Jak widzieliśmy w pierwszy artykuł Jeśli chodzi o Kościół w Holandii, po reformacji protestanckiej nastąpił długi okres (1573-1795), w którym holenderska prowincja kościelna stała się krajem misyjnym, a katolicy byli poważnie dyskryminowani, co skutkowało stopniowym spadkiem ich liczby i obniżeniem poziomu wykształcenia, ich pozycji ekonomicznej, a tym samym ich wpływu na społeczeństwo. Po przywróceniu hierarchii w 1853 r. (38% ludności było wówczas katolikami), katoliccy biskupi i księża, wspierani przez zakony i zgromadzenia zakonne, podjęli liczne inicjatywy, aby pomóc ludności katolickiej wyjść z tragicznej sytuacji ignorancji religijnej, zacofania i ubóstwa.
Niewielu świeckich miało niezbędne wykształcenie, siłę ekonomiczną i wpływy społeczne, aby przyczynić się do tego duchowego i społecznego odrodzenia katolików. Tak więc od początku "katolickiego odrodzenia" główną rolę odgrywali - z konieczności - duchowni i zakonnicy. Czy przyczyniło się to do pewnej bierności świeckich w budowaniu bardziej sprawiedliwego i chrześcijańskiego społeczeństwa, a także w ich osobistej odpowiedzialności jako obywateli i chrześcijan? Prawdopodobnie tak.
Rewitalizacja katolicka
W każdym razie, zadanie rewitalizacji katolików zostało podjęte z wigorem, a wyniki szybko się zmaterializowały: budowali kościoły, zakładali szkoły i szpitale, wydawali gazety i inne media oraz utworzyli partię polityczną, aby dochodzić swoich praw. Do połowy XX wieku katolicy odzyskali większość swoich praw kulturowych, społecznych i ekonomicznych w stosunku do swoich protestanckich rodaków. Zorganizowali się w taki sposób, że stworzyli dość jednolitą polityczną, społeczną i medialną grupę nacisku lub projekt, związany z "kolumną katolicką", którą niektórzy nazywali "sprawą katolicką" ("Roomsche Zaak's"), w której życie duchowe stopniowo zajmowało drugie miejsce, a ruch społeczny mający na celu pomoc katolikom był na pierwszym miejscu.
W ramach tego projektu Kościół - a w szczególności duchowieństwo - zyskał ogromną władzę, bardzo przydatną w pomaganiu ludności katolickiej, choć nie tylko w sferze duchowej. W niektórych przypadkach dochodziło do ekscesów i partyjniactwa, powstał duch grupowy, który mógł łatwo stłumić uzasadnione pragnienie wolności w sprawach doczesnych. Nie sprzyjało to rozwojowi wewnętrznej wolności katolików, wolności tak głęboko zakorzenionej w holenderskiej idiosynkrazji. Pod wieloma względami holenderscy świeccy rozwinęli niezdrową zależność od duchowieństwa, które zwalniało ich - lub tak im się wydawało - z osobistej odpowiedzialności.
Prawdziwa wolność
Jeśli wolność pomaga nam żyć zgodnie z moralnością Chrystusa, zrozumiałe jest, że brak wewnętrznej wolności (i nadmierna zależność od duchowieństwa) może prowadzić najpierw do przytłoczenia, rozgoryczenia doświadczeniem wiary, postrzeganej przede wszystkim jako obowiązek, a ostatecznie do odrzucenia chrześcijańskiego życia i moralności.
Podsumowując, perspektywy Kościoła w Holandii w połowie XX wieku wydawały się doskonałe: co roku wyświęcano około 400 księży (regularnych i świeckich, dane z lat 1936-1945), było około 4 milionów wiernych posłusznych hierarchii, ze średnią frekwencją na Mszy Świętej wyższą niż w pozostałej części Europy; na 100 katolików przypadał jeden ksiądz lub zakonnik (w Hiszpanii 0,42, w Belgii 0,79, we Francji 0,45), z imponującymi strukturami wydajności i organizacji, zawsze na polecenie episkopatu. Kościół holenderski wydawał się być niezniszczalną fortecą w służbie Rzymu i taka sytuacja utrzymywała się przynajmniej na zewnątrz aż do lat sześćdziesiątych XX wieku.
II wojna światowa
II wojna światowa, wraz z inwazją armii niemieckiej na kraj, była ciężką próbą dla wszystkich Holendrów. Biskupi, na czele z prymasem Holandii i arcybiskupem Utrechtu, Johannesem de Jongiem, gdy tylko otrzymali wiadomość, że pro-naziści infiltrują stowarzyszenia katolickie, aby wykorzystać je do własnych celów, zadekretowali, że wszyscy katolicy powinni się z nich wycofać, co nastąpiło natychmiast. Ten sposób stawiania oporu najeźdźcy tylko zwiększył prestiż biskupów.
Biskup de Jong nie przebierał w słowach i wydał szereg odezw wzywających katolików do niekolaborowania w żaden sposób z niesprawiedliwymi działaniami najeźdźcy: w niedzielę 21 lutego 1943 r. we wszystkich katolickich kościołach odczytano deklarację protestu przeciwko nazistowskim zbrodniom na Żydach i obywatelach Holandii. W odwecie niemieckie władze okupacyjne zareagowały bardzo ostro: Komisarz Rzeszy w Holandii, Arthur Seyss-Inquart, nakazał deportację wszystkich ochrzczonych katolickich Żydów (którzy do tej pory byli oszczędzani). Chociaż wielu z nich zdołało się ukryć, dla wielu innych (w tym Edyty Stein i jej siostry Rosy) ta "razzia" oznaczała śmierć. Pomimo niezłomności biskupa de Jonga i innych przywódców protestanckich, trzy czwarte Żydów mieszkających w Holandii zginęło podczas wojny, głównie w obozach koncentracyjnych.
Po wojnie
Podczas wojny różne grupy ludności cierpiały razem i musiały ze sobą współpracować, aby przetrwać i oprzeć się ciemiężcy. Dla wielu - i to nie tylko katolików - doświadczenie to było decydujące dla szacunku i docenienia osób należących do "innych kolumn". Chociaż po wojnie związki wyznaniowe zaczęły ponownie funkcjonować i wznowiły swoją działalność, pierwsze pęknięcia w kolumnach zostały już spowodowane. Szczególnie wśród intelektualistów rozpoczął się proces - znany jako "doorbraak" - otwartości, zbliżenia z protestantami, liberałami i - przede wszystkim - socjalistami, co często szło w parze z krytycznym stosunkiem do hierarchii, która wciąż zdawała się trzymać katolickiej "kolumny".
W 1954 roku holenderscy biskupi ogłosili "Mandement" (dosłownie "przykazanie" lub "mandat"), dokument, w którym wzywali katolików do pozostania zjednoczonymi i wiernymi swojej wierze, a w tym celu do dalszego wspierania - nawet swoim głosem w przypadku wyborów - instytucji wyznaniowych. Biskupi ostrzegli wiernych przed wrogami katolicyzmu, wymieniając w szczególności liberalizm, bezbożny humanizm, marksizm i Holenderskie Stowarzyszenie na rzecz Reformy Seksualnej. Adhortacja zakończyła się groźbą kar kanonicznych dla katolików będących członkami lub sympatykami socjalistycznych związków zawodowych.
"Mandement"
Jednym z powodów, dla których opublikowano ".Mandement"Kościół katolicki" został ukształtowany przez symptomy choroby, które były widoczne wśród katolików od kilku dekad. Dzięki temu pismu biskupi wierzyli, że mogą powstrzymać proces "rozłamu" lub rozpadu katolickiej kolumny, który miał miejsce. Jednak według niektórych wybitnych katolików ewolucja w holenderskim Kościele katolickim była nie do powstrzymania, a "Mandement" był już przestarzały od dnia jego publikacji.
Niezależnie od "Mandement" biskupów, pewne jest, że okres powojenny charakteryzował się nowym optymizmem: przekonaniem - lub pragnieniem - że to, co stare, staromodne, zamknięte ("kolumny"?) minęło i nadeszła nowa era, nowe, nowoczesne, otwarte społeczeństwo. Temu optymizmowi bardzo pomogła silna współpraca międzynarodowa i rozwój gospodarczy, ułatwiony przez Plan Marshalla, który przyniósł dobrobyt i perspektywę trwałego pokoju po wielu latach wyrzeczeń spowodowanych dwiema wielkimi wojnami i międzywojennym kryzysem gospodarczym.
Czas zmian w Kościele
Ta postawa otwartości na nowe z pewnością nie była wyjątkowa dla Holandii; wpłynęła również na myślenie naukowe, filozoficzne i teologiczne na całym świecie. Stanowisko katolików wobec nauk humanistycznych przybrało niezwykły obrót, a nauki społeczne i psychologia stały się przedmiotem badań i publikacji, zwłaszcza w niektórych krajach o silniejszej tradycji filozoficznej.
W latach pięćdziesiątych XX wieku szereg innowacji ideologicznych przyciągnął uwagę wielu teologów i filozofów, w tym holenderskich. Francuska "nouvelle théologie", a później, równolegle, teologia transcendentalna szkoły Karla Rahnera w Niemczech, były szeroko czytane i przekazywane holenderskiej opinii publicznej w sposób informacyjny, dzięki arsenałowi publikacji oraz kanałów radiowych i telewizyjnych do dyspozycji katolickiej "kolumny".
Oba nurty teologiczne chciały nawiązać dialog między tradycją katolicką a "światem". W tym celu poszukiwały nowych podstaw naukowych w metodzie historyczno-krytycznej stosowanej w teologii biblijnej i dogmatycznej. Jednym z teologów, który najbardziej przyswoił sobie te nowe idee i który wywarł największy wpływ na opinię publiczną w Holandii, był belgijski dominikanin Edward Schillebeeckx, profesor w Nijmegen.
Konsekwencje nowej teologii
Wielki szacunek holenderskich katolików dla ich instytucji i biskupów, a także niewielka tradycja spekulatywno-teologiczna wiernych, być może wyjaśniają, jak to możliwe, że tak nowatorskie idee zostały tak nagle przyjęte przez wielkie masy bez żadnego zmysłu krytycznego i bez możliwości zintegrowania ich z tradycją Kościoła, dryfując w wielu przypadkach w kierunku stanowisk, które nie były do końca katolickie, a nawet chrześcijańskie.
Oprócz teologów, najbardziej wpływowi katoliccy intelektualiści - w tym niektórzy świeccy - wkrótce zmienili swoje filozoficzne ramy odniesienia. Nowy układ odniesienia składał się niemal wyłącznie z fenomenologii egzystencjalnej. Była to nazwa nadana w Holandii wszystkim nurtom filozoficznym i psychologicznym o charakterze empirycznym, w których nauki społeczne i antropologia zajmowały ważne miejsce, ale bez ontologicznej kotwicy metafizyki.
Oprócz przyczynienia się do odnowy myśli i teologii - co jest niezaprzeczalną zasługą - fenomenologia egzystencjalna i nowe idee teologiczne spowodowały, że wielu myślicieli zerwało z tradycyjnym katolickim dziedzictwem kulturowym. Ta zmiana intelektualnych ram odniesienia zaczęła już przed latami 50. erodować dotychczasowe neotomistyczne podstawy teologiczne, które stały się przestarzałe, ponieważ nie zostały tak naprawdę przyswojone, ale być może tylko mechanicznie powtórzone.
Przegląd Kościoła w Holandii
Krótko mówiąc, nie można oprzeć się wrażeniu, że holenderskiemu katolicyzmowi, pośród bujności organizacji i zewnętrznego aparatu, brakowało wnętrza. Już w 1930 r. można było przeczytać w katolickim czasopiśmie interesującą analizę holenderskiego katolicyzmu: "Czego nam brakuje, czyż nie "Ducha, który daje życie"? Czy nie jest możliwe, że pozwoliliśmy sobie na letarg w naszym zewnętrznym sukcesie i dlatego zbytnio zaniedbaliśmy wnętrze?
Możemy podsumować, mówiąc, że Kościół w Holandii do lat sześćdziesiątych XX wieku jawił się jako imponujący gmach, ale wewnątrz niego zachodziła seria gwałtownych zmian, które miały mieć katastrofalne konsekwencje: kryzys, który zostanie omówiony w następnym artykule.