Studiował komunikację, ale nigdy nie myślał o poświęceniu się jej, "widziałem ją od negatywnej strony" - przyznaje. Ten 28-latek z Teneryfy był w diecezjalnym seminarium przez pięć lat, zanim zdecydował się na życie zakonne.
Do Karmelu wstąpił w 2016 roku, a po złożeniu profesji zakonnej Bóg sprawił, że ten "antysieciowy" człowiek zobaczył, że chce, aby ewangelizował w Youtube.
Jak zaczął się kanał brata Abla?
-To nie było coś, co planowałem. Prawie odwrotnie, powiedziałbym. Jak we wszystkich sprawach Bożych: Bóg podejmuje inicjatywę, a ty podążasz za nim. Tak właśnie wyglądało moje życie, zawsze w przebudzeniu Bożym, jak prorok Jonasz.
Nie miałem sieci społecznych ani nic. Praktycznie żyłem w cyfrowej abstynencji. W nowicjacie prawie nie korzystałem z komputera. Sprawdzałbym maila raz w tygodniu lub szukał jakichś informacji i niewiele więcej. Byłem "zerem" na Twitterze, Facebooku, Instagramie czy Youtube.
W dniu mojej profesji zakonnej uklęknąłem i doświadczyłem, że Pan powołuje mnie do bycia ewangelizatorem poprzez YouTube. I powiedziałem sobie "zobaczmy, jak mogę być jednym z nich? To prawda, że studiowałem komunikację, ale prawie "na odkupienie": żeby ją poznać, ale nie poświęcić się jej. W rzeczywistości widziałem to od "negatywnej" strony.
Faktem jest, że tego niespodziewanego wezwania do ewangelizacji doświadczyłem na Youtube. Myślałem, że to wymysł mojego umysłu, ale od tego momentu przeszedłem długi proces rozeznania z moim kierownikiem duchowym, z formatorami itd. aż do uruchomienia kanału 15 października, w święto św. Teresy, w 2019 roku. Otworzyłem się Twitter e Instagramchoć wszystko jest bardzo skupione na Youtube. Moim zamysłem jest stworzenie społeczności na Youtube, o to chodzi, choć prawdą jest, że każda sieć ma swoich odbiorców.
Dlaczego Youtube, a nie inny portal społecznościowy?
-Nie ma naprawdę żadnego logicznego wytłumaczenia. Wiem tylko, że w tamtym momencie miałem zgrzyt od Boga. Bardzo wyraziste doświadczenie. To wykrystalizowało się w mojej głowie na Youtube, a nie w niczym innym. Bardzo mało wiedziałem o tym świecie, znałem Antonio Garcíę Villarána, który jest krytykiem sztuki, którego bardzo lubiłem, ale niewiele poza tym.
Czy wyniki potwierdzają, że tego właśnie chciał Bóg?
-Z jednej strony wyniki nie świadczą o niczym. W Ewangelii zupełnie brakuje dynamiki sukcesu. Nie ma dynamiki sukcesu, a raczej jest odwrotnie. Możemy powiedzieć, że od płytki w dół, czysto ludzkimi oczami, przynajmniej w życiu Chrystusa głoszenie Ewangelii było "rozbrzmiewającą porażką": zostaje opuszczony, umiera na krzyżu... Ziarno Ewangelii musiało zgnić, aby wydać owoc. My również musimy wejść, w naszych apostolatach, w dynamika nasionMusimy zgnić, aby wydać owoc. Dlatego, powtarzam, sukces nie jest kryterium niczego.
Z drugiej strony, prawdą jest, że zetknąłem się z faktami rozrzutnymi, jakie wywołuje sama dynamika słowa: fantastyczni ludzie, osoby, które poczuły się wspomagane przez kanał lub pogłębiły swoją wiarę dzięki filmikom... To pokazuje, że wysiłek, że pokonanie tych osobistych pokus, jest tego warte. Warto zaryzykować. Ewangelizacja, misja, to ryzyko. Poza liczbami, warto było.
Jeśli chodzi o liczby, to nie narzekam. Tak jak trudno jest teraz rozpowszechniać katolickie treści w sieci, jesteśmy bardziej niż szczęśliwi, że tak wiele osób różnego rodzaju śledzi ten kanał. Pełnimy cenną misję, jaką jest droga wspólnej wiary.
Jak poruszać się w świecie, w którym nietrudno użyć Boga jako pretekstu do szukania siebie?
-To jest codzienna walka. Dostrzegać wolę Bożą w tym dziele, które wymaga wiele rozeznania, wiele modlitwy i unikania tych pokus, które są na tej drodze.
Czy ktoś pomaga ci w tym zadaniu?
-To bardzo wymagająca misja, ze względu na czas i energię, jaką pochłania, emocje, jakie się w nią wkłada, dbałość o dynamikę funkcjonowania. Być youtuber to nie tylko zawód, jako taki, ale niemal sposób na życie.
Liczę na ludzi, którzy ze mną współpracują, zwłaszcza w zarządzaniu sieciami społecznościowymi, bo w tym sensie jestem jeszcze dość wstrzemięźliwy. Na zadane mi pytania odpowiadam osobiście, ale nie jestem ciągłym użytkownikiem internetu. W zasadzie nie mam smartfona, więc moje przeglądanie internetu jest mocno ograniczone do sytuacji, gdy loguję się do komputera. I to w zasadzie dlatego, że nie mam czasu. Mam cztery godziny po południu, jeśli jedną z nich poświęcę na media społecznościowe, to zostają mi tylko trzy godziny na zrobienie filmu i te filmy nie wychodzą z trzema godzinami dziennie, ale z dużo większą ilością.
Jak godzisz ten youtuberski styl życia z tą cyfrową półabstynencją?
-podchodzę do niego z teologicznego punktu widzenia kontemplacji. Wszystko jest uporządkowane według tej zarodkowej zasady: życie kontemplacyjne.
Życie kontemplacyjne z terezjańskiego punktu widzenia wymaga wiele ewangelicznej bystrości, to nie jest cały diabeł ani całe nasze zbawienie. Jest to środek, który wymaga skorzystania z całego dobra, jakie oferuje kontynent cyfrowy i odrzucenia wszystkiego, co może być szkodliwe dla zdrowia naszego życia kontemplacyjnego, co jest nieustannym wyzwaniem. Dlatego uważam się za półabstynent digital: Pracuję w internecie, ale nie pozwalam mu zawładnąć całym moim życiem.
Z tego powodu nie mam smartfona. Mam komputer w jednym miejscu, z dala od mojego pokoju. Mam bardzo konkretne godziny, kiedy pracuję w cyfrowym świecie. Robię coś w rodzaju ekologia dnia która pozwala mi uwolnić moją właściwą sferę kontemplacyjną - celę, kaplicę czy refektarz - od wszelkiego hałasu, jaki może wnieść cyfrowy kontynent, a który nie jest jej własną przestrzenią. Dlatego muszę bardzo dobrze rozgraniczać przestrzeń i czas.
Jedną z cech waszej obecności na portalach społecznościowych jest to, że unikacie konfrontacji i polemik, ale jak widzicie te dyskusje i ataki, które są wyrażane na portalach społecznościowych, także wśród katolików?
- Jeden z twórców internetu, Jaron Lanier, stał się swego rodzaju apostołem przeciwko temu, czym stał się świat cyfrowy z powodu zradykalizowanej gospodarki uwagi, która dąży do trzewiowego zawładnięcia naszą uwagą. Wszystko to w celu wygenerowania interakcji, wiedzy o nas. Od tego autora dostałem pomysł, że wszyscy zradykalizowani obecnie ludzie, o radykalnych lub nielogicznych stanowiskach, mają pewną cechę szczególną: są w wielu przypadkach uzależnieni od internetu.
Ta radykalna polaryzacja jest wynikiem złego zarządzania naszym doświadczeniem na kontynencie cyfrowym i wszyscy możemy w to popaść.
Z ekonomicznego punktu widzenia w interesie firm internetowych leży, abyśmy byli jak najbardziej radykalni we wszystkich dziedzinach. Im bardziej jesteśmy radykalni i im bardziej radykalne są nasze interwencje w sieciach społecznych, tym więcej interakcji będziemy generować, a co za tym idzie, tym więcej danych o nas i ludziach wokół nas będziemy im dostarczać.
Chrześcijanie często wpadają na ten pomysł, że sieć społecznościowa ma taki czy inny profil polityczny... lewicowy lub prawicowy, a tak nie jest. Sieci społecznościowe nie są prawicowe czy lewicowe, ale najniższe, z najniższej osoby, bo polaryzacja daje dochody.
Więc kiedy widzimy, że niektóre konta w sieciach, takich jak na przykład Twitter, są kasowane, nie sądzisz, że chcą uciszyć jedno lub drugie stanowisko?
Pierwszą rzeczą, którą należy powiedzieć jest to, że bardzo mało kont jest anulowanych bezterminowo. Zwykle są one anulowane przez tydzień, ponieważ algorytm nie zadziałał prawidłowo. Innymi słowy, jeśli 300 osób "zgodzi się" na donos na konto, nawet jeśli chodzi o kwiatki, to je skasują, bo tak działają wytyczne samej platformy. Twitter zawiesza go jako środek ostrożności, dopóki nie zostanie przez kogoś przejrzany, a następnie, na ogół, zostaje przywrócony.
Jeśli jednak profil będzie sprzeczny z prawami tych platform - które są prywatne, nie zapominajmy, i mogą ustalać dowolne zasady - lub jeśli jego prowadzenie prowokuje do brutalnych zachowań lub nielegalnych treści, zostanie usunięty bezterminowo.
Nie mówię, że nie ma przypadków, w których nie posunęli się za daleko, za portalami społecznościowymi stoją ludzie i niesprawiedliwość może się zdarzyć. Ale, z tego co widzę, nie ma systematycznej cenzury profili katolickich.
Jak zdefiniowałbyś swój kanał?
-To bardzo dobre pytanie, bo mam wrażenie, że zadaję je od dwóch lat. Przy każdym filmie pojawia się pytanie "co ja robię, po co jest ten kanał?
Ostatnio myślę, że to co wnoszę na ten kanał to teologia. Teologia na Youtube, ale robię też filmiki analizujące tło High School Musical i pytanie "co to jest, geek teologia?".
Prawda jest taka, że ponowoczesność rozumie dziś dyscypliny w tym sensie niemal absurdalnie. Absurd, w dobrym tego słowa znaczeniu, jest niemal kategorią. Wystarczy, że spojrzymy na przykład na Canal de Ter.
Jeśli chcemy rozmawiać z ponowoczesnością, musimy czasem zacząć od porównań, które z akademickiego punktu widzenia są banalne, absurdalne.
Teologia musi otworzyć swój format na ponowoczesność, a to oznacza zmianę dynamiki akademii na inną dynamikę, w której wciąż się inicjujemy. Można powiedzieć, że mój kanał to Teologia dla człowieka postmodernistycznego.
Jakie były Twoje najlepsze filmy?
- Najbardziej lubię zabawne, ale dogłębne wyjaśnienia kwestii teologicznych, które interesują ludzi. Na przykład zrobiłem 10-minutowy filmik o Adwencie, który odniósł sukces, albo jeden o Niepokalanym Poczęciu. Skomentowałem również ostatnio opublikowane dokumenty magistrackie. Ludzie doceniają, gdy wyjaśniasz sprawy w głęboki, ale świeży sposób.