Pomimo tego, że nie jestem ekstrawertykiem, życie bogate w lata przyniosło mi kilka niezapomnianych przyjaźni, które kruchość egzystencji skróciła szybciej, niż chciałem i potrzebowałem.
Alejandro był jednym z tych, którzy pozostawili najgłębszy ślad, tak bardzo, że raz po raz przychodzą mi na myśl epizody, które przeżyłem z nim, jego powiedzenia, które pozostają niezatarte, nauki, które mu zawdzięczam i pomagają mi, na przykład teraz, w transie odczuwania jego odejścia jako pustki, której nie da się wypełnić. Przypomniał sobie również frazy, które usłyszał od swojego przyjaciela i nauczyciela Florentino Péreza Embida, z których jedna przychodzi do mnie teraz jak pierścionek na palcu: "Odczaruj się, Alejandrito: tutaj zostawiamy tylko odpady tienta...". Dla tych z Was, którzy nie są fanami walk byków, chciałbym zaznaczyć, że jest to nazwa nadawana bydłu, którego hodowca nie uważa za odpowiednie do walki byków po ich "skuszeniu".
Czuje się też raczej "niepewnie" w porównaniu z wielkimi osobowościami, które się znało i z ich "wielkimi czynami", a także z tak wieloma "małymi gestami", takimi jak ta serdeczność, ta radość, te dowcipy, te rozmowy, które w tamtym czasie mogły wydawać się błahe, ale które teraz stały się cennymi doświadczeniami utraconymi... na zawsze? Pamięć trzyma się ich, ale nasza pamięć jest również zawodna i stopniowo rozrywa się na strzępy, jak sam Aleksander musiał cierpieć w swoim duchu, ból, który był w stanie znieść z godnym podziwu hartem ducha. Są doświadczenia, których nawet najgorsza wichura nie jest w stanie zmieść z powierzchni ziemi. Podkreślę ten poranek w Madrycie, ponad dziesięć lat temu, przed drzwiami miejsca, w którym miał prowadzić jedno z naszych seminariów, kiedy powiedział do mnie znienacka: "Juan, zdiagnozowano u mnie chorobę Choroba Alzheimera." Byłam tak oszołomiona, że nie wiedziałam, co powiedzieć lub zrobić, z wyjątkiem mocnego uścisku, myślę, że pierwszego i ostatniego między nami po tylu latach koleżeństwa.
Odległości
W rzeczywistości była to bardzo osobliwa cecha tego związku: zawsze zachowywaliśmy dystans, nie byliśmy hojni w zwierzeniach, nigdy tak naprawdę nie otworzyliśmy przed sobą naszych serc. Prawdopodobnie z powodu kwestii temperamentu, ale przede wszystkim dlatego, że nigdy nie mieliśmy takiej potrzeby. Przez całe nasze życie zawsze byliśmy blisko, ale nigdy się nie dotykaliśmy: przeszedłem od Uniwersytet Nawarry do Sewilli, gdy przybywał do Navarrensis z Walencji.
Obaj pisaliśmy pracę magisterską o Kancie, ale on poświęcił szczególną (i oryginalną) uwagę "Opus postumum"., podczas gdy ja trzymałem się etapu przedkrytycznego. Obaj byliśmy zainteresowani problemem wiedzy, ale w jego przypadku on podchodził do niego od strony metafizyki, a w moim od strony filozofii przyrody. Było wiele dziedzin, w których byliśmy zbieżni, ale nie pokrywaliśmy się. Ponieważ przewyższał mnie "wiekiem, godnością i rządami", byłem raczej jego uzupełnieniem niż uczniem: wiedział wiele rzeczy i posiadał zdolności, które chciałbym wiedzieć i mieć. Ze swojej strony nie byłby niezadowolony, gdyby trochę bardziej zaznajomił się z matematyką i naukami przyrodniczymi, jak dość liberalnie mnie oceniał.
Niewątpliwie miałem więcej szczęścia niż on w niektórych akademickich przedsięwzięciach, a przede wszystkim byłem o wiele bardziej skłonny poświęcić się temu, co lubiłem, a nie temu, co "musiałem" robić. Jego hojność była tak wielka, że zamiast czuć się zranionym, był pełen satysfakcji, widząc w tym i innych przypadkach, że przyjaciel osiągnął szlachetne ambicje, których mu odmówiono. Krótko mówiąc, jego postać czasami przypomina mi Jamesa Stewarta w filmie "To wspaniałe życie".
Zaangażowanie Alejandro Llano
Alejandro Llano pojmował egzystencję przede wszystkim jako zobowiązanie i zgodnie z tym ustalał wszystkie swoje priorytety. W tym sensie miał zasadniczo etyczną osobowość, nie odrzucając wymiarów hedonicznych, poza tym skupiał się na intelekcie: lubił studiować i poświęcał się temu z pasją kogoś, kto nie może sobie wyobrazić większej przyjemności niż odkrywanie prawdy. Innymi słowy, był filozofem na wskroś. Cały dzień spędzony na czytaniu stymulujących tekstów, robieniu notatek, rozwijaniu badań, rysował dla niego horyzont ziemskiego szczęścia, przedsmak innego, pełniejszego szczęścia, na które wskazywała jego pogodna religijność.
Pamiętam, że około 1983 roku dzieliliśmy lato pracy w starej bibliotece humanistycznej w Pampelunie. Nasze biurka znajdowały się blisko siebie: ja byłem zajęty tłumaczeniem "Forces vives" Kanta, a on pisaniem książki "Metafizyka i język" (Metafísica y lenguaje).. Było gorąco i nie było klimatyzacji. Mój nastrój zaczął słabnąć i często myślałem o tym, by odrzucić to wszystko i uciec do najbliższego basenu. Ale on był tam, niezachwiany, niezrażony, zanurzając się w morzu pomysłów, odświeżając się oddechem wielkich myślicieli i doprawiając przerwy nutami najlepszego humoru. Dalsze rozważania były zbędne: odrzuciłem pomysł rzucenia ręcznika i pod koniec sierpnia wróciłem do domu z gotowym tłumaczeniem.
Oprócz bycia uczonym, czystym intelektualistą, Alejandro posiadał wielką zdolność przywódczą. Był człowiekiem, który nie pociągał za sobą ludzi za pomocą rozkazów czy sloganów, ale poprzez przykład, z entuzjazmem, który był zaraźliwy. Jego styl dowodzenia przypominał mi tych oficerów piechoty, którzy jako pierwsi wyskakują z okopu i nie muszą oglądać się za siebie, aby upewnić się, że żołnierze pójdą za nim jak jeden mąż.
Przypuszczam - choć wtedy go nie znałem - że lata, kiedy był dyrektorem college'u w Walencji, były tymi, które najbardziej pasowały do jego charyzmy, ponieważ wiedział, jak przekazać bez zbędnych rozmów pasję do dobrze wykonanej pracy, do wysiłku podjętego jako radosne wyzwanie. Udało mu się sprawić, że zapomniałeś o obowiązkowym charakterze tego czy innego zadania; raczej pokazał ci to jako ekscytującą okazję, poprzez zmianę perspektywy, która pokazała ci klucz do udanego życia.
Projekt życia
Młodzieńcze przywództwo i pasja do pracy: dzięki tym punktom wsparcia Alexander opracował projekt życiowy, który konfrontował prawdę chrześcijańską z myślą późnej nowoczesności i zagmatwanej współczesności. Najnowsze pochodne kantyzmu, próby rekonstrukcji realistycznej metafizyki, zwrot lingwistyczny, filozofia analityczna, filozofia działania, nowe osiągnięcia w filozofii religii, myśl postmetafizyczna, to tylko niektóre z najważniejszych kamieni milowych tej podróży, w każdej z których pozostawił bogate zbiory publikacji, prac doktorskich i projektów badawczych prowadzonych własnymi rękami lub przez jego uczniów i przyjaciół. W ten sposób powstał jeden z najważniejszych rozdziałów najnowszej filozofii hiszpańskiej i latynoamerykańskiej.
Uczestniczyłem w niektórych z tych przedsięwzięć wraz z Lourdes Flamarique, José Maríą Torralbą, Marcelą Garcíą, Amalią Quevedo, Rafaelem Llano i wieloma innymi współpracownikami niekwestionowanego animatora grupy. Moja rola była podrzędna, ponieważ nigdy nie byłem dobry w dołączaniu do zespołu, nawet tak "sui generis" i zdecentralizowanego jak ten zainspirowany przez naszego przyjaciela. Z drugiej strony, główna różnica polega na tym, że w przypadku Alejandro chrześcijański światopogląd był punktem wyjścia i pewnym odniesieniem, podczas gdy w moim przypadku był raczej przedmiotem poszukiwań i portem, do którego miałem nadzieję dotrzeć.
Ani on, ani ja nie byliśmy zbyt jednoznaczni w tej ważnej kwestii, aż pewnego dnia - jakby mimochodem - powiedziałem mu, że po "małej przerwie" trwającej 40 lat powróciłem do sakramentalnej praktyki wiary, którą przekazali mi moi rodzice. Z podobną dyskrecją powiedział mi, że chociaż był starszy, zachęcono go do próby uzyskania doktoratu z teologii, nie wykluczając, że może to zmienić jego poświęcenie na zewnątrz, ponieważ wewnątrz nie pociągnie to za sobą żadnych poważnych zmian.
Rektor Wspaniały
Jak już wspomniałem, osobiste i instytucjonalne aspekty osoby i życia Alejandro tworzyły bardzo solidną jedność. Zawodowo, jego podwójne powołanie jako nauczyciela i badacza było więcej niż wystarczające, aby zaspokoić poświęcenie, które spełniało najwyższe standardy i dążyło do najbardziej ambitnych celów. Nie przeszkodziło mu to, po dołączeniu do wydziału Uniwersytetu Nawarry, w otwarciu nowego frontu, który dodawał coraz większe wymagania: obowiązki kierownika wydziału, dyrektora sekcji, dziekana i wreszcie wspaniałego rektora!
Bez wątpienia posiadał więcej niż wystarczające zdolności zarządcze, aby podjąć się wszystkich tych zadań. W rzeczywistości jego wyniki doprowadziły organizacje, którymi zarządzał, do zenitu ich kariery. A nie był to dla niego łatwy czas, ze względu na rosnącą wrogość otoczenia zewnętrznego i wewnętrzną żywiołowość tych, którzy byli pod jego administracją. Uniwersytety są bardzo czułymi barometrami zmieniających się znaków czasu, a hiszpańskie społeczeństwo doświadczyło ogólnego kryzysu przekonań, wartości i lojalności, gdy Llano kierował Nawarrą.
Faktem jest, że tak jak Cincinnatus był raz po raz wyrywany ze swoich wiejskich posiadłości, aby objąć najwyższe urzędy, tak Llano musiał zaakceptować regencję instytucji, której służył, oprócz rozwiązywania jako konsultant poważnych pytań, które raz po raz były mu przedkładane. Różnica w stosunku do rzymskiego patrycjusza polega na tym, że podczas gdy ten pierwszy pozwolił swoim narzędziom rolniczym odpocząć, gdy był zajęty ratowaniem swojego kraju, Aleksander zajmował się własnymi sprawami, książkami, doktorantami, a nawet wykładami, o ile to możliwe ...
Tajemnica Uniwersytetu Nawarry
Tym razem miałem miejsce w pierwszym rzędzie na występie tego filozofa powołanego, zgodnie z zaleceniami Platona, do rządzenia polis.. Zabrał się do pracy z zapałem i łatwością, z którymi byliśmy już zaznajomieni. Pamiętam, jak odwiedziłem go w te pierwsze dni w jego nowym biurze. Zacząłem się rozglądać jak dziecko, które zaplątało się w sprawy dorosłych. Na jednej z półek znalazłem gruby, luksusowo oprawiony tom, na którego okładce widniał napis: "Tajemnica Uniwersytetu Nawarry" lub coś podobnego. Rozbawiony moją niedyskrecją, powiedział do mnie: "Nie wiem, co to jest. Otwórz to..." Otworzyłem. W rzeczywistości było to pudełko, a w środku odkryliśmy... duży krucyfiks! Alejandro zauważył: "Co za ulga! Bałem się, że znajdziemy butelkę koniaku lub coś podobnego... To musiał być pomysł Alfonso Nieto...". Nieto był poprzednim rektorem.
Nowy szef u steru natychmiast przeszedł do działania. Niektórzy twierdzą, że okazał się raczej mistrzem pomysłów niż mistrzem cegieł, ze względu na ilość (i jakość) budynków, które zbudował. Ale w żadnym wypadku nie zaniedbał drugiego frontu; chodzi o to, że wiatr bardzo łatwo unosi nie tyle słowa, które wypowiadamy, ile słowa, które powinniśmy usłyszeć, ponieważ wchodzą jednym uchem i wychodzą drugim. To tragiczny los filozofów, ale jesteśmy do niego mniej lub bardziej przyzwyczajeni... i pogodzeni z nim. W końcu naszym zadaniem nie jest przekształcanie świata, ale badanie go i, w miarę możliwości, wyjaśnianie.
W tamtym czasie przemówienia rektora Llano pojawiały się nawet w filmach wyświetlanych w poczekalniach Clínica Universitaria. Pamiętam, jak kiedyś uczestniczyłem w wykładzie, który wygłosił wraz z José Antonio Millánem na temat ideałów edukacyjnych. Chodziło o to, że istnieją uniwersytety, które informują o tym, co robią., ale przynajmniej jego własny, był również zdeterminowany, by się uformować. Kiedy skończył i po oklaskach, José Antonio, którego sceptycyzm jest równie przerażający, co zdrowy, podszedł do niego i zapytał z pseudo-nieszczerą intonacją: "Alejandro, czy naprawdę myślisz, że ludzie są szkoleni na tym uniwersytecie? Zapytany odpowiedział, nie tracąc opanowania i nie dając się stchórzyć: "Oczywiście, że tak, j....! Nie bądź Jaimito!".
Nie mam dużego doświadczenia w tym, jak zwykle zachowują się rektorzy, ale z pewnością w przypadku Llano było 100 % zaangażowania i 0 % zarozumiałości. W rzeczywistości włożył tyle mięsa na grilla, że ryzykował swoje zdrowie i ostatecznie je stracił. Jego dynamizm i pracowitość opierały się na delikatnych podstawach fizycznych. Tempo jego pracy było wyraźnie nadmierne, ale to, co naprawdę sprawiło, że cierpiał, to jego troska o ludzi, którzy oddalili się od niego i wszystkiego, za czym się opowiadał, a on nie był w stanie nic skutecznego z tym zrobić. To tylko spekulacje z mojej strony, ponieważ zawsze był bardzo dyskretny w naszych rozmowach. Kiedy wyjeżdżał do Pampeluny, zapraszał mnie na lunch, aby porozmawiać o projektach, a nie o problemach, a także - jak sądzę - aby móc trochę pominąć ścisłą dietę, którą stosował z powodu problemów z sercem. Nienawidził warzyw w swojej diecie i prawie zawsze zamawiał "cabrito"., i podpisał ją następującym apostille: "W ten sposób będzie o jednego mniej...".
Jego administracja była rozrzutna pod względem wyników, a także pod względem intymnego cierpienia. W końcu nadeszło upragnione wyzwolenie. Wiele lat później pokazał mi zdjęcie, na którym wita wielkiego kanclerza przy głównych drzwiach centralnego budynku, który schyla się, by coś mu powiedzieć. Skomentował to tak: "W tym momencie potwierdził mi, że zostanie zwolniony. To był jeden z najszczęśliwszych momentów w moim życiu". Tak więc bez żalu zrezygnował ze swojego biura, służbowego samochodu, kierowcy i ochroniarza (były to ciężkie czasy terroryzmu). Pierwszego dnia, gdy ponownie wsiadł do Villavesa (miejska linia autobusowa w Pampelunie), spotkał swojego poprzednika na stanowisku, który natychmiast wyrecytował znane wersety Zorrilli: "Yo a los palacios subí... / yo a las cabañas bajé..." (Poszedłem do pałaców... / zszedłem do chat...).
Rezygnacja
Pomimo blizn, które pozostawiły na nim lata i praca, powodując następstwa, które stopniowo ujawniały swoją pełną powagę, Alejandro nie zawiódł nas i natychmiast wznowił swoje życie jako uczony, pisarz i nauczyciel akademicki. Oprócz licznych dzieł o treści filozoficznej, podarował nam te ekscytujące wspomnienia w dwóch tomach oraz ekscytującą książkę z rozmowami ze swoimi najbardziej wybranymi uczniami. Są to perły, które w pewnym sensie reprezentują łabędzi śpiew wielkiego filozofa i jeszcze lepszego człowieka.
Wszystkie talenty, które dał nam Bóg, muszą być gotowe do zwrotu wraz z wynikającymi z tego zwrotami, a dla intelektualisty takiego jak Aleksander żadne wyrzeczenie nie może być bardziej bolesne i zasłużone niż to, że jego pamięć i zdolność rozumowania ulegają zanikowi bez naprawy. Widział tę stratę z daleka, z pełną jasnością i akceptacją, manifestując po raz kolejny siłę swojego chrześcijaństwa. Stopniowo wracał do swojej wczesnej niewinności. Odwiedzałem go od czasu do czasu, dzięki dobrym usługom Lourdes Flamarique. Wielu kolegów i przyjaciół pytało mnie później: "Czy cię rozpoznał?" Odpowiadałem: "Nie miałem złego smaku, by go o to pytać, ale z pewnością zachował całe ludzkie ciepło, które zawsze go charakteryzowało. Lourdes i ja niesiemy ciężar rozmowy, w której integruje się całkiem naturalnie. Wspominamy stare czasy i z optymizmem patrzymy w przyszłość.
Nadzieja
Jedną z największych zalet bycia chrześcijaninem jest absolutna pewność, że najlepsze dopiero nadejdzie. Jeśli chodzi o przeszłość, to to, co było w niej naprawdę wartościowe, żyje jako żywa historia. Nie żebym sam miał wielką nadzieję, że nadal będę czytany, gdy odejdę. Wierzę nawet, że przeżyję własną twórczość. Ważniejsza jest dla mnie myśl, że tak wiele dobrych chwil, tak wiele szczęśliwych momentów, tak wiele przykładów godności i życzliwości, takich jak te, którymi cieszyliśmy się z Alejandro, tych z nas, którzy byli blisko niego w tym czy innym czasie, mogło bezpowrotnie zniknąć w zapomnieniu: jak wtedy, gdy zainscenizował historię, którą Elizabeth Anscombe opowiedziała mu o ostatecznym nawróceniu Wittgensteina, lub gdy nosił beret aż po brwi i - używając gitary jako tam-tamu - intonował telluryczną asturyjską piosenkę o serach, które trafiały do i z jego hórreo, lub gdy wdał się w kłótnię z Rafą Alvirą na temat jakiegoś punktu filozofii politycznej, lub gdy w środku konferencji akademickiej zeskoczył z roweru i powiedział raz na zawsze, co myśli na ten temat...
Czy to naprawdę był tylko sen? Chrześcijańska nadzieja, którą częściowo odzyskałem dzięki niemu, pozwala mi mieć nadzieję, że zobaczę Boga. Czy wszystkie anegdoty z mojego życia rozpłyną się wtedy w nicości? Przypuszczam, że każdy, kto ma radość bycia przed Nim, będzie miał również dostęp w taki czy inny sposób do Jego Pamięci. I, jak poświadczają natchnione wersety rzekomego agnostyka, Jorge Luisa Borgesa:
"Jest tylko jedna rzecz. Jest nią zapomnienie.
Bóg, który ratuje metal, ratuje też kożuch
I liczy w swojej proroczej pamięci
Księżyce, które będą i księżyce, które były".
Istnieją biografie, które, tak jak ta, którą świętujemy, stanowią, ze swoim światłem i cieniem, prawdziwe dzieła sztuki. Perspektywa, że nawet najmniejszy szczegół z nich nie zostanie utracony na zawsze, jest radosna. Zbyt radosna, by nie była prawdziwa.