Czy możemy przezwyciężyć polaryzację społeczną w kwestii aborcji?

29 czerwca 2022-Czas czytania: 5 minuty

W piątek 24 czerwca Sąd Najwyższy uchylił wyrok ws. Roe vs. Wadektóra od 1973 roku chroniła "prawo" do aborcji w USA. Kiedy ogłoszono decyzję, tysiące ludzi wyszło na ulice, aby świętować, podczas gdy wielu innych wyszło na ulice w proteście. 

Aborcja jest prawdopodobnie najbardziej kontrowersyjną kwestią moralną na Zachodzie od ponad pięćdziesięciu lat. 

Żądania pro-lifersów wydają się rozsądne, o ile wierzą oni, że stawką jest ludzkie życie. Zwolennicy aborcji są jednak w równym stopniu przekonani, że jest to prawo człowieka, jakim dysponują kobiety, gdyż uważają, że embriony czy płody nie są osobami posiadającymi prawa. 

Osobiście jestem przeciwnikiem aborcji, ale w tych wierszach nie chcę się zagłębiać w argumenty obu stron. Chcę podkreślić fakt, że wyraźnie się nie zgadzamy. Jeśli wszyscy to uznamy, to kolejną rzeczą, którą możemy rozważyć, jest to, jak możemy wspólnie pójść naprzód w wyjaśnianiu tej kwestii. 

To prawda, że można sądzić, iż osiągnięcie porozumienia w tej sprawie jest niemożliwe. Istnieją ku temu dobre powody: Stanowiska obu stron są bardzo mocne. Prawie nie słuchamy nawzajem swoich racji, jest wiele sprzecznych interesów gospodarczych, jest to sprawa, która angażuje nas emocjonalnie itd. 

Teraz, po tylu wiekach historii, zastanawiam się, czy może nie dałoby się rozwiązać naszych różnic w sposób bardziej racjonalny i pokojowy. Na przestrzeni dziejów istoty ludzkie rozwiązywały nasze spory uciekając się do wojny, osobistych dyskwalifikacji, a ostatnio do odwołania lub społecznego potępienia. A prawda jest taka, że ma to sens, bo przymusowe narzucanie innym swoich pomysłów często przynosiło efekty. Wielokrotnie się to sprawdzało, wszczepiając pewną wizję świata. 

Myślę, że to jest powód, dla którego wszyscy możemy ulec pokusie narzucenia przez większość praw, które uważamy za sprawiedliwe. A ponieważ przemoc nie jest już społecznie akceptowana, wolimy się do niej nie uciekać, chyba że nie mamy innego wyjścia. 

Jestem pewnie trochę naiwny, ale zastanawiam się, czy nie moglibyśmy prowadzić spokojnego dialogu w kontrowersyjnej kwestii moralnej. Nie jest to oczywiście łatwe, ale jeśli nie spróbujemy, ryzykujemy dalsze pogłębienie polaryzacji, która coraz bardziej dzieli nasze społeczeństwa. 

Dzięki decyzji amerykańskiego sądu pro-lifersi odnieśli wielkie zwycięstwo, obalając wyrok, który wydawał się nie do ruszenia. Jutro jednak to proaborcjoniści wygrają kolejną bitwę. Teraz, co do czego chyba wszyscy możemy się zgodzić, to fakt, że narzucanie praw przez wąską większość nie rozwiązuje różnic społecznych. Wręcz przeciwnie, wydaje się, że je poszerza.

Powinniśmy więc wszyscy zaakceptować fakt, że trzeba zmierzyć się ze złożoną i niewygodną debatą moralną. Michael Sandel, słynny profesor Harvardu i laureat Nagrody Księżniczki Asturii, poświęcił wiele prac na wyjaśnienie, dlaczego większość debat społecznych dotyczących kontrowersyjnych kwestii moralnych w rzeczywistości nie miała miejsca. Jego badania pokazują, że nie ma znaczenia, czy chodzi o aborcję, eutanazję, małżeństwo osób tej samej płci czy macierzyństwo zastępcze: w żadnym z tych przypadków nie doszło do prawdziwego dialogu. Nie ma też żadnej różnicy między tym, jak procesy decyzyjne przebiegały w jednym i drugim kraju. We wszystkich z nich znajdujemy legislacyjne narzucenie jednych większości nad innymi. 

Jeśli więc wszyscy mamy się nawzajem szanować i iść do przodu jako społeczeństwo, obie strony muszą szukać prawdy w każdej kwestii, jeśli mamy ją naprawdę rozwiązać. A jak będzie możliwe przezwyciężenie sporów? Jestem osobiście przekonany, że w każdej kwestii, w której się nie zgadzamy, istnieje wiele aspektów tej samej kwestii, w których się zgadzamy. Tylko wychodząc od tego, co wszyscy akceptujemy, możemy dokładnie wyjaśnić, w czym się nie zgadzamy. I w tym momencie pozostanie nam zadać sobie pytanie, jak możemy żyć razem.

Weźmy przykład z niedawno obalonego wyroku w sprawie aborcji. Stanowiska prezydenta Joe Bidena i biskupów USA są diametralnie różne, jeśli chodzi o ocenę decyzji Sądu Najwyższego. Obaj jednak podkreślili, że ważne jest, aby nie doszło do wybuchu przemocy. Fakt, że niektóre stany zakazują teraz aborcji, a inne jeszcze ją ułatwiają, nie rozwiązuje podstawowego problemu. Jesteśmy daleko od pokojowego współżycia i od stworzenia warunków dla klimatu, w którym prawda o pochodzeniu życia może zostać wyjaśniona.

W tym sensie triumfalizm pro-life nie może być rewanżystowski: nie wystarczy zakazać aborcji w niektórych stanach, jeśli nie pomoże to naprawdę wszystkim matkom, które mają trudności z wychowaniem dzieci. A ocieranie się o zwycięstwo w obliczu zwolenników pro-choice też niewiele da (niezależnie od tego, czy zrobią to samo, gdy wygrają dzień).

Rozumiem powody demonstrantów pro-life, którzy wyszli na ulice, aby świętować. Jest to z pewnością wielki krok naprzód dla ich sprawy. Sąd Najwyższy USA był jednak daleki od stwierdzenia, że aborcja jest zakończeniem życia człowieka. Stwierdził jedynie, że decyzja o jej zalegalizowaniu należy do poszczególnych amerykańskich stanów. W ten sposób pośrednio przyznaje, że aborcja nie jest zabiciem niewinnej osoby, bo gdyby naprawdę tak uważała, amerykańskie prawo zakazałoby jej w całym kraju. 

Dokąd ja zmierzam z tym wszystkim? Otóż niezależnie od tego, czy aborcja jest w danym państwie legalna, czy nie (a to samo moglibyśmy powiedzieć o każdym kraju), prawdziwym problemem jest to, jak dojdziemy do porozumienia między dwoma stronami. Prawa są ważne i z pewnością kształtują kulturę, ale to, na co starałem się zwrócić uwagę w tych wierszach, to fakt, że w pewnych kwestiach ustanowienie prawa nie kończy kontrowersji. Jak więc idziemy do przodu?

Sposób rozwiązania tych problemów nie jest łatwy, dlatego wiele osób uważa, że pozostaje tylko bitwa kulturowa. Jeśli pod tym pojęciem rozumiemy pokazanie się w debacie publicznej w celu racjonalnego uzasadnienia swoich przekonań, to zgadzam się, że jest to bardzo potrzebne. Jednakże, jeśli pokazanie swojego bitwa kulturowa oznacza zaakceptowanie faktu, że w społeczeństwie istnieją dwie strony każdej kontrowersyjnej kwestii i że tylko jedna z nich może się ostać, więc nie jestem tak entuzjastycznie nastawiony do tego pomysłu. Nie chcę zlikwidować tych, którzy myślą inaczej i nie chcę też narzucać im swoich przekonań. Chcę społeczeństwa, w którym obie strony mają możliwość próbować przekonać drugą osobę do swojego stanowiska bez bycia skreślonym za próbę zrobienia tego.

Tak więc, choć cieszę się z odwołania m.in. Roe vs WadeNie mam triumfalistycznego tonu wobec pro-choicerów. W rzeczywistości czują się teraz atakowani i bardziej przestraszeni, więc a priori nie jest im tak łatwo wysłuchać uzasadnienia dla stanowiska przeciwnego. Ja natomiast chcę z nimi dialogować, próbować ich przekonać, a nie pokonać ich w głosowaniu, które dziś wygrałem, a jutro mogę przegrać. I oczywiście jestem też skłonny wysłuchać ich argumentów, nie dokonując osobistej dyskwalifikacji i szanując ludzi, którzy nie myślą tak jak ja. Być może w ten sposób osiągniemy prawdziwy postęp w debacie. 

AutorJavier García Herrería

Redaktor Omnes. Wcześniej współpracował z różnymi mediami i przez 18 lat uczył filozofii na poziomie Bachillerato.

Biuletyn informacyjny La Brújula Zostaw nam swój e-mail i otrzymuj co tydzień najnowsze wiadomości z katolickim punktem widzenia.