Tłumaczenie artykułu na język angielski
Wilm (Wilhelm) Hosenfeld urodził się 2 maja 1895 r. w Mackenzell, w prowincji Hessen-Nassau, w rodzinie katolickiej. Szkolenie nauczycielskie zakończył tydzień po wybuchu I wojny światowej, w której brał udział jako żołnierz. Po doznaniu kontuzji nogi został zwolniony na początku 1918 roku.
W 1920 r. poślubił Annemarie Krummacher (1898-1972), która pochodziła z rodziny protestanckiej, ale przed ślubem przeszła na katolicyzm. Po różnych stanowiskach w różnych szkołach, w 1927 roku został mianowany dyrektorem szkoły podstawowej w Thalau. Zamieszkał tam z żoną i dwójką dzieci, Helmutem i Anemone; następna trójka dzieci, Detlev, Jorinde i Uta, urodziła się tam. Rodzina Hosenfeldów mieszkała w Thalau w czasie dojścia Hitlera do władzy w 1933 roku.
Atrakcyjność i różnice w stosunku do narodowego socjalizmu
Hosenfeld był początkowo przyciągany do narodowego socjalizmu. W 1935 roku wstąpił nawet do nazistowskiej partii NSDAP, prawdopodobnie pod wrażeniem "ustawy o utworzeniu armii" z marca 1935 roku, za pomocą której Hitler złamał traktat wersalski. Ponadto dwukrotnie uczestniczył w zjeździe partii w Norymberdze, w 1936 i 1938 roku.
Nigdy jednak nie zgadzał się z niektórymi aspektami doktryny narodowego socjalizmu, np. z ideologią rasy. Pierwszy wyraźny konflikt z reżimem powstał dla niego w związku z polityką młodzieżową: jako ojciec i nauczyciel widział, jak partia starała się całkowicie wpłynąć na młodzież; obowiązkowe członkostwo w młodzieżowym ruchu hitlerowskim zraziło 10-18-latków do rodziców i do szkoły. W szczególności zasada "autonomicznego wychowania" ("młodzież jest prowadzona przez młodzież") była sprzeczna z jego przekonaniami i doświadczeniem. Innym aspektem, który go rozczarował, był antychrześcijański charakter nazizmu i jego otwarta wrogość wobec Kościoła, ponieważ był aktywnie zaangażowany w działalność swojej parafii i utrzymywał osobisty kontakt z księdzem.
II wojna światowa
Wybuch II wojny światowej nie zaskoczył Wilma Hosenfelda, gdyż już 26 sierpnia 1939 r. został powołany do wojska, początkowo w stopniu sierżanta, z którym zakończył Wielką Wojnę. W tym samym miesiącu wrześniu jego batalion został przeniesiony do Polski, gdzie przebywał do momentu aresztowania 17 stycznia 1945 roku.
Jego pierwszym zadaniem - po kapitulacji zaskoczonej Polski 27 września - było zorganizowanie obozu jenieckiego w Piabanicach dla około 10 tysięcy polskich żołnierzy. Już w pierwszych chwilach pobytu na polskiej ziemi niemiecki jeszcze podoficer wykazał się człowieczeństwem i chęcią szerokiej interpretacji wojskowych rozkazów: mimo zakazu pozwalał członkom rodzin odwiedzać więźniów. Hosenfeld nie tylko uwolnił część tych więźniów, ale także zaprzyjaźnił się z dwoma rodzinami - Cieciorami i Prutami: Wilm wielokrotnie jeździł, nawet w towarzystwie żony, do wiejskiego domu Cieciorów; Prutowie także kilkakrotnie w czasie wojny zapraszali go do siebie.
Wkrótce potem został wysłany do Warszawy jako "oficer sportowy"; jego zadaniem było organizowanie zajęć sportowych dla niemieckich żołnierzy, ale podjął się także nauczania tych, którzy nie mieli średniego wykształcenia, zapraszając nawet nauczycieli z Niemiec. Korzystając ze względnej swobody, jaką się cieszył, zatrudnił też wielu Polaków, zarówno chrześcijan, jak i Żydów, co uratowało im życie. Zignorował też nakaz zabraniający "bratania się" z ludnością polską; oprócz odwiedzania polskich rodzin, uczestniczył we mszy świętej w polskich parafiach, nawet w mundurze.
Korespondencja z żoną
Zachowała się obszerna korespondencja Wilma Hosenfelda z żoną, a także kilka pamiętników, gdyż miał on przezorność, by przekazać je żonie, gdy wyjeżdżał na wakacje lub ona przyjeżdżała do Warszawy. Zostały one opublikowane, zajmując prawie 1200 stron, w książce o znamiennym tytule "Ich versuche, jeden zu retten" ("Staram się uratować wszystkich"), wpisie do jego dziennika w krótkim czasie, gdy przewodniczył trybunałowi wojskowemu, który sądził członków polskiego ruchu oporu. Wbrew zwyczajowi Hosenfeld nie wydał ani jednego wyroku śmierci.
W pismach tych wyróżniają się trzy główne idee: po pierwsze, wyczuwalna w każdym liście miłość Hosenfelda do rodziny: troska o żonę, o powołanych do wojska synów, ale także ból, że nie może towarzyszyć synom, chyba że z daleka. Drugi aspekt to praktyka wiary: "W niedzielę poszedłem wcześnie do kościoła i przystąpiłem do komunii. W kościele spędziłem około dwóch godzin, modląc się między innymi litanią do Najświętszego Imienia Jezus" - pisze na przykład 3 sierpnia 1942 roku. Z jego dziennika wynika, że często przystępował do spowiedzi i modlił się, co dawało mu siłę do przezwyciężenia sytuacji.
Oddzielenie się od nazizmu
Trzeci aspekt dotyczy jego wewnętrznego wyzwolenia z nazizmu. Był to długi proces, co widać przede wszystkim w jego korespondencji i w notatkach z lat 1942/43, kiedy zaczął dowiadywać się o okrucieństwach nazistów w Polsce i o holokauście Żydów. We wpisie z 14 lutego 1943 r. pisze: "To niepojęte, że mogliśmy dopuścić się takich okrucieństw na bezbronnej ludności cywilnej, na Żydach. Zadaję sobie pytanie: Jak to jest możliwe? Jest tylko jedno wyjaśnienie: ludzie, którzy mogli to zrobić i którzy to zamówili, stracili wszelką miarę odpowiedzialności etycznej. To przewrotni, krnąbrni egoiści i głębocy materialiści.
Kiedy latem ubiegłego roku doszło do straszliwych masakr Żydów, dzieci i kobiet, wiedziałem bardzo wyraźnie: teraz przegramy wojnę, ponieważ walka, która była legitymizowana przez poszukiwanie żywności i ziemi, straciła wszelkie znaczenie. Przerodziła się ona w nieludzkie i nieumiarkowane ludobójstwo na kulturze, którego nigdy nie można było usprawiedliwić przed narodem niemieckim i które potępiłby cały naród niemiecki". Już w lipcu 1942 r. wspominał - w kontekście deportacji do getta - o "trosce o przyszłość naszego narodu, który kiedyś będzie musiał odpokutować za te wszystkie okrucieństwa".
Masakra w getcie
Z lipca 1942 roku pochodzą słowa: "Ostatnia resztka ludności żydowskiej w getcie została unicestwiona (...) Całe getto jest ruiną. I tak chcemy wygrać wojnę! To są bestie. Tym strasznym mordem na Żydach przegraliśmy wojnę. Sprowadziliśmy na siebie nieusuwalną infamię, nieusuwalne przekleństwo. Nie zasługujemy na łaskę; wszyscy jesteśmy winni. Wstyd mi chodzić po tym mieście, każdy Polak ma prawo pluć przed nami. Codziennie giną niemieccy żołnierze; ale będzie jeszcze gorzej i nie mamy prawa narzekać. Na nic innego nie zasługujemy".
Dalej czytamy, w odniesieniu do holokaustu: "Nie ma prawie żadnego precedensu w historii; być może ludzie pierwotni praktykowali kanibalizm; ale żeby w połowie XX wieku unicestwić naród, mężczyzn, kobiety i dzieci, ciąży na nas tak straszna wina krwi, że chciałoby się, aby ziemia ich pochłonęła (...) Czy to prawda, że diabeł przybrał ludzką postać? Nie wątpię w to.
Problem zła
Reakcją Hosenfelda była nie tylko próba "uratowania wszystkich", ile się da, ale także refleksja odpowiedzialność moralna za takie czyny, także swoje: "Jakże jesteśmy tchórzliwi, że my, którzy chcieliśmy być lepsi, pozwalamy na to wszystko. Za to również zostaniemy ukarani, a kara dosięgnie również nasze niewinne dzieci; my również jesteśmy winni, że dopuściliśmy do tych okrucieństw" (13 sierpnia 1942).
W obliczu takich zbrodni Hosenfeld stawia oczywiście "pytanie o teodyceę"; do swojego pierworodnego syna Helmuta pisze 18 sierpnia 1942 roku: "Jestem głęboko przekonany, że Opatrzność Boża kieruje losami historii świata i życiem narodów. Ludzie i narody są w Jego ręku; On je podtrzymuje lub pozwala im upaść zgodnie ze swoim mądrym planem, którego znaczenia nie możemy zrozumieć w tym życiu. Na przykład to, co dzieje się teraz z narodem żydowskim! Chcą ich unicestwić i to robią.
Ile niewinnych osób musi zginąć? Kto upomina się o prawo i sprawiedliwość? Czy to wszystko musi się dziać? Dlaczego nie, dlaczego Bóg nie pozwoli, by na wierzch wypłynęły najniższe instynkty ludzkie: mordować, dążyć, masz umysł i talent do obu, do nienawiści i do miłości. Tak bym myślał, gdyby moje stworzenia zachowywały się jak robactwo. Co zamierza dla nich mądrość Boża, któż to wie?"
Spotkanie z "pianistą
Tuż przed wkroczeniem Armii Czerwonej do Warszawy pianista poznał m.in. Władysław SzpilmanNiemiecki oficer pomógł mu znaleźć kryjówkę w budynku, w którym wkrótce potem miała powstać siedziba niemieckiego dowództwa, a także zaopatrzył go w żywność, która pozwoliła mu przetrwać dwa miesiące do zdobycia Warszawy przez Związek Radziecki w styczniu 1945 roku. Hosenfeld pożegnał się z Władysławem Szpilmanem 12 grudnia 1944 roku.
Później pianista oświadczy, że Hosenfeld był "jedynym osoba w niemieckim mundurze", które znał. W dowód wdzięczności dla niemieckiego oficera, który uratował mu życie, a któremu - mimo usilnych starań - nie udało się go uwolnić z sowieckiej niewoli, Władysław Szpilman chciał otworzyć pierwszy po wojnie koncert w warszawskim radiu tym samym chopinowskim "Nokturnem c-moll", który zagrał spontanicznie 17 listopada 1944 roku Wilmowi Hosenfeldowi w tym opuszczonym domu przy Alei Niepodległości 223.
Próby wyzwolenia
Mimo, że Szpilman i wielu innych, jak Leon Warm-Warczyński czy Antoni Cieciora, złożyło petycję o jego uwolnienie, prośby te pozostały bezskuteczne. Hosenfeld został przeniesiony do specjalnego obozu dla oficerów w Mińsku, następnie do Brobrucka, gdzie 27 lipca 1947 r. doznał zawału mózgu, w wyniku którego został sparaliżowany po prawej stronie i miał trudności z mówieniem. Po kilku miesiącach pobytu w lazarecie tego obozu, na początku grudnia 1947 r. został przeniesiony do szpitala. Wraz z 250 innymi skazańcami dotarł do Stalingradu w sierpniu 1950 roku.
Ze względu na zły stan zdrowia został przyjęty do "Szpitala Specjalnego 5771". Choć jego stan się poprawił i mógł nawet opuścić szpital, sytuacja ta nie trwała długo: 20 lutego 1952 roku doznał nowego ataku. Już nigdy nie miał opuścić szpitala; 13 sierpnia doznał pęknięcia aorty, co spowodowało jego śmierć w ciągu kilku minut w wieku 57 lat. Wilm Hosenfeld został pochowany na cmentarzu w pobliżu szpitala.
Sprawiedliwy wśród narodów
16 lutego 2009 r., po złożeniu wniosku przez Władysława Szpilmana w 1998 r. i po kilku latach starań syna "pianisty", Wilm Hosenfeld został mianowany "sprawiedliwym wśród narodów" przez komitet Yad Vashem, miejsca pamięci o Holokauście w Jerozolimie. Nadzwyczajny charakter tego wyróżnienia został wyjaśniony w oficjalnym oświadczeniu komisji: "Bardzo niewielu oficerów armii nazistowskiej otrzymuje to wyróżnienie, ponieważ armia niemiecka jest ściśle związana z "ostatecznym rozwiązaniem" Adolfa Hitlera: ludobójstwem 6 milionów Żydów. Wilm Hosenfeld należy do tych rzadkich osób, które nosiły niemiecki mundur i które zostały uznane za "sprawiedliwych wśród narodów".