Są tacy, którzy uważają, że motocykliści to ludzie niepokorni, że jesteśmy podgatunkiem goryli drogowych, miłośnikami hałasu, uzależnionymi od wylewności skóry i benzyny, maskaradami drogowymi, czy też domniemanymi sprawcami najohydniejszych przestępstw. A nic nie może być dalsze od prawdy. Co więcej, jest to chyba grupa, której solidarność na drodze jest najbardziej intensywna.
Ponad dziesięć lat temu utworzyliśmy osobliwy klub motocyklowy. W lipcu 2006 r. kilku przyjaciół wpadło na pomysł, aby przejechać z Madrytu do Walencji i uczestniczyć w wizycie Benedykta XVI z okazji Światowego Dnia Rodzin.
Władze zwróciły uwagę, że trudno byłoby dostać się na miejsce wydarzenia, gdybyśmy przyjechali samochodem, więc biorąc pod uwagę naszą wspólną miłość do motocykli i ich niezliczone zalety, noc wcześniej zdecydowaliśmy się odbyć podróż na dwóch kołach, co ostatecznie pozwoliło nam uczestniczyć we Mszy Świętej niemal w pierwszym rzędzie. Był to pierwszy wyjazd i tak dobrze się bawiliśmy, że postanowiliśmy powtarzać go przynajmniej raz w roku.
Pomyśleliśmy, że dobrym powodem może być uczczenie Matki Boskiej poprzez odwiedzenie jednego z wielu sanktuariów jej poświęconych, aby odmówić Różaniec Święty. Tak też się stało i w maju 2007 roku wybraliśmy sanktuarium Matki Bożej z Sonsoles w Avili jako cel naszej pierwszej pielgrzymki motocyklowej. Taki był początek Motorromeros, przygody, która z czasem przerodziła się w duży klub motocyklistów, którzy, aby dołączyć, muszą spełnić tylko trzy warunki: pasja do motocykli, nabożeństwo do Dziewicy i udział w Motorromerii.
Ponieważ Hiszpania jest krainą Maryi, jak to trafnie określił święty Jan Paweł II, odwiedziliśmy wiele kapliczek i przydrożnych kapliczek poświęconych Matce Boskiej, prześledziliśmy wiele zakrętów i odmówiliśmy wiele zdrowasiek. A to pozwoliło nam nawiązać więzi przyjaźni, które wykraczają poza nasze wspólne hobby.
Głównie w sobotnie poranki odbywamy krótkie wycieczki do miejsc w pobliżu Madrytu, ale raz lub dwa razy w roku odbywamy wycieczki weekendowe, które zaprowadziły nas do takich miejsc jak Covadonga, Aránzazu, Torreciudad, El Pilar, La Virgen de la Cabeza, El Rocío, Lourdes czy Fátima. Kilkakrotnie pielgrzymowaliśmy też do Santiago, a obecnie rozpoczynamy etapową pielgrzymkę z Roncesvalles, którą - jak Bóg da - ukończymy w roku jubileuszowym.
Z drugiej strony, jako że motocykliści są z reguły bardziej przyjaźnie nastawieni do dróg drugorzędnych niż autostrad, zobaczyliśmy wiele pięknych miejsc, które składają się na geografię Hiszpanii, a których w innym przypadku nigdy byśmy nie zobaczyli.
Z wielką radością przyjęliśmy wiadomość o poświęceniu przez papieża Franciszka roku św. Józefa, bo od kilku lat mamy go za patrona i jemu się powierzamy. Uczyniliśmy go naszym patronem z dwóch głównych powodów. Po pierwsze dlatego, że był głęboko zakochany w Maryi i w tym chcemy go naśladować, a po drugie dlatego, że miał wiernego osiołka do swoich podróży. My - używając żargonu motocyklistów - jeździmy na "osiołku" i choćby z tego powodu jesteśmy do niego w pewnym sensie podobni.
Oprócz świętego Józefa, od początku doświadczamy opieki Archanioła Świętego Rafała, patrona wszystkich motocyklistów. Wyciągnął nas z tylu tarapatów, że gdybyśmy mieli je spisać po kolei, to chyba nawet świat nie pomieściłby książek, które trzeba by było napisać. Aby policzyć tylko jednego, mamy zwyczaj na początku każdej jazdy odmawiać do niego "modlitwę motocyklisty", przywołując jego ochronę.
W 2013 roku, z okazji Roku Jubileuszowego kanonicznej koronacji María Santísima de la Esperanza Macarena, pojechaliśmy do Sewilli, aby ją odwiedzić. W drodze powrotnej zrobiliśmy postój w Cordobie, gdzie zatrzymaliśmy się w katedrze, aby odprawić Eucharystię.
Dobrą rzeczą w jeździe motocyklem jest to, że można zaparkować pod samymi drzwiami miejsca, do którego się jedzie i tak też zrobiliśmy, bo nie było żadnego znaku ani drogowskazu, który by nam to uniemożliwiał. Jednak wychodząc z katedry, ze zdziwieniem zobaczyliśmy na każdym rowerze receptę od Straży Miejskiej. Podobno w pobliżu obowiązywał zakaz parkowania. W czasie tej podróży tak się złożyło, że w pośpiechu nie odmówiliśmy przy wyjeździe modlitwy do świętego Rafała, a gdy zobaczyliśmy grzywki, powiedziałem Ojcu, że ta niemiła niespodzianka mogła być spowodowana tylko naszym fatalnym zapomnieniem. Zgodził się ze mną, a ponieważ święty Rafał jest opiekunem Kordoby i ma pomnik kilka metrów od katedry, poszliśmy tam, aby naprawić nasz błąd i przywołać jego pomoc. To była ręka świętego, a raczej ręka anioła, bo gdy kończyliśmy amen, na skrzyżowaniu pojawiło się dwóch miejskich motocyklistów, którzy zatrzymali się dokładnie u stóp Archanioła, gdzie byliśmy. Poszedłem do nich wyjaśnić sytuację, a oni zdjęli mandaty, za co podziękowaliśmy mecenasowi i pozwolili nam szczęśliwie dokończyć trasę. Od tego czasu nie przestaliśmy się na niego powoływać na każdym wyjeździe. Mieliśmy lepiej.
W każdym razie tą, która najbardziej nas chroni jest Maryja, i to nie tylko od nieszczęść na drodze, których dzięki Niej prawie nie mamy, ale dlatego, że każdego z nas przybliżyła trochę do Naszego Pana, jak to zawsze czyni. Zawsze idziemy do Niego i wracamy do Niego przez Maryję.
Od początku tego szaleństwa klub zawsze był w jakiś sposób związany z sakramentem małżeństwa, bo w całej naszej krótkiej historii wielokrotnie zdarzało się, że przyjeżdżając do domu Marii szczęśliwie trafialiśmy na wesele. Z tego powodu postanowiliśmy wprowadzić do klubu nową tradycję, jaką jest eskortowanie córek wszystkich motocyklistów, którzy zdecydują się podejść do ołtarza, aby wziąć ślub. Tak właśnie postąpiliśmy kilka miesięcy temu z Joaną, córką Alberto, która w drodze do kościoła była zaskoczona, gdy pod drzwiami jej domu znalazła dużą grupę motocyklistów. Jej ojciec niemal zostawił córkę w ślubnym samochodzie, by dołączyć do eskorty, z ogonem włącznie.
I jeszcze na temat eskorty, zaproponowaliśmy organizatorom tej fantastycznej inicjatywy María Ven, aby eskortowali Dziewicę w Madrycie w październiku przyszłego roku, na zakończenie Jej pielgrzymki przez Hiszpanię na Cerro de los Ángeles.
Kiedy usłyszeliśmy o tym wydarzeniu pomyśleliśmy, że jeśli miałoby się ono odbyć, to będziemy zaszczyceni i jeśli w końcu wyrazisz zgodę, to z przyjemnością będziemy Ci towarzyszyć.
Jesteśmy już ponad setką członków klubu i jeśli o jednym jesteśmy przekonani, to o tym, że miłość do Panny i jazda na motocyklu bardzo pomagają w dotarciu do dobrego celu.