusem Chrystusem jako Głową i Pasterzem Kościoła i otrzymuje w darze 'władzę duchową', która jest udziałem we władzy, dzięki której Jezus Chrystus przez swego Ducha prowadzi Kościół.

Dzięki tej konsekracji zdziałanej przez Ducha Świętego w sakramentalnym wylaniu święceń, życie duchowe kapłana charakteryzuje się, kształtuje i określa tymi postawami i zachowaniami, które są właściwe Jezusowi Chrystusowi, Głowie i Pasterzowi Kościoła, a które streszczają się w jego pasterskiej miłości... Życie duchowe szafarzy Nowego Testamentu musi zatem charakteryzować się tą zasadniczą postawą służby Ludowi Bożemu (por. Mt 20, 24 i nast.; Mk 10, 43-44), dalekie od wszelkiej zarozumiałości i chęci "tyranizowania" powierzonej im trzody (por. 1 P 5, 2-3). Służba przeprowadzona zgodnie z oczekiwaniami Boga i w dobrym duchu. W ten sposób ministrowie, "starsi" wspólnoty, czyli kapłani, będą mogli być "wzorami" trzody Pańskiej, która z kolei jest powołana do przyjęcia przed całym światem tej kapłańskiej postawy służby na rzecz pełni życia człowieka i jego integralnego wyzwolenia" (Mk 10, 43-44). (Pastores dabo vobis, 21).

Bezinteresowność
Jako Dobrzy Pasterze, mówi Piotr, "starsi" (presbyteroi) musi utrzymywać spójność i braterską komunię trzody, jak również zapewnić jej bezpieczeństwo i niezbędne pożywienie. Trudności w wykonaniu zadania mogą doprowadzić do zniechęcenia lub przygnębienia. Musimy zawsze wracać do postanowienia, by służyć w sposób oddany i bezinteresowny. "Każdy, kto pozwala się wybrać Jezusowi, ma służyć, ma służyć ludowi Bożemu, ma służyć najbiedniejszym, najbardziej odrzuconym, pokornym, ma służyć dzieciom i starcom, ma służyć nawet ludziom, którzy nie są świadomi pychy i grzechu, który w sobie noszą, ma służyć Jezusowi". Pozwolić się wybrać Jezusowi, to pozwolić się wybrać, by służyć, a nie być obsługiwanym". (Franciszek, 26-XI-2015).

Dlatego, za przykładem "Głównego Pasterza", samego Chrystusa, który umył nogi swoim uczniom (J 13, 15-17), "starsi" - czyli kapłani - powinni unikać wszelkiego ducha chciwości i dominacji (Mt 20, 25-28), a zamiast tego z prostotą i oddaniem oddać się na służbę powierzonej im wspólnoty, "Stając się wzorem do naśladowania dla trzody". (1 P 5:3). W ten sposób otrzymają nagrodę od Jedynego Pasterza wspólnoty chrześcijańskiej. Dlatego musimy starać się upodobnić do Chrystusa, Najwyższego Pasterza. Nasza konfiguracja do Chrystusa pozwoli nam działać sakramentalnie w imię Chrystusa, Głowy i Pasterza. "Piotr nazywa Jezusa 'najwyższym Pasterzem' (1 P 5,4), ponieważ Jego dzieło i misja trwają w Kościele przez apostołów (por. J 21,15-17) i ich następców (por. 1 P 5,1ff), a także przez kapłanów. Na mocy swojej konsekracji kapłani są skonfigurowani do Jezusa, Dobrego Pasterza, i są powołani do naśladowania i ożywiania Jego tej samej miłości pasterskiej". (Pastores dabo vobis, 22).

Przygotowanie do uroczystości
Na zakończenie chciałbym podzielić się przekonaniem, które wydaje mi się niezbędne: skoro Eucharystia jest tak istotna dla każdego chrześcijanina, a w szczególności dla każdego kapłana, ważne jest, abyśmy przed każdą celebracją eucharystyczną dobrze się przygotowali, w ciszy i adoracji. W nasze przygotowanie musimy zaangażować całą wspólnotę chrześcijańską.

A kiedy kapłan przewodniczy celebracji eucharystycznej, powinien z godnością i pokorą służyć Bogu i ludowi, a także sprawiać, by wierni odczuwali żywą obecność Chrystusa w sposobie zachowania się i wypowiadania słowa Bożego. Musi wziąć wiernych za rękę i wprowadzić ich w konkretne doświadczenie obrzędu; musi doprowadzić ich do spotkania z Chrystusem poprzez gesty i modlitwy. Nie wolno nam zapominać, że liturgia, "będąc działaniem Chrystusa, pobudza nas od wewnątrz do przyobleczenia się w te same uczucia co Chrystus, a w tym dynamizmie przemienia się cała rzeczywistość". (Franciszek, 18-II-014). Stąd kapłan, wykonując zadanie mistagogiczne - katecheza liturgiczna ma bowiem na celu wprowadzenie wiernych w tajemnicę Chrystusa i wtajemniczenie ich w bogactwa, które sakramenty oznaczają i urzeczywistniają w każdym chrześcijaninie - nie mówi we własnym imieniu, ale jest echem słów Chrystusa i Kościoła.

Wielkie zdumienie i podziw "Musi ona zawsze przenikać Kościół, zgromadzony w celebracji Eucharystii. Ale w szczególny sposób musi ona towarzyszyć szafarzowi Eucharystii. Rzeczywiście, to on, dzięki uzdolnieniu udzielonemu przez sakrament święceń kapłańskich, dokonuje konsekracji. Z mocą, która przychodzi do niego od Chrystusa w Wieczerniku, mówi: "To jest Ciało moje, które za was będzie wydane... To jest kielich Krwi mojej, która za was będzie wylana". Kapłan wypowiada te słowa, a raczej oddaje swoje usta i swój głos do dyspozycji Tego, który je wypowiedział w Wieczerniku i zechciał, aby były powtarzane z pokolenia na pokolenie przez wszystkich, którzy w Kościele uczestniczą ministerialnie w Jego kapłaństwie". (Ecclesia de Eucharistia, 5).

Poświęćmy czas na przygotowanie się, przed i po każdej celebracji Eucharystii, i pozwólmy sobie na kilka cennych chwil na dziękczynienie i adorację. Jak przypomniał nam papież Franciszek, aby żyć Mszą św. "Pomaga nam, wprowadza nas w bycie na adoracji przed Panem Eucharystycznym w tabernakulum i w przyjmowaniu sakramentu pojednania". (30-V-2013). W rzeczywistości Adoracja Eucharystyczna jest kontemplacją promiennego Oblicza Chrystusa Zmartwychwstałego, a poprzez Zmartwychwstałego możemy kontemplować piękno Trójcy Świętej i Boską słodycz obecną pośród nas. Niech przed i po każdej celebracji eucharystycznej będzie czas ciszy i intensywnej modlitwy, aby nawrócić się do Chrystusa. A opierając się na piersi Jezusa, jak uczeń, którego On umiłował, doświadczymy głębi Jego serca (por. J 13,25). Potem będziemy śpiewać razem z psalmistą: "Oto on, a będziesz promienny, nie zawstydzi się twoje oblicze. Skosztujcie i zobaczcie, jak dobry jest Pan, błogosławiony jest ten, kto go przyjmuje". (Ps 34, 4.6.9).

AutorKardynał Robert Sarah

Prefekt Kongregacji Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów w latach 2014-2021.

Więcej
Teologia XX wieku

Trzy wyjaśnienia wszystkiego

Nasze rozumienie wszechświata zostało przekształcone przez nauki eksperymentalne w ostatnim stuleciu. Wpływa to bezpośrednio na myślenie filozoficzne, a także bezpośrednio interesuje myślenie teologiczne.

Juan Luis Lorda-12 styczeń 2017 r.-Czas czytania: 7 minuty

Na temat pochodzenia człowieka i świata mieliśmy kiedyś tylko relację z Księgi Rodzaju oraz kilka starożytnych mitów i baśni. Od połowy XIX wieku mamy inną relację o pochodzeniu gatunków i człowieka, tę zapoczątkowaną przez Karola Darwina, która była uzupełniana i udoskonalana w miarę jak dowiadywaliśmy się więcej o genetyce. A od połowy XX wieku mamy też nowe ujęcie pochodzenia świata: Big Bang, czyli wielki wybuch. Zgodnie z dowodami, które posiadamy, obecny wszechświat powstał z eksplozji ogromnie gęstego punktu i nadal się rozszerza.

Obie teorie naukowe są czymś więcej niż hipotezami, ponieważ zgromadziły na swoją korzyść dowody, które wydają się wystarczające, aby twierdzić, że oba procesy kształtują historię naszego wszechświata.

Jednolity wszechświat

To sprawia, że nasze wyobrażenie o wszechświecie bardzo różni się od tego, jakie mogło być np. sto lat temu. Dziś możemy opowiedzieć "historię wszechświata" od momentu pierwotnego do chwili obecnej. Oczywiście nie możemy opowiedzieć o szczegółach i nie znamy wielu przejść, ale możemy opowiedzieć o szerokich zarysach i wiemy, że jest to jedna historia: historia, w której powstało wszystko, co dziś istnieje: wszystkie struktury materii i wszystkie żywe organizmy. Wszystko powstało z pierwotnego punktu i wszystko powstaje z tego samego. Możliwe, że coś mogło istnieć wcześniej, ale poza tym, że nie mamy na to żadnych wskazówek, nie wpływa to na twierdzenie, że cały wszechświat, jaki znamy dzisiaj, miał jedną historię i składa się z tej samej rzeczy.

Nigdy nie mieliśmy tak jednostkowego wyobrażenia o rzeczywistości. Ludzie innych czasów żyli w świecie pełnym pozornie niepowiązanych ze sobą tajemnic. Było wiele częściowych wyjaśnień i wiele nieznanych tajemnic. Dziś nie wiemy wszystkiego, ale wiemy, że wszystko pochodzi z tego samego procesu i że jest ze sobą powiązane. Jest to pewna nowość w historii myśli i być może jeden z najważniejszych faktów w historii myśli. Niektórzy ludzie o mentalności, że tak powiem, tylko "literackiej", mają tendencję do uznawania twierdzeń naukowych za stwierdzenia zbyt poszlakowe i z tego właśnie powodu zbędne. Ale wypowiedziane przez nas stwierdzenia są naprawdę uniwersalne, dotyczące całej widzialnej rzeczywistości, i dlatego naprawdę mają status filozoficzny i w tym samym stopniu teologiczny.

Cudowny świat

Historia dziejów obecnego wszechświata jest znacznie wspanialsza niż bajka i mogłaby być nawet opowiedziana jako bajka: "Pewnego razu istniał bardzo mały, ale ogromnie gęsty punkt i nagle wybuchł promieniując bajeczną ilością energii. A potem...".

Dla chrześcijanina ta historia jest niemal oczywistym przejawem Bożej mocy. Z kolei dla ludzi o poglądach materialistycznych jest to czysty przejaw "przypadku i konieczności", cytując słynną książkę Monoda, laureata Nagrody Nobla w dziedzinie medycyny i współczesnego przedstawiciela materializmu biologicznego. Wszystko stało się w sposób bezsensowny i nieprzewidziany.

Trzy modele wyjaśniania wszechświata

Ponieważ nasz współczesny naukowy obraz wszechświata stał się tak jednostkowy, możliwe wyjaśnienia zostały znacznie ograniczone: pozostało bardzo niewiele możliwych światopoglądów, bardzo niewiele światopoglądów globalnych. Na wstępie należy wspomnieć o trzech:

Świat pochodzi "z dołu": nie ma Boga, a świat powstał sam z siebie.Wzrost wszechświata jest wynikiem przypadkowego pojawienia się wewnętrznych praw, które kierowały jego wzrostem. Jest to teza materialistyczna, której broni wielu ludzi, w tym ekspertów naukowych, choć na ogół nie sięgając do jej ostatecznych konsekwencji.

Świat pochodzi "z góry": jest stworzony przez istotę rozumną, Boga.. Dlatego wyjaśnieniem jej wewnętrznego porządku, powstawania struktur i samych praw jest to, że została wymyślona przez istotę inteligentną. Galileusz powiedział, że natura ma podstawy matematyczne, ale ten cudowny porządek zasługuje na wyjaśnienie.

Sam świat jest Bogiem, a przynajmniej boski.. To jest trzecia możliwość. Choć na pierwszy rzut oka może się to wydawać zaskakujące, bo nietypowe, to jednak pozycja ta jest dość rozpowszechniona. Bronią go niektórzy starożytni panteiści oraz niektórzy ważni współcześni naukowcy, jak noblista z fizyki Schrödinger czy wielki popularyzator Karl Sagan. Cechą charakterystyczną tej pozycji jest przekazanie do wszechświata najważniejszej cechy, jaką znamy we wszechświecie - ludzkiej świadomości. Nadają całości pewną świadomość lub przynajmniej uważają ją za fundament wszelkiej świadomości. Tę "całość" można nazwać "Bogiem", choć na ogół nie myślą oni o istocie osobowej. Jest to bardziej coś niż ktoś.

Trzy różne modele męskie

Z trzech globalnych wyjaśnień wynikają trzy modele człowieka:

-Jeśli świat jest bezsensownym przypadkiem, to człowiek też jest bezsensownym przypadkiem. A on nie jest wart więcej niż reszta. Ma to niemożliwe do utrzymania konsekwencje praktyczne. Nasza zachodnia kultura i nasze demokratyczne instytucje opierają się na idei, że każdy człowiek ma szczególną godność, którą należy szanować. Ale jeśli jest to odrobina materii nagromadzona przez przypadek, nie widzimy, dlaczego miałaby być specjalnie szanowana.

-Jeśli świat został stworzony przez Boga, to człowiek może być - jak postuluje przekaz biblijny - "obrazem Boga". Jest osobą na obraz osób boskich. Istota rozumna i wolna, zdolna do dobra i miłości, spełniająca się przez miłość, na obraz osób boskich. Radykalne wyjaśnienie wyjątkowości ludzkiej świadomości pochodziłoby od Boga.

-Jeśli sam świat jest Bogiem lub rodzajem boskiej całości, wszystko jest częścią tego samego. Wszystko jest boskie lub emanacją zjednoczoną z boskością. Wówczas człowiek może być jedynie przejściową iskrą całości, częścią, która chwilowo się oddzieliła i chwilowo przejawia osobową świadomość, ale która jest powołana do zjednoczenia i połączenia się w Całość, jak postulują wschodnie panteizmy (widoczne w tradycji buddyjskiej czy hinduistycznej). Nie może istnieć silna tożsamość osobowa, a jedynie przejściowa. Dlatego też często w tych pozycjach można znaleźć wiarę w reinkarnację lub transmigrację "dusz".

 Problem "wielkich liter"

Jesteśmy przyzwyczajeni do mówienia o wielkich wymiarach ludzkich, takich jak miłość, sprawiedliwość, wolność i piękno. Wydają nam się one tak ważne, że możemy je napisać wielkimi literami: miłość, sprawiedliwość, wolność, piękno.

Ale jeśli świat jest przypadkiem i koniecznością, te ludzkie wymiary nie mogą mieć wiele treści ani wielkiego znaczenia. Jakie znaczenie może mieć miłość lub sprawiedliwość w partii, która powstaje z cząstek elementarnych przez przypadek? W fizyce jest masa czy ładunek, ale nie ma miłości czy sprawiedliwości. Jeśli nie są wymiarami materii, a nie ma nic poza materią, to mogą być tylko złudzeniami ducha. Miłość nie może być niczym innym jak instynktem, a na dole fizyką. I sprawiedliwość, ludzka konwencja nie mająca podstaw ani w fizyce, która zna tylko atrakcje i odpychanie, ani w biologii, gdzie panuje prawo dżungli.

Tylko jeśli świat został stworzony przez Boga, te bardzo ludzkie wymiary mogą być odbiciem osobowego Boga. Tylko w takim stopniu, w jakim człowiek jest "obrazem Boga", może istnieć w życiu ludzkim coś, co jest naprawdę miłością i sprawiedliwością, wolnością i pięknem.

Praktyczny problem materializmu

Łatwo jest wygłaszać materialistyczne twierdzenia, ale bardzo trudno jest żyć jako konsekwentny materialista, ponieważ przeczy to najbardziej elementarnym dążeniom i uzusom ludzkiej kondycji. Każdy materialista powinien poważnie zastanowić się, czy jest sens, aby kochał swoje dzieci, współmałżonka, rodziców czy przyjaciół. I to samo dotyczy ich dążeń lub roszczeń do sprawiedliwości: dlaczego ktoś miałby dążyć do miłości lub stanąć w obronie sprawiedliwości, zamiast zaakceptować przypadek i konieczność?

A jeśli materializm, który wydaje się tak poważny, okazuje się tak nieludzki, to czy nie ma błędu w naszym podejściu? Jeśli wychodząc od naszej redukcyjnej idei materii, w końcu zaprzeczamy temu, co ludzkie, to czy nie dlatego, że mamy złą metodę? Czy nie powinniśmy zacząć od istnienia tych ludzkich wymiarów, które są co najmniej tak samo realne jak wymiary materii, aby pokazać, że świat jest bogatszy niż wizja materialistyczna? A może sprawiedliwość nie istnieje, ponieważ nie mamy termometru, aby ją zmierzyć?

Problem wolności

Kwestia "wielkiej litery" wolności jest szczególna. Wolność jest wielkim wymiarem człowieka, bardzo wychwalanym w historii naszego współczesnego świata. Ważne posągi Wolności postawiono nawet w Paryżu, a przede wszystkim w Nowym Jorku (dar państwa francuskiego).

Ale jeśli świat jest tylko materią wyewoluowaną przez przypadek i konieczność, nie może być prawdziwej wolności. Chance oznacza czysty przypadek; a konieczność oznacza determinację, brak wolności. Jeśli materia nie jest wolna, a człowiek jest tylko materią, to nie może mieć wolności, przynajmniej tak, jak rozumiano ją w tradycji zachodniej. Wtedy cała współczesna kultura, nawet cała kultura humanistyczna, popadłaby w podstawowy błąd. Dalej żyłaby w micie, a nie w nauce.

Materialistyczne paradoksy w obliczu wolności

Oczywiście i tu nie da się być konsekwentnym. Gdybyśmy uznali, że wolność nie istnieje i że we wszystkim, co robimy, dominuje przypadek i konieczność, wiele musiałoby się zmienić. Ale każda próba poważnego potraktowania tego twierdzenia prowadzi do paradoksu, a nawet żartu. Jeśli bowiem uważamy, że przypadek i konieczność jest wyjaśnieniem wszystkiego, to musimy też przyjąć, że myślimy to właśnie z czystego przypadku i konieczności, a nie dlatego, że jest to logiczne. W zasadzie nie pozostawiłoby to nam żadnych argumentów.

Bardzo dobrze rozwinął ten paradoks papież Benedykt XVI: "W końcu przedstawia się ta alternatywa: co jest u źródeł? Albo twórczy Rozum, twórczy Duch, który uświadamia sobie wszystko i pozwala się rozwijać, albo Irracjonalność, która bez zastanowienia i bez uświadamiania sobie tego wytwarza matematycznie uporządkowany kosmos, a także człowieka z jego rozumem. Ale wtedy rozum ludzki byłby przypadkiem Ewolucji i w efekcie irracjonalny". (homilia w Regensburgu, 12.IX.2006).

Pomyłki dotyczące nieokreśloności

Przejdźmy jednak do sedna sprawy. Jeśli istoty ludzkie są tylko materią, zdominowaną przez przypadek i konieczność, nie mogą być naprawdę wolne. Jedynym materialistycznym wyjściem z tego argumentu (próbowanym przez wielu) jest schronienie się w mechanice kwantowej. Okazuje się, że cała fizyka jest deterministyczna, z wyjątkiem fizyki cząstek subatomowych, fizyki kwantowej, gdzie nie możemy dokładnie określić położenia i prędkości cząstek elementarnych (elektronów, fotonów) ani ich zachowania (jako fali lub jako korpusu). Jest to w skrócie zasada indeterminizmu Heisenberga. Zgodnie z obecnym poglądem naukowym materia jest całkowicie zdeterminowana, z wyjątkiem tej sfery. Rozwiązaniem byłaby wówczas próba odniesienia ludzkiej wolności do tej sfery nieokreśloności. Tak zrobił na przykład Penrose (.Umysł cesarza). A za nimi podążają inni.

Ale to jest nieporozumienie. Indeterminizm oznacza, że nie wiemy, gdzie coś jest i jak się zachowa. Ale wolność to coś więcej niż brak możliwości przewidzenia, co się stanie. Jest to właśnie decydowanie i tworzenie tego, co się wydarzy. Widziane z daleka zachowanie ludzi może przypominać zachowanie cząstek subatomowych, ponieważ jest nieprzewidywalne. Ale wolni ludzie myślą o tym, co zamierzają zrobić i co się stanie dalej, kierują się inteligencją, a nie indeterminizmem. Można powiedzieć, że katedra w Toledo była nieokreślona zanim została zbudowana, ponieważ nic nie wskazywało na to, że na tym kawałku ziemi powstanie katedra. Ale Katedra w Toledo nie jest owocem indeterminizmu, lecz ludzkiej inteligencji i wolności: jest owocem projektów i wyobraźni oraz twórczych decyzji. Dlatego jest pełna myśli, co nie zdarza się w zachowaniu cząstek elementarnych ani w żadnej innej sferze materii.

Wniosek

Jesteśmy wolni, bo jesteśmy inteligentni. A inteligencja jest prawie tak wielką tajemnicą jak wolność. Jest to najbardziej oczywisty dowód na to, że we wszechświecie istnieje coś więcej niż materia: istnieje inteligencja. Ale jest też, w świecie ludzkim, prawda, sprawiedliwość, piękno i miłość. Dla chrześcijanina wszystkie te wymiary są odbiciem obrazu Boga. I nie mają innego możliwego wyjaśnienia.

Więcej
Hiszpania

Jaki pakt edukacyjny jest dziś możliwy w Hiszpanii?

Przyszłe nowe prawo oświatowe powinno być wynikiem dialogu z rzeczywistymi interesariuszami edukacji, a nie tylko minimalnym porozumieniem między grupami politycznymi.

Javier Hernández Varas / Enrique Carlier-10 styczeń 2017 r.-Czas czytania: 3 minuty

1 grudnia Komisja Edukacji hiszpańskiego Kongresu Deputowanych zatwierdziła propozycję utworzenia podkomisji odpowiedzialnej za sporządzenie w ciągu sześciu miesięcy raportu diagnostycznego na temat wielkiego państwowego paktu na rzecz edukacji. Dokument ten miałby być podstawą do promowania przez rząd nowego prawa oświatowego, które przyniosłoby stabilizację polityki edukacyjnej. Tymczasem zawieszony został harmonogram wdrażania wszystkich aspektów obowiązującej ustawy organicznej o poprawie jakości kształcenia, które nie weszły jeszcze w życie.

W celu sporządzenia sprawozdania odbędzie się tyle przesłuchań, ile będzie konieczne. Podkomisja będzie wzywać różne organizacje, instytucje, osoby o uznanym prestiżu, agentów społecznych, platformy edukacyjne, związki zawodowe itp. A Konferencja Sektorowa, Państwowa Rada Szkolna i Autonomiczne Rady Szkolne mogą wydawać szczegółowe sprawozdania.

Stabilność paktu, jeśli zostanie osiągnięta, będzie zależała od poparcia tej większości parlamentarnej. Ale, jak słusznie zauważa José Miguel García, dyrektor Sekretariatu Komisji Episkopatu ds. Wychowania i Katechezy, ten pakt edukacyjny musi być przede wszystkim wynikiem dialogu z rzeczywistymi podmiotami edukacyjnymi, a nie tylko minimalnym porozumieniem między grupami politycznymi. Im większe zaangażowanie nauczycieli i rodziców, tym większa możliwość osiągnięcia trwałego paktu. A trudno będzie podpisać stabilny i ostateczny Pakt, jeśli nie będzie on gwarantował kilku praw i wolności. Chodzi nam oczywiście o wolność edukacji i prawo do nauczania religii.

Ponadto, każdy Pakt będzie ograniczony przez Konstytucję i jej artykuł 27, który uznaje prawo do edukacji, wolność nauczania i podstawowe prawo rodziców do kształcenia swoich dzieci zgodnie z ich przekonaniami. Musi też wzmocnić komplementarność sieci szkół publicznych i dotowanych przez podmioty prywatne, nie traktując szkół dotowanych jako pomocniczych względem szkół publicznych, definitywnie gwarantując ich finansowanie i stabilność.

Głos Kościoła

18 października reprezentacja biskupów hiszpańskich spotkała się z urzędującym wówczas ministrem edukacji Iñigo Méndezem de Vigo, aby przedstawić swoją opinię na temat celowości Paktu dla Edukacji i poprosić z kolei o aktywny i jednogłośny udział w nim. Potwierdził to sekretarz generalny ds. Konferencja EpiskopatuJosé María Gil Tamayo, który przypomniał. pełne poparcie Kościoła dla "edukacja jest sprawą państwa", i nie jest na łasce "partyzanckie alternacje".. W Hiszpanii w ciągu 35 lat uchwalono 11 ustaw edukacyjnych, a to "Nie ma nikogo, kto mógłby się temu przeciwstawić; należy. przestać robić ze szkoły tablicę kontrowersji politycznych i ideologicznych".powiedział Gil Tamayo. Uważał też za konieczne, aby głos Kościoła do uwzględnienia, gdy zaczniemy mówić o pakcie edukacyjnym"."Biorąc pod uwagę jego znaczącą obecność w dziedzinie edukacji, z 2.600 ośrodków konkretnie katolicki, które mają 125 000 pracowników i około 1,5 mln uczniów; oraz mając na uwadze 3,5 mln studentów swobodnie wybierać Religia i syn 25 000 nauczycieli przedmiotu.

Podczas spotkania z ministrem, w którym uczestniczyli przewodniczący i sekretarz Komisji Edukacji - biskup César Franco z Segovii i José Miguel García - oraz sam Gil Tamayo, nalegano, by pakt nie doprowadził do wyeliminowania Religii z programu nauczania. Chcąc, aby ten przedmiot znalazł się w nowych ramach edukacyjnych, Kościół nie chce bronić żadnych przywilejów, ale nie chce też być marginalizowany. Jest to prawo konstytucyjne i podstawowe prawo rodziców. A w przypadku szkolnictwa katolickiego, Jest to zresztą prawo chronione przez Umowy między państwem a Stolicą Apostolską. Możliwość możliwość swobodnego wyboru religii świadczy o tym, że "pełne włączenie Kościoła do konstytucyjnej Hiszpanii". do którego nawiązał król Felipe podczas swojej niedawnej wizyty na Konferencji Episkopatu.

Dla Gila Tamayo, problem z Religia temat polega na tym, że "są ludzie, którzy wciąż żyją z bardzo staroświeckim podejściem.który uważa, że przestrzeń publiczna powinna być aseptyczna wobec wszelkich przekonań religijnych". i że katolik musi "wieszanie swoich przekonań religijnych na wieszaku". przy wchodzeniu do miejsc publicznych.

Wraz z utworzeniem podkomisji uczyniono ważny i pozytywny krok, ale przed nami jeszcze długa droga. Nikt nie jest świadomy istnienia ideologicznych i politycznych przeszkód, dlatego nadszedł czas, by wykazać się jasną wizją, wielkodusznością i troską o interes ogólny, w przekonaniu, że należy pilnie poprawić system edukacji i zapewnić mu ciągłość i stabilność niezbędną dla dobra uczniów.

AutorJavier Hernández Varas / Enrique Carlier

Świat

Liban otwiera nową stronę stabilności dzięki silnej imigracji syryjskiej

Doświadczenie wojny domowej w latach 80. doprowadziło do zawarcia porozumień ułatwiających stabilizację. Liban, który nie chce być wciągnięty w wojnę syryjską, ma nowego prezydenta, chrześcijanina Michela Aouna.

Ferran Canet-9 styczeń 2017 r.-Czas czytania: 5 minuty

W wirze wydarzeń, które miały miejsce na świecie w ostatnich miesiącach, a w szczególności na Bliskim Wschodzie z Syrią, wiadomość, że Liban ma nowego prezydenta, Michela Aouna, otwiera kartę ostrożnego optymizmu i stabilności.

Michel Aoun został wybrany 31 października z poparciem 83 ze 128 parlamentarzystów, kończąc tym samym ponad dwa lata bez prezydenta. Ciężka sytuacja na Bliskim Wschodzie mogła rodzić obawy, że Liban zostanie wciągnięty bezpośrednio w konflikt, ale jak dotąd udało się utrzymać problemy wewnątrz kraju na bardzo sporym poziomie.

Jednak napięcie między Iranem a Arabią Saudyjską, wojna w Syrii, konflikt w Iraku, a nawet problemy w Jemenie wpłynęły na sytuację w Libanie, choćby dlatego, że Hezbollah (zarówno partia polityczna, jak i milicja) wspiera Iran w różnych konfliktach, w które ten ostatni jest zaangażowany.

W sumie fakt, że w Libanie panuje pokój, jest zadziwiający. Nie można zresztą zapominać, że od wybuchu wojny syryjskiej w Libanie schronienia szukało ponad 1,5 mln Syryjczyków (przy czym od kwietnia 2014 r. oficjalnie zarejestrowano ponad 1 mln uchodźców).

Debata na temat rozliczeń

Jeśli wziąć pod uwagę, że miejscowa ludność Libanu liczy około 4,5 miliona, to wskaźnik syryjskich uchodźców wynosi około 200 na 1000 mieszkańców (najwyższy na świecie, trzykrotnie wyższy niż w Jordanii, drugim kraju w tym smutnym rankingu). Do nich należy dodać około 450 tysięcy Palestyńczyków.

Niektórzy eksperci oferują wskazówki dotyczące możliwości przyjęcia Libanu. Na przykład, kraj ten ma tradycję nie zamykania uchodźców w obozach, po części z powodu długiej historii stosunków pracy. Od lat 90. wielu Syryjczyków przyjechało do pracy w Libanie, co ułatwiło pewną integrację.

Polityka nie kwaterowania ludzi w obozach dla uchodźców wynika z obaw o bezpieczeństwo, mówi Tamirace Fakhoury, uniwersytecki profesor nauk politycznych. Rząd obawia się, że obozy mogą stać się ostoją terroryzmu, choć jest to kwestia dyskusyjna. W strefie przygranicznej znajduje się kilka nieformalnych osiedli. Y UNHCR (agencja ONZ ds. uchodźców), a niektóre organizacje pozarządowe uważają, że prowadzone przez nie obozy zapewniłyby lepsze warunki życia syryjskim uchodźcom.

W rzeczywistości Liban nie ma możliwości pełnej integracji tak dużej liczby uchodźców, jest naprawdę przeciążony, więc są ograniczenia. Ponadto gminy często skarżą się na brak spójnej polityki krajowej i formułują własne przepisy.

Eksperci zauważają również, że pożądana byłaby lepiej skoordynowana reakcja z Europą w zakresie analizy legalnych dróg dla tych przepływów migracyjnych. Aby poradzić sobie z kryzysem migracyjnym, takim jak ten spowodowany przez Syrię, potrzebne jest podejście oparte na zarządzaniu prawnym.

Stabilność w Libanie

Jeśli powyższe dane nie były wystarczające, aby opisać potencjalnie wybuchową sytuację, być może przypomnienie historyczne jest. Do 2005 roku wojska syryjskie okupowały Liban, wkroczywszy do kraju na początku libańskiej wojny domowej (w 1976 roku) na mocy mandatu Ligi Arabskiej. Przez prawie trzydzieści lat wielu Libańczyków postrzegało syryjskich żołnierzy jako najeźdźców, a rząd w Damaszku jako odpowiedzialny za wszelkiego rodzaju nadużycia i zabójstwa.

Niemniej jednak sytuacja społeczna nie jest tak napięta, jak można by sobie wyobrazić. Choć prawdą jest, że część społeczeństwa nie cieszy się z obecności tak wielu uchodźców. Głównie z obawy, że sytuacja może ciągnąć się latami, co zakłóciłoby i tak już niestabilną równowagę między poszczególnymi grupami społecznymi, kształtowaną przez przynależność religijną.

Prawo wyborcze

Od kilku lat mówi się o zmianie ordynacji wyborczej, aby dostosować ją do innej sytuacji demograficznej niż w momencie tworzenia obecnej ustawy (1960 r.). Reforma ta jest jednak powolna i skomplikowana i nie wydaje się, by rozwiązanie to udało się osiągnąć w najbliższych miesiącach, przed kolejnymi wyborami parlamentarnymi (które powinny odbyć się w 2013 roku, ale były dwukrotnie opóźniane i obecnie powinny odbyć się w maju 2017 roku).

Aby zrozumieć, dlaczego kraj ten nie został wciągnięty w problem syryjski, należy wziąć pod uwagę przede wszystkim jeden czynnik. Doświadczenie wojny domowej z lat 80. oznacza, że w obliczu naprawdę napiętej sytuacji przywódcy kraju podejmują wysiłek, aby osiągnąć porozumienia, które zapobiegają rozpaleniu ognia i potencjalnemu pochłonięciu wszystkiego. Kolejnym ważnym elementem jest to, że 40% ludności Libanu to chrześcijanie, dzięki czemu konflikt sunnicko-szyicki (Arabia Saudyjska-Iran) znajduje silnego pośrednika, którego nie ma w innych krajach regionu.

Chrześcijanie, niezbędni dla stabilności

Liban jest wyjątkiem na Bliskim Wschodzie z kilku powodów, ale jednym z głównych jest to, że chrześcijanie nie tylko nie są małą mniejszością, ani nie są po prostu tolerowani czy uznawani, ale są istotną częścią tkanki społecznej i gry politycznej.

W czasie, gdy byliśmy świadkami niemal całkowitego ograniczenia obecności chrześcijan w Iraku, a teraz w Syrii, Liban uparcie podkreśla swoje pragnienie bycia przykładem współistnienia (nie doskonałego, prawda, ale znacznie lepszego niż można by sądzić) dla całego regionu.

Ostatnia podróż Benedykta XVI przed rezygnacją z urzędu odbyła się właśnie do Libanu i była okazją do... chwalić się tej zdolności do życia razem i do przyjmowania.

Jednak obecne wyzwania mogą przerastać możliwości samego Libanu. Krytyka postępowania mocarstw zachodnich nie jest więc rzadkością, a zwłaszcza obojętności, z jaką reagowały one na szybkie znikanie chrześcijan z regionu (o ile nie zostały bezpośrednio sprowokowane).

Głos Patriarchy Liban

Kardynał Bechara Raï, patriarcha Antiochii i metropolita Kościoła maronickiego, był jednym z głosów, które nie przestały wzywać do odpowiedzialnej postawy polityków, do odłożenia na bok interesów osobistych, partyjnych i politycznych. wspólnotaby służyć całemu krajowi i wszystkim jego obywatelom.

Jednak ich wysiłki jak na razie przynoszą niewielkie efekty. Być może najbardziej niezwykłe jest pojednanie między generałem Michelem Aounem a Samirem Geageą. To dwaj najważniejsi przywódcy chrześcijańscy, którzy starli się w ostatnich latach wojny domowej, zapisując jedną z najsmutniejszych kart libańskiej historii. Ich pojednanie okazało się jednak kluczowe dla dojścia generała Aouna do prezydentury.

Poza kilkoma faktami pozostaje jednak wrażenie, że ważne decyzje w kraju podejmowane są przede wszystkim z uwzględnieniem korzyści ekonomicznych, jakie mogą uzyskać politycy, lub interesów państw, które tych polityków wspierają.

Odwrócona została nowa strona, choć słowa, póki co, są te same, a wątek narracyjny też niewiele się zmienił. Te same nazwiska, te same rodziny dominują w świecie polityki i gospodarki, a obywatel, który nie jest wyrównane Nie mając żadnej z tych rodzin, pozostaje, póki co, dalej czekać.

AutorFerran Canet

Więcej
Wielebny SOS

Rola ćwiczeń fizycznych

Mówi się, że "gdyby ćwiczenia fizyczne można było przepisać w formie pigułki, byłyby najczęściej przepisywanym lekiem". Rzeczywiście, jest to jeden z najważniejszych aspektów zdrowia; i ma wyraźny wpływ na zapobieganie niektórym chorobom. 

Pilar Riobó-9 styczeń 2017 r.-Czas czytania: 3 minuty

Używamy terminu "ćwiczenia fizyczne", aby objąć zarówno sport i aktywność fizyczną w czasie wolnym, jak i inne formy ćwiczeń podejmowane w kontekście codziennych, rodzinnych i wspólnotowych działań. Zalecanie ćwiczeń fizycznych nie oznacza, że wszyscy mamy zostać elitarnymi sportowcami. 

Życie w zachodnich miastach często nie sprzyja ćwiczeniom: korzystamy z samochodu, by dojechać do pracy (a nawet używamy przycisku zamiast korby, by uchylić okno), wjeżdżamy windą na najwyższe piętra, siedzimy godzinami przed telewizorem, pracujemy w biurze na komputerze, a inne rzeczy robimy na siedząco.

Brak aktywności jest bezpośrednio związany z wystąpieniem niektórych chorób. Po pierwsze, sprzyja otyłości, podczas gdy przeciwnie - ćwiczenia pomagają schudnąć. Ale gdyby wysiłki zmierzające do utraty wagi opierały się wyłącznie na ćwiczeniach, ich skuteczność byłaby bardzo niska. Pomaga w utracie tkanki tłuszczowej i hipertrofii tkanki mięśniowej; można powiedzieć, że wymienia tkankę tłuszczową na tkankę chudą, a ponieważ objętość tej ostatniej jest mniejsza, sprawia, że osoby otyłe tracą objętość; osobom stosującym długotrwale dietę udaje się utrzymać utraconą wagę, jeśli zmienią swoje nawyki behawioralne i wejdą w nawyk ćwiczeń. Ponadto, w obecności otyłości, ćwiczenia fizyczne zmniejszają prawdopodobieństwo wystąpienia cukrzycy lub poprawiają wrażliwość na insulinę; i są korzystne dla osób otyłych z wysokim cholesterolem.

Ćwiczenia fizyczne prowadzą do wzrostu poziomu HDL lub "dobrego" cholesterolu. Wykazano, że osoby uprawiające ćwiczenia fizyczne rzadziej chorują na cukrzycę; utrzymują lepsze zdrowie kości i zapobiegają osteoporozie; poprawiają sprawność sercowo-oddechową i mięśniową. Ponadto aktywność ma pozytywne skutki psychologiczne: wywołuje dobre samopoczucie, poprawia samoocenę i nastrój, pomaga się zrelaksować, kontroluje lęk i zapobiega depresji.

Można doradzić pewne nawyki behawioralne sprzyjające aktywności fizycznej, biorąc pod uwagę aktualną sytuację życiową.

Można doradzić pewne nawyki zachowań sprzyjających aktywności fizycznej, biorąc pod uwagę aktualną sytuację życiową. Przede wszystkim, niezależnie od wybranej formy aktywności, warto zacząć od najłatwiejszej i stopniowo ją zwiększać. Szczególnie u osób otyłych sama nadwaga jest przeszkodą, która w połączeniu z niskim poziomem wytrenowania i ewentualnymi towarzyszącymi problemami kostno-stawowymi skłania pacjentów do rezygnacji z ćwiczeń, dlatego konsekwencja i regularność są dla nich szczególnie ważne.

Jednym z pomysłów jest podróżowanie pieszo, unikając samochodu, gdy tylko jest to możliwe; możesz przejść cały dystans pieszo lub zostawić samochód zaparkowany daleko od miejsca docelowego. Jeśli Twoja praca znajduje się zaledwie kilka minut drogi od Twojego domu, lub jeśli mieszkasz w małym mieście, możesz zaplanować godzinny spacer każdego dnia. Bardzo przydatne może być pobranie aplikacji mobilnej (niektóre są darmowe), która liczy kroki i kilometry przechodzone dziennie; wiele osób będzie zaskoczonych tym, jak mało się ruszają.

Pomaga chodzenie po schodach (i w dół). Pomaga też w pracach domowych, grach rodzinnych, pracach w ogrodzie, a nawet w tańcu. Obecnie zaleca się przerywanie siedzącego trybu życia w ciągu dnia pracy co 30 minut, z minutową mobilizacją stawów, oraz unikanie długotrwałego siedzenia.

Każdy umiarkowany sport jest dobry, przy czym należy uważać, by nie nabawić się kontuzji i ostrożnie, by nie chcieć osiągnąć wszystkiego od początku; kilka nieskomplikowanych to pływanie, jazda na rowerze czy piesze wędrówki. Wiele z tych działań jest natomiast okazją do spotkań towarzyskich. Robienie ich z przyjaciółmi, czerpanie z nich radości, sprzyja ciągłości w czasie.

Jeśli zdecydujemy się na zapisanie się na siłownię, musimy jednak zachować ostrożność i skorzystać z porad dotyczących ćwiczeń i sprzętu, który będzie dla nas odpowiedni; niektórzy decydują się również na posiadanie sprzętu do siłowni w domu, na przykład rowerka do ćwiczeń. 

Osoba starsza, lub osoba, która nie miała możliwości dbania o siebie i o kondycję, nie powinna się martwić. Zawsze jest możliwość, a najodpowiedniejszy jest dobry spacer około 1 godziny dziennie, który można zrobić w 2 krótszych spacerach po około 30 minut.

AutorPilar Riobó

Specjalista w dziedzinie endokrynologii i żywienia.

PodpisyXiskya Valladares

Wiara jako doświadczenie jest kluczem

W obliczu trudności, jakie stwarza dzisiejszy ekstremizm, pilna i konieczna jest edukacja do dialogu zaproponowana przez papieża Franciszka, a także kierowanie się kryterium wyznaczonym przez samego Jezusa.

9 styczeń 2017 r.-Czas czytania: 2 minuty

Papież Franciszek mówi, że. "Dialog pomaga ludziom humanizować relacje i przezwyciężać nieporozumienia". W naszych codziennych kontaktach bardzo wyraźnie o tym mówimy, nawet jeśli przyznajemy, że nie zawsze wiemy, jak to zrobić. Ale czy równie wyraźnie mówimy o terrorystach, zamachowcach samobójcach, ekstremistach? To staje się bardziej skomplikowane. 

W niedawno opublikowanym raporcie na temat wolności religijnej na świecie, zleconym przez organizację Aid to the Church in Need, stwierdzono, że ekstremistyczny islam jest głównym zagrożeniem dla wolności religijnej i główną przyczyną prześladowań. Dotyka on jednak nie tylko praktykujących chrześcijan, ale także społeczeństwa zachodnie o chrześcijańskich korzeniach, nawet jeśli dziś są ateistami: w co piątym kraju doszło do ataków radykalnych islamistów. Na 196 krajów świata jest 38, w których odnotowano poważne naruszenia wolności religijnej. 

To oczywiste, że ekstremizm, ogólnie rzecz biorąc, rodzi przemoc. Badania pokazują, że religia jest świetnym czynnikiem spójności wewnątrzgrupowej, co jest pozytywne, ale może też zwiększać agresję międzygrupową wobec tych, którzy nie należą do grupy. Stąd pilna potrzeba pogłębienia naszej wiary, aby umieć dać jej uzasadnienie, ale przede wszystkim oprzeć ją na silnej osobistej relacji z Jezusem. Jeśli chrześcijanie zredukują religię do ideologii lub grupy społecznej, my również narażamy się na ryzyko popadnięcia w fundamentalizm. 

Wychowanie do dialogu, jak mówi papież Franciszek, jest nie tylko możliwe, jest pilne i konieczne. Inne momenty historyczne pokazały nam, że muzułmanie, żydzi i chrześcijanie mogą żyć razem w pokoju. Dziś, w obliczu ekstremistycznego islamu, słyszymy wiele pytań o tę możliwość. Czy możemy prowadzić dialog z terrorystami? Czy powinniśmy odpowiedzieć z życzliwością na obecny dramat tak wielu ludzi wysiedlonych przez wojnę? Jasne jest, że nie wszyscy muzułmanie są terrorystami i że to właśnie w spotkaniu twarzą w twarz, z opowieści o wspólnym życiu, powstaje spotkanie. Jest też bardzo jasne, że naszym kryterium musi być kryterium Jezusa: jak on by dzisiaj zareagował na te sytuacje? "Za każdym razem, gdy robiłeś to jednemu z nich, moim młodszym braciom, robiłeś to mnie". (Mt 25,40).

Francisco: "Dialog przełamuje mury podziałów i nieporozumień; buduje mosty porozumienia i nie pozwala nikomu izolować się, zamykając się we własnym małym świecie. Dialog to słuchanie tego, co mówi do mnie druga osoba i mówienie z potulnością tego, co myślę".

AutorXiskya Valladares

Ewangelizacja na Twitterze, Xiskya Valladares

5 styczeń 2017 r.-Czas czytania: < 1 minuta

Dobre praktyki ewangelizowania na twitterze
Xiskya Valladares
117 stron
San Pablo. Madryt, 2016 r.

Tekst - Jesús Ortiz López

Z 7 miliardów ludzi na naszej planecie, 3 miliardy to aktywni użytkownicy internetu. Większość z nich korzysta z sieci społecznościowych, a twitter jest piątym najczęściej używanym. Ale pytanie brzmi: jak można dawać chrześcijańskie świadectwo na twitterze?

My wierzący jesteśmy ludźmi, którzy wchodzą w interakcje z rówieśnikami także na cyfrowych ulicach, zgodnie z życzeniem Jana Pawła II: "Jeśli mamy iść tam, gdzie są ludzie, musimy iść do Internetu. I Kościół o tym wie".

Autor tej książki, współpracownik Palabry i współzałożyciel iMision, zachęca nas do większego korzystania z internetu, tak jak powinniśmy sugerować księdzu korzystanie z mikrofonu, aby był słyszany. Tłumaczy też, jak sprawić, by internet stał się miejscem komunii, a nie tylko bezosobową chmurą. W drugiej części książki dodaje trzydzieści dobrych praktyk ewangelizowania na twitterze i przekazywania informacji, promowania inicjatyw i generowania społeczności.

Książka ma charakter praktyczny i jest wynikiem wieloletniego doświadczenia autora. Jest dobrze udokumentowana, dobrze zilustrowana i łatwa w czytaniu. Przede wszystkim otwiera nowe horyzonty. Pod koniec lektury łatwo dojść do wniosku: "muszę bardziej korzystać z sieci".

Kino

Kino: Milczenie, film Martina Scorsese

Omnes-2 styczeń 2017 r.-Czas czytania: 2 minuty

Wiara nie jest dwulicowa. Tak przynajmniej stara się to pokazać Martin Scorsese w swoim najnowszym filmie, Cisza. Jest to fabularyzowana historia trzech księży jezuitów podczas procesu ewangelizacji Japonii w XVII wieku.

Cisza

Reżyser: Martin Scorsese

Scenariusz: Jay Cocks, Martin Scorsese (na podstawie powieści Shusaku Endo)

Rok: 2016 r.

Kraj: Stany Zjednoczone

 

Wiara nie jest dwulicowa. Tak przynajmniej stara się to pokazać Martin Scorsese w swoim najnowszym filmie, Cisza. Jest to fabularyzowana historia trzech księży jezuitów podczas procesu ewangelizacji Japonii w XVII wieku.

Jest to film, nad którym Scorsese rozpoczął pracę ponad dwadzieścia lat temu. Pomysł powstał po kontrowersjach, jakie wywołał jego film Ostatnie kuszenie Chrystusa. To właśnie wtedy przeczytał powieść Ciszaautorstwa japońskiego pisarza Shusaku Endo (która ma pewne wady dla osób wierzących). Od tego momentu rozpoczął proces badania i studiowania scenariusza, aby dobrze opowiedzieć tę historię. I nie wydaje się bezzasadne myślenie, że w filmie sam reżyser może ujawniać swoje własne pytania dotyczące wiary.

Opowiada o podróży do Japonii księży Sebastiana Rodriguesa (Andrew Garfield) i Francisco Garupe (Adam Driver). Wyruszają na poszukiwanie swojego mentora, Cristobala Ferreiry (Liam Neeson), o którym zakłada się, że wyrzekł się wiary. W tej podróży napotykają społeczeństwo, które odrzucając zasady chrześcijańskie, pozostawia trochę miejsca na to, by nauki dwóch księży przyniosły jakieś owoce.

Problemy pojawiają się jednak, gdy na scenę wkracza inkwizytor Inoue, postać wyrachowana i makiaweliczna, która odkrywa w niespójności swoją główną broń do usuwania dusz tych, którzy wątpią. Postać ta, mistrzowsko zagrana przez Issei Ogatę, wykorzystuje błędną interpretację męczeństwa pierwszych chrześcijan, by naciskać na księży, a zwłaszcza na ojca Rodriguesa, by porzucili swoje zadanie.

Ból, udręka i to, co film przedstawia jako milczenie Boga, w końcu wytwarza atmosferę dwuznaczności, która doprowadzi do tego, że bohaterowie zobaczą, że ich religijne fundamenty zostały zachwiane i rozpoczną głęboką walkę pomiędzy tym, czego wymaga ich wiara, a tym, czego wymaga od nich społeczeństwo, w którym wykonują swoją misję.

Jednak ostatecznie, pomijając pewne wątpliwe decyzje reżysera, film kończy się powrotem do początku i otwarciem okna na zrozumienie tego, co Bóg sugeruje swoim milczeniem.

W tym klasycznym filmie reżyser nie stroni od żadnych pytań. Jego umiejętności są widoczne zarówno w tym, co pokazuje kamera, jak i w montażu i montażu. A ponieważ skupia się na historii, którą chce opowiedzieć, nie daje widzowi prawie żadnego odpoczynku przez całe 160 minut trwania filmu.

-Jairo Darío Velásquez Espinosa

PodpisyJohn Allen

Niezłomne i dyskretne przywództwo Javiera Echevarría

John Allen dokonuje przeglądu lat, które upłynęły w życiu Opus Dei od śmierci założyciela. Podkreśla znaczenie pracy Javiera Echevarríi, zwłaszcza w zakresie zarządzania informacją, i nakreśla wyzwanie, które przypadnie jego następcy.

2 styczeń 2017 r.-Czas czytania: 4 minuty

Wraz z utratą człowieka, który kierował nią od ponad dwudziestu lat, biskup Javier Echevarría Rodríguezktóry zmarł 12 grudnia w wieku 84 lat, Opus Dei, jedna z najbardziej wpływowych i cieszących się złą sławą organizacji katolickich na świecie, stoi obecnie w obliczu przemiany pokoleniowej.

Jednak czyni to z mocnej podstawy, częściowo dzięki dwóm dekadom, które Echevarría spędził u jej steru.

Echevarría objął zadanie prałata Opus Dei w kwietniu 1994 roku, po śmierci biskupa Álvaro del Portillo. Będzie on prawie na pewno ostatnim osobistym powiernikiem św. Josemaríi Escrivá - który założył Opus Dei w Hiszpanii w 1928 r. i zmarł w 1975 r. - kierującym tą instytucją.

Javier Echevarría od 1955 roku pracował jako osobisty sekretarz Escrivá, a w 1975 roku został sekretarzem generalnym organizacji. Kiedy w 1982 roku Opus Dei stało się "prałaturą personalną", czyli jednostką skupiającą zarówno duchownych jak i świeckich wokół specyficznej duchowości, a nie na podstawie geograficznych granic diecezji, Echevarría został mianowany jej wikariuszem generalnym.

Od założyciela

Jak w przypadku praktycznie każdej nowej siły w życiu katolickim, czy to zakonu, ruchu czy czegoś innego, Opus Dei stanęło przed wyzwaniem udowodnienia swojej ciągłej ważności po śmierci swojego charyzmatycznego założyciela.

Dla Opus Dei, w pewnym sensie, wyzwanie to zostało opóźnione o prawie 40 lat, ponieważ zarówno Álvaro del Portillo, jak i Echevarría, osobiści współpracownicy Escrivá, byli uważani wewnętrznie przede wszystkim za autorytatywnych interpretatorów jego myśli, tak że było niemal tak, jakby założyciel nadal trzymał stery zza grobu.

Teraz Opus Dei będzie musiał stanąć na własnych nogach, z kierownictwem, które niekoniecznie musi mieć osobistą pieczęć aprobaty samego św.

W ciągu swoich prawie 90 lat Opus Dei było potężnym, ale kontrowersyjnym graczem w Kościele katolickim, chwalonym za poświęcenie się formacji świeckich i za dobre uczynki, ale także postrzeganym z podejrzliwością przez krytyków, którzy zarzucają mu surową kulturę wewnętrzną i głęboko konserwatywne cele polityczne i teologiczne.

Te wrażenia były być może bardziej wyraźne, gdy Echevarría rozpoczynał swoją kadencję w 1994 r., wkrótce po beatyfikacji Escrivy za pontyfikatu Jana Pawła II w 1992 r., wydarzeniu, które wywołało niemal nieskończone kontrowersje, i na długo przed kanonizacją założyciela w 2002 r. lub opublikowaniem w 2003 r. niesławnej powieściowej gafy Dana Browna, pt. Kod Da Vinci.

W tym czasie teorie spiskowe i spekulacje na temat Opus Dei były bardzo atrakcyjne, zarówno w kręgach świeckich, jak i w niektórych kręgach samego Kościoła katolickiego.

Toczyła się ożywiona debata na temat rzekomego imperium finansowego Opus Dei, jego stosunku do kobiet, jego praktyk umartwiania ciała, jego rzekomego sekciarstwa i wielu innych rzeczy, a wszystko to było podparte założeniem, że sam Escrivá i inni pierwsi członkowie Opus Dei wspierali prawicowy faszystowski reżim Francisco Franco.

W tej atmosferze eksperci Opus Dei wskazywali na istniejący w organizacji rozdźwięk między polityką zamknięcia, w sensie dostosowania się do reguł świata zewnętrznego, a przejrzystością, w sensie otwarcia i zdawania relacji z wewnętrznego życia i filozofii instytucji, w przekonaniu, że każdy kontakt z rzeczywistością jest lepszy od rozpowszechnionej mitologii i "czarnej legendy".

Jako prałat, Echevarría zasadniczo rozstrzygnął debatę na korzyść przejrzystości, a rezultatem była szybka "normalizacja" statusu Opus Dei w Kościele katolickim i odpowiadający jej spadek poziomu kontrowersji i wrogości.

Zarządzanie informacjami przez Javiera Echevarría

Kiedy Echevarría rozpoczynał swoją kadencję, było jeszcze wielu biskupów katolickich, którzy patrzyli niechętnie na pomysł utworzenia w ich diecezji inicjatywy związanej z Opus Dei, ale w 2016 r. ten strach całkowicie zniknął. Teraz większość biskupów i innych dostojników kościelnych patrzy na Opus Dei tak, jak patrzyłaby na Caritas czy zakon salezjanów, czyli po prostu jako kolejny mebel w katolickim salonie.

Pod kierownictwem Echevarríi, Opus Dei przeszło od tego, co wielu uważało za najbardziej dysfunkcyjne zarządzanie wiadomościami w Kościele Katolickim - odmawiając z zasady nawet odpowiedzi na uzasadnione pytania, i w ten sposób podsycając negatywne obrazy - do tego, że obecnie jest oceniane jako najlepsze w Rzymie.

Dziś Uniwersytet Świętego Krzyża, który prowadzi Opus Dei w Rzymie, promuje szkolenie dla dziennikarzy z całego świata na temat relacjonowania Watykanu i katolicyzmu, zwane "Church Up Close", i prawdopodobnie każdy katolicki decydent, który potrzebuje pomocy w podejściu do swoich problemów ze złą prasą, powinien wykonać pierwszy telefon do kogoś z Opus Dei.

Wszystko to było wynikiem polityki zapoczątkowanej i potwierdzonej przez Echevarríę, która polega na tym, że jeśli nie mamy nic do ukrycia, nie mamy się czego obawiać.

Oddany pasterz

Z drugiej strony Echevarría był też oddanym duszpasterzem, który głęboko troszczył się o ludzi powierzonych jego opiece. Przyjaciele mówią, że spędzał więcej czasu niż ktokolwiek mógłby zliczyć modląc się za członków Opus Dei na całym świecie, którzy stracili bliskich, byli chorzy, stracili pracę lub cierpieli w inny sposób, a on był blisko nich osobiście.

Ktokolwiek zastąpi Echevarríę na stanowisku szefa Opus Dei, stanie przed trudnym wyzwaniem, ale jednocześnie odziedziczy organizację, która ma szansę przetrwać przez długi czas.

Zawdzięczamy to przede wszystkim wizji założyciela, ale także zdecydowanemu, a przede wszystkim dyskretnemu przywództwu jego dwóch bezpośrednich następców, z których jeden zmarł dwie dekady temu, a drugi odszedł z tego świata w tym roku.

AutorJohn Allen

Aktualności

Pamięć o biskupie Javierze Echevarría

Kilka dni po śmierci biskupa Javiera Echevarría, wikariusz pomocniczy prałatury Opus Dei napisał dla Palabry te oto wiersze pamięci. Wskazuje w nich na dwie wybitne cechy osobowości księdza prałata.

Fernando Ocáriz-2 styczeń 2017 r.-Czas czytania: 3 minuty

Oczywiście, przeżyłem i nadal przeżywam wielki smutek - podobnie jak wszyscy wierni Dzieła i wielu, wielu innych ludzi - z powodu niespodziewanej śmierci człowieka, który przez 22 lata jako prałat kierował Opus Dei i słusznie nazywamy go ojcem. Jednocześnie Pan daje ukojenie, bo dzięki wierze wiemy, że wraz ze śmiercią życie nie zostaje utracone, ale zmienione na lepsze: na błogosławioną egzystencję, którą Jezus Chrystus obiecał tym, którzy Go kochają. I miłość do Biskup Javier Echevarría do naszego Pana, a przez Niego do wszystkich stworzeń, był wielki, szczery, pełen praktycznych konsekwencji.

Wierność dynamiczna

W tych krótkich wierszach chciałbym podkreślić tylko dwie podstawowe cechy. Pierwszym jest jego poczucie wierności: niezawodna wierność Kościołowi, papieżowi, Opus Dei, wiernym Prałatury, przyjaciołom, która była konsekwencją czy wyrazem wierności Jezusowi Chrystusowi, naszemu Bogu i Panu. Całe jego życie, od momentu, gdy w odległym roku 1948 poprosił o przyjęcie do Opus Dei, było naznaczone tą ludzką i nadprzyrodzoną cnotą, która wzrastała dzięki bliskiej relacji, jaką utrzymywał, najpierw ze świętym Josemaríą, a następnie z błogosławionym Álvaro del Portillo, z którym przez wiele lat współpracował w zarządzie Prałatury. Jak powiedziałem kilka godzin po jego śmierci, przeżycie tak wielu lat u boku tych dwóch świętych odcisnęło niezatarte piętno na duszy biskupa Echevarríi, co tłumaczy, przynajmniej częściowo, jego głębokie poczucie wierności.

Była to wierność dynamiczna, która zachowując nienaruszoną substancję, ducha, szukała również woli Bożej w obliczu zmieniających się potrzeb czasu i ludzi.

Kilka minut przed śmiercią chciała nam zostawić to życzenie. Jak powiedziała osoba, która w tym czasie najbardziej bezpośrednio mu pomagała, intencją jego modlitwy do Pana była wierność nas wszystkich.

Miłość do papieża

Szczególny przejaw wierności dotyczy modlitwy za papieża rzymskiego. Idąc za napomnieniami poprzedników, jego zachęta do coraz większej modlitwy za Wikariusza Chrystusa na ziemi była stała. W ten sposób urzeczywistnił również dążenie Założyciela Dzieła: służyć Kościołowi tak, jak Kościół pragnie być obsługiwany, w ramach cech, które sam Bóg przekazał św. Josemaríi. Przejawem tej komunii z całym Mistycznym Ciałem Chrystusa jest wyświęcenie ponad 600 kapłanów w latach jego posługi jako prałata Opus Dei.

W tym kontekście z radością odnotowuję wspaniałomyślność, z jaką biskup Echevarría przyjął prośby biskupów wielu miejscowości o to, aby kapłani inkardynowani do Prałatury mogli bezpośrednio współpracować w diecezjalnych urzędach duszpasterskich lub zadaniach. I to pomimo tego, że liczba kapłanów w Prałaturze, choć wysoka, nie wystarcza na zaspokojenie wielu potrzeb związanych ze zwykłą pracą duszpasterską.

Zainteresowanie każdą osobą

Drugą cechą, którą pragnę podkreślić, jest jego wielkoduszne poświęcenie dla każdej osoby, która prosiła go o radę, wskazówki, modlitwę; lub po prostu kierowała do niego pozdrowienie lub komentarz, gdy spotkali go na korytarzu. Nie tylko słuchał; był zaangażowany w to, co słyszał, uważny, spokojny, nigdy się nie spieszył, zawsze z zainteresowaniem, którego autentyczność była oczywista.

Jego gorliwość jako Duszpasterza nie ograniczała się do opieki nad niewielką częścią Ludu Bożego, jaką jest Prałatura. Jego serce stawało się coraz szersze. Jako kapłan i jako biskup czuł ciężar dusz, zwłaszcza tych najbardziej potrzebujących: za ofiary klęsk żywiołowych lub terroryzmu; za uchodźców; za chorych; za pokój w Syrii, w Iraku, w Wenezueli i w każdym kraju przeżywającym trudne chwile; za ludzi bezrobotnych lub mających jakiekolwiek trudności rodzinne... Co tydzień w Rzymie przyjmował grupy ludzi z całego świata, którzy prosili go o modlitwę za ich potrzeby duchowe i materialne. Każdy miał swoje miejsce w jego sercu, czego nauczył się od św. Josemaríi i bł. Álvaro del Portillo.

Charytatywnie

Jeszcze jeden przejaw jego troski o innych: dzień przed śmiercią biskup Echevarría powiedział mi, że jest mu przykro, że tak wiele osób musiało się nim opiekować, dbać o jego potrzeby. Odpowiedziałem mu od wewnątrz: Nie, Ojcze, to Ty nas wszystkich podtrzymujesz. W tym nowym okresie, który otwiera się przed nami, chciałbym powtórzyć wam te słowa i prosić was za waszym wstawiennictwem, abyście nas podtrzymywali i pomagali nam być dobrymi dziećmi Kościoła, z pomocą świętego Josemaríi i błogosławionego Alvaro.

Biskup Echevarría codziennie przynosił wszystkie te intencje na Mszę Świętą. Ofiara Ołtarza jest jak. forma gdzie dążenia i dzieła ludzkie nabierają prawdziwego znaczenia poprzez ich zjednoczenie z ofiarą Krzyża. Teraz pociesza mnie myśl, że z nieba, twój Masa stał się wieczny: już nie pod zasłonami sakramentów, ale w wizji twarzą w twarz boskiej chwały, ze swoim kapłańskim wstawiennictwem za wszystkich. Proszę więc Pana przez macierzyńskie pośrednictwo Dziewicy, Matki Boga i naszej Matki.

AutorFernando Ocáriz

Wikariusz pomocniczy i generalny Opus Dei

Więcej
Zasoby

Etyka instytucji politycznych

W artykule podkreślono specyfikę etyki politycznej w odniesieniu do etyki osobistej. Dla tych pierwszych prawdziwym problemem nie jest cel, który należy osiągnąć, ale środki, które należy zastosować, przy dostępnych zasobach i z uwzględnieniem rzeczywistych warunków.

Ángel Rodríguez Luño -30 grudnia 2016 r.-Czas czytania: 10 minuty

Ponieważ po raz kolejny zostałem zaproszony do pisania o wyzwaniach stojących dziś przed teologią moralną, chciałbym zaproponować kilka ogólnych rozważań na temat etyki politycznej, gałęzi moralności, która jest raczej zaniedbywana.

Etyka osobista a etyka polityczna

W języku potocznym, gdy mówimy o etyce, mamy zwykle na myśli refleksję, która ocenia sposób życia poszczególnych osób jako dobry lub zły w zależności od ich zgodności lub sprzeciwu wobec ogólnego dobra życia ludzkiego. W rzeczywistości ten sposób myślenia to branie części za całość. Sposobem życia jednostek zajmuje się etyka osobista, ale etyka ma także inne części, takie jak etyka gospodarcza, etyka medyczna, etyka społeczna czy etyka polityczna.

Etyka polityczna zajmuje się działaniami, za pomocą których jednostki w zorganizowanej politycznie wspólnocie (państwo, gmina itp.) kształtują swoje wspólne życie pod względem konstytucyjnym, prawnym, administracyjnym, gospodarczym, edukacyjnym, zdrowotnym itp. Działania te pochodzą od organów ustawodawczych lub rządzących, albo od jednostek sprawujących funkcję rządzenia, ale właściwie są to działania wspólnoty politycznej, która poprzez swoich wybranych przedstawicieli nadaje sobie taką czy inną formę. Tak więc, na przykład, ustawy regulujące edukację uniwersytecką, lub system opieki zdrowotnej, lub podatki, itp. są prawami państwa, a nie zastępców Jana i Pawła, nawet jeśli byli ich promotorami.

Kryterium, według którego etyka polityczna ocenia te działania społeczności, jest ich większa lub mniejsza zgodność z celem, dla którego jednostki chciały i nadal chcą żyć razem w zorganizowanym społeczeństwie. Ten koniec nazywany jest polityczne dobro wspólne (prościej, ale znacznie mniej trafnie, można by to też nazwać ogólny dobrobyt). Krótko mówiąc, etyka polityczna uznaje za moralnie dobre te działania aparatu publicznego (państwowego, autonomicznego, komunalnego itd.), które są zgodne z politycznym dobrem wspólnym i je promują, natomiast za moralnie złe uznaje te, które temu dobru szkodzą lub się mu sprzeciwiają.

Oczywiście mówimy teraz o moralności politycznej, która nie pokrywa się dokładnie z moralnością, którą zajmuje się etyka osobista, choć jest z nią związana, czasem bardzo ściśle. Rzeczywiście, niemoralne politycznie działania wynikają czasem z osobistej nieuczciwości... ale nie zawsze. Mogą one również wynikać ze zwykłej niekompetencji, lub z kategorii ideologicznych, lub z nieuzasadnionych koncepcji ekonomicznych, które niektórzy ludzie utrzymują w dobrej wierze. Dla etyki politycznej decydująca jest nie tyle dobra (lub zła) wiara, ile raczej konformizm i promowanie dobra ogólnego.

Z powyższego wynikają pewne zasady rozróżnienia między etyką osobistą a etyką polityczną. Najbardziej oczywistym z nich jest to, że każda z tych gałęzi etyki zajmuje się na ogół różnymi rodzajami działań: działaniami jednostki i działaniami zorganizowanej politycznie społeczności (instytucji ustawodawczych i rządzących). Kiedy jedno i drugie wydaje się zajmować tym samym rodzajem działań, w rzeczywistości rozważają dwa formalnie różne wymiary moralności. Weźmy na przykład pod uwagę, że posłowie, którzy głosują w parlamencie za jakąś ustawą, są szczerze przekonani, że nowe prawo leży w ogólnym interesie ich kraju. Po półtora roku doświadczenie pokazuje, że nowe prawo było złem. Czy można powiedzieć, że uchwalenie tego prawa było złem moralnym? Dobrze, zależy. Z punktu widzenia etyka osobistaCi, którzy po uzyskaniu informacji głosowali w dobrej wierze, nie ponoszą osobistej winy i nie można powiedzieć, że działali moralnie źle. Z drugiej strony, z punktu widzenia etyki politycznej, powstało zło etyczne: niezależnie od tego, co działo się w sumieniu tych, którzy głosowali za tą ustawą, jej sprzeczność z dobrem wspólnym jest faktem (i pozostanie nim, gdy z biegiem lat odejdą wszyscy posłowie, którzy za nią głosowali). Pozytywna lub negatywna jakość moralna formy nadanej naszemu wspólnemu życiu i naszej współpracy - która formalnie różni się od osobistych zasług i winy moralnej - jest szczególnym przedmiotem etyki politycznej.

Dobro osobiste i polityczne dobro wspólne

Celem etyki osobistej jest nauczenie ludzi, jak dobrze żyć; innymi słowy, pomóc każdemu człowiekowi zaplanować i przeżyć dobre życie. To od razu rodzi kilka pytań: jakim autorytetem "etyka" może wkroczyć w moją egzystencję, aby powiedzieć mi, jak powinienem żyć; czy ciało zewnętrzne wobec mnie może narzucić mi sposób życia?

W rzeczywistości etyka nie jest zewnętrznym ciałem, które chce nam coś narzucić, ale jest w każdym z nas. Spójrzmy przez chwilę na nasze własne doświadczenia. Nieustannie myślimy o tym, co powinniśmy robić, a czego unikać; układamy plany; planujemy swoje życie; decydujemy, jaki zawód chcemy wykonywać, i tak dalej. Czasami, po krótszym lub dłuższym czasie od podjęcia decyzji, człowiek uświadamia sobie, że popełnił błąd, żałuje go i mówi sobie, że gdyby można było cofnąć się do tyłu, to skierowałby swoje życie w zupełnie innym kierunku. Doświadczenie żalu uświadamia nam celowość refleksji nad wewnętrznym rozumowaniem, które poprzedza i przygotowuje nasze decyzje.

A tą refleksją jest etyka. Etyka w istocie nie jest niczym innym jak refleksją, która stara się zobiektywizować nasze wewnętrzne rozważania, badając je w sposób jak najbardziej obiektywny, krytycznie kontrolując nasze wnioskowanie, oceniając przeszłe doświadczenia i starając się przewidzieć konsekwencje, jakie określone zachowanie może mieć dla nas i dla otoczenia. Etyka osobista jest więc refleksją, która rodzi się w wolnym sumieniu, a jej ustalenia są zaproponować dla innych równie wolnych sumień.

Wracając do omawianego zagadnienia, rodzi to trudne pytanie dla etyki politycznej. Jeśli, jak już powiedzieliśmy, jej podstawowym punktem odniesienia jest polityczne dobro wspólne, to jaka jest relacja między nim a dobrym życiem, na które patrzy etyka osobista? Nie będziemy się teraz zatrzymywać, aby przejrzeć różne odpowiedzi, które padały na przestrzeni dziejów. Podkreślimy jedynie pewnego rodzaju antynomię, którą ta relacja wywołuje.

Z jednej strony, jeśli dobre życie jest celem, który etyka proponuje wolności, i może być zrealizowane tylko o tyle, o ile jest dobrowolnie wybrane, to jak może być jednocześnie zasadą regulującą zbiór instytucji, takich jak instytucje polityczne, które stosują przymus i mają monopol na przymus? Gdyby dobre życie obywateli było również celem instytucji politycznych, czy nie byłoby możliwe, aby państwo uznawało wszystko, co dobre, za obowiązkowe, a wszystko, co złe, za zakazane? A jeśli wśród obywateli istniałyby różne koncepcje dobrego życia, czy do państwa należałoby określenie, która z nich jest prawdziwa, a zatem obowiązkowa?

Z drugiej strony, biorąc pod uwagę, że żyjemy razem, aby dzięki współpracy społecznej umożliwić nasze życie i nasze dobre życie, a nie z pewnością nasze złe życie, czy instytucje polityczne mogą w ogóle nie brać pod uwagę tego, co jest dla nas dobre? Jeśli nasze dobro miałoby być pominięte, to jakie inne kryteria mogłyby inspirować życie politycznie zorganizowanego społeczeństwa? Co więcej, idea "etycznie neutralnego" państwa wydaje się nierealistyczna i nieuzasadniona, po prostu dlatego, że nie jest możliwa. Rzeczywiście, systemy prawne cywilizowanych państw zakazują morderstw, oszustw, dyskryminacji ze względu na rasę, płeć czy religię itd. Mają one zatem treść etyczną. Czym innym jest, jeśli nie uważa się za zgodne z prawem, że przymus polityczny może naruszać sumienie i intymne przekonania, ale to jest istotny wymóg etyczny, związany z wolnością, która jest charakterystyczna dla kondycji ludzkiej, a nie brak etyki. Z tego powodu środowisko polityczne, z którego w imię wolności wyrugowano wszelkie względy etyczne, zwróciłoby się przeciwko samej wolności, ponieważ "etyczna próżnia" wytworzyłaby w obywatelach zespół antyspołecznych i antysolidarnościowych nawyków, które w końcu uniemożliwiłyby poszanowanie wolności innych osób i przestrzeganie reguł sprawiedliwości pozwalających na cywilne rozwiązywanie konfliktów, które nieuchronnie powstają między wolnymi ludźmi. W końcu zwyciężyłby najsilniejszy. Przykładów historycznych nie brakuje.

Jak zatem należy rozumieć relację między dobrym życiem a politycznym dobrem wspólnym? Nie mamy tu miejsca, by udzielić pełnej odpowiedzi. Można jednak zaproponować dwa rozważania. Pierwszym z nich jest to, że polityczne dobro wspólne ani nie pokrywa się całkowicie z dobrym życiem, ani nie jest względem niego całkowicie heterogeniczne. Po drugie, instytucje polityczne (państwo) służą współpracy społecznej (społeczeństwo), a ta ostatnia istnieje po to, by ludzie mogli swobodnie osiągnąć swoje dobro (nie mówię, że rzeczywiście je osiągają, ale raczej, że może swobodnie go osiągnąć). Nie szukalibyśmy pomocy u innych, by żyć biednie i unieszczęśliwiać się.

Z tych dwóch rozważań wynikają ważne konsekwencje. Przede wszystkim pozwalają zrozumieć, że pewne wymogi dobra osobowego są dla etyki politycznej bezwzględnie obowiązujące. Tak więc, na przykład, nigdy nie byłoby politycznie dopuszczalne posiadanie prawa, które deklaruje, że. pozytywnie zgodnie z prawem działanie uznawane przez większość społeczeństwa za etycznie negatywne (zupełnie czym innym jest "tolerancja de facto" czy "milczenie prawne", które w pewnych okolicznościach może być wygodne). Tym bardziej nie byłoby dopuszczalne prawo, które wyraźnie zabraniałoby osobistego zachowania, które jest powszechnie uważane za etycznie obowiązkowe, lub które uznawałoby za obowiązkowe takie, które zdaniem ogółu obywateli nie może być wykonane bez popełnienia winy moralnej.

Jednocześnie fakt, że dobro życia i polityczne dobro wspólne nie pokrywają się w pełni, oznacza, że gdy chce się argumentować, że pewien czyn powinien być zakazany i karany przez prawo, na niewiele się zda wykazanie, że stanowi on zło moralne. Rzeczywiście, powszechnie przyjmuje się, że nie wszystko, co jest moralnie złe dla jednostki, powinno być zakazane przez państwo. Krótko mówiąc, nie każdy grzech jest - i nie powinien być - przestępstwem. Jedynie zachowania mające istotny negatywny wpływ na dobro wspólne powinny być przez państwo zakazane. To właśnie trzeba wykazać, jeśli chce się twierdzić, że taki a taki sposób postępowania powinien być zakazany.

Po trzecie, dobra organizacja i właściwe funkcjonowanie aparatu publicznego są konieczne, ale nie wystarczające. Dobra polityka ustanawia instancje i instrumenty kontroli, dzieli władzę między różne organy tak, aby jej sprawowanie było zawsze ograniczone. Jednakże środki te - które moglibyśmy nazwać strukturalnymi - muszą być uzupełnione o cnoty osobiste. Nietrudno zrozumieć dlaczego: bez względu na to, jak wiele systemów kontroli i podziału władzy zostanie ustanowionych, jeśli korupcja zostanie wprowadzona masowo na wszystkich poziomach struktury politycznej, korupcja dominuje, a w takim przypadku, jak powiedział święty Augustyn, niemożliwe byłoby odróżnienie państwa od bandy złodziei.

Znaczenie politycznego punktu widzenia

Doświadczenie uczy, że niekiedy stawia się problemy polityczne i próbuje je rozwiązywać, nie zdoławszy ich odpowiednio ująć w ramy specyficznego punktu widzenia etyki politycznej. Często proponuje się takie czy inne rozwiązanie na podstawie rozumowania, które może być właściwe dla etyki osobistej, ale które nie dotyka nawet politycznej istoty badanego problemu. Jeszcze częściej nalega się na konieczność osiągnięcia określonych celów, przedstawianych jako sztandar stanowiska ideologicznego, nie zdając sobie sprawy, że nie ma z nimi żadnego problemu. I nie ma żadnego problemu, po prostu dlatego, że wszyscy zgadzamy się co do większości celów, które pojawiają się w debatach publicznych: wszyscy chcemy, aby zniknęło bezrobocie, wszyscy chcemy, aby żaden obywatel nie był pozbawiony wysokiej jakości opieki zdrowotnej, wszyscy chcemy wzrostu gospodarczego, wszyscy chcemy, aby poprawił się standard życia klas słabszych ekonomicznie, wszyscy chcemy, aby poprawił się średni poziom edukacji, nie wspominając już o pragnieniu pokoju w najbardziej niespokojnych regionach świata, znalezienia rozwiązania problemu migrantów i uchodźców z krajów ogarniętych wojną itd. To, w czym nie zgadzamy się tak bardzo, to tryb do osiągnięcia tych celów.

Krótko mówiąc, prawdziwym problemem, który polityka musi rozwiązać, nie jest problem celu, który ma być osiągnięty, ale problem media UE jest również zobowiązana do opracowania konkretnych rozwiązań tych delikatnych kwestii, w ramach dostępnych zasobów i z uwzględnieniem rzeczywistych warunków, w jakich się znajdujemy.

Dlatego dopóki nie zostaną zaproponowane rozsądne, konkretne rozwiązania problemu mediów, zarówno decydenci, jak i obywatele, którzy muszą oddać lub wstrzymać swój głos, w chwili prawdy znajdą się w sytuacji, w której nie będą wiedzieli, co zrobić. To tak, jakby pilot samolotu nie wiedział, dokąd ma zabrać pasażerów lub, co gorsza, gdyby nawet pasażerowie nie wiedzieli, dokąd mają się udać.

Etyka polityczna i procesy społeczne

Powiedzieliśmy już, że etyka polityczna zajmuje się działalnością instytucji politycznych na różnych poziomach (państwowym, wspólnotowym, gminnym). Instytucje te posiadają typowe cechy organizacji: mają strukturę hierarchiczną i są regulowane przez zbiór precyzyjnych zasad w zależności od celów, które realizują. Te ostatnie muszą być jednak dobrze zdefiniowane i nie należy tracić z oczu faktu, że w ostatecznym rozrachunku służą one społeczeństwu i obywatelom. W przeciwnym razie to, co było środkiem (organizacja), stanie się ważne samo w sobie. Dzieje się tak, gdy instytucje polityczne, zamiast sprzyjać współpracy społecznej, ulegają pokusie samoreferencyjnośćTendencja do karmienia się sobą i powiększania rozmiarów, do przekształcania tego, co nieprzydatne w to, co konieczne, i do biurokratycznego utrudniania procesów społecznych.

Procesy polityczne i procesy społeczne są bardzo różne. W pierwszym z nich istnieje umysł (lub nawet grupa ekspertów), który kieruje nimi zgodnie z pożądanym celem: wymyślony zostaje porządek, a do jego egzekwowania stosuje się przymus. Procesy społeczne natomiast powstają w wyniku swobodnej współpracy między ludźmi, a ponadto na ogół nie odpowiadają na celowy projekt. W przeciwieństwie do przymusu i milimetrowej przewidywalności typowej dla procesów politycznych, procesy społeczne charakteryzują się spontanicznością. Zarówno sfery, jak i instrumenty tych procesów - takie jak rynek, pieniądz i sam język - powstały bez odpowiedzi na porządek narzucony przez dyrektywny umysł. Podobnie wiedza, która je reguluje, kształtuje się w umysłach milionów ludzi w trakcie ich interakcji. Z tego powodu jest to wiedza rozproszona, którą trudno sformalizować. Procesy te łączą ludzi, którzy się nie znają, mają różne zainteresowania, ale w danym momencie mogą wzajemnie czerpać z siebie korzyści.

Z punktu widzenia etyki politycznej bardzo ważne jest nie tylko uświadomienie sobie, ale przede wszystkim uszanowanie tej różnicy między procesami politycznymi a procesami społecznymi. Kontrola polityczna tych ostatnich nie jest pożądana. A nie jest to pożądane przede wszystkim dlatego, że nie jest możliwe. Żaden ekspert ani grupa ekspertów nie może posiąść niezbędnej do tego wiedzy. Próby inżynieria społeczna Kończą się one abject failure, niszczą wolność, hamują kreatywność i marnują zasoby ludzkie i materialne. Idea ładu społecznego jako ładu spontanicznego, genialnie zaproponowana przez F.A. Hayeka, wydaje mi się nadal w pełni aktualna, choć może wymagać pewnego lekkiego dopracowania.

Nawet w sferze ściśle politycznej, którą uznaliśmy już za bardziej zbliżoną do organizacji, idea projektu inżynierskiego budzi wątpliwości i obawy. Chęć zmiany świeckich instytucji bez należytej refleksji, bez poprzedzenia spokojną, wyciszoną i głęboką debatą społeczną, bez uwzględnienia wrażliwości i przekonań sporej części obywateli, a także spontanicznej dynamiki wolności, tylko dlatego, że ma się do tego większość parlamentarną, jest przejawem domniemania, które zwykle towarzyszy niskiej inteligencji i ideologicznej ślepocie. Dwa zjawiska, które niestety prawie zawsze idą w parze. Polityka musi szanować i zachęcać do swobodnej współpracy społecznej, nie próbując jej gorsetu czy dostosowania do intuicji "eksperta" u władzy. Poddanie wiedzy zbiorowej i świeckiej ideom władcy lub grupy władców zawsze będzie oznaczało co najmniej wielkie zubożenie życia społecznego, a często także lekceważące i niesprawiedliwe deptanie, niezależnie od intencji, jaka za tym stoi. Przejechanie i zubożenie to właśnie to, czego dobra polityka nigdy nie robi.

AutorÁngel Rodríguez Luño 

Profesor teologii moralnej fundamentalnej
Papieski Uniwersytet Świętego Krzyża (Rzym)

Świat

Kim są prześladowani chrześcijanie z Bliskiego Wschodu?

Omnes-30 grudnia 2016 r.-Czas czytania: 11 minuty

Óscar Garrido Guijarro*.Profesor stosunków międzynarodowych

Wydarzenia na Bliskim Wschodzie są częścią wiadomości, które spowijają nasze życie. Wśród bolesnych i niepokojących wiadomości, które stamtąd do nas docierają, pojawiają się takie określenia jak Koptowie, Chaldejczycy czy Maronici, które są nam znane, ale możemy nie wiedzieć, gdzie je umiejscowić lub skąd pochodzą. Óscar Garrido, autor m.in. Wyrwani z Ziemi Obiecanej (San Pablo, 2016), analizuje na tych łamach delikatną sytuację chrześcijan w świecie arabskim.

W tej złożonej mozaice etniczno-religijnej Bliskiego Wschodu wielu nie zdaje sobie sprawy, że istnieją kraje, które nie są całkowicie muzułmańskie, albo że około 40 % ludności Libanu to chrześcijanie, że chrześcijanie stanowią 10 % ludności w Egipcie, albo że do niedawna stanowili 10 % w Syrii i 5 % w Iraku.

Chrześcijanie arabscy na Bliskim Wschodzie są na ogół obywatelami drugiej kategorii we własnym kraju - pod względem wolności, równości oraz praw społecznych i politycznych - i byli oraz są przedmiotem ataków, dyskryminacji i prześladowań, choć z różną intensywnością w zależności od czasu i kraju. Chrześcijanie byli ewidentnie dyskryminowani, co było "uchwalane" w całej historii islamu i trwa nadal w czasach nam współczesnych.

Jeśli chodzi o ich wpływ na Zachód, to na przykład arabscy chrześcijanie nigdy nie odgrywali znaczącej roli w polityce Stanów Zjednoczonych, głównego orędownika zachodnich wartości na Bliskim Wschodzie. I chociaż rozumieją, że Europa czasami okazywała wrażliwość na ich trudną sytuację, są jednak świadomi ograniczeń Europy. Europa stała się kontynentem postchrześcijańskim, któremu brakuje również niezbędnej siły militarnej. A działania mocarstw europejskich w obronie chrześcijańskich Arabów na przestrzeni dziejów doprowadziły do problemów tych społeczności. Okoliczności zagrożenia wzrosły dla chrześcijańskich Arabów, gdy znaleźli się w samym środku konfliktów między muzułmanami a Europejczykami, ponieważ muzułmanie czasami postrzegali chrześcijańskich Arabów jako kolaborantów z wrogiem.

Teraźniejszość i perspektywy na przyszłość

Ostatnie wydarzenia, które spowodowały lub powodują zmiany w rozwoju politycznym i społecznym w Iraku, Syrii i Egipcie, niewątpliwie wpływają na status arabskich wspólnot chrześcijańskich w tych krajach. Powstanie islamizmu politycznego - fundamentalistycznego i umiarkowanego - który proponuje powrót do struktury politycznej opartej na islamskiej tradycji prawnej -...szariat- prowadzi arabskie wspólnoty chrześcijańskie do tyłu pod względem wolności i praw; co gorsza, najbardziej podstawowe prawo, prawo do życia, jest zagrożone dla wielu chrześcijan. Pojęcie obywatelstwa i równych praw, tak jak jest ono rozpatrywane w zachodniej kulturze politycznej, jest wciąż nierozwiązane w muzułmańskiej tradycji kulturowej i politycznej, gdzie to pojęcie obywatelstwa wciąż opiera się na przynależności religijnej, a nie na przynależności do państwa.

W ostatnich latach obalono świecką dyktaturę Iraku, dyktatura Egiptu została zagrożona przez pojawienie się Bractwo Muzułmańskie do władzy, a Syria jest w fazie śmierci. Jak trafnie określił to M. A. Bastenier, "Tyrański i krwiożerczy reżim Saddama Husajna był szczelnym wiekiem, które zamknęło puszkę Pandory. Al-Kaida nie rozkwitła na jego terytorium, ponieważ do bardzo poważnych wad dyktatora - podobnie jak Assada w Damaszku - nie należał fundamentalizm religijny, a jego dyktatura nie dopuszczała konkurentów". Mariano Aguirre, dyrektor ds. Norweskie Centrum Zasobów dla Budowania Pokojupodkreślił również, że "the Arabska Wiosna Ludów która miałaby demokratycznie przekształcić Bliski Wschód, okazała się okresem gwałtownej niepewności i nieoczekiwanych geopolitycznych ułożeń. Optymistyczni stratedzy promujący demokrację nie przewidzieli, że upadek dyktatorów może doprowadzić do gwałtownej fragmentacji regionu.

 Męczennicy XXI wieku

Ustanowienie kalifatu przez grupę terrorystyczną Daesh w części Iraku i Syrii w czerwcu 2014 roku zwróciły uwagę światowej opinii publicznej na brutalne prześladowania chrześcijan na Bliskim Wschodzie. Makabryczne zdjęcia i filmy z torturowania i krzyżowania chrześcijan, emitowane przez samych terrorystów w celu szerzenia paniki, były sygnałem alarmowym dla sumień wielu przywódców politycznych i społecznych na całym świecie. Szokujące wideo, na którym terroryści Państwa Islamskiego ścinają nożami 21 egipskich chrześcijan koptyjskich na libijskiej plaży, obiegło świat w lutym 2015 roku. Tak samo jak zdjęcia domów chrześcijan oznaczone arabskimi napisami. mniszka - oryginał słowa "nasrani" ("Nazareńczycy") - które przypominają nam o nazistowskich praktykach piętnowania i terroryzowania Żydów, i które przybliżyły całemu światu to zjawisko dzikich prześladowań chrześcijan, potępiane przy tylu okazjach, jeszcze przed powstaniem Daesh.

W tym czasie somalijsko-holenderska aktywistka Aayan Hirsi Ali opublikowała artykuł w amerykańskim tygodniku Newsweek zatytułowany Globalna wojna przeciwko chrześcijanom w świecie muzułmańskim. Aayan Hirsi Ali potępiła to. "Chrześcijanie są zabijani w świecie islamskim z powodu swojej religii. Jest to narastające ludobójstwo, które powinno wywołać globalny alarm [...]. Trzeba skończyć ze zmową milczenia wokół tego brutalnego przejawu nietolerancji religijnej. Stawką jest nic innego jak los chrześcijaństwa - a ostatecznie wszystkich mniejszości religijnych w świecie muzułmańskim".

W innym artykule sekretarz wykonawczy ds. Amerykański Komitet ŻydowskiDavid Harris zwrócił uwagę na bierność i milczenie wobec tego zjawiska nietolerancji i przemocy: "To, co było, to cisza. Jako Żydowi to milczenie wydaje mi się niezrozumiałe. My, Żydzi, dobrze wiemy, że grzech milczenia nie jest rozwiązaniem dla aktów opresji. [Ile jeszcze ataków, ile jeszcze martwych wiernych, ile jeszcze zniszczonych kościołów i ile jeszcze rodzin będzie musiało uciekać, zanim świat znajdzie swój głos, wyrazi moralne oburzenie, zażąda czegoś więcej niż przelotnych oficjalnych oświadczeń o cierpieniu i nie opuści zagrożonych wspólnot chrześcijańskich.

Według organizacji Otwarte drzwiObecnie około 100 milionów chrześcijan cierpi z powodu jakiejś formy prześladowania w ponad 60 krajach, a ponad 7000 chrześcijan zginęło w 2015 roku z powodu swojej wiary. Międzynarodowe Stowarzyszenie Praw Człowiekaniemiecka organizacja pozarządowa, szacuje, że 80 % dyskryminacji religijnej mającej obecnie miejsce na świecie jest skierowana przeciwko chrześcijanom.

13 marca 2015 roku na posiedzeniu Rady Praw Człowieka ONZ w Genewie pięćdziesiąt państw podpisało rezolucję, "na rzecz wspierania praw człowieka chrześcijan i innych wspólnot, zwłaszcza na Bliskim Wschodzie". Rezolucja, której głównymi inicjatorami były Rosja, Liban i Stolica Apostolska, wzywa kraje do wspierania długotrwałej historycznej obecności wszystkich wspólnot etnicznych i religijnych na Bliskim Wschodzie i przypomina, że wspólnoty chrześcijańskie w tym regionie są szczególnie zagrożone: "Na Bliskim Wschodzie panuje sytuacja niestabilności i konfliktów, które w ostatnim czasie uległy zaostrzeniu. Konsekwencje są katastrofalne dla regionu. Istnienie wielu wspólnot religijnych jest poważnie zagrożone. Obecnie szczególnie dotknięci są chrześcijanie. W dzisiejszych czasach nawet ich przetrwanie stoi pod znakiem zapytania [...]. Sytuacja chrześcijan na Bliskim Wschodzie, na ziemi, na której żyją od wieków i gdzie mają prawo pozostać, budzi poważne zaniepokojenie".

Trzy dni po przyjęciu rezolucji przedstawiciel dyplomatyczny Watykanu przy ONZ w Genewie Silvio Tomasi oświadczył: "Musimy powstrzymać ten rodzaj ludobójstwa. W przeciwnym razie w przyszłości będziemy zadawać sobie pytanie, dlaczego nic nie zrobiliśmy, dlaczego dopuściliśmy do tak strasznej tragedii". Niedawno syryjski biskup Homs, bp Jean Abdou, potępił istnienie prawdziwego ludobójstwa w Syrii i oświadczył, że "Niektóre kraje nie dbają o chrześcijan na Bliskim Wschodzie"..

Wśród wniosków z raportu o wolności religijnej na świecie w 2016 r. opublikowanego przez Pomoc Kościołowi w Potrzebiesyryjski ksiądz katolicki Jacques Murad

-uprowadzony w maju 2015 r. przez Daesh i któremu udało się uciec trzy miesiące później, o czym opowiada w części poświęconej Ludzie, którzy się liczą-podkreśla, że "Nasz świat balansuje na krawędzi całkowitej katastrofy, ponieważ ekstremizm grozi wymazaniem wszelkich śladów różnorodności w społeczeństwie. Ale jeśli czegoś religia nas uczy, to wartości osoby ludzkiej, konieczności szanowania siebie nawzajem jako daru Boga". Wyjaśnia jak, wracając do rodzinnego miasta Al Qaryatayn, z pomocą muzułmańskiego przyjaciela udało mu się wyzdrowieć. "Najłatwiej byłoby mi popaść w złość i nienawiść, ale Bóg pokazał mi inną drogę. Przez całe moje życie jako mnich w Syrii starałem się znaleźć wspólny język z muzułmanami.

            W sprawozdaniu podkreślono "pojawienie się nowego zjawiska przemocy religijnej, które moglibyśmy nazwać islamskim 'hiperekstremizmem'", który charakteryzuje się tym, że "ekstremistyczne credo oraz radykalny system prawny i rządzenia, jego systematyczne próby unicestwienia lub wydalenia każdej grupy, która nie podziela jego poglądów, bezduszne traktowanie ofiar, wykorzystywanie mediów społecznościowych do rekrutowania zwolenników lub zastraszania przeciwników, a także dążenie do globalnego wpływu preferowane przez powiązane grupy ekstremistyczne".

Przewrotne skutki tego hiperekstremizmu dla arabskich chrześcijan są oczywiste: "W niektórych częściach Bliskiego Wschodu, w tym w Syrii i Iraku, eliminuje wszelkie formy różnorodności religijnej".. Z powodu radykalizmu islamskiego, według Organizacji Narodów Zjednoczonych, liczba uchodźców na świecie wzrosła z 5,8 mln w 2015 roku do 65,3 mln w 2016 roku.

 Egipt i Koptowie

Termin "koptyjski" jest używany w różnych znaczeniach, nie tylko w zwykłym znaczeniu religijnym. Dla większości Koptów termin ten nie jest jedynie oznaczeniem religijnym; nadają mu oni również znaczenie kulturowe, a nawet etniczne. Podkreślają, że termin ten pochodzi od greckiego "Aygyptos" i twierdzą, że koptyjska tożsamość jest nierozerwalnie związana z egipską tożsamością, historią i kulturą. Stanowią oni największą arabską wspólnotę chrześcijańską na Bliskim Wschodzie.

Przemoc wobec Koptów oparta na tożsamości religijnej jest zjawiskiem najnowszym. Po raz pierwszy pojawił się w 1972 roku, kiedy muzułmanie w mieście Chankah spalili nielegalny kościół i zniszczyli koptyjskie mienie. Od tamtej pory przemoc trwa nadal. W ciągu ostatnich dziesięcioleci zabito około 1800 Koptów i dokonano setek aktów wandalizmu wobec własności chrześcijańskiej, przy czym prawie nikt nie stanął przed sądem, nie mówiąc już o ukaraniu.

Najbardziej zaciekły atak na chrześcijan miał miejsce w Aleksandrii 1 stycznia 2011 r., kiedy zamachowiec samobójca obrał za cel Koptów w kościele, w którym odbywały się noworoczne nabożeństwa. Zabito 21 chrześcijan, a 97 zostało rannych. W lipcu 2013 roku, po protestach, które doprowadziły do obalenia islamistycznego prezydenta Mursiego, wybuchły dni intensywnej przemocy, w których armia starła się ze zwolennikami Koptów. Bractwo Muzułmańskie. Koptowie byli brutalnie prześladowani przez islamistów, którzy oskarżali ich o stanie za zamachem stanu przeciwko Mursiemu. Latem 2013 roku zaatakowano lub spalono pół setki kościołów i kilkaset chrześcijańskich nieruchomości oraz zabito dziesiątki Koptów. Jordi Batallá, koordynator prac nad Afryką Północną w Amnesty InternationalPolicji, następnie potępił bierność organów bezpieczeństwa państwa.

 Irak: Asyryjczycy i Chaldejczycy

Główne arabskie wspólnoty chrześcijańskie w Iraku to Chaldejczycy i Asyryjczycy. W ostatnich dekadach XX wieku iraccy chrześcijanie, podobnie jak ich muzułmańscy rodacy, cierpieli pod totalitarnym reżimem Saddama Husajna, który nie tolerował żadnej formy organizacji zbiorowych czy instytucji bez bezpośredniej kontroli państwa. Pomimo konstytucyjnego uznania wolności religijnej, religia i praktyki religijne były silnie kontrolowane. Po upadku Saddama Husajna w 2003 r, Al-Kaidanajpierw, oraz DaeshZamachy rozpętały więc polowanie na chrześcijan. Tylko w latach 2004-2009 w Iraku odnotowano około 65 ataków na kościoły chrześcijańskie. W październiku 2010 roku stu chrześcijan zostało porwanych przez grupę dżihadystów w asyryjskim kościele chrześcijańskim w Bagdadzie. W efekcie zginęło 58 zakładników, a 67 zostało rannych. Zakładnicy weszli do kościoła z otwartym ogniem podczas mszy w wigilię Dnia Zadusznego. Boże Narodzenie 2013, Daesh dokonał masakry chrześcijan w Bagdadzie. Przed kościołem, podczas odprawiania mszy o północy, wybuchła bomba samochodowa. Zginęło trzydzieści osiem osób, a 70 zostało rannych.

9 czerwca 2014 r. Daesh przejęła kontrolę nad znacznymi częściami środkowego i zachodniego Iraku oraz wschodniej Syrii. 29 czerwca opublikowała nagranie zapowiadające utworzenie kalifatu od Aleppo (Syria) do Diyali (Irak). Kilka dni później, Daesh zwrócił się do chrześcijan w Mosulu w pisemnym przesłaniu, grożąc im śmiercią, jeśli nie przejdą na islam.

We wrześniu 2014 roku patriarcha chaldejski Louis Raphael Sako na spotkaniu z ambasadorem USA przy ONZ Keithem Harperem wezwał do ochrony irackich chrześcijan. Patriarcha ostrzegł, że jeśli iraccy chrześcijanie nie będą mogli wrócić do swoich miejsc pochodzenia na Równinie Niniwy w pobliżu Mosulu, czeka ich taki sam los jak wysiedlonych Palestyńczyków. dodał: "Chrześcijanie w Iraku będą mieli przyszłość, jeśli społeczność międzynarodowa natychmiast nam pomoże. Mieszkańcy są rozczarowani niewielką pomocą, jaką do tej pory otrzymali. Około 120 tys. chrześcijan jest obecnie przesiedlonych w Iraku. Potrzebują wszystkiego, bo terroryści z Daesh wszystko im zabrali.

Syria: Melkici i Syriacy

W Syrii dwie główne wspólnoty chrześcijańskie to Melkici i Syriacy. Państwo syryjskie jest ustanowione jako republika pod dyktaturą wojskową, na czele której stoi Bashar Al Assad. Pod tą dyktaturą arabskie wspólnoty chrześcijańskie w Syrii są nadzorowane przez reżim, ale rząd daje im swobodę kupowania ziemi i budowania kościołów. Kościoły swobodnie prowadzą swoje wewnętrzne sprawy. Rząd jest również odpowiedzialny za zapewnienie kościołom energii elektrycznej i wody. Chrześcijanie swobodnie praktykują swoją wiarę, a liturgie świąt religijnych są transmitowane przez publiczne media.

W ciągu ostatnich pięciu lat sytuacja ta uległa zasadniczej zmianie. Zainspirowane powstaniami ludowymi w Tunezji i Egipcie, w marcu 2011 roku tłumy syryjskich demonstrantów wyszły na ulice przeciwko syryjskiemu reżimowi. Al Assad odpowiedział siłą militarną. Nawet dziś, po ponad pięciu latach wojny domowej, syryjski reżim nadal się rozpada, bez nadziei, że interwencja zewnętrzna lub zbrojna rebelia może przyspieszyć jego upadek i położyć kres represjom, które spowodowały już setki tysięcy ofiar śmiertelnych, przesiedleńców i uchodźców.

Wraz z wejściem w konflikt syryjski m.in. DaeshW sytuacji konfliktu radykalnie zmieniła się sytuacja syryjskiej społeczności chrześcijańskiej, która walczy o obalenie reżimu Assada i stara się przyciągnąć do siebie siły rebelianckie działające przeciwko reżimowi. Tak doświadczają tego syryjscy chrześcijanie, a także tak postrzegają to Stany Zjednoczone i ich zachodni sojusznicy, którzy przeszli od rozważania interwencji zbrojnej w Syrii przeciwko reżimowi Al Assada latem 2013 roku do rozwijania, od końca września 2014 roku do dnia dzisiejszego, interwencji przeciwko Daeshwe współpracy z Al Assadem na syryjskiej ziemi.

W latach 2011-2013 tysiąc syryjskich chrześcijan straciło życie, a około 450 tysięcy zostało przesiedlonych - podaje patriarcha Antiochii dla katolickich Melkitów Grzegorz III Laham. W ciągu dwóch lat miasto Aleppo, które wcześniej miało największą społeczność chrześcijańską w Syrii, straciło większość swoich członków. Exodus chrześcijan z Syrii jest powtórzeniem tego, co działo się w Iraku przez ostatnie dziesięć lat. W 2014 r, Daesh rozpoczął prześladowania chrześcijan na kontrolowanym przez siebie terytorium w północnej Syrii. Według raportu organizacji z 2015 r. Otwarte drzwiOd początku wojny 40 % ludności chrześcijańskiej opuściło kraj: około 700 000 osób. 

Liban i Maronici

Maronici są główną arabską wspólnotą chrześcijańską w Libanie, jedynym kraju na Bliskim Wschodzie, gdzie chrześcijanie - 40 % ludności - nie stanowią mniejszości. Jest to jedyny kraj w regionie, którego głowa państwa ma konstytucyjny obowiązek być chrześcijaninem. To czyni Liban wyjątkowym krajem, choć trzeba też powiedzieć, że niedawny wybór Michela Aouna wymagał roku intensywnych negocjacji.

Chrześcijanie w Libanie, jako wolny naród, mieli zdolność do przewodzenia arabskiemu renesansowi kulturalnemu i intelektualnemu pierwszej części XX wieku i pracowali jako agenci postępu w Libanie we wszystkich dziedzinach: edukacji, mediach, innowacji handlowej, bankowości i przemyśle rozrywkowym. Bejrut, mimo prawie trzech dekad wojny domowej, jest wciąż najswobodniejszym miastem świata arabskiego i nadal jest płucami wielu chrześcijan, którzy wyemigrowali z Turcji, Armenii, Syrii czy Iraku.

Rewolucje i zmiany reżimów, które w ostatnich latach wstrząsnęły Bliskim Wschodem, nie dotknęły tego kraju instytucjonalnie, choć ich konsekwencje są zauważalne, biorąc pod uwagę falę syryjskich uchodźców, których Liban przyjmuje - ponad milion - w kraju liczącym zaledwie cztery miliony mieszkańców.

Palestyna i Izrael

Arabskie wspólnoty chrześcijańskie zamieszkujące terytorium palestyńsko-izraelskie nie są liczbowo tak duże jak te w Libanie, Egipcie, Syrii czy Iraku.

W Izraelu mieszka około 161 tysięcy chrześcijan, 80 % pochodzenia arabskiego. Większość zamieszkuje na północy. Miasta z największą liczbą chrześcijan to Nazaret (ok. 15 tys.), Hajfa (15 tys.); Jerozolima (12 tys.) i Szjar'am (10 tys.).

Na terytorium palestyńskim (Zachodni Brzeg i Gaza) żyje około 52 tys. arabskich chrześcijan, głównie greckich prawosławnych melkitów. Reszta to Syriacy, rzymscy katolicy, grekokatolicy, Ormianie, Koptowie i Maronici.

 

TribuneKardynał Carlos Osoro Sierra

Po Roku Miłosierdzia zaprojektujmy nową erę

Wyniesiony niedawno do godności kardynała arcybiskup Madrytu podsumowuje Jubileuszowy Rok Miłosierdzia i zaprasza nas do spojrzenia w przyszłość, wzywając nas do bycia projektantami i protagonistami nowej ery miłosierdzia.

30 grudnia 2016 r.-Czas czytania: 3 minuty

Idąc śladami swoich poprzedników, w Roku Miłosierdzia Papież chciał ofiarować Kościołowi czas łaski, aby podjąć i przyjąć drogę jasną, atrakcyjną, radykalną; to, co sam powiedział nam w Bulli konwokacyjnej: "Miłosierdzie jest główną belką, która podtrzymuje życie Kościoła". (Misericordiae vultus 10). Franciszek w ostatnich miesiącach stale nam o tym przypominał i udało mu się umieścić pragnienie Pana w sercach ludzi: "Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią". (Mt 5, 7).

Już w pierwszych chwilach swojego pontyfikatu na różne sposoby mówił nam, że pierwszą prawdą Kościoła jest miłość Chrystusa. Przypominam, że gdy w marcu 2013 r. odprawiał swoją pierwszą Mszę św. z mieszkańcami Rzymu, zaznaczył. "najpotężniejsze przesłanie od Pana". Dlaczego zauważamy świat, w którym żyjemy? Czy dostrzegamy skutki wyznaczania granic i ciągłego pozostawania w ocenie innych?

Teraz, kiedy zamknęliśmy Rok Miłosierdzia myślę, że Jezus Chrystus powiedziałby mniej więcej jeszcze raz: "Nie czyńcie tego między sobą ani wobec tych, którzy was otaczają, ale kłaniajcie się każdemu człowiekowi, którego spotkacie na drodze. Miejcie śmiałość rozpocząć nową erę zainaugurowaną przeze Mnie; stare przeminęło, zaczęło się coś nowego".. Najlepszą odpowiedzią na łaskę w tym roku jest naśladowanie Boga, który stał się człowiekiem, aby powiedzieć nam, kim jest i kim my jesteśmy: przebaczać nie dekretami, ale pieszczotami, pieścić rany naszych grzechów, aby je uleczyć. Jeśli mieliśmy doświadczenie pozwolenia na uzdrowienie przez Boga, wyjdźmy, aby zmienić ten świat z łaską i siłą, którą On nam daje.

Jak powiedział św. Jan XXIII na otwarcie Soboru Watykańskiego II, "Oblubienica Chrystusa woli stosować lekarstwo miłosierdzia niż surowości".. I jak podkreślał bł. Paweł VI: "Moja nędza, Boże miłosierdzie. Obym przynajmniej potrafił uczcić Tego, kim jesteś, Boga nieskończonej dobroci, wzywając, przyjmując, sławiąc Twoje najsłodsze miłosierdzie". (Medytacja Pawła VI o śmierci).

Św. Jan Paweł II, mając na uwadze św. Faustynę Kowalską, wyczuł później, że nasz czas jest właśnie czasem miłosierdzia. W encyklice Nurkowie w misericordiipowiedział, że "Kościół żyje autentycznie, gdy wyznaje i głosi miłosierdzie - najbardziej olśniewający atrybut Stwórcy i Odkupiciela". (n. 13). W tym samym duchu jego następca, papież Benedykt XVI, podkreślił, że. "miłosierdzie jest naprawdę centralnym rdzeniem orędzia ewangelicznego". (Niedziela Miłosierdzia Bożego, 30 marca 2008).

Dziś to papież Franciszek, który swoimi licznymi gestami - z uchodźcami, osobami starszymi, bezdomnymi itd. a teraz w liście apostolskim Misericordia et miseraprzypomina nam po raz kolejny, że "to jest czas miłosierdzia". "Każdy dzień naszego życia jest naznaczony obecnością Boga, który kieruje naszymi krokami mocą łaski, którą Duch Święty zaszczepia w sercu, aby je ukształtować i uczynić zdolnym do miłości. Jest to czas miłosierdzia dla każdego, aby nikt nie myślał, że jest poza bliskością Boga i mocą Jego czułości, [...] aby słabi i bezbronni, ci, którzy są daleko i samotni, czuli obecność braci i sióstr, którzy wspierają ich w potrzebach, [...] aby każdy grzesznik nigdy nie przestał prosić o przebaczenie i czuł rękę Ojca, który zawsze przyjmuje i obejmuje". (n. 21).

Miejmy odwagę pozwolić się prowadzić Panu, w tej nowej epoce, w tym nowym czasie, aby zaprojektować świat z miłosierdziem. Czy wyobrażasz sobie wszystkich ludzi na świecie w szczerej i otwartej komunii i przyjaźni z Panem naszym Jezusem Chrystusem, dających światu lek Bożego miłosierdzia objawionego w Nim? Zawsze rozumiałem ten lek z wierności Boga wobec wszystkich ludzi: "Jeśli my jesteśmy niewierni, On pozostaje wierny, bo nie może się zaprzeć samego siebie". (Tim 2:13). Ty i ja możemy wyprzeć się Boga, odwrócić się od Niego, a nawet zgrzeszyć przeciwko Niemu, ale Bóg nie może wyprzeć się samego siebie. Pozostaje wierny, zawsze wierny, bez względu na wszystko. Nie męczy się, czeka, zachęca, pomaga wstać, nigdy nie robi wyrzutów.

Ludzkość ma głębokie rany, wynik odrzutu, konfrontacji czy tak wielu nowych form niewolnictwa. Wielu uważa, że nie ma rozwiązań, że nie ma możliwości ratunku. Mężczyźni i kobiety w każdym wieku i w każdej sytuacji społecznej potrzebują uścisku, który ich zbawia, który przebacza im u podstaw i zalewa ich nieskończoną miłością. To jest miłosierdzie, które oferuje ci Jezus Chrystus i które stawia cię na nowo na drodze. Spróbuj. To nic nie kosztuje. Wystarczy po prostu pozwolić mu objąć cię i przebaczyć. Nigdy nie wystawia ci rachunków, bo sprawia, że doświadczasz tego, co widział i przeżywał syn marnotrawny: "Trzeba było urządzić ucztę i cieszyć się, bo ten brat wasz był umarły, a wrócił do życia; był zagubiony, a my go znaleźliśmy". (Łk 15:32).

Odważmy się być projektantami i protagonistami czasu miłosierdzia, pamiętając o tym wszystkim, co przeżyliśmy w tym roku.

AutorKardynał Carlos Osoro Sierra

Arcybiskup Madrytu

Doświadczenia

Praktyczne porady dla nauczycieli religii

Omnes-30 grudnia 2016 r.-Czas czytania: 6 minuty

Wraz z rozpoczęciem roku szkolnego panująca niepewność polityczna powoduje dużą niestabilność edukacyjną. Nie wiadomo, co stanie się z LOMCE, ale z nią czy bez niej, akademickie umiejscowienie Religii nadal nie jest dobrze rozwiązane, a nauczyciele cierpią z powodu redukcji planów lekcji z powodu ideologicznych wyborów, które nie respektują życzeń rodziców. A nauczyciele cierpią z powodu ograniczania planów lekcji z powodu ideologicznych wyborów, które nie respektują woli rodziców. Jakie praktyczne zalecenia powinny zostać wprowadzone?

- Dionisio Antolín Castrillo

Delegat diecezjalny ds. edukacji w Palencii

Kiedy zaczynam pisać ten artykuł skierowany do nauczycieli Religii i z początkiem roku szkolnego tuż za rogiem, okazuje się, że Hiszpania ma już za sobą dwa wybory powszechne, a ich wyniki i następujący po nich skład i podział miejsc w parlamencie malują naprawdę złożony obraz: urzędujący rząd i powszechny mandat dla partii politycznych do dialogu, negocjacji i porozumienia, a na podstawie paktu - do oddania Hiszpanii rządu.

Ciągłość stosowania ustawy organicznej o poprawie jakości kształcenia (LOMCE) będzie w dużej mierze zależała od rządu, który zostanie utworzony. Perspektywy nie są dobre. I trudno uwierzyć, że zostanie utrzymany w obecnym kształcie.

Był czas, kiedy partie polityczne wydawały się skłonne do budowania mostów i konsensusu w dziedzinie edukacji, odpowiadając tym samym na zapotrzebowanie społeczne. Ale ten czas minął i postawy są bardzo różne. Jeśli Partia Ludowa (PP) utworzy rząd, jej LOMCE jest i powinna być punktem wyjścia, ale będzie musiała przemyśleć i opóźnić jej zastosowanie w aspektach, które w niektórych regionach autonomicznych nie są jeszcze rozwinięte, w innych są spowolnione i oczywiście są stosowane z wieloma trudnościami, nawet w tych społecznościach, w których rządzi PP. Jeśli Partia Socjalistyczna (PSOE) utworzy rząd, LOMCE jest pierwszą rzeczą, którą uchyli, co wielokrotnie zapowiadała, choć miałaby poważne trudności z przeforsowaniem nowej ustawy, także ze względu na bezwzględną większość PP w Senacie,

Dopasowanie akademickie

Nie lubię słuchać w telewizyjnych talk show lub czytać w artykułach prasowych, że konieczne jest zlikwidowanie akademickiego umieszczania przedmiotu Religia jako warunku poprawy systemu edukacji. Paradoksalnie, z tego co ostatnio czytałem, propozycje edukacyjne idą w drugą stronę: kraje tworzące OECD proponują, aby w teście PISA w 2018 roku obok znanych już testów z matematyki, czytania i nauk ścisłych znalazł się kwestionariusz analizujący postawy 15-letnich uczniów i oceniający ich globalne kompetencje do życia w integracyjnym świecie, w którym uznaje się i szanuje różnorodność kulturową i religijną. Z pewnością musimy teraz zgodzić się co do potrzeby wyposażenia studentów w narzędzia do zarządzania zmieniającą się przyszłością, w której rozwiązania naukowe i techniczne nie wystarczą i gdzie wymagane są wyraźne wybory etyczne. Dziś obecność Religii w szkołach publicznych ma większy sens i jest bardziej potrzebna niż kiedykolwiek. Szkoła jest miejscem, gdzie uznanie różnorodności religijnej musi być artykułowane w programie nauczania, w dialogu z innymi przedmiotami. Trzeba nadal twierdzić, że system edukacji, który ignoruje wymiar duchowy lub który nie ma przestrzeni akademickiej dla różnorodności kulturowej i religijnej, nie jest lepszym systemem edukacji.

Harmonogram wdrażania LOMCE

Z drugiej strony, LOMCE idzie do przodu i jest w harmonogramie z brakującymi kursami.

Znamy już przepisy państwowe i regionalne dotyczące wszystkich poziomów kształcenia obowiązkowego, a co za tym idzie, różne obciążenie dydaktyczne dla każdego z kursów. Bardzo różne traktowanie tego tematu w każdej ze wspólnot autonomicznych doprowadziło nauczycieli, profesorów, rodziców, delegatów diecezjalnych i biskupów do przygnębiającej konsternacji. Były liczne odwołania do sądów, a orzeczenia były korzystne. Musimy jednak kontynuować doniesienia, aby Ministerstwo przestrzegało prawa, żądając od regionów autonomicznych przyzwoitego obciążenia dydaktycznego i aby religia była nauczana z jakością pedagogiczną wymaganą w przypadku innych przedmiotów.

Stabilność nauczycieli

Nauczyciele-nauczyciele uczący religii, pracownicy sektora publicznego jak każdy inny z takim samym przygotowaniem i zaangażowaniem., nie mogą stać się zbędne na podstawie jednostronnych wyborów ideologicznych, nieuzgodnionych ze środowiskiem i najwyraźniej nie podzielanych przez tak wielu rodziców, którzy - jak pokazują statystyki - co roku wybierają przedmiot religia dla swoich dzieci.

Pomiędzy nimi znajdują się diecezjalni delegaci ds. edukacji, którym wydziały personalne każdej Wspólnoty Autonomicznej przekazują potrzeby edukacyjne dla szkół w danej diecezji i proszą ich o propozycje dotyczące nauczycieli. Z prawdziwą sztuczką i wielkim bólem serca szukamy sposobów, aby zmniejszenie godzin nauczania w szkołach podstawowych pogodzić z liczbą nauczycieli, których mamy na etacie. Czasami rozwiązaniem były przejścia na emeryturę. Ale to naprawdę solidarność wśród kadry nauczycielskiej, tracącej wszystkich, aby nikt nie został bez pracy, doprowadziła do tego. Wszystko to przy niebezpieczeństwie posiadania tylko specjalistów na pół etatu.

Program nauczania

Mamy już program nauczania religii katolickiej na wszystkich poziomach edukacji (szkoła podstawowa/średnia/matura), który doskonale wpisuje się w ramy pedagogiczne LOMCE. Program nauczania podkreślający zasadność i racje Religii w ramach edukacji holistycznej i jej wkład wychowawczy (ta perspektywa jest bardziej pedagogiczna i nie opiera się tak bardzo na porozumieniach Kościół-Państwo i prawie rodzin).

Jest to program, który zakłada ramy programowe LOMCE, łącząc wkład nauczania religii z celem własnym szkoły, przedstawiając uczenie się poprzez kompetencje i stwierdzając, że religia przyjmuje za punkt wyjścia cele wyznaczone dla każdego etapu rozwoju poszczególnych umiejętności.

Program nauczania, który strukturyzuje treści w czterech blokach, w których zebrano zgromadzoną przez wieki chrześcijańską wiedzę antropologiczną. Wyjaśniono, że cztery bloki obejmują pojęcia, procedury i postawy, które są zorientowane na osiągnięcie celów etapu.

Nawiasem mówiąc, w uchwale ministerialnej z 13 lutego 2015 r., która nakazuje publikację nowej podstawy programowej, zapisano, że maturzyści, którzy o to poproszą, mają prawo do edukacji w zakresie religii katolickiej; że do hierarchii należy ustalenie treści tej edukacji, a także określenie programu nauczania i ocennych standardów nauczania, które pozwalają na weryfikację osiągnięcia celów i nabycia kompetencji odpowiadających przedmiotowi religia; że religia katolicka zostanie włączona jako dziedzina lub przedmiot na odpowiednich poziomach edukacyjnych; że będzie obowiązkowa dla wszystkich ośrodków, a dobrowolna dla uczniów; że decyzje dotyczące wykorzystania podręczników i materiałów dydaktycznych oraz, w stosownych przypadkach, nadzór i zatwierdzanie tychże należą do kompetencji władzy religijnej.

Kolej na nauczyciela

Zadanie to należy teraz do indywidualnego nauczyciela. Jest on ostatnim szczeblem, na którym konkretyzuje się program nauczania. Od nich i ich poświęcenia zależy w dużej mierze to, co przedmiot reprezentuje w ośrodkach edukacyjnych. Konieczne jest więc przeprowadzenie aktualizacji pedagogicznej, której wymaga chwila. W tym miejscu należy zwrócić uwagę na diecezjalne delegatury nauczycielskie. I proponuję kilka możliwych zadań:

-Uważam, że znajomość nowych ram programowych LOMCE jest konieczna ze względu na konsekwencje i istotny wpływ na programy dydaktyczne i sposób nauczania od zaraz. W szczególności Zarządzenie ECD/65/2015, z dnia 21 stycznia 2015 r., w sprawie relacji między składnikami programu nauczania, pomoże zrozumieć miejsce przedmiotów, w tym Religii, w nowych ramach pedagogicznych LOMCE, gdzie wszystkie są powiązane z osiąganiem celów etapowych i kompetencji kluczowych.

-Nowy program nauczania religii dla trzech etapów, na których został odnowiony przy okazji LOMCE, stara się uzasadnić powody nauczania religii w systemie edukacji. Myślę, że warto przeczytać lub ponownie przeczytać dokument Episkopatu z 1979 r. dotyczący tożsamości szkolnej nauczania religii. Jest to kluczowy dokument, sporządzony w kluczowym momencie.

Logicznie rzecz biorąc, dobra synteza teologiczna orędzia chrześcijańskiego jest zawsze istotnym wyzwaniem zarówno w kształceniu wstępnym, jak i doskonaleniu zawodowym nauczycieli religii.. Jest kilka bardzo dobrych materiałów; oprócz tych z Konferencji Episkopatu Hiszpanii, już znanych, są inne, które otwierają nowe perspektywy dostępu. Myślę, że ta z wydawnictwa Verbo Divino jest bardzo dobra, Bóg działający w historii (Są trzy małe książeczki: Stary Testament; Jezus Chrystus; Kościół. Podchodzi do tematu od strony tekstów, prostym językiem, w perspektywie pracy w grupie itp.).

W skrócie. Jestem o tym przekonany. Ponad niepewność polityczną, ustawodawstwo, neologizmy pedagogiczne, którymi uzasadnia się reformy, cięcia, tyle rzeczy... to, co znajduje nauczyciel religii, to uczniowie, życie w budowie, które wymaga od nich tego, co najlepsze, a wiem, że większość z nich - jeśli nie wszyscy - robi wszystko, by to dać. I są przekonani, że edukacja służy jako preludium, towarzyszenie i zasiew, aby móc później zebrać osobistą i dojrzałą odpowiedź na transcendencję lub przylgnięcie do Jezusa Chrystusa.

Doświadczenia

Rzemiosło religijne: dłonie są w centrum uwagi

Niedawna renowacja monumentalnej monstrancji z katedry w Toledo, przeprowadzona przez Talleres de Arte Granda wraz z multidyscyplinarnym zespołem złożonym z historyków, srebrników, gemmologów itp. przenosi do współczesności niezastąpiony wkład złotników i rzemieślników tekstylnych w rozwój liturgii, w odpowiednie bogactwo kultu i w samą pobożność. Na tych stronach opisano teraźniejszość i przyszłość tych rzemiosł.

Omnes-29 grudnia 2016 r.-Czas czytania: 10 minuty

Złotnik Enrique de Arfe wykonał monstrancję eucharystyczną dla katedry w Toledo w latach 1515-1523. Niedawna renowacja tego wspaniałego dzieła złotniczego, w płomiennym stylu gotyckim, wymagała demontażu jego 5,500 elementów, w tym łącznie 260 statuetek. Renowacja zbiega się również z faktem, że madryckie warsztaty odpowiedzialne za to dzieło - Talleres de Arte Granda, założone w 1891 roku przez asturyjskiego księdza Félixa Grandę - obchodzą 125 lat istnienia. PALABRA rozmawiała z kilkoma rzemieślnikami, aby przybliżyć naszym czytelnikom świat rzemiosła sakralnego, bez którego liturgia straciłaby swój blask, a pobożność ucierpiałaby. To właśnie zaproponował nam Juan Carlos Martínez Moy, rzeźbiarz: "Obrazy religijne i przedmioty kultu nie powinny być postrzegane jako idole, ale jako okna do nieba.

Hafciarki i krawcowe

Jednym z najważniejszych rzemiosł są hafciarki i wytwórczynie ornatów, peleryn przeciwdeszczowych, alb, obrusów itp. W warsztacie Los Rosalesw Villaviciosa de Odón, zależne od Talleres de Arte Granda - wyjaśnia projektantka Pilar Romero, "Wykonujemy trzy rodzaje haftów: haft aplikacyjny; haft niuansowy, który odtwarza obrazy za pomocą naturalnych nici jedwabnych; oraz klasyczny haft hiszpański w złotej nici, który jest używany do ozdabiania płaszczów Dziewic, tak charakterystyczny dla Andaluzji"..

Hafty na obrusach najczęściej wykonywane są maszynowo, ale są to hafty ręczne, ponieważ wzór prowadzony jest ręcznie. "Wszystko, co robimy, jest wykonywane ręcznie, ponieważ ręce odgrywają fundamentalną rolę".Pilar podkreśla. Przyznaje, że coraz częściej stosowany jest haft maszynowy, który przekształca zdigitalizowany projekt w ściegi. Jest taniej, ale ideałem rzemiosła jest jakość, piękno i to, że produkt jest odpowiedni liturgicznie.

Mentalność zmieniła się w ciągu ostatnich kilku lat i przyszłość jest tutaj, mówi Pilar, "Ale nie sądzę, że ręczny haft i ręczne krawiectwo znikną, nie jest to nawet technicznie wygodne. Dobre warsztaty, takie jak nasz, wkładają wiele wysiłku w jakość swojego rzemiosła".. Znakiem tego jest, jego zdaniem, to, że młodzi seminarzyści nadal zamawiają dobre ornaty na swoją pierwszą Mszę św. Nie tak dawno temu "Pewien hiszpański seminarzysta zamówił z katalogu ornat, ale dość bogaty, z ręcznym haftem. A ponieważ nie miał pieniędzy, zaproponował rodzinie i parafianom, aby zamiast dawać mu inne prezenty, wszyscy uczestniczyli w zakupie".

We wszystkich niemal zawodach, które służą sakralności, bardzo brakuje rzemieślników, a średnia wieku hafciarek znających fach jest wysoka. Same warsztaty - mówi Pilar, "w ciągu ostatnich 58 lat stał się szkołą szkoleniową. Teraz nasza pula uczniów pochodzi ze szkół zawodowych, z którymi współpracujemy. W pracowni swoje praktyki odbywają studenci wzornictwa, krawiectwa i mody".

Pilar jest historykiem sztuki, ale jest "Zawsze chciałam pracować w czymś manualnym, bo od dziecka miałam do tego smykałkę. Studia dały mi wykształcenie estetyczne i bardzo mi pomagają w projektowaniu, które jest moją główną pracą"..

W innej kwestii skomentował, że. "ludzie wiary mają pełniejszą wizję tego dzieła". Praca jest podobna do wykonania dobrej cywilnej sukienki, ale "Naszym przeznaczeniem jest Msza Święta, kult, liturgia. Nie sądzę, że kiedykolwiek w pełni zrozumiemy, co to oznacza".

Na koniec naszej rozmowy pokazuje nam ornaty, które zaprojektował dla trzech ostatnich papieży. Pokazując mi zdjęcie papieża Franciszka z najnowszym, trzeźwym i z haftem maszynowym, podsumowuje z dumą i szerokim uśmiechem: "Tak, trzej ostatni papieże byli moimi najlepszymi klientami".

Srebrniki

Juan Tardáguila jest srebrnikiem i wykonuje dzieła złotnicze: kielichy, monstrancje, viriles, navetas, palniki do kadzideł... Pracuje z mosiądzem, srebrem, złotem i stalą na trzony świętych naczyń, wszystkie są materiałami o określonej czystości, które nie rdzewieją. Wyjaśnia, że zajął się handlem w wieku 15 lat, bardziej z konieczności niż z powołania, i że było to długie terminowanie: "Zarządzanie tym wszystkim jest bardzo trudne; zajmuje prawie całe życie. Wymaga też dużej kreatywności.

Obawia się o przyszłość, bo trudno jest szkolić młodych ludzi. Są szkoły, ale szkolenia przez nie prowadzone są niewystarczające i trzeba je uzupełniać w warsztacie. Kiedyś było więcej miejsc pracy, ale teraz rynek się skurczył. Andaluzja to miejsce, gdzie jest więcej srebrników.

Dla Juana, jakość kawałka, oprócz materiałów, leży w jego projekcie. Ekskluzywny, pozakatalogowy egzemplarz różni się od tego, który jest reprodukowany seryjnie. W tym pierwszym przypadku nie używa się form i wykonuje się go na wymiar. Wymaga to większego poświęcenia i jest droższe.

Juan jest dumny z tego, że pracował przy renowacji monstrancji w Toledo: "Byłem pod wrażeniem tego, jak udało im się to zrobić w XVI wieku. Dziś technologia nam pomaga, ale wtedy musieli we własnym warsztacie wykonać te same surowce: blachę, gwint, srebrne śruby i nakrętki... Stąd pochodzi tak wiele procedur złotniczych". Motywuje go dobre wykonywanie swojej pracy i bycie docenianym przez ludzi: "Czasami dostajemy komplementy od klientów, a to wielka satysfakcja"..

Wreszcie jest sceptycznie nastawiony do mechanizacji swojego fachu: "Maszyny nie mogą się zbytnio zagłębiać w ekskluzywne części. Prawie wszystko trzeba robić ręcznie. W powtórzeniu sztuk, owszem, ale istnieje niebezpieczeństwo wyparcia rzemieślników. Tak stało się z grawerami: pozostało ich bardzo mało i jesteśmy prawie całkowicie zależni od maszyn, ale nie są one ważne lub opłacalne w przypadku niektórych prac, takich jak grawerowanie daty. A nie łącząc ludzi i maszyn, w końcu tracimy techniki rzemieślnicze.

Broncists

Juan Carriazo jest rzemieślnikiem z brązu, który specjalizuje się w wykonywaniu tabernakulum. Wyjaśnia, że zwykle są one wykonane z mosiądzu, ale mają części pokryte 24 karatowym złotem lub srebrem, i zwykle mają dwie powłoki: wewnętrzną, w której umieszcza się Najświętszy Sakrament, i zewnętrzną. Następnie dodaje się elementy dekoracyjne. Zamontowany jest również zamek. "Coraz częściej jesteśmy proszeni o bezpieczne zamki i stalowe płyty wzmacniające ze względów bezpieczeństwa".

Dobre tabernakulum jest dobre ze względu na ekskluzywny i piękny wygląd, a także ze względu na wzbogacenia, które są do niego dodawane: emalie, ryciny, kolumny, klejnoty..., choć te zazwyczaj zapewnia klient. Do tego dochodzi jeszcze wykonanie: "Są przybytki, które wymagają więcej niż trzy miesiące pracy: około 400 godzin".mówi Juan.

Juan komentuje z wielką satysfakcją: "Mam przybytki stworzone przeze Mnie na pięciu kontynentach. Mam zdjęcie ich wszystkich. Najlepsza była ta dla katedry w Alabamie, w stylu gotyckim, ze srebrnymi wewnętrznymi brylantami i emaliami: spektakularna! Realizacja tego zamówienia na katedrę zajęła nam dwa lata. I wyjaśnia, że pracuje nad tym "Nie uczyłam się go w szkole ze względu na tradycję rodzinną. Mój ojciec pracował tu przez 50 lat, a mój wujek również przez 50 lat. Kiedy zacząłem pracować w wieku 14 lat, spodobał mi się ten fach i nadal tak jest"..

A żeby dać mi wyobrażenie o tym, jakim wyzwaniem jest każdy tabernakulum, opowiada mi o przypadku klienta, który przyszedł z osobliwymi drzwiami do tabernakulum - miały one mechanizm otwierający - i poprosił go o tabernakulum do tych drzwi.

John wkrótce przejdzie na emeryturę, ale mówi, że przyszłość jego pracy jest zabezpieczona dzięki dwóm praktykantom. Ale ostrzega, że "Rzemiosło musi się bardzo podobać. Jeśli tego nie zrobisz, skończysz z nim. I trzeba się w to zaangażować. Ale to piękne rzemiosło, z którego jestem bardzo dumny"..

Emalie

"Emaliowanie to bardzo stara technika rzemieślnicza. Jej pochodzenie jest mało znane, ale ponieważ głównymi elementami emalii są metal i szkło, wymaga ona znacznego stopnia cywilizacji".wyjaśnia Montse Romero.

Pierwsze ślady emalii, dodaje, pojawiają się w Mezopotamii, ale to Egipcjanie opracowali kolorowe szkło i zapoczątkowali tę technikę zdobienia metalu kolorem. Robiono to również przy użyciu kamieni szlachetnych, ale emalie dają dużą uniwersalność zdobień. Dlatego emaliowanie zawsze szło w parze ze złotnictwem religijnym, choć emalie wykonuje się również w celach jubilerskich i dekoracyjnych (z motywami religijnymi lub bez), jak na przykład obraz Matki Boskiej, który Montse wskazuje mi przed miejscem, w którym rozmawiamy.

Obecnie wykonuje się mniej emalii, ponieważ jest to technika kosztowna, zwłaszcza ze względu na wymaganą wykwalifikowaną pracę. Ze względu na dużą trudność techniczną, niewiele osób wie jak to zrobić. Dobry artysta musi być też dobrym rzemieślnikiem, bo to są procesy, w których "Albo opanujesz materiały, albo one opanują ciebie. Trzeba opanować ogień - z piecami o temperaturze ponad 800 stopni -, szkło i metal. I choć metal i szkło wydają się być bardzo różnymi materiałami, mają podobną rozszerzalność i przylegają do siebie poprzez działanie ciepła, nie topiąc się. Myślę, że z czasem to rzemiosło będzie cenione wyżej niż teraz.

"To, co czyni emalię wartościową, to umiejętności rzemieślnika i ekspresyjność, jaką osiąga. Materiały nie są drogie: miedź, srebro i szkło, czyli krzemionka z pigmentami. I pamiętaj, że nie robimy nic standardowego: wszystkie emalie są robione ręcznie. Można mi zlecić wykonanie kielicha z emaliami ewangeliarzy, ale w końcu każdy ewangeliarz, który wykonam jest inny. Nie ma form, za pomocą których można odtworzyć te same emalie. To trochę jak malowanie ręczne, ale na miedzi i ze szkłem.

Montse uznaje, że religijny kunszt jest dodatkową motywacją. "Kiedyś namalowałam Madonnę i zostałam zaproszona na błogosławieństwo obrazu. Byłem pod wielkim wrażeniem, gdy zobaczyłem całą wioskę ustawioną w kolejce do ucałowania obrazu. Siedziałem w kącie i byłem poruszony. Wyobrażam sobie, że Bóg weźmie pod uwagę dzieło, które jest na Jego służbę. Nawet ci, którzy nie mają wiary, zdają sobie sprawę, że jest coś więcej, że muszą bardzo dobrze wykonać tę pracę, bo mamy bardzo szczególnego klienta: Kościół.

Moim celem, jak zauważa Monte, jest "Aby każdy obraz coś przekazywał. A tego, w dzisiejszych czasach, nie robi maszyna". Ale handel "Logicznie rzecz biorąc, musi się rozwijać. Można wprowadzić maszyny, które zabiorą ciężką pracę, jak kształtowanie elementów, czy szlifowanie metalu, ale istota rzemiosła pozostanie, jestem o tym przekonany"..

Kryzys znacznie uszczuplił pulę emalierów i to właśnie warsztaty pełnią funkcję szkoły dla czeladników. Dziś, z wyjątkiem Katalonii, niewiele osób skłania się ku handlowi. Montse, która jest architektem wnętrz, nauczyła się tego w warsztacie, w ciągu 18 lat pracy jako emalierka i polichromistka w Granadzie.

 Polerki

José Chicharro tłumaczy swój kunszt wskazując, że w końcu wszystkie dzieła złotnicze muszą przejść przez jego ręce: "Ja daję im życie; bez mojej pracy, choćby nie wiem jak dobrze pracował złotnik, nie wyglądałyby dobrze"..

Tego rzemiosła również uczymy się na warsztatach: "Zacząłem, gdy miałem 18 lat. Dużo nauczyłem się w rodzinnym zakładzie srebra. W tym fachu potrzeba dużo siły, bo trzeba naciskać i ze względu na ciężar niektórych elementów. I trzeba znać kilka sztuczek, zwłaszcza w przypadku płaskich kawałków"..

Ostrzega, że "Maszyny automatyczne są opłacalne, jeśli chodzi o wiele takich samych sztuk, ale sztuki złotnictwa religijnego są bardzo różne i maszyny tego nie rekompensują. Na przykład tabernakulum ma około stu elementów i każdy z nich musi być ręcznie wypolerowany. Dlatego właśnie jest to drogie. Ale to właśnie tam leży jakość i sztuka.

Komentuje też swoje zadowolenie, gdy wchodzi do kościołów i widzi rzeczy związane ze swoim zawodem. Niedawno widział w katedrze w Granadzie tabernakulum, które wyszło z jego warsztatu. Z wielką przyjemnością chwalił się przed tymi, którzy tam byli, że to on ją wypolerował. A przede wszystkim, "Jestem bardzo zadowolony ze srebrnego pawilonu, który wypolerowałem na monstrancję w Vigo. Kiedy widzisz, że ludzie dostrzegają twoją pracę, czujesz wielką satysfakcję".

José od emerytury dzieli zaledwie kilka lat. Dlatego komentuje: "Myślę, że pozostawiłem dość ważną spuściznę mojemu uczniowi. Potrzebni są młodzi ludzie, aby rzemiosło nie zaginęło, bo wielu z nas rzemieślników jest bliskich emerytury.

Rzeźbiarze i rzeźbiarki

"imaginero" lub rzeźbiarz, wyjaśnia Juan Carlos Martínez Moy, to rodzaj rzeźbiarza zajmującego się rzeźbieniem w drewnie, polichromią i o tematyce religijnej. Coś bardzo konkretnego. On sam jednak uważa się za rzeźbiarza: "Zrobiłem trochę bezpośredniej rzeźby, ale bardzo mało w porównaniu z gliną, na której pracuję najczęściej. Prawie wszystko co robię jest figuratywne i religijne, bo to są zlecenia, które przychodzą na warsztat najczęściej". W jego opinii, "Pustą kartką papieru w rzeźbie jest glina. Dzięki pracy z nim, stał się on dla mnie najszlachetniejszym materiałem: ma ekspresję, jakiej nie ma żaden inny materiał. Zaczynam od szkicu w glinie, a następnie wykonuję formę, z której powstaje dzieło lub jest ono digitalizowane, a następnie odtwarzane w pożądanym przeze mnie rozmiarze. Świat cyfrowy ułatwia wykonanie wielu kroków, choć w ciągu ostatnich dziesięciu lat bardzo niewiele rzeczy powtórzyłem".

Zwraca uwagę, że. "Na twarzy postaci skupiam się najbardziej, bo to ona przekazuje najwięcej, zwłaszcza w sztuce sakralnej. Można wziąć pień drzewa bez kory, zrobić piękną twarz i rękę i to wszystko". Podkreśla również, że "Moją największą nadzieją jest to, że Kościół będzie awangardą artystyczną, tak jak kiedyś, i że język sztuki współczesnej będzie służył jako wyraz Ewangelii, czyli tego, czym jest sztuka sakralna. Joseph Ratzinger napisał, że ikona ma poruszyć echo sacrum w nas wszystkich. I to jest mój cel: żeby dzieło moje poruszyło, bo to jest okno do nieba. Dlatego staram się dbać o swoje życie duchowe: jest mi ono potrzebne do pracy. Często podczas modlitwy miałem pomysły artystyczne.

Juan Carlos ubolewa nad nielicznymi rzeźbiarzami, którzy poświęcają się sztuce sakralnej: "Niektórzy dokonują ingresu, ale nie zawsze szczęśliwie".. Tam gdzie jest więcej wyobrażeń jest Andaluzja, a konkretnie Sewilla. A artystów nie jest więcej, bo z rzeźby trudno się utrzymać.

Polichromatory

Begoña Espinos zajmuje się polichromowaniem obiektów sztuki sakralnej: "To rzemiosło jest bardzo starożytne. I to właśnie w okresie romańskim i gotyckim pojawiła się technika estofado, która jest królową polichromii. Jest to trudna technika, która wymaga dużej wprawy i przede wszystkim wielu godzin. Jest to nie tylko drogie ze względu na materiał, ale także dlatego, że trzeba to robić ręcznie. W tej chwili nie da się zmechanizować polichromii, bo żeby nadać ten dotyk, który sprzyja ekspresji obrazu, potrzebne są ręce rzemieślnika". Choć wyjaśnia, że teraz stosuje się bardziej neutralną polichromię. Obrazy są nawet pozostawione w takiej postaci, w jakiej są.

W Anglii są dobrzy polichromatorzy. Są one również obfite na południu Hiszpanii i w Madrycie. Do zawodu trafiła z wyraźnego powołania zawodowego i podkreśla, że "Jeśli chodzi o wyobrażenia religijne, robisz to z większą czułością, bo wiesz, że kryje się za tym coś świętego, że musisz to zrobić bardzo dobrze, żeby ludzie byli temu oddani. Dużo modlę się też do obrazów, nad którymi pracuję".

Odnowiciele

Dulce Piñeiro wyjaśnia, że "Zawsze lubiłem sztukę, ale nie widziałem siebie jako artysty, a raczej jako lekarza dzieł sztuki".. I renowacji - dodaje, "Jest to bardzo potrzebny zawód. Ważne jest, aby ludzie myśleli o konserwacji swoich najcenniejszych egzemplarzy. Często nie zdają sobie sprawy z ich wartości historycznej i artystycznej, a zamiast nabywać nowe, może najlepiej byłoby je odrestaurować i przywrócić do kultu. Zajmujemy się oceną, czy należy je naprawiać lub odnawiać, a także jaki byłby najlepszy sposób ich czyszczenia.

Wyjaśnia on, że. "Jest wiele dzieł sztuki, które zostały zrujnowane przez ignorancję.

I zaznacza, że. "Dobra renowacja to taka, która szanuje oryginał, jest udokumentowana, sfotografowana, jest odwracalna i daje wskazówki konserwatorom, którzy przyjdą po niej. Tak jest w przypadku renowacji monstrancji z katedry w Toledo: wskazania poprzednich konserwatorów były dla nas bardzo pomocne. Zadziałały one bardzo dobrze i teraz monstrancja mogła odzyskać swój blask, co nie znaczy, że świeci jaśniej. Ponowne polerowanie oznaczałoby usunięcie materiału. Zarysowania, niedoskonałości i zabrudzenia zostały wyeliminowane"..

Wreszcie Dulce podkreśla, że główną trudnością w jej pracy jest sprawienie, by klienci dostrzegli, że czasem nie jest wygodne, by dzieło wyglądało jak nowe.

Doświadczenia

Migranci: mury nie są rozwiązaniem

Najpierw Lampedusa, potem Lesbos; Morze Śródziemne zamieniło się w cmentarz; Syryjczycy uciekający przed wojną; Środkowoafrykańczycy szukający włoskiego wybrzeża z Libii... Przepływy migracyjne mnożą się i napotykają na mury. "Ściany nie są rozwiązaniem. Problem pozostaje z większą nienawiścią"mówi papież Franciszek.

Rafał Górnik-28 grudnia 2016 r.-Czas czytania: 8 minuty

Proces likwidacji obozu dla uchodźców w Calais (Francja), w którym przebywały tysiące migrantów chcących dotrzeć do Wielkiej Brytanii, był w tych dniach przedmiotem wiadomości.

Wielu zostało rozesłanych do ośrodków recepcyjnych w całej Francji, choć około dwa tysiące, w tym wielu nieletnich, wolało zostać jak najdłużej, by spróbować dotrzeć do Wielkiej Brytanii, gdzie, jak twierdzą, mają krewnych, których nie wiedzą, czy kiedykolwiek w życiu będą mogli zobaczyć i objąć.

Większość analityków uważa, że jest to tylko kolejna prowizorka w obliczu ogromnego problemu, jakim są przepływy migracyjne, które są naprawdę wieloaspektowe, ale dotyczą setek tysięcy ludzi - milionów, jeśli zsumować liczby z lat - którzy są zdesperowani, aby osiągnąć lepszą, bardziej godną przyszłość i uciec od skrajnego ubóstwa.

Liczby są uparte. Od stycznia do początku października 2016 r., w ciągu nieco ponad dziewięciu miesięcy, do Europy przez Morze Śródziemne przybyło ponad 300 tys. migrantów; prawie 170 tys. przez Grecję i 130 tys. przez Włochy, a ponad 3,5 tys. osób utonęło lub zaginęło. W momencie publikacji tego numeru SłowoLiczba ta może sięgać nawet 4 tysięcy.

Zaledwie kilka dni temu pogrążony w wielkim kryzysie gospodarczym i finansowym kraj grecki zwrócił się o pilną pomoc dla 60 tysięcy uchodźców, którzy zostali uwięzieni w swoim kraju po zamknięciu granic przez pakt między Unią Europejską a Turcją. "Potrzebujemy koców teraz" - mówi grecki rząd.

Lampedusa

Od momentu wyboru na ster łodzi Piotrowej papież Franciszek uważnie śledzi dramat imigracji.

Pokazał to w lipcu 2013 roku, kiedy zorganizował pierwszą oficjalną podróż na sycylijską wyspę Lampedusa, liczącą ledwie pięć tysięcy mieszkańców, znaną z ciągłego wysiadania imigrantów i niezliczonych katastrof statków.

Tam Ojciec Święty uderzył w serca i niemal po raz pierwszy odniósł się do zjawiska, które skłoni świat do refleksji: "globalizacja obojętności"."Kto z nas płakał nad śmiercią tych braci i sióstr, nad wszystkimi, którzy podróżowali na łodziach, nad młodymi matkami, które niosły swoje dzieci, nad tymi mężczyznami, którzy szukali czegokolwiek, by utrzymać swoje rodziny?". "Jesteśmy społeczeństwem, które zapomniało o doświadczeniu płaczu... Iluzja tego, co nieistotne, tego, co tymczasowe, prowadzi nas do obojętności wobec innych, do globalizacji obojętności.", powiedział papież.

"Kto jest odpowiedzialny za krew tych braci? Nikt. Dziś nikt nie czuje się odpowiedzialny, straciliśmy poczucie braterskiej odpowiedzialności, popadliśmy w hipokryzję.".

Dzieci w ludzkiej degradacji

Trzy lata później, 13 października, papież Franciszek podał do publicznej wiadomości ".Orędzie na doroczny Dzień Migrantów i Uchodźców 2017".w którym donosi, że "dzieci migrantów trafiają na dno ludzkiej degradacji". Konkretny tytuł Twojej wiadomości to "Nieletni migranci, bezbronni i pozbawieni głosu". W tekście ostrzega się w szczególności o poważnym zagrożeniu dla osób podróżujących samotnie i wzywa do ich "prawo do gry".

Przemówienie Ojca Świętego miało miejsce w tym samym dniu, w którym stowarzyszenia humanitarne i organizacje pozarządowe zgłosiły zaginięcie około dziesięciu tysięcy nieletnich migrantów po ich przybyciu do Europy.

W samych Włoszech do tej pory w tym roku przybyło z Libii 16 800 małoletnich bez opieki: kończą życie na ulicach, znikają, jak wołał Franciszek. Do domów rodzinnych trafiają tylko najszczęśliwsze, lub najmniejsze.

Papież skrytykował, że "zamiast sprzyjać integracji społecznej dzieci migrantów lub programom bezpiecznej i wspomaganej repatriacji, celem jest jedynie zapobieganie ich wjazdowi, co sprzyja wykorzystaniu nielegalnych sieci".

Media informują, że od czasu podpisania przez UE umowy z Turcją zmniejszyło się napływanie przez Morze Egejskie Syryjczyków, a także innych migrantów z innych krajów Bliskiego Wschodu.

Libia jednak przejęła kontrolę. Migranci przybywają falami z innych krajów Afryki, uciekając przed głodem, pragnieniem, biedą i wojną. A naturalnym kierunkiem wyjazdu są Włochy.

Kontrowersyjne ściany

Można by teraz zapytać, czy zaczynają się pojawiać inicjatywy, które w jakiś sposób, choćby tylko częściowo, wspierają apele Ojca Świętego.

To prawda, że UE zaczęła podpisywać umowy z kilkoma krajami afrykańskimi - Nigerią, Senegalem, Mali, Nigrem i Etiopią - jak zobaczymy wkrótce. Jednak intensywna aktywność w budowie ogrodzeń i murów, a przynajmniej w ich zapowiadaniu, w celu uniknięcia efektów "przyciągania", nie napawa optymizmem.

Po drugiej stronie Atlantyku kandydat republikanów Donald Trump w ostatnim odcinku kampanii powtórzył obietnicę, która tak bardzo zbulwersowała świat latynoski: "...świat latynoski tak się zbulwersował...".Ja chcę budować mur, my musimy budować mur."(z Meksykiem). Choć nie powtórzył już tego, co w ostatnich miesiącach jeszcze bardziej oburzyło Meksykanów: że to oni będą musieli ponieść rachunek za pokonanie ponad trzech tysięcy kilometrów.

Po tej stronie oceanu, w tym samym czasie, co demontaż "dżungla"We wrześniu Francja i Wielka Brytania ogłosiły budowę czterometrowego, kilometrowego muru w Calais, który ma uniemożliwić uchodźcom i migrantom dotarcie do Wielkiej Brytanii - podała CNN.

"Wykonaliśmy już ogrodzenie. Teraz zrobimy ścianę"Brytyjski minister ds. imigracji Robert Goodwill zapowiedział. Pomimo obecnych środków bezpieczeństwa - które obejmują ogrodzenie - Goodwill powiedział, że niektórzy ludzie nadal ryzykują podróż do Wielkiej Brytanii.

Pojawiły się już jednak pewne protesty i argumenty przeciwko murowi w Calais. Brytyjscy kierowcy ciężarówek skrytykowali budowę muru jako "...barierę, która jest nie tylko zagrożeniem dla UE, ale także zagrożeniem dla przyszłości UE".słabe wykorzystanie pieniędzy podatników" - powiedział Richard Burnett, lider Road Freight Association.

A w wypowiedziach, o których donosi brytyjska gazeta The GuardianFrançois Guennoc, z organizacji pozarządowej Auberge des Migrants, która działa w Calais, mówi, że "ten mur sprawi tylko, że migranci będą musieli iść dalej, by go przekroczyć". "Kiedy stawiasz mury gdziekolwiek na świecie, ludzie znajdują sposoby, by je przeskoczyć. To strata pieniędzy. To może sprawić, że sytuacja stanie się bardziej niebezpieczna. Zwiększy to opłaty dla przemytników ludzi i ludzie będą w końcu podejmować większe ryzyko."powiedział Guennoc.

Jednak nawet w krajach, które były świadkami wznoszenia i upadku muru berlińskiego, ponieważ należały do byłej orbity sowieckiej, zaczęto stawiać płoty i mury, aby zatrzymać migrantów w drodze do Niemiec.

Niektóre z państw, które podjęły takie inicjatywy to Bułgaria na granicy z Turcją, Węgry na granicy z Serbią i Chorwacją, Słowenia z Chorwacją, Macedonia z Grecją oraz Estonia, która przegłosowała budowę muru na granicy z Rosją, a także Grecją oraz Wielką Brytanią i Francją.

Jak wiadomo, Hiszpania od lat ma wysokie ogrodzenia z Marokiem w autonomicznych miastach Ceuta i Melilla, odpowiednio 8 i 12 kilometrów, aby zniechęcić do nielegalnego wjazdu migrantów przez kraj alawitów. I nie należy zapominać o 700-kilometrowej barierze Izraela z Palestyńczykami na Zachodnim Brzegu.

Ostatecznie, wraz z upadkiem muru berlińskiego w 1989 roku i zglobalizowaną gospodarką, wielu analityków myślało, że mury upadną, ale ruchy migracyjne i konflikty ponownie wprawiły je w ruch.

Obok zniesienia tych murów należy również wspomnieć o niedawnej inicjatywie o pozytywnym wydźwięku, choć jej niuanse nie są w pełni znane: UE zaczęła podpisywać umowy z krajami afrykańskimi. Motywem nie jest ułatwianie przyjmowania migrantów, ani ich integracji w Europie, ale osiąganie kompromisów. Są to Nigeria, Senegal, Mali, Niger i Etiopia.

Celem UE jest kontrola migracji. Agencje UE są oskarżane o uzależnianie pomocy rozwojowej dla państw. Bruksela jednak temu zaprzecza. Czas da lub odbierze powody, natomiast papież Franciszek wzywa Europę do "odzyskania zdolności do integracji, którą zawsze posiadała".

"Wszystkie mury upadają, dziś lub jutro".

Wracając w ubiegłym roku z Filadelfii, niemiecki dziennikarz zapytał papieża o kryzys migracyjny i decyzję kilku krajów o ogrodzeniu swoich granic drutem kolczastym. Papież Franciszek był dosadny. Słowo kryzys kryje za sobą długi proces, spowodowany w dużej mierze przez "eksploatacja kontynentu przeciwko Afryce"i z powodu wojen. W sprawie płotów i ogrodzeń z drutu powiedział: ".Wszystkie mury upadają, dziś, jutro czy za sto lat, ale wszystkie upadają. To nie jest rozwiązanie. Mur nie jest rozwiązaniem. Problem pozostaje. I pozostaje z większą nienawiścią".

Później tę samą myśl powtórzył w katechezie środowej w Rzymie: "W niektórych częściach świata istnieją mury i bariery. Czasami wydaje się, że cicha praca wielu mężczyzn i kobiet, którzy na wiele sposobów oferują pomoc i wsparcie uchodźcom i migrantom, jest przyćmiona przez szmer dawania głosu instynktownemu egoizmowi.".

Największa solidarność: Włochy

Włoski naród stał się ostatnio gospodarzem par excellence. Nie tylko ratuje przed utonięciem 160 tys. migrantów rocznie, ale wydaje się, że chce przyjąć tych, których Francja i Niemcy nie przyjmą.

Mario Marazitti, przewodniczący Komisji Spraw Społecznych Izby Deputowanych, mówi, że Włochy, w przeciwieństwie do innych krajów europejskich, podjęły już decyzję. W sprawozdaniach zgłoszonych przez El Paíspowiedział: "Europa to starsza pani, prawie bezdzietna, która musi zdecydować, czy chce nadal starzeć się samotnie, zamknięta w swoim pięknym domu, otoczona meblami, obrazami i biżuterią, czy też dzielić przyszłość z tymi, których przybywa. Migracja, zamiast zagrożenia, jest wielką szansą. Transfuzja przyszłości i solidarności dla staruszki.".

Prefekt Mario Morcone, szef Departamentu Imigracji MSW, powiedział: "...władze imigracyjne mają obowiązek chronić prawa migrantów.Nie ma związku między imigracją a przestępczością, tak jak nie ma związku między imigracją a terroryzmem. Nie ma żadnego. I to nie jest moja opinia. Dane mówią, że tak. Nie ma żadnego związku.

"Nasz kraj"wyjaśnia Morcone.do niedawna była miejscem przerzutu migrantów, ale teraz, po odrzuceniu przez Francję lub Niemcy, nie mają innego wyboru, jak tylko zostać tutaj. Obecnie mamy prawie 160 tys. osób w sytuacji przyjęcia, rozmieszczonych w całym kraju, wspieranych przez rodziny, stowarzyszenia i rady miast. Ale dziś nacisk kładzie się nie tyle na przyjmowanie, co raczej na włączanie i integrację.".

W tym celu państwo włoskie zaczęło szukać wsparcia ze strony społeczeństwa obywatelskiego. Jednym z przykładów są korytarze humanitarne utworzone przez Wspólnotę Sant'Egidio i Kościół Ewangelicki.

Liczby i dane dotyczące do przepływów migracyjnych

-Trzy setki tysięcy migrantów tylko w tym roku. Do tej pory w 2016 roku do Europy przez Morze Śródziemne przybyło ponad 300 tys. migrantów, prawie 170 tys. przez Grecję i 130 tys. przez Włochy, a ponad 3,5 tys. osób utonęło lub zaginęło. Grecja zaapelowała w tych dniach o pomoc w opiece nad 60 tys. uchodźców, uwięzionych w swoim kraju po zamknięciu granic na mocy porozumienia między Unią Europejską a Turcją. "Potrzebujemy koców teraz" - mówi grecki rząd.

-Nowe ogłoszenia ścienne. W celu powstrzymania napływu migrantów niektóre kraje zapowiedziały lub wprowadziły w życie ogrodzenia i mury graniczne, oprócz tych istniejących w takich krajach jak Izrael czy Hiszpania. Są to Francja i Wielka Brytania w Calais; Bułgaria, na granicy z Turcją; Węgry, na granicy z Serbią i Chorwacją; Słowenia, z Chorwacją; Macedonia, z Grecją; oraz Estonia na granicy z Rosją. W Stanach Zjednoczonych Trump zapowiedział budowę muru na granicy z Meksykiem, jeśli wygra wybory.

-Włochy, wysiłek solidarności. Włochy stały się największym na świecie krajem przyjmującym migrantów. Nie tylko ratuje przed utonięciem 160 tys. migrantów rocznie, ale wydaje się, że chce przyjąć tych, których Francja i Niemcy odrzucają. Obecnie ma ponad 160 tys. osób zakwaterowanych w całym kraju, wspieranych przez rodziny, stowarzyszenia i gminy.

Kultura

Hannah Arendt i nostalgia za Bogiem

Atrakcyjność postaci i myśli Hannah Arendt rośnie w siłę z każdym dniem. Nie mówi o Bogu, ale jej czytelnicy mogą być może rozpoznać nostalgię za Bogiem w jej odważnej obronie człowieka i jego rozumu.

Carmen Camey i Jaime Nubiola-27 grudnia 2016 r.-Czas czytania: 5 minuty

Hannah Arendt to kobieta trudna do zaszufladkowania. Choć z pochodzenia Żydówka, nie była religijna i nie wierzyła w Boga w tradycyjny sposób. Kilkakrotnie nazywała siebie agnostyczką, a jednak Hannah Arendt była kobietą wiary. Większość życia poświęciła na to, by skłonić współczesnych do jej odzyskania: wiary w rozum, wiary w człowieczeństwo, wiary w świat. Dwa elementy utrzymują się w całym jej życiu i twórczości: zaufanie i myśl. Odżywiają się wzajemnie: Arendt ufała myśli, a im więcej myślała, tym bardziej rosło jej zaufanie do niej.

Osoba

Hannah Arendt urodziła się w październiku 1906 roku we wsi pod Hanowerem. Studiowała w Marburgu, gdzie poznała Martina Heideggera, przeniosła się do Fryburga, by studiować u Husserla, wreszcie doktoryzowała się w Heidelbergu w 1929 r. pracą nt. Pojęcie miłości u świętego Augustyna, w reżyserii Karla Jaspersa. W tych latach była bardzo aktywna politycznie, a wobec prześladowań Żydów zdecydowała się na emigrację do USA, gdzie od 1941 roku zamieszkała ze swoim drugim mężem Heinrichem Blücherem. W USA pracowała jako dziennikarka i wykładowca nauk politycznych na różnych uczelniach. Szeroko zastanawiała się nad swoimi doświadczeniami życiowymi w Niemczech i Stanach Zjednoczonych. W 1951 roku została obywatelką USA po latach bezpaństwowości spowodowanej odebraniem jej obywatelstwa w Niemczech.

W 1961 roku została wysłana jako reporterka przez The New Yorker do Jerozolimy, aby zrelacjonować proces Adolfa Eichmanna, nazistowskiego wysokiego dowódcy aresztowanego w Argentynie i przewiezionego do Izraela. Efektem tego doświadczenia była jego książka Eichmann w Jerozolimie która była i jest nadal tak kontrowersyjna. Arendt proponuje tezę, aby spróbować zrozumieć, jak pozornie normalni mężczyźni i kobiety mogli się poświęcić okrucieństwom popełnianym w czasach nazistowskich Niemiec. Przekonywała, że zło człowieka takiego jak Adolf Eichmann, przykład zwykłego człowieka, nie było złem wykalkulowanym, sadystycznym czy ideologicznym, ale przeciwnie - było złem banalnym, powierzchownym, wynikiem nie nadmiaru myśli, ale właśnie jej braku.

Zdaniem Arendt to właśnie osobista niezdolność do udzielenia przemyślanej odpowiedzi na konfliktową sytuację moralną doprowadziła tych ludzi do zostania mordercami i kolaborantami ze złem. Ta próba rzucenia światła na to, co działo się w latach 1940-1945, przyniosła jej ostrą krytykę za "obronę nazisty i zdradę własnego narodu". To, czego wielu nie rozumiało, to fakt, że podczas procesu Eichmanna niemiecki filozof nie próbował bronić demona, ale bronić człowieczeństwa.

Przyczyny zła

Sytuacja intelektualna i ogólna, w której Hannah Arendt rozwija swoją tezę o banalności zła, była sytuacją nieufności wobec świata i samego człowieka. Ludzie nie ufali rozumowi, ponieważ wierzyli, że doprowadził on do tak ogromnych katastrof: to rozum zbudował komory gazowe i broń atomową. To, co udaje się Arendt, to właśnie obalenie tej idei poprzez stwierdzenie, że zło nie ma głębi, że zło - z reguły - nie wynika z kalkulacji, ale właśnie z braku refleksji, z powierzchowności.

Arendt odzyskuje wiarę w człowieka jako istotę, która może czynić zło, nie będąc czystym złem; w jej rozumieniu człowieka jest miejsce na odkupienie, na nadzieję, że gdy człowiek zachowuje się tak, jak należy, nie staje się demonem. Jesteśmy zdolni do zła, ale to nie myśl prowadzi nas do zła, to nie nasze najbardziej ludzkie cechy, ale raczej nieumiejętność ich pełnego wykorzystania, może nas doprowadzić do popełnienia strasznych zbrodni.

Myślenie prowadzi nas do zadawania ostatecznych pytań. Na te same zasady powołujemy się, gdy mamy wątpliwości co do naszego postępowania, gdy jesteśmy na moralnym rozdrożu i potrzebujemy wskazówek. Problem pojawia się wtedy, gdy te zasady nie istnieją, gdy odmowa myślenia zamieniła je w puste frazesy, które załamują się przy najmniejszej presji i nie pozwalają nam być zdolnymi do udzielenia uzasadnionej i osobistej odpowiedzi na problemy.

Wiara w człowieka, wiara w Boga

To pragnienie świętości, większej wiary w człowieka i jego możliwości, jest przejrzyste we wszystkich pracach Hannah Arendt, w których czczone są wszystkie wielkie ludzkie ideały. Alfred Kazin tłumaczy, że lektura Arendt wywołuje w nim świat, któremu zawdzięczamy wszystkie nasze koncepcje ludzkiej wielkości. Bez Boga nie wiemy kim jesteśmy, nie wiemy kim jest człowiek. To jest to, co zdaje się podpowiadać filozofia Arendt: jej zaufanie i wdzięczność za dar bycia. Jej wiara w sprawiedliwość, w prawdę, w to wszystko, co czyni człowieka wielkim i dobrym, sprawiła, że stała się osobą niezrozumianą, która odwróciła się od konwenansów świata, który pomniejszał wielkość i tajemnicę człowieka. Arendt daleka jest od nihilizmu i frustracji, do których wielu dochodziło po byciu świadkiem wydarzeń ubiegłego wieku, nie traci bowiem nadziei, a jej poszukiwanie prawdy wywołuje pewne pęknięcia, przez które otwiera się na rzeczywistość transcendentną, na niezgłębioną tajemnicę, na Boga.

Arendt wykazuje otwartość na rzeczywistość transcendentną, ponieważ nie ma ślepej wiary w człowieka; doskonale zdaje sobie sprawę z tego, do czego człowiek jest zdolny, nie zamyka oczu na ludzkie zło. Nie jest to jednak powód do rozpaczy, ponieważ jego wiara nie jest tylko w samego człowieka, ale w to, co czyni człowieka wielkim. Ma świadomość, że gdy człowiek wierzy tylko w siebie jest sfrustrowany, nie jest w stanie być człowiekiem w pełni. Świadczy o tym na przykład rozmowa, jaką Hannah Arendt przeprowadziła pewnego wieczoru z Goldą Meir. Powiedziała do niej: "Sam będąc socjalistą, naturalnie nie wierzę w Boga. Wierzę w naród żydowski".. A Arendt wyjaśni: "Ale mogłem mu powiedzieć: wielkość tego ludu zabłysła w czasie, kiedy wierzył w Boga i wierzył w Niego w taki sposób, że jego miłość i zaufanie do Niego były większe niż strach. A teraz ten lud wierzy tylko w siebie? Co dobrego może z tego wyniknąć?".. Właśnie, wizja Arendt jest pełna nadziei, ponieważ nie ufa ona tylko we własne możliwości, ale w coś, co jest poza człowiekiem, pozostawia miejsce na tajemnicę, na nieprzewidywalność. (nieprzewidywalność), o których tak lubi mówić. Prawdziwe zło, dla człowieka, to wyrzeczenie się bycia człowiekiem, to stanie się zbędnym. jako człowiek a dzieje się tak, gdy człowiek ufa tylko sobie.

To, co Arendt robi w swoich pismach, to przygotowanie gruntu dla Boga. W świecie, w którym człowiek jest zły i jego rozum jest zły, Bóg nie może istnieć. Bóg istnieje wtedy, gdy człowiek rozumie siebie samego takim, jakim jest, gdy wie, że posiada wielkie zdolności i jednocześnie jest zdolny do największych okropności, gdy ma zaufanie do siebie i jednocześnie pozostawia miejsce na tajemnicę, która go przerasta. W filozofii Arendt możemy więc dostrzec tę otwartość i ufność, które są dalekie od nicości i bardzo bliskie Bogu.

AutorCarmen Camey i Jaime Nubiola

Kultura

Aleš Primc. To są dzieci

Aleš Primc przeforsował w Słowenii trzy prorodzinne referenda, wszystkie zwycięskie. Przyglądamy się bliżej tym inicjatywom i ich głównemu promotorowi, rozmawiając z nim w Lublanie, stolicy Słowenii.

Alfonso Riobó-21 Grudzień 21 Grudzień 2016 r.-Czas czytania: 4 minuty

Pierwsza okazja miała miejsce w 2001 roku, po uchwaleniu ustawy o sztucznym zapłodnieniu, która umożliwiła zapłodnienie także samotnym matkom. Z innymi przyjaciółmi i bez wsparcia partyzanckiego udało im się doprowadzić do odrzucenia go przez 72,4 % wyborców w czerwcu 2001 roku.

Potem przyszło drugie referendum. Tym razem utworzyli własną organizację, tj. Obywatelska Inicjatywa na rzecz Rodziny i Praw Dzieckaaby wysiłek był bardziej efektywny. Od momentu powstania platformy do czasu przeprowadzenia konsultacji w maju 2012 r, "to był prawdziwy maraton".wyjaśnia sam Aleš Primc. Chodziło o powstrzymanie "ustawy rodzinnej", która pozwalała parom tej samej płci adoptować dziecko partnera (nie była to adopcja wspólna), a więc "pomijał prawo dziecka do posiadania ojca i matki, znaczenie ojcostwa i macierzyństwa dla rozwoju i edukacji dziecka".. Po zebraniu ponad 60 tys. podpisów poparcia, w referendum wzięło udział ponad 52 % uczestników.

Primc podkreśla ten klucz do kampanii: "Używamy własnego języka, nie bawimy się w terminologię aktywistów homoseksualnych. To, co próbują zrobić, to nie promowanie małżeństw osób tej samej płci, ale zniesienie małżeństwa, tego samego małżeństwa, które zawarłem z moją żoną. Toczy się tu walka o język. Z przykrością stwierdzam, że w niektórych krajach ich terminologia została już przejęta i nawet przy tak wybitnych filozofach w tych krajach nie można ujawnić prawdziwego znaczenia słów". Na przykład, "Nie akceptujemy słowa 'gender', które jest ideologią. Nie ma na ten temat żadnej dyskusji".. W przeciwnym razie powodem zwycięstwa jest m.in. "Ludzie rozumieją, że dzieci potrzebują ojca i matki, i nie zgadzają się, że istnieją pary homoseksualne. Aktywiści bawią się z naszymi dziećmi; i podchodzimy do spraw z tej perspektywy: chodzi o zrozumienie relacji dziecka z rodzicami. Przedstawiamy i przypominamy podstawowe zależności przyrodnicze, a nie kwestie ideologiczne, których ludzie nie rozumieją..

Trzecie referendum, w grudniu 2015 roku, skierowane było przeciwko ustawie tworzącej "małżeństwo" homoseksualne na równi z małżeństwem naturalnym, z uwzględnieniem adopcji. Aby się jej przeciwstawić, Platforma "Chodzi o dzieci".a podejście było dobrze przemyślane: "Możemy się nie zgadzać z innymi w sprawie małżeństwa; ale możemy się zgodzić w sprawie dzieci. Jest to podejście realistyczne.. Wynik: 63,36 % głosujących odrzuciło ustawę: "To triumf wszystkich naszych dzieci.Primc powiedział wówczas. Słowenia była więc pierwszym krajem, który w referendum odwrócił taką ustawę.

Teraz mija rok, w trakcie którego, zgodnie z prawem, nie można uchwalić nowych przepisów na ten sam temat. Ale Primc tłumaczy, że więcej referendów nie będzie: stworzyli m.in. "Ruch na rzecz dzieci i rodzinktóre wykorzystają, by wziąć udział w wyborach na "zmobilizować wszystkich, którzy chcą promować rodzinę i wolność religijną".. Podkreśla, że "Nie będziemy wchodzić z mentalnością partyjną. Chcemy uprawiać politykę obywatelską, skupiając podobnie myślących ludzi wokół 38 punktów, które podsumowują nasz program".i nalega, by "Nie kierujemy się kalkulacjami wyborczymi. Chcemy, żeby było jasno, zrozumiale, uczciwie. Chcemy szukać tego, co słuszne, także z pomocą modlitwy"..

Zapytaliśmy go o siebie - kim jest Aleš Primc? Urodził się w Lublanie, ale jego rodzice pochodzą z południa kraju; oboje są katolikami, ale z powodu nacisków w czasach komunizmu, "Pokolenie moich rodziców nie było już tak religijne jak dziadkowie, a moje pokolenie nawet nie nosi we krwi tej katolickiej tradycji. Staram się na różne sposoby odżywiać swoją wiarę"..

Studiował filozofię państwa, filozofię społeczną i polityczną, a następnie nauki społeczne; natychmiast rozpoczął pracę w Ministerstwie Rolnictwa, aż do chwili obecnej. W rzeczywistości, gdy rozmawiamy, właśnie wrócił z dnia spędzonego w winnicy, wykonując zadania kontrolne, i jest ubrany w nieformalny sposób wymagany do tej pracy. W 1992 roku wszedł do polityki, aby ukierunkować swoją troskę o sprawiedliwość społeczną i promować politykę rodzinną, i zajmował różne odpowiedzialne stanowiska w Partii Ludowej.

Jest żonaty i ma trójkę dzieci (12-letniego chłopca i dwie dziewczynki w wieku 8 i 6 lat). Jego żona, urzędniczka, jest wielkim wsparciem i źródłem porad: "W takiej działalności jak ta ważne jest, by mieć za sobą rodzinę: móc organizować wyjazdy i spotkania, odbierać telefony. Moje dzieci mniej to rozumieją i pytają mnie: "Tato, dlaczego musisz jechać, co jest ważniejsze ode mnie?".. Dużo czyta i wydaje książki. Specjalizuje się w historii ruchów społecznych, w szczególności spółdzielczości. Poza tym, "Nie mam czasu na sport; moja praca jest blisko pola. Cały czas, jaki mi pozostał, jest przeznaczony dla mojej rodziny"..

Inicjatywy prorodzinne nie były propozycją religijną, "chociaż wszystkie trzy razy Kościół otwarcie nas wspierał, a w 2015 r. biskupi oświadczyli, że ideologia gender jest ateistyczna, sprzeczna z Bożym planem dla człowieka: to ich rola w społeczeństwie, a ludzie rozumieją, że zabierają głos.".

W końcu patrzy w tyłŻałuję tylko, że przez to, że jesteśmy małym krajem, świat nie usłyszał o tym, co się u nas stało"..

Świat

Rabin Yonatan Neril: "Kryzysy ekologiczny i duchowy są globalne".

Rabin Yonatan Neril założył w 2010 roku w Jerozolimie Interfaith Center for Sustainable Development (ICSD), największą międzywyznaniową organizację ekologiczną na Bliskim Wschodzie, która prowadzi liczne kanały działalności we współpracy z naukowcami i przywódcami religijnymi na całym świecie. Rabin Neril przeanalizował wraz z innymi uczonymi encyklikęLaudato Si' przez papieża Franciszka.

Rafał Górnik-13 grudnia 2016 r.-Czas czytania: 5 minuty

Od ponad sześciu lat rabin Yonatan Neril promuje w Izraelu międzywyznaniowe centrum zajmujące się wyzwaniami środowiskowymi. Dlaczego międzywyznaniowe? W Ziemi Świętej chrześcijanie, żydzi i muzułmanie żyją na tej samej ziemi, oddychają tym samym powietrzem i piją tę samą wodę. "Wyzwania środowiskowe przekraczają granice i przynależność religijną, dlatego też istnieje wspólny przedmiot zainteresowania ludzi różnych narodowości i religii."Dlatego też "wymagają współpracy wszystkich wyznań".

Czy możesz wyjaśnić, czym jest Interfaith Center for Sustainable Development (ICSD), kiedy zostało założone i przez kogo oraz jakie cele realizuje?

-Interfaith Center for Sustainable Development (ICSD) działa na rzecz katalizowania przejścia do zrównoważonego, dostatniego i świadomego duchowo społeczeństwa poprzez przywództwo wspólnot wyznaniowych. ICSD łączy wspólnoty wyznaniowe, nauczycieli i liderów w celu promowania współistnienia, pokoju i zrównoważonego rozwoju poprzez rzecznictwo, edukację i projekty zorientowane na działanie. Organizację założyłem w 2010 roku.

Co skłoniło Cię do założenia Centrum i czy widzisz, że Ziemia stoi przed bezprecedensowymi wyzwaniami, do tego stopnia, że zagraża to jej przetrwaniu?

-To, co mnie zmotywowało do założenia ośrodka, to świadomość, że w Ziemi Świętej chrześcijanie, żydzi i muzułmanie żyją na tej samej ziemi, oddychają tym samym powietrzem i piją tę samą wodę. Wyzwania środowiskowe przekraczają granice i przynależność religijną, dlatego też istnieje wspólny przedmiot zainteresowania ludzi różnych narodowości i religii.

Jest to centrum międzywyznaniowe, czy możesz wyjaśnić, co skłoniło cię do zrobienia tego w taki sposób, nie tylko w kontekście religii żydowskiej?

-Wychodząc z założenia, że zarówno kryzys ekologiczny, jak i duchowy są globalne, sposób ich rozwiązania również musi być globalny. To właśnie tutaj współpraca międzyreligijna jest tak ważna. W lipcu ubiegłego roku uczestniczyłem i przemawiałem na konferencji prasowej w Hiszpanii, gdzie naukowcy i członkowie duchowieństwa połączyli się we wspólnej sprawie na rzecz zrównoważonego rozwoju. Konferencja zakończyła się opracowaniem Deklaracja Torreciudadco było szeroko komentowane w hiszpańskiej prasie.

Niniejsze oświadczenie jest wynikiem Międzynarodowego Seminarium na temat współpracy między nauką a religią w zakresie troski o środowisko naturalne, opartego na encyklice Laudato Si papieża Franciszka. W seminarium wzięli udział naukowcy, teologowie i przywódcy religijni zainteresowani problemami środowiska naturalnego z głównych tradycji duchowych świata. Deklaracja jest otwarta dla tych, którzy uznają znaczenie kwestii środowiskowych i potrzebę promowania większej współpracy między naukami ścisłymi a głównymi tradycjami religijnymi i duchowymi ludzkości, aby przyczynić się do ich rozwiązania.

Pierwsza część Deklaracji mówi: "Zdecydowana większość ludzi na naszej planecie wierzy w znaczenie tradycji duchowych i religijnych w ich codziennym życiu. Tradycje te stanowią ważne źródło inspiracji i podstawę ich wartości moralnych oraz światopoglądu na temat tego, kim jesteśmy w relacji do Boga, do Ziemi i do siebie nawzajem.

Jak wskazano w. Laudato SiPowinno to sprowokować religie do podjęcia dialogu ze sobą, aby dbać o przyrodę, bronić ubogich, budować sieci szacunku i braterstwa" (n. 201).

Jakie kanały działania realizujesz w tych latach, a dokładniej w 2016 roku?

-W tym roku realizujemy pięć kanałów działania. Pierwszym z nich jest Faith and Ecology Project, program promujący edukację chrześcijan, muzułmanów, Żydów w kwestiach wiary i ekologii. Skupiając się na formacji wartości i metodach nauczania dla duchownych i wschodzących liderów wiary, ICSD stara się stworzyć efekt wykładniczy. ICSD organizuje warsztaty dla dyrektorów seminariów, nauczycieli i studentów oraz wydało pierwszy raport na temat kursów wiary i ekologii w Ameryce Północnej.

Drugim jest Women's Interfaith Ecology Project. Skupia ona młode chrześcijanki, muzułmanki i żydówki w Jerozolimie na wspólnych działaniach mających na celu promowanie zrównoważonego rozwoju środowiska, wzmacnianie więzi między wspólnotami i przezwyciężanie konfliktów międzyreligijnych. Poprzez skupienie się w szczególności na kobietach, projekt ten ma na celu podkreślenie roli kobiet w działaniu jako agentów zmian, dostarczając konkretnych narzędzi i wzmacniając ich głosy w edukacji wiary i ruchu ekologicznym. Jednocześnie projekt pozytywnie zachęca do połączenia międzywyznaniowego i podejścia międzykulturowego w celu pracy na rzecz pokojowego pojednania i zajęcia się kwestiami będącymi przedmiotem wspólnego zainteresowania.

Faith and Earth Science Alliance to trzeci projekt, który wykorzystuje wideokonferencje i spotkania na żywo, aby połączyć czołowych przywódców religijnych, duchowych i naukowych na całym świecie i szerzyć wspólne przesłanie w kierunku ochrony środowiska. Materiały wideo z tych spotkań będą rozpowszechniane za pośrednictwem sieci społecznościowych i mediów w celu promowania świadomości publicznej, woli politycznej i działań.

Równocześnie mamy Międzywyznaniowe Konferencje Ekologiczne. Stanowią one forum dla przywódców religijnych i naukowców, na którym można porozmawiać o skrzyżowaniu wiary i kwestii środowiskowych. ICSD zorganizowało, wraz z naszymi partnerami, cztery międzywyznaniowe konferencje ekologiczne. Konferencje były relacjonowane w ponad 60 międzynarodowych mediach. Tworzą one również wspólną płaszczyznę i prowadzą do pozytywnych zmian między muzułmanami, Żydami i chrześcijanami, Palestyńczykami i Izraelczykami.

Na koniec wspominam o Eco Israel Tours, oddziale ICSD, który pracuje z grupami łączącymi ekologię, Izrael i nauki wiary. Wycieczka Yehuda Machane po Jerozolimie jest jednym z dwunastu oferowanych programów. W ciągu ostatnich pięciu i pół roku pracowaliśmy z ponad 3 tysiącami uczestników.

Czy ICSD jest skierowany bardziej konkretnie do duchownych, w tym seminarzystów, czy też do każdej osoby lub instytucji zainteresowanej wiarą i środowiskiem?

-Jeden z naszych projektów jest skierowany specjalnie do seminariów, a pozostałe do innych odbiorców.

Czy czują się wspomagani lub wspierani przez rządy, biznes i społeczeństwo obywatelskie, czy też mają trudności z przedstawieniem swoich pomysłów? Kto najlepiej reaguje na ich projekty i zadania?

-Większość wsparcia filantropijnego dla naszej pracy pochodzi od fundacji i osób prywatnych. Ambasada Niemiec w Tel Awiwie również wspierała nasze działania. Mamy też stowarzyszenia i inne organizacje pozarządowe, mające siedziby w kilku krajach. ICSD posiada unikalny zakres partnerstwa z instytucjami religijnymi w Izraelu, co umożliwi realizację naszych programów środowiskowych w różnych społecznościach.

Czy ICSD ma jakieś nowe projekty, które może przekazać?

-Projekt "zazielenienia" instytucji religijnych w Jerozolimie obejmie trzy instytucje religijne: kościół, meczet i synagogę lub seminarium. Jest to proces "zazieleniania" zarówno budynku i terenu, jak i treści edukacyjnych przekazywanych członkom kongregacji. Zaangażowana będzie co najmniej jedna instytucja muzułmańska, jedna żydowska i jedna chrześcijańska. Projekt stworzy modele ekologicznej transformacji jerozolimskich instytucji religijnych, poprzez zaangażowanie w edukację ich liderów i członków w zakresie działań na rzecz poprawy stanu środowiska.

Więcej