Dzień, w którym nie przeżyłem bohaterskiej minuty 

Jest wielu, więcej niż tych, którzy odeszli, którzy dzisiaj również przeżyli swoją heroiczną minutę, żyjąc duchem Opus Dei. Inni z nas wyłączyli budzik i przewrócili się w łóżku... i nic się nie dzieje.

12 lipca 2025 r.-Czas czytania: 2 minuty
heroiczna minuta

Zdjęcie: Pexels

Nie chciałem wstawać. Moje ciało powiedziało "nie" i tym razem postanowiłem go posłuchać. Nie wstałem, gdy zadzwonił budzik. Nie przeżyłem heroicznej minuty, tej, która stała się tak sławna. I nic się nie stało.

Nikt mnie nie zbeształ, nikt nie użył wobec mnie przemocy... Nawet nie przyznałem się, że tego nie zrobiłem; ponieważ to nie grzech zwolnić na jeden dzień. Bo tym właśnie jest, jednodniowym upadkiem.

Prawda jest taka, że wstaję o 6:30 rano, aby uprawiać sport. Staram się również modlić rano, ale mój brak staranności tego dnia mógłby być bardziej straszny dla zaangażowanego sportowca niż dla przeciętnego chrześcijanina, niezależnie od tego, czy jest w kościele, czy nie. Opus

Po raz kolejny ta instytucja Kościoła po raz kolejny jest motyw deserowy.

I nie mówię, że nie ma tych, którzy czuli się porzuceni, zranieni (i nie bez powodu) w Dziele, karmelitach czy kamedułach.

Grzech jest tak straszny: rany, które pozostawia - w nas samych i w innych - są nie do opanowania. Jak mówi papież Franciszek: "grzech zawsze tnie, oddziela, dzieli". Ludzie, których źle potraktowaliśmy lub osądziliśmy w ciągu naszego życia, umyślnie lub nieumyślnie, często nie są w stanie wyleczyć swoich ran i dlatego zawsze musimy prosić o przebaczenie. Do nich, jeśli mamy taką możliwość, a przede wszystkim i zawsze do Boga.

Znam wielu ludzi w Opus Dei, którzy żyją każdego dnia szczęśliwi i zadowoleni. W celibacie i bez celibatu. Którzy się umartwiają (tak, ponieważ jest to wspólne dziedzictwo Kościoła) i którzy nawalają. Spośród tych, których znam w Opus Dei, jest kilku, których szczerze nie lubię - czemu miałbym zaprzeczać - i jest wielu innych, których mogę zaliczyć do moich najbardziej lojalnych przyjaciół. 

Znam również wiele osób, które opuściły Opus i opuściły tę instytucję spokojnie i pokojowo. Inni tego nie zrobili.

Inni ludzie, których również kocham, zostali zranieni, ponieważ brakowało im wyjaśnień i zrozumienia; ponieważ tak naprawdę nie mieli powołania, a niektórzy nie rozumieli, że poświęcenie jest zawsze dla Boga, a nie dla ich dzieł, jak powiedział kardynał Van Thuan; ponieważ ludzie żyli inaczej, a wrażliwość niektórych i - czasami - rygoryzm innych kolidowały ze sobą... z tysiąca powodów. Ponieważ zawsze są powody: wytrwać i poddać się. 

I widziałem, wśród wielu tych, którzy opuścili Dzieło i tych, którzy żyją jego duchem na co dzień, postawę dialogu, uzdrowienia, zadośćuczynienia, jeśli to konieczne, co uporządkowało wiele idei i uleczyło rany w ich sercach. Niewielu z tych ludzi powróciło nawet do życia chrześcijańskiego, kierując się naukami Święty Josemaría Escrivá

Jest wielu, więcej niż tych, którzy odeszli, którzy dziś również mają swoje heroiczna minuta żyjąc duchem Opus Dei. Inni, tak jak ja, wyłączali budzik i przewracali się w łóżku... i nic się nie działo. 

AutorMaria José Atienza

Dyrektor Omnes. Absolwentka komunikacji z ponad 15-letnim doświadczeniem w komunikacji kościelnej. Współpracowała z takimi mediami jak COPE i RNE.

Biuletyn informacyjny La Brújula Zostaw nam swój e-mail i otrzymuj co tydzień najnowsze wiadomości z katolickim punktem widzenia.