Każdy człowiek obdarzony rozumem ma zdrowy nawyk myślenia i wyrażania opinii na temat swoich myśli.
Jest to państwo prawa, którego obywatele powinni mieć swobodę wyrażania swoich opinii publicznie i prywatnie. Oznaką cywilizacji i sprawności intelektualnej jest również umiejętność słuchania głosów krytycznych lub przeciwnych do własnych myśli i opinii.
W reżimie wolności, takim jak ten, na który zasługujemy, nikt nie jest zobowiązany do podporządkowania się dyktatowi opinii innych, tak samo jak nikt nie jest uprawniony do uciszania lub zamulania ust tych, którzy wyrażają inną opinię za pomocą legalnych środków.
Dlatego z (dużym) niepokojem obserwujemy, jak władze publiczne ustawiają się w roli swoistych "kagańców selektywnych", które mierzą przejawy opinii obywatelskiej dziwną miarą - z jednej strony bardzo szeroką, z drugiej bardzo wąską.
Mam na myśli bardzo konkretne fakty, takie jak różne kampanie reklamowe i opiniotwórcze, krytyczne wobec kaprysów legislacyjnych, do których ostatnio przywykliśmy.
Aby podać niedawny przykład: Departament "równości i feminizmu" Generalitat zakazał poruszania się autobusu z hasłami krytycznymi wobec "prawa trans" ("no to child mutilation", "les niñes no existen", itp.), pod pretekstem "podżegania do nienawiści wobec grupy wrażliwej".
Oczywiste jest, że takie hasła w żaden sposób nie nawołują do nienawiści i szkoda, że nie mogły krążyć w Katalonii, podobnie jak liczne hasła wyraźnie nawołujące do nienawiści wobec katolików i innych grup obywateli, którzy nie wyznają dyktat politycznych.
Prawa w demokratycznym państwie nie mogą być arbitralnie przyznawane tym, którzy przeskakują przez obręcze politycznej poprawności i odmawiane tym, którzy się z nimi nie zgadzają.
Posunąłbym się do stwierdzenia, że jesteśmy całkiem blisko nowej (lub nie tak nowej) inkwizycji, działającej z coraz większą bezczelnością pod parasolem, który - przynajmniej w mediach - działa na ich korzyść: parasolem przestępstw z nienawiści.
Ta formuła staje się łatwym i - nigdy lepiej nie powiedziane - "nienawistnym" punktem zaczepienia dla prób uciszenia głosów sprzeciwu.
To, co w demokratycznie rozwiniętym kraju jest niczym innym, jak uzasadnionym wyrazem uczestnictwa obywateli i chęci wpływania na debatę polityczną, w naszym kraju jest otwarcie cenzurowane pod hasłem, które jest prostą manipulacją tego, czym naprawdę jest podżeganie do nienawiści. To przestępstwo nie może być wykorzystywane jako alibi do zamykania ust części społeczeństwa.
Obywatele są w stanie wybrać, co ich interesuje, a co nie. Mylenie (lub próba zakamuflowania) sprzeciwu z nienawiścią jest typowe dla reżimów autorytarnych, które stosują cenzurę jako samoobronę.
Strach przed publicznym słyszeniem pewnych głosów jest często objawem intelektualnej indolencji lub sekciarskiego totalitaryzmu; albo obu.
Profesor na Wydziale Prawa Międzynarodowego Uniwersytetu Katalonii i dyrektor Instytutu Wyższych Studiów nad Rodziną. Kieruje Katedrą Solidarności Międzypokoleniowej w Rodzinie (IsFamily Santander Chair) oraz Katedrą Opieki nad Dzieckiem i Polityki Rodzinnej w Fundacji Joaquima Molinsa Figuerasa. Jest również prodziekanem Wydziału Prawa na UIC Barcelona.