Mówi się, że studia humanistyczne przeżywają kryzys, że poziom refleksji, czytania ze zrozumieniem, pisania i umiejętności konstruowania wewnętrznego świata jest stale zagrożony przez ekrany, zwłaszcza wśród najmłodszych, którzy większość dnia spędzają z oczami przyklejonymi do telefonów komórkowych. O tych i wielu innych kwestiach rozmawialiśmy z Benjamínem Franzanim we Francji, gdzie doktoryzuje się u wybitnego francuskiego mediewisty latynoskiego pochodzenia, Martina Aurella, na Uniwersytecie w Poitiers. Dla tego 33-letniego chilijskiego prawnika i profesora, z wczesnym powołaniem artystycznym, literatura epicka jest czymś więcej niż przedmiotem badań akademickich: jest, lub powinna być, źródłem inspiracji dla współczesnego życia. Na długo zanim zainteresował się jej studiowaniem, Benjamin miał już swoją własną historię jako czytelnik i pisarz. Dziś właśnie opublikował swoją własną sagę fantasy - pięć książek, niedawno zebranych w jednym tomie - nad którą pracował od dzieciństwa. Kroniki mieczadostępny na Amazon, przenosi bardzo ludzką historię inspirowaną średniowieczem do XXI wieku.
Co może nam zaoferować literatura średniowieczna, a w szczególności pieśni o czynach?
-To, co obecnie nazywamy średniowieczem, to długi okres naszej historii, który ma fundamentalne znaczenie dla zrozumienia naszych społeczeństw na Zachodzie. Nie można być wobec niego obojętnym, a świadczy o tym ponowne zainteresowanie tematami inspirowanymi średniowieczem. Jego literatura daje nam uprzywilejowane okno, jeśli niekoniecznie na rzeczywistość historyczną tamtych wieków, to na sposób, w jaki jego bohaterowie odczuwali i interpretowali wydarzenia swoich czasów: jak pamiętali swoją przeszłość i klasyczne dziedzictwo, jak kwestionowali swój świat i jak marzyli o swojej przyszłości. Wszystko to jest właściwe literaturze w ogóle, to prawda, ale średniowiecze oferuje nam bramę do naszych korzeni, które mogą nas wiele nauczyć o naszych własnych wyzwaniach XXI wieku: od kwestii artystycznych po polityczne, od debat filozoficznych i teologicznych po te dotyczące środowiska i pamięci historycznej, mężczyźni i kobiety średniowiecza stanęli przed wieloma wyzwaniami, które dziś przeżywamy. Niefortunne zaniedbanie tego okresu, spowodowane etykietą obskurantyzmu, która ciążyła na nim przez wieki, sprawiło, że nie jesteśmy w stanie czerpać z tego doświadczenia.
To powiedziawszy, pieśni o czynach? Są one gatunkiem heroicznym par excellence w średniowieczu i występują w wielu formach i kolorach: od najstarszych i zakorzenionych w literaturze ustnej rozpowszechnianej przez pieśń minstreli po najbardziej "mądrych" uczonych, którzy chcieli pozostawić potomnym relację z wielkich czynów swoich czasów. Literatura epicka zawsze pełniła funkcję spajającą społeczeństwo: pokazuje nam bohaterskie wzorce, czyli innymi słowy, jak przezwyciężyć momenty kryzysu i ocalić jedność społeczną. Niezależnie od tego, czy niebezpieczeństwo pochodzi od sił chaosu, reprezentowanych przez potwory z Beowulflub przez inwazję wrogów zewnętrznych, jak w przypadku Chanson de GuillaumeBohater jest odnowicielem, często z poświęceniem własnego życia. Innym razem uosabiają walkę o wspólny cel, w której udaje im się zjednoczyć wysiłki całej społeczności. Istnieją nawet utwory, które można nazwać "antybohaterami", takie jak te o buntownikach Raoul de Cambrai o Gormond et Isembard, w którym protagonista jest przeciwieństwem tego, czego oczekiwalibyśmy od bohatera: w swojej historii, czasem tragicznej lub po prostu strasznej, minstrel przypomina nam o wartościach, które społeczeństwo powinno podzielać.
Dziś żyjemy w społeczeństwie, w którym jednostka jest raczej wywyższana, a każde wezwanie do heroizmu wydaje się wyrwane z kontekstu. A jednak potrzebujemy heroizmu: po pierwsze, w naszym codziennym życiu, ponieważ wszyscy mamy do stoczenia duże lub małe bitwy i każdy z nas w rzeczywistości żyje własną "pieśnią uczynków", a po drugie, ponieważ pomimo tego, że jesteśmy bardziej połączeni, wydaje się, że nasza kultura zapomniała, co to znaczy być wspólnotą. A nie ma nic lepszego niż dobra pieśń uczynków, która przypomina nam, że wszyscy jesteśmy zaangażowani we wspólny wysiłek.
Jak średniowieczna literatura ma się do twojej epickiej sagi fantasy?
-Literatura fantazja (w zasadzie w języku hiszpańskim powinniśmy nazywać ten gatunek "maravilloso", ponieważ literatura "fantastyczna" to tak naprawdę ta, która wywodzi się z opowieści o duchach lub zjawiskach nadprzyrodzonych... ale ponieważ większość z nich została napisana w języku angielskim i tam, ogólna nazwa to fantazjaNarodził się jako ruch literacki w świecie anglosaskim, ściśle związany z baśniami i romantyczną atmosferą, która na swój szczególny sposób uratowała wartość średniowiecza. Narodził się w powiązaniu z folklorem, a poprzez niego z Celtami. Myślę, że dojrzałość gatunku przyszła wraz z J.R.R. Tolkienem i C.S. Lewisem. S. Lewisa, a dziś większości autorów fantazja żyjemy w jego cieniu.
To powiedziawszy, pomimo faktu, że narodził się z uznania dla średniowiecza i że przez większość czasu opowiada o historiach osadzonych w tym okresie, dziś w rzeczywistości ma bardzo niewiele z prawdziwego średniowiecza i wiele z idei, które mamy o tym okresie, bez zagłębiania się w źródła. Nie mówię tego jako negatywnej krytyki: bardzo udane sagi, takie jak Dragonlance są bardziej oparte na grach fabularnych niż na średniowiecznym świecie, który funkcjonuje niejasno jako odniesienie. Nie jest to złe samo w sobie: to, co robi, to ujawnia nam naturę fantasy, że nie chodzi o powieści historyczne, ale o myślenie o możliwych światach.
Fantastyka towarzyszy nam od zawsze, a dowodem na to jest folklor i baśnie: to przestrzeń, która pozwala nam na chwilę oderwać się od rzeczywistości i spojrzeć na nią z innej perspektywy. Niektórzy uważają literaturę za ucieczkę: ja nie. Dobra literatura, pod przykrywką fikcji, pokazuje rzeczywistość, tworzy filtr, który pozwala skupić się na konkretnym punkcie ludzkiego doświadczenia, lepiej je kontemplować. Tak jak w filmach można być oszołomionym efektami specjalnymi, tak w literaturze fantasy cudowny element - magia, różne rasy, geografia światów, które nie istnieją - może odwrócić naszą uwagę od tego, co naprawdę robi opowieść, czyli przedstawić nam historię, która może być naszą własną.
Stąd relacja między fantastyką a science fiction, które zwykle biegną bardzo blisko siebie: oba proponują scenariusze, w kierunku przeszłości lub przyszłości: pamięć i marzenie, lub dziedzictwo i projekt, moglibyśmy powiedzieć. Nie jest wcale dziwne, że Gwiezdne wojny jest na przykład bardziej średniowiecznym dramatem kosmicznym niż prawdziwym filmem naukowym. A to dlatego, że saga George'a Lukasa skupia się właśnie na tym, co było tematem filmu rzymianie rycerstwa (innego średniowiecznego gatunku): łuk bohatera. Dlatego właśnie uderza nas literatura, niezależnie od tego, czy jest to fantazja lub średniowieczny epos: ponieważ przedstawia ludzki dramat, który wzywa do działania, do wzięcia odpowiedzialności za swoje życie, do podjęcia zachowania bohatera: misji, celu. W mojej sadze Kroniki mieczaPrzykładowo, aspekt ten ucieleśniają dwaj bohaterowie, Damien i Julian. Jeden odkrywa swoją misję mniej więcej na samym początku, drugi musi ją dopiero odkryć. Dla tego pierwszego historia jest opowieścią o wierności swojemu celowi. Dla drugiego jest to opowieść o wytrwałości w poszukiwaniach. Chociaż Kroniki może rozgrywać się w wyimaginowanym kontekście, który wydaje się daleki od XXI wieku, ludzkie problemy są zasadniczo takie same. Prawda jest taka, że nie ma tak dużego dystansu, jak się wydaje, między bohaterami dobrej książki fantasy a dzisiejszym czytelnikiem.
Inny przykład: dla TolkienŚródziemie nie jest równoległym wszechświatem: to mityczna przeszłość naszej planety Ziemi. Jego świat jest tak gęsty, ponieważ dzieli gęstość naszej rzeczywistości. Jako filolog i mediewista czerpał bezpośrednio ze starożytnych i średniowiecznych źródeł. Dlatego przeszłość Elfów i Ludzi jest naszą przeszłością, mówi nam coś o tym, kim jesteśmy. Nawet jeśli jest wymyślona, nie ma to znaczenia: bajki są również wymyślone i mówią nam o rzeczach, które są bardzo realne dla tych, którzy wiedzą, jak słuchać. Z drugiej strony, dziś autorzy fantasy często czerpią ze źródeł bliższych domu: ojców gatunku. fantazja i innych autorów fantasy. Konsekwencją jest zubożenie odniesień, możliwych światów i wzrost "efektów specjalnych", czasami ze szkodą dla opowiadanej historii.
Podczas pisania Kroniki miecza Stopniowo stawałem się tego coraz bardziej świadomy. Jak wszyscy, zaczynałem w cieniu Tolkiena i w pewnym sensie nadal tam jestem. Ale jednocześnie, w miarę jak coraz bardziej interesowałem się i poznawałem "bezpośredni" średniowieczny świat, zdałem sobie sprawę, że tracimy ogromne dziedzictwo. Sam Tolkien, swoją pracą, chciał nadać mityczną przeszłość swojej rodzinnej Anglii, swoim własnym czynom, ponieważ wydawało mu się, że jest tam pustka w porównaniu z tym, co widział na kontynencie: w rzeczywistości średniowieczna literatura wyspy i jej najbardziej znane legendy - Król Artur - zostały napisane w języku francuskim, który był językiem literackim średniowiecznej Anglii. Tak więc, jeśli wielki ojciec literatury fantazja A co z nami, którzy pochodzimy z tego kontynentu - Hiszpanii, Francji, Włoch - który jest tak bogaty we własną średniowieczną historię? Dlaczego wciąż jesteśmy zakotwiczeni w celtyckiej, saksońskiej, a teraz wikingowej, skoro mamy własną rzymską, śródziemnomorską, a także średniowieczną tradycję? I tu właśnie wkraczają cantares de gesta. Z Kroniki miecza Próbowałem ocalić trochę tej kontynentalnej tradycji, modelując ją na wzór fantasy, możliwych światów, heroicznej przeszłości.
Co sprawiło, że zainteresowałeś się tym okresem historii, którego twój kraj pochodzenia, Chile, nie znał?
-Po pierwsze, prawdą jest, że odkrycie Ameryki miało oznaczać koniec średniowiecza. Ale są to etykiety, które wymyśliliśmy wieki później; rzeczywistość jest bardziej złożona. Hiszpańscy konkwistadorzy, którzy założyli Santiago de Chile, z pewnością mieli średniowieczną mentalność, której nie stracili w magiczny sposób po przepłynięciu Atlantyku. Odziedziczyliśmy tę kulturę, tak samo jak dzięki niej odziedziczyliśmy źródła klasycznego antyku i wiarę katolicką. Czuję się spadkobiercą kultury zachodniej w takim samym stopniu, jak każdy Europejczyk: nie jest to dla mnie "obca" historia, tak jakbym interesował się światem azjatyckim.
To powiedziawszy, moje zainteresowanie średniowieczem było początkowo po prostu pośrednim smakiem: jak większość ludzi, zwłaszcza z krajów, w których nie zachowały się średniowieczne zabytki ani architektura, moje podejście do średniowiecza odbywało się poprzez literaturę i film. Zacząłem pisać na długo przed rozpoczęciem studiów, więc nie miałem jeszcze pojęcia o średniowieczu. Ale czytałem Tolkiena, Lewisa, Waltera Scotta, niektóre książki (oczywiście uwspółcześnione), w których zebrano legendy o królu Arturze... wszystko to sprawiło, że byłem oczarowany tym okresem historycznym, opowieściami o rycerzach, bitwach, magii. W tym samym czasie w moim domu nierzadko można było usłyszeć ojca opowiadającego o hiszpańskiej rekonkwiście, o wojownikach-mnichach, o paladynach takich jak Roland. Nie był to częsty temat, ale z jakiegoś powodu te kilka razy, kiedy on lub mój dziadek o tym mówili, pozostały we mnie głęboko wyryte. Potem nadszedł kluczowy moment: jako rodzina mieliśmy okazję mieszkać w Rzymie przez półtora roku, w związku z pracą mojego ojca. Chodziłem tam do szkoły i zbiegło się to w czasie z latami, kiedy studiowano Dantego i Boska komediaoraz Ariosto i jego Orlando furioso. Kość została rzucona: byłem już czytelnikiem fantastyki, a teraz odkrywałem źródło, z którego ta fantastyka piła, nie w okrężny sposób, ale przez oszołomienie. in situ.
Co motywuje cię do pisania?
-Z jednej strony dzielenie się historiami. To pomaga nam przewartościować to, co czyni nas ludźmi, odkryć samych siebie. Staram się kłaść nacisk na postacie i ich psychologię, nadzieje lub lęki, które nimi kierują: kierując się tymi pierwszymi, przezwyciężając te drugie, historia jest tkana i proponuje model, który dosłownie wchodzi przez oczy. Co więcej, jest to naprawdę przyjemny proces, zarówno pisanie, jak i czytanie. Tak więc krótka odpowiedź brzmi: dla przyjemności.
Ale jest też inny cel: ponowne oświecenie średniowiecza. Niestety, świat opowieści - filmów, seriali, literatury - jest dziś prawdopodobnie ostatnim bastionem obskurantyzmu. Mówię niestety, ponieważ choć dziś żaden w połowie poważny historyk nie twierdziłby, że średniowiecze było "wiekami ciemnymi", to większość populacji otrzymuje interpretację ekranów i powieści. Powiedziałem wcześniej, że średniowiecze jest naszą przeszłością i pomaga nam zrozumieć, kim jesteśmy. Cóż, życie tak, jakby wszystko, co było przed nami, zwłaszcza średniowiecze, było po prostu złe i barbarzyńskie, naprawdę nas nie rozumie. Lewis powiedział, że są ludzie, którym wydaje się, że w średniowieczu nie było słonecznych niedziel nad rzeką: była zima, zaraza i przemoc polityczna i religijna. Ciekawe jest to, że nie zaprzeczając, że te rzeczy istniały, zapominamy, że wszystkie one są niefortunną stałą naszego człowieczeństwa: jeśli przeniesiemy je do średniowiecza, zamykamy oczy na ich dzisiejszą obecność i nie walczymy z nimi. Dla kontrastu, średniowiecze było również czasem intelektualnego i kulturowego rozkwitu, sztuki i świadomości duchowości, której dzisiejszy świat pragnie i nie wie, gdzie ją znaleźć. Niedawno na wystawie poświęconej literaturze fantazja Tutaj, w Paryżu, krytyka religii została zaproponowana jako fundamentalny element gatunku. Ciekawe jest to, że w tym samym czasie Lewis i Tolkien, obaj głęboko chrześcijańscy, zostali zaproponowani jako ojcowie gatunku. Ratowanie świetlistej strony średniowiecza to także ratowanie nadziei dla ciemności naszego świata. Przypomnienie sobie, że średniowiecze było czasem jasnych kolorów i intensywnych emocji, odkrycie przyczyny tej radości pomimo trudności, może dać nam klucz do szarości i zimy naszego własnego życia.
Jak możemy pomóc młodym ludziom zainteresować się literaturą?
-To pytanie można by zadawać jeszcze długo. Powiedzmy po prostu, że literatura pomaga im stawić czoła sobie i światu. Nasze życie jest w dużej mierze konstrukcją opowieści, a czytanie pomaga nam żyć wieloma życiami, dając nam doświadczenia, których w przeciwnym razie potrzebowalibyśmy wieków. Na tym polega wdzięk i magia pisania: pozwala nam usiąść na wieczorną rozmowę z Dantem Alighieri, Owidiuszem lub Jane Austen.
Którzy autorzy lub nauczyciele wywarli na ciebie wpływ?
-Moim wstępem do czytania były książki Juliusza Verne'a i jego opowieści przygodowe. Lubię czytać wszystko po trochu, a w ostatnich latach czytałem niewiele fantastyki. Verne i Walter Scott (Ivanhoe, Czarna Strzała) były bardzo ważne na początku. Potem poznałem Kroniki Narnii a także Niekończąca się historia Michael Ende: Byłem zdumiony jego propozycją wewnętrznego świata, świata wyobraźni, ponieważ było to coś, czego sam doświadczyłem, kiedy wymyślałem gry lub historie, które opowiadałem mojemu bratu i kuzynom na wsi. Potem przeszedłem do Tolkiena, którego pokochałem. Powinienem również umieścić na tej liście Tada Williama i jego sagę Tęsknota i żal i Terry Brooks z Miecz Shannary. Ale to, co niewątpliwie wywarło na mnie największy wpływ, to moje "włoskie doświadczenie": tam, na lekcjach literatury prowadzonych w mojej szkole przez słynnego już Alessandro D'Avenia, poznałem Dantego i Ariosto, dwóch autorów, którzy na zawsze mnie naznaczyli i którzy otworzyli mi drzwi do literatury minionych wieków: stamtąd mogłem bez obaw przeskoczyć do klasyków, takich jak Eneidathe Iliadathe Odysejathe Beowulf i Cantar de mio Cid.
Co wyróżnia Kroniki miecza jako saga fantasy?
-To prawdopodobnie pytanie, na które lepiej odpowie czytelnik niż ja jako autor. Ale jeśli miałbym coś podkreślić, to myślę, że byłby to twój punkt widzenia. W dzisiejszej literaturze fantasy często widzimy proste odwzorowanie naszych mentalnych współrzędnych w średniowiecznym krajobrazie. Wspomniałem o tym jakiś czas temu przy okazji wystawy w Paryżu: istnieje wiele książek fantasy, które dziś można by umieścić pod współrzędnymi agnostycyzmu lub pewnego immanentnego mistycyzmu, kultu natury, które są obce średniowiecznej mentalności. Nie umniejszając faktu, że w średniowieczu istnieją również wpływy przedchrześcijańskie, które można utożsamić z kultem natury, wydaje mi się, że przedstawianie dzieła jako "średniowiecznego", a następnie pomijanie aspektu tak centralnego dla średniowiecza jak transcendencja, jest niezrozumieniem siły średniowiecza, która leży właśnie w tej pozornie sprzecznej, ale dobrze osiągniętej grze łączenia tego, co wieczne, z tym, co przemijające. Odbiegłem od tematu i teraz do niego wracam: chcę powiedzieć, że w Kroniki miecza Starałem się przyjąć punkt widzenia, jaki mógł mieć średniowieczny bohater. Tak więc, na przykład, Imperium nie jest despotyczną i opresyjną siłą - antydemokratyczną, jak powiedzielibyśmy dzisiaj - ale wręcz przeciwnie, urzeczywistnieniem marzenia o jedności ludzkości. Świat duchowy nie jest czymś ezoterycznym i odległym, ale czymś bardzo obecnym w codziennym życiu, wręcz konkretnym, w co bohaterowie w zasadzie nie wątpią. Abstrakcyjne kategorie są jasne, niuanse tkwią w postaciach, którym nie zawsze udaje się dobrze dopasować do tego, w co mówią, że wierzą. Wierzę, że taki punkt widzenia powieści może odświeżyć gatunek, popychając go do odkrywania swoich źródeł, a jednocześnie popycha czytelników do wyjścia nieco poza dominujące nurty myślowe, aby ocenić naszą własną kulturę.
Jak doszło do publikacji?
–Kroniki miecza to moja "historia młodości": zacząłem ją pisać, gdy miałem około 15 lat, a skończyłem, gdy kończyłem studia prawnicze. Między ukończeniem a publikacją minęło jeszcze prawie siedem lat... W rzeczywistości zdecydowałem się ją opublikować, gdy szukałem wydawcy dla mojej pracy magisterskiej z literatury, na temat El Cid i Wiersz Fernána Gonzáleza. Był to rok, w którym rozpoczęły się niepokoje społeczne w moim kraju, Chile, a ja pracowałem w biurze, które uniwersytet ma w centrum miasta, aby zapewnić pomoc prawną tym, których nie stać na prawnika, jednocześnie szkoląc studentów w zakresie praktyki prawniczej. W rezultacie miałem kontakt ze wszystkimi stronami problemu: potrzebami ludzi, którzy prosili nas o pomoc, młodymi ludźmi, którzy chcieli pomóc, których widziałem w moich studentach, a jednocześnie tymi samymi młodymi ludźmi, którzy chcieli coś zmienić, ale na ulicach często zamieniali się w tłum za płonącymi barykadami. Zdałem sobie sprawę, że brakowało i nadal brakuje jedności: ideału, o który warto walczyć, nie rozrywając przy tym całej tkanki społecznej. Ponieważ właśnie skończyłem pracę magisterską na temat eposów, byłem bardzo świadomy faktu, że taka jest funkcja narracji heroicznych. A potem pomyślałem: "Napisałem heroiczną historię, która proponuje ludzki ideał, który dziś wydaje się być odrzucany z powodu panującego obskurantyzmu... może to nie zmieni rzeczy, ale może publikując ją, mogę zrobić swoją cegiełkę". I tak, w tym samym czasie, w którym starałem się opublikować moją pracę magisterską, rozpocząłem przygodę wydawniczą Kroniki mieczaTa przygoda zakończyła się dopiero w zeszłym roku, wraz z "pojedynczym tomem" pięciu piosenek, dzięki pomocy Vuelo Ártico, agencji wydawniczej, która podjęła się realizacji projektu.
Czy masz na myśli jakieś nadchodzące projekty?
-Najważniejszym projektem jest dla mnie teraz ukończenie doktoratu, kreatywne pisanie jest w tej chwili zawieszone. Ciągle jednak robię notatki na temat tego, co mogłoby być nowymi historiami.
To powiedziawszy, jest już francuski wydawca zainteresowany publikacją sagi. Nie udało mi się jednak pokonać przeszkody, jaką jest znalezienie finansowania dla tłumacza: bez tego nie można poczynić żadnych postępów. Innym marzeniem jest oczywiście tłumaczenie na język angielski, aby wejść do "wielkich lig". fantazja.
Mam też inne historie dotyczące uniwersum Kroniki miecza które są dziś na moim blogu, Wędrowny Minstreli które pewnego dnia mogą ujrzeć światło dzienne jako książki: Orencio i Eloísa y Zielony Rycerz. Pierwsza z nich jest skończona, druga to wciąż trwający projekt składający się z trzech lub czterech książek, z których tylko pierwsza została napisana. Ale jak mówię, na razie wszystko jest wstrzymane.