Ekologia integralna

"Odmowa instytucjonalnej klauzuli sumienia jest sprzeczna z konstytucją".

Federico de Montalvo, profesor prawa w Comillas Icade i przewodniczący hiszpańskiego Komitetu Bioetyki, uważa, że odmawianie sprzeciwu sumienia wobec ustawy o eutanazji wykonywanego przez instytucje i wspólnoty "jest niekonstytucyjne". De Montalvo dokonał analizy wspomnianej ustawy z Omnes.

Rafał Górnik-11 lipca 2021 r.-Czas czytania: 14 minuty
Federico de Montalvo

Ustawa regulująca eutanazję, zatwierdzona przez obecną większość parlamentarną trzy miesiące temu, weszła w życie 25 czerwca. A w tym tygodniu Ministerstwo Zdrowia i wspólnoty autonomiczne zatwierdziły w Międzyterytorialnej Radzie ds. Podręcznik najlepszych praktyk eutanazji. Nazywa się tak, ponieważ jest tak nazwany w szóstym dodatkowym przepisie tekstu prawnego.

Rozpoczęto prace nad ustawą dającą Hiszpanii wolną rękę w zakresie prawa do śmierci i świadczenia pomocy w umieraniu. I Omnes przemówił do Federico de Montalvo Jaaskelainen, Profesor prawa w Comillas Icade i przewodniczący hiszpańskiego Komitetu Bioetyki, organu doradczego rządowych ministerstw zdrowia i nauki. Należy zaznaczyć, że wywiad z profesorem Federico de Montalvo odbył się 6 lipca, czyli dzień przed posiedzeniem Rady Międzyterytorialnej.

W wywiadzie profesor z Comillas Icade, który jest również członkiem Międzynarodowego Komitetu Bioetyki UNESCO, dokonuje przeglądu licznych pytań. Wskazuje na przykład, że nie ma prawa do śmierci opartego na godności, ale jest prawo do nie cierpienia. Że spójna byłaby ustawa o zakończeniu życia, gwarantująca to prawo do niecierpienia, które wynika z art. 15 konstytucji, ale wybrano najbardziej skrajną alternatywę zakończenia życia. Że medycyna nie odpowiada na kryteria, których w danym momencie chce społeczeństwo, jak to miało miejsce w reżimach narodowo-socjalistycznych i komunistycznych, ale że musi łączyć interesy społeczeństwa i wartości, których antropologicznie i historycznie broni.

Albo że nigdy nie powie, że ci, którzy przygotowali i zatwierdzili tę ustawę, zrobili to z zamiarem zabicia kogokolwiek, ale że uważają, iż rozwiązaniem problemu końca życia jest eutanazja, podczas gdy profesor uważa, że jest to poprzez alternatywy: opiekę paliatywną lub jakąkolwiek formę sedacji. Broni też instytucjonalnego sprzeciwu sumienia i argumentuje za nim. Oto półgodzinna rozmowa z Federico de Montalvo.

Hiszpańska Komisja Bioetyczna, której pan przewodniczy, sformułowała raport na temat parlamentarnego przetwarzania regulacji dotyczących eutanazji. Czy mógłby pan wyjaśnić genezę tego raportu?

̶ Sporządziliśmy to sprawozdanie z dwóch powodów. Ustawa w Hiszpanii została uchwalona jako propozycja. Oznacza to, że konstytucyjne, ale dość nietypowe jest to, że to partia popierająca rząd, czyli większość w parlamencie, przedstawia tekst prawny, a nie rząd. Dziewięćdziesiąt kilka procent ustaw, które są uchwalane w Hiszpanii, to projekty ustaw, bo ostatecznie to rząd ma inicjatywę ustawodawczą. Sporadycznie opozycja przedstawia inicjatywę, która przekonuje rząd lub większość parlamentarną i zostaje ona uchwalona, ale jest to bardzo wyjątkowe.

A więc w Hiszpanii eutanazja miała być rozpatrywana w formie ustawy, co oznaczało, że mogła być zatwierdzona bez udziału jakiegokolwiek organu konsultacyjnego, takiego jak Generalna Rada Sądownictwa, Rada Prokuratury, Rada Państwa... I nawet nie my, kiedy w całej Europie, kiedy rozpatrywano ustawę, a przynajmniej rozpatrywano debatę na temat eutanazji, jest raport Narodowego Komitetu Bioetycznego. W Portugalii jest sprawozdanie, we Włoszech jest sprawozdanie, w Wielkiej Brytanii jest sprawozdanie, we Francji jest sprawozdanie, w Szwecji jest sprawozdanie, w Austrii jest sprawozdanie, w Niemczech jest sprawozdanie?

W całej Europie, ilekroć rozważa się wprowadzenie ustawy lub przynajmniej podnosi się debatę na temat eutanazji, pojawia się raport Narodowego Komitetu Bioetycznego.

Federico de Montalvo

Byłoby niezwykłe, gdyby była to pierwsza ustawa uchwalona bez wysłuchania opinii organu publicznego, takiego jak hiszpański Komitet Bioetyki, który właśnie po to istnieje.

A potem zrobiliśmy to również dlatego, że uważaliśmy, że fakt, iż nie ma obowiązku zwracania się o sprawozdania, nie przeszkadza w tym, by to robić. Innymi słowy, w Parlamencie Komisja, która miała zająć się tą ustawą, mogła poprosić o nasze sprawozdanie. Pomysł był taki, no cóż, jeśli mają zamiar zadzwonić do kogokolwiek z nas, jak to było w moim przypadku (w rzeczywistości byłem na liście jako jeden z wymienionych, choć nie została przyjęta), to lepiej iść z raportem. Nie ja idę ze swoją opinią, ale jest to opinia komisji, która znajduje się w tym sprawozdaniu. Dlatego też sporządziliśmy raport. Bo nietypowe było to, że Komitet nie wydał opinii.

Czy może Pan streścić dwie lub trzy myśli z raportu hiszpańskiego Komitetu Bioetycznego na temat wspomnianej regulacji eutanazji?

-najważniejsze idee podsumowałbym następująco. Po pierwsze. Koncepcyjnie nie ma prawa do śmierci. Jest to sprzeczność sama w sobie. A tak naprawdę fundament, na którym opiera się prawo jest sprzeczny, dlaczego? Bo opiera się na godności, a potem ogranicza się ją do pewnych osób - tak jakby godni byli tylko przewlekle chorzy i nieuleczalnie chorzy. Jeśli opieram prawo do śmierci na godności, to muszę je uznać w odniesieniu do wszystkich jednostek, bo wszyscy jesteśmy godni. Dlatego też była to sprzeczność sama w sobie. Dlatego powiedzieliśmy, że nie ma prawa do śmierci opartego na godności. Bo to by oznaczało, że każdy obywatel może poprosić państwo o zakończenie swojego życia. Państwo traci swoją zasadniczą funkcję gwarantowania życia i staje się wykonawcą.

Po drugie, twierdziliśmy, że doszło również do pomyłki. Ponieważ opierała się na domniemanej wolności, gdy w rzeczywistości osoba prosząca o eutanazję nie prosiła o śmierć. Przyjmował on śmierć jako jedyny sposób zakończenia swojego cierpienia. To, czego ta osoba naprawdę chciała, to prawo do tego, by nie cierpieć. A do rozwiązania prawa do nie cierpienia w Hiszpanii brakowało jeszcze pełnego rozwoju alternatywnych rozwiązań.

Innymi słowy, jeśli problemem nie jest prawo do śmierci, jak mówi ustawa, ale prawo do tego, by nie cierpieć, to dlaczego zamierzam wprowadzić bardzo wyjątkową, bardzo szczególną alternatywę, skoro nie ma alternatyw, które zapobiegają cierpieniu, co jest tutaj zasadniczą kwestią. W sprawozdaniu zaproponowaliśmy, aby zamiast rozwiązania prawnego, które proponuje ustawa, zbadać rozwiązania medyczne.

I nie są to rozwiązania medyczne w sensie terminowości, ale także w sensie chroniczności. Sytuacja przewlekłych, nieterminowych chorób, w których istnieje możliwość zastosowania sedacji paliatywnej. Kiedy człowiek cierpi, to co musimy zrobić, to starać się unikać cierpienia, pomału, łagodzić je, a jeśli mimo tego, co zrobiliśmy, ten człowiek nadal cierpi, to jest możliwość, i faktycznie św. Jan Boży zawarł to w ciekawym artykule, możliwość uspokojenia. Bo nie mogę pozwolić, by ktoś dalej cierpiał i nic nie robić. Mówimy, że przeszliśmy do skrajnej alternatywy bez jej zbadania, na podstawie prawa, którego nie można skonstruować, jest to sprzeczność sama w sobie.

Ale zaproponowali też pewne sugestie prawne, w postaci wyjątku prawnego.

-Po czym zasugerowaliśmy, że w przypadku braku tego, jeśli chcemy zbadać rozwiązanie prawne, które naszym zdaniem powinno być najpierw rozwiązaniem medycznym, istnieją inne alternatywy, takie jak ta w Wielkiej Brytanii, polegająca na kontynuowaniu tego, co zawierał nasz kodeks karny przed tą ustawą. Nasz kodeks karny tworzy bardzo uprzywilejowany typ, z bardzo obniżoną karą, w zabójstwie współczującym. Kodeks karny jest wyjątkowo współczujący wobec tych, którzy kończą życie drugiego człowieka z miłości lub z powodu jego cierpienia.

Zaproponowaliśmy, że jeśli chcą, to powinni zbadać doświadczenie, które zapoczątkowała Wielka Brytania. Że prawo do śmierci nie powinno być ustanowione jako prawo ogólne, ale raczej jako wyjątek prawny typu karnego lub uprzywilejowanego.

W sprawozdaniu stwierdziliśmy również, że niepokoi nas fakt, iż środek ten powinien zostać wprowadzony w obecnym kontekście, kiedy to, co się wydarzyło, miało miejsce: wiele starszych osób zmarło w wyniku pandemii. Jest to społeczeństwo, które stanie w bardzo trudnej sytuacji, które również zmierza w kierunku starzenia się. I w tym kontekście nie uważaliśmy, że ta ustawa jest właściwa. Że ta ustawa nie rozwiązywała problemu, ale mogła go pogłębić. Nasz kontekst jest bardzo specyficzny, a prawo to przeoczyło.

eutanazja

Jak doszło do upublicznienia raportu hiszpańskiej komisji bioetycznej?

̶ Ilekroć robimy raport, zawsze wysyłamy go do ministerstwa, jeszcze przed publikacją. Wysyłamy go do trzech osób: do Ministerstwa Zdrowia, do Ministerstwa Nauki (funkcjonalnie mamy siedzibę w Carlosie III) i wysyłamy go do dyrektora Carlosa III. Zawsze tak robimy. A potem to publikujemy. Zawsze jest jakiś akt uprzejmości.

W rzeczywistości minister Illa [Salvador Illa, były minister zdrowia] bardzo uprzejmie to uznał i podziękował nam za naszą pracę. Wysłał mi maila, jak to często robią. W czasie pandemii na przykład minister Duque [obecnie były minister] wyraźnie pogratulował nam za raport; minister niedawno pogratulował nam za raport dotyczący problemu szczepionek, prawa wyboru; itd.

Przed sporządzeniem tego sprawozdania osobiście odbyłem spotkanie z osobami odpowiedzialnymi za zdrowie, rutynowe spotkanie, które zawsze odbywaliśmy przed pandemią, w celu zrównoważenia programu Komisji z interesem ministerstwa. Innymi słowy, możemy pracować nad sprawami, które uważamy za interesujące, ale dobrze jest też iść ramię w ramię z ministerstwem i mieć możliwość wniesienia wkładu, tak jak to robimy teraz ze szczepionkami.

I na tym spotkaniu, które było około dwudziestego lutego, pamiętam, bo już dwa dni później jechałem do Rzymu, tuż przed pandemią, powiedziałem ministerstwu, że będziemy robić raport o eutanazji, że powinni o tym wiedzieć. Nie miało być o prawie, bo o to nas nie prosili, ale o eutanazji. Ministerstwo powiedziało mi, że nie może o to prosić, bo to nie jest sprawa rządu ani ministerstwa, tylko Sejmu, grupy parlamentarnej. Można powiedzieć, że nie był to rodzaj wbicia noża w plecy, jak to się mówi, łobuza. To było wiadomo i ogłosiliśmy to 4 marca.

Czy uważa pan, że sprawozdanie mogłoby zostać w jakiś sposób uwzględnione, być może przy tworzeniu regulacji prawnych?

̶ W tym przypadku nie. Przewidziano jednak rozwój trzech liczb, które są nieco nowatorskie, a które są w pewnym stopniu uzasadnione, ponieważ ustawa ta nie tylko uznaje prawo - nie uznaje wolności, ale prawo - ale również uznaje świadczenie, obciążające wspólnoty autonomiczne. A w samej ustawie przewidziano trzy zmiany. Jednym z nich jest plan szkoleń, w ramach szkoleń ciągłych Ministerstwa Zdrowia, nad którym trwają prace; przewodnik dotyczący orzekania o niepełnosprawności, który również jest praktycznie gotowy; a następnie podręcznik dobrych praktyk, który jest w rękach Rady Międzyterytorialnej. To są te trzy kierunki rozwoju.

Dlaczego opracowano podręcznik dobrych praktyk? Ponieważ uznano, że udział Rady Międzyterytorialnej jest bardzo ważny, biorąc pod uwagę, że jest to służba, która odpowiada Wspólnotom Autonomicznym. Wszystkie trzy są dość kompletne.

Powiedział pan, że zaprzepaszczono szansę na opracowanie ustawy, która w jakiś sposób regulowałaby kwestie związane z końcem życia. Czy mógłby pan to wyjaśnić?

̶ Tak, myślę, że jest to ważne. To prawda, że eutanazja, jak już powiedziałem, jest środkiem skrajnym lub bardzo wyjątkowym. Nawet dla tych, którzy są za tym. To, co nie wydaje się zbyt kongruentne, to uchwalenie ustawy o tym środku. Ustawa o eutanazji nie jest ustawą o końcu życia, jest ustawą o eutanazji. Nie zajmuje się końcem życia, zajmuje się najbardziej skrajną alternatywą u schyłku życia.

Uważam, że najwłaściwszą rzeczą, którą podzieliłem się z lekarzami i innymi osobami, byłoby być może uchwalenie ustawy o zakończeniu życia, regulującej ten proces, gwarantującej szereg praw, prawo do niecierpienia, które dla mnie jest prawem wynikającym z art. 15 konstytucji, a gdyby większość zechciała, mając do tego prawo, włączyć ostatni rozdział dotyczący sytuacji ekstremalnych i eutanazji, ale w ogólnych ramach regulacji dotyczących zakończenia życia. Ale w ogólnych ramach regulacji dotyczących końca życia. Dlaczego tak mówię?

Jest to pytanie nie tylko teoretyczne, ale i praktyczne, w następującym sensie. Lekarz teraz, przy łóżku, staje przed pacjentem w złożonym kontekście, w którym nie wie, czy powinien zaproponować eutanazję, czy powinien milczeć, dopóki pacjent o tym nie powie... To byłoby dziwne, bo jeśli to jest usługa, to milczenie o usługach jest czymś niezwykłym, bo jeśli to jest usługa, to trzeba będzie o niej powiedzieć pacjentowi. Po drugie, jeśli eutanazja jest skrajną, ostatnią alternatywą, po wyczerpaniu innych alternatyw, to jest jeszcze jedną alternatywą, albo główną alternatywą... Gdybyśmy uregulowali ustawę z tymi wszystkimi możliwościami, można by dojść do wniosku, że eutanazja jest ostatnią alternatywą przed resztą.

Teraz, w obecnym stanie systemu, człowiek ma dwie możliwości. Albo uważać, że jest to jedyna alternatywa, bo tylko ona jest uregulowana, albo uważać, że jest to tylko inna alternatywa. Dla mnie ktoś, kto prosi o eutanazję, bo cierpi, nie wyczerpawszy przerywanej sedacji, ani innych środków, czy wsparcia społeczno-ekonomicznego..., prośba o nią wydaje się dość nietypowa. W niektórych przypadkach może dojść do tego, że w skrajnej sytuacji trzeba będzie pomóc komuś, kto przeżywa ogromne cierpienie. Ale jeśli ta osoba nie wyczerpała, nie próbowała, nie próbowała opieki paliatywnej ani żadnej formy sedacji, to skąd wie, że naprawdę potrzebuje innych alternatyw dla umierania bezpośrednio w akcie eutanatycznym? Ponieważ ta ustawa została i tylko to jest regulowane, a nie pozostałe alternatywy, które są najbardziej powszechne, najbardziej możliwe do zrealizowania, wątpliwość w tej chwili jest taka: co to jest?

Osobiście słyszałem, jak lekarze z długą praktyką zawodową mówili, że bardzo mało osób prosiło ich o eutanazję, a tak naprawdę prosili o to, żeby nie cierpieć. Gdy tylko ból ustąpił i ustąpił, przestali prosić o eutanazję.

̶ Tak mówią wszyscy paliatywiści. Palliatywiści twierdzą, że zwykle mieli do czynienia z mniejszością przypadków, a żaden z nich nie zakończył się sukcesem. To prawda, że palliatywiści pracują z nieuleczalnie chorymi pacjentami, a problemem eutanazji nie jest terminalność. Myślę, że jest to przewlekłość. Emblematycznym przypadkiem jest Ramón Sampedro, który nie był śmiertelnie chory, ale przewlekle chory. Ale dla osoby przewlekle chorej wybór eutanazji bez wyczerpania innych alternatyw, które pozwalają jej pozostać przy życiu i z określoną jakością życia, wydaje mi się dość niezwykły.

Gdyby ta ustawa została przyjęta, byłaby to ogólna ustawa o końcu życia, a w końcu większość zażądałaby włączenia rozdziału o eutanazji, rozumianej jako środek wyjątkowy w pewnym kontekście. Tutaj rozumiemy, że jest to główny środek, bo tylko on został uregulowany. Nie mamy ustawy o końcu życia, ale mamy ustawę o eutanazji.

To, że osoba przewlekle chora powinna zdecydować się na eutanazję bez wyczerpania innych alternatyw, które pozwalają na utrzymanie jej przy życiu z określoną jakością życia, wydaje mi się dość niezwykłe.

Federico de Montalvo

Eksperci medyczni komentują, że ta ustawa wprowadzi istotny czynnik braku zaufania między pacjentami a lekarzami.Jak to widzisz? Jest pan prawnikiem i być może wolałby pan zostawić to pytanie lekarzom.

̶ Jako jurysta, dla nas w świecie prawa, relacja zaufania, dla mnie, jest najważniejsza. Relacja lekarz-pacjent różni się od innych relacji, dlaczego jest inna? Broniłem go. Należę do osób, które nie negują zasady autonomii, ale uważam, że w kontekście choroby zasada autonomii musi być kwalifikowana.

Bo relacja lekarz-pacjent opiera się na czymś, co normalnie generuje wrażliwość, czyli na diagnozie pacjenta. Człowiek w swoim życiu ma wszystkie alternatywy, które oferuje życie, i nagle niespodziewanie okazuje się, że ma jakieś objawy, jakieś oznaki, i w ciągu kilku dni, po procesie diagnostycznym, który generuje dużą niepewność, bo czasem trwa to dni lub miesiące, nagle okazuje się, że odcięto mu powietrze, odcięto mu przyszłość, jakby postawiono przed nim mur. To jest diagnoza poważnej choroby.

Uznanie, że ta osoba jest w pełni autonomiczna jest fikcją. Ta osoba musi podejmować decyzje swobodnie i w sposób świadomy, ale potrzebuje towarzyszenia, wsparcia. To nie jest maszyna, która mówi mi, co mam robić. To jest osoba przede mną, która ma się starać empatycznie wczuć i pomóc mi w podejmowaniu decyzji. To nie jest brak realizmu, to jest akompaniament.

To na tej relacji zaufania opiera się sukces leczenia, bo zabiegi działają, gdy pacjent im ufa. Dlatego wszelkie strategie ukrywania się są od lat odrzucane, bo generują brak zaufania. Teraz w raku każdy medyczny onkolog proponuje, że aby wszystko dobrze działało, musi być zaufanie.

Jeżeli widzimy, że relacja lekarz-pacjent opiera się na zaufaniu, to w momencie, kiedy pacjent może obawiać się, że lekarz zrobi coś, co nie odpowiada celom medycyny, czyli zakończy jego życie, może to wpłynąć na zaufanie. Pacjent może wątpić, że nie zaproponuje mu się alternatywy, która jest droższa, bo nie ma środków, bo są oszczędności; że zaproponuje się tanią alternatywę, lek, który trwa kilka sekund, zamiast leków, które trwają kilka dni, które są bardziej skuteczne. Dla mnie to nie jest tak, że to złamie, ale może złamać zaufanie.

Relacje między medycyną a społeczeństwem mogą być tematem budzącym duże zainteresowanie.

-Należy pamiętać o jednej bardzo ważnej rzeczy. Medycyna nie odpowiada na kryteria, których w danym momencie chce społeczeństwo. Tak było w reżimie narodowosocjalistycznym, gdzie używano lekarzy do eksterminacji, i w reżimie komunistycznym, gdzie dysydentów umieszczano w szpitalach psychiatrycznych, jak ludzi z zaburzeniami. Medycyna musi łączyć interesy społeczeństwa i wartości, których antropologicznie i historycznie broni. Stwierdziła to grupa ekspertów przed laty w Hiszpanii, w dokumencie.

Medycyna musi połączyć i wyważyć swoje założycielskie, historyczne cele z celami chwili. Dla mnie jasne jest to, że lekarz nie jest osobą, której celem jest m.in. zabijanie. Zabijanie jest konsekwencją czynności medycznej. Lekarz zakłada śmierć jako konsekwencję tego, co robi, nigdy jako cel. Chirurg nigdy nie wchodzi na salę operacyjną, by zabić pacjenta. Byłoby to aberracyjne. Przyjmuje śmierć jako pewną lub niepewną możliwość czynu.

Kiedy lekarz operuje pacjenta, którego bardzo trudno wyprowadzić z sali operacyjnej, to operuje go, bo wierzy, że istnieje odległa możliwość, że uda mu się wyjść z sali operacyjnej. Ale nigdy nie po to, by go zabić. Zmieniamy więc cel medycyny, co wpływa na historyczną i społeczną rolę lekarza, ale także dlatego, że ta rola odpowiada na zasadę zaufania. Jeśli wchodzę na salę operacyjną nie wiedząc, że celem lekarza jest zabicie mnie, to nie wchodzę.

Problem w tym, że w idealnej sytuacji, gdy w przypadku pacjenta bardzo silnego intelektualnie, świetnie wykształconego, którego życie się wali po diagnozie Alzheimera, a biorąc pod uwagę, że nie jest w stanie pracować nad swoim intelektem, prosi o eutanazję (niektóre przypadki widzieliśmy poza Hiszpanią), to jest to bardzo specyficzny przypadek.

Ale kiedy dochodzimy do codzienności w szpitalu publicznym, w którym pacjent wrażliwy, z gorszej sytuacji społeczno-ekonomicznej, może dojść do przekonania, że na jego życzenie można go zlikwidować, no to oczywiście. A na dodatek przy braku uregulowań dotyczących alternatyw, to mnie martwi.

Choć jest to bardzo skomplikowany proces, to jak myślicie, co stoi za tą ustawą? Jaka może być intencja?

-Nigdy nie powiedziałbym, że ci, którzy przygotowali i uchwalili to prawo, zrobili to z zamiarem zabicia kogokolwiek. Wręcz przeciwnie. Problem polega na tym, że ci ludzie, zgodnie z prawem, uważają, że rozwiązaniem na koniec życia jest eutanazja. Inni z nas nie lubią, gdy ludzie cierpią, ale wierzymy, że rozwiązaniem dla końca życia są alternatywy. To jest właśnie punkt sporny. Problem, jaki mają ci ludzie, a szczerze wierzę, że robią to z bardzo dobrymi intencjami, polega na tym, że być może nie wzięli pod uwagę konsekwencji, jakie może mieć środek taki jak ten, i dlatego prawie wszyscy o nim mówią, ale nie o kroku stanowienia prawa. Bo o tym mówi się bardzo dużo. Ale etap stanowienia prawa, phew. Ile jest krajów? Kwestia ta generuje wiele obaw, niezamierzonych konsekwencji.

Myślę, że projektanci ustawy mogli nie brać pod uwagę konsekwencji takiego działania.

Federico de Montalvo

Przeciągnęliśmy się. Dobrze byłoby zabłysnąć w sprawie braku ustawy o opiece paliatywnej w Hiszpanii i specjalizacji na uniwersytetach.

To jest problem, o którym mówiliśmy, że eutanazja musiałaby być środkiem wyjątkowym w kontekście dominujących alternatyw, a te alternatywy nie są dobrze uregulowane, ani dobrze wdrożone, ani dobrze wykorzystywane. Istnieje problem regulacji, wdrożenia i wykorzystania. Wciąż jest wiele niejasności dotyczących sedacji paliatywnej.

Kilka uwag na temat regulacji sprzeciwu sumienia w nowej ustawie.

̶ Dwa pomysły. Po pierwsze, że sprzeciw sumienia nie jest prawem w rękach ustawodawcy. To od ustawodawcy zależy, w jaki sposób będzie on wykonywany. Jest to prawo podstawowe, a prawa podstawowe nie zależą od większości (gwarancja mniejszości). A druga, nad którą pracowałem, to taka, że nie rozumiem, dlaczego odmawia się sprzeciwu instytucjonalnego. Skoro sprzeciw sumienia jest gwarancją, wyrazem wolności religijnej, a sama Konstytucja uznaje wolność religijną we wspólnotach (mówi o tym wprost), to skoro sprzeciw sumienia jest wolnością religijną, a wolność religijna dotyczy nie tylko jednostek, ale organizacji i wspólnot, to dlaczego nie dopuszcza się instytucjonalnego sprzeciwu sumienia?

Czy ta odmowa instytucjonalnego sprzeciwu sumienia jest dorozumiana czy wyraźnie przewidziana?

-Zrozumiałe jest, bo ustawa mówi, że sprzeciw sumienia będzie indywidualny. Ustawa nie wyklucza jej wprost, ale przyjmuje się, że w sposób dorozumiany, poprzez odniesienie do sfery indywidualnej, ją wyklucza. To nie jest ani dobre, ani złe, ale jest niekonstytucyjne. Dlaczego jest tak, że naród żydowski ma prawo do honoru, a firmy komercyjne mają prawo do honoru, a np. organizacja religijna nie ma prawa do sprzeciwu sumienia? To jest wolność religijna, a Konstytucja mówi o wspólnotach. Wydaje mi się, że jest to sprzeczność.

Ponadto, czy uznając wszystkie prawa osób prawnych (honor, prywatność), a nawet odpowiedzialność karną, odmawiamy im teraz sprzeciwu sumienia, który jest gwarancją prawa wyraźnie uznanego w art. 16 Konstytucji? Myślę, że dalsze argumenty są zbędne.

Biuletyn informacyjny La Brújula Zostaw nam swój e-mail i otrzymuj co tydzień najnowsze wiadomości z katolickim punktem widzenia.