Historia powołania Mathiasa Soizy jest taka, jak sam ją opisuje, "trochę sui generis". Syn rozwiedzionych rodziców, dorastał w środowisku obojętnym na wiarę, aż w wieku 10 lat zdecydował, że chce przystąpić do Pierwszej Komunii Świętej.
W jaki sposób młody człowiek ze zsekularyzowanego środowiska wchodzi w życie Kościoła?
-Jestem jedynaczką rozwiedzionych rodziców. Moi rodzice postanowili mnie nie chrzcić i pozwolić mi zdecydować o mojej religii, gdy dorosnę. Chodziłem również do szkoły publicznej, więc byłem osobą religijną. tabula rasa. Kiedy byłem w piątej klasie, kilku moich kolegów z klasy miało przystąpić do pierwszej komunii i na przerwie rozmawiali o tym. Zainteresowało mnie to i zapytałem ich o to. Poszedłem do mamy i powiedziałem jej, że chcę przystąpić do komunii. W następnym roku rozpocząłem katechezę w sąsiedniej parafii. W Wielkanoc 2002 roku zostałem ochrzczony, bierzmowany i przystąpiłem do Pierwszej Komunii Świętej. Miałem 12 lat.
Jak rozeznać powołanie kapłańskie?
-W parafii dużo nam mówiono o tym, jak ważne jest chodzenie na mszę w niedziele. Moja mama towarzyszyła mi, a ja zasypiałam na mszy! Moja mama zwracała uwagę na obrzędy, czytania i w ten sposób wróciła do wiary. Dziś jest pobożną katoliczką: wstaje o 5:00 rano, aby się pomodlić, a następnie idzie do pracy. Jej wiara jest wzorowa i bardzo mnie pokrzepia.
Wkrótce potem rozpocząłem raczkujące kierownictwo duchowe. Kiedy miałem około 13 lat, proboszcz zapytał mnie, czy zapytałem Pana, czego ode mnie chce. Odpowiedziałem, że nie. Ksiądz wyjaśnił mi, że sednem całego życia chrześcijańskiego jest wypełnianie woli Bożej i że dobrze jest zrobić to jak najszybciej. Odpowiedziałem: "Bardzo dobryNie zrobiłem tego. Czas mijał, a on przyjechał do parafii, aby odbyć praktykę duszpasterską z seminarzystą. Zaprzyjaźniliśmy się i zaprosił mnie na rekolekcje powołaniowe. Nie chciałem jechać, ale bałem się mu odmówić. Pomyślałem, że pojadę na pierwsze rekolekcje i jeśli mi się nie spodoba, to już tam nie wrócę. Miałam wtedy 16 lat. Chodziłem i chodziłem..., a życie kościelne stawało się coraz ważniejsze.
W sierpniu 2007 roku pojechałem na rekolekcje i pewnej nocy zobaczyłem, jak moje życie przemija w ciągu sekundy. Z wielkim wzruszeniem uświadomiłem sobie, że będę szczęśliwy z oblubienicą Boga, którą jest Kościół.
W 2008 roku wstąpiłem do seminarium, a po 7 latach formacji zostałem wyświęcony w 2015 roku.
Jak zareagowało twoje otoczenie?
-Moja matka miała się bardzo dobrze, była szczęśliwa. Miałem pewien kompleks winy, że moi rodzice, z powodu mojej decyzji, zostaną bez wnuków. To było miłe, ponieważ moja mama zaczęła jeździć do seminarium, aby odwiedzać i towarzyszyć moim towarzyszom, którzy pochodzili z głębi kraju. To jest coś, co robi do dziś: towarzyszy księżom, przynosi im coś smacznego, zostaje na mszy i tak dalej.
Mój ojciec, który nadal jest nieco sceptyczny, zawsze powtarzał mi, że muszę dowiedzieć się, co jest moje i tam pojechać. Z tym tło nie mógł się sprzeciwić. Na swój sposób jest szczęśliwy.
Jakie wyzwania stoją przed Kościołem w Urugwaju?
-Najważniejszym zewnętrznym wyzwaniem jest obojętność. Nie mamy tak wojowniczej kultury wobec Kościoła, jaką widziałem gdzie indziej.
Kościół w Urugwaju Zawsze był biedny, nie miał żadnych poważnych przypadków nadużyć, a podczas dyktatury wojskowej kościół był jednym z niewielu miejsc, w których ludzie wciąż mogli się spotykać... To raczej kwestia obojętności niż frontalnego ataku. Ludzie nie są zainteresowani rozmową o Bogu.
Mamy również problem synkretyzmu religijnego, który rośnie, zwłaszcza w najbiedniejszych dzielnicach. Jest to dość delikatne duchowe zjawisko socjologiczne.
A wewnętrznie, oprócz faktu, że jest wiele do zrobienia i niewiele zasobów, widzę potrzebę duchowej odnowy.
Wspólnoty, które "zmieniają społeczeństwo", to te, które mają silne życie eucharystyczne, silną pobożność maryjną, a jednocześnie mają silną rzeczywistość służby innym, które są wspierane przez misja dzielnicyOdwiedzanie domów, szkół.
Nie chodzi o super strategie duszpasterskie, ale o promowanie wspólnotowego środowiska modlitewnego, które naprawdę czyni parafię sercem.