Wczesnym rankiem 21 sierpnia 2011 r. ŚDM w Madrycie. Aerodrom Cuatro Vientos, gdzie prawie dwa miliony młodych ludzi przygotowywało się do spędzenia nocy, wydawał się zaskakująco spokojny po nagłej burzy, która niemal spowodowała zawieszenie czuwania z Benedyktem XVI. Czy kiedykolwiek widzieliście dwa miliony młodych ludzi, z dala od domu, w nocy i idących spać? A mówią, że cudów już się nie widzi!
W obliczu takiego spokoju postanowiłem skorzystać z okazji i zaopatrzyć się w wodę, gdyż kolejny dzień miał być dość gorący, a w godzinach szczytu kolejki były nie do zniesienia. Po drodze wydawało mi się, że dostrzegłem w oddali jedną z dziewczyn z grupy, której towarzyszyliśmy, skruszoną. Esther przechodziła przez trudny okres. Jej rodzice stali się bezrobotni, a ona musiała zawiesić studia, aby pracować w restauracji z hamburgerami i utrzymać rodzinę. Co gorsza, właśnie zerwała z Juanem, chłopakiem, którego wszyscy zakładaliśmy, że w końcu poślubi.
Podążyłem za nią wzrokiem i zobaczyłem, jak przed dotarciem do miejsca dystrybucji żywności skręca w przeciwną stronę, w kierunku innego dużego namiotu. Pozostawił mnie z odrobiną błędu w uchu, ale kontynuowałem do celu, gdzie byłem rozrywany przez ponad godzinę przez przypadkowe spotkanie z kilkoma przyjaciółmi, których nie widziałem od lat.
Wracając na swoje miejsce, wpadłem na Esther i wyglądała jak inna osoba. Wielki uśmiech wypełnił jej twarz, która zdawała się świecić.
-Dziewczyna, co ty robisz, skąd się wzięłaś, taka szczęśliwa? -pytałem.
-Nic - uśmiechnęła się - zobaczyć mojego chłopaka.
-Przepraszam, nie sądziłem, że tak będzie....
-Nie, nie - uspokajał mnie - nie wróciłem z Juanem. Ten jest lepszy. Jeśli chcesz go poznać, jest tam, w tym namiocie. Dalej, idź i zobacz go! -zachęcił mnie, gdy odchodził.
Początkowo oszołomiony odpowiedzią, postanowiłem pojechać i zaspokoić swoją ciekawość na temat tego tajemniczego namiotu. Gdy dotarłem na miejsce, spektakl był naprawdę wyjątkowy. Setki młodych ludzi w całkowitej ciszy, klęcząc, adorują Najświętszy Sakrament wystawiony w cennej monstrancji.
Pod wrażeniem, ja również padłem na kolana i zacząłem dziękować za ogromny dar, który właśnie został mi ofiarowany. Dziękowałam Bogu za Esterę, za tych młodych ludzi, którzy ewangelizowali mnie swoją wiarą, za to, że zechcieli przebywać wśród nas w tak prosty sposób, ukryci przed oczami świata.
W tę niedzielę w kościele parafialnym powiedziano nam, że w tym roku również nie będzie procesji Bożego Ciała na ulicach. Podczas gdy proboszcz udzielał wyjaśnień, moje oczy natychmiast powędrowały do dwóch ławek dalej. Była tam Esther z Juanem, który teraz jest jej mężem, i ich dwuletnią córką na rękach. Udało jej się skończyć studia, wyjść za mąż i obecnie towarzyszy grupie młodzieży z parafii.
Od tamtych ŚDM, ilekroć przechodzę przez burzę w moim życiu, przypominam sobie "idź i zobacz" Estery i szukam najbliższego tabernakulum, aby ponownie uklęknąć przed "panem młodym", który, choć w tym roku nie wychodzi, aby nas szukać, zawsze tam jest, w namiocie najbardziej oddalonym od oczu większości.
Dziennikarz. Absolwent Nauk o Komunikacji oraz licencjat z Nauk o Religii. Pracuje w diecezjalnej delegaturze ds. mediów w Maladze. Jego liczne "wątki" na Twitterze dotyczące wiary i życia codziennego cieszą się dużą popularnością.