Powołania

"W wojsku ksiądz daje powód do życia, które jest się gotowym oddać".

Obecnie przydzielony do dowództwa operacji specjalnych w Alicante, major José Ramón Rapallo odkrył swoje kapłańskie powołanie pośród codziennej "walki". 

Maria José Atienza-12 lipca 2021 r.-Czas czytania: 6 minuty
jose ramon rapallo

Zdjęcie: José Ramón Rapallo przewodniczy Mszy Świętej

Czy życie człowieka na ziemi nie jest milicją? (Job, 7, 1). Zdanie z księgi Hioba zapewne nie brzmi nowocześnie. Tym bardziej dla kogoś, kto poświęcił swoje życie służbie innym poprzez Siły Zbrojne, i właśnie w środku tego świata, w którym Komandor José Ramón Rapallo zobaczył, że Bóg powołuje go do swojej służby w posłudze kapłańskiej i opowiedział o tym Omnesowi w obszernym wywiadzie.

Chociaż ordynariat wojskowy jest dobrze znany, to jednak Twoja historia ma tę osobliwość, że dostrzegłeś swoje powołanie w wykonywaniu zawodu wojskowego, w którym kontynuujesz swoją pracę. Jak odkryłeś swoje powołanie do kapłaństwa?

-Do wojska wstąpiłem jako ochotnik, gdy miałem 17 lat. Służę już 35 lat. Przez pewien czas byłem też attaché Opus Dei - powołanie do służby pośród codziennych zajęć, w pracy zawodowej. W moim przypadku mój zawód to praca zawodowa, taka jak w wojsku, gdzie uczysz się rezygnacji z wielu rzeczy i oddawania życia za innych, jeśli to konieczne. 

Przez wiele lat byłem też wolontariuszem w nocy w domu Matki Teresy i pomagałem chorym na AIDS, gdy choroba zabijała ich w sposób piorunujący. Nie raz ci chorzy mówili nam, że pójść na śmierć do domu Sióstr Miłosierdzia to nauczyć się miłości przez duże "L". Być może to właśnie w tym miejscu, w bezsennych nocach w ich małej kaplicy, zobaczyłem, że Pan żąda ode mnie najwięcej.

Być może właśnie w tym miejscu, w bezsennych nocach w małej kaplicy, którą mają, zobaczyłem, że Pan żąda ode mnie najwięcej.

José Ramón Rapallo

Jaka była reakcja otoczenia: rodziny, przyjaciół, a także we własnej jednostce wojskowej?

-Doświadczyłem reakcji otaczających mnie osób tak naturalnie, jak woda tryska z fontanny. Wiedzieli o moich przekonaniach religijnych i właściwie w wielu przypadkach nie byli zaskoczeni.

Na kursie operacji specjalnych każdy ma swój nom de guerre, w moim przypadku zdecydowali się na Templariusza. W tej chwili nadal nazywają mnie Templariuszem i mam nadzieję, że nie będę musiał słyszeć "dowódca kompanii woła wronę".

Przez lata miałem pragnienie studiowania teologii i robiłem to w sposób nieregulaminowy. Siedem lat temu, kiedy poważniej myślałem o powołaniu do kapłaństwa, podczas mojego stacjonowania w Alicante, José Antonio Barriel, obecny dowódca Dowództwa Operacji Specjalnych, wyjaśnił mi istnienie seminarium wojskowego i możliwość kontynuowania studiów.

Zostałem wysłany do Madrytu. Moją decyzją było opuszczenie wojska, ale ówczesny rektor seminarium wojskowego i niedawno zmarły arcybiskup Juan del Río, wyjaśnił mi możliwość połączenia opieki duszpasterskiej z moim zadaniem, gdy ukończę szkolenie kapłańskie, i że w żadnym wypadku nie porzucę mojego statusu wojskowego. Tak też zrobiłem i po pięciu latach seminarium i pracy, 25 lipca ubiegłego roku, w święto św. Jakuba Apostoła, otrzymałem święcenia kapłańskie.   

W Twoim przypadku, mając życie całkowicie "zrobione", jak przeżyłeś etap formacji do kapłaństwa i święcenia?

-Człowiek proponuje, a Bóg rozporządza. Można snuć wiele planów i myśleć, że "wszystko się w życiu zrobiło", ale rzeczywistość przewyższa fikcję. Pamiętam Camino de Santiago, kiedy byliśmy dużą grupą i mnisi z klasztoru cystersów Santa María de Sobrado zaoferowali nam jedną ze swoich cel, w której mogliśmy spać. Jeden z nas zauważył, jak są małe i że nie mają szafy i zapytał mnicha, który odpowiedział "nie potrzebujemy szafy, bo jesteśmy przejazdem".

Chrześcijanie są zawsze w ruchu. Tym, co powinno nas wyróżniać, jest to, że wiemy, skąd pochodzimy i dokąd zmierzamy. Siostry Matki Teresy, gdy zmieniają społeczności, mogą mieć jako rzeczy osobiste tylko to, co zmieści się w pudełku po butach. Wojsko trochę więcej, to co mieści się w samochodzie, zwykle rodzinnym, bo gromadzi się sprzęt, który potem trzeba wykorzystać.

Czas formacji seminaryjnej przeżywałem jako czas wewnętrznego wzrostu, rozeznawania, tak jak kurczą się doki w oczekiwaniu na działanie Boga. "Wiem, komu zaufałem". Nikt nie ma powołania do bycia seminarzystą, a święcenia nigdy chyba nie przychodzą, to kwestia zaufania. Procesja jest niesiona do środka i człowiek myśli: jeśli Bóg jest ze mną, to kto jest przeciwko mnie? Bóg wie najlepiej.   

Jak ksiądz rozumie swoje życie, jako chrześcijanin, a teraz jako ksiądz, w wojsku?

-Przyjmowanie wymagań życia wojskowego, takich jak należne posłuszeństwo, przebywanie przez sześć i więcej miesięcy z dala od swojej rodziny misyjnej, często w sytuacjach ryzyka i zmęczenia, ciągłe zmiany przydziału... możemy powiedzieć, że to coś więcej niż zawód.

Milicja wykuwa charakter, jest "religią uczciwych ludzi", jak powiedziałby Calderón de la Barca. Jest to sposób pojmowania życia oparty na wartościach, które nie do końca są dziś w modzie, takich jak duch koleżeństwa, lojalności, poświęcenia, a zwłaszcza transcendentalna wartość oddania życia za innych. Do tego potrzebna jest wiedza, co oznacza śmierć: wojskowy podsumowuje ją w śmierć to nie koniec drogi, którą tak często modlimy się i śpiewamy w akcie ku czci poległych w jednostkach wojskowych.  

Bycie duchowym przywódcą jest tym, co oznacza bycie kapelanem w jednostce wojskowej. Umiejętność uzasadniania tego, co robimy i dlaczego to robimy.

José Ramón Rapallo

Armia natomiast to szkoła przywódców, gdzie maksymą jest służba Hiszpanii. Współcześnie mówimy o wielu rodzajach przywództwa: przywództwo etyczne, przywództwo toksyczne, przywództwo w wartościach... Ale kiedy mówimy o oddaniu życia, wchodzimy w inny wymiar. Tu wchodzi w grę przywództwo duchowe, którego nie dają ani gwiazdki, ani paski.

Bycie duchowym przywódcą jest tym, co oznacza bycie kapelanem w jednostce wojskowej. To umiejętność uzasadnienia tego, co robimy i dlaczego to robimy. Jest to mówienie o transcendentalnej wartości życia, z której jest się gotowym zrezygnować i którą tak trudno zaakceptować, ale która w wojsku jest absolutnie konieczna. Nie zapominając, że kapelan jest po to, by służyć tym, którzy służą.

Dziś kontynuuje Ksiądz pracę w wojsku jako kapłan. Jak wygląda Pana codzienność? Jak koledzy przyjmują obecność księdza w szeregach?

-W ubiegłym roku, po święceniach, zostałem przydzielony jako wikariusz parafialny do parafii w Alcalá de Henares i współpracownik w więzieniu wojskowym w Alcalá-Meco i innych jednostkach. W tych zadaniach sprawowałem posługę kapłańską do końca września 2020 roku. W październiku tego roku otrzymałem zlecenie na wyjazd do Iraku, gdzie pozostałem praktycznie do maja 2021 roku. Obecnie zostałem przydzielony do Alicante; jest tam obecnie kapelan, za kilka dni dołączę i nie zabraknie chęci do pracy.

Moje doświadczenie jako księdza wojskowego wysłanego na misję rozwijało się przez ostatnie siedem miesięcy. Zadanie, które uważam za podstawowy powód istnienia służby pomocy religijnej, dziś w wojsku, nie biorąc pod uwagę Guardia Civil czy Policji.

W oddziale w Bagdadzie, gdzie stacjonowałem, nie było katolickiego patera. Co dwa, trzy miesiące na kilka dni przyjeżdżał amerykański pater, który był w Erbilu. Kaplica była wielowyznaniowa, choć jej część była zarezerwowana dla kultu katolickiego, gdzie promowano budowę tabernakulum, z okazji rozpoczęcia Adoracji Najświętszego Sakramentu, którą mieliśmy w każdy czwartek i w której uczestniczyła cała baza, a szczególnie wspólnota filipińskich robotników.

Szczególnym momentem była wizyta papieża, która była powodem do szczególnej modlitwy za kraj. Mieliśmy szczęście, że biskup pomocniczy z Bagdadu odprawił Mszę św. o św. Tomaszu w języku aramejskim. Obchodziliśmy też kilka patronów: Niepokalane Poczęcie, św. Barbarę, Boże Narodzenie. W Wielkim Tygodniu Hiszpanie budowali krzyż, przy którym odbywała się droga krzyżowa. Zorganizowano chór i katechezę konfirmacyjną, na której zostało potwierdzonych 11 Hiszpanów.  

Msza Święta była ogólnie w języku hiszpańskim i angielskim. Ale także po francusku lub włosku, w zależności od liczby uczestników z poszczególnych krajów. Od października, oprócz duchowego towarzyszenia wszystkim przybyłym do kaplicy, bycia do dyspozycji przy spowiedzi i w konkretnych intencjach mszalnych, odprawiłem kilka Mszy św. za zmarłych podczas misji członków rodzin różnych narodowości.

Niejednokrotnie zagraniczny personel wojskowy tutaj w Bagdadzie mówił mi, jakie mają szczęście, że mają księdza. Pamiętam pewnego Kanadyjczyka, który opowiadał mi, że w jego mieście nie było żadnego katolickiego księdza i tylko sporadycznie mógł przyjmować sakramenty. Nie zdajemy sobie sprawy z tego, jakie mamy szczęście w Hiszpanii.

Brał Pan udział w różnych misjach międzynarodowych. Jako chrześcijanin i żołnierz, jak przeżywasz wiarę, nadzieję i miłość .... w tych miejscach, gdzie ryzyko, przynajmniej fizyczne, jest większe?

-Papież mówi o "Kościele w drodze", o byciu na stałej misji. Jaki jest lepszy przykład misjonarza niż wojsko, które jest stale przygotowane do wyjścia wszędzie tam, gdzie jest potrzebne. Ksiądz wojskowy, páter, jak się go czule nazywa, oprócz tego, że jest duchowym przywódcą, ma za zadanie umieć towarzyszyć, umieć słuchać i umieć rozumieć. Sama obecność księdza w tak odległych miejscach jest już bardzo ważna; zdecydowana większość jest za nią wdzięczna i postrzega ją jako coś niezbędnego. W zasadzie wszystkie armie wysyłane na misje z odpowiednio dużym kontyngentem posiadają służbę pomocy religijnej.

Widziałam, jak ludzie zupełnie inaczej przeżywają śmierć członka rodziny, gdy jest on daleko i nie może towarzyszyć im swoją obecnością. Pomoc duchowa, w takich przypadkach, robi wiele dobrego, towarzyszy, pociesza i wysłuchuje. 

Ksiądz wojskowy, páter, jak się go czule nazywa, oprócz tego, że jest duchowym przywódcą, ma za zadanie umieć towarzyszyć, umieć słuchać i umieć rozumieć.

José Ramón Rapallo

My, księża na misji, mamy to szczęście, że jesteśmy dostępni 24 godziny na dobę i znamy problemy i troski tamtejszych ludzi. Kiedy się z nimi rozmawia, z reguły widać zainteresowanie poznaniem i pogłębieniem ich życia duchowego.

Uczysz się cenić to, co masz, gdy tego brakuje. My wszyscy, którzy jesteśmy na misji, tęsknimy za rodziną, ale zdajemy sobie sprawę, że więzi powstałe, ze względu na warunki życia, odległość... nie są zapomniane.

Więcej
Biuletyn informacyjny La Brújula Zostaw nam swój e-mail i otrzymuj co tydzień najnowsze wiadomości z katolickim punktem widzenia.