Ewangelizacja

Erik Varden: "Historia ludzkości, pomimo swoich absurdów, ma sens".

Erik Varden jest cysterskim mnichem i przewodniczącym Skandynawskiej Konferencji Biskupów. W tym wywiadzie wyjaśnia koncepcje sprawiedliwości, integracji i różnorodności dla dzisiejszego społeczeństwa, w oparciu o duchowość benedyktyńską.

Paloma López Campos-24 styczeń 2025-Czas czytania: 5 minuty
Erik Varden

Erik Varden, mnich cysterski i przewodniczący Konferencji Episkopatu Skandynawii (Margot Krebs Neale)

Biskup Erik Varden jest cysterskim mnichem, przewodniczącym Konferencji Episkopatu Skandynawii. Znany z wnikliwej analizy bieżących spraw, biskup Varden patrzy na świat z nadzieją i potrafi dostrzec w otaczających nas wydarzeniach znaki, że Bóg nadal troszczy się o każdego człowieka, a Duch Święty prowadzi Kościół.

Nic więc dziwnego, że Erik Varden jest w stanie odnieść do doktryny chrześcijańskiej trzy główne pojęcia, które są dziś źle rozumiane: różnorodność, integracja i równość.

Po konferencja W tym wywiadzie przewodniczący Konferencji Episkopatu Skandynawii rozwija te trzy koncepcje, odnosząc je do benedyktyńskiej duchowości i sposobu życia.

Mówisz o różnorodności, równości i włączeniu w odniesieniu do Kościoła, czy mógłbyś wyjaśnić te pojęcia i dlaczego potrzebujemy ich teraz w Kościele?

- Myślę, że jest ku temu wiele powodów. Oczywiście ta triada różnorodności, równości i integracji działa inaczej w różnych krajach. W Stanach Zjednoczonych jest to znacznie bardziej uniwersalne odniesienie niż w Europie. Jest to tam bardziej jednolita koncepcja niż w Europie i jest wykorzystywana jako podstawa do podejmowania strategicznych decyzji, do monitorowania dobrego lub złego funkcjonowania instytucji... I jako takie, terminy te stały się kontrowersyjne, ponieważ niektórzy twierdzą, że terminy te reprezentują drogę do sprawiedliwego społeczeństwa i bardziej sprawiedliwego zarządzania, szczególnie w instytucjach. Inni postrzegają je jako częściowe, stronnicze, bezsensowne i manipulacyjne.

W Europie terminy te funkcjonują inaczej. Myślę, że zarówno na Północy, jak i na Południu są one używane w dyskursie politycznym i, do pewnego stopnia, w dyskursie kościelnym. Wzięcie ich pod uwagę i przestudiowanie jest bardzo ważne i myślę, że ważne jest również, aby spróbować dowiedzieć się, na co wskazują. Moim zdaniem wszystkie one wskazują na fundamentalne pytanie, które jest bolesne w większości naszych krajów w świecie zachodnim. To fundamentalne pytanie brzmi: co to znaczy należeć?

Pojęcia te są bardzo częste w dzisiejszych dyskursach, ale jak możemy je powiązać z doktryną katolicką i Bożym planem dla nas?

- Musimy zadać sobie kilka bardzo potrzebnych pytań. Równość, różnorodność i integracja to trzy potencjalnie doskonałe terminy. Ale nie są one oczywiste, wymagają kontekstu.

Kiedy mówimy o włączeniu, nie ma to znaczenia, dopóki nie określę, czego chcę i oczekuję. Dobrze jest mówić o sprawiedliwości, ale według jakiego standardu sprawiedliwości? A kiedy mówimy o różnorodności, zdajemy sobie sprawę, że świat jest różnorodny z natury, ale według jakiego podstawowego standardu?

Określenia te stają się introspektywne i nieprzydatne, gdy stają się zwykłymi narzędziami samooceny. Kiedy integracja oznacza, że musisz zaakceptować mnie na moich warunkach, bo w przeciwnym razie podam cię do sądu, lub kiedy sprawiedliwość oznacza, że musisz dać mi wszystko, na co uważam, że zasługuję, terminy te stają się bezużyteczne.

Kiedy otworzymy się na te meta-pytania, na standardy, w oparciu o które proponujemy tworzyć społeczeństwo i na wartości, według których chcemy żyć i wzrastać, wtedy poczujemy potrzebę pewnego rodzaju absolutnych lub przynajmniej stabilnych parametrów. W tym momencie biblijnie objawione koncepcje Boga, ludzkości i sprawiedliwego społeczeństwa nie są już tak odległe. W rzeczywistości okazują się one niezwykle trafne i istotne dla zadawanych przez nas pytań.

Jeśli po prostu podążymy za pytaniami i "otworzymy je", możemy naprawić ten pozorny rozdźwięk między dyskursem politycznym a teologicznym, między dyskursem praw a dyskursem łaski.

Mówi również o odrodzeniu człowieka. Co to oznacza?

- Mam to na myśli w najszerszym możliwym sensie. Jest to aspiracja, by w naszych czasach wyartykułować głęboko chrześcijańską antropologię. Znajdujemy się w trudnej sytuacji, żyjemy z wieloma pilnymi pytaniami dotyczącymi specyficznej ludzkiej tożsamości. Ale także żyjemy w obliczu globalnego zagrożenia sztuczną inteligencją, powierzamy się maszynom i podoba nam się to, ponieważ posiadanie naszych telefonów jako własnoręcznie wykonanych kończyn sprawia, że czujemy się w kontakcie ze wszystkim i wszystkimi. Ale jednocześnie czujemy się przez to zagrożeni.

Tak więc ważnym zadaniem jest przywrócenie tego, czym jest bycie istotą ludzką, i przywrócenie tego realistycznie w kategoriach ludzkich słabości, ale także w kategoriach ludzkiego potencjału. A także zachęcenie ludzi, by chcieli żyć.

Coś, co uważam za bardzo niepokojące i smutne, to ogromne znużenie, które obecnie często występuje u młodych ludzi, a nawet u dzieci. Ważne jest, aby pomóc tym ludziom otworzyć oczy i podnieść głowy, rozejrzeć się wokół siebie i szukać. Chcę, aby zastanowili się, kim mogą się stać, i to właśnie mam na myśli, mówiąc o moim dążeniu do odrodzenia człowieka.

Wskazujesz klasztory jako przykład różnorodności, równości i integracji. Dlaczego wybrałeś przykład, który można uznać za przestarzały?

- Być może dlatego, że nie jest to coś odległego od naszych czasów. Kiedy myślimy o tym w kategoriach czysto historycznych, a nawet socjologicznych, możemy spojrzeć wstecz na długi okres historii Europy i widzimy jedną epokę po drugiej w powstawaniu i upadku, jeden prąd intelektualny po drugim. W tym wszystkim jedną z głównych stałych jest ta dziwna trwałość benedyktyńskiego życia monastycznego.

Ponieważ życie monastyczne koresponduje z czymś tak głęboko zakorzenionym w ludzkim sercu, ma ono tendencję do wzmacniania się, odbudowywania i rozkwitu w najbardziej zaskakujących okolicznościach. Myślę więc, że warto zapytać, co takiego jest w tym szczególnym mikrospołeczeństwie, że jest tak trwałe, gdy widzimy, jak wiele struktur politycznych i instytucjonalnych upada. A jednocześnie, co sprawia, że jest ono tak elastyczne, że potrafi odnaleźć się w najróżniejszych okolicznościach, zachowując przy tym swoją odrębną tożsamość.

Argumentuje, że mamrotanie jest niebezpieczną formą biernej agresji. Dlaczego jest to takie złe i jak możemy rozwiązać ten problem, skoro wydaje się, że tak łatwo jest przyjąć go jako nawyk w naszym życiu?

- Wiele z tego ma związek z uporządkowaniem mojego własnego bagażu. Ta tendencja do uzewnętrzniania wszelkich pretensji sprawia, że ludzie czują, że poradzili sobie z tym, co im dolega, po prostu to mówiąc. Jeśli trzymamy się monastycznych odniesień, mnisi są zwykle wielkimi realistami, ponieważ muszą żyć ze sobą i innymi ludźmi przez długi czas. Tradycja monastyczna zachęca nas do przyglądania się naszym uczuciom i doświadczeniom oraz zadawania pytań o ich pochodzenie i znaczenie.

W większości przypadków, wszyscy tego doświadczyliśmy, ktoś może powiedzieć coś do mnie, co głęboko mnie rani i mam ochotę uderzyć, ale to, co powiedziała druga osoba, może być w rzeczywistości nieszkodliwe, więc moja reakcja nie jest związana z tym, co zostało powiedziane, ale z pewnego rodzaju wyzwalaczem, który powstał w wyniku tego, co zostało wypowiedziane.

Jeśli więc chcemy uwolnić się od własnych irracjonalnych pasji, ważne jest, aby mieć cierpliwość, wytrwałość i odwagę, aby podążać za tymi reakcjami i radzić sobie z nimi u ich podstaw.

Pomimo kruchej i trudnej sytuacji w naszym świecie, emanujesz nadzieją. Skąd bierze się to nastawienie?

- Jestem zdumiony ilością dobroci, jaką znajduję w ludziach. Jak każdy, patrzę na świat i czuję się przygnębiony, ponieważ tak wiele się dzieje. Ale jednocześnie widzę w ludziach wielką odporność. Wierzę też w Boga. Wierzę, że historia ludzkości, pomimo wszystkich jej pozornych absurdów, zmierza do celu i ma sens. Nawet ciemne punkty i bolesne doświadczenia mogą przyczynić się do dobrego końca.

Uważam również, że rodzaj pryncypialnego negatywizmu i pesymizmu, który dominuje w naszym dyskursie kulturowym i intelektualnym, jest bardzo nudny. Kiedy raz to usłyszałeś, słyszałeś już wszystko. Zamiast przyłączać się do refrenu, który jest częścią piosenki bez melodii, zobaczmy, co możemy zrobić. muzyka może się wyłonić. Jeśli to zrobimy, odkryjemy, że kiedy słuchamy, możemy usłyszeć wszelkiego rodzaju tonacje.

Więcej
Biuletyn informacyjny La Brújula Zostaw nam swój e-mail i otrzymuj co tydzień najnowsze wiadomości z katolickim punktem widzenia.