Dlaczego nie możemy się dogadać?

W relacji z innymi, w małżeństwie, musimy odzyskać "my" z "ja", a to wymaga wysiłku, bo ty i ja mamy naturalny opór przed dawaniem siebie, traceniem na rzecz wszystkich zyskujących.

15 lipca 2023 r.-Czas czytania: 3 minuty
sin

Złym facetem jest zawsze ten drugi. Dzieje się to w polityce międzynarodowej, w parlamentach, w instytucjach, w małżeństwach, a nawet w Kościele. Dlaczego nie możemy się wszyscy dogadać? Istnieje wyjaśnienie: nazywa się ono grzechem i choć jest to termin, który dziś stracił wiele ze swojego znaczenia, to w rzeczywistości jest on wyjaśnieniem większości zła naszego świata.

Grzech, w języku potocznym, związany jest w sposób dziecinny, z tym co zabronione, a nie z tym co złe, dlatego widzimy go nawet jako haczyk reklamowy w sloganach i markach handlowych.

Słowo to odnosi nas do przyjemności, do przygody, do transgresji lub do oderwania się od tego, co ustalone. Utrata niewinności stała się wartością, bo wymazując Boga z naszego życia, przekonujemy siebie, że jesteśmy wolni.

Problem polega na tym, że podobnie jak w przypadku tych imprez, które organizują nastolatkowie, myśląc, że są dorośli, kiedy rodziców nie ma w domu; w końcu wolność kończy się chaosem, a czasem policją lub karetką u drzwi.

Mówienie o grzechu dzisiaj, w naszych świeckich, pozornie dorosłych i samowystarczalnych społeczeństwach, jest anachronizmem, ponieważ żyjemy w przekonaniu, że nie ma nikogo ponad nami, że odpowiadamy tylko przed własnym sumieniem - które, co ciekawe, jest zwykle miłosiernym i przychylnym sędzią nas samych, a wymagającym i dociekliwym sędzią wszystkich innych.

Ignorowanie grzechu, a raczej concupiscencji czy skłonności do zła, które posiada każdy człowiek, oddala nas coraz bardziej od rzeczywistości, zanurzając nas w świecie nierealnych fantazji.

Dlatego tak wiele par bierze ślub myśląc, że pobiera się na zawsze, tylko po to, by przekonać się, że to niemożliwe; dlatego tak wielu polityków przekonuje siebie, że ich pomysły rozwiążą problemy świata, tylko po to, by przekonać się, że nie mogą pomóc, ale coraz bardziej je spieprzą; dlatego polityka krajowa staje się coraz bardziej spolaryzowana i brakuje w niej konsensusu; dlatego wielkie bloki międzynarodowe ostrzą swoje noże, a raczej przygotowują swoje nuklearne teczki.

Ponieważ "ja" jestem miarą wszystkich rzeczy, jedynym sprawiedliwym sędzią, który zna dobro od zła, złymi ludźmi są zawsze inni. Nie przychodzi mi do głowy myśl, że osoba, partia polityczna lub naród stojący przede mną może również słusznie szukać dobra na swój własny sposób.

Powiększamy ich wady i błędy, a minimalizujemy zalety i sukcesy. I nie chodzi mi tu tylko o świadomość, o czym wie każdy inteligentny człowiek, że wszyscy możemy po ludzku zawieść (najlepsi piłkarze pudłują karne), ale o uświadomienie sobie, że za moją intencją łatwo ukryć, nieświadomie, pewien egoizm. A egoizm (ekonomiczny, emocjonalny, władzy, grupowy...) jest naturalnym wrogiem dobra wspólnego.

Małżeństwo nie jest kohabitacją dwóch indywidualnych interesów; lud czy naród nie jest sumą małych indywidualności.

Musimy odzyskać "my" od "ja", a to wymaga wysiłku, bo ty i ja mamy naturalny opór przed ofiarowaniem siebie, przegraniem z korzyścią dla nas wszystkich wygranych.

Ignorowanie grzechu nie czyni nas bardziej wolnymi, ale bardziej niewolnikami naszego egoizmu, siły, która zaczyna się od niszczenia najbliższych, ale która rozprzestrzenia się jak wirus i kończy się zabijaniem nas samych, ponieważ zostaliśmy stworzeni do życia w rodzinie, we wspólnocie, do bycia ludem. Stąd samobójczy dryf Zachodu, coraz starszego i pozbawionego wymiany pokoleniowej.

W "poznaj samego siebie" wyroczni delfickiej brakowało podstawowej przesłanki: Boga. Bez poznania Boga i jego przesłania nie możemy w pełni poznać siebie i będziemy nadal grzeszyć - tak, to stare słowo - lub, inaczej mówiąc, niszczyć więzi, które łączą nas z bliźnimi i nadają nam sens.

Mężczyźni i kobiety, którzy pracują dla wspólnego dobra, to ci, którzy nie pozostają na powierzchni, ale którzy odkrywają, za warstwą makijażu, z którym wszyscy stajemy przed światem, słabą istotę zdolną do tego, by za jednym zamachem dać się pociągnąć w dół przez zło.

Kto zna siebie, odkrywa ranę korzeniową, która skłania go do szukania własnego interesu nad interesem innych, i walczy z nią. A ten, kto potrafi dojść do tego punktu, nie pozostaje w smutku odkrycia własnej porażki, ale odnajduje znacznie głębiej, w swojej głębi, pragnienie dobra, prawdy, piękna, miłości.

Święty Augustyn, na przykład wielki grzesznik, odkrył to i zostawił nam to zdanie, którym chciałbym zamknąć ten artykuł, pozostawiając słodki smak nadziei. I faktem jest, że mimo naszych grzechów, których jest wiele, "Bóg jest bliżej nas niż my sami".

AutorAntonio Moreno

Dziennikarz. Absolwent Nauk o Komunikacji oraz licencjat z Nauk o Religii. Pracuje w diecezjalnej delegaturze ds. mediów w Maladze. Jego liczne "wątki" na Twitterze dotyczące wiary i życia codziennego cieszą się dużą popularnością.

Biuletyn informacyjny La Brújula Zostaw nam swój e-mail i otrzymuj co tydzień najnowsze wiadomości z katolickim punktem widzenia.