Saúl Alija to jedna z nowych twarzy hiszpańskiej sztuki sakralnej. Pomiędzy wystawami w Salamance, muralami dla Zamory, zamówieniami dla Barcelony i ołtarzami do kaplic chrzcielnych, rozmawia z nami w Omnes o sztuce sakralnej.
Saul, czy możesz zacząć od opowiedzenia nam o swojej historii z malarstwem i sztuką sakralną?
- Prawda jest taka, że trenowałem samodzielnie, choć swoje początki zawdzięczam rodzinie. Mama chciała mnie zabrać do akademii malarstwa i zapisała mnie do najbliższej. Nie wiedziała jednak, że nauczyciel jest księdzem.
Profesor często opowiadał nam o tym, jak malował murale w różnych kościołach, gdy mieszkał w Rzymie, a także wiele ciekawostek o jego obrazach, co mnie bardzo zaskoczyło. I podobała mi się też wdzięczność, jaką okazał, gdy nam o tym opowiadał.
Potem już nie malowałem, bo poszedłem na około 8 lat do seminarium Redemptoris Mater w Castellón, gdzie otrzymałem wiele we wszystkich znaczeniach tego słowa. Potem, latem, postanowiłem malować w kilku opuszczonych domach przy wjeździe do Zamory. Po tym wszystkim stwierdziłem, że wciąż pamiętam pojęcia dotyczące malarstwa, których nauczył mnie ksiądz.
Fakt, że nie przeszedłem żadnych uregulowanych studiów, bardzo mi pomógł w swobodzie, jaką mam w operowaniu kolorami, różnymi pociągnięciami pędzla, przygotowaniu scen, stosowaniu metod używanych przez klasyków do wykonania obrazu itp.
Rok temu założyłem konto na Instagramie, na którym znajduje się kilka moich dzieł sztuki religijnej, a także inne obrazy bez większej pretensji. Dostałem kilka wiadomości z prośbą o wykonanie kilku prac na zlecenie Barcelony i Salamanki, a nawet napisał do mnie radny z mojego miasta, abym namalował kilka murali na ulicach Zamory. To było takie spontaniczne.
Mój związek ze sztuką sakralną był równie spontaniczny. Pewien ksiądz z mojej diecezji poprosił mnie o wykonanie specjalnego ołtarza dla wspólnoty odprawiającej w obrządku mozarabskim w małej wiosce w Zamorze. Następnie zacząłem studiować sztukę chrześcijańską XI wieku na półwyspie, aby móc pomóc im w świętowaniu zgodnie z ich tradycją. Zlecono mi również namalowanie obrazu św. Józefa dla innego małego kościoła, z okazji roku zainicjowanego przez papieża Franciszka.
Obecnie pracuję nad ołtarzem do kaplicy chrzcielnej w kościele w Salamance, dla proboszcza, który chce pomóc młodym małżeństwom dostrzec znaczenie sakramentu chrztu i wyjaśnić im za pomocą ołtarza, co dzieje się w momencie tej uroczystości.
Taka jest dla mnie funkcja ołtarza: kerygmat uczyniony sztuką, który w momencie celebracji chrztu przekracza historię zbawienia i ponownie łączy zgromadzenie z momentem chrztu Jezusa w Jordanie, uświęcając wody, jak pokazuje nam ikonografia.
Sposób, w jaki od dłuższego czasu kontaktuję się z parafiami i księżmi, to Instagram lub mail, który też tam jest. Jeśli ktoś chciałby się ze mną skontaktować w sprawie wykonania ołtarzyka, wystarczy napisać do mnie na adres Instagram (@saulalija) i stamtąd, we wspólnej modlitwie, patrzymy na potrzeby projektu".
A z tego doświadczenia z proboszczami wynika, jaka relacja istnieje według Ciebie między Kościołem a sztuką?
-Myślę, że jest to bardzo głęboka relacja. Także dzisiaj istnieją pojęcia teologiczne, których nie rozumiemy samym prostym rozumowaniem, ale musimy zwrócić się do obrazów lub katechez, które Kościół od wieków przedstawia na swoich ołtarzach, na swoich ścianach, w swoich świątyniach. W gruncie rzeczy ciekawe jest, w jakim stopniu estetyczne wzruszenie wiąże się z nową ewangelizacją w naszym szczególnym, sentymentalistycznym społeczeństwie.
Kilka miesięcy temu zrobiłem wystawę w krużgankach Papieskiego Uniwersytetu w Salamance, w której zastanawiałem się nad antropologią sakramentalną, albo próbowałem skłonić ludzi do refleksji, nad związkiem między sztuką jako widzialnym symbolem a Kościołem jako niewidzialnym sakramentem.
Myślałem o tak wielu młodych ludziach z mojego pokolenia, którzy ponoszą konsekwencje ideologii i braku wolności, i chciałem stworzyć formę estetyczną, która nie uwzględniałaby grup odniesienia, ale wspólną duchowość Kościoła, która rozciągałaby się na wszystkich. I chyba zadziałało, przynajmniej tak mi powiedzieli moi niewierzący przyjaciele.
Ale ta wystawa w Salamance była projektem sztuki religijnej, nie bezpośrednio dla Kościoła. Co jest najważniejsze w malowaniu sztuki dla Kościoła?
- Modlitwa, która dla mnie jest często najtrudniejszą częścią. A ja uważam, że jest to ważniejsze niż technika i wykonanie. Bo jest tyle obrazów sztuki religijnej, które są doskonale wykonane, ale nie udaje im się niczego sprowokować. Choć jest wiele innych obrazów, które może nie są zbyt dobre, ale udaje im się przekazać intencję kościoła.
A oprócz modlitwy jest jeszcze szczerość w komponowaniu sceny. Malowanie momentów Boga, które poczuły się prawdziwe w twoim życiu jest bardzo zauważalne. Myślę, że to duża odpowiedzialność, zwłaszcza gdy odniesienia w dzisiejszym świecie sztuki są tak różnorodne.
Istnieje kilka niebezpieczeństw, jak np. niebezpieczeństwo spirytualizmu estetycznego, czyli szukania takiej sztuki, w której jest się wygodnym i szukania chwały dla siebie, albo udawania teologii i wypaczania pojęć. Jest to bardzo smutne, bo dotyczy nas wszystkich: w świecie, ale także w Kościele i w teologii. Nikt nie powinien dążyć do bycia referentem jakiegokolwiek postępu, jeśli postępuje zgodnie z cnotami biblijnymi, których postępowym referentem jest zawsze Bóg. Bez Niego nie ma oryginalności, nie ma postępu, nie ma intuicji, przynajmniej mi się to zdarza, a są dni, kiedy Bóg pozwala mi być bardzo mało natchnionym".
A dlaczego sama sztuka jest dobrym sposobem na przekazywanie Boga?
- Ponieważ sztuka jest milcząca, nie drażni jej obojętność i nie żąda niczego od drugiego, tak jak Bóg nie żąda niczego od nas. Sztuka nie ma postawy odrzucenia, którą my chrześcijanie czy księża tak często wykazujemy wobec niewierzących.
My chrześcijanie możemy być społecznie wymagani lub niedoceniani, możemy być uciszani, ale dzieła sztuki nie da się uciszyć, co najwyżej można je wyrwać z kontekstu.
Gdy święty obraz krzyczy spójność, to drży; nie ocenia cię, nie patrzy na ciebie z góry. A jeśli zaniedbasz to może nawet mówić do ciebie o niebie. W komórkach oczu każdego człowieka znajduje się pamięć ontologiczna, która przechowuje informacje o naszym pradawnym stanie, jakim jest raj, sfera niebiańska.
Moje pokolenie coraz bardziej mnoży miejsca, w których czujemy się kochani: coraz więcej aplikacji randkowych, coraz więcej związków, coraz więcej lorazepamu, ale coraz więcej samotności. Dzięki sztuce wytwarza się w człowieku estetyczna emocja, która głęboko go zaszczepia i sprawia, że pamięta, że na początku żył w niebie; że jego istota jest stworzona, by nigdy nie umrzeć. I ta osoba, chora na wieczność, zacznie potrzebować coraz większych dawek piękna, aż Bóg ją dotknie.
W świecie zdominowanym przez Instagramowe selfie, jak zrobić miejsce dla sztuki sakralnej?
-Wierzę, że sztuka sakralna ma do odegrania fundamentalną rolę w naszym świecie. Widzę, jak moi niewierzący przyjaciele odpoczywają, gdy wchodzą ze mną do kościoła i widzimy sztukę sakralną. Ileż to razy mówili mi: "nic dziwnego, że starożytni wierzyli, gdy widzieli to piękno"! Instagram byłby wypełniony sztuką sakralną, gdybyśmy wiedzieli, jak przekazać artystyczne i moralne piękno Kościoła nowym pokoleniom.
Turystyka religijna w Hiszpanii jest wielką szansą w naszych diecezjach, aby wysłać chrześcijan na szkolenie z historii sztuki i katechetyki, aby uczyć głębokiej mądrości świątyń. Dla mnie to jedno z wyzwań nowej ewangelizacji, zanim pozwolimy ekspertom zabić duchowość, jak to się stanie z jedynym kursem chorału gregoriańskiego, który odbywał się kiedyś w Hiszpanii w Dolinie Upadłych.
Świat jest zmęczony sztuką puste. Dn facto widzę, że następuje kulturowe odrodzenie dawnej awangardy. Wciąż stawiają na wciągające wystawy mistrzów ostatniego wieku. Ludzie nie chcą oglądać serigrafii Warhola w 4K bo obrazy nam wystarczą, chcą zobaczyć Sorollę, Van Gogha itp, im bliżej tym lepiej.
Bałwochwalstwo artysty w naszych czasach jest obecnie coraz bardziej wspierane przez jakość i innowacyjność. Minął czas, kiedy wszystko było uznawane za sztukę, nawet w obrębie sztuki abstrakcyjnej. Włączenie wydajności do NFT, które obecnie są technicznie walidowane za pomocą certyfikatów.
W sztuce sakralnej, w ciągu ostatnich kilku lat, mogłem również doświadczyć większej jakości i innowacyjności, być może ze względu na stan ciągłego zagrożenia, w którym znajdujemy się jako artyści. W naszych diecezjach wysiłki, w większości, zmierzają do zachowania tego, co mamy.
Większość nowo wybudowanych parafii jest ozdobiona masowo produkowanymi, nudnymi obrazami, które działają, ponieważ są rodzajem obrazu, którego się oczekuje, ale rzeczywistość jest taka, że nie wytwarzają one żadnego rodzaju dialogu z dzisiejszymi ludźmi.
Obecny problem nadużywania mediów społecznościowych ma wiele wspólnego z brakiem tożsamości, a brak tożsamości to także brak ekspresji i dialogu. Jeśli nie ma wspólnego języka wizualnego, wspólnej estetyki, nie ma wspólnego wyrazu, a to jest coś bardzo ważnego w komunii Kościoła. Bez dialogu nie da się przekazać piękna.
Dzisiaj my, młodzi chrześcijanie, chcemy prowadzić dialog i wyrażać się językiem prawdziwym i ludzkim, ponieważ jesteśmy świadomi cierpienia z powodu grzechu w naszym życiu i w życiu naszych przyjaciół, którzy nie wierzą. Nie chcemy mówić tylko do siebie. Czujemy się powołani do bycia Bożą misją, dlatego wyzwaniem naszego stulecia jest antropologiczny i jest to również tożsamość. Bez świeżego i osobistego języka, wolnego od ".archeologia"Nie będziemy mogli wyrażać naszej wiary, ani ewangelizować, ani wzywać osób z zewnątrz do spójności, ale też nie będziemy mogli wzywać do spójności własnego życia chrześcijańskiego tych z nas, którzy myślą, że są w środku".