Ewangelizacja

Imponujące życie kardynała Van Thuana

Mija 20 lat od śmierci kardynała Van Thuana. Po ogłoszeniu go czcigodnym trwa jego proces beatyfikacyjny, a jego kult rośnie na całym świecie.

Pedro Estaún-14 września 14 września 2022-Czas czytania: 4 minuty
kardynał van thuan

Fot. Kardynał Van Thuan. ©CNS photo by Dave Hrbacek, Catholic Spirit

Francois Xavier Nguyen Van Thuan urodził się 17 kwietnia 1928 roku w małym miasteczku w Wietnamie. Był najstarszym z 8 rodzeństwa. Rodzina Van Thuan od kilku pokoleń była katolicka i żyła w atmosferze niezachwianej wiary, nie dziwiło więc, że młody Nguyen postanowił wstąpić do seminarium.

W 1953 roku przyjął święcenia kapłańskie, a widząc, że posiada walory intelektualne, przełożeni wysłali go do Rzymu, aby poszerzył swoją wiedzę. Po studiach wrócił do Wietnamu, gdzie uczył w seminarium, a później został rektorem i wikariuszem generalnym swojej diecezji. Jego praca duszpasterska była bardzo skuteczna. W 1967 roku został mianowany biskupem Nha Trang. 

Rok później wojska komunistyczne zajęły wiele miast w Wietnamie Północnym. 24 kwietnia 1975 r., na kilka dni przed przejęciem przez reżim władzy nad całym krajem, Paweł VI mianował go arcybiskupem koadiutorem Sajgonu. Trzy tygodnie później został aresztowany i uwięziony. W ten sposób rozpoczął się bardzo długi okres niewoli, który trwał trzynaście lat, bez procesu i wyroku, z czego dziewięć spędził w zamknięciu.

Van Thuan w obliczu przeciwności losu

Był wtedy odizolowany i bez kontaktu ze swoim ludem, ale szukał sposobów, by się z nim porozumieć. Pewnego ranka powiedział do Quanga, siedmioletniego chłopca: "Powiedz matce, żeby kupiła mi stare podkładki pod kalendarz". Wieczorem chłopiec przyniósł mu zeszyty i tak "napisałem moje przesłanie do mojego ludu z niewoli". Biskup zwrócił pisma chłopcu, który oddał je swoim braciom. Ci ostatni byli odpowiedzialni za ich kopiowanie i rozprowadzanie wśród katolików, którzy musieli działać potajemnie.

Z tych krótkich przekazów narodziła się książka "Droga nadziei". Napisał ją szybko - w półtora miesiąca - bo bał się, że nie będzie mógł jej skończyć, jeśli zostanie przeniesiona w inne miejsce. W ten sam sposób wychodziły później nowe książki.

Masy w niewoli

Van Thuan wiedział, że siła, której potrzebował, aby podtrzymać swoją duszę i stan umysłu, może pochodzić tylko ze spotkania z Panem. "Kiedy zostałem aresztowany, musiałem natychmiast wyjść z pustymi rękami. Następnego dnia pozwolono mi pisać do moich ludzi, prosić o najpotrzebniejsze rzeczy: ubrania, pastę do zębów... Napisałam do nich: "Proszę mi przysłać trochę wina jako lekarstwo na ból brzucha". Wierni zrozumieli natychmiast. Przysłali mi małą buteleczkę wina z mszy, z etykietą: "lekarstwo przeciw bólowi żołądka", a gospodarze schowani w latarce przeciw wilgoci. Policja zapytała mnie:

-Czy boli cię brzuch?

-Tak.

-Tutaj jest lekarstwo dla ciebie.

Nigdy nie będę w stanie wyrazić mojej wielkiej radości: codziennie, z trzema kroplami wina i kroplą wody w dłoni, odprawiałem Mszę św. (...). Eucharystia stała się dla mnie i dla innych chrześcijan ukrytą i dodającą otuchy obecnością pośród wszystkich trudności.

Apostolat ze strażnikami

Potem przyszły jeszcze bardziej dramatyczne chwile. Został przeniesiony w inne miejsce w wyczerpującej podróży statkiem wraz z 1500 innymi głodującymi i zdesperowanymi więźniami. Tam ponownie został uwięziony, ale teraz w izolatce. Rozpoczął się nowy, długi okres uwięzienia, jeszcze bardziej bolesny niż poprzednie lata. Jego niezwykła postawa szacunku wobec kontrolujących go strażników pozwoliła na nawiązanie relacji, którą można określić jako zaskakującą.

Początkowo jego kontakty z nimi były nieistniejące; nie odzywali się do niego, odpowiadali tylko "tak" lub "nie"; nie sposób było być dla nich miłym. Zaczął więc uśmiechać się do nich, wymieniać miłe słowa i opowiadać im o swoich podróżach, o tym jak żyją w innych krajach: USA, Kanada, Japonia, Filipiny, Singapur, Francja,...; i rozmawiał z nimi o ekonomii, wolności, technologii, etc., nawet uczył ich języków takich jak francuski i angielski: "moi strażnicy stają się moimi uczniami!" W ten sposób poprawił relacje z nimi i atmosferę w więzieniu, a następnie skorzystał z okazji, aby porozmawiać z nimi także na tematy religijne.

Podróż do Lourdes

Miłość do Matki Bożej otrzymał od swojej rodziny. W domu codziennie odmawiali różaniec i żyli wieloma nabożeństwami maryjnymi. W latach seminaryjnych przeżywał też z głęboką unkcją wiele praktyk skierowanych do Matki Bożej. Podczas pobytu we Włoszech odbył podróż do kilku krajów europejskich; w sierpniu 1957 r. był w Lourdes i tam odczuł silną obecność Matki Bożej. Klęcząc przed grotą, gdzie kiedyś to samo uczyniła Bernadetta, usłyszał w swoim sercu słowa, które Maryja skierowała do tej młodej kobiety: "Nie obiecuję ci radości i pociechy na ziemi, lecz raczej przeciwności i cierpienia".

Zrozumiał, że te słowa były skierowane również do niego. To była zapowiedź tego, co miało nadejść. Podczas długiej niewoli Matka Boska odgrywała w jego życiu istotną rolę, a wspominając pobyt w więzieniu napisał: "Są dni, kiedy jestem tak zmęczony, tak chory, że nie mogę nawet odmówić modlitwy", więc odmówił Zdrowaś Maryjo i powtarzał ją wielokrotnie. Matka Boża była jego stałą towarzyszką podczas tej bolesnej niewoli.

Van Thuan zwolniony

Jego nagłe uwolnienie 21 listopada 1988 r. było wielką radością dla wietnamskich chrześcijan, ale nie mógł on długo pozostać w swojej ojczyźnie. Wkrótce został wygnany na Zachód. Jego obecność została natychmiast doceniona w Watykanie i został wezwany do udziału w różnych misjach. To właśnie w tych latach wyleczył się z trudów, które tak długo znosił, ale do końca swoich dni prowadził trzeźwe życie.

W 2000 roku nadszedł przejmujący moment w jego życiu: został wezwany do głoszenia ćwiczeń duchowych na Wielki Post dla Jana Pawła II i Kurii Rzymskiej. Kiedy papież przyjął go, aby mu pogratulować i przeprowadzić z nim serdeczną rozmowę, kardynał Van Thuan odpowiedział: "24 lata temu odprawiałem mszę z trzema kroplami wina i jedną kroplą wody w dłoni. Nigdy bym nie pomyślał, że Ojciec Święty tak mnie przyjmie... Jak wielki jest nasz Pan i jak wielka jest Jego miłość". W 2001 roku papież uczynił go kardynałem Kościoła katolickiego. 16 września 2002 roku, po latach cierpienia z powodu choroby nowotworowej, zrobił ostatni krok do życia wiecznego.

Pięć lat po śmierci papież Benedykt XVI nakazał rozpoczęcie w Rzymie procesu beatyfikacyjnego. Nie ponosząc męczeństwa fizycznego, można go uznać za prawdziwego męczennika wietnamskiego katolicyzmu, a jednocześnie za wzór wierności Kościołowi w sytuacjach trudnych i kompromitujących.

AutorPedro Estaún

Biuletyn informacyjny La Brújula Zostaw nam swój e-mail i otrzymuj co tydzień najnowsze wiadomości z katolickim punktem widzenia.