Firmy gościnneAugusto Sarmiento

Rodzina - trwałe dobro i odniesienie

Rodzina odpowiada na najgłębszą prawdę o człowieczeństwie mężczyzny i kobiety, na wewnętrzną konstytucję człowieka jako daru i obrazu Boga. Jakość społeczeństwa jest związana z bytem i istnieniem rodziny, która jest jak miniaturowy kościół.

10 Grudzień 10, 2018 r.-Czas czytania: 3 minuty

 Dokument końcowy Synodu poświęcony młodzieży streszcza w krótkim zdaniu przekonanie, które zawsze było podzielane we wszystkich czasach i miejscach. "Rodzina -czytamy w n. 32: "jest głównym punktem odniesienia dla młodych ludzi". Jest ona dobrem i punktem odniesienia dla wszystkich jako wystarczające świadectwo historii narodów i kultur w różnych czasach i miejscach.

Rodzina i społeczeństwo

Jest to atut i wzorzec, którego nie może zabraknąć w życiu społeczeństwa. To w rodzinie rodzą się i rozwijają same podstawy społeczeństwa. To w rodzinie, na mocy wspólnego i uniwersalnego prawa, osoba ludzka rozpoczyna i kończy swoją integrację ze społeczeństwem. Związek między rodziną a społeczeństwem jest tak ważny, że można stwierdzić, iż jakość społeczeństwa jest związana z bytem i istnieniem rodziny. Społeczeństwo będzie tym, czym jest rodzina.

O tym związku między społeczeństwem a rodziną świadczą wyraźnie takie sformułowania jak: rodzina jest pierwsze społeczeństwo naturalnethe pierwsza i żywotna komórka społeczeństwa itp. Rodzina odpowiada na najgłębszą prawdę o człowieczeństwie mężczyzny i kobiety, na wewnętrzną konstytucję człowieka jako daru i obrazu Boga. Ale spełnia tę funkcję tylko w takim stopniu, w jakim przestrzeń rodzinna staje się doświadczeniem komunii i uczestnictwa, dzięki formacji w prawdziwym znaczeniu rodziny. wolnośćthe sprawiedliwość i miłość.

Rodzina i Kościół

Funkcja "niezastąpiony". rodziny w rozwoju społeczeństwa, jako podstawowej przestrzeni dla osoby ludzkiej, jest również niezbędna dla Kościoła. Do tego stopnia, że, "Wśród wielu dróg, którymi podąża Kościół, aby zbawić ludzkość, "rodzina jest pierwszą i najważniejszą". (Jan Paweł II).

Jednym z kluczy do przenikania relacji rodzina-Kościół jest rozpatrywanie rodziny, jako kościół krajowy. Między Kościołem a rodziną istnieje relacja o takim charakterze, że można powiedzieć, iż rodzina jest jak miniaturowy kościół. A ponieważ opiera się na sakramencie małżeństwa, związek, który rodzi, ma charakter sakramentalny. Porusza się po linii tajemnicy i z konieczności określa udział rodziny chrześcijańskiej w misji Kościoła. To jest "szczególne działanie Kościoła".który należy uznać za własny y oryginał. Nie jest to zlecenie otrzymane od hierarchii Kościoła. Jest to również powód, dla którego rodzina, wypełniając swoją misję, musi zawsze postępować w komunii z Kościołem.

   Co za rodzina. Jesteśmy świadkami zmiany kulturowej, która powoduje konieczność jasnego określenia rzeczywistości, którą chcemy desygnować pojęciami "małżeństwo" y "rodzina". Nierzadko są one używane do wskazywania form współżycia, które są wręcz przeciwstawne.

Konieczne jest zatem określenie sposobu identyfikacji i dostępu do prawdy lub tożsamości rodziny. I to jest nikt inny jak "Znaczenie, jakie małżeństwo i rodzina mają w planie Boga, stwórcy i zbawiciela".  Ponieważ "każda koncepcja lub doktryna, która nie uwzględnia w wystarczającym stopniu tego istotnego związku małżeństwa i rodziny z jego boskim pochodzeniem i przeznaczeniem, które przekracza ludzkie doświadczenie, nie rozumiałaby jego najgłębszej rzeczywistości i nie byłaby w stanie znaleźć dokładnego sposobu rozwiązania jego problemów". (Paweł VI).

Projekt Boga dla rodziny, którego poznanie przekracza światła samego rozumu: "Jest ona zakorzeniona w najgłębszej istocie człowieka i tylko stamtąd może znaleźć swoją odpowiedź". Ale jest też jasne, że człowiek nie jest osamotniony w tym dostępie do prawdy. Ma pomoc Objawienia, dzięki której łatwiej i bezpieczniej dochodzi do prawdy. W tym celu najnowsze Magisterium Kościoła używa takich sformułowań jak np. "nierozerwalne małżeństwo między mężczyzną i kobietą". o "nierozerwalne małżeństwo mężczyzny i kobiety, które jest ponadto źródłem rodziny"..

AutorAugusto Sarmiento

Firmy gościnneMaría Lacalle Noriega

Pomoc młodym ludziom w doświadczeniu prawdziwej miłości

Na Synodzie młodzi ludzie pokazali, że mają ogromną potrzebę, by czuć się kochanym i by naprawdę kochać. Szukają czegoś wielkiego, czegoś pięknego. Po odpowiedzi zwracają się do Kościoła. Nie zawiedźmy ich. I nie bądźmy naiwni, bo oni potrzebują dużo pomocy.

10 Grudzień 10, 2018 r.-Czas czytania: 3 minuty

Synod młodych ludzi po raz kolejny pokazał, że instytucją, którą cenią najbardziej jest rodzina. Może się to wydawać zaskakujące, biorąc pod uwagę kryzys, jaki od dziesięcioleci przeżywa małżeństwo i rodzina. Ale młodzi ludzie wyczuwają - niektórzy z nich nawet jeśli nigdy tego nie doświadczyli - że rodzina jest idealnym miejscem dla pełnego rozwoju osobowego. A w ich sercach jest tęsknota za domem, za pełnym przyjęciem, za bezwarunkową miłością, której można doświadczyć tylko na łonie rodziny.

Od lat sześćdziesiątych XX wieku podważa się podstawowe filary małżeństwa i rodziny, a narzuca styl życia oparty na zaciekłym indywidualizmie, odrzuceniu wszelkich zobowiązań i jakiegokolwiek odniesienia do prawdy oraz koncepcji wolności jako czegoś absolutnego, pozbawionego treści. Jeśli chodzi o seksualność, to została ona oderwana od miłości, zaangażowania i otwartości na życie, stając się zwykłym źródłem przyjemności, czymś prywatnym i czysto subiektywnym, czymś, co należy tylko i wyłącznie do intymności każdej jednostki, pozostawiając podmiotowi nadanie jakiegokolwiek znaczenia jego własnej seksualności i związkom, które może nawiązać.

Ale ten sposób życia nie przyniósł więcej szczęścia ani pełniejszego życia. Przyniosła samotność i wykorzenienie, wiele cierpienia i głębokie rany emocjonalne.

Na Synodzie młodzi ludzie pokazali, że mają ogromną potrzebę, by czuć się kochanym i by naprawdę kochać. Szukają czegoś wielkiego, czegoś pięknego. Zwracają się do Kościoła, aby znaleźć odpowiedzi, na których można budować swoje życie i znaleźć nadzieję. Nie zawiedźmy ich. I nie bądźmy naiwni. Młodzi ludzie, urodzeni w środowisku kulturowym, które opisaliśmy powyżej, a często nie mający doświadczenia prawdziwej miłości, potrzebują wiele pomocy.

Musimy pomóc im potwierdzić ich nadzieję, przezwyciężyć pesymizm antropologiczny, w którym wielu jest pogrążonych z powodu ran afektywnych w ich wnętrzu, sprawiając, że zobaczą, iż prawdziwa miłość jest możliwa. Że nie jest to ideał zarezerwowany dla nielicznych, że jest w zasięgu tych, którzy postawią sobie za cel "chcieć to móc", zwłaszcza jeśli są otwarci na Bożą pomoc.

Musimy pomóc im uciec od kultury praw jednostki, która jest radykalnie sprzeczna z kulturą miłości i odpowiedzialności i która niszczy rodziny.

Musimy pomóc im przezwyciężyć fałszywe przekonanie, że wolność jest autonomiczną i nieuwarunkowaną siłą, bez więzów i zasad. Musimy pomóc im przezwyciężyć absolutyzację uczuć i odkryć na nowo, że wewnętrzna dynamika miłości małżeńskiej obejmuje i potrzebuje rozumu i woli oraz otwiera się na ojcostwo i macierzyństwo, harmonizując ludzką wolność z darem Łaski.

Małżeństwo, nawet jeśli jest związkiem jednego mężczyzny i jednej kobiety, z trudem może być przeżywane w samotności tych dwojga, a tym bardziej w tym naszym społeczeństwie, które tak bardzo skupia się na pragnieniach i prowizorce. Małżonkowie potrzebują towarzystwa, zwłaszcza w pierwszych latach małżeństwa (40 % rozpadów małżeńskich następuje w ciągu pierwszych siedmiu lat). Rodziny mogą i powinny towarzyszyć innym rodzinom, budując autentyczne wspólnoty, które umacniają swoich członków i dają świadectwo prawdziwej miłości pośród świata.

Musimy im pomóc, aby się nie bali, bo Dobry Pasterz jest z nami, tak jak był w Kanie Galilejskiej jako Oblubieniec między małżonkami, którzy oddają się sobie na całe życie. W sercu chrześcijanina nie może być miejsca na apatię, na tchórzostwo, na pesymizm. Bo Chrystus jest obecny. Dlatego św. Jan Paweł II zwrócił się do chrześcijańskich małżonków tymi słowami: "Nie bójcie się ryzyka! Boża siła jest o wiele potężniejsza niż wasze trudności!". (GrS, 18).

AutorMaría Lacalle Noriega

Dyrektor Centrum Studiów nad Rodziną. Uniwersytet Francisco de Vitoria (UFV).

Firmy gościnneFernando Vidal

Młodzi ludzie i pozytywny związek małżeński

Rodzina jest najważniejszym i najgłębszym wymiarem osobowym i społecznym dla młodych ludzi, którzy chcą, aby rodzina i małżeństwo wyrażały się w sposób jak najbardziej przejrzysty, głęboki i autentyczny.

10 Grudzień 10, 2018 r.-Czas czytania: 2 minuty

Nie jest łatwo uzyskać prawdziwy obraz relacji i poglądów, jakie młodzież ma obecnie na temat rodziny. Jest wiele osób, które chcą, aby młodzi ludzie mieli takie czy inne zdanie. Media i reklama komercyjna nieustannie kształtują publiczny wizerunek młodych ludzi i chcą go ukierunkować zgodnie ze swoimi zainteresowaniami.

Istnieje wielki dystans między rodziną opinii - tą, która jest podtrzymywana w przemówieniach, w rozmowach czy w mediach - a rodziną doświadczenia - tą, którą ludzie naprawdę żyją, którą mają w swoich sercach i tęsknotach. Jest to coś, co badaliśmy obszernie w raporcie rodzinnym (www.informefamilia.org).

Główna nuta charakteryzująca relacje młodych ludzi z rodziną jest bardzo pozytywna. Rodzina jest najważniejszym i najgłębszym wymiarem osobowym i społecznym młodych ludzi. Wszystkie ankiety i badania pokazują, że jest on głównym źródłem zaufania i stanowi nieodzowny aspekt ich życia.

Młodzi ludzie wyrażają niezmierną wdzięczność wobec swoich rodzin i chcą w przyszłości zbudować własną rodzinę.

Rodzina jest najbardziej pierwotnym, uniwersalnym i głębokim składnikiem ludzkiej kondycji, nie powinno więc dziwić, że młodzi ludzie wyrażają tak silne uznanie.

A jednak jest to zaskakujące, bo rodzina jest wspólnotą kontrkulturową w dzisiejszym społeczeństwie. O ile w kulturę dominującą wdziera się indywidualizm i utylitaryzm, o tyle rodzinna logika solidarności i dawania stanowi jej najsilniejszy opór.

Więzi rodzinne są najtrwalsze i niektóre z nich pozostają nieodwracalnie na zawsze. Jest to również sprzeczne z tym, co papież Franciszek nazywa "więzią rodzinną". kultura wyrzucania pieniędzyAdhortacja apostolska Amoris Laetitia.

Jednak młodzi ludzie tęsknią nie za małym kawałkiem życia, ale za całym życiem. Młodzi ludzie nie chcą odrobiny życia, ale całego życia. Ich serce bije z tęsknoty za całością i wielkością, gotowe dać wszystko, a nawet więcej. Dlatego niechętnie obywają się bez źródła najgłębszych przeżyć i więzi, jakim jest rodzina.

Również dlatego chcą, aby życie rodzinne i małżeńskie wyrażało się w sposób jak najbardziej przejrzysty, głęboki i autentyczny. Wyrazem tych poszukiwań jest kryzys konwencjonalnej instytucjonalizacji małżeństwa na rzecz nowych formuł - takich jak związki partnerskie bez ślubu.

W grę wchodzą także inne interesy, np. osłabiające więzi wspólnotowe - nasze społeczeństwo cierpi z powodu tego, co Bauman nazwał "Wielkie Odczepienie i samych wymiarów prawa i instytucjonalności. Być może nadmiernie utożsamiane z władzą państwową i wielkimi potentatami kapitału, kultury i religii, są postrzegane jako wymiary przymusowe i niewystarczająco autentyczne.

Jednak młodzi ludzie nadal stawiają miłość małżeńską - partnera życiowego - jako najwyższą aspirację, jaką mogą odczuwać. Nieustannie o tym śpiewają, piszą, pokazują w każdy możliwy sposób. W każdym razie małżeństwo zawsze znajduje sposób na instytucjonalizację, nawet jeśli w sposób nieformalny.

Największym zagrożeniem dla rodziny jest osłabienie więzi, nawet tych najbardziej kluczowych, jak więzi rodzic-dziecko czy więzi małżeńskie. Aby przeciwstawić się fali odłączenia, młodzi będą potrzebowali nie tylko swoich pragnień, ale odbudowy instytucji - które nie są przede wszystkim fenomenem władzy, ale fenomenem powszechności i komunikacji międzypokoleniowej - w tym wspólnoty małżeńskiej, która jest największą możliwą przyjaźnią między ludźmi. Czas odbudować pozytywną koniunkcję.

AutorFernando Vidal

Dyrektor Uniwersyteckiego Instytutu Rodziny, Papieski Uniwersytet Comillas

Firmy gościnnePablo Velasco Quintana

Logika zawodowa w rodzinie

W artykule 72 dokumentu końcowego Synodu znajduje się paragraf przypominający o logice powołaniowej rodziny. Jest to trudne, bo konfrontuje nas z naszą słabością, ale jest to istotne wyzwanie.

10 Grudzień 10, 2018 r.-Czas czytania: 3 minuty

Wcale się nie dziwię, że najczęściej głosowanym artykułem w dokumencie końcowym synodu o młodzieży był ten dotyczący rodziny, który "ma za zadanie żyć radością Ewangelii w życiu codziennym i dzielić się swoimi członkami według ich stanu".

Jakże wyzwalające jest myślenie o miejscu, w którym jesteśmy chciani dla siebie, jako tacy. Gdzie nie musimy przynosić programu nauczania i gdzie nie musimy wywalczyć sobie miejsca w konkursie. To jest wspaniałe, bo wtedy możemy potwierdzić, że rodzina jest rzeczywiście fundamentem miłości, wychowania i wolności.

Pięknie wyjaśnia to francuski filozof Fabrice Hadjajd, gdy przestrzega przed traktowaniem rodziny jako rzeczywistości drugorzędnej, o "oprzeć rodzinę na miłości, wychowaniu i wolności, gdyż nie są to czynniki wyróżniające ją spośród innych form społeczności".Bo wspólnota może być miejscem miłości, albo szkoła jest również, i to znacznie bardziej profesjonalnie, miejscem edukacji; albo firma może być, nawet przy wsparciu prawnym, miejscem, gdzie szanuje się wolności. "W konsekwencji rozpatrywanie rodziny tylko na podstawie miłości, wychowania i wolności, oparcie jej na dobru dziecka jako jednostki, jednego jako dziecka, oraz na obowiązkach rodziców jako wychowawców, a nie jako rodziców, jest proponowaniem rodziny już zdefamiliaryzowanej"..

Do tej definicji musimy dodać dwa doświadczenia rodzicielskie, kiedy nasze dzieci się rodzą lub kiedy je przyjmujemy. 

Pierwszym jest radość w obliczu tego niezasłużonego daru, który przekracza nasze oczekiwania.

Drugi - nowe wyzwania, do których jesteśmy źle przygotowani, ogromne niedostosowanie, niemożność sprostania zadaniu, co z czasem podkreśla nasza niezdarność i nasze złe samopoczucie. Chesterton pięknie wyjaśnił to na przykładzie matki, która wita swojego syna w domu po dobrej sesji zabawy na zewnątrz w deszczowy dzień. Syn jest po szyję w błocie, a matka go myje, bo wie, że ma przed sobą nie tylko błoto, ale że pod tym brudem jest jej syn. Bo wychowanie ma więcej wspólnego z ontologią niż z etyką, z naturą relacji synowskiej.

Ale ten artykuł 72 Synodu ma drugi paragraf, który przypomina o logice powołaniowej w rodzinie. To trudny ustęp, bo konfrontuje nas z naszą słabością i pokusami. "określenie wyborów dokonywanych przez dzieci". wdzierając się w przestrzeń rozeznania. Życie w świętości to osobista historia z Bogiem, osobista i niezbywalna.

Nie chodzi o naśladowanie świętych co do litery, bo to będzie niemożliwe. Dokładne okoliczności nie są podane, a poza tym Pan może liczyć tylko do jednego. Jest to uznanie, że nasze nawrócenie musi być nieustannie zdobywane poprzez oddanie się na łaskę naszego unikalnego ludzkiego doświadczenia.

Co więcej, ta ścieżka jest wszechogarniająca, nie będzie miała zastosowania tylko w niektórych wodoszczelnych przedziałach naszego życia, jest też uniwersalna, bo dotyczy każdego człowieka. Mojego sąsiada nie obchodzi moje życie w świętości.

W tym przypomina mi się weneckie wyrażenie, które wyjaśnił kiedyś w artykule pisarz Claudio Magris: "far casetta"powiedział, "Mam rodzinę" Która reprezentuje tę fałszywą małą rodzinną harmonię opartą na odrzucaniu innych: "I wtedy rodzina może naprawdę stać się teatrem świata i ludzkiego wszechświata: kiedy bawiąc się z naszymi braćmi i siostrami i kochając ich, robimy pierwszy i podstawowy krok w kierunku większego braterstwa, którego bez rodziny nie nauczylibyśmy się tak żywo odczuwać".

Tym samym odczytanie wspomnianego art. 72, "Ewangeliczna opowieść o dorastającym Jezusie (zob. Łk 2, 41-52), podległym rodzicom, ale zdolnym do oddzielenia się od nich, by troszczyć się o sprawy Ojca".Rodzina jest istotnym wyzwaniem i nawet jeśli dostaniemy grudy w gardle, zrozumiemy, że rodzina trzyma się za ręce przez dżunglę świata, że nadal wspiera nasze dzieci nawet wtedy, gdy już fizycznie nie trzymają się nas.

AutorPablo Velasco Quintana

Wydawca CEU Ediciones. CEU Uniwersytet San Pablo

Firmy gościnneM. Pilar Lacorte Tierz

Wspieranie młodych rodzin w szkole

Pomimo oczywistych oznak kryzysu rodziny w naszym społeczeństwie, istnieje wiele rodzin, które z wielkodusznością, radością i wiarą odpowiadają na swoje powołanie, nawet w obliczu przeszkód, niezrozumienia i cierpienia. Młode rodziny potrzebują towarzyszenia.

10 Grudzień 10, 2018 r.-Czas czytania: 4 minuty

Młodzi ludzie nadal cenią i postrzegają rodzinę jako wspólnotę odniesienia, o czym mówi art. 32 Dokumentu Końcowego Synodu Biskupów o młodzieży, wierze i rozeznawaniu powołania. Ponadto dwa z jednogłośnie zatwierdzonych artykułów (nn. 72 i 95) odnoszą się do potrzeby rodziny i towarzyszenia jako kluczowych elementów nowej ewangelizacji.

Nie ma wątpliwości, że pierwsze towarzyszenie, jakie otrzymuje człowiek, ma miejsce w jego własnej rodzinie. Relacje rodzinne to nie tylko "funkcjonalny". Osobiste relacje, które są wplecione w codzienne życie, z życiem dzielonym w rodzinach, są relacjami tożsamości. I właśnie ta wspólna codzienność jest środkiem, dzięki któremu my, istoty ludzkie, wzrastamy w naszym osobowym dynamizmie i uczymy się najbardziej osobistej zdolności, uczymy się kochać. Z pewnością różne kryzysy w rodzinach mogą utrudniać relacjom rodzinnym rozwinięcie ich wychowawczej mocy. Wielu młodych ludzi, którzy wyrośli już w rodzinie i w społeczeństwie, które nie było w stanie towarzyszyć im w tym naturalnym uczeniu się bezwarunkowości miłości rodzinnej, może mieć braki, które zwiększają normalne trudności w życiu rodzinnym, gdy ci młodzi ludzie tworzą własną rodzinę. W ten sposób moglibyśmy wejść w sytuację "looping", Można by sądzić, że nieuchronnie będą oni powielać we własnych rodzinach rozterki sercowe, jakich doświadczyli w swoich rodzinach pochodzenia. Tak jednak nie jest. Właśnie to doświadczenie braku miłości prowadzi ich do tęsknoty za czymś innym dla siebie i swoich dzieci. Muszą jednak wiedzieć, jak to zrobić, bo brakuje im doświadczenia.

Na stronie Amoris Letitia wskazuje na potrzebę towarzyszenia nowym rodzinom, zwłaszcza w pierwszych latach życia rodzinnego (n. 211). Jak stwierdza Juan José Pérez Soba, "nie jest dobrze, aby rodzina była sama".. Dlatego musimy kreatywnie szukać nowych sposobów na "przestrzenie dla akompaniamentu". gdzie młode rodziny mogą otrzymać szkolenie, wsparcie i wspólne doświadczenie. Pierwsze lata istnienia rodziny to czas wielkiego wysiłku związanego z adaptacją i pogodzeniem wielu obszarów w nowej, nieznanej jeszcze rzeczywistości: pracy, przyjaciół, rodziny pochodzenia, rodzicielstwa itp. Nowi małżonkowie i rodzice często przeżywają ten pierwszy etap wspólnego życia z poczuciem izolacji i przytłoczenia w obliczu licznych trudności i wyzwań, których nie byli w stanie sobie wyobrazić. Coraz częściej tym młodym małżeństwom brakuje wsparcia ze strony środowiska rodzinnego, czy formacji płynącej z doświadczenia rodzin pochodzenia.

Jest to również czas, w którym mężowie i żony mają zazwyczaj mało czasu i środków do dyspozycji, dlatego należy szukać sposobów, w jaki można im towarzyszyć w ich zadaniu jako rodziców i małżonków w codziennym życiu. Jednym z miejsc, gdzie młodzi rodzice w naturalny sposób szukają takiego wsparcia jest szkoła. Właśnie w pierwszych latach życia szkolnego - które pokrywają się z pierwszymi latami życia rodzin - rodzice najczęściej zwracają się do szkoły po pomoc, także w zakresie życia rodzinnego. Zaproponowanie towarzyszenia ze strony szkoły chrześcijańskiej jest wezwaniem do spojrzenia na rzeczywistość rodzin z innej perspektywy.

Choć może się wydawać, że jest to coś, co nie odpowiada, albo że dodatkowo skomplikuje specyficzną funkcję dydaktyczną ośrodków wychowawczych, szkoły mogą i powinny wspierać rodziny. Zaufanie, którego wymaga wszelkie towarzyszenie, przychodzi w sposób naturalny w relacji rodzina - szkoła. Ponadto szkoła inspirowana chrześcijaństwem posiada dodatkowy czynnik, który wydaje mi się ważny: może być naturalnym środowiskiem współżycia, w którym rodziny towarzyszą innym rodzinom, sprzyjając w ten sposób klimatowi, w którym życie rodzinne jest cenione jako ubogacenie osobiste, a trudności nie są rozumiane jako porażka, ale jako coś naturalnego dla każdej relacji międzyludzkiej, co można przezwyciężyć i co jest drogą do miłości.

Urzeczywistnienie tej propozycji towarzyszenia jest wymogiem, który wzywa do traktowania rodzin takimi, jakimi są, czyli jako rodziny. Nie chodzi o to, by zająć miejsce rodziców lub "skieruj je". od szkoły w jej zadaniach wychowawczych. Jest to raczej kwestia "upełnomocnienie ich i przywrócić im wiodącą rolę w realizacji zadań edukacyjnych w kontekście rodzinnym. Towarzyszenie od szkoły oznacza pomoc każdej rodzinie w odkrywaniu jej specyfiki, oryginalności. Nie chodzi o dawanie recept, rad czy rozwiązań. Chodzi raczej o wzmocnienie ich roli i pomoc w odkryciu naturalnych narzędzi edukacji w kontekście rodzinnym. Jest to zadanie, które należy oprzeć na doświadczeniu, postrzegać konflikty jako coś naturalnego i pomagać w rozwijaniu umiejętności pokonywania kryzysów.

Proponowane towarzyszenie nie jest techniką, nie wymaga dodatkowego miejsca ani czasu; jest postawą, nawykiem, sposobem rozumienia nauczania i roli szkoły, w służbie rodzin. Przede wszystkim wymaga szkoleń i zaangażowania, aby rodziny, które często przeżywają swoje kryzysy samotnie, w atmosferze powierzchowności, bez nikogo, kto by się nimi opiekował, nie zostały porzucone. Papież Franciszek wielokrotnie przypominał o przepaści, jaka otwiera się między rodziną a szkołą, i o potrzebie, by obie te sfery szły ze sobą w parze. Szkoła może być dobrym punktem oparcia, "kątem odprężenia", który pomaga każdej rodzinie być tym, czym może być.

AutorM. Pilar Lacorte Tierz

Instytut Wyższych Studiów nad Rodziną, Międzynarodowy Uniwersytet Katalonii (UIC)

Argumenty

Synody w życiu Kościoła

Odbywające się w tym roku w dniach 3-28 października w Watykanie w Rzymie XV Zgromadzenie Zwyczajne Synodu Biskupów skłania do krótkiej refleksji na temat Synodu Biskupów w Kościele katolickim.

Geraldo Luiz Borges Hackman-19 lipca 2018 r.-Czas czytania: 9 minuty

Sugestia ewentualnej instytucji synodów została przedstawiona papieżowi Pawłowi VI podczas II Watykańskiej Rady Ekumenicznej. U źródeł tej propozycji leży doświadczenie starożytnego Kościoła, który spotykał się, by rozwiązywać kwestie istotne dla jego życia eklezjalnego, oraz pragnienie ściślejszej współpracy z następcą Piotra w duszpasterstwie Kościoła powszechnego. Etymologicznie słowo synod pochodzi od dwóch greckich słów syn (razem) i hodos (drogi), oznaczających "chodzić razem", co ma wskazywać, że biskupi "chodzili razem", między sobą i w komunii z papieżem, w sprawach istotnych dla ich Kościołów partykularnych. Sugestia biskupów wzywała więc do powrotu do tej tradycyjnej praktyki Kościoła.

Krótka historia synodów po Vaticanum II

Przyjmując tę prośbę, papież Paweł VI 14 września 1965 r. ogłosił ojcom soborowym, zgromadzonym na sesji otwierającej czwarty okres soboru, decyzję o ustanowieniu z własnej inicjatywy i swoim autorytetem organu zwanego Synodem Biskupów, która składałaby się z biskupów mianowanych w większości przez Konferencje Episkopatów i zatwierdzonych przez Papieża, a zwoływanych, w zależności od potrzeb Kościoła, przez Papieża Rzymskiego w celu konsultacji i współpracy z posługą Piotrową, gdy dla ogólnego dobra Kościoła wyda mu się to stosowne. Następnego dnia papież Paweł VI, za pomocą Motu Proprio Apostolica sollicitudo (por. AAS 57 [1965], s.775-780), ustanowił w Kościele katolickim Synod Biskupów jako stałą instytucję, za pomocą której biskupi, wybierani z różnych części świata, mieliby skuteczniej pomagać najwyższemu Pasterzowi Kościoła, ustalając jego konstytucję: 1) jest centralną instytucją eklezjalną; 2) musi reprezentować cały episkopat katolicki; 3) ze swej natury musi być wieczysty; 4) jeśli chodzi o jego strukturę, będzie pełnił swoje funkcje jednocześnie czasowo i okazjonalnie.
W tym samym roku soborowy dekret Christus Dominus, w numerze 5, ponownie podkreśla znaczenie, jakie nowa instytucja będzie miała w życiu Kościoła dzięki współpracy katolickiego episkopatu, tak aby mogła reprezentować i skuteczniej ukazywać troskę o Kościół powszechny, będącą częścią powołania każdego biskupa. Pierwszy regulamin funkcjonowania Synodu został opublikowany 8 listopada 1966 r., a zmieniony i rozszerzony dekretem z 24 listopada 1969 r., a następnie kolejnymi normami. W dniu 29 września 2006 r. z. Ordo synodi episcoporum, opublikowano nowe normy regulujące organizację i funkcjonowanie Synodu Rzymskiego. Ogólne ramy legislacyjne Synodu znajdują się jednak w kanonach 342-348 Kodeks Prawa Kanonicznego łaciny, jak również w kanonie 46. Kodeks Kanonów Kościołów Wschodnich.

Ostatnio, 15 września 2018 r., papież Franciszek Konstytucją Apostolską Episcopalis communio, wyznaczył pewne zmiany w funkcjonowaniu Synodu. Przede wszystkim papież Franciszek uznaje korzyści, jakie wniósł w życie Kościoła od momentu jego ustanowienia, w tych pięćdziesięciu latach jego realizacji, ważny instrument Synodu Rzymskiego. "Zgromadzenia były nie tylko uprzywilejowanym miejscem wzajemnego poznania się biskupów, wspólnej modlitwy, lojalnej konfrontacji, pogłębienia doktryny chrześcijańskiej, reformy struktur kościelnych i promocji działalności duszpasterskiej na całym świecie. W ten sposób takie Zgromadzenia stały się nie tylko uprzywilejowanym miejscem interpretacji i recepcji bogatego magisterium soborowego, ale także dały znaczący impuls późniejszemu magisterium pontyfikalnemu". (n. 1). Następnie poszerza udział w Synodzie, oprócz ekspertów i audytorów, o "delegatów braterskich", którymi są osoby zaproszone z Kościołów i wspólnot kościelnych nie będących jeszcze w pełnej komunii z Kościołem katolickim, a także niektórzy goście specjalni, powoływani na mocy uznanego autorytetu.

Charakter, właściwości i rodzaje synodów biskupich

Synod Biskupów jest instytucją Kościoła powszechnego, zwoływaną przy określonych okazjach, która jest wyrazem kolegialnej współpracy biskupów z papieżem i biskupów między sobą, aby mogli oni zastanowić się nad pewnymi zagadnieniami dotyczącymi Kościoła w całym świecie lub w określonym kraju czy kontynencie. W ten sposób wyraża się Vaticanum II: "Biskupi wybrani z różnych regionów świata, w formie i układzie, które Papież Rzymski ustanowił lub może ustanowić w przyszłości, udzielają Najwyższemu Pasterzowi Kościoła bardziej skutecznej pomocy przez ukonstytuowanie się rady zwanej synodem biskupim, która, ponieważ działa w imieniu całego episkopatu katolickiego, jednocześnie manifestuje, że wszyscy biskupi w hierarchicznej komunii są uczestnikami troski całego Kościoła" (Christus Dominus, n. 5).

Podstawowe cechy Synodu są czterorakie: powszechność, kolegialność biskupia, różnorodne formy jego zwoływania oraz działalność konsultacyjna. W inicjatywie papieża Pawła VI dotyczącej ustanowienia synodów, zgodnie z życzeniem i sugestią biskupów podczas prac Ekumenicznego Soboru Watykańskiego II, widać intencję, aby nowa instytucja wyrażała kolegialność biskupią, czyli przyczyniała się do współpracy wszystkich biskupów całego świata z powszechnym zadaniem pasterskim Kościoła wykonywanym przez papieża, pasterza powszechnego, dzielącego z nim pasterską troskę o cały Kościół. Kolegialność episkopatu była jednym z ważnych tematów podjętych ponownie przez ostatni Sobór (por. Lumen Gentium, 22, Christus Dominus, 4), przezwyciężając rozumienie biskupów jako jedynie przedstawicieli papieża w ich Kościołach partykularnych lub w rywalizacji z nim, i potwierdzając hierarchiczną komunię całego kolegium biskupiego - biskupów całego świata - z pasterską troską papieża o cały Kościół (por. Wcześniejsza nota wyjaśniająca, ust. 1 i 2). Kolegialność episkopatu łączy się z powszechnością, o czym świadczy fakt, że synod jest instytucją zarówno Kościoła łacińskiego, jak i katolickich Kościołów wschodnich. Ta nuta uniwersalności jest szczególnie widoczna na zgromadzeniach ogólnych Synodu, gdzie w jego składzie i funkcjonowaniu reprezentowany jest cały świat katolicki.

Zgodnie z ostatnią konstytucją apostolską papieża Franciszka mogą być trzy rodzaje synodów: zwyczajny, który zajmuje się sprawami dotyczącymi dobra Kościoła powszechnego; nadzwyczajny, jeśli sprawy, które mają być rozpatrywane, a dotyczą dobra Kościoła powszechnego, wymagają pilnego rozpatrzenia; oraz specjalny, gdy mają być rozpatrywane sprawy dotyczące przede wszystkim jednego lub kilku określonych obszarów geograficznych (zob. art. 1, § 2, 1, 2 i 3). W § 3 dodaje: "Jeśli uzna to za stosowne, zwłaszcza ze względów natury ekumenicznej, Papież Rzymski może zwołać zgromadzenie synodalne według innych procedur przez niego ustanowionych". Papież jest przewodniczącym Synodu, a Synod bezpośrednio mu podlega (por. art. 1, § 1). Zachowuje się charakter konsultacyjny Synodu, ale może on stać się deliberatywny, jeśli tak postanowi Papież, zgodnie z art. 18, ust. 2. Fazy Synodu są następujące: faza przygotowawcza, faza celebracji zgromadzenia biskupów i faza realizacji postanowień Synodu.

Dotychczasowe uroczystości synodalne

Do tej pory odbyło się piętnaście zgromadzeń zwyczajnych Synodów Rzymskich, z których czternaście opublikowało już dokumenty. Poniżej podano daty, poruszany temat oraz dokument końcowy każdego zgromadzenia synodalnego:

- 1. od 29-IX do 29-X-1967 r. Przedmiot: Zasady, których należy przestrzegać podczas przeglądu CIC; niebezpieczne poglądy i ateizm; odnowa seminarium; małżeństwa mieszane i reforma liturgiczna. Dokument końcowy: Principia quae.

- 2. od 30-IX do 6-XI-1971. Temat: Kapłaństwo służebne i sprawiedliwość w świecie. Dwa dokumenty końcowe: Ultimis temporibus (kapłaństwo służebne) i Wygodny ex universe (sprawiedliwość).

- 3. od 27-IX do 26-XI-1974 r. Temat: Ewangelizacja we współczesnym świecie. Dokument końcowy: Evangelii nuntiandi (18 GRUDNIA 1975 R.).

- 4a: od 30-IX do 29-X-1977 r. Temat: Katecheza w naszych czasach. Dokument końcowy: Catechesi tradendae (16-X-1979).

- 5: 26-IX do 25-X-1980 r. Temat: Misja rodziny chrześcijańskiej w dzisiejszym świecie. Dokument końcowy: Familiaris consortio (22 LISTOPADA 1981 R.).

- 6a: 29-IX do 29-X-1983 r. Temat: Pokuta i pojednanie w misji Kościoła. Dokument końcowy: Reconciliatio et paenitentia (2-XII-1984).

- 7. od 1-X do 30-X-1987 r. Temat: Powołanie i misja świeckich w Kościele i w świecie dwadzieścia lat po obchodach Soboru Watykańskiego II. Dokument końcowy: Christifideles laici (30-XII-1988).

- 8. od 30-IX do 28-X-1990 r. Temat: Formacja kapłanów w obecnych warunkach. Dokument końcowy: Pastores dabo vobis (25-III-1992).

- 9a: od 2-X do 29-10-1994 r. Temat: Życie konsekrowane i jego misja w Kościele i w świecie. Dokument końcowy: Vita consecrata (25-III-1996).

- 10. od 30-IX do 27-X-2001 r. Temat: Biskup: sługa Ewangelii Jezusa Chrystusa nadzieją świata. Dokument końcowy: Pasterze gregis (16- X-2003).

- 11a: od 2-X do 23-X-2005 r. Temat: Eucharystia: źródło i szczyt życia i misji Kościoła. Dokument końcowy: Sacramentum caritatis (22-II-2007).

- 12a: od 5-X do 26-X-2008 r. Temat: Słowo Boże w życiu i misji Kościoła. Dokument końcowy: Verbum Domini (30-IX-2010).

- 13. W okresie od 7-X do 28-X-2012 r. Temat: Nowa ewangelizacja dla przekazu wiary chrześcijańskiej. Dokument końcowy: Evangelium Gaudium (24-XI- 2013).

- 14a: od 4-X do 25-X-2015 r. Temat: Powołanie i misja rodziny w Kościele i w świecie współczesnym. Dokument końcowy: Amoris laetitia (19- III-2016).

- 15a: od 3-X do 28-X-2018 r. Temat: Młodzi ludzie, wiara i rozeznanie powołania.

Odbyły się trzy nadzwyczajne zgromadzenia:
- 1. od 11-X do 28-X-1969 r. Temat: Współpraca między Stolicą Apostolską a Konferencjami Episkopatów. Dokument końcowy: Prima di concludere.

- 2. od 25-XI do 8-XII-1985 r. Temat: 20. rocznica konkluzji Soboru Watykańskiego II. Dokument końcowy: Ecclesia sub Verbo Dei mysteria Christi celebrans pro salute mundi.

- 3a: 5-X do 19-X-2014: Wyzwania duszpasterskie rodziny w kontekście ewangelizacji. Nie było dokumentu końcowego.

Papież Jan Paweł II zwołał kilka Specjalnych Zgromadzeń Synodu, w szczególnym celu. Są one następujące:

- 1. od 14 do 31 stycznia 1980 r. Synod specjalny dla Holandii. Temat: Sytuacja pasterska w Holandii. Dokument: Reconnaissants envers Dieu (31-I-1980).

- 2. od 28-XI do 14-XII-1991 r. Pierwsze Specjalne Zgromadzenie dla Europy. Temat: Jesteśmy świadkami Chrystusa, który nas wyzwolił. Dokument: Tertio millennio iam (13 GRUDNIA 1991 R.).

- 3. od 10-IV do 8-V-1994 r. Pierwsze Specjalne Zgromadzenie dla Afryki. Temat: Kościół w Afryce i jego misja ewangelizacyjna na rok 2000: "Będziecie moimi świadkami" (Dz 1,8). Dokument: Eklezja w Afryce (14 WRZEŚNIA 1995 R.).

- 4a: od 26-XI do 14-XII-1995 r. Specjalne Zgromadzenie dla Libanu. Temat: Chrystus jest naszą nadzieją: odnowieni Jego duchem, w solidarności jesteśmy świadkami Jego miłości. Dokument: Nowa nadzieja dla Libanu (10-V-1997).

- 5. od 12-XI do 11-XII-1997 r. Zgromadzenie Specjalne dla Ameryki. Temat: Spotkanie z żywym Jezusem Chrystusem przyczyną nawrócenia, komunii i solidarności w Ameryce. Dokument: Ecclesia in America (22-I-1999).

- 6. od 19-IV do 14-V-1998 r. Specjalne Zgromadzenie dla Azji. Temat: Jezus Chrystus Zbawiciel oraz Jego misja miłości i służby w Azji: "Przyszedłem, aby miały życie i miały je w obfitości" (J 10,10). Dokument: Ecclesia in Asia (6 LISTOPADA 1999 R.).

- VII: od 22-XI do 12-XII-1998 r. Specjalne Zgromadzenie dla Oceanii. Temat: Jezus Chrystus i ludy Oceanii: iść Jego drogą, głosić Jego prawdę i żyć Jego życiem. Dokument: Eklezja w Oceanii (22 LISTOPADA 2001 R.).

- 8: 1-10 do 23 października 1999 r. Drugie Zgromadzenie Specjalne dla Europy. Temat: Jezus Chrystus żyjący w swoim Kościele źródłem nadziei dla Europy. Dokument: Ecclesia in Europa (28-VI-2003).

- 9a: od 4-X do 25-X-2009 r. Drugie Zgromadzenie Specjalne dla Afryki. Temat: Kościół w Afryce w służbie pojednania, sprawiedliwości i pokoju. Dokument: Africae Munus (9-XI-2011).

- 10. od 10-X do 24-X-2010 r. Zgromadzenie Specjalne dla Bliskiego Wschodu. Temat: Kościół katolicki na Bliskim Wschodzie: komunia i świadectwo. "Mnóstwo tych, którzy uwierzyli, było jednego serca i jednej duszy" (Dz 4,32). Dokument: Eklezja na Bliskim Wschodzie (14-IX-2012).

Wkład synodów w Kościół

Synody Biskupów wniosły skuteczny wkład w odnowę eklezjalną i ugruntowały się jako skuteczna recepcja posoborowej eklezjologii, zwłaszcza jako środek ścisłej współpracy z posługą Piotrową, odzwierciedlając w ten sposób naturę pasterskiego urzędu biskupów i komunii hierarchicznej, gdyż synody te, o ile reprezentują episkopat katolicki, przyczyniają się do udziału wszystkich biskupów w komunii hierarchicznej w trosce o Kościół powszechny (por. Christus Dominus, 5). W ten sposób doprowadzają do powstania kolegialności episkopatu - czułości kolegialnej - potwierdzonej przez Vaticanum II jako jedna z jego podstawowych cech. Dlatego papież Franciszek stwierdza: "Opatrznościowo instytucja Synodu Biskupów miała miejsce w kontekście ostatniego zgromadzenia ekumenicznego. W rzeczywistości Sobór Watykański II, "idąc śladami Soboru Watykańskiego I" i w bruździe autentycznej tradycji eklezjalnej, pogłębił doktrynę o porządku biskupim, koncentrując się w szczególny sposób na jego sakramentalnym i kolegialnym charakterze. Stało się więc ostatecznie jasne, że każdy biskup posiada jednocześnie i nierozdzielnie odpowiedzialność za Kościół partykularny powierzony jego pasterskiej pieczy oraz troskę o Kościół powszechny" (Konstytucja apostolska o święceniach biskupów Kongregacji Nauki Wiary Episkopatu Katolickiego). Episcopalis communio, 2).

Tematy poruszane dotychczas na zwyczajnych Zgromadzeniach Ogólnych, a także na Zgromadzeniach Nadzwyczajnych i Specjalnych, przedstawiały w każdym wieku potrzeby duszpasterskie, a tym samym sprzyjały wzrostowi życia Kościoła, wskazując kierunek, w którym Kościół powinien kroczyć wraz ze swoimi członkami.

w celu realizacji swojej misji ewangelizacyjnej (por. Evangelii Nuntiandi, 14), a także określenie wytycznych dla działań duszpasterskich w tych różnych regionach.

Debaty podczas synodów stanowią aktualne informacje dla papieża i, być może, sugestie dotyczące sprawowania urzędu Piotrowego, stanowiąc uprzywilejowany moment dla rządu Kościoła w komunii. Praxis adhortacji posynodalnych ukazuje wyzwania stawiane Kościołowi oraz współrzędne, po których Kościół musi kroczyć, aby osiągnąć bardziej skuteczną ewangelizację, zdolną do dotarcia do ludzi, których Ewangelia Jezusa Chrystusa ma wzywać do nawrócenia.

W ten sposób intencja papieża Pawła VI przy ustanawianiu synodów osiąga swój cel. Dla wiernych katolików stosowne jest teraz dziękowanie Bogu za owoce przyniesione przez synody i modlitwa, aby nadal były one cennymi momentami dla życia Kościoła Jezusa Chrystusa.

AutorGeraldo Luiz Borges Hackman

Wydział Teologiczny Papieskiego Uniwersytetu Katolickiego Rio Grande do Soul (PUCRS), Brazylia ([email protected])

Więcej
Aktualności

ForoPalabra: Czym jest umieranie z godnością? Perspektywy eutanazji i opieki paliatywnej

ForoPalabra organizuje kolokwium "Czym jest umieranie z godnością? Perspektywy eutanazji i opieki paliatywnej", z wystąpieniem dr Rafaela Moty, lekarza i przewodniczącego Hiszpańskiego Towarzystwa Opieki Paliatywnej, oraz bpa Pabla Requeny, delegata Stolicy Apostolskiej przy Światowym Stowarzyszeniu Medycznym i członka Papieskiej Akademii Życia, a także profesora bioetyki na Papieskim Uniwersytecie Świętego Krzyża (Rzym).

Omnes-19 lipca 2018 r.-Czas czytania: < 1 minuta

ForoPalabra organizuje kolokwium "Czym jest umieranie z godnością? Perspektywy eutanazji i opieki paliatywnej", z wystąpieniem dr Rafaela Moty, lekarza i przewodniczącego Hiszpańskiego Towarzystwa Opieki Paliatywnej, oraz bpa Pabla Requeny, delegata Stolicy Apostolskiej przy Światowym Stowarzyszeniu Medycznym i członka Papieskiej Akademii Życia, a także profesora bioetyki na Papieskim Uniwersytecie Świętego Krzyża (Rzym).

Kolokwium odbędzie się 13 grudnia 2018 roku, o godzinie 19.30, w audytorium Banco Sabadell, calle Serrano 71, 28006 Madrid.

Jak powszechnie wiadomo, w różnych krajach toczy się debata, w tym inicjatywy parlamentarne, na temat możliwości zalegalizowania powodowania śmierci osób cierpiących w wyniku choroby. Wzrosła wrażliwość na sytuacje, które powodują ból, a eutanazja jest przedstawiana jako współczujące rozwiązanie.

Wielu lekarzy i innych pracowników służby zdrowia podkreśla jednak, że to ból i cierpienie należy likwidować, poprzez tzw. opiekę paliatywną, a nie życie tych ludzi, którzy przy odpowiedniej opiece będą mogli swobodniej podejmować decyzje.

Te i inne pytania dotyczące towarzyszenia w krytycznych momentach życia będą przedmiotem kolokwium organizowanego przez ForumSłowo 13 grudnia.

Ze względów bezpieczeństwa i pojemności, prosimy o potwierdzenie obecności na adres: [email protected]. Prosimy również napisać do nas na ten adres, jeśli chcielibyście, aby ktoś inny wziął udział w spotkaniu.

Więcej
Teologia XX wieku

Święty Jan Paweł II, teolog

Pontyfikat tak długi i tak intensywny jak pontyfikat Jana Pawła II (1978-2005) odcisnął ogromne piętno na wszystkich aspektach życia Kościoła, a także na teologii. Można jednak pójść nieco dalej i zapytać: czy rzeczywiście był on teologiem?

Juan Luis Lorda-19 lipca 2018 r.-Czas czytania: 3 minuty

Spróbujmy dokonać przeglądu teologicznego oddziaływania św. Jana Pawła II i odpowiedzieć na to ciekawe pytanie. Gdyby nie był papieżem, mało prawdopodobne jest, by dwudziestowieczny arcybiskup krakowski zajął znaczącą rolę w powszechnej historii Kościoła czy teologii.

Po pierwsze dlatego, że na szczycie zmieści się niewielu: zbiorowa pamięć kulturowa może pomieścić na szczycie tylko kilkunastu autorów, którzy są stale odnawiani. A tego najbardziej wykształconego może być nawet sto. Jest praktycznie niemożliwe, aby autor piszący po polsku w czasie, gdy naród ten znajdował się pod ogólną blokadą reżimu komunistycznego, stał się znany, tłumaczony i czytany na całym świecie. Nie było żadnych kanałów.

Porównanie z Pawłem VI

Wybór papieski postawił go na czele historii i nadał jego osobie i myśli znaczenie uniwersalne. I oczywiście sam z pełną świadomością odgrywał tę rolę. I tu pojawia się porównanie. Kiedy Paweł VI został wybrany na papieża, przyjął na siebie odpowiedzialność za pontyfikat. Dla niego zmiana nazwy oznaczała, że Giuseppe Montini musiał zniknąć, aby Paweł VI mógł pełnić funkcję pasterza Kościoła. Wszystko co osobiste, w tym jego rodzina, zostało odsunięte na dalszy plan. Wykorzystał swoje wieloletnie doświadczenie w pracy w rządzie, aby doprowadzić Radę do pomyślnego zakończenia i służył tam i wtedy m.in. Humanae vitae (1968), głębokie dzieło sądowe, zawsze poszukujące myśli Kościoła. I w tym celu dużo się konsultował.

Dla porównania, postać Jana Pawła II ma coś wyjątkowego: doświadczywszy w swoim życiu wielkich spraw i tragedii XX wieku, wierzy, że Opatrzność wykuła w jego duszy przekonania i orientacje, które musi zanieść Kościołowi powszechnemu, przeżywającemu trudny czas. Nie dlatego, że przyszły mu do głowy, jak zrobiłby to megaloman, ale dlatego, że są to światła Ducha. I te punkty, wydaje mi się, są kluczowymi punktami jego pontyfikatu i w których będzie miał największy wpływ teologiczny. Spróbujmy przez nie przejść.

Duch i litera Rady

Pierwszym, w kolejności, jest jego intensywne i bezpośrednie zaangażowanie w rozwój Gaudium et spesDokument ten miał odzwierciedlać pozycję Kościoła we współczesnym świecie. Czyniło go to autorytatywnym świadkiem i interpretatorem Soboru, tysiącletniego wydarzenia Kościoła, w czasie, gdy trwała "walka interpretacji" i wybór między "reformacją a rozłamem", jak to później określi Benedykt XVI. Pomyślmy na przykład o ogromnej pracy historyka Giuseppe Alberigo w odtworzeniu "ducha Soboru" doskonale poza literą zatwierdzoną w dokumentach: przekształcając intencje i intuicje teologów i ojców, z którymi sympatyzował, w prawdziwy Sobór.

Z kolei doświadczenie Wojtyły wykuwało się przez robienie listu, razem z wielkimi teologami (m.in. De Lubac, Congar, Daniélou, Moeller) i z Ojcami Soboru. I to wykuwanie Gaudium et spes podał ogólną orientację swojego pontyfikatu: co miał robić Kościół w świecie, co miał robić jako papież, właśnie to, co zaznaczył, że będzie robił w świecie, co będzie robił w świecie, co będzie robił w świecie, co będzie robił w świecie. Gaudium et spes. Stąd nieustanne zwracanie uwagi na ten dokument w wielkich aktach jego pontyfikatu, od pierwszego do ostatniego.
To wielkie szczęście, Opatrzność Boża, że w tak zagmatwanym dla Kościoła czasie, jakim był okres posoborowy, Papież był tak wykwalifikowanym świadkiem Soboru. A wzmocniłby to Benedykt XVI, również świadek i uczestnik Soboru.

Miłość i odpowiedzialność

Drugi wkład doktrynalny i teologiczny Karola Wojtyły do Kościoła powszechnego ma szerszy zakres, począwszy od jego pierwszych doświadczeń jako kapłana w pracy z młodzieżą krakowską. Szybko zrozumiał, że Kościół potrzebuje pozytywnej doktryny na temat seksualności jako podstawy moralności seksualnej. Moralność seksualna oparta na tym, co jest lub nie jest grzechem, nie była wystarczająca, a nawet przynosiła efekt przeciwny do zamierzonego. Doktryna o seksualności musiała być oparta na antropologii seksualności rozpatrywanej w sposób chrześcijański. Z jego rozmów i kursów dla młodzieży wyłoni się książka tak oryginalna jak Miłość i odpowiedzialność, wydana w czasie pracy w Concilio (wersja francuska opatrzona jest przedmową De Lubaca). Ale jak na razie jest to tylko prywatny wkład

Argument z Humanae vitae

Sprawa nabrała rumieńców wraz z decyzją Pawła VI, podjętą podczas Soboru, o zarezerwowaniu dla siebie studiów nad kontrolą urodzeń (antykoncepcją). Paweł VI powołał w Rzymie kilka komisji do jej zbadania. Tymczasem arcybiskup krakowski Karol Wojtyła również utworzył w swojej diecezji jedną ze współpracowników i profesorów. I byli w kontakcie do ostatniej chwili. Encyklika Humanae vitae reguluje, że stosowanie nienaturalnych środków antykoncepcyjnych nie jest zgodne z prawem i wskazuje na ideę, że niemoralne jest oddzielanie jedynczego i prokreacyjnego znaczenia aktu małżeńskiego. Decyzja nie opiera się na tym argumencie, ale go przedstawia. Widać, że był to argument, który podnosił kardynał Wojtyła i jego krakowska ekipa.

Od tego momentu arcybiskup i kardynał Wojtyła był zaangażowany w kilka konferencje w obronie Humanae vitaerozwinięcie argumentu i oparcie go na...

Ameryka Łacińska

Arcybiskup Maracaibo: "Ewangelizacja w czasie i poza czasem to pierwsze wyzwanie".

Ogólny kryzys w Wenezueli wyczerpuje ludność: ponad trzy miliony ludzi opuściło kraj. W tym kontekście, jakie jest pierwsze wyzwanie dla biskupów wenezuelskich? Papież Franciszek prosi ich o bycie blisko ludzi i pielęgnowanie zaufania do Boga. José Luis Azuaje, przewodniczący Konferencji Episkopatu, stosuje tę bliskość: ewangelizacja jest pierwszym wyzwaniem.

Marcos Pantin-19 lipca 2018 r.-Czas czytania: 8 minuty

W kancelarii arcybiskupa panuje atmosfera serdecznej rywalizacji. José Luis Azuaje Ayala, przewodniczący Konferencji Episkopatu Wenezueli i arcybiskup metropolita Maracaibo. Ogólny kryzys w kraju zmęczył Wenezuelczyków. W ostatnich latach wyemigrowało ponad trzy miliony. Dane opublikowane przez Caritas International są porażające: poziom ubóstwa, hiperinflacji, niedoborów żywności i leków jest bezprecedensowy. I zawsze pod nieustanną groźbą rozpętanej i bezkarnej przestępczości.
Rząd pozostaje głuchy na głosy ludzi. W całym kraju wybuchły protesty, które zostały bezlitośnie stłumione. Liczba więźniów politycznych rośnie z dnia na dzień i, poza nielicznymi wyjątkami, są oni traktowani nieludzko. Wszystko ma tendencję do radykalizowania smutku i podkopywania nadziei oszołomionego narodu.
W tym ponurym obrazie Wenezuelczycy nie ufają zarówno obietnicom rządu, jak i apelom opozycji. Mimo to chodzą do kościoła, by słuchać przemówień rządu.
Boga. Jest to delikatne wyzwanie dla naszych duszpasterzy.

Jak działania duszpasterskie w Wenezueli odpowiadają na gwałtowną degradację społeczną kraju?
-Kościół pielgrzymujący w Wenezueli podjął wielki wysiłek odnowy. Przykładem tych starań była Rada Plenarna Wenezueli odbywająca się w latach 2000-2006. Od tego czasu pracujemy nad realizacją jej uchwał.
Nie było to łatwe zadanie. Lata te zostały osłabione przez problemy polityczne, gospodarcze i społeczne, które utrudniły realizację wielu z proponowanych celów. Na przykład duży odsetek osób, które tworzyły zespoły robocze na terenach duszpasterskich, wyemigrował. Mimo to Kościół kontynuuje swoją pracę, może nie w formie projektowanej dla tłumów, ale w kierunku katakumb, gdzie wiara i nadzieja wylewają się jak potok łaski.

Jakie są główne wyzwania stojące przed Kościołem w Wenezueli?
-Z tej rzeczywistości podjęliśmy poważne wyzwania duszpasterskie, które możemy sformułować jako pytania: jak ewangelizować pośród katastrofy politycznej i ekonomicznej, która pogrążyła większość naszego społeczeństwa w ubóstwie i związanej z nim rozpaczy? Jak przekazywać istotę orędzia chrześcijańskiego ukazującego Jezusa Chrystusa jako Światłość świata i centrum naszej historii życia, w rzeczywistości społecznej, w której nie przestrzega się praw człowieka i depcze jego godność? Jakich środków użyć, aby orędzie dotarło do mężczyzn i kobiet i podtrzymywało ich na duchu pośród ich cierpień?
Ewangelizować w czasie i poza czasem: to jest pierwsze wyzwanie pośród tak wielkiego zamieszania w społeczeństwie i instytucjach. Do tego potrzebna jest głęboka odnowa Kościoła, która pozwoli nam prowadzić dialog z Ewangelii z różnorodną rzeczywistością dzisiejszego świata. Żyjemy pośród tak wielu okoliczności, które przeczą Ewangelii Jezusa Chrystusa... Trzeba wsłuchać się w rzeczywistość, aby znaleźć przestrzenie dialogu i rozeznania, które będą sprzyjać wiarygodnemu i trwałemu procesowi ewangelizacji.

Czy może Pan wymienić inne aktualne wyzwania?
-Promocja godności człowieka jest wyzwaniem dla całego Kościoła. Ewangelia ma bardzo ścisły związek z życiem każdego człowieka. Sercem Ewangelii jest miłosierna miłość Boga objawiająca się w Jezusie Chrystusie posłanym, aby nas odkupić, zbawić, uwolnić z więzów grzechu osobistego i społecznego. Ewangelia godności zderza się z tak wieloma przejawami niesprawiedliwych struktur, aby przyjść w obronie tych najbardziej dotkniętych i bezbronnych.

Jak w tym kontekście powinniśmy żyć solidarnie?
-Innym wyzwaniem dla Kościoła jest nauczanie solidarności w świecie, który promuje indywidualizm i kulturę każdy dla siebie. Solidarność jest chrześcijańskim wyrazem czynnej miłości. Solidarność to podtrzymywanie, trwanie w ciągłej otwartości na służbę drugiemu. Wobec tendencji do indywidualizmu i relatywizmu, w solidarności odnajdujemy zalążek elementów dobrze usposobionych do generowania wspólnoty w działaniu, co sprzyja także realizacji sprawiedliwości.
Ameryka Łacińska to wspaniały region. Ma wszystkie niezbędne elementy, by w pełnym świetle dnia projektować się jako realizacja nadziei. Musimy wrócić do miłości, do szacunku dla innych, do przyzwoitości w zarządzaniu sprawami publicznymi, do etyki, do moralności w instytucjach.
Korupcja i zła polityka dzień w dzień sieją spustoszenie w naszej rzeczywistości. Musimy zwrócić się do Boga. Nasze spojrzenie musi być skupione na Tym, który postawił wszystko na szali, aby nas zbawić: Jezusie Chrystusie.

Co sugeruje 50. rocznica konferencji CELAM w Medellín?
-Propozycje z Medellín są światłem, które oświetliło sumienie kościelne i historię wiary naszych narodów. Są one punktem wyjścia do przemian eklezjalnych na wielką skalę: doktrynalnych, duszpasterskich, promocji ludzkiej, odnowy struktur kościelnych. W Medellín zaproponowano uaktualnioną lekturę Soboru Watykańskiego II, z której wynikają możliwości służby i kreatywności w sferze ewangelizacyjnej i duszpasterskiej, wraz z promocją człowieka i walką o sprawiedliwość i pokój w ramach stałej opcji na rzecz ubogich.
Ówczesne propozycje były aktualizowane na każdej z Konferencji Generalnych Episkopatu Ameryki Łacińskiej i Karaibów. Najbardziej aktualna jest ta z Aparecidy z 2007 roku. Zmieniają się czasy, zmienia się kultura i dlatego Kościół musi szukać najlepszych sposobów przekazywania jedynego przesłania, które się nie zmienia: osoby Jezusa, Jego słowa i Jego dzieła. Przesłanie odbija się zawsze od drugiej strony historii, od ubogich i wykluczonych, od tych, którzy czują się potrzebni Bogu. Duchowość, która wypływa z Medellín, pozwala nam wyraźniej świadczyć o miłości i miłosierdziu Boga pośród naszej rzeczywistości.

Wiele osób za granicą jest zaniepokojonych tym, co dzieje się w naszym kraju. Co możesz im powiedzieć o Kościele w Wenezueli?
-mogę powiedzieć, że jest to Kościół skromny i prosty, który doświadczenie religijne Boga realizuje z doświadczenia codzienności. Jest Kościołem matką, ponieważ towarzyszy swoim synom i córkom w różnych procesach wzrostu w wierze.
Jest to Kościół miłosierny, który przychodzi z pomocą milionom potrzebujących i woła o sprawiedliwość w obliczu sytuacji ubóstwa i przemocy, w której się znajdujemy. Jednocześnie jest to Kościół, który zastanawia się i analizuje globalną rzeczywistość społeczną i to wszystko, co dotyczy jednostki. Jesteśmy Kościołem, który zubożał razem z ludem, ale z tego samego ubóstwa i z pełną wolnością czerpiemy siłę, by pomagać tym, którzy naszej pomocy potrzebują, bez czynienia różnic.

Czy widzisz wiarę zakorzenioną w ludziach?
-Kościół wenezuelski, z religijności ludowej, manifestuje swoje umiłowanie świętości w osobie świętych. Święta patronów są naprawdę świętami z powodu radości płynącej ze świadomości, że mają udział w świętości swojego patrona. Różne tradycje przekształcają się w doświadczenia religijne ożywione wiarą.
Mamy Kościół synodalny, który zwołał cały lud Boży, aby poprzez Radę Plenarną Wenezueli oraz krajowe i diecezjalne zgromadzenia duszpasterskie obradować i proponować elementy duszpasterskie niezbędne do ewangelizacji. Jest to Kościół, który utrzymuje żywą komunię z innymi Kościołami regionu i z Ojcem Świętym Franciszkiem. Jest to Kościół, który nikomu nie zamyka kanału łaski Bożej, ale motywuje do spotkania z Panem w każdym doświadczeniu życia.

Jakie wartości uważa Pan za kluczowe w odbudowie kraju i jego instytucji?
-Komunia jest wartością podstawową. W przyszłości musimy stanąć razem na gruncie wiary. Nie wystarczą postulaty socjologiczne, ale przede wszystkim komunia oparta na tym, w co i w kogo wierzymy. Komunia rodzi braterstwo, głębokie poczucie uznania innych takimi, jakimi są, z ich różnicami, ale zawsze szukając wspólnej płaszczyzny. Wartością, która w tych czasach została dogłębnie wygenerowana, jest solidarność. Mówię z mojego kraju. W czasach ubóstwa i nierówności rozkwita wartość solidarności. Być solidarnym to wyjść z siebie, aby przyjąć drugiego w jego potrzebach, to nie tylko dać to, co mam, ale przede wszystkim dać siebie jako człowieka i jako chrześcijanina w towarzyszeniu innym.
historycznej wędrówki ludów.

Czy mógłby ksiądz powiedzieć o chrześcijańskim znaczeniu walki o sprawiedliwość?
-Nie opuścił naszego kraju, bo jest tam, gdzie są cierpiący i utożsamia się z nimi: z biednymi i cierpiącymi i pokłada ich ufność w Panu. Krzyż jest dla nich znakiem zbawczym. Trzymają się go, bo wiedzą, że po nim przychodzi Zmartwychwstanie, wyzwolenie.
Musimy pielęgnować poszanowanie godności osoby ludzkiej jako trwałej wartości, która odżywia walkę o sprawiedliwość w dążeniu do wolności. Osoba i jej godność jest cennym przedmiotem zainteresowania, który Bóg kocha, dlatego zaprasza każdego człowieka do budowania swojego królestwa pokoju, sprawiedliwości i miłości. Ale nie w byle jaki sposób, tylko przez podniesienie sztandaru wolności i sprawiedliwości.

Jak widzisz wkład Papieża Franciszka przewidywany w czasie?
-Wierzę, że papież Franciszek otwiera nowy etap w życiu Kościoła. Swoim życiem i swoim magisterium wzywa nas do pójścia w kierunku tego, co istotne, unikając rozproszeń i powierzchowności, które odciągają Kościół od tego, co właściwe i trwałe: do ewangelizacji w tym, co istotne i z tego, co istotne: z osoby Jezusa Chrystusa.
Papież Franciszek uczy nas, że to, co kiedyś wydawało się mało wartościowe - peryferie - dziś jest niezbędne dla odnowy Kościoła i kultur. Pokazuje nam to swoimi podróżami apostolskimi: nie do centrum, ale na peryferie, jakby po to, by czerpać siłę ze słabości. Nalega na nadanie wartości temu, co wydawało się drugorzędne, odrywając się od ludzkich zabezpieczeń, które utrudniają ciągłe procesy, aby przejść do rzeczywistości odczuwalnej, która wypływa z serca człowieka i z serca kultury. Chodzi o to, by wprowadzić Kościół w stały stan misji, odnawiając struktury i ustępując miejsca wszystkiemu, co uprzywilejowuje misję miłosierną.

Prowadzi ona do zasadniczego...
-Myślę, że papież Franciszek robi to, co powinien robić papież: zachęcając, przechodząc do sedna przesłania. Co więcej, pozbywa się Kościoła pewnego zła, które się nad nim unosiło, i w sposób proroczy przygotowuje go do podjęcia dialogu ze światem, który próbuje go ignorować, lekceważyć. Z parrezją Papież niesie ciężar odnowy, a czyni to patrząc z nadzieją w przyszłość. Widzimy to w zwołaniu synodu o młodzieży, w porozumieniu z Chinami i jego ciągłym wychodzeniu do mniejszości. Wszystko to odbywa się z radością, bo chrześcijanin nie może pozostać w kontemplacji otrzymanego bogactwa, musi je dawać, musi je przekazywać innym, musi je dawać innym.
do ogłoszenia, do bycia w permanentnym odlocie.

Jakie było Twoje doświadczenie podczas ostatniej wizyty ad limina?
-wizyta ad limina było dla nas niezwykłym doświadczeniem komunii i braterstwa. W tych latach odnowił się nasz episkopat: wielu z nich uczestniczyło w tym spotkaniu po raz pierwszy. Doświadczenie tych dni było głębokim znakiem jedności jako Kościoła. Tę komunię przeżywaliśmy w sposób szczególny z Ojcem Świętym Franciszkiem, który uczestniczył w niej z wielką pogodą ducha i wewnętrznym pokojem. Jest on naprawdę człowiekiem Boga. Spotkanie całego episkopatu z nim stało się znakiem nadziei dla naszej posługi: czuliśmy, że w posłudze Piotrowej wspiera nas ta twarda skała.

Czy zatem papież ma oko na Wenezuelę?
-Papież Franciszek bardzo dobrze zna naszą rzeczywistość. Zachęcał nas, byśmy nadal troszczyli się o naszych ubogich, byśmy byli z nimi, byśmy byli obecni wszędzie tam, gdzie jesteśmy potrzebni, byśmy pozostawali blisko ludzi i umieli przeciwstawić się naporowi niesprawiedliwości i zła, które nękają nasze wspólnoty. Wzywa nas do pielęgnowania zaufania do Boga i Matki Bożej; do formowania i budowania wspólnoty życia w solidności bliskości z braćmi i siostrami; do modlitwy i podtrzymywania płomienia nadziei.
Zwiedzanie i modlitwa w czterech głównych bazylikach pozwoliły nam odnowić naszą służbę w sensie uniwersalnym. Biskup służy ludzkości, bez różnicy i preferencji. Podobnie wizyta w kongregacjach i dykasteriach Stolicy Apostolskiej pozwoliła nam zapoznać się z wysiłkami Kościoła w Wenezueli, aby służyć ludowi Bożemu w rozszerzaniu Królestwa Niebieskiego. Krótko mówiąc, był to kairospełen radości i zaangażowania.

Jaka była ostatnia prośba papieża do biskupów wenezuelskich?
-Cała wizyta była przeprowadzona w bardzo prosty sposób, ale z wielką głębią, zwłaszcza w refleksjach, które prowadziliśmy w każdej z dykasterii. Był to prawdziwy impuls dla działania Kościoła w Wenezueli w zakresie ewangelizacji, poczucia komunii, poczucia służby charytatywnej i poczucia formacji.
Audiencja u Ojca Świętego trwała około dwóch i pół godziny. Jego ostatnia prośba, która napełniła nas wielką radością. Prosił nas, abyśmy byli blisko ludzi: abyśmy zawsze byli blisko, abyśmy nigdy nie opuszczali ludu Bożego pomimo problemów, które mogą się pojawić na poziomie społecznym, politycznym, ekonomicznym, kulturowym, religijnym czy jakimkolwiek innym.

AutorMarcos Pantin

Caracas

Aktualności

Synod: zaproszenie do wspólnej wędrówki

Kilka dni temu zakończyły się prace XV Zwyczajnego Zgromadzenia Ogólnego Synodu Biskupów poświęcone tematowi młodzieży, wiary i rozeznawania powołania i właśnie temu wydarzeniu zarezerwowaliśmy Dossier otwierające ten numer.

Giovanni Tridente-19 lipca 2018 r.-Czas czytania: 2 minuty

Intensywny miesiąc, w którym ponad 300 ojców synodalnych i audytorów dyskutowało o możliwości odnowienia oblicza Kościoła w oparciu o potrzeby, troski i marzenia nowych pokoleń, aby towarzyszyć im na drodze życia i otrzymać od nich impuls ewangelizacyjny.

Oto trzy ważne wypowiedzi osób, które z bliska śledziły przebieg prac, dotyczące trzech kardynalnych aspektów pracy Zgromadzenia: dynamizmu młodzieży, znaczenia rozeznawania powołania i odnowy duszpasterstwa. Autorami są Chiara Giaccardi, która pracowała nad dokumentem końcowym; Gonzalo Meza, ksiądz i dziennikarz, który uważnie śledził komunikację dzieła; oraz Giuseppe De Virgilio, również współpracownik Sekretariatu Synodu Biskupów. Następnie w innym artykule przedstawiono najważniejsze punkty dokumentu końcowego, który ukazał się, gdy czasopismo było już w druku, oraz niektóre z wydarzeń uzupełniających, które naznaczyły drogę zgromadzenia, w tym kanonizacje z 14 października, wśród nich papieża Pawła VI i arcybiskupa Óscara Romero.

DROGA Z MŁODYMI LUDŹMI, DLA GENERATYWNEGO KOŚCIOŁA

TEKST -. Chiara Giaccardi. Wykładowca socjologii na Università Cattolica del Sacro Cuore w Mediolanie; współpracownik sekretarza specjalnego Synodu Biskupów.

Nowy styl dla Kościoła generatywnego, który stawia młodych w centrum, zakłada ich opiekę i pozwala im odejść z odpowiedzialnością, aby wnieśli swój wkład w nową ewangelizację. Jest to jeden z aspektów, który według socjolog Chiary Giaccardi ujawnił się podczas Zgromadzenia Synodalnego, którego bohaterami stali się również ludzie młodzi.

Kościół w tych dniach idzie z młodymi ludźmi i powierza im zadanie pomocy w jego odrodzeniu: młodzi ludzie jako "mayeutas" nowego Kościoła, nawrócenia duszpasterskiego bardziej potrzebnego niż kiedykolwiek, po tylu skandalach seksualnych i finansowych, ale bardziej po prostu po tylu zmęczeniach czy intelektualizmie, które...

Więcej
Aktualności

50 lat Sant'Egidio: "przyjaciele Boga, ubogich i pokoju".

Miesiące przed majem '68, 7 lutego, Andrea Riccardi wraz z grupą studentów rozpoczął w Rzymie ruch Sant'Egidio. Minęło pięćdziesiąt lat, a papież zachęcił ich, by nadal byli "przyjaciółmi Boga, ubogich i pokoju", jak powiedział ich przywódca w Madrycie, Tíscar Espigares.

Rafał Górnik-18 lipca 2018 r.-Czas czytania: 5 minuty

Nieco ponad miesiąc temu Tíscar Espigares, osoba, która w 1988 roku zapoczątkowała wspólnotę Sant'Egidio w Madrycie, ze wzruszeniem uczestniczył w Eucharystii dziękczynnej za 50-lecie ruchu, odprawionej w katedrze Almudena przez kardynała arcybiskupa Madrytu Carlosa Osoro.
Towarzyszyli im: przewodniczący Papieskiej Rady ds. Rodziny monsignor Vincenzo Paglia; nuncjusz Jego Świątobliwości w Hiszpanii monsignor Renzo Fratini; biskup pomocniczy monsignor José Cobo; nuncjusz Jego Świątobliwości w Hiszpanii monsignor Renzo Fratini; wikariusze i księża.

Było wiele osób świeckich, rodziny i dzieci ze Szkół Pokoju, osoby starsze, uchodźcy, nowi Europejczycy, Młodzież dla Pokoju oraz rzesza przyjaciół i przedstawicieli różnych instytucji i innych religii.

Espigares, jako szef ruchu w stolicy Hiszpanii, zwrócił się do wszystkich. Będziemy nadal "przyjaciółmi Boga, ubogich i pokoju" - powiedział. "Przyjaźń to słowo o wielkiej wartości dla Sant'Egidio i więź, która łączy wszystkich z tą wspólnotą obecną w Madrycie. Przyjaźń z ubogimi pomogła nam być zarówno realistami, jak i marzycielami. Realistów, bo każą nam widzieć rzeczywistość taką, jaka jest, często z wielką surowością; ale też marzycieli, bo ich ból popycha nas każdego dnia do walki i marzeń, by świat mógł się zmienić".

Tíscar podziękował w szczególny sposób Andrei Riccardi, założycielowi Sant'Egidio "za jego wielką miłość do Słowa Bożego, miłość, którą zawsze przekazywał nam z wielką pasją i która umożliwiła wzrost tej rodziny Sant'Egidio tutaj w Madrycie".

Kardynał arcybiskup Madrytu Carlos Osoro w homilii potępił, że "największym skandalem tego świata" jest "pozostawanie beznamiętnym wobec nędzy i niesprawiedliwości milionów istot ludzkich, agresywności, przemocy, niszczących dyskwalifikacji, wojen, doświadczeń milionów mężczyzn i kobiet bez pracy, bez wynagrodzenia". I podziękował wspólnocie Sant'Egidio za zwalczanie tych sytuacji dziełami i słowami z "radykalizmu naśladowania Jezusa Chrystusa".

Papież w Trastevere

Jednak punktem kulminacyjnym obchodów 50-lecia Wspólnoty Sant'Egidio, w skali globalnej, była emocjonalna wizyta Papieża w Bazylice Santa Maria in Trastevere, której tytularnym opiekunem jest madrycki kardynał.

Tam, w marcu, Ojciec Święty zwrócił się do założyciela, przywódców i wszystkich obecnych związanych z międzynarodowym ruchem: "Chcieliście, aby to święto było nie tylko celebracją przeszłości, ale przede wszystkim radosną manifestacją odpowiedzialności za przyszłość. Przywodzi to na myśl ewangeliczną przypowieść o talentach [...]. Każdy z was, niezależnie od wieku, jest też obdarzony przynajmniej jednym talentem. W niej zapisany jest charyzmat tej wspólnoty, charyzmat, który, gdy przybyłem tu w 2014 roku, podsumowałem tymi słowami: modlitwa, ubodzy i pokój. Trzy "p".

Ojciec Święty odniósł się do zasiewu przyjaźni: "Idąc tą drogą pomagacie, aby w sercu społeczeństwa wzrastało współczucie - co jest prawdziwą rewolucją, tą współczucia i czułości - aby w miejsce duchów wrogości i obojętności wzrastała przyjaźń".

Po przybyciu Franciszek podziękował za przyjęcie, zwracając się szczególnie do Andrea Riccardi i Marco Impagliazzo: "Cieszę się, że jestem tu z wami w pięćdziesiątą rocznicę powstania Wspólnoty Sant'Egidio. Z tej bazyliki Santa Maria in Trastevere, serca waszej codziennej modlitwy, pragnę objąć wasze wspólnoty rozsiane po całym świecie. Pozdrawiam was wszystkich, w szczególności prof. Andrea Riccardi, który miał szczęśliwą intuicję tej drogi, oraz prezydenta prof. Marco Impagliazzo za słowa powitania".

Papież był poruszony świadectwem Jafara, 15-letniego uchodźcy, który uciekł z Syrii wraz z matką i przybył do Włoch z Libanu jednym z korytarzy humanitarnych promowanych przez tę instytucję. Odłamki bomby w Damaszku oślepiły jego matkę, gdy próbowała chronić drugiego młodego syna.

Z wielką siłą, mówią watykańscy korespondenci, Ojciec Święty zachęcał ich, aby "nadal byli u boku starszych, czasem odrzuconych, którzy są waszymi przyjaciółmi. Nadal otwierajcie nowe korytarze humanitarne dla uchodźców wojennych i głodowych! Ubodzy są waszym skarbem!

Korytarze humanitarne

Jedną z inicjatyw, z których ruch Sant'Egidio jest najbardziej znany, są - jak przypomniał papież - korytarze humanitarne na rzecz migrantów i uchodźców. Papież podczas wizyty w Trastevere powiedział: "Dla wielu ludzi, zwłaszcza ubogich, wzniesiono nowe mury. Różnice są okazjami do wrogości i konfliktów. Nadal musimy budować globalizację solidarności i ducha. Przyszłość globalnego świata to życie razem: ten ideał wymaga zaangażowania w budowanie mostów, utrzymywanie otwartego dialogu, kontynuowanie spotkań".
Nawiązał też do "wielkich obaw w obliczu ogromnych wymiarów globalizacji" oraz do tego, że lęki "często koncentrują się przeciwko tym, którzy są obcy, inni od nas, biedni, jakby byli wrogiem".

W ostatnich latach korytarze te pozwoliły setkom uchodźców z krajów objętych konfliktem, zwłaszcza z Syrii, na legalny transfer do Włoch. Jest to projekt promowany przez Sant'Egidio, Federację Kościołów Ewangelickich i Kościół Valdese, który oferuje osobom uciekającym ze swoich krajów objętych konfliktem legalne i bezpieczne drogi dotarcia do Europy, zapobiegając wpadnięciu w ręce handlarzy ludźmi.

Po przybyciu na Stary Kontynent otrzymują codzienną pomoc, mieszkają w parafiach, instytutach religijnych, prywatnych mieszkaniach lub u rodzin, uczą się języka i zwyczajów, rozpoczynają proces integracji społecznej i zawodowej w kraju przyjmującym.

Pierwsze porozumienie w ramach tych korytarzy humanitarnych zostało podpisane we Włoszech w grudniu 2015 roku i pozwoliło na sprowadzenie do Włoch 1000 uchodźców do 2017 roku. Pakt został odnowiony z władzami Włoch, aby powtórzyć tę liczbę do 2019 roku.

Idąc za papieżem Franciszkiem, wspólnota Sant'Egidio od lat zapewnia, że "nie możemy pozwolić, by Morze Śródziemne stało się murem, ścianą wody, która pochłania życie mężczyzn, kobiet i dzieci", "ani nowym cmentarzem dla Europy", według słów papieża.

Podsumowując, rzeczywistość Sant'Egidio nie ogranicza się do korytarzy. Musimy tu pamiętać o porozumieniach pokojowych w kilku krajach (emblematyczny jest Mozambik), a także o podtrzymywaniu ducha Asyżu - międzyreligijnych spotkaniach modlitewnych zainicjowanych przez św. Jana Pawła II - o pomocy tysiącom ubogich w wielu miejscach - Sant'Egidio jest obecny w siedemdziesięciu krajach - o programach szkoleniowych dla tysięcy młodych ludzi w krajach i miastach przeżywających kryzys...

Biedni są rodziną
Mnożyły się inicjatywy na całym świecie. Tíscar Espigares, młody student uniwersytetu w 1988 roku, obecnie biolog i profesor ekologii w Alcalá, zaczynał w Madrycie z kilkoma przyjaciółmi "przenosząc sympatię i przyjaźń - bo nie mieliśmy nic - do dzielnicy Pan Bendito, gdzie zaczyna się droga Toledo: było tam wiele problemów, narkomania...". Była to pierwsza Szkoła Pokoju w stolicy Madrytu.

Dzisiaj ta usługa może być świadczona tysiącom osób, tak jak w Rzymie i w tak wielu miastach na całym świecie, w tym samym duchu: "Dla nas ubodzy są rodziną, nie są tylko ciałami do ubrania, do nakarmienia, są osobami o takich samych potrzebach, jakie mamy my, o miłości, przyjaźni, godności, kimś, kto nazwie cię po imieniu. To bardzo ważne. I spotykaliśmy się, by się modlić. To była Szkoła Pokoju, która jest nazwą, jaką nadajemy tej służbie" - wyjaśnia Palabra w pobliżu kościoła Nuestra Señora de las Maravillas, na madryckiej Calle del 2 de Mayo. Jeśli chcesz wiedzieć więcej, wejdź tam.

Aktualności

Paweł VI, Od Soboru Watykańskiego II do dialogu ze światem

Impuls ekumeniczny i odnowa duszpasterska Soboru, reformy eklezjalne, dialog ze wszystkimi, spotkanie z patriarchą Athenagorasem I, historyczne wystąpienia w ONZ, Bombaju czy Medellin oraz encykliki m.in. Ecclesiam Suam, Populorom Progressio czy Humanae Vitae. Taki był pontyfikat Pawła VI, człowieka głębokiej modlitwy i pogodnej refleksji.

Teresa Compte Grau-15 października 2018 r.-Czas czytania: 7 minuty

"Pontyfikat Pawła VI został już określony przed historią, niezależnie od jego ostatecznych rezultatów, od porażki lub triumfu, ponieważ w każdym przypadku będzie to pontyfikat papieża, który naprawdę próbował prowadzić dialog ze wszystkimi ludźmi".. Słowa te napisał filozof i przyjaciel Pawła VI, Jean Guitton w swojej książce Dialogi z Pawłem VIopublikowane w 1967 roku.
Po raz pierwszy papież rozmawiał otwarcie z osobą świecką. A w tym przypadku z laikiem, do którego miał L'Osservatore RomanoGazeta papieska zganiła go za to, że ośmielił się napisać książkę o Matce Boskiej. Ale papież się tym nie przejmował. Poważnie traktował dialog Kościół-świat i rolę świeckich w Kościele.

Szkic biograficzny

Urodzony 26 września 1897 roku Giovani Battista Montini dorastał w ogniu dziennikarskich i politycznych batalii. Jego ojciec, Giorgio Montini, dziennikarz i prawnik, był także posłem do parlamentu z ramienia Partii Ludowej założonej przez Dom Sturzo i prezesem Akcji Katolickiej. W wieku 23 lat Montini przyjął święcenia kapłańskie; w wieku 25 lat wstąpił do Sekretariatu Stanu i już rok później został oddelegowany do Polski. Po powrocie do Rzymu i z pracy w Sekretariacie Stanu nawiązał bliskie i pełne zaufania relacje z kardynałem Pacellim. Kiedy Pacelli został papieżem w 1939 roku, Montini stał się, obok kardynała Tardiniego, jednym z najbliższych współpracowników Piusa XII.

W 1954 r. Pius XII mianował Montiniego arcybiskupem Mediolanu. Z tej archidiecezji angażował się w liczne spotkania z robotnikami i związkami zawodowymi, politykami, artystami i intelektualistami, co zjednało mu pierwsze słowa krytyki ze strony tych, którzy zawsze traktowali go z podejrzliwością za to, że jest liberalny i postępowy. To Jan XXIII uczynił go w grudniu 1958 r. kardynałem, co zaprowadziło go wielokrotnie do Afryki i Stanów Zjednoczonych. W 1961 r., kiedy Jan XXIII ogłosił już zwołanie Soboru Watykańskiego II, został powołany do Centralnej Komisji Przygotowawczej, a także na członka Komisji do Spraw Nadzwyczajnych. Zaledwie dwa lata później, w 1963 roku, został wybrany na papieża.

Remont i renowacja

Historia mówi, że kiedy Jan XXIII ogłosił zwołanie Soboru Watykańskiego II, Montini, ówczesny arcybiskup Mediolanu, wykrzyknął: "Ten chłopiec nie wie, jakie gniazdo szerszeni wzbudza".. Od Pawła VI, począwszy od czerwca 1963 roku, zależało, czy zwołanie dokonane cztery lata wcześniej przez Jana XXIII będzie mogło przynieść owoce, i to owoce trwałe. I tak to Paweł VI umożliwił kulminację Soboru Watykańskiego II i jego zamknięcie w grudniu 1965 roku. I jeśli to zadanie było żmudne, to nie mniejszym zadaniem było towarzyszenie, zachęcanie i kierowanie ogromnym dziełem, jakim był okres posoborowy.

Pawłowi VI zawdzięczamy impuls ekumeniczny i odnowę duszpasterską Vaticanum II, reformy eklezjalne w dziedzinie synodalności, utworzenie Konferencji Episkopatów, a także reformy wyborów papieskich i ostateczną reformę liturgiczną, do której zachęcał Sobór. Reformom, które Paweł VI ukierunkowywał na wnętrze Kościoła katolickiego, towarzyszyły bardzo ważne reformy także w odniesieniu do relacji Kościół-świat według nauki konstytucji pastoralnej Gaudium et Spes.

Paweł VI był papieżem dialogu, o czym świadczy jego pierwsza encyklika. Ecclesiam Suam (1964). Był pierwszym papieżem, który odbywał podróże międzynarodowe. Przypomnijmy jego wizytę w Organizacji Narodów Zjednoczonych w 20. rocznicę jej powstania, wystąpienie w siedzibie MOP podczas podróży do Szwajcarii, a także podróże do Bombaju na Międzynarodowy Kongres Eucharystyczny i do Medellín na II Zgromadzenie Ogólne WE. Nie możemy zapomnieć o jego doniosłej podróży do Ziemi Świętej, gdzie spotkał się z patriarchą Konstantynopola Athenagorasem I i z którym wyraził zdecydowane zaangażowanie na drodze ekumenizmu, czy też o jego podróżach m.in. do Ugandy, Iranu, Hongkongu, Sri Lanki, Filipin i Indonezji.

Paweł VI ustanowił Światowy Dzień Pokoju, utworzył Papieską Radę ds. Sprawiedliwości i Pokoju, przeorientował naukę społeczną Kościoła zgodnie z linią zapoczątkowaną przez Sobór Watykański II, zreformował dyplomację watykańską, pogłębił Ostpolitik Zorganizował sześć konsystorzy kardynalskich, na których pogłębił umiędzynarodowienie kardynalatu, podobnie jak jego poprzednicy.

Należy wziąć pod uwagę obecność i zachętę papieża na III Światowym Kongresie Apostolstwa Świeckich, spotkaniu o wielkiej wartości dla hiszpańskiego laikatu, który znajdował się w głębokim kryzysie na skutek oporu episkopatu wobec pogłębiania autonomii świeckich, czy też zwołanie na początku lat siedemdziesiątych pierwszej watykańskiej komisji do spraw studium kobiet.

Paweł VI był reformatorskim papieżem, który w ciągu piętnastu lat pontyfikatu opublikował sześć encyklik, czternaście adhortacji apostolskich i ponad sto listów apostolskich. Ze wszystkich jego magisterialnych dokumentów najbardziej wyróżnia się pierwsza encyklika, Ecclesiam Suamopublikowane 6 sierpnia 1964 roku; Populorum Progressioopublikowane 26 marca 1967 r. i, co najbardziej oczywiste, Humanae Vitaeopublikowane 25 lipca 1968 roku.
Obok tych trzech głównych dokumentów istnieją jeszcze dwa inne, które wywarły duży wpływ na ogół społeczeństwa: adhortacja apostolska Evangeli Nuntiandiopublikowany 8 grudnia 1975 r., oraz list apostolski Octogesima Adveniens który, dla upamiętnienia encykliki Rerum Novarum Leona XIII, został opublikowany 14 maja 1971 roku.

Spojrzenie na jego Magisterium

Ecclesiam Suamznana jako encyklika dialogu, jest w pewnym sensie tą, która naznacza pontyfikat Pawła VI, jeśli pójdziemy między innymi za słowami filozofa Jeana Guittona z początku tych stron. Paweł VI wierzył i pracował z pozycji papieża, aby spotkanie Kościoła ze światem, w teologiczno-doktrynalnym następstwie Vaticanum II, pozwoliło na wzajemne poznanie, z którego mogłyby wypłynąć szczere relacje przyjaźni.

Paweł VI mocno wierzył w dialog jako drogę i styl, który pozwala szukać prawdy w innych i w sobie. Jasność, łagodność, zaufanie i roztropność to cechy dialogu, który pozwala być zrozumianym w pokorze, a który jest możliwy tylko wtedy, gdy ma się pełne zaufanie do własnego słowa i do akceptacji drugiego, aby posuwać się naprzód drogą prawdy.

To właśnie z logiki dialogu wywodzi się Paweł VI w swoim Magisterium społecznym. Dialog ze światem wymaga uważności na znaki czasu i na niesprawiedliwości, które godzą w godność człowieka. Populorum Progressio, tj. "magna carta rozwojujest odpowiedzią na apel skierowany przez Sobór Watykański II do całego Kościoła, zwłaszcza w konstytucji duszpasterskiej Gaudium et Spes (GS), aby mógł odpowiedzieć na radości i nadzieje, smutki i niepokoje mężczyzn i kobiet swoich czasów.

Dekada lat sześćdziesiątych, bogata w kontrasty i paradoksy, uświadomiła światu głęboki brak równowagi i nierówności między bogatym światem stabilności i bogactwa a światem zubożałym, w którym istotom ludzkim brakowało najbardziej podstawowych dóbr do przeżycia. W świecie, w którym dominowała logika wzrostu gospodarczego, Populorum Progressio ośmielił się zakwestionować nową ewangelię rozwoju. Jeśli wzrost gospodarczy jest konieczny, napisał papież, przypominając GS, jeśli nasz świat potrzebuje techników, dodał, to potrzebuje jeszcze więcej ludzi głębokiej refleksji, którzy szukają nowego humanizmu. Rozwój, prawdziwy rozwój dla wszystkich istot ludzkich i wszystkich narodów, jest przejściem od mniej ludzkich warunków życia do bardziej ludzkich warunków życia. Racja bytu rozwoju nie leży bowiem w posiadaniu, ale w byciu, a więc w pełnym rozwoju powołania, do którego każdy z nas jest powołany.

I właśnie temu zadaniu, zadaniu pełnej humanizacji, służy chrześcijaństwo. Jak stwierdza Adhortacja Evangelii Nuntiandi, "(...) między ewangelizacją a promocją człowieka (rozwój, wyzwolenie) istnieją rzeczywiście bardzo silne związki. Linki porządku antropologicznego, ponieważ człowiek, który ma być ewangelizowany, nie jest bytem abstrakcyjnym, ale istotą podlegającą problemom społecznym i ekonomicznym. Linki porządku teologicznego, ponieważ plan stworzenia nie może być oderwany od planu odkupienia, który sięga bardzo konkretnych sytuacji niesprawiedliwości, którą trzeba zwalczać i sprawiedliwości, którą trzeba przywrócić".. Ponieważ zbawienie i uświęcenie, nie zapominajmy, wiążą się również z uwolnieniem się od tych sytuacji niesprawiedliwości, które uniemożliwiają pełny rozwój naszego człowieczeństwa lub, inaczej mówiąc, pełny rozwój naszego powołania, które w ostatecznym rozrachunku jest wezwaniem do uświęcenia.

Dobra prasa, jaką cieszyły się trzy wspomniane dokumenty, zdawała się być przyćmiona przez publikację encykliki Humanae Vitae. Względy historyczne i kulturowe tłumaczą, dlaczego cała uwaga w tym dokumencie skupiła się na kwestii moralności lub niemoralności sztucznych środków podejmowania odpowiedzialnych decyzji w kwestii rodzicielstwa. Szczerze uważam, że jest to niesprawiedliwe. I że niesprawiedliwość została wyrządzona i nadal jest wyrządzana, w równej mierze, przez tych, którzy nadal są zdeterminowani, aby sprowadzić ten dokument do tej kwestii, podczas gdy w rzeczywistości dotyczy on pytań wstępnych.

Paweł VI mówił o miłości małżeńskiej, przekazywaniu życia i opiece nad życiem. Humanae Vitae był dokumentem sekwestrowanym przez dziesiątki lat, który głęboko naznaczył papieża Pawła VI i który również głęboko naznaczył wewnętrznie Kościół katolicki. Pytanie to zasługuje - po uwadze, jaką poświęcił mu papież Franciszek w 50. rocznicę jego powstania - na nowe spojrzenie w świecie, w którym istnieje niebezpieczeństwo zredukowania życia ludzkiego do siły, której wartość polega na jej produktywności, a zatem na zyskach i rentowności, jakie może ona przynieść.

Przyjaźnie i dialog

Może warto by było przeczytać ponownie Humanae Vitae w świetle tego, co zaledwie trzy lata później Paweł VI opublikował w Octogesima Adveniens Ta sama krytyka leżała u podstaw krytyki paradygmatu technokratycznego i inwazyjnego sposobu rozmieszczenia rozumowania naukowo-technicznego na ludzkiej egzystencji. Zasadniczo, ta sama krytyka leżała u podstaw Populorum Progressio potępiając rozwój oparty na mistrzostwie technicznym i wzroście gospodarczym. Podejście do kwestii życia ludzkiego z tych perspektyw pomogłoby nam dzisiaj połączyć życie ludzkie i sprawiedliwość społeczną, aby lepiej odpowiedzieć na niepokoje i smutki, radości i uciechy kobiet i mężczyzn naszych czasów.

Paweł VI, jak niektórzy złośliwie utrzymują, nie był papieżem Hamletowskim, ale człowiekiem głębokiej modlitwy i pogodnej refleksji, który pielęgnował przyjaźń filozofów i intelektualistów. Był przyjacielem, który płakał i błagał przy porwaniu i zabójstwie Aldo Moro, który umiał spotkać się i prowadzić dialog z tymi, którzy pozornie lub jawnie byli daleko od wiary chrześcijańskiej i Kościoła katolickiego, człowiekiem o głębokiej pobożności maryjnej, który lubił recytować piękne wersety z Canto XXXIII Boskiej Komedii, które idą tak: "Vergine Madre, figlia del tuo figlio, umile e alta più che creatura, termine fisso d'etterno consiglio, Donna, se' tanto grande e tanto vali, che qual vuol grazia e a te non ricorre, sua disïanza vuol volar sanz' ali. In te misericordia, in te pietate, in te magnificenza, in te s'aduna quantunque in creatura è di bontate". (Dante, Boska komedia, Canto XXXIII): "Dziewico Matko, córko Twojego Syna, pokorna i wyniosła nad wszelkie stworzenie, stały termin wiecznej rady. Pani, jesteś tak wielka i tak godna, że ten, kto pragnie łask, a nie przyjmuje Cię, jego pragnienie chce, aby leciał bez skrzydeł. W Tobie miłosierdzie, w Tobie litość, w Tobie wspaniałość, w Tobie wszystko co dobre w stworzeniu jest zjednoczone". (Dante, Boska komedia, Canto XXXIII).

AutorTeresa Compte Grau

Fundacja Pawła VI

Aktualności

Moje doświadczenie jednego z aspektów życia arcybiskupa Romero

Kanonizacja Monsignora Romero jest bardzo bliska. Kardynał Rosa Chávez, biskup pomocniczy San Salvador, miał okazję i przyjemność dzielić z salwadorskim kapłanem chwile swojego życia. Dokumentuje niektóre aspekty życia Óscara Romero, opierając się na jego osobistej wiedzy oraz na źródle o wielkim bogactwie, które nie zostało jeszcze zbadane: na notatkach, które Romero prowadził podczas swoich rekolekcji duchowych.

Kardynał Gregorio Rosa Chávez-11 de października 2018 r.-Czas czytania: 7 minuty

Kilka razy zastanawiałem się, czy byłoby interesujące podzielić się moimi doświadczeniami z Monsignor Romero w jednej szczególnej kwestii: jego relacji z Opus Dei.

Zamierzam zaproponować tylko kilka wycinków i szczegółów, które znam tylko ja, a myślę, że warto się nimi podzielić w przeddzień jego kanonizacji. W tym celu skorzystam również z prawie niepublikowanego źródła: jego notatek z rekolekcji duchowych od czasu, zanim został biskupem, do miesiąca przed zabójstwem.

Monsignor Romero i Don Fernando

Ojciec Óscar Romero, podobnie jak wszyscy ówcześni biskupi w kraju, otrzymał wizytę od ówczesnego księdza Fernando Sáenz Lacalle - Don Fernando - z prośbą o złożenie na piśmie poparcia dla kanonizacji założyciela Opus Dei. Znany jest tekst pochwalny napisany przez przyszłego arcybiskupa San Salvador. Nawiasem mówiąc, kiedy został mianowany biskupem Santiago de María, zaprenumerował wszystkim księżom tej małej diecezji czasopismo Słowo.

Kiedy byłem klerykiem, towarzyszyłem kilka razy księdzu Romero w rezydencji Doble Vía w San Salvador, gdzie mieszkali studenci uniwersyteccy, głównie ze wschodniej części kraju, prowadzonej przez Dzieło. Był bardzo zżyty z Dziełem i miał za kierownika duchowego księdza z Opus Dei. Sądzę, że tym ostatnim był Don Fernando i z nim konsultował się przed przyjęciem wyboru na biskupa pomocniczego San Salvador. Zapisano, że poprosił Don Fernando o radę dotyczącą ówczesnego arcybiskupa Luisa Cháveza y Gonzáleza, a przede wszystkim jego pomocnika Arturo Rivera Damasa. A ze swej strony Nuncjatura powierzyła mu, by był uważny na działania tych prałatów i w porę informował Watykan, gdyby zauważył w linii duszpasterskiej tych hierarchów coś, co nie jest zgodne z normami Kościoła.

Lata później, kiedy Monsignor Romero zastąpił Monsignora Cháveza w stolicy arcybiskupiej, weszliśmy w zupełnie inny scenariusz: Monsignor Romero, w swoim programowym liście pasterskim Kościół Wielkanocny (kwiecień 1977), najpiękniej chwali swojego poprzednika, gdy stwierdza, że u steru archiprezbiteratu znajduje się "z szacunkiem i łagodnością tego, który czuje, że otrzymał bezcenne dziedzictwo, aby je dalej nieść i pielęgnować przez nowe i trudne horyzonty". (p. 5).

W tym samym liście pasterskim, w samym środku tekstu, opisuje swoją utopię Kościoła, biorąc ją z dokumentów z Medellín: "Niech coraz wyraźniej rysuje się oblicze Kościoła autentycznie ubogiego, misyjnego i paschalnego, oderwanego od wszelkiej władzy doczesnej i odważnie zaangażowanego w wyzwolenie całego człowieka oraz wszystkich mężczyzn i kobiet". (Młodzież, 15). W tekście słowo "paschalny" pojawia się dużymi literami. Jesteśmy na początku jego posługi arcybiskupiej, a już musiał odebrać ciało pierwszego zamordowanego kapłana, księdza Rutilio Grande.
Urzeczywistnił tę utopię, podpisując ją swoją krwią: pozostawił nam Kościół męczeński, wolny od wszelkiej władzy i całkowicie oddany ubogim i cierpiącym. Monsignor Romero był, jak stwierdza bulla beatyfikacyjna, "duszpasterz według serca Chrystusa, ewangelizator i ojciec ubogich, heroiczny świadek Królestwa Bożego".

Sam papież Franciszek dopełnił ten piękny opis świadectwa Chrystusa następnego dnia, o godz. Regina Coelizauważając, że "Ten pracowity pasterz, za przykładem Jezusa, wybrał bycie pośród swojego ludu, zwłaszcza ubogich i uciśnionych, nawet za cenę swojego życia". (24 maja 2015).

Jesteśmy na początku trzech dramatycznych lat naznaczonych głęboką polaryzacją nawet w Kościele. W Salwadorze nie brakuje "ponownych odczytań" Medellín; warto o tym pamiętać, gdyż właśnie obchodziliśmy pięćdziesiątą rocznicę tego ważnego dla Kościoła w Ameryce Łacińskiej wydarzenia. I wypada podkreślić, że tylko na tym kontynencie nastąpiła oficjalna "recepcja" dokumentów soborowych. To był czas, kiedy niuanse prawie nie istniały: "Trzeba się określić"mówili najbardziej radykalni apostołowie wyzwolenia, "albo jesteś z uciskanym ludem, albo jesteś z ciemiężycielami"..

To właśnie z tą rzeczywistością musiał się zmagać czcigodny proboszcz. W tym kontekście zwierzył mi się, że był pod silną presją, aby zmusić Opus Dei do pełnego przyjęcia tych podejść, które niektórzy uważali za "linia archidiecezjalna".. Mimo wszystko Monsignor Romero utrzymywał przyjaźń i kontakty z członkami Dzieła, uważnie słuchając ich uwag i sugestii. Dowodem na to jest fakt, że w dniu swojej śmierci spędził cały poranek na zaproszenie Don Fernanda, który przyjechał po niego do arcybiskupstwa nad morzem. Towarzyszyło im kilku księży i większość czasu spędzili na studiowaniu dokumentów związanych z formacją kapłańską. Po powrocie z podróży monsignor Romero udał się do domu jezuitów w Santa Tecla i przystąpił do spowiedzi. Poświadcza to kilku świadków, z których najbardziej wiarygodny jest ten należący do jego spowiednika, jezuity Segundo Azcue. Godzinę później doszło do świętokradczego mordu.

Opus Dei pojawiło się ponownie na scenie, gdy po niespodziewanej śmierci monsignora Arturo Rivery Damasa, bezpośredni następca Romero, monsignor Fernando Sáenz Lacalle, który urodził się w Hiszpanii, ale właśnie otrzymał święcenia kapłańskie w Salwadorze, został wybrany na arcybiskupa San Salvador. Należy pamiętać, że pierwsza reakcja wielu osób nie była przychylna monsignorowi Sáenzowi. W tym kontekście czasopismo Słowo opublikował krótką notatkę Rutilio Silvestriego, w której dowodził, że jest oczywiste, iż oskarżenie spadło właśnie na jednego z najlepszych przyjaciół zamordowanego pastora, gdyż przez długi czas był on jego powiernikiem, a nawet kierownikiem duchowym. Ciekawe byłoby krytyczne zbadanie tego oblicza księdza i biskupa Oscara Romero, a także jego relacji z Dziełem w ciągu trzech lat intensywnego i trudnego pasterzowania tej części Kościoła Bożego.

Duchowość Opus Dei w pismach duchowych monsignora Romero

Jako wstępny wkład zwrócę się do praktycznie niepublikowanego źródła: jego notatek z rekolekcji duchowych, które obejmują okres od 1966 roku, kiedy nie był jeszcze biskupem, do rekolekcji, które odbył na miesiąc przed śmiercią w lutym 1980 roku. Notatki te są już powszechnie dostępne, choć nadal w wybiórczej formie. Łącznie liczą one 324 strony. Na każdej stronie znajdziemy notatki napisane jego własnym pismem, a u góry transkrypcję zapisaną drukowanymi literami, ułatwiającą odczytanie odręcznego tekstu.

W rekolekcjach, które odprawił nad jeziorem w Ilopango we wrześniu 1968 r. - w poprzednim roku obchodził srebrny jubileusz kapłaństwa - było kilka aluzji do Drogi, słynnej małej książki św. Josemaríi. W medytacji o grzechu zauważa te postanowienia:
"Więcej życia wewnętrznego, więcej służby dla innych. Negatywnie: strategia. Oddalanie się od niebezpieczeństwa (Path). Plan życia. Zwalczaj grzech powszedni: bądź doskonały. Tęsknota za zadośćuczynieniem i pokutą (Droga). Czas na duchowość (...). Umrę. Jesień... Będę martwym liściem (Droga). Pokora. Świat będzie się toczył dalej. Nikt nie pamięta o tych, którzy odeszli". A kiedy dokonuje rachunku sumienia, zauważa: "Przede wszystkim aktem miłości (Camino)".

W tych szczegółowych zapiskach znajdujemy na końcu kilka odniesień do dziennika Słowojeden podczas rozważania Ewangelii o Marcie i Marii (Droga: tabernakulum w Betanii). W końcowej części przepisuje ten cytat z listu księdza prałata napisanego w 1950 roku: "Każdy musi uświęcać swój zawód, uświęcać się w swoim zawodzie, uświęcać się swoim zawodem".. Znalazło się nawet miejsce na anegdotę o św. Josemaríi, którą opowiedział w rozmowie, gdy dowiedział się, że właśnie zmarła jego matka: "Matka księdza musi umrzeć trzy godziny po synu"..

Od 10 do 14 listopada 1969 r. brał udział w rekolekcjach głoszonych przez ks. Juana Izquierdo z Opus Dei. W tym czasie Romero był sekretarzem generalnym Konferencji Episkopatu Salwadoru i mógł być obecny tylko z przerwami, ponieważ musiał wykonywać zadania powierzone mu przez monsignora Pedro Arnoldo Aparicio, przewodniczącego Episkopatu. Jest jednak rozczarowany, że nie ma tam odpowiedniego klimatu do spotkania z Bogiem: "Brak wspomnień. 'mancha brava' definitywnie przerwała milczenie... Przerwałem rekolekcje 11-go, które poświęciłem na przygotowanie programu [...]. Dwunastego obudziłem się ponownie w Apulo. Zrobię co mogę przez te trzy dni".. E

na następnej stronie zapisz krótko: "26 stycznia (1970). Spowiedź z ojcem Ksawerym"..
Kilka linijek niżej znajdujemy to zdanie, napisane 21 kwietnia 1970 roku: "Nuncjusz powiadamia mnie o woli papieża. Muszę odpowiedzieć jutro. Konsultacje z ojcem Fernando".. Następnego dnia zapisuje to, co ten ostatni mu mówi; warto to przepisać w całości: "Elementy pozytywne: linia kierownictwa duchowego. a) Wobec podstawowego problemu: przyjąć go jako ofiarę, zadośćuczynienie i poważnie wziąć poprawkę: ucieczka od okazji, intensywne życie modlitwy i umartwienia. b) Wobec pokusy triumfalizmu: widzieć go jako poważną odpowiedzialność, służbę niełatwą, pracę w obecności Boga. c) Wobec pokusy rokoszanizmu: widzieć go jako pracę przed Bogiem, służbę i przewodnictwo dla milionów dusz. Dobry Pasterz oddaje swoje życie za swoje owce"..

Następnie, pod datą 8 czerwca 1970 r. (Colegio Belén), pisze: "21 kwietnia (to musiał być 21. dzień!) około godziny 18.00 Nuncjusz powiadomił mnie o nominacji na biskupa pomocniczego abp. Miałem odpowiedzieć następnego dnia. Konsultowałem się z ks. Sáenzem, dr Dárdano, ks. Navarrete".. Poniżej znajduje się krótkie podsumowanie tego, co mówi każdy z respondentów.

Bezpieczny przewodnik pośród burzy

To, co zapisał poniżej, naznaczyło nowicjusza biskupa ogniem: "Zgromadzenie Plenarne Episkopatu Ameryki Środkowej i Panamy w Antigua Guatemala: 27 maja - 2 czerwca. Zebranie Plenarne Episkopatu Ameryki Środkowej i Panamy w Antigua Guatemala. Prawdziwa łaska pierwszego rzędu: życie razem z tak wieloma dobrymi biskupami, refleksja bpa (Eduardo) Pironio, liturgia, moja praca..."..

Uwielbiany argentyński biskup, którego sprawa kanonizacji została przedstawiona kilka lat temu, głosił rekolekcje w Watykanie w 1974 roku na zaproszenie Pawła VI. Te same rekolekcje powtórzył w następnym roku, w lipcu, przed biskupami Przesmyku Środkowoamerykańskiego w Antigua Guatemala. Monsignor Romero był w tym czasie asystentem sekretarza SEDAC (Sekretariat Episkopatu Ameryki Środkowej) i robił szczegółowe notatki z każdej z dwunastu medytacji głoszonych przez Pironio.

To właśnie tam Monsignor Romero zrozumiał prawdziwe znaczenie Medellín jako wydarzenia zbawczego, które wcieliło naukę Soboru Watykańskiego II w dramatyczną rzeczywistość Ameryki Łacińskiej. I to właśnie tam umocniła się przyjaźń, która sprawi, że argentyński biskup stanie się jego doradcą, powiernikiem, a nawet łzawicielem podczas każdej z wizyt męczeńskiego arcybiskupa w Watykanie. Pojawia się to bardzo wyraźnie w Dzienniku Monsignora Romero i jest znane wszystkim.

Niech te wiersze posłużą do lepszego zrozumienia pierwszego salwadorskiego świętego. Niech zapach jego świętości - rozmaryn to aromatyczna roślina - rozchodzi się po całym świecie.

AutorKardynał Gregorio Rosa Chávez

Biskup pomocniczy San Salvador

Ewangelizacja

Kerstin Ekbladh: Nie wstydźmy się "być znanymi jako chrześcijanie".

Kerstin Ekbladh, luteranka, która przez 28 lat pracowała w szwedzkim państwowym przedsiębiorstwie energetycznym i od 2005 roku była diakonem w Kościele luterańskim, w grudniu zostanie przyjęta do Kościoła katolickiego w Malmö. W wywiadzie zwraca uwagę, że w jej kraju jest coraz więcej nawróceń, że niektórzy jej znajomi komentują, że "Za kilka pokoleń papieży wszyscy będziemy jednym Kościołem".i że "wielu ludziom wydaje się, że mają wszystko, czego potrzebują w życiu, i nie czują, że potrzebują Boga"..

Richard Hayward-1 października 2018 r.-Czas czytania: 2 minuty

Była diakonem w Kościele szwedzkim, a teraz postanowiła zostać katoliczką. Kerstin Ekbladh spotykam w kościele Naszego Zbawiciela, gdzie za kilka tygodni zostanie przyjęta do Kościoła katolickiego.

Kiedy przyjeżdżam do kościoła, on jest na zewnątrz i rozmawia ze swoim dawnym kolegą z Kościoła Szwedzkiego, który akurat przechodził obok. Wydaje się nieco zaskoczony decyzją Kerstin o zostaniu katoliczką, ale życzy jej powodzenia.

Czy mógłbyś nam powiedzieć coś o sobie? Gdzie się urodziłeś, w jakiej religii zostałeś wychowany, kiedy zostałeś luterańskim diakonisą, czy jesteś żonaty czy samotny.

-Urodziłam się w 1955 roku w Limhamn w Malmö i jestem jedynaczką. Moi rodzice chodzili do kościoła raz lub dwa razy w roku, na przykład na Boże Narodzenie i Wielkanoc, ale nie byli szczególnie religijni. Dali mi jednak dużo wsparcia i sprawili, że czułam się bezpiecznie. W rezultacie nie chodziłem zbyt często do kościoła, chociaż zostałem ochrzczony i bierzmowany w Kościele szwedzkim. Potem, później, koleżanka, która była żoną księdza w Kościele Szwedzkim, zaprosiła mnie do śpiewania w chórze kościelnym. Tak bardzo mi się to podobało, że chyba mogę powiedzieć, że śpiewałem dla siebie przez kościół, liturgię i wiarę.

Zdobyłem dyplom nauczyciela, ale potem przez 28 lat pracowałem w czymś zupełnie innym - w Elverket, krajowej firmie energetycznej. Ale około 2000 roku w firmie zaszły zmiany i wszyscy zostaliśmy zwolnieni i musieliśmy szukać nowej pracy. W moim przypadku w końcu zaczęłam uczyć w chrześcijańskiej szkole podstawowej w Malmö.

Pewnego dnia, gdy rozmawiałem z jednym z naszych księży, zaproponował mi, że mógłbym pracować w Kościele szwedzkim. Spodobał mi się ten pomysł i wyszkoliłem się na församlingspedagog (wychowawcę parafialnego). A kilka lat później, 4 września 2005 roku, otrzymałem święcenia diakonatu (gdy to się stało, minęło dokładnie 50 lat od mojego chrztu).

Nigdy nie byłem żonaty. W pewnym sensie można powiedzieć, że zostałem "ożeniony" z muzyką i piosenkami. A ja zawsze miałam wielu przyjaciół, zarówno w pracy, jak i poza nią. Znam wielu katolików, a jeden z moich najlepszych przyjaciół jest bardzo aktywnym katolikiem w parafii. I ilekroć towarzyszyłem jej w katolickich nabożeństwach, zawsze czułem się bardzo dobrze w liturgii.

Większość Szwedów to luteranie. Katolicki biskup Sztokholmu, kardynał Anders Arborelius, zwrócił uwagę w Wordzie, że liczba katolików w Szwecji rośnie, dzięki imigrantom i konwersjom. Co przyciągnęło Cię do katolicyzmu?

-Tak, zgadzam się, że coraz więcej osób nawraca się na Kościół katolicki. Ksiądz w Kościele szwedzkim, który był bardzo blisko mojej rodziny, powiedział mi niedawno, że wszystkie jego dzieci, ich małżonkowie i wnuki zostali katolikami.

W moim przypadku chyba mogę powiedzieć, że żyłam duchem katolicyzmu nie zdając sobie z tego sprawy. Zawsze czułam się bardzo zainspirowana przez Matkę Teresę z Kalkuty.

W latach 90. zacząłem chodzić na sesje studium biblijnego prowadzone przez Björna Håkonssona (katolickiego diakona); w tamtych czasach oznaczało to podróż 80 kilometrów z Malmö do Helsingborga, gdzie odbywały się zajęcia. Teraz zajęcia odbywają się tutaj w Malmö.

AutorRichard Hayward

Malmö (Szwecja)

Liturgia i wychowanie w afektywności

Wraz z modlitwą i walką duchową liturgia jest ważnym środkiem kształtowania osobowości chrześcijanina.

1 października 2018 r.-Czas czytania: 6 minuty

W jaki sposób liturgia pomaga w kształtowaniu osobowości, autentycznych wartości, afektywności?
Wraz z modlitwą i walką duchową (por. Adhortacja Gaudete et exsultate, rozdz. V, nn. 150-175) liturgia jest ważnym środkiem kształtowania osobowości chrześcijanina. Dziś wiele osób nie zdaje sobie z tego sprawy. Wychowanie w wierze potrzebuje dobrej formacji liturgicznej i katechetyczno-sakramentalnej ("mistagogicznej").

W książce Dietricha von Hildebranda ("Liturgia y personalidad", wyd. Fax, Madryt 1963), napisanej w latach 30. ubiegłego wieku, ten niemiecki filozof podaje argumenty, które są aktualne do dziś. Podkreśla, że kształtowanie osobowości nie jest głównym celem liturgii. Celem liturgii jest chwała i uwielbienie Boga, a pochodną - ubłaganie łask Bożych. Jednocześnie liturgia, gdy jest dobrze przeżywana, oddziałuje na człowieka w sposób pedagogiczny: przemienia nasze wnętrze i otwiera nas na wartości (wartościowe treści), które są nam przedstawiane w liturgii, abyśmy mogli je uczynić własnymi: uwielbienie Boga Ojca, objawienie oblicza Chrystusa, działanie Jego Ducha na nas, właśnie po to, by nas przemienić w Chrystusa.

Liturgia - kontynuuje - uczy nas odpowiednio odpowiadać, także naszymi uczuciami - zachwytem i wdzięcznością, pragnieniem i radością, entuzjazmem i miłością - na te obiektywne wartości (nie "smaki"), które są nam ofiarowane we Mszy św. i w innych sakramentach; wartości, które mają związek z Bogiem i Jego dziełami (stworzenie świata, odkupienie i uświęcenie człowieka). Nie chodzi więc o subiektywistyczne przyjemności, ale o odpowiedź na to, co jest wartościowe samo w sobie.

Różnica między człowiekiem egocentrycznym a teocentrycznym zależy od tej zdolności do odpowiedzi z naszej strony, którą kształci liturgia. Ten pierwszy, w najbardziej radykalnej wersji, jest zdominowany przez pychę i concupiscencję: jest ślepy, obojętny lub wrogi wobec wartości, a przede wszystkim wobec Boga. W innych przypadkach egocentryk - nawet jeśli posiada określoną duchowość - może pomóc innej osobie lub nawet zwrócić się do Boga. Ale robi to w celu "moralnym", aby samemu wzrastać duchowo, a nie z miłości do drugiego czy z miłości do Boga.

Osoba egocentryczna, jeśli żałuje za wyrządzone zło lub zatrzymuje się przed pięknem wartości moralnej, którą odkrywa u innej osoby, albo przed wielkością Boga, będzie czynić to tak, jakby delektowała się własną (i nie do końca prawdziwą) "pobożnością", aby "zasłużyć na więcej" lub "stać się doskonalszym", zamiast oddać się całkowicie temu, co ma wartość samą w sobie. A potem, właśnie z powodu tej egoistycznej reakcji, zostaje pozbawiony prawdziwej przemiany.

Dlatego - i są to refleksje, które możemy dziś wykorzystać w formacji tych, którzy uczestniczą w sakramentach - dobre wychowanie liturgiczne uczy nas także, jak uwolnić się od tego, co papież Franciszek nazywa światowością lub duchowym zepsuciem (por. Evangelii Gaudium, nn. 93-97; Exhort. Gaudete et exsultate, nn. 164-165). Tak jest, bo najważniejsze w liturgii nie jest to, co my robimy, ale to, co robi Bóg.

Hildebrand wyjaśnia, że ci, którzy są formowani w duchu liturgii (w modlitwach, aklamacjach i śpiewach, gestach i słowach), będą skłonni dać odpowiednią odpowiedź na wszystko, co jest cenne: piękno stworzonej natury, moralne piękno miłości bliźniego... jako blask Bożej chwały. Wszystko to, jako radosne podziękowanie i szczęśliwa akceptacja. Nie jako bolesne żądanie kogoś, kto czuje się zobowiązany do takiej odpowiedzi. Nie z egoizmu, ale z miłości. Miłość, która spełnia się w komunii eucharystycznej, bo Chrystus obiecał: "Kto spożywa moje ciało i pije moją krew, trwa we Mnie, a Ja w nim" (J 6, 56). Nie będzie ona egocentryczna, ale teocentryczna.

Jednocześnie niemiecki filozof przestrzega przed błędnym poglądem teocentryzmu na drugim biegunie: myśleniem, że tylko to, co Boże, ma wartość, podczas gdy "nasze własne", osobiste, "nasze" dziękczynienia i akty kultu czy ofiary (można by dodać: nasze prace, radości i smutki zwykłego życia) nie mają żadnej wartości.

Wobec tego dobre wychowanie liturgiczne - poprzez prawdziwego ducha modlitwy: dziękczynienia, prośby o przebaczenie, jednoczenia się z wolą Bożą - uczy nas całej hierarchii wartości: uczy nas, ile warte są przed Bogiem i z miłości do Boga różne rzeczywistości (przyjaźń, piękno stworzeń itp.). Uczy nas, że poprzez wartości rzeczywistości (jej prawdziwe wartości) Bóg wzywa nas nieustannie. Usuwa nas z postawy - częstej przynajmniej w jego czasach, jak twierdzi autor - zwykłych widzów lub estetów, którzy pozostają przy kontemplacji czegoś "pięknego" lub "ciekawego", nie czując się wyzwani przez to, co liturgia jest naprawdę warta.

Patrząc na naszą dzisiejszą sytuację, musielibyśmy uznać, że ponieważ liturgia jest tak nieznana i niedoceniana, wielu jest pozbawionych tego wychowania w uczuciowości i w wartościach właściwych chrześcijaninowi. Do tego można dodać ponowne odkrycie, po Soborze Watykańskim II, uświęcającej wartości zwykłych rzeczywistości, jeśli są przeżywane w duchu chrześcijańskim.

Istotnie, Sobór oświadczył, że zwłaszcza w przypadku wiernych świeckich "wszystkie ich dzieła, ich modlitwy i inicjatywy apostolskie, ich życie małżeńskie i rodzinne, ich codzienna praca, ich odpoczynek duszy i ciała, jeśli są wykonywane w Duchu, a nawet same próby życiowe, jeśli są cierpliwie znoszone, stają się duchowymi ofiarami, miłymi Bogu przez Jezusa Chrystusa (por. 1 P 2, 5), które w celebracji Eucharystii są pobożnie składane Ojcu wraz z oblacją Ciała Pańskiego". 1 P 2, 5), które w celebracji Eucharystii są pobożnie ofiarowane Ojcu wraz z oblacją Ciała Pańskiego. W ten sposób również świeccy, jako czciciele święci na każdym miejscu, poświęcają Bogu sam świat" (Lumen gentium, 34).

Wracając do rozważań naszego Autora na temat konieczności adekwatnego odpowiadania na obiektywne wartości, w tym wartości liturgii, Hildebrand wyraża się bardzo jasno: "Właśnie w tej wewnętrznej zgodności z obiektywną hierarchią wartości tkwi tajemnica prawdziwej osobowości" (s. 90, podkreślenie dodane). Jako przykład podaje postać ewangeliczną, która sprzedaje wszystko, co ma, aby zdobyć jedną perłę o wielkiej wartości (por. Mt 13, 45-46). Nie wszystko jest warte tyle samo. A to - proponuje - musi się następnie przełożyć na wszystkie płaszczyzny osobistego postępowania: kult Boga, szacunek należny innym, wartość dobrze wykonanej pracy, wolność i zdrowie, kontakt z naturą i sztuką, znaczenie dóbr materialnych, różnica między przyjemnością a szczęściem itd.

Filozof przekonuje, że prawdziwa osobowość jest mierzona lub określana przez to, co kochamy, przez dobra, które nas pociągają, przez zdolność do poświęcenia tego, co mniej warte, dla tego, co bardziej wartościowe; ostatecznie przez tęsknotę za Bogiem, która dodaje skrzydeł całemu naszemu bytowi i czyni wszystkie wartości prawdziwie pełnymi. Liturgia - nie tylko we Mszy świętej, ale także np. w "roku liturgicznym", w którym jedne święta ustępują miejsca innym, które celebrują "to, co najcenniejsze", czyli centralne tajemnice wiary chrześcijańskiej - uczy nas tej hierarchii wartości, która w perspektywie chrześcijańskiej obiektywnie rządzi rzeczywistością.
To tyle jeśli chodzi o uwagi von Hildebranda.

Zwracając się ponownie do naszych czasów, warto przypomnieć, jak emerytowany już papież Ratzinger zwrócił uwagę, że w liturgii oprócz aspektu mistycznego (aktualizacja paschalnego misterium męki i zmartwychwstania Chrystusa) należy uwzględnić aspekt egzystencjalny. Czyli fakt, że przyjmując Eucharystię przestajemy być odrębnymi jednostkami, a stajemy się Ciałem Chrystusa - Kościołem: nie jesteśmy już wieloma odrębnymi "ja", ale zjednoczeni w jednym "ja" Chrystusa. Dlatego właśnie liturgia jest sercem bycia chrześcijaninem: ponieważ otwierając się na Chrystusa, otwieramy się na innych i na świat, przełamujemy grzech pierworodny egoizmu i możemy stać się prawdziwie sprawiedliwi. Liturgia nas przemienia, a wraz z nią rozpoczyna się przemiana świata, której Bóg pragnie i której chce, abyśmy byli narzędziami (por. Spotkanie z kapłanami diecezji rzymskiej, 26-II-2009; Encyklika Deus caritas est, nn. Deus caritas est, nn. 12 i nast.).

Kilka dni temu w wideoprzesłaniu do międzynarodowego kongresu katechetów Franciszek przypomniał, że ich zadanie polega na "przekazywaniu doświadczenia i świadectwa wiary, które rozpala serca, ponieważ sprawia, że pragną one spotkać Chrystusa". A w całym życiu chrześcijańskim wychowanie w wierze "znajduje swoją żywotną limfę w liturgii i sakramentach". W sakramentach, których centrum stanowi Eucharystia, Chrystus staje się współczesny Kościołowi, a więc i nam:

"Czyni siebie bliskim i znajomym wszystkich, którzy przyjmują Go w Jego Ciele i Krwi, i czyni ich narzędziami przebaczenia, świadkami miłosierdzia wobec cierpiących oraz aktywnymi uczestnikami tworzenia solidarności między ludźmi i narodami". W ten sposób "działa i sprawuje nasze zbawienie, pozwalając nam odtąd doświadczać piękna życia w komunii z tajemnicą Boga Ojca, Syna i Ducha Świętego" (Videomessage, 22-IX-2018). W ten sposób widzimy również, jak liturgia wychowuje nasze wartości i nasze uczucia.

AutorRamiro Pellitero

Dyplom z medycyny i chirurgii uzyskany na Uniwersytecie w Santiago de Compostela. Profesor eklezjologii i teologii pastoralnej w Katedrze Teologii Systematycznej na Uniwersytecie w Nawarze.

Ameryka Łacińska

V Encuentro de Pastoral Hispana en Estados Unidos. "Latynoski klucz" do odnowy Kościoła

Zbiegiem okoliczności, w trudnym dla Kościoła w Stanach Zjednoczonych czasie, odbył się V Encuentro de Pastoral Hispana Latina przekroczyła oczekiwania. Swoim misyjnym pędem i radością Spotkanie wskazało na "łaciński klucz" do odnowy całego Kościoła. Palabra była tam.

Alfonso Riobó-28 września 2018 r.-Czas czytania: 5 minuty

Ogromne sale Gaylord Resort Convention Centre w Grapevine, niedaleko Dallas w Teksasie, były zbyt małe dla 3200 uczestników, delegatów z parafii, diecezji i instytucji, którzy zgromadzili się na V Encuentro de Pastoral Hispana Latina en los Estados Unidos. Proces przygotowania rozpoczął się w 2013 r., przybrał formę propozycji i spotkań w małych grupach - na uczelniach, w szkołach, w ruchach - i w parafiach, a od 2017 r. w spotkaniach lokalnych organizowanych przez miejscowe diecezje, a następnie w spotkaniach regionalnych w każdym z 14 regionów kościelnych, na które zorganizowany jest kraj.

Pierwsze z ogólnopolskich spotkań odbyło się w 1972 r. i ze względu na osiągnięte rezultaty uczestnicy zgodnie wyrazili nadzieję, że wraz z realizacją wyników tego, które właśnie się zakończyło, w odpowiednim czasie zostanie zwołane nowe VI Spotkanie, a nawet proszą o więcej: aby "duch Spotkania" został podjęty przez anglojęzyczną wspólnotę katolicką oraz inne wspólnoty językowe lub etniczne.

Nie tylko dla Latynosów

Spontaniczność latynoskiego charakteru sprawiła, że wszystkie sesje, łącznie z celebracjami liturgicznymi, miały charakter nieustannego świętowania, potwierdzając wrażenie, które przybierało na sile we wszystkich sektorach północnoamerykańskiego katolicyzmu: od Latynosów musi pochodzić wkład odnawiający wszystkich, oparty na ich wartościach i tradycjach. Ich poczucie rodziny i wspólnoty, ich wiara zakorzeniona w kulturze, ich joie de vivre, są "dar, który Bóg zesłał Kościołowi w tym kraju, aby ożywić coś, co jest fundamentalne dla naszego własnego życia i dla naszej relacji z Bogiem".powiedział Mark J. Seitz, biskup El Paso. Ich wkład będzie zależał przede wszystkim od tego, czy będą potrafili stać się "uczniami misjonarzami", jak wskazywał temat spotkania.

W tym sensie na wiele sposobów powtarzano, że Encuentro nie jest dla Latynosów, ale że jego owoce powinny być dla wszystkich. W rzeczywistości, biorąc pod uwagę wzrost populacji latynoskiej i jej znaczenie w Kościele, w przyszłości to właśnie stąd będzie pochodzić większość jego przyszłych księży i biskupów, katechetów i parafian, jak napisał redaktor CNS Greg Erlandson w dossier Palabra poświęconym w marcu przygotowaniom do Encuentro; czyli ich świadomość swojej liczebnej wagi musi przełożyć się na przyjęcie obowiązków przywódczych.

Oznacza to również zwrócenie szczególnej uwagi na formację tego sektora ludności, a zwłaszcza osób zaangażowanych w "duszpasterstwo latynoskie", aby mogli podjąć misję, do której zostali powołani: jest to jeden z punktów ciężkości wysiłków biskupów.
"Że Latynosi wiedzą, jak dołączyć do innych społeczności".Arcybiskup Los Angeles, José Horacio Gómez, podsumował jedno ze swoich życzeń w odpowiedzi na pytanie o marzenia na przyszłość. A w oklaskiwanym pozdrowieniu wideo na otwarcie sesji papież Franciszek doskonale wyraził te idee, wzywając do "uznanie szczególnych darów oferowanych przez katolików latynoskich". jako "część większego procesu odnowy i impulsu misyjnego".i wzywając do "rozważenie, w jaki sposób Kościoły lokalne mogą najlepiej odpowiedzieć na rosnącą obecność, dary i potencjał społeczności latynoskiej"..

Światło w trudnym czasie

To trudny czas dla amerykańskich katolików, którzy w obliczu doniesień o nadużyciach ze strony duchownych, muszą sobie radzić z wieloma problemami. "złamane serce, i słusznie".jak to ujął biskup San Antonio, Gustavo García Siller. W tym kontekście V Encuentro było wręcz opatrznościowe: wiceprzewodniczący Papieskiej Komisji ds. Ameryki Łacińskiej określił je jako "wielki sukces". "pieszczotą od Boga".. Logicznie rzecz biorąc, takie sprawy nie były właściwe dla tej konwokacji, ale wielokrotnie zdarzało się, że mówcy wyrażali smutek i prośby o przebaczenie, także w kontekście liturgicznym.

Wśród nich byli najwybitniejsi przedstawiciele Kościoła ze Stanów Zjednoczonych, począwszy od nuncjusza apostolskiego Christophe'a Pierre'a i kardynała Daniela Di Nardo, przewodniczącego Konferencji Episkopatu, a także liczna reprezentacja biskupów. Zarówno oni, jak i delegaci świeccy kultywowali konstruktywny ton i znany styl w swoich wystąpieniach (homilie, prezentacje, świadectwa, personalia, debaty).

Wystarczy powiedzieć, że kardynał Sean O'Malley, biskup Bostonu, członek Rady Kardynałów i przewodniczący Papieskiej Komisji ds. Ochrony Nieletnich, przedstawił się na początku homilii po prostu jako brat kapucyn i "szef biura ds. roszczeń w Bostonie".. W tym duchu komunii i przyjaznej nieformalności, z wyjątkiem uroczystości liturgicznych, biskupi nie mieli przydzielonego specjalnego miejsca, ale zajmowali miejsce lub dzielili stół wśród innych zarejestrowanych delegatów.

Konsolidacja duszpasterstwa latynoskiego

Kierownicy wydziałów zajmujących się "różnorodnością kulturową" w diecezjach i w Konferencji Episkopatu, w której kompetencjach leży duszpasterstwo latynoskie, podkreślili znaczenie uwagi, jaką Encuentro wzbudziło wśród biskupów niehiszpańskich. Potwierdzono świadomość, że tam, gdzie nie ma jeszcze stabilnego duszpasterstwa latynoskiego, należy je stworzyć; tam, gdzie istnieje, ale jest słabe, należy je wzmocnić; a w każdym razie perspektywa latynoska musi być włączona w różne dziedziny działalności duszpasterskiej.

Jeśli chodzi o rozpoczęcie duszpasterstwa latynoskiego tam, gdzie jeszcze ono nie istnieje, młody ksiądz z północnej diecezji graniczącej z Kanadą powiedział mi, że jego biskup wysłał go na Encuentro, aby zdobył niezbędne doświadczenie i zainicjował taką działalność w związku ze wzrostem demograficznym ludności o tradycji latynoskiej, chociaż w diecezji Latynosi stanowią jeszcze tylko 1% katolików: konkretnie, tylko dwie rodziny w jego parafii.
Jeśli chodzi o wzmocnienie istniejącego ministerstwa, prof. Hosffman Ospino, z Boston CollegeSzanowany badacz fenomenu Latynosów sympatycznie zrelacjonował, że powszechnie spotyka się organizacje kościelne, w których jedna osoba zajmuje się 50 % diecezji, a 60 osób zajmuje się pozostałymi 50 %. Po Grapevine Encuentro trudno będzie o takie sytuacje.

Godzina świeckich

Oczywiście konfiguracja socjologiczna amerykańskiego katolicyzmu i jego potrzeby duszpasterskie ewoluują i z tego powodu Latynosi nie są grupą statyczną. Obecnie często zdarza się, że Latynosi w trzecim pokoleniu nie mówią już po hiszpańsku i asymilują się do stylu życia swoich bardziej zsekularyzowanych rówieśników. Wśród niewierzących, rosnącej grupy, rośnie też liczba Latynosów. Dlatego też w centrum zainteresowania znajduje się wiara młodego pokolenia i jego przygotowanie, aby mogło odkryć, że Bóg idzie z nim i brać czynny udział w życiu Kościoła.

W każdym razie, jeśli przyszłość Kościoła jest w dużej mierze w rękach Latynosów, to jest to przede wszystkim wezwanie do świeckich. José H. Gómez przypomniał w homilii podczas Mszy św. kończącej uroczystość, że osobą wybraną przez Dziewicę z Guadalupe, by powierzyć jej dziedzictwo w Ameryce, był właśnie świecki: Indianin Juan Diego. Podsumował: "Ten moment w Kościele jest godziną świeckich. Wzywa wiernych świeckich do współpracy z biskupami i do odbudowy swojego Kościoła; nie tylko w tym kraju, ale na wszystkich kontynentach obu Ameryk"..

Masowy udział świeckich w Encuentro, jak również fakt, że zespół organizacyjny był w dużej mierze kierowany przez nich, jest odzwierciedleniem tej wspólnej odpowiedzialności. Znamienne jest, że dyrektorem krajowym V Encuentro i jedną z osób odpowiedzialnych za sukces tego wydarzenia był laik meksykańskiego pochodzenia, Alejandro Aguilera-Titus, któremu dziękujemy za napisanie dla Palabry analizy, która towarzyszy tej kronice.

Kultura

Zbliżająca się kanonizacja monsignora Óscara Romero

Omnes-4 września 2018 r.-Czas czytania: 2 minuty

Papież Franciszek 14 października w Rzymie dokona kanonizacji bł. Pawła VI i bł. Óscara Romero wraz z innymi. Postulator sprawy, bp Rafael Urrutia, stwierdza w tym artykule, że męczeństwo bł. Óscara Romero w Salwadorze było "pełnia świętego życia".

Tekst - tekst - tekst - tekst - tekst - tekst - tekst - tekst - tekst - tekst - tekst - tekst - tekst - tekst Rafael Urrutia

Po raz kolejny papież Franciszek "wstrząsnął światem". z podpisaniem dwóch dekretów zezwalających na kanonizację papieża Pawła VI, beatyfikowanego w październiku 2014 r.; oraz monsignora Óscara Arnulfo Romero, beatyfikowanego 23 maja 2015 r.

Oba dekrety, podpisane 6 marca tego roku, uznają dwa cuda uzyskane za wstawiennictwem Pawła VI i bł. Romero, ostatnie potknięcie na drodze do pełnego uświęcenia, w sensie prawnym; i dlatego od uroczystości kanonizacyjnej 14 października przyszłego roku oba będą nazywane "ostatnim cudem". "święci".

Postępując zgodnie z eterem proceduralnym, słudzy Boży dochodzą do uznania ich za świętych. przez opinię o świętości tych, którzy żyli cnotami w sposób heroiczny (jak w przypadku św. Jana Pawła II, bł. Pawła VI i św. Teresy z Kalkuty), lub za sławę męczeństwa tych, którzy w akcie ogromnej miłości do Chrystusa ofiarowali swoje życie w obronie wiary (jak w przypadku dziecka Saint Juan Sanchez del Rio czy Monsignor Romero). Ale obie są zbudowane na skale świętości.

W obu przypadkach żyje się świętością, choć męczeństwo wymaga szczególnego powołania przez Boga jednego ze swoich dzieci, wyboru, którego Bóg dokonuje dla bardzo niewielu swoich dzieci; bo "męczeństwo jest darem, który Bóg daje nielicznym swoim dzieciom, aby upodobniły się do swego Mistrza, który dobrowolnie przyjął śmierć dla zbawienia świata, upodabniając się do Niego w przelaniu krwi jako wzniosłym akcie miłości. Dlatego największą apologią chrześcijaństwa jest ta, którą daje męczennik jako ostateczne świadectwo miłości.r (por. Lumen Gentium, 42).

W pewnym sensie muszę podziękować krytykom monsignora Romero i euforii tych, którzy go kochają, za to, że pomogli mi zinternalizować jego męczeństwo i zrozumieć, że choć świętość i heroiczne cnoty nie są wymagane w życiu sługi Bożego, to męczeństwo w nim jest pełnią świętego życia. Mam na myśli to, że Bóg wybrał Błogosławionego do jego męczeńskiej misji, ponieważ znalazł w nim człowieka z doświadczeniem Boga, czyli mówiąc słowami Ewangelii, "odnaleziony Oskar, pełen łaski".

Wśród elementów składowych jurydycznej koncepcji męczeństwa najważniejszy jest element przyczynowo-formalny, ponieważ tym, co sprawia, że śmierć można zakwalifikować i jest kwalifikowana jako męczeństwo, jest konkretnie przyczyna, dla której śmierć jest zadawana i przyjmowana. Dlatego św. Augustyn potrafił wyrazić się lakonicznie: "Martyres non facit poena sed causa". Dlatego Monsignor Romero nie jest męczennikiem dlatego, że został zamordowany, ale z powodu sprawy, dla której został zamordowany.

Aktualności

Nowy rok szkolny: lekcje religii w niepewności

Omnes-4 września 2018 r.-Czas czytania: < 1 minuta

Sytuacja przedmiotu Religia katolicka i kadry nauczycielskiej była już w ubiegłym roku niepewna i sądowa. Teraz, wraz z nastaniem nowego rządu, sytuacja jest jeszcze bardziej problematyczna. Tymczasem kilku autorów proponuje odzyskanie przedmiotu Religia i wyjście naprzeciw postulatom rodziców, którzy mają prawo do wyboru wychowania religijnego i moralnego, jakiego chcą dla swoich dzieci.

Tekst - tekst - tekst - tekst - tekst - tekst - tekst - tekst - tekst - tekst - tekst - tekst - tekst - tekst Francisco Javier Hernández Varas 

Jeśli w poprzednich latach akademickich zaczynaliśmy od odwołań sądowych, różnych i rozbieżnych sytuacji w każdej Wspólnocie Autonomicznej, redukcji planów zajęć, utraty miejsc pracy itp. to w tym roku akademickim 2018-19 dołączają do tego deklaracje i zamiary Ministerstwa Edukacji dotyczące przeprowadzenia "...".pilne"poprawki do LOMCE.

Jedna z tych modyfikacji wyraźnie dotyka przedmiotu Religia, który nie będzie już zaliczany i nie będzie miał alternatywnego przedmiotu. Oznacza to w skrócie, że Religia nie będzie już wliczana do średniej, ani do transkryptu, ani nie będzie brana pod uwagę przy dostępie do stypendiów. Będzie on dobrowolny dla uczniów.

Ponadto wprowadzony zostanie obowiązkowy przedmiot Wartości obywatelskie i etyczne, skupiający się na traktowaniu i analizie praw człowieka oraz cnót obywatelsko-demokratycznych. Na tym tle nauczyciele religii żyją w sytuacji niepewności i bezradności, którą spotęgowała zmiana rządu.

Świat

Kardynał Arborelius: "Potrzebujemy tlenu nadziei".

Arcybiskup Sztokholmu Anders Arborelius, kardynał od roku, daje przesłanie nadziei dla Kościoła w Europie w obszernym wywiadzie dla Palabry, w którym omawia sekularyzację, zainteresowanie wiarą, relacje ekumeniczne i stosunki z państwem, powołanie i młodzież.

Omnes-4 września 2018 r.-Czas czytania: 2 minuty

Tekst - tekst - tekst - tekst - tekst - tekst - tekst - tekst - tekst - tekst - tekst - tekst - tekst - tekst Alfonso Riobó 

Podczas swojej ostatniej wizyty ad LiminaCo interesowało papieża w kwestii Kościoła w jego kraju?

Jak wiecie, Ojciec Święty od dawna bardzo interesuje się sytuacją uchodźców. Szwecja była bardzo otwarta na uchodźców, podobnie jak inne kraje nordyckie, więc była to jedna z pierwszych kwestii, którymi się zainteresował.

Po drugie, oczywiście mówimy też o dialogu ekumenicznym. Papież wyraźnie przybył do Szwecji na przełomie października i listopada 2016 r. w związku z 500-leciem reformacji protestanckiej, z zamiarem intensyfikacji dialogu z luteranami.

A jako trzeci temat Papież był zainteresowany poznaniem rzeczywistości Kościoła, takiego jak ten tutaj, który jest małą wspólnotą pośród zlaicyzowanego świata i dlatego znajduje się w bardzo osobliwej sytuacji. Jednocześnie jest to jeden z niewielu Kościołów partykularnych w Europie, w którym liczba katolików wzrasta, zwłaszcza dzięki imigracji. W tym sensie nasza rzeczywistość jako peryferii Kościoła jest wyjątkowa, a ta peryferia to temat preferencyjny Ojca Świętego.

W czerwcu 2017 r. minął rok od jego kreacji na kardynała: jest pierwszym szwedzkim kardynałem w historii, a w 1998 r. był pierwszym szwedzkim biskupem od czasów reformacji. Jaka jest ocena księdza po tym pierwszym roku?

Nominacja na kardynała była dla mnie wielkim zaskoczeniem. Jednocześnie bardzo ucieszyło mnie zainteresowanie Ojca Świętego naszą sytuacją tutaj w Szwecji. Byłem też zaskoczony, że moja kreacja jako kardynała wzbudziła tak duże zainteresowanie mediów i opinii publicznej. W tym sensie był to ważny moment dla Kościoła katolickiego w Szwecji.

W ostatnich latach mieliśmy kilka okazji, by doświadczyć zainteresowania papieża. Najpierw była kanonizacja św. Marii Elżbiety Hesselblad 5 czerwca 2016 r., potem wizyta Franciszka w szwedzkim mieście Lund na rozpoczęcie obchodów upamiętniających reformację, a następnie nominacja na kardynała.

A jak zareagowała opinia publiczna?

W opinii publicznej w naszym kraju istnieje duże zainteresowanie Kościołem katolickim, a nawet sympatia, choć oczywiście są też głosy przeciwne.

Jeśli chodzi o władze, to jest pewien dystans. Wiele osób pytało mnie, czy otrzymałem gratulacje od króla lub premiera z okazji nominacji na kardynała, ale z powodu tej odległości nie było jeszcze żadnych oficjalnych reakcji. Zamiast tego został dobrze przyjęty przez media i wśród zwykłych ludzi. Można powiedzieć, że decyzja papieża sprawiła, że Kościół katolicki jest nieco bardziej obecny w przestrzeni publicznej w Szwecji.

Watykan

Papież do małżonków: "Stawiajcie mocne zakłady na życie, podejmujcie ryzyko!

Giovanni Tridente-4 września 2018 r.-Czas czytania: 5 minuty

Podczas Światowego Spotkania w 2018 roku, które odbyło się na irlandzkiej ziemi, Ojciec Święty zachęcił małżonków do tego, aby dokonali "mocne zakłady, na całe życie".i wezwał rodziny do bycia "latarnia, która promieniuje na świat radością Jego miłości."poprzez "małe codzienne gesty życzliwości".  Kolejne spotkanie odbędzie się w Rzymie w 2021 roku.

Tekst - tekst - tekst - tekst - tekst - tekst - tekst - tekst - tekst - tekst - tekst - tekst - tekst - tekst Giovanni Tridente, Rzym

Kongres, festiwal, kilka spotkań z udziałem papieża Franciszka, dziesiątki tysięcy par małżeńskich z różnych krajów, ze swoimi dziećmi: rodzina i jej radość dla Kościoła i dla świata stały się w ostatnich tygodniach ponownie aktualne dzięki Światowemu Spotkaniu Rodzin 2018, które odbyło się w Dublinie. Całość adhortacji "Rodzina i jej radość dla Kościoła i świata" posłużyła jako myśl przewodnia wydarzenia. Amoris laetitia, Projekt był badany we wszystkich aspektach we wspólnych refleksjach, z udziałem prelegentów z różnych środowisk, laboratoriach, seminariach, świadectwach i debatach.

Było oczywiście wielkie oczekiwanie na słowa papieża Franciszka, biorąc pod uwagę specyfikę kraju goszczącego inicjatywę, który papież odwiedził po raz pierwszy od prawie czterdziestu lat (św. Jan Paweł II odwiedził Galway w 1979 r.) i wciąż wstrząśnięty wielkim dramatem nadużyć, który w ostatnich latach mocno osłabił wiarygodność irlandzkiego Kościoła i jego duszpasterzy. Właśnie z tego powodu kwestie te towarzyszyły wielu wystąpieniom Ojca Świętego i w oczywisty sposób przyciągały uwagę światowych mediów.

Ale w centrum spotkania powinny być, i rzeczywiście były, rodziny. A słowa Papieża były jednoznaczne, podkreślając bez ogródek znaczenie pierwszej komórki społeczeństwa i piękno dawania światu świadectwa trwałych zobowiązań, które mogą nawet pomóc w przezwyciężeniu konfliktów i sprzeczności naszego rozczarowanego świata. Odniósł się także do nierozerwalności małżeństwa i przeciwko aborcji.

Świadectwo prorocze

Pierwsze publiczne spotkanie papieża Franciszka, po wylądowaniu na irlandzkiej ziemi, odbyło się z władzami i społeczeństwem obywatelskim. Przy tej okazji podkreślił inicjatywę Światowego Spotkania w Dublinie jako "prorocze świadectwo". a rodzina jako "spoiwo społeczeństwa".którego dobrem jest bycie "promowane i strzeżone za pomocą wszelkich właściwych środków"..

W obliczu wstrząsów społecznych i politycznych papież przypomniał o potrzebie odbudowy "poczucie bycia prawdziwą rodziną narodów".nie tracąc nigdy nadziei; przeciwnie, wytrwając z odwagą "w moralnym imperatywie bycia twórcami pokoju, pojednania i obrońcami siebie nawzajem".. Podejście, które wymaga ciągłego nawracania się i zwracania uwagi na ostatnich, a wśród nich na ubogich, ale także na najuboższych z ubogich. "najbardziej bezbronnych członków rodziny ludzkiej, w tym nienarodzonych, pozbawionych prawa do życia"..

Wyjątkowe i nierozerwalne małżeństwo

O owocności, wyjątkowości i nierozerwalności małżeństwa mówił Papież podczas dialogu z młodymi małżeństwami i parami zaręczynowymi w katedrze St Mary's w Dublinie, gdzie podkreślił znaczenie sakramentalnego znaku, który chroni małżonków i podtrzymuje ich w trakcie życia. "we wzajemnym darze z siebie, w wierności i w nierozerwalnej jedności".. A oto napomnienie: "Rób mocne zakłady, na całe życie, ryzykuj!".ponieważ małżeństwo "To ryzyko, które warto podjąć. Na całe życie, bo miłość taka jest"..

Papież wysłuchał właśnie świadectw pary obchodzącej 50 lat małżeństwa oraz dwóch młodszych par, zachęcając je do przezwyciężenia kultury prowizorki, która nie sprzyja decyzjom. "na całe życie".i przypomniał, że "Bóg ma dla nas marzenie i prosi nas, abyśmy uczynili je swoim".: "Marzenie wielkie, cenne i wspólne śnienie na nowo każdego dnia!"..

Franciszek zwrócił też uwagę na znaczenie przekazywania wiary swoim dzieciom oraz że "pierwszym i najważniejszym miejscem przekazywania wiary jest dom", gdzie za pomocą typowego "dialektNa stronie "znaczenie wierności, uczciwości i poświęcenia".. Następnie powrócił do znaczenia modlitwy rodzinnej i potrzeby "rewolucja czułości". by dać życie "pokolenie bardziej przedwczesne, łagodne, bogate w wiarę, dla odnowy Kościoła i całego społeczeństwa irlandzkiego"..

Każdy z was jest Jezusem Chrystusem

"Każdy z was jest Jezusem Chrystusem. Dziękujemy za zaufanie, którym nas obdarzacie".Tymi słowami papież Franciszek zwrócił się do rodzin bezdomnych przebywających w ośrodku recepcyjnym prowadzonym przez ojców kapucynów w stolicy Irlandii, który odwiedził w pierwszym dniu wizyty. "Wy jesteście Kościołem, wy jesteście ludem Bożym. Jezus jest z tobą".Następnie dodał, po podkreśleniu znaczenia pracy apostolskiej prowadzonej przez zakonników franciszkańskich.

Latarnia promieniująca radością w świecie

"Miło jest tu być. Pięknie jest świętować, bo to czyni nas bardziej ludzkimi i bardziej chrześcijańskimi".. Tak Ojciec Święty rozpoczął barwne święto rodzin obchodzone po południu 25 sierpnia w Croke Park Stadiumgdzie kilka par małżeńskich podzieliło się swoimi doświadczeniami z najbardziej intensywnych i wymagających momentów życia rodzinnego.

Czego Kościół oczekuje od rodzin? To, czego Bóg pragnie, powiedział Franciszek, a mianowicie, aby było to "latarnia, która promieniuje na świat radością Jego miłości".poprzez małe codzienne gesty dobroci, charakterystyczne dla tej świętości. "z sąsiedztwa". które poruszył już w swoim ostatnim napomnieniu Gaudete et exsultate.

Nawiązując następnie do wysłuchanych świadectw, Franciszek przypomniał, że przebaczenie jest "szczególny dar od Boga, który leczy nasze rany i zbliża nas do siebie i do Niego".Podczas gdy miłość i wiara w rodzinie może być "źródła siły i pokoju nawet pośród przemocy i zniszczeń spowodowanych przez wojnę i prześladowania".. "Pięknie jest mieć dziesięcioro dzieci. Dziękuję."Papież dodał, poruszony świadectwem Marii i Damiana, którzy byli napełnieni "z miłości i wiary".zdolny do przekształcenia "całkowicie swoje życie".. W centrum przemówienia papieża znalazły się także osoby starsze - dziadkowie - i potrzeba, by zawsze ich cenić, bo "Od nich otrzymaliśmy tożsamość, wartości i wiarę".. Między innymi, jeśli tego zabraknie "sojusz między pokoleniami skończy się brakiem tego, co naprawdę ważne - miłości"..

Bastiony wiary i nadziei

Na esplanadzie sanktuarium w Knock, bardzo drogiego Irlandczykom, Franciszek mówił o znaczeniu Różańca, zachęcając do kontynuowania tej tradycji i modlitwy do Najświętszej Dziewicy - która jest Matką - aby rodziny były "bastiony wiary i dobroci". w obliczu świata, który chciałby umniejszyć godność człowieka. Z kolei na zakończenie Mszy św. w Phoenix Park papież powrócił do konieczności i wezwania całego Kościoła "wyjść", aby zanieść słowa życia wiecznego na peryferie świata"..

Przed opuszczeniem Irlandii papież spotkał się wreszcie z biskupami tego kraju w klasztorze sióstr dominikanek, zachęcając ich "w tych trudnych czasach". aby wytrwali w swojej posłudze jako "zwiastunów Ewangelii i pasterzy trzody Chrystusa". i podkreślając, że niedawne Światowe Spotkanie wykazało większą świadomość ze strony rodzin "o ich niezastąpionej roli w przekazywaniu wiary".. Proces, któremu biskupi są wezwani towarzyszyć, popychając w kierunku "kultura wiary i poczucie misyjności uczniów"..

Watykan

Bolesna prośba papieża o przebaczenie za nadużycia

Giovanni Tridente-4 września 2018 r.-Czas czytania: 2 minuty

Papież Franciszek wystosował z Dublina do świata głęboki apel o przebaczenie za nadużycia seksualne wobec dzieci i kobiet, dla wszystkich ofiar. Powtórzony apel, który nadal jest aktualny, wraz ze stanowczym zobowiązaniem do walki z nadużyciami w Kościele.

Tekst - tekst - tekst - tekst - tekst - tekst - tekst - tekst - tekst - tekst - tekst - tekst - tekst - tekst Giovanni Tridente, Rzym

Pierwsze słowa Ojca Świętego w tym sensie zostały wypowiedziane podczas spotkania z władzami, zaraz po wylądowaniu w Dublinie, gdzie w obliczu rzeczywistości najbardziej bezbronnych uznał, że "poważny skandal spowodowanych - wcześniej także w Irlandii - przez duchownych, którzy powinni byli je chronić i wychowywać. Porażka, która słusznie budzi oburzenie, a jednocześnie "pozostaje przyczyną cierpienia i wstydu dla społeczności katolickiej"..

W kaplicy objawień w sanktuarium w Knock papież powiedział, że przedstawił św. "wszyscy ocaleni, ofiary nadużyć ze strony członków Kościoła w Irlandii".w tym nieletnich, którzy są "skradł ich niewinność lub odebrał je matkom i pozostawił z blizną bolesnych wspomnień".ponawiając zdecydowane zobowiązanie "w poszukiwaniu prawdy i sprawiedliwości"..

Co zaskakujące, po tym jak dzień wcześniej spotkał się z ośmioma ofiarami różnego rodzaju nadużyć ze strony duchownych, podczas Mszy św. kończącej spotkanie Ojciec Święty zdecydował się na wypowiedzenie aktu pokutnego, w którym w zebranym tonie ponownie prosił o przebaczenie za tego typu przestępstwa. Wśród nich wymienił również przypadki nadużyć w miejscu pracy oraz tych dzieci, które zostały odebrane matkom - dziewczynkom/matkom - a następnie uniemożliwiono im ich poszukiwanie, ponieważ powiedziano im "że 'był to grzech śmiertelny'". Papież błagał Pana, aby "utrzymywać i zwiększać ten stan wstydu i komplikacji". dający siłę "żeby to się już nigdy nie powtórzyło i żeby sprawiedliwości stało się zadość"..

W końcu do tematu nawiązał także podczas spotkania z biskupami kraju, gdzie zachęcał ich, by nigdy nie opuszczali gardy. "wobec powagi i rozmiarów nadużyć władzy, sumienia i seksualnych w różnych kontekstach społecznych".. W obliczu bolesnych upokorzeń papież wezwał do odwagi, bliskości, aby przezwyciężyć obraz "Kościoła autorytarnego, surowego i autokratycznego"..

Innym aspektom niepokojącej sytuacji stworzonej w Kościele przez te nadużycia, a także listowi skierowanemu przez Ojca Świętego do Ludu Bożego, poświęcone są. Analiza i Opinia na kolejnych stronach.

Ewangelizacja

Synod o Amazonii i propozycje dotyczące celibatu

Dokument roboczy zbliżającego się Synodu o Amazonii zawiera prośbę o przestudiowanie możliwości wyświęcania na kapłanów osób, które spełniają pewne warunki, nawet jeśli są złączone w małżeństwie. Autor, który był również sekretarzem Kongregacji ds. Duchowieństwa, wyraża swoją opinię.

Celso Morga-1 z września 2018 r.-Czas czytania: 3 minuty

Na stronie Instrumentum laboris zgromadzenia Synodu Biskupów o Amazonii (6-27 października) postawił na możliwość wyświęcania na kapłanów mężczyzn żonatych, sprawdzonych w cnocie i wierności Kościołowi. W związku z tym nie możemy nie brać pod uwagę - jak to wykazali między innymi kardynał Alfonso M. Stickler i Christian Cochini, S.I. - że celibat dla święceń w Kościele pierwszych wieków należy rozumieć nie tylko w sensie zakazu zawierania małżeństw, ale także w sensie doskonałej kontynencji dla osób wyświęcanych w czasie, gdy były już żonate, co było normą.

Na stronie dokumenty soborów, papieży i ojców z pierwszych trzech wieków dotyczące celibatu pierwsze trzy wieki dotyczące celibatu-kontinuum są, ogólnie rzecz biorąc, odpowiedzią na wątpliwości lub pytania na wątpliwości lub pytania kwestionujące celibat świętych szafarzy na ogół w sensie nie wymagania od żonatych mężczyzn po święceniach doskonałej kontynencji, jak w kan. święcenia, jak w kanonie 33 Soboru w Elwirze (305?): "Wydawało nam się, że dobrą rzeczą jest zakazanie biskupi, księża i diakoni mają absolutny zakaz utrzymywania stosunków seksualnych ze swoimi stosunki (seksualne) z własną żoną". Są to dokumenty, które wyrażają wolę by pozostać wiernym tradycji "stary" a nawet do tradycji apostolskiej, której obrona będzie inspirować papieży, Ojców lub Ojców soborowych, aby przeciwstawić się podejrzanym innowacjom w tej dziedzinie. w tej sprawie.

A W świetle tych dokumentów anachroniczne byłoby uzależnianie powstania celibatu ministrów od celibat ministrów od chwili, gdy sobory rzymskie lub papieże promulgowali takie normy, albo uważać, że zaczęło to być Sobory lub Papieże promulgują takie normy, albo uważać, że zaczęto je praktykować w momencie ich promulgowania. promulgowany. Te spisane świadectwa z III i IV wieku odzwierciedlają starszą praktykę i jako takie powinny być rozumiane. praktyka i tak musi być rozumiana. Z drugiej strony należy w tych pierwszych wiekach rozróżnić "celibat" od "celibatu". między "celibatem-zakazem" małżeństwa po święceniach a "celibatem-zakazem" małżeństwa po święceniach. święcenia i "celibat-kontinuum", jako obowiązek zachowania doskonałej kontynencji idealna kontynencja dla tych, którzy zawarli małżeństwo przed przyjęciem święceń.

Na stronie Historia Kościoła pokazuje głęboki związek między celibatem ministrów a językiem i duchem Ewangelii. ministrantów oraz języka i ducha Ewangelii. Daleki od bycia czysto kościelnym o pochodzeniu czysto kościelnym, ludzkim i podlegającym derogacji, pojawia się jako praktyka pochodząca jako praktykę, która wywodzi się od samego Jezusa i Apostołów, na długo przed tym, jak została formalnie formalnie ustanowione przez prawo. Jezus Chrystus jawi się jako jedyny kapłan Nowego Testamentu, na którym mają się wzorować wszyscy kapłani i święci szafarze, za przykładem należy wzorować się na, za przykładem Apostołów, pierwszych kapłanów Chrystusa, którzy w lewo "wszystkie"by iść za nim, w tym ewentualnej kobiety.

Kiedy Paweł prosi Tymoteusza i Tytusa, aby wybrali na przywódców Kościoła "mężowie jednej kobiety", ma na celu zapewnienie przydatność kandydatów do praktyki doskonałego trzymania moczu, która będzie od nich wymagana poproszony o nie podczas nakładania rąk. Egzegeza tego fragmentu to. poświadczone przez pisma papieży i soborów od IV wieku, którzy rozumieją wcześniejszą tradycję wcześniejszą tradycję rozumiemy coraz wyraźniej nie tylko jako zakaz ponownego małżeństwa, jeśli ponowne małżeństwo, jeśli wyświęcony mężczyzna stanie się wdowcem, ale także jako doskonałą ciągłość idealną ciągłość z jego żoną. Z tego powodu znajdujemy bardzo starożytne pontyfikalne i patrystyczne świadectwa patrystyczne, które przypisują Apostołom wprowadzenie obowiązkowego celibatu. obowiązkowy celibat.

Jaka jest zatem w świetle Tradycji odpowiedź na pytanie o ewentualne święcenia żonatych mężczyzn w dzisiejszym Kościele? Zdaniem kardynała Sticklera nie byłoby to niemożliwe, o ile wymagano by od nich zachowania kontynencji, co powszechnie miało miejsce w pierwszym tysiącleciu Kościoła łacińskiego. Kiedy jednak mówimy dziś o święceniach żonatych mężczyzn, powszechnie przyjmuje się, że przyznaje się im możliwość kontynuowania życia małżeńskiego po święceniach, pomijając fakt, że takiego ustępstwa nigdy nie czyniono w czasach starożytnych, kiedy święcono żonatych mężczyzn.

Czy istnieją dziś okoliczności, aby Kościół łaciński powrócił do praktyki wyświęcania żonatych mężczyzn, wymagając od nich kontynentu? Jeśli uważa się, że Kościół starał się ograniczyć te święcenia ze względu na związane z nimi niedogodności i wyświęcać tylko mężczyzn w celibacie, to w obecnych okolicznościach nie wydaje się właściwe przywracanie praktyki, która jest już przestarzała. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby wyświęcić starszych mężczyzn w celibacie lub owdowiałych, a nawet osoby pozostające w związku małżeńskim, jeśli oboje małżonkowie zobowiązują się do zachowania kontynencji. Oczywiste jest, że dzisiejsza mentalność nie zrozumiałaby takiej kontynencji, ale nie był to sposób myślenia w pierwotnych wspólnotach chrześcijańskich, znacznie bliższych czasowo od przepowiadania Jezusa i Apostołów.

Skąd zatem odmienna dyscyplina w katolickich Kościołach wschodnich? Sam kardynał Stickler odpowiada: w Kościele łacińskim świadectwo Ojców i prawa Soborów pod przewodnictwem Biskupa Rzymu stanowią bardziej spójną całość niż teksty wschodnie, które są bardziej niejasne i zmienne z różnych powodów: wpływ herezji takich jak arianizm; brak wystarczającej reakcji hierarchów na nadużycia; brak skutecznego sprawowania czujności ze strony papieży rzymskich... Z tych i innych powodów Wschód doświadczył rozluźnienia pierwszej dyscypliny, która została zinstytucjonalizowana na soborze w Trullo lub Quininsesto w 691 roku.

AutorCelso Morga

Arcybiskup Mérida-Badajoz.

Kara śmierci a godność człowieka

10 września 2018 r.-Czas czytania: 5 minuty

"Kościół naucza w świetle Ewangelii, że "kara śmierci jest niedopuszczalna, ponieważ narusza nienaruszalność i godność osoby". O tej afirmacji można przeczytać w upublicznionym w tych dniach nowym wydaniu Katechizmu Kościoła Katolickiego (nr 2267).

W ramach szerszego tekstu do tego nowego sformułowania dołączono w tych dniach także list Kongregacji Nauki Wiary oraz artykuł bp. Osservatore Romano.

Jest ona owocem rozwoju doktrynalnego, jaki dokonał się w ostatnich dziesięcioleciach, dotyczącego świadomości podstawowa godność osoby ludzkiejOsoba ludzka, będąc stworzona na obraz Boga; a w konsekwencji pogłębienie szacunku należnego całemu życiu ludzkiemu.

Konkretnie św. Jan Paweł II stwierdził w 1999 r., że w tej odnowionej perspektywie kara śmierci jest równoznaczna z zaprzeczeniem godności człowieka i pozbawia go możliwości odkupienia lub zmiany; jest więc karą "okrutną i niepotrzebną". Magisterium przyjmuje obecnie tę samą linię.

Przez długi czas kara śmierci była akceptowana na gruncie kurateli lub słusznej obrony społeczeństwa. W swoim pierwszym wydaniu z 1992 roku Katechizm Kościoła Katolickiego przewidywał karę śmierci w ramach "kar proporcjonalnych" do wyjątkowej wagi niektórych przestępstw. Jednocześnie ograniczył odwołanie się do kary śmierci do przypadków, w których bezkrwawe środki nie są wystarczające do obrony życia ludzkiego przed agresorem, "ponieważ lepiej odpowiadają konkretnym warunkom dobra wspólnego i są bardziej zgodne z godnością osoby ludzkiej".

W swoim typowym czy oficjalnym wydaniu z 1997 roku Katechizm wysunął ten argument z zastrzeżeniem, że jest to "jedyna możliwa droga". Dodała, że dziś państwo ma więcej możliwości, by skutecznie ścigać przestępstwa, nie pozbawiając przestępcy możliwości odkupienia; tak, że przypadki, w których kara śmierci jest konieczna, jeśli się zdarzają, to rzadko.

Obecnie jesteśmy świadkami kolejnego kroku w rozwoju doktrynalnym w tej kwestii, aż do deklaracji, że Kościół uważa dziś karę śmierci za naprzeciwko do godności człowieka i dlatego, niedozwolone.

List Kongregacji Nauki Wiary wskazuje na trzy ważne argumenty, na których opiera się nowe brzmienie Katechizmu w tej kwestii: 1) fundamentalna godność ludzka, właśnie dlatego, że jest związana z obrazem Boga, który człowiek posiada w swojej istocie, "nie jest utracona nawet po popełnieniu bardzo poważnych przestępstw"; 2) sankcje karne "muszą mieć na celu przede wszystkim resocjalizację i reintegrację społeczną przestępcy"; 3) "wprowadzono skuteczniejsze systemy zatrzymania, które gwarantują obronę konieczną obywateli".

Katechizm stwierdza teraz: w odniesieniu do kary śmierci: "Kościół (...) zobowiązuje się z determinacją do jej zniesienia na całym świecie".

Warto zastanowić się nad trzema aspektami.

  1. Przede wszystkim należy zauważyć, że to właśnie m.in. podstawowa godność Nie jest zależna od opinii czy decyzji jednych lub wielu, i nigdy nie jest stracona, nawet w przypadku wielkiego zbrodniarza. Stąd każdy człowiek ma wartość sam w sobie (nie może być traktowany jako zwykły nośnik czy "przedmiot") i zasługuje na szacunek przez siebie (nie dlatego, że tak mówi ustawa), od pierwszego momentu poczęcia do naturalnej śmierci.

Na czym opiera się ta "absolutna wartość" osoby ludzkiej? Od czasów starożytnych ludzie wyróżniali się spośród innych istot we wszechświecie swoim duchem, swoją "duszą duchową". Wynika to również z jego szczególnej relacji do boskości. Biblia potwierdza, że człowiek został stworzony na obraz i podobieństwo Boga. A chrześcijaństwo jasno mówi, że każdy człowiek jest powołany do otrzymania udziału w boskim synostwie w Chrystusie. Ci, którzy nie uznają istnienia Istoty Najwyższej, mają większe trudności z ustaleniem godności człowieka. A doświadczenie historyczne pokazuje, że nie jest dobrym doświadczeniem pozwolić niektórym lub wielu decydować o tym, czy ktoś ma godność człowieka, czy nie.

Kolejna sprawa to. godność moralna, że ktoś może stracić, czyli umniejszyć, jeśli zrobi coś niegodnego. Na poziomie podstawowej godności nie ma ludzi niegodnych. Na płaszczyźnie moralnej są ludzie, którzy czynią siebie niegodnymi, depcząc godność innych. Godność moralna wzrasta za każdym razem, gdy człowiek postępuje dobrze: dając z siebie to, co najlepsze, kochając, czyniąc ze swojego życia dar dla innych.

  1. Po drugie, niektórzy mogą uznać przymiotnik "nadmierny" za przesadny. niedozwolonez której korzysta papież Franciszek i która odzwierciedla nowe brzmienie Katechizmu. Odniesienie to pochodzi z jego przemówienia z okazji 25-lecia Katechizmu Kościoła Katolickiego. Kontekst tej wypowiedzi można wyjaśnić następująco: dziś doszliśmy do ponownej refleksji w świetle EwangeliiEwangelia pomaga nam lepiej zrozumieć porządek Stworzenia, który Syn Boży przyjął, oczyścił i doprowadził do pełni, poprzez kontemplację postawy Jezusa wobec ludzi: Jego miłosierdzia i cierpliwości wobec grzeszników. Ewangelia pomaga nam lepiej zrozumieć porządek Stworzenia, który Syn Boży przyjął, oczyścił i doprowadził do pełni, poprzez kontemplację postawy Jezusa wobec ludzi: Jego miłosierdzia i cierpliwości wobec grzeszników, którym zawsze daje możliwość nawrócenia. I tak po tym procesie rozeznania, także doktrynalnego, Kościół naucza dziś, że kara śmierci jest niedopuszczalna. ponieważ stwierdził, że jest to sprzeczne z fundamentalną godnością każdego człowieka, która nigdy nie zostaje utracona nawet w przypadku popełnienia wielkiej zbrodni.

List Kongregacji Wiary zauważa, że obowiązek władzy publicznej do obrony życia obywateli nadal istnieje (por. poprzednie punkty Katechizmu nn. 2265 i 2266), biorąc także pod uwagę aktualne okoliczności (nowe rozumienie sankcji karnych i poprawa skuteczności obrony), na co wskazuje zaktualizowane brzmienie n. 2267.

Jednocześnie nowe sformułowanie jest przedstawiane jako "impuls do zdecydowanego zobowiązania" do wprowadzenia środków, w tym dialogu z władzami politycznymi, w celu uznania "godności każdego życia ludzkiego" i ostatecznego wyeliminowania instytucji prawnej kary śmierci tam, gdzie nadal obowiązuje.

  1. Rino Fisichella - przewodniczący Papieskiej Rady ds. Nowej Ewangelizacji - w swoim artykule opublikowanym w. Osservatore Romano (2-VIII-2018), że stoimy przed "decydującym krokiem w promowaniu godności każdej osoby". Jest to, jego zdaniem, rzeczywisty postęp - harmonijny rozwój w ciągłości - w rozumieniu doktryny na ten temat, "która dojrzała do tego, byśmy zrozumieli nietrwałość kary śmierci w naszych czasach".

Przywołując przemówienie inauguracyjne św. Jana XXIII na Soborze Watykańskim II, abp Fisichella pisze, że depozyt wiary musi być wyrażony w taki sposób, aby można go było zrozumieć w różnych czasach i miejscach. A Kościół musi tak głosić wiarę, aby prowadziła ona wszystkich wierzących do podjęcia odpowiedzialności za przemianę świata w kierunku autentycznego dobra.

Tak jest w istocie. Wskazując na rolę Katechizmu Kościoła Katolickiego, bulla promulgująca go w 1992 r. zauważyła, że "musi on uwzględniać wyjaśnienia doktryny, które z biegiem czasu Duch Święty podsuwa Kościołowi". I dodaje: "Musi też pomagać w rzucaniu światła wiary na nowe sytuacje i na problemy, które nie pojawiły się jeszcze w przeszłości" (Konstytucja apostolska. Fidei depositum, 3).

W tym samym duchu wyraził się papież Franciszek w przemówieniu cytowanym przez punkt Katechizmu, którego nowym wydaniem się zajmujemy: "Nie wystarczy więc znaleźć nowy język, aby wyrazić wiarę jak zawsze; konieczne i pilne jest, aby w obliczu nowych wyzwań i perspektyw, które otwierają się przed ludzkością, Kościół potrafił wyrazić nowości Ewangelii Chrystusowej, które, choć są w Słowie Bożym, jeszcze się nie ujawniły" (Franciszek, Przemówienie z okazji 25-lecia Katechizmu Kościoła Katolickiego, 11-X-2017: L'Osservatore Romano, 13-X-2017).

Nie chodzi, krótko mówiąc, o zwykłe słowa, ale o wierność - autentyczna wierność jest wiernością dynamiczną - przesłaniu Ewangelii. Wierność, która w oparciu o rozum, a więc i etykę, pragnie przekazywać i głosić doktrynę chrześcijańską na podstawie kontemplacji Osoby, życia i nauki Jezusa Chrystusa.

AutorRamiro Pellitero

Dyplom z medycyny i chirurgii uzyskany na Uniwersytecie w Santiago de Compostela. Profesor eklezjologii i teologii pastoralnej w Katedrze Teologii Systematycznej na Uniwersytecie w Nawarze.

Aktualności

Eliminacja bólu i cierpienia, a nie życia

Ból i cierpienie są prawdziwym wrogiem, którego należy wyeliminować, a nie życie tych, którzy cierpią z ich powodu. Wielokrotnie jest nam pokazywana jako współczujące rozwiązanie i jako darmowa prośba tych, którzy nie chcą już więcej cierpieć.

José Luis Méndez-5 lipca 2018 r.-Czas czytania: 3 minuty

W naszym społeczeństwie istnieje duża wrażliwość na sytuacje, które mogą sprawić nam ból lub jakąkolwiek formę cierpienia. I to jest naturalne, bo człowiek został stworzony do szczęścia.

To jakoś w naszych "genach" jest to pragnienie pełnej i wiecznej radości, coś, co otwiera nas na wyjście poza wymiary naszej ziemskiej egzystencji i stawia nas w perspektywie wieczności, na udział w radości i szczęściu jedynego Wiecznego, Boga, który jest źródłem tego pragnienia i który zaprasza nas do udziału w swoim życiu. To powołanie do pełni życia w Bogu podkreśla wielką wartość życia ludzkiego na tej ziemi, ponieważ jest ono podstawowym warunkiem tego powołania do pełni w wieczności; dlatego powołanie to zaprasza nas również do troski o całe życie ludzkie, a jednocześnie ukazuje nam, że życie biologiczne jest rzeczywistością przedostatnią, a nie ostateczną (por. św. Jan Paweł II, Encyklika Ewangelia życia, 2).

Wezwanie do całości

Wezwanie do tej pełni życia jest jak źródło tego pragnienia. Jednak doświadczenie przynosi nam każdego dnia twarzą w twarz z bólem i cierpieniem. Jest to więc pełnia, którą mamy nadzieję osiągnąć; ale w naszej ziemskiej sytuacji, dopóki nie osiągniemy tej Chwały, ból i cierpienie będą częścią naszego życia. Z pewnością, "musimy zrobić wszystko, co w naszej mocy, aby przezwyciężyć cierpienie, ale całkowite usunięcie go ze świata nie leży w naszych rękach, po prostu dlatego, że nie możemy pozbyć się naszej ograniczoności i dlatego, że nikt z nas nie jest w stanie wyeliminować mocy zła, winy, która jest ciągłym źródłem cierpienia." (Benedykt XVI, Encyklika Spe Salvi, 3).

Znaczenie życia ludzkiego

Wszystko to prowadzi nas do odkrycia wielkiego znaczenia ochrony całego życia ludzkiego bez względu na wiek, stan zdrowia, warunki społeczno-ekonomiczne..., bez "odrzucania" kogokolwiek. Co więcej, wymaga od nas szczególnej troski o osoby najbardziej kruche i wrażliwe.
Z pewnością w wielu przypadkach biomedycyna nie jest w stanie zaproponować lekarstwa, ale zawsze możemy zadbać o opiekę. Kultura efektywności, w której jesteśmy zanurzeni, dąży przede wszystkim do bycia zdecydowanym, do dostarczania szybkich i prostych rozwiązań. A gdy tego nie udaje się osiągnąć, pojawia się pewna frustracja, bo jedynym celem jest leczenie. Kultura opieki, w tym sensie, jest wyzwaniem, ponieważ nie stawia sobie za cel wyleczenia tego, czego wyleczyć się nie da, a także wymaga cierpliwości, by towarzyszyć bez większych rezultatów, dzieląc po części cierpienie. Bardzo ważne jest "wejście" w tę logikę troski, bo w ten sposób żadne życie nie jest bezwartościowe, każdy człowiek jest ważny i zasługuje na naszą miłość i troskę. Odwrotna sytuacja kończy się wytworzeniem mentalności, która prowadzi do lekceważenia najsłabszych, wprowadza nas w logikę - mówiąc słowami papieża Franciszka - odrzucania, prowadzi do marginalizacji życia osób znajdujących się w szczególnie trudnej sytuacji, a także do budowania bardziej indywidualistycznego społeczeństwa, w którym paradoksalnie życie jednostek jest oceniane jako niewartościowe.

Istnieją alternatywy

W naszych czasach pilne jest doprowadzenie do mentalności, która pozwoli nam uznać prawo do opieki do naturalnego końca życia, w przeciwieństwie do rosnącej pragmatycznej mentalności eliminowania tych, którzy cierpią, a nie walki o wyeliminowanie cierpienia. Uznanie godności drugiego sprawia, że jego prawa są dla mnie oczywiste. Prawo to polega na opiece, towarzyszeniu, zwłaszcza gdy osoba cierpi na nieuleczalną chorobę, która w stosunkowo krótkim czasie doprowadzi do śmierci.

Dzisiaj nauki medyczne, z Oddziały leczenia bólu i opieki paliatywnejPacjent posiada zasoby pozwalające na złagodzenie bólu do tolerowanych granic lub jego całkowite wyeliminowanie. Można to zrobić nawet we własnym domu, pozwalając na to, by śmierć nastąpiła bez przebywania w samotności szpitala. Możliwe jest zatem umieranie w sposób bardziej odpowiadający godności osoby ludzkiej, w towarzystwie uczucia rodziny i przyjaciół, z niezbędną uwagą na potrzeby duchowe i, w razie potrzeby, z opieką religijną. W tym sensie prawo do promowania i ochrony jest prawem do otrzymania opieki paliatywnej. Szacuje się, że w Hiszpanii ponad 50 tys. osób umiera bez tej opieki, a więc z możliwym do uniknięcia bólem i cierpieniem, które można by złagodzić bez specjalnych trudności.

Prawdziwym "wrogiem do wyeliminowania" jest cierpienie i ból, a nie życie tych, którzy z tego powodu cierpią. Eutanazja (bezpośrednie spowodowanie śmierci) jest nam często przedstawiana jako rozwiązanie pełne współczucia i jako wolna prośba tych, którzy nie chcą dłużej cierpieć. Jednak im swobodniejsza decyzja, tym mniej jest uwarunkowana sytuacją cierpienia. Najpierw konieczne będzie wyeliminowanie tego cierpienia, pomoc w korzystaniu z wolności osób dotkniętych bólem nie do zniesienia lub gdy sytuacja życiowa wiąże się z wielkim niepokojem, udręką, lękiem... Doświadczenie wielu pracowników służby zdrowia pokazuje, jak po opanowaniu tych objawów ludzie zmieniają decyzję o poddaniu się eutanazji.

AutorJosé Luis Méndez

Dyrektor Departamentu Zdrowia Konferencji Episkopatu Hiszpanii

Wielebny SOS

Praca przy świątyniach

Bez specjalnego przygotowania księża stają przed onieśmielającymi potrzebami utrzymania kościołów i pomieszczeń parafialnych.

Manuel Blanco-4 lipca 2018 r.-Czas czytania: 3 minuty

Jest taki kościelny "tytuł" zwany "administratorem", którego szerokie znaczenie nabiera odcienia drwiny, a zarazem troski, gdy mowa o budynkach, z którymi mamy do czynienia. Temat prac spowodował wśród proboszczów wiele siwych włosów, łysienia i martwicy neuronów. Należy zauważyć, że niektórzy są entuzjastami jak rogaty "Rambo": z licencjami i pozwoleniami na budowę; pisząc do administracji publicznej; z petycjami sąsiedzkimi; katalogując towary; robiąc inwentaryzację; prosząc o kredyty; biorąc "Almax"...

Pan zlecił św. Franciszkowi: "Napraw mój Kościół". Gdy odnosimy się, dosłownie, do budynków, zaczyna działać adrenalina. Czasem paraliżuje, a czasem aktywuje rozum. Jakiś starszy ksiądz chrząknął (rosmaba, mówimy w mojej krainie) do swoich parafian: "Jasne, na festyny nie mają nic przeciwko temu, żeby płacić po 100 euro, ale na naprawę kościoła - zupełnie nic! Nuty nie przychodzą na Mszę!". Wiara nie jest bowiem wykluczona z dzieł kościelnych: ileż to razy Kościół, przy wielkim braku środków, musiał podejmować budowę, naprawę, promocję itd. itd. "Jeśli to jest z Boga, to wyjdzie."Starsi mówią z absolutnym przekonaniem.

Ale bycie "budującym" księdzem przyprawia o zawrót głowy. Nie zapominając o tym, co najważniejsze, o głównej przyczynie każdego zadania: o duszpasterstwie dusz, o prawdziwych żywych kamieniach. Ocena, czy części aluminiowe będą działać. Budżetowanie z kilkoma murarzami. Pospiesz się ze stolarzem, bo jego nawał pracy opóźnił wykonanie zaplanowanego remontu. Elektryk, który przedstawił nowy projekt, oczywiście droższy, ale z dużo nowocześniejszym systemem. Farba silikatowa... Trudno się zdecydować. "W świecie feudalnym wszystko było prostsze"Ksiądz powiedział urzędnikowi, po uzyskaniu kilkunastu zezwoleń kościelnych, miejskich, dziedzictwa kulturowego, stowarzyszeń itp.

Księża wiedzą, że w swoich reformach i konstrukcjach muszą przejść przez "kanał regulacyjny". Są dobrymi płatnikami, ale są przeciążeni pracą. "Za 20 lat będę hodował malwy, panie kwestorze.". Tak skarżył się pewien proboszcz w biurach Kurii na długość proponowanego mu kredytu, bo tarcia zdarzają się także w domu, gdy przychodzi do negocjacji. I błogosławiony jest kapłan, który znajdzie w parafii osobę, która ma zdolności i czas, aby mu pomóc w pracach! Dwa rodzaje istot ludzkich utrudniają pomyślne zakończenie prac. Polecamy je: z jednej strony postać "donosiciela"; ze złości, niezgody, obrażania się lub chęci zaistnienia stawia przeszkody raz po raz. Z drugiej strony jest "skąpiec", jak w skrajnym przypadku tych, którzy oglądając Mszę św. w telewizji, zmieniają kanał w czasie zbiórki.

W różnych częściach świata istnieją poważne obawy o przyszłość majątku kościelnego: czy będzie możliwe utrzymanie patrymonium parafii, zwłaszcza tych, które są skromniejsze pod względem liczby ludności lub zasobów? Katolicy mają bardzo szczególną sielankę z Opatrznością. Złe języki uzasadniają to w następujący sposób: "Widać, że Bóg wspomaga swój Kościół, skoro mimo ludzkich wysiłków, by go obalić, wciąż stoi..". Żaden mężczyzna czy kobieta wiary nie pozostaje przywiązany do materialnej konstrukcji. Czuje jednak chęć zadbania o otrzymaną spuściznę.

Pozbycie się pewnych "obciążeń", takich jak nieproduktywne grunty i budynki, wydaje się rozsądne. Generują one koszty utrzymania, takie jak odchwaszczanie, oraz zagrożenia, takie jak ryzyko pożaru czy zawalenia się. Rośnie nawet pragnienie odzyskania wśród wierzących autentycznego ewangelicznego ducha oszczędności i ubóstwa. Ale jest też miejsce na "mikropatronat", te małe pożyczki i dotacje, które pozwolą zachować bogate dziedzictwo wiary powierzone nam przez naszych przodków. Mówi się, że kilka plasterków wędliny i odrobina chleba tworzą kanapkę zabijającą głód; ale na co dzień staramy się lepiej odżywiać. Tak samo Bóg nie potrzebuje struktur, aby słuchać swoich dzieci, ale wie, że nasza godność wzrasta, gdy przynosimy dobre dzieła, którymi budujemy dom Jego Kościoła.

Więcej
Teologia XX wieku

50 lat Medellín

24 sierpnia 1968 r. papież Paweł VI otworzył w Medellín drugą Konferencję Generalną Episkopatu Ameryki Łacińskiej, która miała być kamieniem milowym w refleksji lokalnych Kościołów latynoamerykańskich nad własną ewangelizacją.

Juan Luis Lorda-2 lipca 2018 r.-Czas czytania: 8 minuty

Istniała już wieloletnia tradycja soborowa, od pierwszych kroków amerykańskiej ewangelizacji.

Konferencje Generalne Episkopatu Ameryki Łacińskiej i Celamu

Ponadto w 1899 r. w Kolegium Łacińskim im. o. Pio w Rzymie odbyła się Rada Plenarna Ameryki Łacińskiej (1899), której celem było zbadanie problemów duszpasterskich. Było to ciekawe doświadczenie z umiarkowanym sukcesem. W 1955 roku Stolica Apostolska zachęciła do zorganizowania kolejnej konferencji generalnej episkopatu Ameryki Łacińskiej, która odbyła się w Rio de Janeiro (1955). Zgromadzenie zgromadziło około 350 przedstawicieli diecezji i innych struktur kościelnych. I to się udało: zauważono wspólność wielu problemów, podzielono się doświadczeniami ewangelizacyjnymi i w niezwykły sposób doświadczono komunii.

Pojawił się wówczas pomysł stworzenia stabilnej struktury, która badałaby te kwestie i zwoływała regularne spotkania. Przy wsparciu Stolicy Apostolskiej narodziła się CELAM, Rada Episkopatu Ameryki Łacińskiej, z siedzibą w Bogocie (1955). Nie była to struktura jurysdykcyjna, jak konferencje biskupów, ale organ koordynujący i doradczy. Po konferencji w Rio de Janeiro (1955) konferencje generalne odbyły się w Medellin (1968), Puebla de los Angeles (1979), Santo Domingo (1992) i w brazylijskim sanktuarium w Aparecida (2007). Stanowią one bardzo ważny organ refleksji dla Kościoła w krajach Ameryki Łacińskiej, a także dla Kościoła powszechnego.

Trzy wielkie wartości

Z różnym naciskiem, wszystkie zgromadzenia zawsze uwzględniały wspólne cechy katolicyzmu w Ameryce Łacińskiej, które można streścić w trzech wielkich wartościach i trzech wielkich problemach, które są zatem również trzema wielkimi wyzwaniami.

Pierwszą wartością jest to, że wiara chrześcijańska jest głównym korzeniem kulturowym większości narodów. Mają silną tożsamość katolicką. I ta wiara głęboko impregnowała i przenikała wizję świata i człowieka, wzorce moralnego postępowania, rytmy i święta życia społecznego. I leży u podstaw wielkiego szacunku dla Kościoła, mimo napięć, jakie powstawały z rządami liberalnymi w przeszłości i z postępowymi obecnie. Kościół jest głęboko zakorzeniony w ludzie i ta kategoria, która w Europie jest raczej rozmyta, w Ameryce Łacińskiej jest bardzo ważna.

Po drugie, ewangelizacja docierała do najbardziej odległych miejsc i najprostszych ludzi. Naprawdę, biedni byli ewangelizowani, nawet jeśli pozostawały rozproszone kieszenie ludności nieewangelizowane lub mniej ewangelizowane. Dokonało się to dzięki ofiarnemu poświęceniu wielu ewangelizatorów i przy dużym wysiłku i pomysłowości w tworzeniu i tłumaczeniu katechizmów na języki tubylcze. Jest to wyczyn chrześcijański porównywalny z dawną ewangelizacją europejską, jeszcze większy, bo tak rozległy. Ten wysiłek ewangelizacyjny pozostał w wielu Kościołach lokalnych, a w Aparecidzie został pięknie odnowiony. Kościół w Ameryce Łacińskiej czuje się na misji ewangelizacyjnej.

W rezultacie istnieje silna i radosna pobożność ludowa, która stanowi wielką wartość wiary w prawie wszystkich krajach Ameryki Łacińskiej. Wiara towarzyszy głównym kamieniom milowym życia osobistego i społecznego z głęboką, radosną i świąteczną pobożnością. Pobożność ludowa była i jest wielkim czynnikiem ewangelizacji, zwłaszcza wśród najbardziej stabilnych i tradycyjnych warstw ludności. Zostało to dostrzeżone i promowane w zgromadzeniach CELAM, od pierwszego do ostatniego. Jednak coraz częściej dostrzega się także wyzwanie, jakim jest ewangelizacja elit kulturalnych w ich własnych dziedzinach: naukach ścisłych, humanistycznych, polityce, sztuce.

Trzy główne problemy i wyzwania

Pierwszym chronicznym problemem narodów Ameryki Łacińskiej był brak duchowieństwa, a w konsekwencji struktur formacyjnych. Wiele z tego wynika z faktu, że większość duchownych, w czasach kolonialnych, pochodziła z metropolii. I dlatego, że postanowiono nie wyświęcać rdzennych duchownych. Problem ten nasilił się przy odzyskaniu niepodległości. A łagodzono ją sprzyjając przyjazdom zagranicznych duchownych.

W ostatnich dziesięcioleciach tendencja ta zmieniła się w wielu krajach, zwłaszcza w Meksyku, a przede wszystkim w Kolumbii, która stała się wielkim źródłem powołań misyjnych. Rozwinęły się także seminaria i wydziały, które mają już ugruntowaną pozycję. Byłoby bardzo miło dobrze opowiedzieć tę historię. Problem braku duchownych, zwłaszcza na obszarach wiejskich, miał pozytywny skutek w postaci rozwinięcia w wielu miejscach struktury "katechetów" lub osób świeckich odpowiedzialnych za podtrzymywanie życia Kościoła w wielu wspólnotach i wioskach. Bardzo stabilna instytucja z głębokimi korzeniami na obszarach wiejskich.

Drugim wyzwaniem jest konkurencja protestancka. Wraz z końcem rządów kolonialnych i ustanowieniem liberalnego ustawodawstwa, wolność kultu była dozwolona w różnym stopniu. Doprowadziło to do powstania powoli rosnącej miejskiej obecności protestanckiej. Od połowy XX wieku proces dekolonizacji narodów afrykańskich spowodował, że amerykański protestancki wysiłek ewangelizacyjny (wraz z obecnością polityczną) skierował się na południe. Oprócz rozwoju denominacji protestanckich w Stanach Zjednoczonych, w zależności od ich pochodzenia, rozwinęły się kościoły ewangelizacyjne zielonoświątkowe, charyzmatyczne lub niezależne, zależne po prostu od inicjatywy pastora, o sentymentalnym tonie, dobrze docierające do prostej ludności. Model ten rozprzestrzenił się z powodzeniem w całej Ameryce Łacińskiej i jest coraz bardziej obecny, czasem wojowniczo nastawiony do katolicyzmu, który uważają za heretycki i wypaczony, zgodnie z tradycją luterańską. Zdarza się to bardziej w kościołach niezależnych, które z reguły są też mniej wykształcone. Rodzi to wiele nieporozumień, a czasem bezpośrednich ataków propagandowych i jest coraz większym problemem latynoamerykańskich duszpasterzy.

Po trzecie, są to nierówności w rozwoju i ubóstwie. W wielu narodach amerykańskich istnieją warstwy ludności, które ledwie korzystały z dobrodziejstw postępu. Na początku XX wieku dotknęło to duże sektory populacji chłopskich, na ogół z silnym komponentem tubylczym lub, w niektórych przypadkach, potomków afrykańskich niewolników. W ciągu XX wieku kolejna ogromna kieszeń biedy, często nędzy, powstała w slumsach otaczających amerykańskie megalopolis: Meksyk, Bogotę, Buenos Aires, Rio de Janeiro... Powstały one w wyniku masowych exodusów z powodu lepszych oczekiwań życiowych, często iluzorycznych, z powodu wojny i przemocy terrorystycznej na wsi; a także z powodu wzrostu liczby ludności, ponieważ warunki sanitarne poprawiły się pośród tego wszystkiego. Są to ogromne wykorzenione populacje, w których występują zjawiska marginalizacji, przemocy i handlu narkotykami. I ostro kontrastują z wysokimi stojąc i konsumpcyjne zwyczaje warstwy "VIP" społeczeństwa.

Tak rażące i bliskie nierówności uderzyły w chrześcijańskie sumienie pastorów i wrażliwych ludzi. Jak można tolerować tak ostre różnice społeczne w chrześcijańskich narodach? Co można zrobić? 

Złożone czasy

Fidel Castro objął władzę na Kubie 1 stycznia 1959 roku. Miał poparcie wielu chrześcijan, a także, w sposób zniuansowany, arcybiskupa Santiago (Pérez Serantes). Warto przeczytać, przy okazji, opracowanie Ignacio Uría, Kościół i rewolucja na Kubie. Castro obalił skorumpowaną dyktaturę, ale wczesny komunistyczny i totalitarny dryl reżimu zawiódł nadzieje chrześcijan, a jego zbliżenie ze Związkiem Radzieckim uczyniło z Kuby wyrzutnię komunistycznej propagandy w całej Ameryce Łacińskiej i zaalarmowało Stany Zjednoczone, które zaczęły znacznie bardziej ingerować we wszystkie aspekty życia politycznego i kulturalnego.

Okres posoborowy był w narodach amerykańskich inny niż w Europie, ze względu na prymat kwestii duszpasterskich nad liturgicznymi czy doktrynalnymi oraz siłę tradycji i pobożności ludowej, która pochłaniała wiele prac duszpasterskich. Wpływ maja '68 był też mniejszy, bo mniej było młodych księży.

Z drugiej strony, kwestia ubóstwa i rozwoju została przedstawiona z nieuniknioną pilnością. Z jednej strony była rażąca rzeczywistość, która raniła sumienia. Tak ogromnych problemów nie można było rozwiązać za pomocą tradycyjnej polityki, która często była powolna, skorumpowana i nieskuteczna. Potrzebne były inne, znacznie potężniejsze i bardziej radykalne środki.

Nowe napięcia

W tym kontekście wszechobecne rozpowszechnienie myśli marksistowskiej zapewniało szybką i uproszczoną analizę przyczyn i rozwiązań oraz pokazywało nowe egalitarne społeczeństwo w zasięgu ręki. Potrzebne było tylko rewolucyjne oczyszczenie, które w wielu miejscach już trwało. Było to zaproszenie do pójścia po cele, nawet jeśli legalność środków nie zawsze była jasna: przemoc, a także niezwykła manipulacja życiem chrześcijańskim. Ale istniała już tradycja teologiczna dotycząca chrześcijańskiej zasadności rewolucji, a nawet tyranobójstwa (o. Mariana). W rzeczywistości mieszanka prostoty, utopii, przemocy i manipulacji nie mogła się udać, ale trudno było to wtedy dostrzec. Skrywała ją rewolucyjna nadzieja i mistycyzm.

Cały Kościół latynoamerykański, ale zwłaszcza sektory najbardziej wrażliwe i najmłodsze, odczuły pociąg: patos problemów i iluzję rewolucyjnych, szybkich i radykalnych rozwiązań. W dość tradycyjnych Kościołach o głęboko zakorzenionych zwyczajach pojawiły się nagle i z dużą siłą cztery różne, ale powiązane ze sobą zjawiska: wspólnoty bazowe, chrześcijanie dla socjalizmu, księża rewolucjoniści, a w tym klimacie pojawiły się także różne wersje teologii wyzwolenia, których było tyle, ilu teologów: Leonardo i Clodovis Boff, Gustavo Gutiérrez, Ignacio Ellacuría, Juan Luis Segundo; także argentyńska Teologia Ludu Lucio Gera. Podążali różnymi drogami, w niektórych przypadkach, by stać się bardziej radykalnymi (Leonardo Boff), a w innych, by stać się bardziej zniuansowanymi w miarę zdobywania doświadczenia. Ale ważnym elementem tej twardej rzeczywistości była bieda, która była tuż przed ich oczami. Nie można o tym zapomnieć.

Konferencja Generalna w Medellin (1968)

Kiedy zwoływano Konferencję Generalną w Medellin, cały ten świat huczał i będzie obecny w podziemiach konferencji, prowokując napięcia, ale także trafne analizy i radosne wysiłki równowagi, które były także rozeznaniem.

Sama konferencja powstała w kontekście Soboru Watykańskiego II, gdy episkopat latynoamerykański, który zgromadził się podczas sesji soborowych, chciał zastanowić się nad zastosowaniem Soboru do warunków narodów Ameryki Łacińskiej. Dokument przygotowawczy był w dużym stopniu inspirowany przez Gaudium et spesale także w Mater et Magistra Jana XXIII, a w Populorum progresio Pawła VI. Podobnie byłoby z wnioskami.

Zwołanie to zbiegło się w czasie z XXXIX Międzynarodowym Kongresem Eucharystycznym w Bogocie. Wzięło w nim udział 137 biskupów i 112 delegatów, reprezentujących wszystkie narody obecne w CELAM. Sekretarzem generalnym był wówczas Eduardo Pironio, który później został prezydentem i który skutecznie kontynuował prace. Ten argentyński biskup jest w trakcie procesu beatyfikacyjnego.

Wyniki

Zawsze trudno jest dokonać całościowej oceny wielkich dokumentów Kościoła. Według jakich kryteriów należy się kierować? Według tego, co jest najbardziej nowatorskie? Według tego, co miało największy wpływ lub było najczęściej powtarzane? Istnieje też pokusa, by dokonać hermeneutycznej kaprioli, jak to uczyniono z samym Soborem, czyli zastąpić literę dokumentów soborowych duchem Soboru. Możliwe jest również zastąpienie ducha Medellín literą Medellín, ale to zwykle oznacza zastąpienie ducha osoby dokonującej hermeneutyki tym, co mówi dokument, na który wszyscy głosowali.

Medellín pracował nad szesnastoma obszarami, które znajdują odzwierciedlenie w jego rozdziałach. Można je podzielić na trzy obszary. Pierwszy dotyczy promocji człowieka: sprawiedliwości i pokoju, rodziny i demografii, edukacji i młodzieży; drugi obszar - ewangelizacji i wzrostu w wierze: z refleksją nad duszpasterstwem elit kulturalnych, artystycznych czy politycznych, katechezą i liturgią; i trzeci obszar dotyczył struktur Kościoła, z misją, która odpowiada każdemu protagoniście; zajmuje się ruchami świeckimi, kapłanami i zakonnikami oraz ich formacją, ubóstwem Kościoła, duszpasterstwem jako całością i środkami komunikacji społecznej. Dokument ten odzwierciedla we wszystkich swoich częściach wartości, a także te problemy, które stają się wyzwaniami. Kamień milowy w odbiciu z Rio de Janeiro do Aparecidy.

Więcej informacji

Artykuł ten zawdzięcza wiele pracom profesora Josepa-Ignasi Sarany i profesor Carmen Alejos. Oprócz wielu artykułów należy wspomnieć o monumentalnym Teologia w Ameryce Łacińskiejz których czwarty tom jest przedmiotem niniejszego artykułu. I syntetyczna praca profesora Sarany, Krótka historia teologii w Ameryce Łacińskiejktóra ma bardzo udane i oryginalne strony dotyczące ostatnich dekad XX wieku. Przypomnienie jej jest bardzo wskazane, ponieważ tematy te są często pomijane z powodu braku syntetycznych informacji. Ale wpływają one na bardzo ważną część Kościoła katolickiego i są bardzo żywe. Dlatego zasługują one na zebranie i zbadanie jako istotna część teologii XX wieku.

Doświadczenia

Klucze do duszpasterskiego podejścia do świętości

Ramiro Pellitero-2 lipca 2018 r.-Czas czytania: < 1 minuta

W adhortacji apostolskiej Gaudete et Exsutalte papież Franciszek przypomniał o powołaniu do świętości i wskazał, jak je przyjąć w dzisiejszym świecie. Ale jak ten cel powinien być realizowany? W świetle tego dokumentu profesor Ramiro Pellitero analizuje klucze do duszpasterskiego podejścia do świętości.

Tekst - Ramiro Pellitero

Uważna lektura adhortacja apostolska Gaudete et exsultate (19-III-2018, GE) pozwala wydobyć kilka kluczy do propozycji duszpasterskiej na temat świętości w dzisiejszym świecie.

Przegląd: cel i przesłanie

Pierwszym elementem jest cel, jaki sobie stawia. Papież deklaruje, że nie jest to "traktat o świętości" (n. 2), ale pokornie zamierza "sprawić, by wezwanie do świętości jeszcze raz rozbrzmiało", co ma więcej wspólnego z katechezą (echem wiary chrześcijańskiej). I wskazanie trybu lub formy: "starając się wcielić ją w obecny kontekst, z jego ryzykiem, wyzwaniami i możliwościami", co odpowiada gatunkowi teologii pastoralnej lub ewangelizacyjnej.

-Czym jest świętość?

Przejdźmy do przesłania: świętość. Świętość jest tu przedstawiona na wiele sposobów: jako wezwanie (które pojawia się w tytule) lub powołanie, jako droga (termin, który pojawia się w dokumencie ponad 40 razy, często razem ze świętością) oraz jako działanie Ducha Świętego (który oświeca i prowadzi, daje życie i pobudza, rozpala i umacnia swoją łaską zwłaszcza chrześcijan) w Kościele i w świecie.

Aktualności

Humanae Vitae, prorocze pięćdziesiąt lat później

Omnes-2 lipca 2018 r.-Czas czytania: 10 minuty

Mija 50 lat od encykliki Humanae Vitae, opublikowanej przez bł. Pawła VI 25 lipca 1968 r. Papież zajął się miłością i seksualnością w małżeństwie i z proroczą wizją zapowiedział konsekwencje, gdyby miłość małżeńska została wypaczona przez rozdzielenie wymiaru unitarnego i prokreacyjnego.

Tekst - Stéphane Seminckx, Bruksela
Doktor medycyny z Uniwersytetu w Louvain i doktor teologii moralnej z Uniwersytetu Świętego Krzyża.

Wszyscy marzymy o wielkiej miłości. Wszyscy dążymy do ideału założenia zjednoczonej rodziny (lub odpowiedzi na Boże wezwanie całkowitym darem celibatu). Wszyscy uważamy, że jest to klucz do szczęścia. Ale, jak mówi papież Franciszek w Amoris laetitia, "słowo 'miłość', jedno z najczęściej używanych słów, jest często oszpecone" (89). Wiele osób mówi o miłości, nie wiedząc tak naprawdę, czym ona jest. Dlatego tak ważne jest, aby zdobyć prawdziwe pojęcie o miłości, poprzez doświadczenie, a także poprzez modlitwę i refleksję.

Nie mniej mówiła encyklika Humanae Vitae, wydana w 1968 r. przez papieża Pawła VI, gdy w n. 9 stwierdzała, że "sprawą najwyższej wagi jest posiadanie dokładnego pojęcia o miłości małżeńskiej". Nie możemy zepsuć naszego życia - ani obciążyć hipoteką przyszłości powierzonych nam osób - myląc się co do prawdziwej miłości: "Oszukać samego siebie w miłości jest najstraszniejszą rzeczą, jaka może się zdarzyć, jest to wieczna strata, za którą nie otrzymuje się rekompensaty ani w czasie, ani w wieczności" (Sören Kierkegaard).

Aktualna wiadomość

Z tego powodu, pięćdziesiąt lat później, przesłanie Humanae Vitae jest nadal bardzo aktualne. Ta encyklika nie dotyczy po prostu antykoncepcji; jest przede wszystkim okazją do zdecydowanego potwierdzenia wzniosłej wielkości ludzkiej miłości, obrazu i podobieństwa Bożej Miłości. Dokument ten w momencie pojawienia się wywołał długą serię debat i liczne napięcia. Wielu chrześcijan było zakłopotanych i niezrozumianych. Niektórzy z nich zerwali z Kościołem, albo dlatego, że wyraźnie odrzucili jego nauczanie, albo dlatego, że porzucili praktyki religijne, albo dlatego, że próbowali żyć w wierze plecami do Kościoła.
Od tego czasu pod mostami przepłynęło wiele wody. Uspokojono nastroje, często za cenę obojętności. Dziś pytanie to można rozpatrywać z większym spokojem i, moim zdaniem, mamy taki obowiązek: chodzi o spójność naszego ludzkiego i chrześcijańskiego powołania.

Papież Franciszek zaprasza nas do tego, gdy mówi o "ponownym odkryciu przesłania encykliki Pawła VI Humanae Vitae" (Amoris laetitia, 82 i 222). Już św. Jan Paweł II zachęcał teologów do "...ponownego odkrycia przesłania Pawła VI" (Amoris laetitia, 82 i 222).zagłębić się w przyczyny tego nauczania [Humanae Vitae], co jest jednym z najpilniejszych obowiązków każdego, kto zajmuje się nauczaniem etyki lub duszpasterstwem rodzin. W rzeczywistości nie wystarczy wiernie i w całości zaproponować to nauczanie, ale trzeba także pokazać jego głębsze przyczyny." (Przemówienie, 17-09-1983).

Jest to szczególnie potrzebne, ponieważ wydaje się, że zrodzona w latach 60. ideologia wolnego seksu nie wyzwoliła seksualności. Coraz więcej kobiet ma dość pigułki i jej licznych skutków ubocznych dla ich ciała i psychiki. Coraz częściej postrzegają antykoncepcję jako narzuconą przez męski świat.

Kontrkoncepcja

Na poziomie stosunków międzynarodowych kontrola urodzeń stała się bronią w rękach bogatych krajów, które narzucają ją narodom pokrzywdzonym w zamian za pomoc gospodarczą. Jednocześnie w tych samych krajach rozwiniętych, głęboko naznaczonych mentalnością antykoncepcyjną, demografia przeżywa dramatyczny spadek, co stanowi ogromne wyzwanie dla Zachodu. Wreszcie wielu moralistów uważa, że "język antykoncepcyjny" wypacza komunikację między małżonkami do tego stopnia, że sprzyja eksplozji liczby rozwodów.

Równolegle do tego rozwoju, od 1968 roku wielu filozofów i teologów pracowało nad lepszym zrozumieniem doktryny Humanae Vitae. Ponadto magisterium św. Jana Pawła II wniosło istotny wkład w tę refleksję, podobnie jak Benedykt XVI i Franciszek.

Skąd tak żywe reakcje?

Złagodzoną recepcję Humanae Vitae można częściowo wytłumaczyć kontekstem historycznym, w jakim encyklika się ukazała. Kościół był wtedy na początku tzw. okresu posoborowego. Społeczeństwo obywatelskie przeżywało rewoltę maja '68, a świat żył w psychozie przeludnienia.

Dokument ten był już dawno gotowy. Jej zalecenia podważyły wnioski grupy uznanych specjalistów (tzw. grupy "większościowej", która oderwała się od reszty Papieskiej Komisji ds. Problemów Rodziny, Narodzin i Ludności, powołanej przez św. Jana XXIII w 1962 r.), której raport wyciekł do wielu gazet w kwietniu 1967 r.

Ale ten kontekst nie wyjaśnia wszystkiego. Chodzi tu przede wszystkim o kwestie poruszane przez Humanae Vitae. Chodzi bowiem o sprawy fundamentalne, dotyczące wszystkich: ludzkiej miłości, sensu seksualności, sensu wolności i moralności, małżeństwa.

W Kościele antykoncepcja jest ganiona od pierwszych wieków chrześcijaństwa (w encyklice Casti Connubii z 1930 roku Pius XI mówi o "doktrynie chrześcijańskiej przekazywanej od początku i nigdy nie przerwanej"). Jednak do końca lat 50. ubiegłego wieku zawsze utożsamiano ją - w mniej lub bardziej mylny sposób - z onanizmem (coitus interruptus) lub z mechanicznymi środkami uniemożliwiającymi normalny rozwój aktu seksualnego (prezerwatywy, diafragmy itp.). Odkryte bowiem w 1956 roku progestogeny czynią kobiety niepłodnymi, nie ingerując - przynajmniej pozornie - w rozwój aktu seksualnego. Widziany z zewnątrz akt seksualny wykonany z tabletką lub bez niej jest dokładnie taki sam.

Precyzyjne pytanie postawione w 1968 roku brzmiało: czy Pigułka zasługuje na miano "antykoncepcji"? Dla pewnej liczby teologów odpowiedź była i pozostaje negatywna, ponieważ pigułka nie zakłóca aktu małżeńskiego w jego "naturalnym" rozwoju. Ponadto widzą w antykoncepcji hormonalnej potwierdzenie godności człowieka, który jest powołany do tego, aby za pomocą swojej inteligencji wykorzystywać prawa "natury". Co jednak oznaczają słowa "naturalny" i "natura", gdy mówimy o osobie ludzkiej?

Co się zmieniło od 1968 roku?

Błogosławiony Paweł VI napisał dość krótką encyklikę, której treść koncentruje się na swoistym aksjomacie, który opiera się na prostym fakcie: ze swej natury, z woli Stwórcy, akt małżeński posiada wymiar jednoczący i wymiar prokreacyjny, które nie mogą być rozdzielone. Jak wszystkie aksjomaty, tak i ten nie podlega demonstracji. Argumenty ją wspierające przyjdą później, zasadniczo za pontyfikatu św. Jana Pawła II.

Często mówi się, że Humanae Vitae była dokumentem proroczym, ze względu na jej numer 17, w którym papież Paweł VI zapowiada możliwe konsekwencje odrzucenia wizji miłości głoszonej przez Kościół. Uderzające jest ponowne odczytanie dziś tego numeru 17: zapowiedź wzrostu zdrad małżeńskich, ogólnego upadku moralności, rosnącej dominacji mężczyzn nad kobietami, nacisków krajów bogatych na kraje biedne w kwestii przyrostu naturalnego... Wszystko to się spełniło.

Prorocze

Humanae Vitae jest jednak prorocza, moim zdaniem, przede wszystkim ze względu na aksjomat, który encyklika postawiła jako fundament całej swojej refleksji: nie można rozdzielić wymiaru unitarnego i prokreacyjnego aktu małżeńskiego bez denaturacji miłości między małżonkami. Zasadę tę przywoływał już Pius XI, ale to Paweł VI postawił ją u podstaw swojej wizji miłości małżeńskiej.

Myśl Karola Wojtyły/Jana Pawła II zrobiła wiele, by tę wizję wyjaśnić i wzbogacić. Od 1960 roku, poprzez swoją słynną książkę Miłość i odpowiedzialność, skupił debatę na osobie ludzkiej i jej godności, w szczególności na jej powołaniu do czynienia z siebie bezinteresownego daru. "Prawo daru" jest dla Papieża Polaka całą podstawą etyki małżeństwa, jego jedności, nierozerwalności, wymogu wierności i koniecznej prawdy każdego aktu małżeńskiego.

Karol Wojtyła, jako ojciec soborowy, przyczynił się do opracowania Konstytucji Duszpasterskiej Gaudium et Spes, zwłaszcza do części dotyczącej małżeństwa. Z grupą polskich teologów wysłał memorandum w sprawie kontroli urodzeń do papieża Pawła VI w lutym 1968 roku, na kilka miesięcy przed opublikowaniem encykliki.

Od września 1979 do listopada 1984, kiedy został papieżem, poświęcił 129 katechez środowych temu, co nazwano zbiorem "teologii ciała".refleksje, które [...] mają stanowić szeroki komentarz do doktryny zawartej [...] w encyklice Humanae Vitae" (Św. Jan Paweł II, Audiencja 28-02-1984).

Podjął również inicjatywę opracowania licznych dokumentów, które obszernie traktują lub zawierają ważne odniesienia do moralności małżeńskiej i obrony życia: adhortacji apostolskiej Familiaris Consortio (1981), instrukcji Donum Vitae (1987) o poszanowaniu rodzącego się życia ludzkiego i godności prokreacji, Katechizmu Kościoła Katolickiego (1992), encykliki Veritatis splendor (1993) o moralności fundamentalnej, Listu do rodzin (1994), encykliki Evangelium Vitae (1995) itd.

Czystość to wolność

To magisterium Jana Pawła II przyczyniło się do wyjaśnienia wielu istotnych kwestii w debacie nad Humanae Vitae.

Po pierwsze, można wskazać na pojęcie osoby jako "jednolitej całości" (Familiaris Consortio, 11): nie można zrozumieć chrześcijańskiej wizji małżeństwa z dualistyczną wizją człowieka, w której duch reprezentowałby osobę, podczas gdy ciało byłoby tylko dodatkiem, "narzędziem" na służbie ducha. Jesteśmy jednym ciałem, a małżeństwo jest powołaniem do oddania "zjednoczonej całości", jaką jesteśmy, aby powstało "jedno ciało".

Następnie można wskazać na pojęcie czystości, rozumianej jako integracja płciowości w osobie, jako integralność osoby wobec integralności daru (Katechizm Kościoła Katolickiego, 2337): akt małżeński nie jest moralnie dobry tylko dlatego, że odpowiada pewnym cechom fizjologicznym kobiety; jest dobry, gdy jest cnotliwy, gdy rozum nakazuje skłonnościom seksualnym służyć miłości. Czystość jest wolnością, opanowaniem siebie, panowaniem nad własną osobowością w perspektywie daru z siebie, z bogactwem jej fizjologicznych, psychologicznych i afektywnych wymiarów.

Rola Veritatis Splendor

Nie sposób przecenić wkładu encykliki św. Jana Pawła II Veritatis Splendor, którą Benedykt XVI uznał za jeden z najważniejszych dokumentów polskiego papieża.

Veritatis Splendor przypomina nam, że sumienie nie jest twórcą normy, co prowadziłoby do arbitralności i subiektywizmu, do postulatu "autonomii", który dominuje dziś w większości debat bioetycznych, gdzie prosty fakt pragnienia czegoś wystarcza, by to usprawiedliwić. Veritatis Splendor przypomina nam, że sumienie jest zwiastunem, czyli głosi prawo, w pełni przyjęte, nawet jeśli pochodzi od Innego. Prawdziwa wolność polega na podążaniu w kierunku dobra dla niego samego, dobra, które wskazuje nam sumienie, w taki sam sposób, w jaki kompas wskazuje północ. Sumienie jest jakby wolnym i odpowiedzialnym uczestnictwem w Bożej wizji dobra i zła.

Akt małżeński: całkowity dar

Pytanie o przedmiot aktu jest równie fundamentalne dla zrozumienia, czym jest akt małżeński. Nie jest to zwykły akt seksualny, bo w tym sensie cudzołóstwo i cudzołóstwo są również aktami seksualnymi, podobnie jak antykoncepcyjny akt seksualny. Jeśli język używa różnych określeń dla pozornie identycznego aktu, to dlatego, że z moralnego punktu widzenia akt może mieć inne znaczenie, inny "przedmiot", a ten przedmiot jest pierwszym elementem, który należy wziąć pod uwagę przy ocenie dobra tego aktu.

Akt małżeński jest określony przez wolę, aby oznaczać, konsumować lub świętować całkowity dar jednej osoby dla drugiej. Antykoncepcyjny akt seksualny jest zaprzeczeniem tej definicji, ponieważ osoba, nie dając swojej potencjalności prokreacyjnej, nie daje siebie w całości. Ten punkt jest kluczowy dla zrozumienia doktryny Humanae Vitae.

A ponadto jest ona związana z pojęciami natury ludzkiej i prawa naturalnego, które stanowią sedno wielkich współczesnych debat filozoficznych. Wielu współczesnych odrzuca samą ideę "natury" w imię autonomii i pewnej koncepcji wolności. Jan Paweł II mówił o odrzuceniu "pojęcia tego, co najgłębiej konstytuuje nas jako istoty ludzkie, a mianowicie pojęcia "natury ludzkiej" jako "realnego punktu odniesienia", a na jego miejsce wprowadzono swobodnie ukształtowany "produkt myśli", dowolnie modyfikowalny w zależności od okoliczności."Pamięć i tożsamość"). Teoria gender jest skrajnym przejawem tego odrzucenia.

Poszanowanie natury człowieka

Benedykt XVI zadał sobie pytanie: dlaczego żądać szacunku dla ekologicznej przyrody, a jednocześnie odrzucać wewnętrzną naturę człowieka? Odpowiedź: "Znaczenie ekologii w dzisiejszych czasach jest bezsporne. Musimy wsłuchać się w język natury i spójnie na niego odpowiedzieć. Chciałbym jednak poważnie odnieść się do kwestii, która wydaje mi się zapomniana tak dziś, jak i wczoraj: istnieje również ekologia ludzka. Człowiek też ma swoją naturę, którą musi szanować i którą nie może manipulować jak mu się podoba. Człowiek nie jest tylko wolnością, którą sam dla siebie tworzy. Człowiek sam siebie nie tworzy. Jest duchem i wolą, ale także naturą, a jego wola jest sprawiedliwa, gdy szanuje naturę, słucha jej i gdy akceptuje siebie za to, czym jest, i przyznaje, że sam siebie nie stworzył. W ten sposób, i tylko w ten sposób, realizuje się prawdziwa ludzka wolność." (Przemówienie w Bundestagu, 22-9-11).

Jesteśmy istotami

"Prawdziwa ludzka wolność" jest wolnością stworzoną, otrzymaną wcieloną, skończoną, wpisaną w byt skonfigurowany przez naturę, projekt, tendencje: "...".Nie popadajmy w grzech udawania, że zastępujemy Stwórcę. Jesteśmy stworzeniami, nie jesteśmy wszechmocni. To co stworzone wyprzedza nas i musi być przyjęte jako dar." (Amoris laetitia, 56). Bycie wolnym nigdy nie będzie polegało na chęci uwolnienia się od naszej natury, ale raczej na osobistym, świadomym i dobrowolnym przyjęciu wpisanych w nią tendencji. Wolność skierowana przeciwko naszej naturze ".zostałaby zredukowana do wysiłku, by uwolnić się"(Albert Chapelle).

Za tym sprzeciwem może kryć się pytanie o nasze pochodzenie. Odrzucenie własnej natury byłoby zrozumiałe, gdyby każdy z nas był konsekwencją prostej konkurencji okoliczności, przypadkowego zderzenia molekuł, mutacji lub ślepego przeznaczenia, bo wtedy nasze istnienie byłoby absurdalne, bez projektu i przeznaczenia. Pojawiłyby się powody do buntu, do chęci zignorowania lub przekształcenia tej natury, zamiast przyjęcia jej jako daru.

Jednak rzeczywistość jest zupełnie inna. U źródeł naszego życia jest stwórcza Miłość, Miłość Boga, który z całej wieczności począł nas i powołał do istnienia w danym momencie historii ludzkości. Jesteśmy owocem Miłości, jesteśmy darem nadmiaru nieskończonej Miłości Boga, który, że tak powiem, tworzy istoty tylko po to, aby przelać w nie swoją Miłość. "W nim (Chrystusie) wybrał nas (Bóg Ojciec) przed stworzeniem świata, abyśmy byli święci i bez winy w Jego obecności, ze względu na miłość" (Ef 1:4).

Odkryć na nowo wolność

Chodzi o ponowne odkrycie prawdziwej wolności. Właściwym aktem wolności jest miłość. Ale jeśli w obliczu miłości pierwszy akt naszej wolności polega na odrzuceniu daru naszej natury, na odrzuceniu tego, czym jesteśmy, to jak możemy posiąść to "ja", którego przyjęcia odmawiamy? A jeśli nie posiadamy siebie, to jak będziemy mogli dawać siebie? A jeśli jesteśmy niezdolni do dawania siebie, to gdzie jest miłość małżeńska?

Nawrócenie intelektu zakłada nawrócenie serca: aby nauczyć się kochać, trzeba przyjąć Miłość. Niektóre reakcje na Humanae Vitae przypominają fragmenty Ewangelii, w których dyskurs Jezusa o miłości zderza się z brakiem zrozumienia ze strony ludzi. Kiedy Jezus mówi o nierozerwalności małżeństwa, jego uczniowie reagują ostro: "Jeśli to jest warunkiem związku mężczyzny z jego żoną, to nie ma sensu się żenić" (Mt 19,10).

"Bóg zawsze stawia nas na pierwszym miejscu".

W tych dwóch fragmentach Ewangelii Jezus mówi o nierozerwalności małżeństwa i o darze swojego Ciała w Eucharystii; Humanae Vitae odnosi się do integralności daru w przymierzu małżeńskim. Wszystkie trzy tematy odpowiadają podstawowym cechom miłości przymierza, którą Bóg nam objawia. I ta rewelacja nas zadziwia. To nas przerasta. Nawet nas zaskakuje, bo poza wymaganiami, nasza krótkowzroczność utrudnia nam czasem dostrzeżenie Bożych darów.

Bóg umiłował nas jako pierwszy. Jak mówi papież Franciszek, "Bóg zawsze stawia nas na pierwszym miejscu". I ta miłość daje łaskę przeżywania daru z siebie, wierności, hojnego otwarcia na życie; jest miłosierdziem i daje zrozumienie Boga, Jego cierpliwości i przebaczenia w obliczu naszych słabości i naszych błędów. Tylko Chrystus przynosi na wyzwanie miłości decydującą odpowiedź "miłości Boga".nadzieja (która) nie zwodzi, bo miłość Boża rozlana jest w sercach naszych przez Ducha Świętego, który został nam dany." (Rz 5, 5). n

Hiszpania

Akompaniament u kresu życia, dzieło, które leczy rany

Omnes-2 lipca 2018 r.-Czas czytania: 2 minuty

W duszpasterstwie chorych nie tylko pacjent jest otoczony opieką; w to duchowe towarzyszenie zaangażowani są także członkowie rodziny, przyjaciele i pracownicy służby zdrowia. Palabra rozmawia z Tomásem Sanzem, diakonem, który pracuje na oddziale opieki paliatywnej w szpitalu La Paz w Madrycie.

Tekst - Fernando Serrano

18 587 to wolontariusze, którzy prowadzą działalność w zakresie ochrony zdrowia w Pastoral de la Salud w Hiszpanii, oprócz księży i diakonów pracujących w ośrodkach zdrowia. Jedną z osób pracujących wśród pacjentów i lekarzy w szpitalu jest Tomás Sanz, diakon stały, który kilka dni w tygodniu zapewnia opiekę duchową pacjentom na oddziale opieki paliatywnej szpitala La Paz w Madrycie, ośrodka, w którym Pastoral de la Salud realizuje pilotażowy program opieki nad osobami u kresu życia.

Praca wśród pracowników służby zdrowia

Tomás Sanz pracuje w szpitalu w La Paz od nieco ponad roku. Przed przyjęciem święceń diakonatu był już wolontariuszem w różnych działaniach na rzecz chorych, przeszedł szkolenie w zakresie opieki nad pacjentami będącymi w ostatnim stadium życia.

Tomás wyjaśnia, że jego praca jest wykonywana dla wszystkich ludzi wokół niego: pacjentów, lekarzy, rodzin, pielęgniarek...".Najpierw pacjent, potem rodzina, a następnie zespół opieki zdrowotnej. Wszystkie one są podatne na bycie jednostką interwencji. Bo naprawdę wszyscy ludzie, czy to wolontariusze, czy w pracy zarobkowej, bo wszyscy są profesjonalistami, naprawdę wszyscy ci ludzie, którzy mają stały kontakt z cierpieniem, muszą prowadzić pracę nad sobą. Od drugiego miesiąca nie ma popołudnia, które mija, żebym nie widziała lekarzy.".

"Na początku, gdy przyjechałem, lekarze i inny personel medyczny byli ostrożni."Tomasz, który pracuje również w biurze doradztwa podatkowego i audytu, wyjaśnia. "Na początku zwracano uwagę na: Zobaczmy, kim jest ten facet, który nazywa siebie asystentem duchowym, ale jego akredytacja mówi kapelan; który nie jest księdzem i mówi nam, że jest stałym diakonem i wyjaśnił nam to". Jednak, jak opowiada, sytuacja szybko się zmieniła: "... powiedział, że nie jest księdzem i powiedział, że jest stałym diakonem.To prawda, że wszedłem do pokoi tych, którzy nas wezwali. Nie tylko wziąłem Pana, ale także mu towarzyszyłem. W każdym pokoju spędzałbym może godzinę, a prawdopodobieństwo, że w tym czasie wejdzie lekarz, było bardzo małe. Aż pewnego dnia przyszedł lekarz, by zobaczyć pacjenta. Ta lekarka spojrzała na mnie, przedstawiła się i została tam. Miesiąc później spotkałam na dyżurce pielęgniarek lekarza z oddziału, który podszedł do mnie. Dzięki temu pomyślałem, że narobiłem trochę hałasu, że moja praca może być interesująca i że sprawy nie idą źle. Bo daleki od tego, by powiedzieć mi, że mam nie wchodzić do żadnego pokoju, powiedział mi, że ciekawie byłoby, gdybym brał udział w spotkaniach zespołu.".

Kultura

Josep Masabeu: życie poświęcone integracji społecznej i zawodowej

Omnes-2 lipca 2018 r.-Czas czytania: 3 minuty

Josep Masabeu jest prezesem Fundacji Braval, inicjatywy rozwojowej i promocyjnej zlokalizowanej w barcelońskiej dzielnicy Raval.

Tekst - Fernando Serrano

Josep Masabeu posiada doktorat z pedagogiki i zawsze pracował w świecie edukacji, w dziedzinie administracji lokalnej, w badaniach historycznych, w dziedzinie wypoczynku młodzieży i w dziedzinie solidarności. Można powiedzieć, że całe jego życie było naznaczone przez innych, z różnych dziedzin i pozycji.

Od 2009 roku przewodniczy Braval, inicjatywie rozwojowej i promocyjnej zlokalizowanej w barcelońskiej dzielnicy Raval. Fundacja ta stara się, poprzez wolontariat, promować spójność społeczną młodych ludzi i ułatwiać włączenie ich do społeczeństwa. Nad tym solidarnym projektem pracowało ponad tysiąc uczestników z 30 krajów, mówiących w 10 językach i wyznających 9 różnych religii.

Usuwamy bariery

W tej mozaice, jaką jest dzielnica Raval, gdzie na 1 kilometrze kwadratowym mieszka ponad 49 000 osób (3 razy więcej niż wynosi średnia dla Barcelony), Masabeu wykonuje swoją pracę. El Raval jest dzielnicą osobliwą, nie tylko dlatego, że 50 % jej mieszkańców to obcokrajowcy, ale także dlatego, że jak sam podkreśla "...Raval jest dzielnicą, która ma bardzo szczególny charakter.dzielnica posiada dużą sieć społeczną, która zapewnia gościnność i spójność, co zapobiega wybuchom przemocy".

"Załóżmy, że jesteśmy w kasztelu. Kiedy jesteś w bazie, obok Pakistańczyka i Kongijczyka, nie ma fizycznej bariery.", wyjaśnia Masabeu. "Bariera fizyczna prowadzi do bariery psychicznej. Kiedy widzę, że jesteś z innego kraju, kultury, koloru skóry... nie wiem, co Ci powiedzieć, a Ty nie wiesz, co powiedzieć mi. Konieczne jest tworzenie przestrzeni do wspólnego życia.s".

Jak zauważa Josep, stereotypy istnieją we wszystkich kulturach i społeczeństwach, ale prawie zawsze są fałszywe. Jako przykład opowiada o sytuacji, która ma miejsce w Barcelonie. "W Barcelonie mieszka 12 tysięcy Pakistańczyków. Z 12 tysięcy, 6 tysięcy posiada karty biblioteczne. Idziesz do biblioteki osiedlowej, wchodzisz tam po południu i masz wrażenie, że jesteś w pakistańskim mieście. Zaczynasz rozmawiać z ludźmi i twój umysł jest rozwalony, ponieważ okazuje się, że konsultują oni gazety swojego kraju w Internecie.

Można się też dowiedzieć, że mają wyższe wykształcenie i pracują w budownictwie. Przełamuje wiele uprzedzeń, ale żeby je przełamać, trzeba się bawić, mieszać.".

Jeśli ktoś jest ekspertem w tej dziedzinie, to jest nim Josep Masabeu. "Zawsze lubiłam ten świat, świat nauczania i pracy społecznej. Mam doktorat z pedagogiki, przez 27 lat pracowałam w szkole w Geronie, a stamtąd odbyłam wiele obozów pracy z młodzieżą w całej Europie.".

Pochodzenie Braval

Początków wszystkiego, co reprezentuje Fundacja Braval, należy szukać w pobliskim kościele. "Wszystko to zaczęło się w kościele w Montealegre. Stamtąd zapewnialiśmy opiekę duszpasterską, a także podstawową pomoc rodzinie: żywność, ubrania, leki, towarzy....". To właśnie pod koniec lat 90. XX wieku w dzielnicy nastąpiły zmiany demograficzne i społeczne. "W 1998 roku nastąpiła eksplozja imigracji. Kiedy w Hiszpanii odsetek imigrantów wynosił 1 %, w dzielnicy Raval byliśmy na poziomie 10 %. W ciągu kilku miesięcy dzielnica zmieniła się z obszaru zamieszkałego głównie przez starszych mieszkańców w dzielnicę rodzin imigrantów i ulic pełnych dzieci. Szkoły były przepełnione".

Aby zrealizować wyzwanie Fundacji Braval, Josep Masabeu odwiedził ośrodki opieki społecznej i fundacje w Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii. "Pojechaliśmy do Stanów Zjednoczonych i Anglii, żeby zobaczyć ośrodki imigracyjne, nauczyć się, bo nie wiedzieliśmy, co robić. Dzięki tym wyjazdom zobaczyliśmy, że musimy wspierać się w kilku punktach: musimy stworzyć przestrzenie do współistnienia, musimy kontynuować podstawową opiekę nad rodziną, sukcesy szkolne i wprowadzenie do pracy są fundamentalne.". Na tej podstawie stworzono fundację do prowadzenia tego dzieła i utworzono pierwsze wieloetniczne drużyny piłkarskie, a następnie wzmocnienie szkół, podstawowe szkolenia językowe, zawodowe, młodych talentów, rodzin, obozy letnie i szkolenia wolontariuszy. Według Masabeu, "sport zbiorowy jest środkiem, którego używamy, aby ułatwić współżycie i jest zasobem motywującym ich do nauki i przejmowania wzorców zachowań naszego społeczeństwa.".

Aktualności

Teologia na rozdrożu '68 r.

Omnes-27 de czerwiec de 2018 r.-Czas czytania: 9 minuty

Maj '68 ujawnił kryzys kulturowy, a jego reperkusje były daleko idące dla życia Kościoła i dla teologii.

Tekst - Josep-Ignasi Sarany, członek zwyczajny Papieskiego Komitetu Nauk Historycznych (Watykan)

Wielkie kontrowersje teologiczne nie wybuchają nagle. Zależą one od długotrwałych i teoretycznie głęboko zakorzenionych procesów. Widzimy to jeszcze raz w kryzysie teologicznym roku 1968, który opiszę schematycznie w kolejnych punktach. Najpierw omówię odległe antecedencje, a następnie rozwój teoretyczny tej cudownej dekady.

Tło teologiczne 68.

Pięć linii doktrynalnych wyznaczało, moim zdaniem, teologiczną przestrzeń '68: absolutyzacja wolności jednostki, autonomia sumienia moralnego od instancji heteronomicznych, krytyka rozumu historycznego, freudo-marksizm i marksizm z ludzką twarzą.

a) O absolutyzacji wolności

Teologiczna analiza wolności skomplikowała się na początku XVI wieku. Marcin Luter, czerpiąc z późnośredniowiecznych źródeł, problematyzował związek łaski z wolnością, o czym świadczy jego esej De servo arbitrio ("Wolność niewolników"), opublikowany w 1525 r. w odpowiedzi na De libero arbitrio Erazma z Rotterdamu, który ukazał się rok wcześniej. Wolność, według Lutra i innych ówczesnych teologów, została tak uszkodzona przez grzech pierworodny, że nie była już właściwie wolna, lecz niewolnikiem. Sobór Trydencki wziął sprawy w swoje ręce, potępiając fakt, że wolna wola (czyli zdolność wyboru) została wygaszona przez grzech pierworodny.
W drugiej połowie XVI wieku analiza wolności stała się głównym tematem dyskusji teoretycznej. Po Michale Bayo wybuchł kryzys auxiliis, a w konsekwencji w połowie XVII wieku wybuchła jansenistyczna binarność "wolny w konieczności" i "wolny w przymusie", przesadnie utożsamiająca bezwarunkowo wolność z wolą.

Tak więc, zgodnie z prawem wahadła, w obliczu ciągłej negacji, a przynajmniej ablacji wolności, reakcja nie mogła być inna niż absolutyzacja wolności. Ewolucja idei była o krok od uznania wolności za niezależny fakultet, a już nie za wewnętrzny i celowy moment woli; albo, innymi słowy, była o krok od uznania, że każda skłonność woli jest z konieczności wolna, bez żadnej deliberacji czy wyboru.

Na murach Sorbony i podczas wydarzeń '68 można było przeczytać graffito, zaczerpnięte z Markiza de Sade (†1814), które brzmiało: "La liberté est le crime qui contient tous les crimes; c'est notre arme absolue!" ("Wolność jest zbrodnią, która zawiera wszystkie zbrodnie: jest naszą absolutną bronią!"). Druga część graffito przenosi nas bezpośrednio do Friedricha Nietzschego (†1900), który uważał wolność za absolutną broń do całkowitej emancypacji. Niemiecki filozof rozumie, że normy społeczne, choćby najbardziej sprawiedliwe, są zawsze przeszkodą dla wolności. Poddanie się regułom umniejsza nas, zniewala, czyni nas miernymi. Tylko duchy wyższe i arystokratyczne mogą wyemancypować się z tych ograniczających kręgów za pomocą nieograniczonej wolności.

b) Autonomia sumienia moralnego

Według neokantysty Wilhelma Diltheya (†1911) "fakt sumienia" przesądził o powstaniu nowoczesności. Jeśli kiedyś ocena moralna była uważana za prawo, którego sam sobie nie nadałem, "wpisane w moje serce" według św. Pawła, czyli za sukcesję od zewnątrz do wewnątrz, to od nowożytności proces ten został odwrócony, od wewnątrz do zewnątrz, w poszukiwaniu pewników. Metodyczne sformułowanie tej drogi odpowiadało Kartezjuszowi. W dziedzinie religijnej za metodyczne sformułowanie odpowiadała reformacja.

Rzeczywiście, prymat "faktu sumienia" jako katalizatora zmian religijnych w XVI wieku można prześledzić już w komentarzu Lutra do Pawłowego listu do Rzymian we fragmencie dotyczącym sumienia moralnego (Rz 2,15-16). Komentując tę perykopę, Luter rozumie, że Bóg nie może zmienić wyroku naszego sumienia, a jedynie go potwierdzić (WA 56, 203-204). W ten sposób, i wyolbrzymiając roszczenia Reformatora, wskazuje na absolutny priorytet samokontroli. Stwierdza się nieprzekraczalną dysjunkcję między heterosądem a samosądem, z przewagą tego ostatniego. Nie jestem osądzany. Sam się osądzam. To ja ostatecznie decyduję o dobroci lub złości własnych czynów i sankcji, na jaką zasługują.

c) Krytyczna granica rozumu historycznego

Trzecia współrzędna przestrzeni teologicznej '68 ma swoje korzenie w trzech kantowskich krytykach (czystego rozumu, rozumu praktycznego i sądu), a przede wszystkim w krytyce rozumu historycznego Friedricha Schleiermachera (†1834). Kiedy Immanuel Kant (†1804) pozostawił Boga, duszę i wszechświat poza zakresem wiedzy metafizycznej, otworzył drzwi do agnostycyzmu teologicznego, psychologicznego i kosmologicznego. Ponieważ metafizyka zawiodła w swojej najwyższej próbie, teologia została pozostawiona na łasce uczuć i emocji. Wraz z krytyką Schleiermachera również fakty historyczne oderwały się od ludzkiego ducha. Koło hermeneutyczne zamknęło drogę do początków Kościoła i do istotnej ciągłości między wczoraj a dziś, a także otworzyło niemożliwą do pokonania przepaść między Jezusem historycznym a Chrystusem wiary.

d) Freudowsko-marksistowski

Trzeba też odwołać się do Zygmunta Freuda (†1939), który odkrył te strefy nieokreśloności wolności, huśtające się między snem a rzeczywistością, świadomością a podświadomością. Freudowska terapia wyładowań psychicznych i "odkrycie" zamaskowanego i stłumionego impulsu seksualnego przyczyniły się do freudowsko-marksistowskich sformułowań Herberta Marcuse (†1979) i innych przedstawicieli Szkoły Frankfurckiej.

Marcuse zwrócił uwagę, że wszystkie fakty historyczne są ograniczeniami, które pociągają za sobą negację. Konieczne jest uwolnienie się od takich faktów. W pewnym sensie represja seksualna, na którą wskazywał Freud, jest zbieżna z represją społeczną, którą wykrywamy historycznie. Klasy represjonowane nie są jednak świadome tego, że są wyzyskiwane i dlatego nie mogą reagować. W związku z tym musi pojawić się świadomość rewolucyjna w grupach mniejszościowych poza systemem, nie wyzyskiwanych obiektywnie, które rozumieją, że tolerancja jest represyjna i buntują się przeciwko niej.

e) Marksizm z ludzką twarzą

Pozostaje jeszcze wspomnieć o jednym ostatnim inspiratorze '68: komuniście Antonio Gramscim (†1937), który opracował doktrynę "hegemonii" drogą kulturową. Jeśli klasa społeczna dąży do hegemonii, musi narzucić własną koncepcję świata i zdobyć intelektualistów. Jeśli ta grupa nie odnosi sukcesu, pojawia się inny blok, który wypiera dominujący, za pomocą zjawiska rewolucyjnego. Dialektyka historyczna przebiega więc pomiędzy dominacją klasy hegemonicznej, która nie jest w stanie narzucić swojego projektu, a pojawieniem się klasy subalternu, która staje się dominująca poprzez realizację bardziej satysfakcjonującego projektu alternatywnego. W każdym razie zdobycie władzy politycznej wymaga wcześniejszego zdobycia hegemonii kulturowej.

Teologia w latach 60.

Pokolenie teologiczne lat 60. cierpiało z powodu wspomnianych wpływów, które kwestionowały podstawowe aspekty tradycji chrześcijańskiej. Jak w każdej debacie, wszystkiego było po trochu, choć ze względu na swoją notoryczność i medialność, mniej szczęśliwe syntezy cieszyły się większym zainteresowaniem niż te, które zakończyły się sukcesem.

Świadectwem tych burzliwych i złożonych lat pozostają trzy daleko idące kontrowersje: odpowiedź na encyklikę Humanæ vitæ; kontrowersja dotycząca eschatologicznego charakteru (lub nie) "królestwa Bożego"; oraz diatryba na temat "śmierci Boga".

(a) Encyklika Humanæ vitæ i jej odpowiedź

15 lutego 1960 r. Food and Drug Administration (FDA) zatwierdziła stosowanie Enovidu jako środka antykoncepcyjnego w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej i od tego czasu jego stosowanie rozpowszechniło się na całym świecie, budząc wiele pytań w teologii moralnej. Jan XXIII powołał "Komisję do badania ludności, rodziny i narodzin", którą potwierdził i rozszerzył Paweł VI. Wnioski tej komisji pojawiły się w formie dokumentu (Documentum syntheticum de moralitate regulationis nativitatum). Ponieważ nie wszyscy członkowie komisji zgodzili się z tą opinią, tekst stał się znany jako "raport większości", w przeciwieństwie do "raportu mniejszości", czyli tych, którzy nie zgadzali się z autoryzacją Pigułki.

Główny argument sprawozdania większości opierał się na "zasadzie całości", zgodnie z którą każde działanie moralne musi być oceniane w ramach całości życia danej osoby. Jeśli dana osoba w normalnych warunkach przestrzega podstawowych zasad moralnych życia chrześcijańskiego, to nawet jeśli w pojedynczych aktach nie zachowuje się zgodnie z tymi podstawowymi zasadami, nie można uznać takich aktów za niemoralne lub grzeszne, ponieważ nie zmieniają one dokonanego podstawowego wyboru. Każdy człowiek może skonstruować swoją własną drogę życiową, według woli, zgodnie z autonomicznym osądem swojego sumienia moralnego oraz w pełnej i absolutnej wolności. Tak sformułowana "zasada totalności" była (i jest) obca tradycji Kościoła, ponieważ zapomina, że głównym źródłem moralności jest samo dzieło. Należy utrzymywać, zawsze i w każdym przypadku, że istnieje miejsce dla dzieł wewnętrznie złych, niezależnie od intencji podmiotu i okoliczności.

Dlatego na podstawie raportu mniejszości Paweł VI promulgował encyklikę Humanæ vitæ 25 lipca 1968 roku. Encyklika ustanowiła dwie zasady, jedną o charakterze ogólnym, a drugą odnoszącą się do omawianego tematu: (1) że autentyczna interpretacja prawa naturalnego należy do magisterium Kościoła oraz (2) że w życiu małżeńskim zjednoczenie małżonków i otwartość na prokreację są nierozerwalne.

Po dwudziestu latach Humanæ vitæ¸ i po spektakularnej "odpowiedzi", w której wyróżniali się Bernhard Häring (†1998) i Charles Curran, pojawiła się ważna instrukcja Donum vitæ (1987) o szacunku dla rodzącego się życia ludzkiego i godności prokreacji. Wierni chrześcijańscy czekali jednak na bardziej wszechstronną i dalekosiężną refleksję magisterialną. Przyszło to ostatecznie w formie encykliki, opublikowanej 6 sierpnia 1993 r. pod tytułem Veritatis splendor. Dokument ten nakreśla zasadniczą treść Objawienia o postępowaniu moralnym i stał się podstawowym punktem odniesienia dla katolickich moralistów.

b) Od teologii nadziei do teologii wyzwolenia

Pytanie postawione przez teologię wyzwolenia (jak zadanie doczesne wpływa na nadejście królestwa Bożego) było już dyskutowane w Europie od XVII wieku, zwłaszcza w kręgach późno luterańskich. Jej współczesną wersję zawdzięczamy kalwińskiemu teologowi Jürgenowi Moltmannowi, w wydanej w 1964 roku książce Teologia nadziei. Rzeczą własną Moltmanna było wyartykułowanie teologii eschatologicznej jako eschatologii historycznej. Innymi słowy: zaproponować sekularyzującą wizję "królestwa Bożego", tak aby królestwo Boże było "humanizacją stosunków międzyludzkich i warunków życia człowieka; demokratyzacją polityki; uspołecznieniem gospodarki; naturalizacją kultury; ukierunkowaniem Kościoła na królestwo Boże".

Ta prezentacja królestwa kontrastuje z tą, którą zaproponował Paweł VI w 1968 roku w swoim wspaniałym Credo Ludu Bożego: "Podobnie wyznajemy, że królestwo Boże, które miało swój początek tu na ziemi w Kościele Chrystusowym, nie jest z tego świata, którego postać przemija, i [wyznajemy] również, że jego wzrost nie może być oceniany jako tożsamy z postępem kultury i ludzkości ani nauk czy sztuk technicznych, lecz polega na coraz głębszym poznawaniu niezgłębionych bogactw Chrystusa, [...] oraz na coraz obfitszym rozprzestrzenianiu się łaski i świętości wśród ludzi."

Nie ulega wątpliwości, że Moltmann i Metz wpłynęli na teologię wyzwolenia. Jednak teologia wyzwolenia nie zyskała jeszcze w 1968 r. takiej sławy, jaką osiągnęła po 1971 r. I trzeba też zauważyć, wbrew temu, co się pisze, że Konferencji Generalnej w Medellin w 1968 roku obce są początki teologii wyzwolenia. Jej tematem była raczej recepcja w Ameryce Łacińskiej konstytucji duszpasterskiej Gaudium et spes Soboru Watykańskiego II, w kontekście kryzysu apostolstwa hierarchicznego i upolitycznienia chrześcijańskich ruchów oddolnych oraz w kontekście dialektyki rozwoju-zależności.

c) Teologia śmierci Boga

I tak dochodzimy do trzeciego krytycznego etapu teologii, w latach 60. W 1963 roku w Anglii ukazała się książka Honest to God, podpisana przez anglikańskiego biskupa Johna A. T. Robinsona, która wywarła ogromny wpływ.

Honest to God było wynikiem połączenia trzech nurtów, lub, jak kto woli, punktem dojścia trzech linii protestanckich: Rudolf Bultmann (†1976), ze swoją znaną demitologizacją Nowego Testamentu i radykalizacją rozziewu między Jezusem historycznym a Chrystusem wiary; Dietrich Bonhoeffer (†1945), który opracował najbardziej skrajną prezentację chrześcijaństwa, tj. chrześcijaństwo a-religijne (tylko Chrystus i ja, i nic więcej); oraz Paul Tillich (†1965), który spopularyzował swoją koncepcję religii jako wymiaru antropologicznego, który jest wszystkim, a na dole nie jest niczym zdeterminowany (wiara bez Boga). Z takich przesłanek Robinson wyruszył na reinterpretację wiary, aby uczynić ją dostępną dla współczesnego człowieka. Jego teologia stawiała problem "jak mówić o Bogu" w zsekularyzowanym kontekście, a rezultat nie był wcale zadowalający.

W tamtych latach również w Europie dyskutowano o kategorii "świat", a "teologia polityczna" stawiała pierwsze kroki. Ten nurt, któremu przewodził katolicki teolog Johann Baptist Metz, również dążył do przedstawienia wiary zgodnie z ówczesnym horyzontem kulturowym. Dla Metza "świat" był historycznym stawaniem się. Według Metza, kiedy Słowo Wcielone przyjmuje świat, Bóg akceptuje, że stworzenie jest przefiltrowane przez dzieło człowieka. Tak więc, kiedy kontemplujemy świat, nie widzimy vestigia Dei, ale raczej vestigia hominis, a krótko mówiąc, nie świat projektowany przez Boga, ale przekształcony przez człowieka, za którym bije sam człowiek.

W obu przypadkach mamy do czynienia z zauważalnym deficytem racjonalności metafizycznej. Cień Kanta jest bardzo długi. Zarówno Metz, jak i Moltmann ulegają rzekomej niemożności przekroczenia przez rozum poziomu fenomenologicznego i wejścia w rzeczownik. Postulują oni, bez dalszych ceregieli, że rozum nie może nic powiedzieć o Bogu i nadprzyrodzoności. Problemem jest dla nich to, jak mówić o Bogu światu, który rzekomo nie rozumie już, czym jest Bóg.

Choć trzy opisane wyżej kontrowersje nie miały bezpośredniego wpływu na rozwój Vaticanum II, to jednak na tyle poraziły atmosferę teologiczną i eklezjalną, że negatywnie uwarunkowały recepcję wielkiego soborowego zgromadzenia. Ale to już inna sprawa, która wymagałaby szczególnego, długiego i szczegółowego potraktowania.

Więcej
PodpisyJosé Rico Pavés

Nauczanie papieskie: Na większą chwałę Boga

Głównym dokumentem miesiąca kwietnia była adhortacja apostolska Gaudete et Exsultate, za pomocą której papież chce przypomnieć o wezwaniu do świętości, jakie Pan kieruje do każdego z nas.

25 de czerwiec de 2018 r.-Czas czytania: 4 minuty

Miesiąc kwiecień, jako wczesny owoc Wielkanocy, przyniósł nam publikację Adhortacji Apostolskiej Gaudete et Exsultate, o powołaniu do świętości w dzisiejszym świecie. Dzięki niej papież Franciszek chce, abyśmy "cały Kościół poświęca się krzewieniu pragnienia świętości". Dokument ten nie ma być traktatem o świętości, ale ma na celu "powtórzyć na nowo wezwanie do świętości, starając się wcielić je w dzisiejszy kontekst, z jego ryzykiem, wyzwaniami i możliwościami". Nowa Adhortacja pozostaje w ciągłości z wcześniejszym nauczaniem, zwłaszcza z Adhortacją Evangelii Gaudium. Jeśli w tym ostatnim papież ujawnił to, co chciał, aby było wewnętrzną nicią jego pontyfikatu, to teraz ujawnia się najgłębsza orientacja jego działań. W pobliżu końca Evangelii gaudium czytamy: "Zjednoczeni z Jezusem szukamy tego, czego On szuka, kochamy to, co On kocha. Ostatecznie tym, czego szukamy, jest chwała Ojca." (n. 267). Teraz, w zakończeniu Gaudete et Exsultate, pojawia się ponownie ta sama motywacja: "..." (n. 267).Prośmy Ducha Świętego, aby zaszczepił w nas intensywne pragnienie bycia świętymi dla większej chwały Bożej i zachęcajmy się wzajemnie w tym dążeniu.o" (n. 177). Gdy zauważymy tę wewnętrzną motywację w gestach i słowach Papieża, łatwo dostrzeżemy, jako nić przewodnią jego nauczania, pragnienie, by wezwanie do świętości wybrzmiało z mocą w chwili obecnej, wskazując na zagrożenia i szanse.

Uczniowie Zmartwychwstałego Pana

Okres wielkanocny pomaga nam na nowo odkryć naszą tożsamość jako uczniów Zmartwychwstałego Pana. Medytacje przed odmówieniem Regina Coeli i przepowiadanie liturgiczne ostatnich tygodni podkreślają cechy tej tożsamości. Podobnie jak w poranek pierwszej niedzieli w historii, również my musimy pozwolić się zaskoczyć głoszeniem zmartwychwstania i musimy spieszyć się z dzieleniem się tym głoszeniem. Podobnie jak apostoł Tomasz, jesteśmy wezwani do przezwyciężenia niewiary i przejścia od widzenia do wierzenia. Zmartwychwstałego Jezusa możemy "zobaczyć" poprzez Jego rany, bo aby uwierzyć "...musimy zobaczyć zmartwychwstanie Jezusa".musimy zobaczyć Jezusa dotykającego swojej miłości". W okresie wielkanocnym prosimy o łaskę rozpoznania naszego Boga, znalezienia naszej radości w Jego przebaczeniu, znalezienia naszej nadziei w Jego miłosierdziu. Odpowiedź na wszystkie ludzkie pytania znajduje się w objawieniu siebie przez Jezusa Chrystusa: "...".Jestem Dobrym Pasterzem, który oddaje swoje życie za swoje owce.".

Misjonarze Miłosierdzia, nowi księża i benedyktyni

Franciszek po raz kolejny spotkał się z "misjonarze miłosierdzia"odnowić misję, którą otrzymali od roku jubileuszowego. Przypomniał, że ich posługa jest podwójna: "Mamy podwójną misję".w służbie ludziom, aby mogli odrodzić się z góry i w służbie wspólnocie, aby z radością i spójnością żyli przykazaniem miłości.".

Do nowych kapłanów, wyświęconych w czwartą niedzielę Wielkanocy, Franciszek zwrócił się z prośbą, by zawsze mieli przed oczami przykład Chrystusa Dobrego Pasterza, który nie przyszedł, aby mu służono, lecz aby służyć, szukać i zbawiać tych, którzy się zagubili.

Z okazji 125-lecia Konfederacji Benedyktyńskiej Papież życzył, aby ten rok jubileuszowy stał się dla całej rodziny benedyktyńskiej sprzyjającą okazją do refleksji nad poszukiwaniem Boga i Jego mądrości oraz do skuteczniejszego przekazywania jej odwiecznego bogactwa przyszłym pokoleniom.

Wizyty duszpasterskie

Odwiedzając rzymską parafię św. Pawła od Krzyża, papież wezwał wiernych do tworzenia radosnej wspólnoty, z radością płynącą z "...radości, która rodzi się z Ducha Świętego".dotknięcie Jezusa zmartwychwstałego"poprzez modlitwę, sakramenty, przebaczenie, które odmładza, spotkanie z chorymi, z więźniami, z dziećmi i starcami, z potrzebującymi. Tonino Bello, którego świadectwo świętości skłoniło Franciszka do odwiedzenia miasteczek Alessano (Lecce) i Molfetta (Bari), gdzie pełnił posługę duszpasterską.

Katecheza o chrzcie świętym

Zakończywszy cykl katechez poświęconych komentowaniu celebracji Mszy Świętej, Papież rozpoczął nowy, skupiający się na chrzcie. Podobnie jak w poprzednim, Franciszek proponuje komentarz mistagogiczny do każdego z elementów składających się na obrzęd celebracji chrztu. Nalegał więc na chrzest niemowląt i wyjaśniał poszczególne elementy obrzędu: dialog z rodzicami i chrzestnymi, wybór imienia, złożenie podpisu itp. "Chrzest nie jest magiczną formułą, ale darem Ducha Świętego, który uzdalnia przyjmującego do walki z duchem zła.".

Troski duszpasterskie

W ostatnim miesiącu Papież wyraził głębokie zaniepokojenie sytuacją na świecie: konflikty w Syrii i innych regionach świata, powstania w Nikaragui, spotkanie przywódców obu Korei. Ale ten sam niepokój budziły wyniki dochodzeń w sprawie przypadków nadużyć i tuszowania, które wstrząsają Kościołem w Chile, czy dramatyczny wynik śmierci brytyjskiego dziecka Alfiego Evansa. Papież nie jest nieświadomy tak wielu bolesnych sytuacji we współczesnym świecie i pragnie rzucić na nie pełne nadziei światło Chrystusa Zmartwychwstałego. Jezus Chrystus, Dobry Pasterz, ma moc uzdrawiania ran ludzkości, ponieważ zna swoje owce i oddaje za nie życie.

Zawsze patrząc na Maryję

Przywołując w okresie wielkanocnym Maryję z tytułem Królowa Nieba, z nadzieją patrzymy na nasz świat. Świętowanie triumfu Chrystusa nad grzechem i śmiercią przypomina nam ponownie, że jesteśmy powołani do świętego życia.

AutorJosé Rico Pavés

Kino

Kino: Cud

Omnes-21 de czerwiec de 2018 r.-Czas czytania: 2 minuty

Chbosky osiąga płynną jazdę, z niespodziankami, metaforami życia w klasie naukowej, humorem i głębią, na którą pozwalają naturalne napięcia fabuły. Film spodoba się tym, którzy nie odwrócili kartki z dzieciństwa i nie przedłożyli dobroci nad zracjonalizowaną sprawiedliwość.

Tekst -José María Garrido

Tytuł: Cud
Reżyser: Stephen Chbosky
Scenariusz: Steve Conrad, Jack Thorne
Stany Zjednoczone, 2017 r.

Pięć lat temu Stephen Chbosky w filmie The Perks of Being an Outcast zmierzył się z pewnymi mrocznymi kwestiami dotyczącymi dorastania i przyjaźni. Teraz zwraca kamerę na trudności z akceptacją, swoją i innych, chłopca ze zdeformowaną twarzą, który rozpoczyna naukę w szkole.

Auggie (Jacob Trembley) ma wszystko oprócz godnej podziwu twarzy. Jego mała rodzina, z ojcem włącznie, grawituje wokół niego. Jego odważna matka (Julia Roberts rządzi) uczyła go w domu do dziesiątego roku życia. Chłopiec jest pogodny i radosny, choć wciąż waha się w ambiwalencji bycia astronautą i ukrywania twarzy: lubi nosić kosmiczny hełm. Kiedy nadchodzi czas, by poszedł do szkoły średniej, rodzice decydują się wysłać go do szkoły z odsłoniętą twarzą.

Scenariusz jest sprawnie przeprowadzoną adaptacją młodzieżowej książki La lección de August, autorstwa Raquel Jaramillo Palacio. W ciągu roku szkolnego wiele się dzieje: klasy, hasła dnia, przerwa, stołówka, ukradkowe spojrzenia, bezwiedne przyjaźnie, Halloween, Boże Narodzenie, kłamstwa w dobrych intencjach, pojednanie... Niektórym widzom trudno się przyzwyczaić do dziecka jako głównego narratora, a tym bardziej do dubbingu. Wiarygodność tej historii zwiększają jednak znakomite kreacje aktorów oraz to, że film - w ślad za powieścią - opowiada tamte miesiące także z punktu widzenia innych postaci.

Chbosky osiąga płynną jazdę, z niespodziankami, metaforami życia w klasie naukowej, humorem i głębią, na którą pozwalają naturalne napięcia fabuły. Film spodoba się tym, którzy nie odwrócili kartki z dzieciństwa i nie przedłożyli dobroci nad zracjonalizowaną sprawiedliwość.

Dla tych, którzy mają ochotę na kolejną edukacyjną opowieść, z niższym budżetem i w wyciszonym tonie, jest La vida y nada más, autorstwa Hiszpana Antonio Méndeza. Są antypodami cudu: biedna, niezorganizowana czarna rodzina, pracowita, pyskata matka, dwójka dzieci pod jej opieką, bo ojciec siedzi w więzieniu, a ona próbuje poprowadzić nastoletniego syna, który flirtuje z przestępczością w poszukiwaniu swojej pełnej tożsamości, czyli ojcowskiej więzi... Niemal teatralny, bez muzyki, pocięty fades to black i jego ciszami, nakręcony po angielsku. Również w tym filmie bohaterowie uczą się patrzeć z większym zrozumieniem na tych, którzy są im najbliżsi.

Doświadczenia

Life Teen: współczesne duszpasterstwo młodzieży

Omnes-18 de czerwiec de 2018 r.-Czas czytania: 5 minuty

Life Teen to metodologia katechetyczna ze Stanów Zjednoczonych, która zaczyna być wdrażana w niektórych parafiach w naszym kraju. Od Barcelony, gdzie grupy rozpoczęły działalność, coraz więcej diecezji wykazuje zainteresowanie zastosowaniem tej metody.

Tekst - Laura Atas, Parroquia san Cosme y san Damián, Burgos

Na początku roku szkolnego stanęliśmy przed rosnącą grupą nastolatków, którzy co dwa tygodnie spotykali się w parafii. Wieczory te były organizowane w strukturze FOrmacji, Modlitwy i Eucharystii (FORCE), w atmosferze, w której dzieci mogły nawiązać przyjaźnie i kontynuować swoją formację chrześcijańską po bierzmowaniu, czyli w czasie, kiedy wiele z nich porzuca prawie wszystkie kontakty z Kościołem i swoją parafią. Czuliśmy jednak, że brakuje nam ciągłości, która nie zależałaby wyłącznie od naszej wyobraźni, uruchamianej co dwa tygodnie, w celu przygotowania spotkań.

Sposób na ożywienie parafii

Wobec ich zwiększonego zainteresowania (sami prosili o cotygodniowe spotkania), czuliśmy potrzebę poszukiwania propozycji, która pomogłaby nam uformować ich w sposób pełny i spójny jako chrześcijan.

Jednocześnie chcieliśmy, aby ta grupa była w komunii z parafią, będąc jej punktem odniesienia i wzbogacając życie parafii. Chcieliśmy móc poświęcić nasz czas i wysiłki tym młodym ludziom, którzy często nie mają wystarczająco stabilnych i atrakcyjnych odniesień w Kościele. W tym procesie poszukiwania wyszliśmy z propozycją Life Teen. Jego celem jest zbliżenie młodych ludzi do Chrystusa poprzez dwie osie: dynamiczną katechezę i spotkanie z Jezusem w Eucharystii. Tak się złożyło, że w tym czasie zorganizowano spotkanie w Madrycie. Wróciliśmy pełni entuzjazmu, znalazłszy metodę, dzięki której mogliśmy katechizować naszych młodych ludzi w sposób im bliski, z odpowiedzią dostosowaną do ich sposobu bycia. Mając Jezusa w centrum naszych sesji, zaczęliśmy układać te atrakcyjne katechezy, teraz cotygodniowe. Pierwszym wyzwaniem było znalezienie zespołu, który wspierałby księdza prowadzącego sesje. Grupa ta powstawała stopniowo, aż dziś stała się grupą osób zaangażowanych w wychowanie i towarzyszenie dzieciom, dla których praca poświęcona przygotowaniu i opracowaniu sesji stała się satysfakcjonującą okazją do zrozumienia i przekazania Chrystusa. Tworzy nas pięciu młodych ludzi i dwie siostry zakonne, które wraz z wikariuszem parafii z wielkim przejęciem przygotowują spotkania.

Nowy rok szkolny rozpoczęliśmy pełni nadziei i sił, nie wiedząc dokładnie, dokąd zaprowadzi nas ta nowa przygoda. Odpowiedź młodzieży była niemal natychmiastowa. W ciągu kilku tygodni, z pomocą samych uczestników, w każdy piątkowy wieczór do salek parafialnych przychodzi średnio ponad 30 młodych ludzi, co daje łącznie 50 młodych osób. To właśnie ich entuzjazm i chęć uczestniczenia w każdej sesji oraz w doświadczeniach, które towarzyszą trasie, takich jak wolontariat, wycieczki czy obozy, zachęca nas do kontynuowania tej cennej podróży ewangelizacyjnej.

Scenografie, muzyka i przestrzenie do rozmowy

Aby zrozumieć, czym jest Life Teen, weźmy przykład jednej z sesji, którą przeprowadziliśmy. Pierwszą rzeczą jest jasne określenie celu naszego szkolenia i ustalenie elastycznego czasu, aby rozwinąć różne działania z porządkiem, wyobraźnią i udziałem wszystkich.
W styczniu ubiegłego roku przyszła kolej na rozmowę o cudach Jezusa, podkreślając, że wielkim cudem jest zmartwychwstanie i jego konsekwencja na ziemi, czyli Eucharystia. Zespół miał przygotowaną górę, w której "wydobyto" Grób Pański z usuniętą skałą, wszystko przygotowane w pół godziny z brązowego papieru ciągłego i pozostawiając go ukrytego za dużymi przesuwanymi drzwiami. Kiedy młodzi ludzie przybyli, powitaliśmy ich z naszymi zwykłymi uśmiechami i radością, dzieląc się niektórymi rzeczami, które przynieśli na obiad, przy takiej muzyce ambientowej, jaką lubią. Następnie zawsze przygotowywaliśmy działanie; w tym przypadku musieli odkryć jakiś dowód, określić prawdziwe i fałszywe stwierdzenia, w grze zespołowej. Po odkryciu naszej góry rozpoczęło się piętnaście minut na temat rzeczywistości cudów Jezusa i Jego wielkiego cudu w zmartwychwstaniu.

Kolejne dwadzieścia minut upłynęło na dzieleniu się w grupach, według wieku, cudami, których byli świadkami w swoim życiu. Następnie wróciliśmy przed górę i weszliśmy w adorację, przynosząc Najświętszy Sakrament i umieszczając go w grobie, ukazując związek zmartwychwstania z Eucharystią. Tam, dzięki pieśniom, mogli pisać do Jezusa, dziękując Mu za dokonane cuda i powierzając Mu cuda, które mieli nadzieję otrzymać w przyszłości. O godzinie jedenastej wieczorem zakończyliśmy obrady. Dla nas adoracja stała się bez wątpienia najbardziej oczekiwanym momentem całego tygodnia.

Obiecujące wyniki

Po tych sześciu miesiącach pracy, oto efekt. Z parafii, w której po bierzmowaniu prawie nie było młodzieży, trafiliśmy na grupę ponad czterdziestu młodych ludzi w wieku od 14 do 20 lat, w tym monitorów i osób towarzyszących, entuzjastycznie nastawionych do swojej wiary. Kilkoro z nich, dzieląc się swoim doświadczeniem, po czasie oddalenia od wiary, poważnych wątpliwości co do Kościoła, a nawet porzucenia praktyk religijnych, teraz mówi, że spotkało Jezusa i cieszy się, że z mocą odkryło Go na nowo. Sami młodzi ludzie biorą się za przyprowadzanie swoich znajomych ze szkoły, uczelni czy osiedla. Czują się misjonarzami, którzy w porę i nie w porę upierają się przy swojej propozycji "przyjdź i spróbuj". Są przekonani, że takich osób, które mogłyby skorzystać z życia chrześcijańskiego, mogłoby być znacznie więcej, a nawet starsi już marzą, że za kilka lat moglibyśmy wysyłać katechetów do innych parafii, które wyrażą taką chęć, aby pomnożyć tę inicjatywę w innych częściach miasta.

Obecnie mamy sesję w piątki o dziewiątej wieczorem, która kończy się (w teorii) o jedenastej. Natarczywość starszych członków grupy spowodowała konieczność przedłużenia spotkania, aby móc dalej dzielić się swoimi problemami. Dzięki temu ci, którzy ukończyli szesnaście lat, mogą zostać prawie do pierwszej w nocy, zajmując się innym interesującym ich tematem i w towarzystwie księdza, w sesji, którą nazywają LifeTeen2.

Co tydzień wysyłamy rodzicom whatsapp, aby mogli wiedzieć, o czym ich dzieci rozmawiały na sesji. Rodziny są głęboko wdzięczne, że ich dzieci coraz lepiej czują się w parafii. Stwierdzają, że kilkoro dzieci zaczęło pełnić funkcję asystentów katechetycznych, dołączyło do chóru podczas Mszy św. katechetycznej lub współpracuje jako monitory w zabawach organizowanych, od tego roku, na zakończenie celebracji Eucharystii.

Zainteresowanie inicjatywą wykazali już rodzice dzieci bierzmowanych. Przed końcem roku szkolnego wprowadzimy ten format w wersji skierowanej do I i II klasy gimnazjum, w piątki o wpół do siódmej wieczorem. W ten sposób poznają, w jaki sposób mogą nadal czuć się jak w domu, gdy przyjdą do parafii, po zakończeniu formacji inicjacji chrześcijańskiej. Ta grupa Life Teen będzie miała również grupę liderów.

Jako projekt chcemy pogłębić osobiste towarzyszenie każdemu uczestnikowi. Widzimy siebie z siłą, by w najbliższym czasie spróbować dotrzeć do stu procent osób, które przychodzą do Life Teen.

Pragnienie tych młodych ludzi jest tak wielkie, że zawsze jesteśmy na etapie poszukiwania wystarczającej ilości pożywienia. Dlatego podczas kursu mogliśmy wziąć udział w doświadczeniu wolontariatu w centrum społeczno-zdrowotnym Sióstr Szpitalnych w Palencii lub w europejskim spotkaniu liderów Life Teen w Montserrat. Te doświadczenia, jak również te, które mamy nadzieję przeprowadzić w okresie wielkanocnym i letnim, są również sposobem odpowiedzi na ich rosnące obawy. O tych obawach świadczy fakt, że wśród niektórych młodych ludzi pojawiają się już nawet pytania o powołanie. Nie jest wcale dziwne, że niektórzy z nich publicznie wyrażają swoją otwartość na powołania o szczególnej konsekracji.

Mając parafię jako miejsce odniesienia, ci młodzi ludzie zbliżają się do Jezusa Chrystusa, odkrywają, co naprawdę znaczy być Jego uczniami i jak nieść radość życia z Nim ludziom wokół siebie.

Dossier

Zaangażowany

Omnes-17 czerwca 2018 r.-Czas czytania: 3 minuty

Słowo "zobowiązanie" oznacza z jednej strony więź lub krawat i wzywa do wierności. Ale są też "sytuacje kompromisowe", które wymagają rozwagi. Nasze czasy wymagają dużej lojalności, co wzmacnia "dobre" zaangażowanie.

Manuel Blanco - Proboszcz parafii Santa María de Portor. Delegat ds. mediów Archidiecezji Santiago de Compostela.

Termin "zaangażowany" odnosi się głównie do dwóch znaczeń, które mogłyby znaleźć się na tej samej monecie jako jej dwie strony. Z jednej strony, zrewidowane "zobowiązanie" polega na tej niemal "przerażającej" - bo przerażającej - idei bycia związanym lub przywiązanym do czegoś.

W przypadku chrześcijan - z czystej miłości. Kiedy ksiądz się zobowiązuje, wprowadza w życie swoje moce (po zdrowym rozumowaniu implikuje do maksimum swoją wolę miłości z wyłącznym oddaniem). Rozpoczyna drogę służby i wierności Bogu i jego sprawie zbawienia. Zaciąga się zobowiązania; na szali stawia się słowo i honor; szuka się spełnienia itd. A "mczuć, że to"zdrowy. Proboszcz pewnej wioski określił swoje zaangażowanie jako ofiarę całego swojego życia. Do Boga w pierwszej kolejności. A stamtąd także jako utożsamienie z Chrystusem w życiu dla innych. "Oznacza to, że muszę się dużo modlić do Pana." (powiedział), "stanąć przy potrzebach osób starszych, dzieci, młodzieży, małżeństw itp..". Matki i babki, profesjonalistki od zaangażowania, po wejściu w starość rozumują w następujący sposób: "Nie chcę się męczyć"; "Daję ci dużo pracy". Ci, którzy mają radość opiekować się nimi, wiedzą, że to przyjemność, nawet jeśli oznacza to wiele wysiłku. Jezus też nie chce przeszkadzać, ale wie, że dorastamy do tych obowiązków.

"Kompromitacja" nabiera innego znaczenia: wtrącać się w coś złego, trudnego, niebezpiecznego, delikatnego. Skompromitowane sytuacje" są jak kwiaty mięsożernej rośliny: w jednej chwili zmieniają się w pożerającą paszczę. Na przykład: czy ksiądz, jak każdy inny parafianin, powinien pracować nad wykonaniem szopki do 3.00 w nocy, czy iść spać?

Roztropność zawsze zalecała małżeństwom, by dbały o swoją miłość. Podczas przygotowania do tego sakramentu opowiedziano paradygmatyczny przypadek: żonaty mężczyzna odbiera samochodem zamężną kobietę, aby pojechać do pracy. Problem pary w domu kobiety; rozładowanie uczuć podczas podróży. Zrozumienie z jego strony, bardzo miłe. Rozbite małżeństwa w obu przypadkach. Proboszcz jest narażony na sytuacje, w których jego serce może być wstrząśnięte jak serce każdego innego małżeństwa. Do jego drzwi pukają też kryzysy, a grzechy śmiertelne zagnieżdżają się w nim jak w innych. "Jestem dziś wolna, Don Fulano, idę sama do twojego domu, a ty zapraszasz mnie na kawę."Może nie, ale pater może być skompromitowany.

Krótka historia dobrego kompromisu: Podczas podróży do Rzymu, kilku kolegów księży i kilka osób świeckich jechało taksówką na lotnisko. Wracali do swojego kraju. Jeden ze świeckich zapomniał czegoś w kwaterze i postanowił wrócić; pozostali postanowili nie czekać, bo zbliżała się godzina lotu. Księża czekali, a człowiek nie wiedział jak im podziękować. Nie spóźnili się na samolot; byli zaangażowani; i żartowali zwycięsko: "Wrócę.nie wyszliśmy".

Początek XXI wieku wymaga dużej lojalności, cennego słowa dobrego zaangażowania. Logicznie rzecz biorąc, galicyjscy lordowie narkotykowi, jak każda inna mafia, będą cenić sobie niezachwiane wsparcie swoich współpracowników, ale nie w tym tkwi prawdziwa lojalność. Nie jesteśmy im też winni lojalności wobec naszych namiętności i nieszczęść, które domagają się od nas coraz wyższych danin, jeśli oddajemy im nędzny hołd w postaci oddania się w ich urzekające ramiona.
Nasza lojalność wobec Kościoła nie przeraża. Ona wyzwala. Oczywiście chętnie przyjmuje oddanie, które chcemy jej powierzyć. Tak jak otrzymała to od Syna Bożego. Różnica polega na tym, że Kościół inwestuje tę kapitulację w fundusze wyzwalające. Zstępuje do lochów i rozkuwa kajdany egoizmu; nakłada je jeden po drugim, aby człowiek mógł się wspinać, jako rodzina, ku niebu wolnych. W ten sposób inauguruje nowy łańcuch, łańcuch solidarności, w którym wspieramy się nawzajem i w którym wspierają nas także prawdziwe przyjaźnie.

Prawdziwe zaangażowanie nie obciąża: ono chroni. Ratuje świat przed "ego", które zajęło tron lub fotel. Odnajduje "pozbawionych głosu" i odrzuconych, by traktować ich jak braci i siostry. Kiedy mówi "tak" lub mówi "nie", oferuje bezpieczną przystań, w której można cementować wartości i prawdę.

Więcej
Ameryka Łacińska

Koki Ruiz, autor portretu Chiquitungi

Omnes-15 de czerwiec de 2018 r.-Czas czytania: 3 minuty

Artysta Koki Ruiz pracuje nad portretem Chiquitungi, który zostanie wystawiony podczas jej beatyfikacji. Portret wykonany za pomocą różańców. Papież Franciszek przekazał różaniec, którego używał w Paragwaju.

Tekst - Federico Mernes, Asunción (Paragwaj)

Nazwisko Koki Ruiz i jego praca są związane z kulturowym ratowaniem pięknej tradycji religijnej Wielkiego Tygodnia w wiosce Tañarandy, w San Ignacio Misiones w Paragwaju. Ziemia ewangelizowana od czasów starożytnych przez jezuickich misjonarzy w ich niezwykłym doświadczeniu epoki kolonialnej w Ameryce Południowej.

Kreatywność i ciężka praca Koki Ruiza ze społecznością, w której mieszka, w głębi kraju Guaraní, uczyniła z tego regionu atrakcję turystyczną, gdzie co roku tysiące ludzi przybywa na pielgrzymki, aby zobaczyć przedstawienia męki, śmierci i zmartwychwstania Jezusa. Obecnie pracuje nad portretem poświęconym ChiquitungaMaría Felicia de Jesús Sacramentado, przyszła pierwsza paragwajska błogosławiona, która zostanie wystawiona obok ołtarza podczas uroczystości beatyfikacyjnej, która odbędzie się 23 czerwca na stadionie Cerro Porteño.

Koki Ruiz był autorem słynnego ołtarza, który wzbudził zachwyt pielgrzymów podczas wizyty papieża Franciszka w Paragwaju w lipcu 2015 roku. Ołtarz przygotowany przez Koki na mszę w tę niedzielę 12 lipca w Ñu Guasu (Campo Grande, w języku Guaraní) miał podstawę 40 metrów na około 20 metrów wysokości i był ozdobiony produktami rolnymi z kraju. Wykorzystano trzydzieści dwa tysiące kłosów kukurydzy, 200 tysięcy kokosów i 1000 dyń.

Wiadomości w kokosach

Ale dodatkowo wszyscy, którzy przyszli na kilka dni przed Mszą św. mieli okazję napisać wiadomości na kokosach znajdujących się na ołtarzu. Wiele z tych próśb dotyczyło beatyfikacji Chiquitungi, ukochanej siostry karmelitanki, której mózg jest nieprzekupny i do której wielu Paragwajczyków ma wielkie nabożeństwo. Artysta zaczyna od zwrócenia uwagi na to, że "Tañarandy zaczęło się jako twórcza sztuka w 1992 roku, a teraz to, czego szuka, to dotarcie do pobożności ludowej... Wcześniej dyskutowano o ideologiach, mieszano marksizm, teologię wyzwolenia z religią... Ksiądz powiedziałby: jeśli to czyni cię lepszym człowiekiem, to jest dla ciebie dobre. Ale dziś to, co chcą wyrazić, to religijność, czyli wiara dla samej wiary bez potrzeby refleksji. Zależy mi na tym, aby Tañarandy były przeżywane z duchowością i aby nie były kwestią turystyki... Pobożność ludowa jest przekazywana z rodziców na dzieci i wnuki i o to musimy dbać.".

W ten sposób poznał karmelitańską zakonnicę

Obecnie pracuje nad portretem Chiquitunga, który jest wykonany z różańców. "Mój pierwszy kontakt z Chiquitungą miała pewna pani, która była jej bardzo oddana. Kiedy robiłem ołtarz papieski, przyszła, by umieścić nazwiska na kokosach 20 000 osób, pisała i musieliśmy zamknąć, a ona wciąż pisała i prosiła o beatyfikację Chiquitungi; w końcu dała mi dwie książki Chiquitungi, które zachowałem.

Potem zadzwonili do mnie z Karmelitów z prośbą o zrobienie czegoś dla beatyfikacji, przypomniałam sobie te dwa momenty: panią, która pisała i zakonnicę, która chciała ucałować moją rękę. Przeczytałam książki i zrobiło to na mnie wrażenie, zakochałam się w Chiquitunga, wzniosłość tej miłości, stała mi się bardzo bliska. Czytałem jej dzienniki intymne i to poświęcenie, żeby zawsze modlić się za innych i czasami ten dialog z Bogiem "nadal go kocham, ale wszystko oddaję Tobie Boże", to jest poświęcenie, to jest przejście przez tę ludzką miłość i uczynienie jej bardziej wzniosłą dla Niego, dla Boga i tak właśnie zakochałem się w Chiquitunga.".

Za każdym różańcem kryje się historia

"Za każdym różańcem kryje się wiele historii."dodaje artystka.Pamiętam jednego, który przynosząc swój różaniec powiedział, że ten różaniec uratował dwa życia: mojej żony, która miała raka i moje, że jak żona umrze, to ja umrę. Moja córka zmarła 20 lat temu i poprosiłam Chiquitungę, ale ona nigdy nie odeszła, zawsze mnie przytula i przyszła z kilkoma przyjaciółmi, aby zrobić 700 różańców.".

"W Tañarandy tegoroczne obchody Wielkiego Tygodnia w okolicach Chiquitungi miały bardziej duchowy charakter.", komentuje Koki Ruiz. "Ludzie jakby przyszli szukając czegoś i prosząc o coś. Chiquitunga była narzędziem Boga, aby przybliżyć ludzi do Boga. Pamiętam, jak moja mama powiedziała mi kiedyś, gdy był drugi rok TañarandyMasz wiele talentów, to jest dar od Boga, a niebezpieczeństwem jest próżność. Twoja codzienna modlitwa musi być modlitwą pokory.

Kino

Kino: Lato tokijskiej rodziny

Omnes-13 de czerwiec de 2018 r.-Czas czytania: 2 minuty

Choć ogólnym tonem jest humor (japoński, potem inny, czasem nieprzetłumaczalny), są też łzy i miłość: Yamada destyluje za pomocą sake melancholię upływającego czasu, nadweręża i rozluźnia więzi rodzinne i dawne przyjaźnie.

Tekst - José María Garrido

Tokio - rodzinne lato
Reżyser: Yôji Yamada
Scenariusz: Emiko Hiramatsu i Yôji Yamada
Japonia, 2017 r.

Yôji Yamada to weteran japońskiej reżyserii, płodny i znany na całym świecie. Przez dwie dekady, od 1969 do 1989 roku, wypuszczał dwa filmy rocznie z sentymentalnymi przygodami dobrotliwego wagabundy Tora-san. Przestał dopiero po śmierci głównego aktora, Kiyoshi Atsumi. W wieku 86 lat Yamada nadal reżyseruje w niemal rocznym tempie i wie, jak eksploatować historie o podobnej fabule. W najnowszym filmie, Lato tokijskiej rodziny, przedłuża komedię Cudowna rodzina z Tokio (2016), powtarzając aktorów i postacie, choć akcja zostaje spuentowana i zamulona przez pozornie anodyjną sprawę: dziadek rodziny Hirata nie nadaje się już do prowadzenia samochodu... i nie chce z tego zrezygnować!

Podczas gdy babcia wyjeżdża z przyjaciółmi do Europy Północnej, by zobaczyć zorze polarne, dziadek korzysta z planów wypoczynkowych, jeżdżąc radośnie, ale też granicząc z lekkomyślnością i karoserią samochodu. Trzej synowie chcą odebrać mu prawo jazdy i nie mają odwagi. Pomiędzy wątpliwościami i nieudanymi próbami, kędzierzawy czuje się niezrozumiany i daje temu wyraz za pomocą wszelkiego rodzaju zamieszania. Historia komplikuje się, gdy dzieci zwołują rodzinne spotkanie w celu rozwiązania problemu, gdyż dom, w którym mieszkają razem trzy pokolenia, staje się czymś w rodzaju kabiny braci Marx.

Choć ogólnym tonem jest humor (japoński, potem inny, czasem nieprzetłumaczalny), są też łzy i miłość: Yamada destyluje za pomocą sake melancholię upływającego czasu, napina i rozluźnia więzi rodzinne i dawne przyjaźnie, pojawiają się wspomnienia i uczucia, które czynią życie ciekawszym i piękniejszym. Widzimy niuanse w każdej parze, bardziej lub mniej dojrzałej, czy podekscytowanej życiem i nagrodą za więzi. Co do występów, to poza babcią - prawie nieobecną ze względu na imperatyw scenariusza - i dwoma małymi pizzerami, którzy są nieco karykaturalni, reszta postaci otwiera przed nami swoje serca w trakcie dialogów i tego orientalnego spokoju, który przy przyspieszeniu jest bardziej niezwykły. Tymczasem być może rozmowa zasiewa ziarno na kolejny sezon w rodzinie Tokio.

Jeszcze tylko ostatni disclaimer: dwa wspomniane filmy nie są kontynuacją - mimo pokrywania się tytułów, aktorów i postaci - umiarkowanej fabuły A Tokyo Family (2013), piękności Yamady, którą wielu porównuje do klasycznego Tokyo Story Ozu. Wszystkie są warte zobaczenia.

Restrukturyzacja parafii

12 czerwca 2018 r.-Czas czytania: < 1 minuta

Parafia katolicka w Stanach Zjednoczonych odegrała potężną rolę w utrzymaniu obecności Kościoła w kraju w większości protestanckim. Parafia była przystanią dla katolickich imigrantów, miejscem wolontariatu i źródłem katolickiej tożsamości.

Przez ponad wiek największa liczba parafii katolickich była logicznie zlokalizowana tam, gdzie byli katolicy: na północnym wschodzie (Nowy Jork, Boston, Filadelfia) i na środkowym zachodzie (Chicago, Detroit, Milwaukee).

Teraz jednak katolicka parafia przechodzi radykalną zmianę. Nowa praca pięciu katolickich badaczy, pt. Parafie katolickie XXI wieku, wyjaśnia tę zmianę. Jedną z największych zmian jest jej położenie geograficzne - coraz więcej katolików przenosi się na południe (Raleigh, Miami, Atlanta, Houston) i zachód (Denver, Los Angeles). 

W rzeczywistości populacja katolików jest obecnie prawie równomiernie podzielona między północny wschód, środkowy zachód, południe i zachód kraju, ze względu na in-migrację osób poszukujących pracy lub niższych kosztów życia z jednej strony, a imigrację z drugiej.

Wyzwanie, podkreślają autorzy, polega na tym, że. "Ludzie się przemieszczają, ale parafie i szkoły nie". Na północnym wschodzie i środkowym zachodzie pozostały kurczące się parafie. Archidiecezja nowojorska przeszła niedawno ogromną reorganizację - 20 procent jej parafii zostało zamkniętych lub połączonych. W tym samym czasie Houston i Atlanta zauważają zapotrzebowanie na kolejne parafie. 

Z drugiej strony, około czterech na dziesięciu katolików to Latynosi. I coraz więcej jest parafii, które mają latynoskich ministrantów i Msze św. po hiszpańsku. 

Parafia katolicka w Stanach Zjednoczonych wyraźnie przechodzi historyczną przemianę, ale jest wiele znaków, że ta przemiana doprowadzi do jej ożywienia.

AutorGreg Erlandson

Dziennikarz, autor i redaktor. Dyrektor Catholic News Service (CNS)

Więcej
Kultura

Książka dla odnowy parafii: James Mallon

Ta najnowsza książka poruszyła wielu czytelników, księży i świeckich. Choć ma bardzo "amerykańskie" aspekty, może pomóc w Hiszpanii w odnowie życia chrześcijańskiego i jego misyjnego impulsu.

Jaime Nubiola-11 de czerwiec de 2018 r.-Czas czytania: 4 minuty

Tekst - Sara Barrena i Jaime Nubiola

W ostatnią niedzielę poszedłem na mszę do kościoła parafialnego w mojej okolicy. Byliśmy zwykłym tłumem. Morze szarych głów, w ciemnych trenczach i płaszczach. Byłam chyba najmłodsza, nie licząc jednej dzielnej mamy, która weszła nieco spóźniona z dzieckiem na ręku i maluchem trzymającym się za nogę. Ludzie patrzyli na nich jak na okazy zagrożonego gatunku. Kiedy nadszedł czas, dałem pokój starszej parze przede mną i pani za mną, która używa laski. Prawie zawsze zajmujemy te same ławki, ale nigdy nie rozmawialiśmy. W drodze do wyjścia ludzie rozproszyli się; niektórzy zatrzymali się w piekarni, by kupić deser i z wykonanym obowiązkiem udali się do domów. To była po prostu kolejna niedziela.

Kościół "jest" misją

Jak bardzo ma rację, pomyślałem sobie, gdy przeczytałem książkę napisaną przez księdza Jamesa Mallona, zatytułowaną A Divine Renewal. Od parafii utrzymaniowej do parafii misyjnej (BAC, 2016). Mallon, proboszcz w Nowej Szkocji w Kanadzie, opracował różne programy i działania promujące wiarę i rozwój duchowy, takie jak kursy Alpha, pomoc we wspólnym stawianiu czoła wielkim pytaniom. Mallon przekonuje, że parafie muszą pamiętać, kim są i jaka jest ich misja. Ta misja, jak mówi, nie polega na opiece nad tymi, którzy już tam są, aby byli szczęśliwi i zadowoleni, ale na czynieniu uczniów. Jeśli parafie nie mają zginąć, potrzebna jest ewangelizacja, a nie samozachwyt. Nie chodzi o to, by dawać pić tym, którzy nie są spragnieni, ale raczej o to, by pamiętać, że my, chrześcijanie, jesteśmy z definicji posłani, by głosić dobrą nowinę. Kościół jest stworzony do tego, aby iść, aby chodzić. Czas zostawić wygodę za sobą, wyjść z biznesu jak zwykle. Czas przypomnieć sobie, że - jak mówi Mallon - Kościół jest misją.

I ta misja, wbrew pozorom, nie jest tylko zadaniem proboszczów czy księży. To zależy od nas wszystkich. Nie tylko oni są odpowiedzialni za to, że w parafii nie ma nowych ludzi, a ci, którzy tam są, nie wydają się mieć serca świętującego z powodu odnalezienia Boga. Książce Mallona udaje się sprawić, że czujemy coś w środku i wstrząsa naszą duszą.Zadanie tylko dla proboszczów? Nie ma szans. Kościół należy do wszystkich i jest dla wszystkich, a każdy samozwańczy katolik powinien być pod wrażeniem wielkiego światła, jakie prezentuje ta książka. Nie możemy zadowolić się tym, że po prostu dajemy sobie radę, że wykonujemy gimnastykę konserwatorską. Nie wystarczy, że czasem się pomodlimy, że pójdziemy na mszę. W dzisiejszych czasach może się to wydawać dużo, ale to za mało, gdy pamiętamy o misji, którą Chrystus dał nam wszystkim. Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię. Nie powiedział, że należy iść do proboszczów. Nie mamy żadnego usprawiedliwienia.

Jak to możliwe, że nasza wiara jest czasem tak szara, tak niemiła, tak nudna? Jak to możliwe, że tak wielu katolików wciąż zadowala się wiarą i argumentami z czasów, gdy byli dziećmi? Jak to możliwe, że wzrastamy w tak wielu aspektach życia, w wiedzy, w zawodzie, w uczuciach, a jednak nie wzrastamy w rzeczach najważniejszych? Jest to poważny problem kulturowy. Kto nie rośnie, kto nie ma tej plastyczności, jest pod wieloma względami martwy. I bardziej niż w jakiejkolwiek innej dziedzinie jest to prawdziwe w życiu duchowym: nie wystarczy nadążyć. Zawsze trzeba mieć chęć pójść dalej, dać z siebie wszystko. Postępowanie w inny sposób to powolna śmierć.

Przykłady

James Mallon podaje wiele konkretnych przykładów rzeczy, które można zrobić, od zespołów powitalnych w parafiach, poprzez katechezę rodzinną, aż po różne niesakramentalne wydarzenia dla tych najbardziej oddalonych. Niektóre przykłady mają związek z kulturą północnoamerykańską i są obce dla nas w krainach, w których piszę, ale są to tylko przykłady, które zachęcają nas do kreatywnego znalezienia własnych sposobów na pójście naprzód w misji. Nie możemy być biernymi widzami. Musimy nauczyć się, że otrzymaliśmy dobrą nowinę, zrozumieć ją sercem i cieszyć się, aż nie będziemy mogli zrobić nic innego, jak tylko się nią podzielić. A dobrych wiadomości nie przekazuje się z długą miną. Jest to chyba najprostszy sposób, by ruszyć z miejsca: zmienić twarz. "Ewangelizator nie może mieć stale pogrzebowej twarzy".pisze papież Franciszek (Evangelii Gaudium, 10). Jeśli Jezus jest w twoim sercu, daj Mu to poznać w twarz, pisze też Mallon. Nie możemy zostawić naszego serca w drzwiach kościoła. "Doświadczenie Boga" - dodaje (s. 219).czynią nas bardziej kochającymi, radosnymi, spokojnymi, cierpliwymi, życzliwymi i hojnymi.".

Mamy coś do zaoferowania

Nie wystarczy wierzyć czy ufać, trzeba też działać. Trzeba być proaktywnym, a nie tylko reaktywnym. I nie chodzi tu tylko o przekazywanie informacji. Ruszaj się. Nie żyj swoją wiarą "w trybie bankowym". Każdy będzie wiedział, jak może dawać świadectwo, komu może pomóc, z kim może być gościnny, kogo może pocieszyć, objąć, przyjąć bezwarunkowo; każdy będzie wiedział, kogo może dotknąć, jak pokazać twarz Boga i uśmiech, Jego piękno. Każdy będzie umiał przekazać wewnętrzną radość dobrej nowiny i umożliwić innym ludziom doświadczenie Boga.

W swojej książce Mallon przekonuje, że w parafiach każdy może znaleźć formację i towarzystwo. Jest to wezwanie skierowane do proboszczów, ale także do poszczególnych katolików. Mamy coś do zaoferowania. Gdyby tylko świat wiedział, co zostało nam dane! Jeśli jesteś pochłonięty gorliwością opowiadania, nawet jeśli zdajesz sobie sprawę, że jesteś słaby i niemądry - podsumowuje Mallon - to jesteś gotowy i Bóg może cię użyć, by dotrzeć na krańce ziemi.

Ameryka Łacińska

Chiquitunga będzie pierwszym błogosławionym Paragwaju

Omnes-9 de czerwiec de 2018 r.-Czas czytania: 6 minuty

Maria Felicia de Jesus Sacramentado, zmarła w 1959 r. zakonnica karmelitanek bosych, 23 czerwca zostanie pierwszą paragwajską błogosławioną. Papież Franciszek uważnie śledzi beatyfikację Chiquitunga.

TEKST - Federico Mernes, Asunción (Paragwaj)

Przejechałem 223 kilometry, żeby spotkać się Koki Ruiz. Papież, a teraz artysta Chiquitunga.. Skrzyżujemy ścieżki. Jedzie do Asunción. To stolica Serca Ameryki, jak nazywany jest nasz kraj - Paragwaj. Tak się składa, że 28 kwietnia 1959 roku, miesiąc przed moim urodzeniem, zmarła moja ciotka, zakonnica karmelitanka; 59 lat później zostanie wyniesiona na ołtarze. Czytając jej biografię dowiaduję się, że mój dziadek był jej ojcem chrzestnym na jej chrzcie! Proces beatyfikacyjny Chiquitungi został otwarty w 1997 roku, a ona sama została ogłoszona Czcigodną w 2010 roku przez Benedykta XVI, który ogłosił jej heroiczne cnoty.

Chiquitunga (María Felicia Guggiari, 1925-1959), otrzymała to imię od ojca, ponieważ była nieco drobna. Najstarsza z siedmiorga dzieci, pochodziła z tradycyjnej, zamożnej i dobrze wykształconej rodziny. Już w dzieciństwie zwracano uwagę na jej pobożność i skłonność do prac charytatywnych. Jako młoda dziewczyna wstąpiła do Akcji Katolickiej i była bardzo aktywna. Jedna z biografii mówi o niej jako o "wykształconej i uformowanej w Akcji Katolickiej". Rzeczywiście, najpierw się uczyć, a potem dawać. Wstąpiła w wieku 16 lat i opuściła to stowarzyszenie tylko po to, by wstąpić do klasztoru karmelitanek.

T2Os było jego mottem. Brzmi to jak wzór chemiczny, ale było to przypomnienie "ofiaruję Ci wszystko, Panie". Dziś to sformułowanie umieszczane jest w internecie i odnosi się do przyszłej Błogosławionej, która chciała w pełni oddać się Bogu. Przez ponad dziesięć lat pracowała w Akcji Katolickiej. Była zdezorientowana, czy jej droga to małżeństwo czy życie konsekrowane.

Odpowiada na powołanie

I rozgrywa się historia ludzkiej miłości. Zakochała się w lekarzu, również członku Akcji Katolickiej, którego ojciec był Arabem - o nazwisku Saua - wyznania muzułmańskiego. Bardzo duchowe zaloty. Modląc się, rozmawiając i płacząc, oboje postanowili oddać się całkowicie Bogu: ona w klasztorze karmelitańskim, a on w seminarium, by zostać księdzem. Dzięki tej separacji ich pragnienie oddania wszystkiego Panu, jak sama tego pragnęła, zostało ponownie spełnione: "Jakże pięknie byłoby mieć miłość, wyrzec się tej miłości i razem pogrążyć się w Panu dla ideału!".

Chiquitunga napotkała wielki sprzeciw ze strony ojca. Mimo że była pełnoletnia, do klasztoru poszła dopiero w wieku 30 lat, aby nie sprawić przykrości ojcu. Przed wejściem skomentowała: "Robię odwrotnie niż Jezus: przeżyłem trzydzieści lat życia publicznego, a teraz zaczynam życie ukryte.". Rzeczywiście, dopiero w wieku 34 lat spełni swoje pragnienie zostania zakonnicą klauzurową.

Na tej nowej drodze szukała świętości. Dla swojej nowej misji przyjęła nowe imię: Maria Felicja de Jesus Sacramentado. Przy pewnej okazji powiedziała do matki przełożonej: "Jeśli mam być mierny, wstaw się za mną i spraw, bym umarł!".

Obecna przełożona mówi o tym, co beatyfikacja Chiquitungi oznacza dla niej i dla wspólnoty: "Jest to bardzo duże zobowiązanie, ponieważ wraz z beatyfikacją naszej siostry Marii Felicji, Kościół po raz kolejny potwierdza wartość życia kontemplacyjnego w Kościele. Oznacza to, że dzisiaj możemy być świętymi gdziekolwiek i w jakichkolwiek okolicznościach żyjemy. Dla wspólnoty jest to powód do radości, do wdzięczności za wybranie jednego z jej członków na Światło pośród naszego Kościoła i to napełnia nas ogromną wdzięcznością"..

"Poddaję się Tobie".

W klasztorze spędziła cztery spokojne i bardzo szczęśliwe lata. Dwie zakonnice, które ją znały, nadal tam mieszkają. Mówią nam, że "Była bardzo miła, żartowała, bardzo wesoła i bardzo uduchowiona. Kiedy obie chciałyśmy robić te same rzeczy, mówiła: Poddaję się tobie". Miał wiele dobroczynności; był bardzo uczynny, chciał wszystkim pomóc; mówił, że chce mieć więcej czasu na pomoc".

Matka Teresa Małgorzata ze swej strony daje świadectwo: "SRok nowicjatu spędziła tak, jak można było oczekiwać od jej wspaniałomyślnej duszy wobec swego Boga: nie odmawiając sobie niczego z tego, czego Pan od niej żądał; dlatego też nasza Wspólnota nie miała trudności z dopuszczeniem jej do profesji prostej, która odbyła się 15 sierpnia 1956 r.".

Z jej życia w świecie i w klasztorze widzimy, że była kobietą swoich czasów: bardzo ze świata i bardzo z Boga. Jednak w ostatnim roku, gdy miała 34 lata, musiała zmierzyć się z ciężką próbą choroby. Dolegliwości wątroby, powikłane później zaburzeniami krwi, doprowadziły do śmiertelnego skutku.

Porzucenie w Bogu

Swoje ostatnie dni przeżył z całkowitym oddaniem się woli Boga. Przed oddaniem swego ducha Panu, poprosił o odczytanie wiersza św. Teresy "Umieram, bo nie umieram". Słuchał z bardzo pogodną miną i powtarzał refren: "Chciałbym usłyszeć refren.Że umrę, bo nie umrę". Zwróciłby się do ojca i powiedział: "Tatusiu najdroższy, jestem najszczęśliwszą osobą na świecie; gdybyś tylko wiedział, co to jest Religia Katolicka!Dodał, nie wycierając uśmiechu z ust: "Nie zamierzam odpuścić".Jezu, kocham Cię! Co za słodkie spotkanie! Dziewica Maryja!".

W związku z beatyfikacją, w klasztorze panuje o wiele większy ruch niż zwykle. Przełożony wyjaśnia, że wydarzenie "wymaga dodatkowych działań, że tak powiem, takich jak przyjmowanie osób, które przychodzą podzielić się swoimi świadectwami, lub mediów, które chcą się o tym dowiedzieć więcej, lub sporadycznie grup młodzieży, które pukają do naszych drzwi, aby się o tym dowiedzieć.". Trzeba powiedzieć, że w Paragwaju klasztory karmelitańskie są pełne. Są młode powołania. Znajdują się one w pięciu miastach kraju.

Papież Franciszek podziwia paragwajskie kobiety i często określa je mianem "chwalebnych". Pytam przełożonego: "Czy Chiquitunga uosabia tę postać?". "Oczywiście Chiquitunga uosabia tę postać."odpowiada, "bo z tego, że była kobietą, która umiała kochać, dawać siebie, zapominać o sobie, poświęcać się dla innych, nie rezygnując z niczego dla większego dobra: zbawienia dusz, jak chwalebne kobiety paragwajskie, jak mówi papież".

Ideał Chrystusa i poddanie się

Chiquitunga jest bliska w czasie i w swojej działalności, dlatego jej postać i zbliżająca się beatyfikacja może wiele znaczyć dla kraju. Kontynuuję z Przełożonym: "Jestem z niej bardzo dumny".Co postać Chiquitungi mówi społeczeństwu paragwajskiemu?". "Chiquitunga mówi nam, że dzisiaj możemy zostać świętymi, jeśli będziemy żyć z pasją ideałem, w jej przypadku pragnieniem, aby wszystko było przesycone Chrystusem: Chrystus, jego Kościół, bracia i siostry byli jej ideałem. Mówi nam, że możemy być szczęśliwi dając siebie innym. Zapomnienie o sobie dla dobra innych. Mówi nam, że warto: ofiarować wszystko, nawet to, co najcenniejsze. Mówi nam, że możemy być szczęśliwi w prostym, radosnym życiu, dając siebie w każdym momencie"..

Właśnie ukazała się nowa adhortacja apostolska papieża, Gaudete et exsultateo świętości zwykłych wiernych. Jakże stosownie mówić o świętości i mieć figurę. Z okazji beatyfikacji powstały niezliczone inicjatywy. Najważniejszą z nich jest ta należąca do artysty Koki Ruiz. Właśnie dostałem whatsapp od Renato, gitarzysty klasycznego, który powiedział mi, że przygotowują film dokumentalny o Chiquitunga.

Cud

Para głuchoniemych; ona zachodzi w ciążę: przybywają do Ośrodka Zdrowia w odległej części kraju, bardzo niepewnej. Przez przypadek znalazła się tam pielęgniarka, która rozumiała język migowy. Gdy położnica zobaczyła stan dziecka, powiedziała jej:.Oparłem się o ścianę, otworzyłem ręce, zamknąłem oczy i z wielką wiarą prosiłem o wstawiennictwo Chiquitungi przed Bogiem.".

Po całej pracy reanimacyjnej i modlitwach o zdrowie noworodka, w końcu po 30 minutach dziecko zaczęło mieć pierwszą reakcję krążeniowo-oddechową z głębokim oddechem, co było jego pierwszym znakiem życiowym. Mogłem to zobaczyć i usłyszeć kilka miesięcy temu na Mszy św. ku czci przyszłego błogosławionego. W wieku 15 lat jest całkowicie normalny, bez żadnej niepełnosprawności. Jest w 9 klasie szkoły, co odpowiada jego wiekowi. Ale na tym się nie kończy.
Szczątki Chiquitunga spoczęły na rodzinnym cmentarzu. Po pewnym czasie postanowiono przenieść je do klasztoru. Byli w jednym miejscu, aż przypadkiem dr Elio Marín został wezwany, by zająć się pewną zakonnicą. Powiedziano mu, że mają szczątki Chiquitunga. Zbadał je i stwierdził, że mózg jest skamieniały. Z medycznego punktu widzenia ten mózg powinien był się rozpadać w ciągu pierwszych kilku dni, biorąc pod uwagę chorobę i upał, jaki mamy na tych ziemiach. Siostra Yolanda, która ją znała, skomentowała: "... powiedziała: "... jeszcze żyje.Słyszałam, jak Matka Teresa Małgorzata powiedziała, gdy dowiedziała się, że ciało s. Marii Felicji pozostało nienaruszone dłużej niż zwykle, że być może Bóg chciał ją uwielbić, bo była bardzo cnotliwą zakonnicą.".

Cyfrowy branding ewangeliczny

6 de czerwiec de 2018 r.-Czas czytania: 2 minuty

Zaproszenie Jezusa było jasne: Bądźcie solą w świecie, zaczynem w cieście. Ani sól, ani drożdże nie wyróżniają się, ale bez nich efekt końcowy jest katastrofalny.

Xiskya Valladares -Religijny ze Zgromadzenia Czystości Maryi
@xiskya

Co prawda mamy już prawie półmetek 2018 roku, ale z ciekawości wybrałem się do Google Trends aby skonsultować główne trendy 2017 roku. Moja troska dotyczyła przede wszystkim tego, by wiedzieć, jak bardzo my, katolicy, Kościół i Ewangelia, jesteśmy ważni w Hiszpanii i w świecie. Muszę powiedzieć, że nie zostawiamy żadnego ewangelicznego śladu w świecie cyfrowym.

Ta rzeczywistość może nas zniechęcić. Ale może być też odwrotnie - być rewirem, który nas budzi i rzuca wyzwanie, by zmienić to, co wymaga zmiany. Zaproszenie Jezusa było jasne: Bądźcie solą w świecie, zaczynem w cieście. Ani sól, ani drożdże nie wyróżniają się, ale bez nich efekt końcowy jest katastrofalny. Zdarzyło mi się to ostatnio z biszkoptem, który nie wyrósł wystarczająco, bo zabrakło w nim większej ilości drożdży i skończyło się na tym, że go wyrzuciliśmy.

Jestem przekonany, że trendy zmieniłyby się, gdybyśmy częściej mieli tego świadomość. dlaczego Eurowizja, HBO, Oscary, Survivors i La Sexta Directa są modny temat 2017 roku i nie ma w nim nic związanego z Kościołem? Prawda jest taka, że mogę się mylić, ale żaden z tych tematów nie kojarzy mi się z naszymi wartościami. Jednak to, co sprawia, że dla wielu osób są one tak interesujące, może mieć wiele wspólnego z tym, czego nam brakuje.

Wzbudzanie ciekawości, łączenie się z zainteresowaniami odbiorców, bycie atrakcyjnym, stosowanie narracji, które olśniewają, podnoszenie oczekiwań, kwestionowanie rzeczywistości, zmiana punktów widzenia na coś, wzruszanie, inspirowanie sposobu życia, stawianie wyzwań, to m.in. niektóre z działań, które prowokują te pięć modny temat z 2017 r. A czy te działania nie są w stu procentach ewangeliczne? Być może zaniedbaliśmy Ducha Świętego. Przestaliśmy wierzyć, że dzięki jego mocy możemy wywrócić świat do góry nogami. Być może brakuje nam nawrócenia, modlitwy, zaufania. Ale mamy odpowiedzialność przed Bogiem, aby zostawić ewangeliczny ślad w tym cyfrowym świecie.

Watykan

Synodalność, centralna dla życia i misji Kościoła

Giovanni Tridente-31 maja 2018 r.-Czas czytania: 2 minuty

28 czerwca odbędzie się konsystorz dla kreacji 14 nowych kardynałów, wśród nich dwóch Hiszpanów: prefekta Kongregacji Nauki Wiary i byłego przełożonego generalnego klaretynów. Kanonizacja Pawła VI i Oscara Romero odbędzie się 14 października.

Tekst - Giovanni Tridente, Rzym

Przeszedł on nieco w milczeniu, być może ze względu na charakterystykę tego typu tekstu, ale w ostatnich tygodniach został upubliczniony ważny dokument, owoc wieloletniej pracy, który pogłębia teologiczne znaczenie synodalności w Kościele i oferuje pewne użyteczne wskazówki duszpasterskie. Nosi on tytuł Synodalność w życiu i misji Kościoła, a został przygotowany przez Międzynarodową Komisję Teologiczną za zgodą papieża. To sam papież Franciszek, obchodząc 50. rocznicę ustanowienia Synodu Biskupów na prośbę bł. Pawła VI, podkreślił centralność takiego dynamizmu dla życia Kościoła, zwłaszcza w naszych czasach.

Dokument ten z teologicznego punktu widzenia wyjaśnia to, co od Soboru Watykańskiego II wyrażano jako rzeczywistość w zasadzie tak starą jak droga Kościoła. Do być może najciekawszych aspektów należy postulat, by w zwoływaniu Synodu Biskupów w większym stopniu uwzględniać Kościoły lokalne, pozwalając im z wyprzedzeniem dyskutować o tym, nad czym ojcowie synodalni będą następnie debatować w Rzymie. Papież Franciszek już zmierza w tym kierunku; wystarczy przypomnieć, że kolejne październikowe zgromadzenie poświęcone młodzieży było już poprzedzone, w marcu ubiegłego roku, pre-synodem z udziałem bezpośrednio zainteresowanych.

Wśród innych postulatów dokumentu jest wprowadzenie obowiązku ustanowienia rad diecezjalnych oraz szeregu struktur niezbędnych dla synodalności.

Hiszpania

Turystyka kulturowa i religijna zyskuje na znaczeniu w Hiszpanii

Omnes-30 maja 2018 r.-Czas czytania: < 1 minuta

Turystyka w Hiszpanii wciąż rośnie, a jedną z przyczyn tego stanu rzeczy jest turystyka religijna. Duszpasterstwo turystyczne nabiera w kraju coraz większego znaczenia.

Tekst - Fernando Serrano

Hiszpania oferuje różne rodzaje turystyki dzięki swojej różnorodności geograficznej i kulturowej. Turyści przyjeżdżają do kraju w poszukiwaniu różnych rzeczy: dobrej pogody, plaż, gór, wypoczynku, relaksu, kultury...

Pozostała turystyka

Hiszpańska turystyka pobiła swój rekord liczby międzynarodowych gości w 2017 roku, z przyjazdem 82 milionów turystów. Stanowi to wzrost o 8,9 % w stosunku do roku 2016. Liczba ta oznacza, że prawie dwa razy więcej mieszkańców Hiszpanii odwiedziło ten kraj.

Większość z tych turystów przyjeżdża w poszukiwaniu słońca, plaży, relaksu... Większość z nich przyjeżdża w rejon Levante (Katalonia, Baleary, Andaluzja, Walencja) oraz na Wyspy Kanaryjskie. Natomiast wspólnoty autonomiczne o największym wzroście w stosunku do roku poprzedniego to: Extremadura, Castilla y León i Galicia.

Ale spośród wszystkich ofert, te kulturalne i religijne należą do najważniejszych. Obecnie trzy z pięciu głównych świętych miast na świecie to miasta hiszpańskie. Obok Jerozolimy i Rzymu są to Santiago de Compostela, Caravaca de la Cruz i Santo Toribio de Liébana. W sumie hiszpańskie miejsca pielgrzymkowe przyjmują około 20 milionów turystów rocznie.

Wielki Tydzień, który jest obchodzony w całym kraju i w wielu miastach został uznany za festiwal o międzynarodowym znaczeniu turystycznym, wielkie katedry, klasztory, miejsca jubileuszowe... to tylko niektóre z powodów, dla których turystyka związana z kulturą i religią jest tak ważna w Hiszpanii.

Świat

Sudan Południowy: nie udaje się osiągnąć porozumienia w sprawie pomocy humanitarnej

Omnes-30 maja 2018 r.-Czas czytania: 2 minuty

Przynaglany przez głód i masowy exodus do sąsiednich krajów, rząd Sudanu Południowego i grupy opozycyjne spotkały się w Addis Abebie (Etiopia) z Międzyrządowym Organem ds. Rozwoju (IGAD), aby spróbować pogodzić stanowiska, ale osiągnięto niewielki postęp.

Tekst - Edward Diez-Caballero, Nairobi

Dane UNICEF-u sprzed roku są nieaktualne. Blisko 1,8 mln ludzi, w tym ponad milion dzieci, zostało zmuszonych do ucieczki ze swoich domów w Sudanie Południowym do sąsiednich krajów, takich jak Etiopia, Kenia i Uganda, z powodu wojny domowej, która rozpoczęła się w 2013 roku.

Ponadto kolejne 1,4 mln dzieci żyje w obozach dla uchodźców wewnętrznych na terenie kraju. "Przyszłość pokolenia jest naprawdę zagrożona" - powiedziała w zeszłym roku Leila Pakkala z Funduszu Narodów Zjednoczonych na rzecz Dzieci. "Przerażająca rzeczywistość, w której prawie jedno na pięcioro dzieci w Sudanie Południowym musiało uciekać ze swoich domów, ilustruje, jak niszczący jest ten konflikt dla najsłabszych w tym kraju" - dodała.

Kilka tygodni temu sekretarz ds. pomocy humanitarnej ONZ Mark Lowcock powiedział, że konflikt (wojna domowa) w Sudanie Południowym spowodował przesiedlenie około 4,3 mln osób, czyli prawie jednej trzeciej ludności kraju, natomiast siedem milionów potrzebuje pilnej pomocy humanitarnej.

Lowcock wezwał walczące strony do natychmiastowego zaprzestania działań wojennych, rozmawiając z dziennikarzami w stolicy kraju, Dżubie, na zakończenie dwudniowej wizyty w Sudanie Południowym. Przedstawiciel ONZ podkreślił, że "konflikt w Sudanie Południowym wszedł w piąty rok, ludność nadal cierpi w niewyobrażalny sposób, a proces pokojowy jak dotąd nie przyniósł owoców". "Gospodarka upadła, a bojownicy prowadzą politykę spalonej ziemi, z zabójstwami i gwałtami naruszającymi prawo międzynarodowe" - dodał.

Doświadczenia

Dialog międzyreligijny: więcej współpracy między chrześcijanami i muzułmanami

Omnes-30 maja 2018 r.-Czas czytania: < 1 minuta

Stolica Apostolska pogratulowała wspólnocie islamskiej miesiąca Ramadan. W tym samym duchu Ruch Focolare i liczne wspólnoty islamskie wyraziły w kongresie bliskość, która "wykracza poza dialog".

Tekst - Fina Trèmols i Garanger

Papieska Rada ds. Dialogu Międzyreligijnego pogratulowała społeczności islamskiej na całym świecie z okazji rozpoczęcia dziewiątego miesiąca kalendarza muzułmańskiego, Ramadanu, znanego na całym świecie jako okres codziennego postu od wschodu do zachodu słońca.

"Świadomi darów, które płyną z Ramadanu, łączymy się z wami w dziękowaniu miłosiernemu Bogu za Jego życzliwość i hojność - czytamy w komunikacie - dzieląc się pewnymi refleksjami dotyczącymi istotnego aspektu relacji chrześcijańsko-muzułmańskich: konieczności przejścia od rywalizacji do współpracy".

Przesłanie odnosi się do faktu, że w przeszłości stosunki między chrześcijanami i muzułmanami były w większości przypadków naznaczone duchem rywalizacji, co prowadziło do negatywnych konsekwencji, takich jak zazdrość, wzajemne oskarżenia i napięcia.

Więcej
Aktualności

"Dublin ma stać się stolicą rodzin".

Giovanni Tridente-30 maja 2018 r.-Czas czytania: 8 minuty

"Wszystko jest na miejscu, aby Dublin stał się stolicą rodzin". Kardynał Kevin Farrell, który od prawie dwóch lat stoi na czele dykasterii ds. świeckich, rodziny i życia, opowiada w wywiadzie dla "Palabra" o ostatnich przygotowaniach do Światowego Spotkania Rodzin, które z udziałem papieża Franciszka odbędzie się w Dublinie w dniach 21-26 sierpnia.

Tekst - Giovanni Tridente, Rzym

Proponuje również spokojną i uzasadnioną refleksję nad różnymi aspektami adhortacji Amoris laetitia, nad tym, jak rodziny powinny wpływać na dzisiejszy świat oraz nad tym, jaki wkład może i powinien pochodzić z "kobiecego spojrzenia" w Kościele. Z pochodzenia Irlandka, studiowała na Uniwersytecie w Salamance w Hiszpanii oraz na Gregorian i Angelicum w Rzymie, uzyskując tytuł magistra administracji biznesowej na Uniwersytecie Notre Dame (USA).

W 1966 roku wstąpił do zgromadzenia Legionistów Chrystusa i prowadził działalność duszpasterską w Meksyku i Waszyngtonie, gdzie w 1984 roku został inkardynowany. W 2001 roku został mianowany biskupem pomocniczym Waszyngtonu, a w 2007 roku, przed wezwaniem do Watykanu, awansował na biskupa Dallas. Papież Franciszek kreował go kardynałem 19 listopada 2016 r., na zakończenie Nadzwyczajnego Jubileuszu Miłosierdzia.

Eminencjo, do wielkiego Światowego Spotkania Rodzin w Dublinie pozostały już dwa miesiące, jak przebiegają przygotowania?
-Światowe Spotkanie jest zawsze okazją do łaski. Czas głoszenia i świętowania radości płynącej z Ewangelii o rodzinie. Prace na tym ostatnim odcinku przebiegają bardzo szybko. Rejestracje są nadal otwarte i wiele osób nadal się zgłasza. Oficjalne delegacje z wielu krajów ze wszystkich pięciu kontynentów potwierdziły swój udział i przygotowują się do Spotkania odbierając i wygłaszając przygotowane na tę okazję katechezy przygotowawcze. Wszystko jest już prawie gotowe, aby Dublin stał się stolicą rodzin.

Wraz z sierpniowym spotkaniem spotkania te obchodzą swój "srebrny jubileusz", 24 lata od pierwszego zwołania w 1994 roku przez św. Jana Pawła II. Twoim zdaniem, co się zmieniło od tego czasu?
-Nie ulega wątpliwości, że w ostatnich latach sytuacja rodzin uległa zmianie. Dlatego papież Franciszek chciał, aby odbyły się dwa synody, poprzedzone konsultacją 360 stopni w sprawie rodziny. Choć we współczesnej kulturze jest wiele sytuacji, które nie sprzyjają stabilności i solidności rodzin, to jednak pierwotne powołanie ludzi do miłości i pragnienie rodziny pozostają niezmienne. To właśnie dlatego posynodalna adhortacja apostolska papieża Franciszka Amoris Laetitia, która tak mocno podkreśla via caritatis i pulchrum, ma taki oddźwięk i pomaga Kościołowi odnowić swoje duszpasterskie zaangażowanie w stosunku do wszystkich rodzin, nie wykluczając żadnej.

Myśląc właśnie o Amoris laetitia, co - zdaniem Księdza - jest prawdziwym sekretem Ewangelii rodziny, która jest radością dla świata?
-właśnie wspomniałem, kluczem jest głoszenie radości miłości, która kocha drugiego za to, jaki jest i szuka jego prawdziwego dobra (por. AL 127). Amoris Laetitia widzi w autentycznej ludzkiej i chrześcijańskiej miłości jedyną siłę zdolną do ocalenia małżeństwa i rodziny. Stąd Papież stawia miłość w centrum rodziny (por. AL 67), nadając jej wielkie znaczenie w całej Adhortacji Apostolskiej, zwłaszcza w rozdziałach IV i V, gdzie opisuje niektóre cechy prawdziwej miłości i stosuje je do życia rodzinnego na podstawie hymnu św. Pawła o miłości z 1 Kor 13, 4-7 (por. AL 90-119).

Jak wiemy, wiele inicjatyw libertariańskich przesłania "proroctwo" osadzone w pierwszej komórce społeczeństwa. Jak przezwyciężyć te poważne kryzysy globalne i jaką postawę przyjąć wobec świata?
-Chrześcijanie muszą być otwarci na słuchanie pytań, które nasi współcześni zadają na temat fundamentalnych kwestii egzystencji. Nasza postawa nie może być postawą tych, którzy potępiają "a priori" każdą nową propozycję lub tych, którzy szukając rozwiązań popełniają błędy. Papież zaprasza nas do uważności na działanie Ducha Świętego, który - używając jego własnego neologizmu - "nas poprzedza". Musimy być uważni na ofertę doktryny, ale przede wszystkim na świadectwo miłości i radość chrześcijańskiego życia rodzinnego. Tak więc, na przykład, nie można zaprzeczyć, że ludzie zawsze szukają miłości, nawet jeśli, biorąc pod uwagę naszą upadłą naturę, możemy się mylić co do przedmiotu i sposobu kochania. Papież przypomina, że miłość małżeńska jest autentyczna, gdy jest miłością oblacyjną i duchową, która obejmuje jednocześnie czułość, czułość, intymność, namiętność, pragnienie erotyczne, przyjemność, która jest dawana i przyjmowana (por. AL 120; 123), otwarcie na prokreację i wychowanie dzieci (por. AL 80-85).

Z drugiej strony, w dialogu społecznym ważne jest, aby umieć zaoferować ważne powody z punktu widzenia wspólnego interesu, a nie zawsze powtarzać "powinno być". Należy pokazać racje, które są wskazane ze względu na dobro wspólne, na interes ogólny i wspierać rodziny, aby mogły realizować swoje ważne zadanie społeczne, odróżniając to, co należy do prywatnej sfery uczuć, od tego, co ma również nieredukowalną funkcję społeczną. Jest to w szczególności zadanie świeckich, samych rodzin, zjednoczonych z innymi, którzy, choć nie podzielają ich wiary, dzielą tę samą troskę o dobro społeczeństwa i rodzin.

Kontynuując temat Amoris laetitia, owocu dwóch ważnych dyskusji synodalnych, wiadomo, że w niektórych kręgach nie został on dobrze przetrawiony. Z Twojego punktu widzenia, jakie są najistotniejsze punkty tego dokumentu, które warto dobrze przyswoić?
-Amoris Laetitia to dokument o wielkim bogactwie pastoralnym. Papież Franciszek proponuje nam pedagogikę, rozumiejąc, że związek małżonków jest drogą przez całe życie (por. AL 325), a zatem jest to droga, która wie tyle samo o pięknie i radości bycia kochanym i kochania, co o wadach i grzechach, trudnościach i cierpieniach. Należy więc z realizmem i pewnością rozpatrywać ją jako stopniowy wzrost i rozwój, który dokonuje się razem, krok po kroku, z praktycznym, cierpliwym i wytrwałym ćwiczeniem (por. AL 266-267). Papież używa bardzo wymownego wyrażenia, aby odnieść się do tej rzeczywistości, mówi, że "miłość jest rzemiosłem" (AL 221). Dotyczy to również wychowania dzieci (por. AL 16; 271; 273).

Cała ta droga potrzebuje towarzyszenia Kościoła. Mam na myśli wspólnotę chrześcijańską, nie tylko duchownych. Uważam, że to towarzyszenie jest jedną z najbardziej oryginalnych rzeczy w propozycji duszpasterskiej Amoris Laetitia i czymś, co musimy starać się lepiej zrozumieć i znaleźć właściwe sposoby realizacji.

W Kościołach lokalnych pojawiło się wiele inicjatyw w dziedzinie towarzyszenia rodzinom na różnych etapach, od małżeństwa do pojawienia się dzieci i aż do wieku dojrzałego, zgodnie z postulatem Adhortacji. Jaką rolę odegrała Dykasteria w tej dziedzinie i co robi, aby nadal promować nowe inicjatywy?
-Misją dykasterii jest współpraca z posługą Ojca Świętego w dziedzinie komunii. Jesteśmy więc zasadniczo w służbie Kościołów partykularnych, wsłuchując się w ich doświadczenia i troski. W tym sensie jesteśmy wielkim obserwatorium, które zbiera cenne doświadczenia i stara się je rozpowszechniać, aby cały Kościół mógł z nich skorzystać. Zachęcamy też do refleksji uniwersyteckie instytuty rodziny i korzystamy z ich dorobku. Kolejnym obszarem, w który Dykasteria jest szczególnie zaangażowana, jest recepcja Amoris Laetitia i jej katechetyczne tłumaczenie.

Interesuje nas również rozwój odpowiedniego duszpasterstwa przedmałżeńskiego, które w sposób katechumenalny przygotowuje naszą młodzież do życia miłością oblubieńczą. Dlatego też pracujemy nad platformą skupiającą społeczność osób z całego świata, które wspierają rodziców w kształtowaniu emocjonalnym ich dzieci poprzez różnego rodzaju kursy, materiały dydaktyczne i zasoby edukacyjne.

Papież Franciszek w różnych tonach mówi o Kościele na dorobku. Czy zgodnie z logiką papieża można powiedzieć, że na dorobku są też "rodziny na dorobku" i co by to oznaczało?
-Zaproszenie papieża, by być "Kościołem idącym naprzód", jest zaproszeniem skierowanym do każdego ochrzczonego, ponieważ na mocy chrztu wszyscy wierni są powołani do apostolstwa, do rozszerzania Królestwa Bożego zgodnie z pozycją eklezjalną, którą każdy zajmuje zgodnie ze swoim specyficznym powołaniem i osobistymi uwarunkowaniami. Kościół wychodzący" jest więc Kościołem w stałym stanie misji. Dlatego również rodziny są wezwane, aby nie zamykać się w sobie. Jest to nieodłączny element powołania chrześcijańskiego. Muszą pozostać otwarci na potrzeby innych, zwłaszcza tych osób i rodzin, które z różnych powodów, zarówno egzystencjalnych, jak i materialnych, znajdują się w trudnej sytuacji. Rodziny, które solidarnie przyczyniają się do budowania dobra wspólnego.

Również jako aktywne i współodpowiedzialne podmioty misji, rodziny chrześcijańskie są wezwane do uczestnictwa, zgodnie ze swoimi możliwościami, w różnych posługach duszpasterskich, które mogą pełnić, począwszy od misji "ad gentes", poprzez katechezę inicjacji chrześcijańskiej, towarzyszenie młodym małżeństwom, konsultacje rodzinne itp.

Jeśli chodzi o życie, nad jakimi inicjatywami pracuje Dykasteria i jak współpracuje z Papieską Akademią o tej samej nazwie?
-Nasza dykasteria ma za zadanie promować poszanowanie godności życia każdej osoby ludzkiej i całego życia ludzkiego, od poczęcia do naturalnej śmierci, w perspektywie transcendentnej, która patrzy na osobę ludzką integralnie przeznaczoną do wiecznej komunii z Bogiem. W tym sensie naszym głównym zobowiązaniem jest promowanie integralnego i przekrojowego duszpasterstwa życia ludzkiego, które nie ogranicza się jedynie do koniecznego zaangażowania pro-life i jego legislacyjnych, politycznych i kulturowych implikacji.

Konieczne jest wypracowanie całościowej perspektywy duszpasterstwa, z jego formacyjnym (katecheza, formacja sumień, bioetyka), celebracyjnym (dni modlitwy, różańce, czuwania, festiwale życia) i usługowym (ośrodki podtrzymywania życia, towarzyszenie kobietom z nieplanowaną ciążą, towarzyszenie zespołowi traumy poaborcyjnej, towarzyszenie żałobie itp.), a także troska o różne epoki człowieka. Dlatego zajmujemy się opieką nad osobami starszymi, integralnym wspieraniem płodności, nie tylko w sensie otwartości na prokreację, ale także płodności duchowej, moralnej i solidarnej w opiece nad osobami nieuprzywilejowanymi, w adopcji, w opiece nad dziećmi itd.

Z woli papieża Franciszka u jego boku są dwie kobiety jako podsekretarze dykasterii. Jak ważna jest rola kobiet w Kościele i w społeczeństwie?
-Stajemy się coraz bardziej świadomi, jak wiele energii marnuje się, gdy wkład kobiecego geniuszu nie jest uznawany i promowany na równi z wkładem mężczyzn. Jezus Chrystus, nasz Pan, był w swoim historycznym istnieniu jednym z największych promotorów godności i równości kobiet; następnie, z powodów historycznych, których analiza wykracza poza ramy tej rozmowy, być może Kościołowi zabrakło "parresia", aby wyciągnąć pełne konsekwencje z chrześcijańskiego objawienia na temat kobiet. Obecnie jednak wiele się nad tym zastanawia.

Z przyjemnością przywołuję tu na przykład ciekawą refleksję, jaką przeprowadziła Papieska Komisja ds. Ameryki Łacińskiej podczas swojego ostatniego zgromadzenia plenarnego. Refleksja, która uznaje bogactwo, komplementarność i wzajemność różnicy seksualnej, wykraczając tym samym poza niektóre feminizmy i w pełni potwierdzając równość i odmienność mężczyzn i kobiet. Nasz urząd, oprócz wkładu tych dwóch nowych podsekretarzy, ma również kilku urzędników, żonatych i samotnych, konsekrowanych i świeckich, którzy każdego dnia wnoszą swoje bogactwo i kobiecy charyzmat do naszej misji, a także mamy wydział zajmujący się promocją kobiet, aby mogły wnieść swoje kobiece podejście do różnych sytuacji i wyborów, które muszą być dokonane, aby wspierać misję i budować komunię na różnych poziomach decyzyjnych.

Kobiece spojrzenie jest dziś potrzebne bardziej niż kiedykolwiek, aby rozwinąć Kościół o postawach macierzyńskich, do czego nieustannie zachęca nas Papież: rewolucja czułości, wnętrzności miłosierdzia oraz duszpasterstwo opieki i towarzyszenia, które bierze na siebie konkretne sytuacje ludzi.

Serce świętości

30 maja 2018 r.-Czas czytania: 4 minuty

Na stronie błogosławieństwa Są one bowiem, według słów papieża, "dowodem tożsamości chrześcijanina".

Tekst - tekst - tekst - tekst - tekst - tekst - tekst - tekst - tekst - tekst - tekst - tekst - tekst - tekst Ramiro Pellitero

Biskup z Vitorii napisał, Juan Carlos Elizaldeże sercem adhortacji papieża Franciszka (Gaudete et exsultate) o świętości jest dyskurs o błogosławieństwach i przypowieść o sądzie ostatecznym. Jest tak nie tylko dlatego, że zajmują one centralny (trzeci) rozdział dokumentu, ale także dlatego, że ukazują oblicze Chrystusa, a więc, oblicze chrześcijańskiej świętości.

W książce "Szczęście tam, gdzie się go nie oczekuje" Jacques Philippe przekonuje, że tekst błogosławieństw "zawiera całą nowość Ewangelii, całą jej mądrość i jej moc głębokiej przemiany ludzkiego serca i odnowy świata" (J. Philippe, Szczęście tam, gdzie się go nie oczekuje: medytacja nad Błogosławieństwami, Rialp, Madrid 2018.

Nowe serce

W nich - mówi Franciszek - widzimy oblicze Mistrza, do którego przejrzystości jesteśmy powołani w naszym codziennym życiu" (n. 63). Dodaje, że błogosławieństwa proponują styl życia "pod prąd".w odniesieniu do wielu trendów w dzisiejszym środowisku. Środowisko, które propaguje hedonistyczny konsumpcjonizm i polemikę, łatwy sukces i efemeryczne radości, postprawdę i jej podstępy, prymat własnego ja i relatywizm. Z drugiej strony, błogosławieństwa - zauważa Philippe - proponują "niespodziewane szczęście".połączony z "Boża niespodziankaa darmowy dar pocieszającego Ducha"...

Błogosławieństwa, ostrzega Papież, nie są propozycją łatwą ani pochlebną: "Możemy nimi żyć tylko wtedy, gdy Duch Święty wtargnie do nas z całą swoją mocą i uwolni nas od słabości egoizmu, wspólnoty i pychy" (n. 65).

Podkreśla to również J. Philippe rola Ducha Świętego abyśmy żyli błogosławieństwami, w ramach, które Trójjedyny Bóg nam oferuje i daje możliwość uczestnictwa. Przedstawiając oblicze Jezusa, błogosławieństwa ukazują nam również oblicze Jezusa. oblicze Boga OjcaJego miłosierdzie, jego czułość, jego hojność, która przemienia nas wewnętrznie i daje nam nowe serce. "Błogosławieństwa to nic innego jak opis tego NOWE SERCE które Duch Święty w nas tworzy, a które jest samym sercem Chrystusa".

Dlatego - przypomina we wstępie tenże autor - średniowieczni teologowie odnoszą błogosławieństwa do siedmiu darów Ducha. W tym sensie błogosławieństwa są odpowiedzią Jezusa na pytanie: jak przyjąć działanie Ducha Świętego, działanie Bożej łaski? Są w tym samym czasie owoce i warunki działania Ducha Świętego. W swojej spójności i głębokiej jedności Błogosławieństwa są osobista podróż dojrzałości ludzkiej i chrześcijańskiej, a jednocześnie niezbędne ramy dla życia rodzinnego, społecznego i kościelnego, sposób i przyrzeczenie Królestwa Bożego.

Program, który jest zawsze aktualny

Franciszek podkreśla jakiś aspekt każdego błogosławieństwa. Ewangelie łączą "ubóstwo ducha" jako cnotę (która prowadzi do wewnętrznej wolności) z ubóstwo Proste", które implikuje "surową i odartą z dóbr egzystencję" (n. 70) i dzielenie życia z najbardziej potrzebującymi. Jesteśmy zaproszeni do bycia oswojonyodrzucić z pokorą, jak Jezus, zarozumiałość innych, znosić ich wady i nie zgorszyć się ich słabościami" (n. 72).

Zachęcają nas, abyśmy "nie ukrywali rzeczywistości" (n. 75), odwracając się plecami do cierpienia; przeciwnie, proponują nam płacz i zrozumieć głęboką tajemnicę cierpienia, spojrzeć na Krzyż, by pocieszyć i pomóc innym. Live sprawiedliwość w ujęciu konkretnymJak już wzywano w Starym Testamencie: z uciśnionymi, sierotami i wdowami. Działając z miłosierdzieWszyscy jesteśmy "armią przebaczonych" (n. 72).

Ewangelia prosi nas o opiekę pragnienia i intencje sercaodrzucając "to, co nie jest szczere, lecz tylko powłoką i pozorem" (n. 84). Namawiają nas do poszukiwania rozwiązań konfliktów, do bycia rzemieślnicy pokojuWymaga to "pogody ducha, kreatywności, wrażliwości i umiejętności" (n. 89). Jesteśmy zachęcani do radzenia sobie z niektórymi "problemami", jakie niesie droga świętości: szyderstwa, pomówienia i prześladowania. 

"Protokół" miłosierdzia

Wszystko to pięknie wyraża "wielki protokół według którego mamy być osądzeni. Jest to szczegółowe wyjaśnienie tego jednego błogosławieństwa, które reprezentuje je wszystkie: miłosierdzieByłem bowiem głodny, a daliście mi jeść, byłem spragniony, a daliście mi pić, byłem obcy, a przyjęliście mnie, nagi, a przyodzialiście mnie, chory, a odwiedziliście mnie, w więzieniu, a przyszliście do mnie" (Mt 25,35-36). Przypowieść o Sądzie Ostatecznym, pisze św. Jan Paweł II, "nie jest po prostu zachętą do miłosierdzia: jest kartą chrystologii, oświetlającą Tajemnicę Chrystusa". Franciszek zauważa, że "odsłania ona samo serce Chrystusa, Jego najgłębsze uczucia i wybory" (n. 96). I podkreśla, że miłosierdzie jest bijącym sercem Ewangelii (n. 97).

Z tego powodu biskup Elizalde słusznie podkreśla, że. Oddzielanie działań charytatywnych od osobistej relacji z Panem jest szkodliwym błędem, ponieważ zamienia Kościół w organizację pozarządową (por. n. 100). Ale także, że jest to ideologicznym błędem jest systematyczna podejrzliwość wobec społecznego zaangażowania innych, "uważając ją za coś powierzchownego, światowego, świeckiego, immanentnego, komunistycznego, populistycznego" (n. 101).

Rzeczywiście. Jak już wskazywali jego poprzednicy, św. Jan Paweł II i Benedykt XVI, Franciszek deklaruje konieczność utrzymania przy życiu jednocześnie promocja i obrona życia wraz z wrażliwością społeczną na potrzebujących.Na przykład obrona niewinnych nienarodzonych musi być jasna, stanowcza i pełna pasji, ponieważ chodzi tu o godność życia ludzkiego, które jest zawsze święte, a miłość do każdej osoby poza jej rozwojem tego wymaga. Ale równie święte jest życie ubogich, którzy już się urodzili, którzy zmagają się w nędzy, (...) i w każdej formie odrzutu" (n. 101). Migracja jest nie mniej ważna niż bioetyka (por. n. 102).

Spójność w życiu codziennym

Trzeci rozdział Gaudete et exsultate z wezwaniem do Spójność chrześcijańska. Uwielbienie Boga i modlitwa powinny prowadzić nas do miłosierdzia wobec innych, które jest - jak przypomina św. Tomasz z Akwinu - "ofiarą, która najbardziej Mu się podoba" (S. Th, II-II, q30, a4). Z drugiej strony, jak powiedziała św. Teresa z Kalkuty, "jeśli będziemy zbyt zajęci sobą, nie pozostanie nam czas dla innych".

I tak Papież kończy tymi słowami pewności: "Siła świadectwa świętych polega na życiu błogosławieństwami i protokołem sądu ostatecznego. To niewiele słów, prostych, ale praktycznych i obowiązujących wszystkich, bo chrześcijaństwo to przede wszystkim być praktykowanya jeśli jest także przedmiotem refleksji, to tylko wtedy, gdy pomaga nam w przeżywanie Ewangelii w codziennym życiu. Gorąco polecam częste czytanie tych wspaniałych tekstów biblijnych, przypominanie ich sobie, modlenie się nimi, próbowanie zrobić z nich mięso. Zrobią nam dobrze, zrobią nam autentycznie szczęśliwy" (n. 109).

Tekst opublikowany w: iglesiaynuevaevangelizacion.blogspot.com, 21-V-2018 r.

AutorRamiro Pellitero

Dyplom z medycyny i chirurgii uzyskany na Uniwersytecie w Santiago de Compostela. Profesor eklezjologii i teologii pastoralnej w Katedrze Teologii Systematycznej na Uniwersytecie w Nawarze.

Chiquitunga: wesoły i pomocny

30 maja 2018 r.-Czas czytania: 2 minuty

Chiquitunga mówi nam, że dzisiaj możemy zostać świętymi, jeśli będziemy żyć z pasją ideałem, w jej przypadku pragnieniem, aby wszystko było przesycone Chrystusem: Chrystus, jego Kościół, bracia byli jej ideałem. 

Poznałem Sługa Boża Maria Felicja de Jesus Sacramentado (Chiquitunga) w okresie mojego dorastania, kiedy należałem do sekcji Pequeñas Akcji Katolickiej przy parafii San Roque, a ona była delegatem archidiecezjalnym Pequeñas. Widziałem jej występy na wiecach peerelowskich i na niektórych spotkaniach Akcji Katolickiej. Do klasztoru karmelitów bosych w Asunción wstąpiłam dwa lata po jej śmierci. Tutaj zaskoczyło mnie to, że pamięć o niej pozostała tak żywa w społeczności. Uderzyła mnie częstotliwość, z jaką siostry o niej mówiły, wspominając jej wspaniałe braterskie miłosierdzie, jej radość, jej samozaparcie. Opowiadali jej niezliczone anegdoty, przesycone zdrowym poczuciem humoru. Nie mieszkałam z nią, ale słyszałam, jak siostry mówiły, że była posłuszna, bardzo dobroczynna, pokorna, uczynna i zawsze pogodna, starała się zawsze rozweselać wspólnotę, wykorzystując naturalne dary, którymi Pan ją obdarzył. Zawsze była dla wszystkich, umiała wybaczyć, usprawiedliwić, przyjąć itp.

Rozmawiałam z nią dzień przed wstąpieniem do Karmelu. Była pogodna, ze swoim zwykłym uśmiechem i między innymi pamiętam, jak powiedziała do mnie: ".... nie jestem kobietą.Robię odwrotnie niż Jezus: przeżyłem trzydzieści lat życia publicznego, a teraz zaczynam życie ukryte.".

Uczestniczyłem w niektórych spotkaniach Akcji Katolickiej, które organizowała dla Pequeñas de la Acción Católica. Była pełna radości i entuzjazmu. Z jej wieczorami we Wspólnocie wiąże się wiele wspomnień.

Chiquitunga mówi nam, że dzisiaj możemy zostać świętymi, jeśli będziemy żyć z pasją ideałem, w jej przypadku pragnieniem, aby wszystko było przesycone Chrystusem: Chrystus, jego Kościół, bracia i siostry byli jej ideałem. Mówi nam, że możemy być szczęśliwi dając siebie innym, zapominając o sobie dla dobra innych.

AutorOmnes

Jajko sadzone i świętość

28 maja 2018 r.-Czas czytania: 2 minuty

Świętość zakotwicza się wśród garnków i kuchenek. Z Gaudete et ExsultatePapież Franciszek, wszyscy jesteśmy powołani do tego, aby wyjątkowo dobrze ugotować nasze jajko sadzone, które w ten sposób staje się prawdziwą metaforą świętości.

MAURO LEONARDI - kapłan i pisarz
@mauroleonardi3

Z Gaudete et ExsultateKościół szpitala polowego staje się kuchnią MasterChef. Wszyscy jesteśmy powołani do bycia pięciogwiazdkowymi kucharzami. Wszyscy jesteśmy powołani do tego, aby wyjątkowo dobrze ugotować nasze jajko, najtrudniejsze z łatwych dań, to, które ujawnia, czy naprawdę masz zadatki na szefa kuchni, czy jesteś tylko amatorem.

Jajko sadzone to prawdziwa metafora świętości. "Kobieta idzie na rynek zrobić zakupy, spotyka sąsiadkę i zaczyna rozmawiać, następuje krytyka. Ale ta kobieta mówi w sobieNie, nie będę mówił źle o nikim". Jest to krok w kierunku świętości. Potem, w domu, syn prosi ją, by opowiedziała o swoich fantazjach i, nawet jeśli jest zmęczona, siada obok niego i słucha z cierpliwością i czułością. To jest kolejna ofiara, która uświęcaa" (Gaudete et Exsultate, n. 16).

Wielu świętych to powiedziało, sobór to ogłosił, teraz Franciszek stawia ostateczną pieczęć: świętość opuszcza zakrystię i zakotwicza się w garnkach i kuchenkach. Świętość, jak dobre gotowanie, jest doświadczeniem prostym i głębokim, w którym małe rzeczy traktuje się z troską, nie dla pieniędzy, ale z miłości. Kiedyś uczeni byli filozofami, dziś są kucharzami: dlatego widzimy tak wiele osobowości telewizyjnych, które nie siedzą już za biurkami, ale w kuchni.

Jakiś czas temu jeden z nich, nie pamiętam kto, powiedział w telewizji, że ci, którzy dobrze gotują, oddają ludziom czas stracony, czas zmarnowany w ciągu dnia. Bardzo różni się od Marcela Prousta. Kto gotuje, sam nic nie robi: potrzebuje sklepu, tego, który uprawia, tego, który przygotowuje przepis, tego, który przygotowuje stół, a potem podaje.

Jak Jezus daje świadectwo Ojcu, czyniąc wszystko, co Ojciec zechce, tak kucharz tworzy potrawę, która świadczy o pracy wielu. Święty wie, że sam nie jest dobry, ale że jest świadkiem dobroci Boga w swoim życiu. A czyni to rękami, oczami i ustami. Z jego ust, tak, zrobione dla "ad-orar"do Boga. Co oznacza, że "by włożyć Boga do ust".

AutorMauro Leonardi

Kapłan i pisarz.

Kino

Kino: Trzy reklamy na obrzeżach

Omnes-23 de maj de 2018 r.-Czas czytania: 2 minuty

Dramat porusza się dwuznacznie między szlachetnym pragnieniem sprawiedliwości a mściwym impulsem matki, której córka została zgwałcona i zamordowana przez kto wie kogo.

Tekst -José María Garrido

Film: Trzy reklamy na przedmieściach
Reżyseria i scenariusz: Martin McDonagh
UK-USA. USA, 2017 R.

Film został najwyżej nagrodzony na Złotych Globach 2018, ma też siedem nominacji do Oscara. Martin McDonagh (ur. 1970) od lat odnosi sukcesy w Stanach Zjednoczonych jako dramaturg z wybujałymi opowieściami o przemocy. Jego szturm na siódmą sztukę nastąpił w ostatniej dekadzie, z czerwieniami i spoofami w stylu braci Tarantino i Cohen. Ale w swojej najnowszej fabule utrwala własne umiejętności, zdobywając m.in. Złoty Glob za najlepszy film dramatyczny i najlepszy scenariusz.

Dramat porusza się dwuznacznie pomiędzy szlachetnym pragnieniem sprawiedliwości a mściwym impulsem matki (Frances McDormand), której córka została zgwałcona i zamordowana przez kto wie kogo. Miesiące po zbrodni, jedzie samotną tylną drogą prowadzącą do jej domu na obrzeżach małego miasteczka w Missouri i zauważa zwykłe trzy duże, porzucone i bezużyteczne billboardy. Nagle zatrzymuje samochód (przeczytał coś na billboardzie) i cofa, by spojrzeć na poprzedni. We wraku ostatniej reklamy znajduje "okazję... życia". Z refluksem resentymentu kalkuluje plan sprawiedliwości. I wynajmuje trzy billboardy, by wybić na nich zapalające frazy z pytaniem do lokalnego komendanta policji, dlaczego jeszcze nie złapał morderców.

Fabuła skręca, stopniowo odsłaniając głęboko tragiczny obraz z łatkami niewiarygodnych żartów i nieprawdopodobnych sytuacji, które podkreślają charakter każdej postaci i potęgują dramat. Pasjonujący ton całości pozwala cieszyć się "niewiarygodnymi" momentami (sztuczki reżysera), jakby były właśnie tym, czym nie mogły być inaczej.
Obfitość zbliżeń daje Samowi Rockwellowi (Złoty Glob) i Woody'emu Harrelsonowi alibi na zapełnienie ekranu, podczas gdy główna dama, Frances McDormand (również Złoty Glob), wylatuje na wszystkie cztery strony świata, z trzeźwością minimalnej garderoby i tyloma niemymi spojrzeniami, co bezlitosnymi słowami. Przy okazji: nie wiem, jak film wypada po hiszpańsku (poddałem się tak powszechnemu wśród latynoamerykańskich widzów V.O.), ale w oryginalnym, ostrym języku dialogów również nie brakuje podstawowych czteroliterowych wtrąceń. Stanowią one kontrapunkt do zgrabnej ścieżki dźwiękowej, autorstwa Cartera Burwella, który piętnastokrotnie komponował dla Coenów.