Neo-hipisi, eko-typy i zjadacze kwiatów

Dla chrześcijanina przyroda jest częścią tego dziedzictwa, które Bóg pozostawił w naszych rękach, abyśmy z nim pracowali, a nie niszczyli.

3 lipca 2021 r.-Czas czytania: 3 minuty
ekologia

Są tacy, którzy bez mrugnięcia powieką mówią, że Kościół "stał się ekologiczną modą", że mówi tylko o "recyklingu i sadzeniu drzew" i że zapomniał, iż jego misja w świecie polega na byciu "sakramentem zbawienia, znakiem i narzędziem komunii z Bogiem i między ludźmi" (CEC 780).

Obrona planety, jako Bożego stworzenia i ram rozwoju życia dzieci Bożych, a więc także komunii z ich Stwórcą, nabiera w życiu chrześcijanina własnego znaczenia, zwłaszcza jeśli rozpatrujemy ją jako element miłości wobec bliźniego i siebie samego.

Zdrowa ekologia integralna to taka, która szanuje wszelkie życie, od jego początku do końca, i pomaga osiągnąć cel, dla którego została stworzona. Ekologią jest obrona życia, a ekologią jest też niewyrzucanie jedzenia do śmieci, nie zanieczyszczanie rzeki czy nie maltretowanie zwierząt. I najważniejsze: nie są ani sprzeczne ze sobą, ani eliminujące... to co jest bez sensu to wykrzykiwanie haseł przeciwko kotletom i eliminowanie życia urodzonego w łonie matki. Sprzeczne jest natomiast nawoływanie do opodatkowania surowców z prywatnego odrzutowca...

Kiedy Kościół mówi o obronie planety, nie ma na myśli tworzenia równoległej pseudoreligii, praktykowanej przez rodzaj neo-hipisów, eko-poddanych i zjadaczy kwiatów, którzy zastępują Boga, jego kult i poszukiwania, łąką śpiewających stokrotek. Dla chrześcijanina przyroda jest częścią tego dziedzictwa, które Bóg pozostawił w naszych rękach, abyśmy z nim pracowali, a nie niszczyli. Z pewnością skrajności, w jakimkolwiek sensie, nigdy nie są pożądane, a czynienie z ekologizmu religii jest redukcjonistycznym i absurdalnym przeinaczeniem zadania, które dobrze przeżyte mieści się w podstawowych cnotach chrześcijańskich: miłosierdziu, "chrześcijańskim ubóstwie", szacunku dla innych, a przede wszystkim miłości do Boga, pana wszechświata.

Nie na darmo św. Jan Paweł II opisywał w Solicitudo Rei socialis Oprócz troski o ekologię jako jednego z "pozytywnych znaków teraźniejszości", rośnie także świadomość ograniczonych zasobów, konieczność poszanowania integralności i rytmów przyrody oraz uwzględnienia ich w planowaniu rozwoju, zamiast poświęcania jej pewnym demagogicznym koncepcjom rozwoju. To jest to, co dzisiaj nazywane jest troską ekologiczną.

Są tacy, którzy postanowili wyznaczyć linię podziału między strażnikami rzekomej ortodoksji wiary katolickiej a tymi, którzy "zaprzedali się" dyskursowi Woke. Być może ze względu na zawiłości, jakie zawsze niesie ze sobą ten temat, znalazłem dwie lektury autorstwa prof. Emilio Chuvieco (jeden z nich wraz z Lorenzo Gallo) w tym samym portalu.

Troska o naszą planetę i zamieszkujące ją istoty nie jest jedynie kwestią "reakcji na kryzys, ale przede wszystkim zmiany wartości, którymi kieruje się nasze społeczeństwo, stworzenia modelu postępu, który w centrum stawia człowieka", z tą ludzką ekologią, która zakłada zastosowanie do naszej natury głębokiego szacunku, jaki należy się również środowisku. "Szacunek dla stworzenia, szacunek dla innych, szacunek dla siebie i szacunek dla Stwórcy" - tak określił papież podczas spotkania "Wiara i nauka: w kierunku COP26", promowanego przez ambasadę brytyjską i włoską wraz ze Stolicą Apostolską.

Nie, to nie jest proekologiczny pomysł, którego podstawą jest wykrzykiwanie mniej lub bardziej zielonych haseł przy jednoczesnym nagrywaniu ich najnowocześniejszym telefonem komórkowym. Jest to prawdziwe zaangażowanie, zakorzenione we własnej świadomości istoty stworzonej i cnót chrześcijańskich, które w naturalny sposób prowadzą nasze życie ku Bogu.

AutorMaria José Atienza

Dyrektor Omnes. Absolwentka komunikacji z ponad 15-letnim doświadczeniem w komunikacji kościelnej. Współpracowała z takimi mediami jak COPE i RNE.

Więcej
Biuletyn informacyjny La Brújula Zostaw nam swój e-mail i otrzymuj co tydzień najnowsze wiadomości z katolickim punktem widzenia.