Flannery O'Connor (1925-1964), katolicka pisarka z amerykańskiego Południa, uważana jest za jedną z najważniejszych autorek XX wieku. Osobiście nigdy nie łączyłem się z jej horrorami. Jestem jednak pod wrażeniem jej umiejętności dotarcia do nowych czytelników w dzisiejszych czasach. Przepisuję to, co Teresa Kamel pisze do mnie z Los Angeles:
"Kilka lat temu spędziłem poranek swoich urodzin tonąc w egzystencjalnej agonii. Leżąc w łóżku, w milczeniu opłakiwałam lata, które zostawiałam za sobą, pragnąc powrotu i odzyskania tożsamości wczorajszego dziecka. Obawiałem się czekających mnie lat i ciężaru ich wymagań oraz niepewnych obietnic. Miałam pięć lat.
Czułam się w towarzystwie, gdy w latach uniwersyteckich zetknęłam się z pismami Flannery O'Connor. W jej pracach dostrzegłem skrystalizowany w namacalny i głęboki sposób mój dziecięcy lęk przed upływem czasu. Dla O'Connor, która do śmierci była gorliwą katoliczką, duchowe nawrócenie nie jest procesem, lecz policzkiem, a moment prawdy przychodzi nawet wtedy, gdy nie jest się gotowym. Jej bohaterom przychodzi zetknąć się nie tylko z własną banalnością i wewnętrzną biedą, ale także z możliwością pogodzenia się z nawet najbardziej żałosnymi porażkami.
Temat duchowego spełnienia pozostawia silny ślad w Trudno znaleźć dobrego człowieka (1955). To jedno z najbardziej znanych opowiadań O'Connora. Zaczyna się dość zwyczajnie: babcia jedzie z Georgii na Florydę z synem Baileyem, synową i trójką wnuków. Historia ma charakter komiczny, wyśmiewający powierzchowne zainteresowania babci (opowiadając o tej historii Flannery określi ją jako "głupia staruszka"). Jednak odbiór tej historii był szokujący ze względu na gwałtowną przemoc, która następuje: grupa więźniów odnajduje rodzinę i zabija ich po kolei. Babcia umiera jako ostatnia. Po zabiciu jej, jej zabójca, przywódca więźniów - znany jako "the Misfit [niezrównoważony] - mówi do swoich towarzyszy, że. "Byłaby dobrą kobietą, gdyby miała w pobliżu kogoś, kto by ją zastrzelił w każdej minucie jej życia".. Nie dziwi więc fakt, że zdanie to było przedmiotem niezadowolenia zarówno krytyków, jak i czytelników.
Zakończenie tej historii również sprawiło mi pewną udrękę, gdy czytałam ją po raz pierwszy: jak można zakończyć życie tak nagle, z tak małym współczuciem i bez jakiegokolwiek przygotowania? Prawdę mówiąc, O'Connor znał odpowiedź lepiej niż ktokolwiek inny. W wieku dwudziestu pięciu lat zdiagnozowano u niej toczeń rumieniowatyTa sama choroba autoimmunologiczna, która zabiła jego ojca w 1941 roku. Choć początkowe rokowania były obiecujące, objawy jego choroby szybko zaczęły dawać o sobie znać, ograniczając jego mobilność i siłę. Zmarł czternaście lat później.
O'Connor wiedział, że jego powołaniem jest pisanie, a spotkanie z nieuchronną śmiercią dało mu poczucie pilności, by wypełnić swoją misję. Trudno znaleźć dobrego człowieka sugeruje, że jego świadomość powołania nie pozostawia mu miejsca na próżność. Jej bohaterka przejawia zaabsorbowanie wartościami, które nie pomogą jej w ostatnich chwilach. Babcia przygotowuje się do podróży z kapeluszem, o którym zapewniała, że "W razie wypadku każdy, kto zobaczyłby ją martwą na drodze, od razu wiedziałby, że to dama. Ona nalega na wycieczkę rezydencji wiedziała jako dziecko, ona kłamie do swoich wnuków, aby pique ich zainteresowanie mówiąc im, że jest tajny panel w domu i Bailey jest zmuszony zmienić swoją trasę, aby uspokoić zamieszanie babcia spowodowała jej wnuki.
Choć epizody te nie są pozbawione humoru i ironii, służą jako motyw jego śmierci. Objazd, na który tak nalega, prowadzi ich do spotkania z jej zabójcami po wypadku. Kapelusz zostanie zerwany i rzucony na ziemię, gdzie sama będzie leżała martwa. To, że intencje babci nigdy nie były złe, nie ma znaczenia: jej manipulacje i błędne priorytety uniemożliwiają rodzinie dotarcie do celu, co prowadzi do ich śmierci. Rozwój duchowy bohaterki pojawia się jednak dopiero w jej dialogu z Niezrównoważonym na temat dobra i zła: "Gdybyś się modlił, Chrystus by ci pomógł", przychodzi, żeby jej powiedzieć. Po zamordowaniu swojej rodziny babcia doświadcza radykalnej zmiany. Widząc Niezrównoważonego z koszulą syna, dotyka go, wykrzykując: "Jesteś jednym z moich dzieci, jesteś jednym z moich dzieci! Ten się wycofuje "jak gdyby ukąsił go wąż". i strzela babci w klatkę piersiową. To szokujące zakończenie, bardzo Flannery O'Connor.
Choć jej proza jest elegancka i mocna, jej treść jest brutalna, chorobliwa i niepokojąca. Piękno jest środkiem, którego O'Connor używa, by wyjść poza próżność i grzech, by odnajdując siebie, odnaleźć także Boga. Śmierć babci jest w całej swej gwałtowności aktem odkupienia. Po raz pierwszy w tej historii babcia przyjmuje możliwość kochania innego. Uznaje swoją tożsamość jako matka, gotowa pokochać mężczyznę, który trzyma w rękach jej życie. Dla O'Connora jest to moment łaski, do którego jesteśmy powołani. Życie, praca i czas przychodzą w chwili, gdy je akceptujemy".
Tyle o mocnym opisie Teresy Kamel o podejściu Flannery O'Connor do jej opowieści. Trudno znaleźć dobrego człowieka. To i inne jej opowiadania to lektura godna polecenia dla tych, którzy chcą być zbici na miazgę. Choć może nie nadaje się dla bardziej wrażliwych osób, O'Connor może skłonić do reakcji niektórych dzisiejszych młodych ludzi.