Omnes informował już o. pierwsze gesty, emocjonalne i fotogeniczne85-letni nieustraszony pielgrzym, który podczas swojej 37. podróży apostolskiej przemierza w fotelu, Fiacie 500, popemobile i oczywiście leci samolotem, łącznie około 19 tys. km.
Papież z nawiązką wypełnia swoją obietnicę, że osobiście poprosi o przebaczenie w tym miejscu, co przewidział w Rzymie 17 lipca: "Pójdę (...) przede wszystkim w imię Jezusa, aby spotkać i objąć ludność tubylczą". Niestety, w Kanadzie wielu chrześcijan ... przyczyniło się do polityki asymilacji kulturowej, która w przeszłości poważnie zaszkodziła, na różne sposoby, społecznościom tubylczym. Dlatego niedawno przyjąłem w Watykanie (i) mam zamiar odbyć pokutną pielgrzymkę) pewne grupy, przedstawicieli ludów tubylczych."
W poniedziałek 25 Franciszek nie mógł być mniej dwuznaczny ani bardziej autentyczny, co zauważyli obserwatorzy i rozsądni tubylcy, których w Kanadzie jest wielu. Konkretnym gestem zwrócił rdzennej kobiecie z prowincji Saskatchewan mokasyny, które "pożyczyła" mu w Rzymie - małe buciki w Kanadzie przypominają o tych rdzennych dzieciach, które nigdy nie wróciły ze szkół z internatem: "Poproszono mnie o zwrot mokasynów, kiedy przyjechałem do Kanady; przywiozłem je..., i chciałbym czerpać inspirację właśnie z tego symbolu, który w ostatnich miesiącach na nowo rozbudził we mnie ból, oburzenie i wstyd. Pamięć o tych dzieciach wywołuje żal... Ale te mokasyny mówią nam też o drodze, o podróży, którą chcemy odbyć razem. Wspólne spacery, wspólna modlitwaMusimy pracować razem, aby cierpienie z przeszłości ustąpiło miejsca przyszłości sprawiedliwości, uzdrowieniu i pojednaniu".
Chodzi o to, że Franciszek mówi do Kanadyjczyków o nadziei, a nie tylko o tragediach z przeszłości. "Trzeba pamiętać, jak szkodliwa była polityka asymilacji i odłączenia, która obejmowała również system szkół rezydencjalnych (...) Kiedy europejscy osadnicy przybyli tu po raz pierwszy, istniała wielka szansa na rozwinięcie owocnego spotkania kultur, tradycji i duchowości. W dużej mierze jednak tak się nie stało. I przypomina mi się to, co mi powiedziałeś, jak polityka asymilacji skończyła się systematyczną marginalizacją rdzennej ludności; jak, również poprzez system szkół rezydencjalnych, ich języki, ich kultury były oczerniane i tłumione; i jak dzieci były fizycznie i werbalnie, psychicznie i duchowo maltretowane; jak były zabierane ze swoich domów, gdy były bardzo młode i jak to trwale naznaczyło relacje między rodzicami i dziećmi, między dziadkami i wnukami".
"Chociaż chrześcijańska dobroczynność była obecna i istnieje wiele przykładów poświęcenia dla dzieci, ogólne konsekwencje polityki związanej ze szkołami mieszkalnymi były katastrofalne. To, co mówi nam wiara chrześcijańska, to fakt, że był to niszczący błąd, niezgodny z Ewangelią Jezusa Chrystusa. Boli świadomość, że ten zwarty grunt wartości, języka i kultury ...uległ erozji i że nadal płacicie za to cenę. W obliczu tego skandalicznego zła Kościół klęka przed Bogiem i błaga go o przebaczenie za grzechy swoich dzieci (zob. Jan Paweł II, Incarnationis mysterium). Chciałbym powtórzyć ze wstydem i jasno: pokornie proszę o przebaczenie za zło, którego tak wielu chrześcijan dopuściło się wobec rdzennych mieszkańców".
"W tym pierwszym etapie chciałem zrobić miejsce na pamięć. Dziś jestem tu, by wspominać przeszłość, by opłakiwać z wami, by w ciszy patrzeć na ziemię, by modlić się przy grobach. Niech cisza pomoże nam wszystkim zinternalizować ból. Cisza i modlitwa. W obliczu zła módlmy się do Pana dobra; w obliczu śmierci módlmy się do Boga życia... Jezus Chrystus uczynił grób... miejscem odrodzenia, zmartwychwstania, gdzie rozpoczęła się historia nowego życia i powszechnego pojednania. Nasze wysiłki nie wystarczą..., potrzebujemy Jego łaski, potrzebujemy łagodności i siły mądrości Ducha, czułości Pocieszyciela".
Chrystus jest rdzenny
Po południu 25 lipca Franciszek zacytował Jana Pawła II (Prowincja Ontario, 15 września 1984): "Chrystus ożywia samo serce każdej kultury, tak że chrześcijaństwo nie tylko obejmuje wszystkie ludy tubylcze, ale sam Chrystus w członkach swego ciała jest tubylczy".
Tego popołudnia w parafii Sacred Heart poświęconej rdzennej ludności w Edmonton, stolicy Alberty, Franciszek mówił o koncepcji pojednania. "Jezus pojednuje, składając dwie odległe rzeczywistości w jedną rzeczywistość, jedną rzecz, jedną osobę. A jak to robi? Przez krzyż... Jezus za pomocą krańców swojego krzyża obejmuje punkty kardynalne i zbliża do siebie najbardziej odległe narody, Jezus uzdrawia i pacyfikuje wszystkich (zob. Efezjan 2,14)."
Kontynuował: "Jezus nie proponuje nam słów i dobrych postanowień, ale proponuje nam krzyż, tę skandaliczną miłość, która pozwala, aby jej stopy i nadgarstki były przebite gwoździami, a głowa przebita cierniem. To jest kierunek, w którym należy podążać, wspólnie patrzeć na Chrystusa, miłość zdradzoną i ukrzyżowaną za nas; widzieć Jezusa, ukrzyżowanego w tak wielu uczniach szkół z internatem. Jeśli chcemy być pojednani... to naprawdę musimy podnieść oczy na Jezusa ukrzyżowanego, musimy uzyskać pokój na Jego ołtarzu... Pojednanie jest nie tyle naszym dziełem, jest darem, jest darem, który płynie od Ukrzyżowanego, jest pokojem, który płynie z Serca Jezusa, jest łaską, o którą trzeba prosić."
Przemawiał do kościoła wypełnionego innym aspektem pojednania. "Jezus przez krzyż pojednał nas w jedno ciało... Kościół jest tym żywym ciałem pojednania. Ale jeśli pomyślimy o nieusuwalnym bólu, którego doświadczyliśmy... doświadczymy tylko gniewu... wstydu. Stało się tak, gdy wierzący pozwolili sobie na światowość i zamiast promować pojednanie, narzucili własny model kulturowy. Ta mentalność... powoli umiera, nawet z religijnego punktu widzenia. W rzeczywistości wydaje się, że wygodniej jest zaszczepić Boga w ludziach, niż pozwolić ludziom zbliżyć się do Boga. Sprzeczność. Ale to nigdy nie działa, bo Pan tak nie działa, nie zmusza, nie dusi, nie uciska; kocha, wyzwala, uwalnia. Nie podtrzymuje swoim Duchem tych, którzy podporządkowują sobie innych".
Lapidarnym zdaniem Franciszek powiedział: "Boga nie można głosić w sposób sprzeczny z Bogiem. A przecież ile razy w historii tak się działo! O ile Bóg przedstawia się prosto i pokornie, o tyle my ulegamy pokusie narzucenia Go i narzucenia się w Jego imieniu. Jest to światowa pokusa, by sprowadzić Go z krzyża, by zamanifestować Go w mocy i wyglądzie. Ale Jezus pojednaje na krzyżu, a nie przez zejście z krzyża."
Dalej mówił o pojednaniu, jako "synonimie Kościoła... Kościół jest domem, w którym na nowo się pojednujemy, w którym spotykamy się, aby zacząć na nowo i wzrastać razem. Jest to miejsce, w którym przestajemy myśleć jako jednostki, aby rozpoznać siebie nawzajem jako braci i siostry, patrząc sobie w oczy, przyjmując wzajemnie swoje historie i kulturę, pozwalając, aby mistyka bycia razem, tak miła Duchowi Świętemu, sprzyjała uzdrowieniu zranionych wspomnień. To jest droga, nie decydować za innych, nie zaszufladkować wszystkich w ustalonych wcześniej schematach, ale postawić się przed Ukrzyżowanym i przed bratem, aby nauczyć się chodzić razem. To jest Kościół (...), nie zbiór idei i nakazów, które należy wpoić ludziom, (...) (ale) gościnny dom dla wszystkich. I oby tak było zawsze. ...Wspólna modlitwa, wspólna pomoc, dzielenie się historiami życia, wspólnymi radościami i zmaganiami otwiera drzwi do pojednawczego działania Boga."
26 lipca, Święta Anna
26 lipca to bardzo lubiany dzień świąteczny w Kanadzie, zwłaszcza przez rdzennych katolików. O godz. 10 Papież koncelebrował (nie mogąc przewodniczyć Eucharystii ze względu na chore kolano) na stadionie Commonwealth w Edmonton. Modlitwa eucharystyczna była w języku łacińskim. Przed końcowym błogosławieństwem główny celebrans, arcybiskup Edmonton Richard Smith, podziękował mu "głęboko" za jego wielkie osobiste poświęcenie na tej drodze, a ponad 50 tys. zgromadzonych osób biło brawo przez trzy minuty.
Po południu pobłogosławił wodę i ludzi w sanktuarium św. Anny nad jeziorem o tej samej nazwie sto kilometrów na północny zachód od Edmonton. Tam, podobnie jak rano na stadionie, wypowiedział serdeczne słowa związane z babcią Jezusa.
Drzwi są szeroko otwarte dla tego medialnego papieża do ewangelizacji, ponieważ uroczystości są transmitowane do milionów ludzi, na przykład przez Canadian Broadcasting Corporation. Towarzyszący mu ksiądz tłumaczy z przerwami i bardzo skutecznie na język angielski, dzięki czemu można go bardzo dobrze śledzić.
Homilia z Mszy św.
Jesteśmy dziećmi historii, której trzeba strzec, nie jesteśmy wyspami - mówił papież podczas Mszy św. Wyjaśnił, że wiara jest zwykle przekazywana w domu w języku ojczystym. Stąd wielka tragedia internatów, które wypaczyły tę dynamikę. To właśnie od naszych dziadków nauczyliśmy się, że miłość nie jest narzucana. Wiara nigdy nie może być narzucana. Nie uciskajmy sumień - i nigdy nie przestańmy kochać i szanować ludzi, którzy szli przed nami i którzy zostali nam powierzeni. Są bowiem "cennymi skarbami strzegącymi historii większej od nich samych".
Ale "oprócz tego, że jesteśmy dziećmi historii, którą trzeba zachować, jesteśmy rzemieślnikami historii, którą trzeba budować". Papież prosił obecnych, by nie byli sterylnymi krytykami systemu, ale budowniczymi przyszłości, w dialogu z przeszłymi i przyszłymi pokoleniami.
Rozróżniał zdrową tradycję, czyli drzewo, którego korzeń wysyła się w górę i przynosi owoce; oraz tradycjonalizm horyzontalny, który robi rzeczy dlatego, że zawsze były robione w ten sposób. Tradycja jest żywą wiarą naszych zmarłych, natomiast tradycjonalizm jest martwą wiarą żywych.
"Niech Joachim i Anna wstawiają się za nami. Niech pomogą nam strzec historii, która nas zrodziła i budować historię generatywną. Niech przypominają nam o duchowym znaczeniu oddawania czci naszym dziadkom i starszym, o korzystaniu z ich obecności, by budować lepszą przyszłość. Przyszłość, w której osoby starsze nie są odrzucane, ponieważ są funkcjonalnie "niepotrzebne"; przyszłość, w której nie ocenia się wartości ludzi tylko na podstawie tego, co produkują; przyszłość, która nie jest obojętna wobec tych, którzy, będąc już w zaawansowanym wieku, potrzebują więcej czasu, słuchania i uwagi; przyszłość, w której nie powtarza się historia przemocy i marginalizacji, której doświadczyli nasi rodzimi bracia i siostry. Jest to przyszłość możliwa, jeśli z Bożą pomocą nie zerwiemy więzi z tymi, którzy odeszli przed nami i będziemy pielęgnować dialog z tymi, którzy przyjdą po nas: młodymi i starszymi, dziadkami i wnukami, razem. Idźmy razem do przodu, marzmy razem. Nie zapominajmy też o radzie Pawła dla jego ucznia Tymoteusza: "Pamiętaj o swojej matce i babce".
Dziadkowie i niemowlęta. Franciszek zdążył objechać wnętrze stadionu w popemobilu, pozdrowić i ucałować około dwudziestu niemowląt. To było przed mszą.
Opowieść o dwóch jeziorach
Później, w Lac Sainte Anne, po liturgii Słowa (Ezechiel o wodzie wypływającej ze świątyni i uzdrawiającej oraz Jezus mówiący "Jeśli ktoś jest spragniony, niech przyjdzie do mnie i pije"), papież porównał jezioro do Jeziora Galilejskiego. Wyobraził sobie Jezusa posługującego na brzegu podobnego jeziora.
Jezioro Galilejskie było "jak skupisko różnic, na jego brzegach byli rybacy i celnicy, setnicy i niewolnicy, faryzeusze i ubodzy, mężczyźni i kobiety... Tam Jezus głosił Królestwo Boże. Nie do wybranych osób religijnych, ale do różnych ludów, które tak jak dzisiaj przybyły z różnych miejsc, przyjmując wszystkich i w takim naturalnym teatrze". Tam Bóg ogłosił światu "coś rewolucyjnego: 'nadstawcie drugi policzek, miłujcie waszych nieprzyjaciół, żyjcie jak bracia i siostry, aby być dziećmi Boga, Ojca, który sprawia, że słońce wschodzi nad dobrymi i złymi i sprawia, że deszcz pada na sprawiedliwych i niesprawiedliwych'. Tak więc właśnie to jezioro, "wymieszane z różnorodnością", było miejscem bezprecedensowej zapowiedzi (...) rewolucji bez śmierci i ran, rewolucji miłości".
Porównał dźwięk tubylczych bębnów, które stale mu towarzyszyły, do bicia serca. Dodał: "Tutaj, na brzegu tego jeziora, dźwięk bębnów, który przekracza wieki i łączy różne narody, przenosi nas w tamte czasy. Przypomina nam, że braterstwo jest prawdziwe, jeśli łączy tych, którzy są zrażeni."
Odniósł się do wspomaganego samobójstwa, eufemistycznie nazywanego Pomoc medyczna w umieraniuLiczba osób legalnie poddanych eutanazji od tego czasu wynosi obecnie około 40 tysięcy. Liczba osób legalnie poddanych eutanazji od tego czasu wynosi obecnie ok. 40 tys. "Musimy patrzeć bardziej na peryferie i słuchać krzyku ostatnich, musimy umieć przyjąć ból tych, którzy, często w milczeniu, w naszych przeludnionych i zdepersonalizowanych miastach, wołają: 'Nie zostawiajcie nas samych'. Jest to także wołanie osób starszych, którym grozi samotna śmierć w domu lub porzuconych w jakiejś strukturze, albo niewygodnych chorych, którym zamiast czułości daje się śmierć".
Odniósł się także do młodych ludzi, do "stłumionego krzyku chłopców i dziewcząt, którzy bardziej pytają niż słyszą, którzy przekazują swoją wolność telefonowi komórkowemu, podczas gdy na tych samych ulicach inni rówieśnicy błądzą zagubieni, znieczuleni jakąś dywersją, zniewoleni nałogami, które czynią ich smutnymi i niezadowolonymi, niezdolnymi do uwierzenia w siebie, do pokochania tego, kim są i piękna życia, które mają. Nie zostawiaj nas samych to krzyk kogoś, kto chciałby mieć lepszy świat, ale nie wie, od czego zacząć".
Największy ewangelizator nie wahał się oczywiście stwierdzić, że ewangelizacja inkulturowana jest wielkim błogosławieństwem, także ludzkim. "Podczas dramatów podboju to Matka Boża z Guadalupe przekazywała Indianom właściwą wiarę, mówiąc ich językiem, nosząc ich stroje, bez przemocy i bez narzucania. A wkrótce potem, wraz z pojawieniem się prasy drukarskiej, ukazały się pierwsze gramatyki i katechizmy w językach tubylczych. Jak wiele dobrego zrobili autentycznie ewangelizujący misjonarze w zachowaniu języków i kultur tubylczych w wielu częściach świata! W Kanadzie ta "matczyna inkulturacja", która dokonała się dzięki działalności św. Anny, połączyła piękno tradycji tubylczych i wiary oraz nadała im kształt dzięki mądrości babci, która jest dwa razy matką".
Od 133 lat do tego sanktuarium pielgrzymują rdzenni chrześcijanie. Przed przybyciem chrześcijaństwa istniał już zwyczaj modlenia się w tym miejscu, ponieważ według ustnej tradycji tubylczej pewien wódz miał sen, w którym zobaczył, że w tym jeziorze znajdą uzdrowienie. Dlatego papież pielgrzym powiedział w homilii: "Ileż serc przyszło tu stęsknionych i znużonych, obciążonych ciężarami życia, a nad tymi wodami znalazły pocieszenie i siłę, by iść dalej".
27 lipca papież leci przez cztery godziny, docierając do Quebec City o trzeciej po południu. Czekamy na niego tutaj.