Nazywam się María del Mar Bosch, ale jestem znana jako Marita. Urodziłam się w 1973 roku w Walencji w Hiszpanii, choć dorastałam w Puerto Rico. Jestem świecką misjonarką i od 9 lat pracuję w Amazonii w ramach zespołu wędrownego.
Studiowałem edukację na Uniwersytecie Loyola w Nowym Orleanie, USA (1991-1995). Od początku studiów miałem wewnętrzną pewność, która dawała mi spokój: kiedy ukończę studia, będę miał doświadczenie misyjne. To była wewnętrzna intuicja, która mnie prowadziła i chociaż nie wiedziałem, jak to się stanie, dała mi jasność.
Lata studiów mijały, a ja pielęgnowałem to pragnienie w sercu i szukałem okazji, by odpowiedzieć na ten głęboki niepokój. Na ostatnim semestrze studiów miałem szczęście spotkać jezuitę Fernando Lópeza, który zaprosił mnie do Paragwaju, gdzie mieszkał już od 10 lat. Tak więc, po ukończeniu studiów w wieku 21 lat, wyjechałem na sześć miesięcy do wspólnoty z jezuitami, świeckimi mężczyznami i kobietami, znajdującej się na wielkim wysypisku śmieci Cateura, w fawelach Bañado Sur w Asunción, stolicy kraju.
Paragwaj
Wysypisko i ludzie, którzy tam pracowali, bez zbędnych słów kwestionowali moje życie. Ludzie na wysypisku zbierali śmieci i oddzielali materiały nadające się do recyklingu na sprzedaż. Często w workach przywiezionych przez śmieciarki znajdowali dzieci, które zostały abortowane lub zabite po urodzeniu i wyrzucone jako śmieci do śmietników rozrzuconych po całym mieście, zwłaszcza w bogatszych dzielnicach..... Płody były zbierane przez recyklerów, biednych, prostych i pokornych ludzi; czyścili małe ciałka, ubierali je w białe ubrania i umieszczali w małej trumnie wykonanej przez siebie; czuwali nad nimi i modlili się przez całą noc; "chrzcili" je, nadając im imię, dzięki czemu stawały się ich "małymi aniołkami"; w końcu zakopywali je na dziedzińcu swoich małych domów.
Nie trzeba dodawać, że cała rzeczywistość uderzyła mnie i rzuciła mi wyzwanie. Silny zapach wydobywający się ze śmieci sprawił, że moje ciało zareagowało. Ale największy wpływ miało to, że pośród śmieci, schodząc między biednych i zubożałych, spotkałem Boga "twarzą w twarz", bardzo blisko mnie. Te twarze obudziły moje sumienie i powołanie misyjne. Sześć miesięcy spędzonych tam naznaczyło mnie i nadało kierunek oraz podstawowe elementy mojego życia. Zostałem skonfrontowany z głębokimi pytaniami: Co zamierzam zrobić z moim życiem? Czego chcesz ode mnie, Panie? Wśród śmieci, wśród tych "odrzuconych" przez społeczeństwo, odnalazłem sens mojego życia.
Dotykanie ubogich
Ubodzy nie byli już abstrakcyjni, ale konkretnymi twarzami, przyjaciółmi, drogimi rodzinami, z którymi dzieliłem historie; mieli zapachy i kolory, uśmiechy i bóle; byli moimi braćmi i siostrami. I to zakłóciło moje codzienne życie i nadało głębię temu, czym żyłem. Usłyszenie podczas mszy prośby "za ubogich" nie byłoby już tym samym. Teraz istniała afektywna i skuteczna więź z nimi; żywotne zaangażowanie na rzecz ubogich przypieczętowane przez Pana.
Po 6 miesiącach w Paragwaju musiałem wrócić do Puerto Rico. Po pierwsze dlatego, że musiałem spłacić pożyczki uniwersyteckie. Po drugie, ponieważ obiecałem mojej rodzinie (zwłaszcza matce), że wrócę. Jednak tym, co najbardziej zaważyło na moim powrocie do Puerto Rico, było przesłuchanie pary z Comunidad de Vida Cristiana Paraguay (Paragwajska Wspólnota Życia Chrześcijańskiego), która współpracowała w ramach projektu "Wracając do Puerto Rico". fawela w lokalnej stacji radiowej "Solidaridad".
Adoptowali oni dziewczynkę - ochrzczoną Mará de la Paz - znalezioną żywą w małym pudełku pośrodku wysypiska śmieci. Została ona przedstawiona jako znak życia podczas święceń kapłańskich Fernando Lópeza SJ, które odbyły się pośrodku wysypiska śmieci. Pewnego dnia para zapytała mnie: "Czy w swoim kraju widziałeś taką rzeczywistość? W obliczu mojej negatywnej odpowiedzi nalegali: "Ale spojrzałeś? "Cóż, nie!" - Powiedziałem im. To sprawiło, że wróciłem do swojego kraju z innym spojrzeniem, a przede wszystkim z innymi poszukiwaniami.
Puerto Rico
Powrót do Puerto Rico konfrontował mnie z moją rzeczywistością. Bałem się. Myślałem, że wszystko, czego doświadczyłem na wysypisku śmieci, może pozostać tylko zwykłym doświadczeniem mojej młodości. Trzy rady pomogły mi i pomagają mi dzisiaj jako świeckiemu misjonarzowi:
1) Modlitwa, która dziś, z mojego doświadczenia w Amazonii i jako część wędrownego zespołu, mówi mi o duchowości na otwartej przestrzeni;
2) Społeczność, "tworzenie społeczności po drodze" i dzielenie się tymi obawami i poszukiwaniami z innymi ludźmi;
3) "Zejście na spotkanie z Bogiem" - ten punkt dał mi wiele światła: "Marita, kiedy czujesz, że gubisz drogę, zejdź na dół, aby spotkać Pana w ubogich i wykluczonych".. Zejść do tych konkretnych twarzy, gdzie Bóg uczynił się i nadal czyni się tak bardzo obecnym dla mnie. Pomagają mi one odnaleźć głębokie znaczenie mojego życia i mojej misji na tym świecie jako kobiety wierzącej, misjonarki, uczennicy Pana.
Na tym nowym etapie życia, z powrotem w Puerto Rico, moje serce było zmobilizowane i aktywnie niespokojne, szukając, jak i gdzie odpowiedzieć na to, co "widziałem i słyszałem". W ten sposób otworzyłem swoje życie na kilka krótkich doświadczeń wolontariackich: Salwador (1999), Haiti (2001), Amazonia (2003), Nikaragua (2006) i ponownie Amazonia (2015). Również na różne doświadczenia misyjne w moim kraju na przestrzeni lat: w więzieniu, mieszkając w slumsach z Siostrami Najświętszego Serca, w parafialnej grupie śpiewaczej, jako szafarz Eucharystii i oferując lekcje czytania i pisania.
Odkrywanie powołania misjonarz
I we wszystkich tych doświadczeniach miałem pytanie i rozeznanie "przybite" głęboko w moim sercu i modlitwie, gdzie chcesz mnie, Panie? I jak wszystkie powołania, to dojrzewało stopniowo. Bóg jest wierny! Widzę, jak ten długi proces był również konieczny, aby rozeznać i przygotować moje serce do przyjęcia dziś, z radością i wolnością, tego powołania, opuszczając moją strefę komfortu, pozostawiając bezpieczeństwo, które dała mi moja praca w Colegio San Ignacio de Loyola w Puerto Rico, w obszarze duszpasterskim przez 6 lat.
W końcu Pan wskazał drogę - rzeka i przybyłem do Amazonii w 2016 roku. W ciągu 9 lat, które spędziłem w Amazonii jako świecki misjonarz, odkryłem, że bycie tutaj jest przywilejem. To przywilej móc dołączyć do tej różnorodności ludów i kultur, różnych sposobów odczuwania, myślenia, organizowania i życia, mieć niepewność jako największą pewność i być w Drużynie Wędrownej, stawiając czoła wyzwaniom i rozwiązaniom ludów, z którymi idziemy i nawigujemy z założycielską intuicją Drużyny: "Spaceruj po Amazonii i słuchaj tego, co mówią ludzie; uczestnicz w codziennym życiu ludzi; obserwuj i rejestruj wszystko uważnie; nie martwiąc się o wyniki ani o to, co z tego wyniknie. ufać, że Duch wskaże drogę. Odwagi, zacznij tam, gdzie możesz!". Claudio Perani SJ (założyciel Drużyny Wędrownej w 1998 r.).
Wpływ osobisty
Podróżując przez rzeki i lasy Amazonii, przez jej politycznie narzucone granice, widziałem "rentgen" tego płuca, które codziennie choruje z powodu ekstremalnej suszy, pożarów, wyrębu lasów, agrobiznesu i pestycydów, dużych projektów portowych, drogowych, hydroelektrycznych, wydobywczych i naftowych, garimpo i handel narkotykami itp. Rządzi "don dinero". Liczy się zysk i korzyść nielicznych, bez dbania o życie biednych, rdzennej ludności czy innych istot zamieszkujących Amazonię...
Te lata misji bardzo pomogły mi wzrastać: spotykać i stawiać czoła własnym ograniczeniom i sprzecznościom, kruchościom i słabościom, lękom i ranom, nad którymi muszę pracować; żyć misją z inną skutecznością, "skutecznością bezinteresownej obecności"; kultywować duchowość w otwartości, która ufa, że Bóg czeka na nas na każdym zakręcie rzeki i w różnych innych; modlić się własną historią i ją leczyć. Żyć w (nie)bezpieczeństwie Ewangelii, w wędrówce geograficznej i wewnętrznej (która jest najtrudniejsza); z mniejszym bezpieczeństwem materialnym, ale z większym bezpieczeństwem wewnętrznym i radością, pełną sensu i wdzięczności Bogu i ubogim za to, że pomogli mi znaleźć drogę.
Z geograficznych i wewnętrznych wędrówek po tej Amazonii uczę się chodzić w tym, co nazywamy "...".synodalność"kroczyć razem w różnorodności. Jest to możliwe tylko z Bożą łaską i "Radością Ewangelii"; z pomocą moich sióstr i braci we wspólnocie misyjnej w drodze. Iść razem, ufając miłości Boga Ojca-Matki, Syna i Ducha, który towarzyszy nam w naszych kruchych kajakach.
To łaska być tutaj jako świecki misjonarz, ale to także wielka odpowiedzialność, czuć się jak wieczny uczeń w zespole wędrownym, jako część i akuszerka tych nowych ścieżek kościelnych REPAM, CEAMA, sieci wędrownej CLAR-REPAM itp.
Zespół wędrowny
Podczas moich pierwszych doświadczeń misyjnych myślałem, że jadę sam. Osobiście, bez żadnej instytucji, z własnymi środkami i zasobami. Ale kiedy w końcu podjąłem krok, by stać się częścią zespołu wędrownego, powiedziano mi, że muszę zostać wysłany i wspierany przez instytucję lub organizację.
Zespół nie jest instytucją, ale sumą instytucji. Ale widzę, że nawet wcześniej było to za pośrednictwem innych ludzi, którzy pomogli mi doświadczyć misji: od jezuity, który zaprosił mnie po raz pierwszy na wysypisko w Cateura, gdzie zakochałem się w misji, ale także moja rodzina, która wiedziała, jak mi towarzyszyć, niekoniecznie mnie rozumiejąc, moja parafia i przyjaciele, krewni i ludzie, których nawet nie znam... Dzięki wsparciu wielu osób, wsparciu duchowemu i finansowemu, ale także wielu innym formom towarzyszenia, które otrzymałem, mogłem zajść tak daleko. Bóg posługuje się wieloma mediacjami.
Bardzo ważne było, aby pozwolić sobie na towarzyszenie Bogu obecnemu w różnych ludach o konkretnych twarzach, które witają nas na innych brzegach i na różnych zakrętach rzeki, której nie kontrolujemy. Bóg obecny w najróżniejszych rzeczywistościach i okolicznościach: niektóre pełne piękna, inne pełne niesprawiedliwości, bólu i śmierci, które poruszają i popychają moje serce, aby starało się być posłusznym i wiernym narzędziem wraz z ukrzyżowanym i ściętym drewnem, "skutecznością bezinteresownej obecności" obok Kalwarii Amazonii, jak trzy Maryje i Jan (J 19,25). Tylko w ten sposób będziemy w stanie zasiać ziarno, które sprawi, że Ekologia Integralna, o której Bóg marzył od samego początku i zaprasza nas do troski, rozkwitnie.
"Wszystko jest ze sobą powiązane" (LS, 16), mówi nam papież Franciszek w dokumencie Laudato Si. Jestem pewien, że wszyscy jesteśmy ze sobą powiązani i że problemy tej dżungli mają związek z "inną dżunglą asfaltu i betonu". Rozwiązania również są ze sobą powiązane. A gdy każdy z nas umieści swoje ziarno, swój dar, w dżungli, w której Bóg nas zasadził, razem zbudujemy to Obfite Życie, które On nam obiecał (J 10,10). Obyśmy potrafili milczeć (jak zasadzone ziarno), aby słuchać Jego Głosu w krzyku ubogich i naruszonej Matki Ziemi, w głosie naszych najbardziej wykluczonych, bezbronnych i zapomnianych braci i sióstr. Oni są ulubieńcami Boga. I Bóg zaprasza nas, abyśmy byli misjonarzami, abyśmy codziennie szukali, chodzili, spędzali i ryzykowali nasze życie z nimi.
Świecka misjonarka