Daniela Saetta pochodzi z Sycylii, ale większość życia spędziła w Perugii, gdzie przeprowadziła się wraz z siostrą, gdy ich rodzice się rozstali. Dziś pracuje jako farmaceutka w szpitalu, jest żoną Massimo i mają trójkę dzieci. W rozmowie z Omnes Daniela opowiada, jak Bóg niespodziewanie wkroczył w jej życie za pośrednictwem Wspólnoty Magnificat, gdy miała zaledwie 17 lat i była daleko od Boga.
Co oznacza dla ciebie słowo powołanie?
- "Spotkanie". Spotkanie, które zmieniło całe moje życie. Byłam dziewczyną, która miała za sobą wiele problemów. Najpierw w dzieciństwie, z powodu separacji i rozwodu moich rodziców. Potem, w okresie dojrzewania, kiedy wszystkie rany i nieporozumienia, które miałyśmy z moją siostrą, powróciły i zamieniły się w ciągły bunt przeciwko wszystkiemu. Rozczarowanie i gniew przeciwko całemu światu, przeciwko życiu, przeciwko religii i przeciwko Bogu, który, jak powiedziałem, z pewnością nie może istnieć! Doświadczyłem, co to znaczy czuć się starym w wieku 17 lat, nie chcąc dłużej żyć... to coś, czego doświadczyłem na własnej skórze. Z drugiej strony, moja rodzina, bardzo wypróbowana i przetestowana rodzina, nie praktykowała i była absolutnie daleko od Boga. Na przykład moja siostra i ja nigdy nie uczęszczaliśmy na lekcje katechizmu, a w niektórych przedmiotach były nawet cechy antyklerykalne.
W okresie dojrzewania, w którym szuka się przyjaźni, miłości i zdobywa pierwsze doświadczenia, nawet jeśli błędne, jeszcze silniej odczuwałem wewnętrzną pustkę miłości i zrozumienia, których mi nie dano. I chociaż w pierwszych latach liceum ogarnął mnie pewien antykatolicki radykalizm, w rzeczywistości szukałem coś -Nie wiem dokładnie czego. W pewnym sensie myślę, że szukałem czegoś duchowego, transcendentnego, co zawsze kończyło się rozczarowaniem.
Przeżyłem te lata z poczuciem, że wszystko wokół mnie jest fałszywe i burżuazyjne, gdzie czasami dominowało fasadowe chrześcijaństwo, składające się z nawyków i mało treści. Stopniowo kontakty z marksistowskim nauczycielem w szkole średniej, wraz z brakiem spójności w zachowaniu ludzi, którzy nazywali siebie katolikami, doprowadziły mnie do stwierdzenia, że Bóg nie istnieje. I tak szedłem dalej, w rosnącym wewnętrznym złym samopoczuciu, aż wszystko nagle się załamało, gdy w środku kryzysu, w którym wciąż powracała myśl o samobójstwie, zostałem zaproszony na spotkanie modlitewne Wspólnoty Magnificat, która właśnie powstała w tym czasie. Miałem zaledwie 17 lat.
Znalazłem tam coś, co naprawdę mnie przyciągnęło, coś nowego, znalazłem autentyczność, a przede wszystkim przeżyłem osobiste spotkanie z Panem, które dziś, po prawie 45 latach, mogę z całą pewnością powiedzieć, że było to prawdziwe spotkanie, w którym Duch Święty rozpalił we mnie ogień, który - pomimo trudności i zmian, jakie człowiek ma w życiu - nigdy nie zgasł. Od tamtego popołudnia wszystko się zmieniło: był to dla mnie prawdziwy punkt zwrotny, punkt zwrotny.
Kilka lat później poznałam Massimo we Wspólnocie, faceta, który pochodził z trudnego życia i miał do czynienia z narkotykami. Zakochaliśmy się w sobie i pobraliśmy. Dziś trójka naszych dzieci jest już dorosła i mamy dwoje wspaniałych wnucząt.
Co oznacza bycie częścią Wspólnoty Magnificat w codziennym życiu? Na przykład w pracy?
-Moje życie jest normalne, to znaczy, że żyję charyzmatem mojej wspólnoty, robiąc to, co inni robią w zwykłym życiu: dbam o moją rodzinę, chodzę do pracy, nawiązuję relacje z moimi kolegami, z moimi sąsiadami.
W pracy środowisko szpitalne nie jest łatwe, relacje z ludźmi są często chłodne i zdystansowane. Nie zawsze mogę tak otwarcie mówić o Bogu, ale też nie ukrywam tego; wszyscy wiedzą, że jestem chrześcijaninem i że jestem częścią wspólnoty.
Zdarza się, że ludzie otwierają się przede mną i proszą mnie o radę, a wtedy łatwiej jest mówić o Bogu lub dawać świadectwo tego, jak żyję w różnych sytuacjach. Zazwyczaj mówię wszystkim, że Bóg jest jak "dobry ojciec", a nie "surowy i nieugięty sędzia". W środowisku pracy ludzie często krytykują lub źle mówią o innych kolegach, a te momenty stają się okazją do powiedzenia, że nie warto się złościć ani chować urazy.
Poza pracą, z bardziej osobistego punktu widzenia, jako każdy "sprzymierzony" członek wspólnoty - ponieważ nasza wspólnota jest wspólnotą przymierza - raz w roku publicznie odnawiam, wraz z innymi sprzymierzonymi członkami wspólnoty, "obietnice". Są cztery z nich: obietnica ubóstwa, trwałego przebaczenia, budującej miłości i służby.
Wszyscy członkowie wspólnoty żyją tymi czterema obietnicami zgodnie z ich własnym stanem życia i ich szczególnymi okolicznościami: na przykład nasza obietnica ubóstwa nie może być przeżywana tak, jak żyłby nią franciszkanin, który nic nie ma. W rodzinie rzeczy są niezbędne do życia i wypełniania naszej misji wychowywania i towarzyszenia naszym dzieciom. Ale ta obietnica oznacza dla nas wybór stylu życia, który zamierzamy prowadzić: życie trzeźwe, bez nadmiernego luksusu, życie, w którym pamiętamy o ubogich. Co więcej, nawet poprzez dziesięcinę (z tego, co zarobiliśmy), która jest przekazywana wspólnocie.
Kiedy mówię o Wspólnocie Magnificat, zauważam, że to zobowiązanie do "dziesięciny" często budzi ciekawość, a nawet zakłopotanie. Przekazywanie części swojego wynagrodzenia na rzecz Wspólnoty oznacza jednak nie tylko wspieranie życia wspólnotowego w jego potrzebach (od misji po braterską pomoc ubogim), ale także zaufanie Bogu, ponieważ wszyscy doświadczamy, że Pan nigdy nie pozwala się prześcignąć w hojności, a zatem nigdy nie pozwala, aby tym, którzy Mu coś dają, brakowało tego, co jest konieczne.
Kolejną obietnicą dotyczącą sprzymierzeńców jest trwałe przebaczenie. Znajduje to odzwierciedlenie w całym życiu: bo któż nie cierpi w relacjach z innymi, w nieporozumieniach i sporach?
Obietnica budowania miłości jest zobowiązaniem, które podejmujemy, aby być budowniczymi Królestwa Bożego i miłości, którą On reprezentuje, więc wzmacnia również poprzednie obietnice, pomagając nam nie tylko nie gniewać się na innych, ale także zrobić pierwszy krok w kierunku pojednania. Jest to podstawa życia braterskiego!
Wreszcie, służba na rzecz wspólnoty i Kościoła. W moim przypadku, na przykład, jestem zaangażowany w działania związane z muzyką i śpiewem, a także głoszeniem słowa i posługą ewangelizacyjną. Czasami pomagam w misjach; w zeszłym roku byłem w Ugandzie, gdzie powstaje jedna z naszych wspólnot.
Ponadto cechą charakterystyczną naszej Wspólnoty jest adoracja Najświętszego Sakramentu. Nazywamy się "Wspólnotą Magnificat", ponieważ nazwa ta nawiązuje do Maryi, naszej Matki, która pragnęła zjednoczyć kontemplację i działanie.
Wszystkie nasze działania (głoszenie Słowa, ewangelizacja, misje, pomoc ubogim...) wywodzą się z modlitwy, rodzą się z Eucharystii, naszego źródła i naszej siły.
Eucharystia jest właśnie jedną z naszych mocnych stron: Tarcyzjusz, inicjator Wspólnoty Magnificat wraz ze swoją siostrą Agnieszką, proroczo zobaczył ołtarz z konsekrowaną hostią, gdy usłyszał od Boga słowa "z Jezusem, buduj na Jezusie". Wspólnota Magnificat musiała być budowana na Eucharystii. Dlatego we wspólnocie, oprócz codziennej celebracji Eucharystii, raz w tygodniu wszyscy poświęcamy się adoracji eucharystycznej.
Może się wydawać, że to dużo, a wszystkie zobowiązania i obietnice mogą przerażać, ale we wspólnocie panuje atmosfera wolności i elastyczności. Każdy rozeznaje razem z bratem we wspólnocie, który działa jako wsparcie, a także jako duchowe towarzyszenie z osobistą odpowiedzialnością zgodnie z jego sytuacją osobistą i rodzinną. Na przykład matki z małymi dziećmi znajdują zrozumienie w sposobie, w jaki przeżywają swoje wspólnotowe zobowiązania. Wspólnota, oczywiście, mocno zachęca nas do pójścia naprzód, ale patrzy na każdego brata z roztropną mądrością, aby zobaczyć, jak daleko może się posunąć.
Ten styl życia nie jest zbyt modny. Poświęcasz dużo czasu na działalność społeczną i Bogu. Jak wyjaśnić ten sposób życia ludziom, którzy go nie rozumieją?
-Większość z nas to ludzie świeccy, mówimy tym samym językiem co świat; często problemy, które otaczają ludzi, są również naszymi problemami. Żyjemy w tej samej rzeczywistości, co inni. Możemy więc doskonale zrozumieć, co inni czują w swoim życiu, wewnętrzny opór lub pragnienia ich serc.
Co możemy zrobić? Żyjemy w świecie biednych ludzi, biednych także z duchowego punktu widzenia, ale nie tylko dlatego, że brakuje im Boga w ich życiu, ale także dlatego, że brakuje im wartości.
Papież nieustannie mówi o konsumpcjonizmie, w którym jesteśmy zanurzeni, a także o kulturze marnotrawstwa i społeczeństwie, które żyje seksualnością pozbawioną prawdziwego znaczenia, ponieważ nie nauczono go piękna ciała.
Z drugiej strony, w świecie pracy widzę, jak ludzie często odczuwają ciężar bezrobocia lub martwią się o awans, ale w każdym z nich jest wielka samotność. Dzisiaj ludzie mają niesamowite pragnienie miłości.
Bracia ze Wspólnoty starają się przekazać wszystkim przesłanie prawdziwej miłości poprzez przykład. Można powiedzieć, że Wspólnota jest odpowiedzią na to, czego tak wielu szuka: ludzie są pod wrażeniem, widząc wspólnotę braci złożoną z wielu młodych ludzi i rodzin, którzy naprawdę się kochają (ponieważ uczucie między nami jest szczere!). To jest bardzo uderzające, to jest to, co Biblia mówi o Kościele, który jest "miastem na szczycie góry" lub lampą na świeczniku, a "nie pod koszem", "aby dać światło wszystkim, którzy są w domu".
Podczas seminariów na temat nowego życia w Duchu Świętym, które organizujemy, mówimy o Bożej miłości. Jest to odpowiedź na wewnętrzne pragnienia naszych braci i sióstr. W tych seminariach uczestniczą różni ludzie: młodzi i starsi, ludzie, którzy są daleko od Boga i ludzie, którzy już są na drodze wiary. Nie potrafię powiedzieć dlaczego, ale oczywiście ta propozycja przyciąga. I nie jest to nasza zasługa, ale myślę, że ma to związek z głodem miłości i Boga, który ludzie mają w swoich sercach.
Nie mogę zakończyć bez stwierdzenia, że Pan stopniowo wnosił światło w historię całej rodziny: ojciec zmarł po zbliżeniu się do Boga, matka, która była daleko od Pana, przyjęła wiarę całym sercem, aż do uczynienia Go powodem jej życia i skałą jej istnienia. Trójka moich dzieci miała łaskę silnego spotkania z Bogiem, moja najstarsza córka jest zakonnicą, moja siostra jest lekarzem i konsekrowanym członkiem wspólnoty, a prawie wszyscy członkowie rodziny dołączyli do wspólnoty... Ku chwale Boga!
Wspólnota Magnificat
Wspólnota Magnificat narodziła się 8 grudnia 1978 roku w parafii San Donato all'Elce w Perugii. Jest to Wspólnota Przymierza rozwinięta w nurcie łaski Katolickiej Odnowy Charyzmatycznej.
Jest odpowiedzią na konkretne wezwanie Boga, aby żyć nowym życiem w Duchu w stałym zaangażowaniu i składa się z wiernych ze wszystkich stanów życia, ale przede wszystkim z osób świeckich i rodzin. Zrodzona we Włoszech, stopniowo rozwinęła się w różnych częściach świata: Rumunii, Argentynie, Turcji, Ugandzie i Pakistanie.
W dniu 19 stycznia 2024 r., w Palazzo San Callisto w Rzymie, w Dykasteria ds. Świeckich, Rodziny i ŻyciaCeremonia odbyła się w celu podpisania dekretu uznania Wspólnoty Magnificat "jako prywatnego międzynarodowego stowarzyszenia wiernych" oraz zatwierdzenia jej statutu na okres jednego roku.experimentum 5 lat.