Kultura

Nacho ValdésOd Wcielenia sam Bóg ukazuje się z twarzą".

Wraz ze swoimi siostrami Ignacio Valdés jest aktualnym punktem odniesienia w malarstwie sakralnym. Jego obrazy, realistyczne, bliskie i współczesne, można zobaczyć w kościołach i oratoriach na całym świecie.

Maria José Atienza-7 grudnia 2022 r.-Czas czytania: 7 minuty
nacho valdes

Zdjęcie: Dziewica całująca Dzieciątko ©Nacho Valdés

Okres Bożego Narodzenia to niewątpliwie jeden z momentów, kiedy sztuka sakralna błyszczy ze szczególną siłą. Kartki świąteczne, przedstawienia szopek, figury szopek... sztuka staje się, bardziej niż kiedykolwiek, drogą modlitwy i kontemplacji.

Nacho Valdés

Wraz z siostrami, Maysą i Inmą, Ignacio Valdésod lat zajmuje się utrwalaniem na płótnie obrazów religijnych. Obok dzieł z gatunku malarstwa rodzajowego, ten urodzony w Kadyksie i wykształcony na Wydziale Sztuk Pięknych Santa Isabel de Hungría w Sewilli oraz w Winchester School of Fine Art w Winchesterze artysta zabrał sceny Świętej Rodziny oraz obecnych i przeszłych świętych do setek krajów. Oprócz Hiszpanii ma na swoim koncie prace w Anglii, Polsce, Irlandii, Japonii, Stanach Zjednoczonych, Rosji, Chorwacji, RPA, Meksyku, Chile, Nigerii, Libanie, Gwatemali i we Włoszech.

Jego obrazy, realistyczne, bliskie i kolorowe, skupiają się w ołtarzach i kaplicach, umieszczając Boga w pewien sposób pośród zwykłego otoczenia widza. Materializacja Drogi Piękna, którą realizuje w sposób naturalny, jak zaznacza w tym wywiadzie dla Omnes: "Gdy maluję, myślę o ludziach, którym, gdy znajdą się przed tym obrazem, pomoże on bardziej pokochać Boga, lub jego Matkę.

Mówi Antonio López Czy uważasz, że prawdziwa sztuka religijna to ta, która porusza widza, bo zapomina o "artystycznym", by skupić się na wymiarze religijnym? Czy wiara jest przesłanką, by dzieło religijne rzeczywiście osiągnęło swój cel?

- Zawsze trudno mi było znaleźć odpowiedź na to, że obraz sakralny, technicznie dobrze wykonany, nawet zaliczany do dzieł sztuki, nie wzbudza jednak w widzu pobożności, nie porusza serca patrzącego, nawet jeśli jest bardzo przyjemny dla oka.

I, paradoksalnie, bywa odwrotnie: ile znamy obrazów, które nie są "capo lavoro ale do którego mimo to modlą się tysiące ludzi! 

Odpowiedź na tę wątpliwość znalazłam w książce św. Faustyny Kowalskiej:

"Kiedyś, gdy byłem w [pracowni] tego malarza, który namalował ten obraz, zobaczyłem, że nie jest on tak piękny jak Jezus. Byłem tym bardzo strapiony, ale schowałem to głęboko w sercu. Gdy opuściłyśmy pracownię malarza, Matka Przełożona została w mieście, by załatwić różne sprawy, a ja wróciłam do domu sama. Poszłam natychmiast do kaplicy i tak bardzo płakałam. Kto cię namaluje taką piękną, jaką jesteś? W odpowiedzi usłyszałam te słowa: "Wielkość tego obrazu nie polega na pięknie koloru, ani na pięknie pędzla, ale na Mojej łasce".

Z pewnością dzieło sztuki sakralnej musi mieć jakość techniczną, aby nie popaść w śmieszność czy brzydotę, ale z drugiej strony w sztuce sakralnej odległość między tym, co jest przedstawione, a sposobem przedstawienia jest nieskończona: nawet pędzle Velázqueza czy Rembrandta nie są w stanie choćby zbliżyć się do samego piękna Boga. W tym odcinku święta Faustyna mówi nam o wzroście, jaki Bóg daje w kontemplacji dzieła sztuki, który wykracza poza piękno koloru: chodzi o łaskę, jaką daje przez kontemplację świętego obrazu.

Jak malarz może uczynić swoje dzieła tymi narzędziami Bożej łaski? Czy jest to kwestia zapomnienia o "tym, co artystyczne, by skupić się na wymiarze religijnym, jak mówi Antonio López, czy malowanie z wiary?

- To należy do tajemnicy Boga, choć przeczuwam, że może być związane z "intencją" artysty przy malowaniu. Jeśli intencją artysty przy malowaniu danego obrazu sakralnego jest: miłość do tego, co reprezentujesz, służba Bogu, Kościołowi, innym; zadośćuczynienie za grzechy..., to łatwiej jest Bogu posłużyć się nim jako narzędziem do obdarowania swoją łaską tych, którzy to dzieło kontemplują. A do tego niewątpliwie potrzebna jest wiara.

Jeśli jednak u podstaw intencji artysty leży: bycie chwalonym przez innych, bycie ponad konkurencją, zysk finansowy... Wprawdzie artyści potrzebują pochwał, zdrowa konkurencja czyni nas lepszymi, a zarabianie na czymś, co niewielu umie zrobić, jest więcej niż uczciwe, to wszystko jest rozsądne, ale gdyby zajmowały one pierwsze miejsce w intencjach, to zamieniłyby dzieło w wadliwe narzędzie łaski Bożej, nawet jeśli ta osoba ma wiarę.

Jednak Bóg może, i tak często to robi, użyć tych niedoskonałych dzieł i "zamienić kamienie w dzieci Abrahama", stąd moja trudność w odpowiedzi na to pytanie.

Czy można modlitwa przed własną pracąJak wygląda dialog malarza wiary z dziełem religijnym, które celuje w tak intymną sferę? 

- Bardzo trudno jest mi się modlić przed namalowanym przez siebie obrazem, bo od razu widzę go w pociągnięciach pędzla, nic na to nie poradzę. Czasem, gdy malujesz, myślę o ludziach, którzy, gdy znajdą się przed tym obrazem, pomoże im on bardziej kochać Boga, albo swoją Matkę.

My, artyści, prawie nic nie wiemy o tych intymnych historiach; i to dobrze, bo można by pomyśleć, że cały sukces należy do was, a to nieprawda.

Czasami trafiam na szczególną trudność w procesie lub nie wiem od czego zacząć: mam niezawodny trik, który polega na tym, że proszę o pomoc osobę, którą przedstawiam na obrazie. Ostatnim momentem jest "przekreślenie" tej prośby, na przykład: próbuję namalować Dzieciątko Jezus i mówię do Jego Matki: "Chcesz, żebym namalowała Twojego przystojnego syna, prawda?" Nie zawodzi.

Czy podchodząc do obrazu Matki Bożej, św. Józefa, ma Pan świadomość, że będą ludzie, którzy poprzez te obrazy materializują swoją modlitwę, że "stawiają twarz" Bogu? Czy to odpowiedzialność, czy wyzwanie?

- Temat mentalnego obrazu, jaki mamy o Bogu Ojcu, o Jezusie, o Dziewicy..., jest bardzo ciekawy. Myślimy obrazami i są nam one potrzebne. Ponieważ druga Osoba Trójcy Przenajświętszej, Jezus Chrystus, wcielił się w łonie Maryi, ma już konkretne ciało, niepowtarzalne, pojedyncze oblicze, rozpoznawalne przez otaczających Go ludzi.

W Starym Testamencie zakazano przedstawiania Boga na obrazie, aby nie zarazić sąsiednich ludów i nie popaść w bałwochwalstwo; wiemy, jak skończył się złoty cielec... Ale od Wcielenia wszystko się zmienia, a sam Bóg zostaje przedstawiony z obliczem Jezusa. Maryja i Józef mają też specyficzne, wyjątkowe cechy. Sztuka chrześcijańska tworzyła ich wizerunki dzięki wyobraźni artystów i pobożności ludu.

Wizerunek Jezusa Chrystusa był utrwalony od bardzo wczesnych czasów, dzięki "mandylionowi" i Świętemu Całunowi, ale twarze Dziewicy, świętego Józefa, apostołów itd. były przedstawiane na różne sposoby, choć w historii sztuki nigdy nie było wspólnego wątku, który pomagałby nam rozpoznać przedstawiane postacie: elementy stroju, pozy, atrybuty... Ale każdy okres i każdy artysta ma swój własny sposób ich przedstawiania. 

Adoracja Magów ©Nacho Valdés

W końcu, jak to bywa w każdej rodzinie, każdy ma swoje preferencje i nie mówię tu tylko o gustach, ale o odczuwanej pobożności czy dostrzeganej tajemnicy: jeśli ktoś woli renesansową Madonnę od zwracania się do Niej, to świetnie.

Staram się przedstawić Dziewicę i Świętego Józefa tak, jak ich sobie wyobrażam, nie próbując zerwać wątku, o którym mówiłem wcześniej, ale wiem, że kiedy tworzy się nowy obraz, na początku może to być szok, bo mieliśmy już inny utrwalony obraz mentalny, ale upływ czasu go utrwala.

Zdarzyło mi się to np. z aktorką, która grała Dziewicę w filmie "Pasja", na początku byłem zszokowany, a teraz już nie jestem. Jestem zwolennikiem idei, że sztuka sakralna jest służbą dla innych, w tym sensie jest wyzwaniem.

Czym jest dla Pani oblicze Madonny, którą często Pani portretowała?

- Matka Boża jest przede wszystkim moją Matką. Ma twarz matki, a nie muszę wchodzić w szczegóły tego, jakie są matki, bo wszyscy to wiemy. Zdarza mi się też coś trochę tajemniczego, a mianowicie w każdej kobiecej twarzy dostrzegam przebłysk Maryi, nawet jeśli ta kobieta ma swoje wady, więc kiedy modelka mi pozuje, staram się odzwierciedlić ten przebłysk.

W ostatnich latach obserwujemy sztukę religijną, którą można określić jako "bliską": rodzinne lub intymne sceny Świętej Rodziny, włączenie nowych świętych.. Czy malarstwo również dostosowuje się do nowego języka wierzących, społeczeństwa? 

- Nie uważam, że malarstwo musi się dostosować do nowego języka społeczeństwa; my artyści jesteśmy częścią tego samego społeczeństwa, więc jeśli próbujemy być sobą, wyrażamy się tym samym językiem. Zdarzało się, że ktoś komentował mi, że moje zdjęcia są zbyt "prawdziwe" i że trzeba je trochę bardziej "wyidealizować". Rozumiem, że w malarstwie sakralnym nie można być banalnym i że trzeba oddać tajemnicę nadprzyrodzoności, ale zdarza się, że gdy tak duży nacisk kładzie się na "ideał", obrazy oddalają się od nas w przestrzeń międzygwiezdną: przedstawiają postaci, których nie ma z nami i musimy do nich iść. To jest aktualny dramat chrześcijanina: który działa przez cały dzień myśląc, że Bóg, Dziewica, aniołowie, święci, są daleko od nas, na innym planie... bardzo daleko, i że niewiele ich obchodzimy: okazuje się, że jest odwrotnie. Myślę, że należy pamiętać o tej idei "bliskości" także poprzez malarstwo.

Czy malarstwo religijne przeżywa nowy złoty wiek, czy wręcz przeciwnie - przechodzi trudny okres?

- Brakuje mi perspektywy czasowej, aby móc udzielić jednoznacznej odpowiedzi. Aby się usytuować, w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych poprzedniego wieku w sercu Kościoła rozpoczął się ruch ikonoklastyczny, którego przyczyny nie są istotne, ale faktem jest, że w pewien sposób nadal cierpimy z powodu tej inercji. W tamtych latach w panoramie artystycznej jedyną dopuszczalną rzeczą był język abstrakcyjny i konsekwentna marginalizacja jakiegokolwiek języka figuratywnego. Wpłynęło to na elementy artystyczne w obrębie kościołów, tworząc paradoks "świętej abstrakcyjnej imaginacji", dwóch terminów: obrazu i abstrakcji, które są sprzeczne.

Problem w tym, że brak obrazów nie jest opcją chrześcijańską, co potwierdził Benedykt XVI. W tym kontekście Kiko Argüello zaproponował neoikoniczny język obrazów i jakoś jedyne obrazy figuratywne, jakie widzieliśmy w tamtych latach w nowoczesnych kościołach, były właśnie w tym stylu: przynajmniej były figuratywne.

Wybrałem styl realistyczny dla malarstwa sakralnego, najpierw dlatego, że bardziej mi się podobał, a potem dlatego, że widziałem go jako bliższy ludzkiej pobożności. Z czasem zacząłem uczyć w Szkole Sztuki Sakralnej we Florencji i stamtąd szkolimy nowych artystów dla całego świata, studentów z całego świata, którzy najpierw uczą się techniki malowania, a w drugim kroku jak robić malarstwo sakralne, co jest najtrudniejsze.

Wierzę, że stopniowo ta nowa propozycja jest przyjmowana, ponieważ jakość rzemiosła malarskiego jest coraz lepsza, a kształcenie w zakresie Pisma Świętego, historii sztuki, liturgii, symboliki chrześcijańskiej i teologii, uzupełnia zaplecze studenta tak, że kiedy maluje obraz, to nie jest to tylko obraz dobrze wykonany technicznie, ale taki, który stara się przekazać tajemnicę naszej wiary.

Biuletyn informacyjny La Brújula Zostaw nam swój e-mail i otrzymuj co tydzień najnowsze wiadomości z katolickim punktem widzenia.